20
ISSN 2451-4071 | Numer 31 | Wrzesień/Październik 2018 | www.whatsupmagazine.pl | egzemplarz bezcenny magazine pierwszy dla outsourcingu i korporacji Wersja w pdf na www.whatsupmagazine.pl gotów do zmian Radosław Fronc o krakowskiej gastronomii za i przeciw Strefa Czystego Transportu multikulti Wielonarodowy rynek pracy

łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

  • Upload
    others

  • View
    0

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

ISSN

245

1-40

71 |

Num

er 3

1 | W

rzes

ień/

Paźd

zier

nik

2018

| w

ww

.wha

tsup

mag

azin

e.pl

| eg

zem

plar

z be

zcen

ny

m a g a z i n e

p i e r w s z y d l a o u t s o u r c i n g u i k o r p o r a c j i

Wersja w pdf na www.whatsupmagazine.pl

gotów do zmian Radosław Fronc o krakowskiej gastronomii

za i przeciwStrefa Czystego Transportu

multikultiWielonarodowy rynek pracy

Page 2: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

www.whatsupmagazine.pl2 what’s up?

what’s up magazinepierwszy dla outsourcingu i korporacjiwww.whatsupmagazine.pl

wydawcaFundacja Aktywnych Obywateliim. Józefa Dietla

redaktor naczelnyRafał Romanowski

zastępczyniMagda Wójcik

redakcjaPiotr Banasik Łukasz CiochDawid HajokDagmara MarcinekMarcin KwaśnyJoanna Targoń – korekta

skład i grafikaJoanna Katańska Studio KreatywneJoanna (Sowula) Katańska

marketing i reklamaAnna Kwaśny+ 48 503 920 [email protected]

kontakt+48 692 479 [email protected]

Whatsupmagazine.pl @WhatsUpKrakow

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych,zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanychtekstów, nie odpowiada za treść zamieszczonychreklam i ogłoszeń.

EnterEnter

The way you experience time is probably a good indicator of the level of ‘hectic’ in your everyday life. In other words, if you find yourself completely puzzled thinking that this summer is already gone, while you’re still suspended somewhere around the New Year’s mood, then, quite possibly, you belong to the ‘very-busy-every-day-no-holiday’ tribe and time flies for you much faster than your brain is prepared to acknowledge. Wait! If you’re still uncertain as to where you belong on the la-zy-to-hectic spectrum, ask yourself if the automated ‘Facebook memories’ from three, five, seven years ago feel like yesterday. In the spirit of early autumn self-therapy, let’s try and do some-thing about it, in the limited space of this editorial, before your mental projections of The New Year 2018 actually become The New Year 2019.In our autumn edition of What’s Up Magazinewe’ve decided to do some research around one of the most interesting aspects of Kraków’s job market, i.e. the structural changes it’s undergoing as a result of low unemployment rate and sustained demand for a wide spectrum of qualifications, ranging from simple services, all the way to cutting-edge IT. Our cover story includes inte-resting quotes from experts, a handful of demographic trends and, inevitably, our guests’ insights concerning what the future might bring and which nationalities are likely to find Kraków an irresistible job-market destination as we look ahead. We proce-ed to talk about the power of images (as opposed to customary

Before You Say ‘Farewell!’ to Summer 2018

verbosity) in both business and day-to-day communication. We also explain why the construction sector is yet to face its very own digital revolution. Finally, as always, we recommend a couple of interesting city events and locations to visit, among them one of Kraków’s most popular shopping centres, which has already scheduled to host an exhibition of the world’s most expensive works of art in Septem-ber, reproductions, that is. A fine example of an effort designed to shift consumers from purely consumerist inclinations towards more elevated emotions...or target new audiences, to be a little more realistic, aka skeptical. Back to where we started, if you find yourself suffering from the “my life is passing me by” syndrome, make sure you give the au-tumn 2018 a chance to help you slow down a little and catch up, make sure your life is really YOUR life, not someone else’s; your goals are actually YOUR goals and not someone else’s, and, last but not least, your dreams are YOUR dreams, and not someone else’s…provided you’ve so far had (or, to be more exact, „given yourself”) enough quality time to discover what they are in the first place.

Łukasz Cioch

Mieszka się w całkiem wygodnych kontenerach, w których śpi się po ośmiu. Brygadziści są w porządku, ale można dostać po premii za niewykonanie zadania w terminie. Polska jest ładna, ale nie mam czasu zwiedzać. Tak, tęsknię. Pozdrówcie babcię i małą Li.”Czy tak brzmi list do rodziny chińskiego robotnika, którego los rzucił do odległej Polski, aby tu lał asfalt na ekspresowej dro-dze łączącej, po latach opóźnień, dwa największe miasta: Kra-ków i Warszawę? Czy w podobnym tonie piszą, dzwonią, klikają do swych bliskich robotnicy z Wietnamu, Bangladeszu, Indii, Nepalu, których coraz częściej można spotkać na polskich bu-dowach? Jak komunikują się z pozostawionymi w swych krajach mężami, żonami, rodzicami, dziećmi pracujące u nas sprzątaczki, spawacze, budowlańcy z Mołdawii, Gruzji, Armenii, Rosji? Czy za-trudniona w naszej osiedlowej Żabce sympatyczna Ukrainka myśli o kupnie mieszkania gdzieś niedaleko? Czy za dwa lata pojedzie dalej na zachód, czy wróci do rodzinnego Charkowa?Milion Ukraińców. Liczeni w setkach tysięcy obywatele krajów dawnego ZSRR, rosnąca w mgnieniu oka liczba Azjatów. To już nie pracownicza egzotyka, a codzienność w sferze usług czy inwesty-cji. Polska z rekordowo niskim bezrobociem, desperacko łaknąca rąk do pracy. Oficjalnie przeciwna sprowadzaniu do Polski „imi-

grantów”, „uchodźców” z krajów Bliskiego Wschodu, a zarazem negocjująca z rządami Ukrainy, Indii czy Filipin szerokie otwarcie bram dla wszystkich chętnych do pracy na stanowiskach dla ni-żej wykwalifikowanych. Polska, której obywatelom się nie chce, bo od dawna pracują na zachodzie UE. A praca leży na ulicach. Tam, gdzie ją pozostawiono…W tym numerze „What’s Up Magazine” przyglądamy się polskie-mu rynkowi pracy. Coraz mniej polskiemu. Podczas gdy w sekto-rze IT specjaliści ze Wschodu biją rekordy płac i awansują w coraz to lepsze rejony, ten sam proces dzieje się też w mniej specjali-stycznych zawodach. Na naszych oczach spełnia się czarny sen nacjonalistów: Polska zaczyna być multikulturową ojczyzną dla wielu narodowości, języków czy wyznań. Pracodawcy i analitycy rynku są zgodni: nie zabierają nikomu pracy. Bez nich nasz kraj sobie nie poradzi.Jesienny „What’s Up” to również rzut oka na pracownie ceramicz-ne, myślenie wizualne, rzemieślnicze browary i wykwintne kulina-ria, start-upy. Sporo do wchłonięcia, np. pod kołdrą i do poduszki. Nie zmarznijcie, czytając nas w chłodniejsze, jesienne wieczory.Owocnej lektury!

Redakcja

„Pałeczek, na szczęście, nie brakuje. Przywożą je co tydzień w foliowanych paczkach. Zazwyczaj dają nam ryż z kurczakiem i polskie soczki o dziwnej nazwie Tymbark. Chińskie strony w telefonie nie chodzą tak szybko, jak u nas, w Wuhan, ale da się wytrzymać.

spis treści temat numeru 3 Z ziemi obcej do Polski

rozmowa numeru 6 Radosław Fronc

HR 8 Myślenie wizualne

nieruchomości9 Plebiscyt

z miasta10 Strefa Czystego Transportu11 Prezentacja: Serenada

przedstawiamy12 Rend and Lend

dbamy o ciebie13 Szkoła walki drwala

siesta14 Domowi piwowarzy15 Prezentacja: Galeria Krakowska16 Kapryśne dziewczyny17 Stopem do Chin

siedem uciech głównych 18 Gosia Płysa

wokół stołu19 Prezentacja: Mikrozioła Sacrum Profanum

Page 3: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

Wrzesień/Październik 2018 3temat numeru

ciąg dalszy na str. 4

Krakowski Ruczaj. Zagęszczona do granic absurdu zabudowa. Z jednej strony boki osiedla Europejskiego czy rejonu Chmie-leńca, z drugiej lśniące nowością kubiki budynków parku bizne-sowego na Czerwonych Makach. – Za 10 lat będzie tu krakowski Chinatown – usłyszałem w 2008 roku od amerykańskiej socjoloż-ki. Karen była przekonana, że tak gęsta zabudowa i brak dobrego skomunikowania z centrum mia-sta spowoduje, że sprzedawane wówczas na pniu mieszkania za-siedlą kiedyś biedniejsi imigran-ci zarobkowi. Ruczaj jawił się jej jako miejsce przeklęte. Czerwo-nych Maków nie było. Tramwaju też nie. W Krakowie wśród mło-dych szalało bezrobocie. Za pra-cą jechało się do Warszawy lub na zmywak do UK.W roku 2018 na Ruczaju mamy wszystko: tramwaj na Czerwone Maki, biznes park, futurystycz-ną bryłę Krakowskiego Parku Technologicznego, kolejne biu-rowce, mnóstwo przestrzeni do zagospodarowania pod nowe inwestycje. Niestety nadal kró-luje tu klaustrofobiczna architektura. Ale też kwitnie budowlany i sprzedażowy boom. Minęło dziesięć lat, a z odciętego od cen-trum osiedla Ruczaj stał się dobrze skomunikowaną dzielnicą w naturalny sposób zasilającą pobliski sektor R&D w wysoko wykwalifikowanych pracowników. Chinatown nie ma.

Jest za to mnóstwo Ukraińców. Mieszka tu sporo Hindusów, tro-chę Mołdawian, Rumunów, Rosjan. Ci bardziej wykształceni i wy-

kwalifikowani biją kolejne rekordy wysokości płac w  krakowskim sektorze IT, outsourcingowych centrach usług wspól-nych i firmach technolo-gicznych. W tanim kraju, jakim wciąż jest Polska, ich pensje to nieosiągalne w ojczyznach pieniądze. Zakładają tu lub przeno-szą rodziny, wynajmują mieszkania lub je kupują. W sferze konsumpcji nie różnią się od polskich ko-leżanek i kolegów. Jedni trzymają się razem, inni

wtapiają w polską społeczność, uczą języka, wiążą swe losy z Pol-ską również i na przyszłość.

Wschód wschodnich rynkówAle nasz kraj, a głównie takie miasta jak Warszawa, Wrocław czy Kraków, to nie tylko nowa ziemia obiecana dla lepiej wykształco-nych przybyszów ze Wschodu. Wśród zatrudnianych znajdziemy całe rzesze Włochów, Portugalczyków czy Hiszpanów. Południe

Europy, choć teoretycznie droższe niż Polska, przeżywa wciąż ogromne problemy ekonomiczne. I gdy nad Wisłą bezrobocie wśród młodych jest śladowe (między 3 a 5 procent), o tyle u „po-łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii pracy nie ma nawet co trzecia osoba.O ile Kraków czy Warszawa to od jakiegoś czasu eldorado nie tylko dla pracowników z postsowieckiego Wschodu, ale też gorącego południa Europy, o tyle sektor usług i mniej wykwalifikowanych prac to już odrębny kosmos. Tam Polaków uświadczysz coraz mniej lub nawet wcale. Czy to budowlanka, czy prace domowe, czy obsługiwanie klientów w osiedlowej Żabce – tam język ukra-iński przeplatany jest coraz częściej rozmaitą słowiańszczyzną czy mołdawsko-rumuńskim. Polacy wyjechali. Ci, którzy dawniej stano-wili o robotniczym obliczu polskiego społeczeństwa, awansowali do klasy średniej albo od dawna pracują za granicą. Nic dziwnego, tak jak do Polski falą sprowadzili się Ukraińcy, tak polski język słychać teraz w zakładach pracy czy usługach Wielkiej Brytanii, Niemiec, Holandii, Irlandii czy krajów skandynawskich. A że kil-kumilionową dziurę w bogacącej się Polsce trzeba kimś wypełnić, pojawia się „tani pracownik” z Ukrainy, Mołdawii czy Białorusi.– Sytuacja jest fatalna. Bezrobocie tak niskie, a socjalne świadcze-nia prorodzinne typu 500+ tak powszechne, że wielu Polakom nie opłaca się tu pracować. Wolą wieść bezstresowe życie albo jechać do pracy na Zachód. Tam wciąż dostaną lepsze pieniądze i nadal są bardzo poszukiwani. A przez to w Polsce brakuje rąk do pracy na tzw. stanowiskach mało wykwalifikowanych. Ogromne braki w kadrach sprawiają, że pracodawcy płacą niemal każde pieniądze za resztki pozostałych na rynku polskich budowlańców, spawaczy, cieśli, murarzy. I muszą zasilać się pracownikami zza wschodniej granicy, bo bez nich nie przetrwaliby tych czasów. Paradoksalnie czasów hossy – mówi Kamil Wiatr, specjalista ds. rynku pracy w jednej z krakowskich firm, która od kilku lat specjalizuje się w dostarczaniu na polski rynek przedstawicieli rozmaitych, naj-częściej fizycznych, zawodów.Kamil ma pełne ręce roboty. Codziennie od samego rana urywają się telefony i pękają służbowe maile z prośbami i błaganiami o sensownych pracowników zza wschodniej granicy. Dzwonią

BeZ PRaCoWNIkóW Ze WSChodu PolSka goSPodaRka WPadłaBY W gIgaNTYCZNe PRoBlemY. TYSIąCe PRaCodaWCóW muSIałoBY ogło-SIć uPadłość alBo BaNkRuCTWo Z TYTułu NIeWYkoNaNYCh koN-TRakTóW, NIedoSTaRCZoNYCh ZamóWIeń CZY NIeSPRZedaNego ToWaRu. PoTRZeBujemY TYCh ludZI jak NIgdY doTąd

Bez pracowników z zagranicy polska gospodarka się zawali – wróżą specjaliści. Rekordowo niskie bezrobocie otwiera nasz rynek nie tylko dla miliona pracujących z ukrainy. W kolejce czekają Wietnam, Indie, Nepal i Bangladesz… już teraz sektor IT w Polsce bywa turecki, ukraiński, rosyjski czy brazylijski – oto „imigrancki” raport „What’s up magazine”.

Z ziemi obcej do Polski

Page 4: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

www.whatsupmagazine.pl4 temat numeru

dokończenie ze str. 3

Polacy: właściciele firm budowlanych, małych zakładów przemy-słowych, drobni przedsiębiorcy, właściciele sklepów, rzemieślni-cy, operatorzy magazynów czy firm przewozowych. Nie brakuje chętnych na sprzątaczki, nianie czy kucharki. Ruch jak w ulu. Nic dziwnego, w raporcie International Business Report firmy Grant Thornton czytamy, że już 60 procent dużych i średnich firm w Polsce przeżywa poważne problemy ze znalezieniem wykwali-fikowanych pracowników. To zupełnie nowe zjawisko.

Sześć państwOko pracodawcy patrzy na wschód. Nie tylko dlatego, że tam najtaniej, ale przede wszystkim z powodu tzw. sześciu państw uprzywilejowanych. To Ukraina, Białoruś, Mołdawia, Armenia, Gruzja i Rosja. Według polskiego (i zgodnego z unijnym) pra-wa obywatele tych krajów posługują się tzw. oświadczeniem o powierzeniu pracy i mogą legalnie pracować na terenie Polski w każdej branży 180 dni. I co ważne, nie muszą trwać wiernie u jednego pracodawcy. Branża firm, zajmujących się legalnym sprowadzaniem do Polski strategicznie ważnych dla naszej go-spodarki pracowników, jest w stałym kontakcie z Ministerstwem Pracy oraz Ministerstwem Spraw Zagranicznych w kwestii wydłu-żenia tego okresu do 365 dni. Wówczas pracowników z państw byłego ZSRR trafi do pracy nad Wisłą jeszcze więcej.– Aktualnie wszystkim zależy, żeby poszukującym pracy w Polsce cudzoziemcom ułatwiać wszelkie procedury, a nie utrudniać. Jeśli brakuje rąk do pracy nie tylko na stanowiskach niższego rzędu, ale też np wśród lekarzy czy pielęgniarek, to pracownicy z Ukrainy są zbawieniem, a nie utrapieniem – ocenia Kamil Wiatr. I podkreśla, że mówienie o Ukraińcach, że „zabierają pracę Polakom”, jest obecnie absurdalne.– Bez pracowników ze Wschodu polska gospodarka wpadłaby w gigantyczne problemy. Tysiące pracodawców musiałoby ogło-sić upadłość albo bankructwo z tytułu niewykonanych kontrak-tów, niedostarczonych zamówień czy niesprzedanego towaru.

Potrzebujemy tych ludzi jak nigdy dotąd. Można zaryzykować twierdzenie, że Polska stoi teraz na imigrantach – słyszymy od fachowców z Aterima. Liczby są nieubłagane. Skoro aż tylu pracodawców w Polsce zmaga się z brakiem pracowników niższego szczebla, przestają dziwić posunięcia rządu, dzięki którym coraz więcej zawodów wymagających wysokich kwalifikacji stopniowo jest zwalnia-nych z ubiegania się o zezwolenie na pracę. Skoro powiatowe urzędy pracy zgłaszają dramatyczne braki kadr do pracy, władza musi reago-wać. W sejmie złożono już projekt ustawy dotyczącej ukraińskich le-karzy, którzy za jakiś czas nie będą musieli przechodzić tzw. procesu nostryfikacji. W kolejce czeka cała lista innych zawodów.– To jedyna droga – nie mają wąt-pliwości specjaliści. I  zwracają uwagę, że to początek trwałych zmian na rynku pracy w Polsce, która jeszcze 20 lat temu tkwiła na dnie, nie mogąc zaoferować pracy milionom obywateli.

Źle w beczce mioduDlaczego więc, skoro jest (w gospodarce) tak dobrze, to czemu jest tak źle? – Obecnie pracodawcy nie mają możliwości wyboru. Bierze się każdego, nawet o zaniżonych kwalifikacjach, nawet do późniejszego doszkolenia na swój koszt. Generalnie każda osoba, która spełnia podstawowe warunki, dostaje pracę od ręki. Polacy w 2, 3 dni, obcokrajowcy w ustawowy tydzień. Nie powinno nas to dziwić, bo przecież Polacy mają tak samo za granicą – ocenia inny z naszych rozmówców z branży HR.

Kto buduje polskie autostrady? Polaków jest coraz mniej, dlatego też firmy takie jak Aterima ściągają nawet całe 15, 20-osobowe brygady z zagranicy. Nie tylko z Ukrainy, ale coraz więcej np. z… Wietnamu. Tak dzieje się w Małopolsce przy budowie nowego odcinka ekspresowej zakopianki, gdzie pracuje brygada trzy-dziestu Wietnamczyków. Takich dalekowschodnich akcentów będzie coraz więcej, skoro np. kilkanaście kilometrów północnej obwodnicy Krakowa S52 będzie budować konsorcjum chińskich firm budowlanych.– To oczywiste, że takie drogi jak S52 budować będą chińskie brygady. To najtańsze, ale i najbardziej logiczne rozwiązanie. Po co ściągać coraz droższe ekipy z Ukrainy albo znosić płacowe kapry-

sy budowlańców z Polski, skoro w  chińskich aglo-meracjach ma się dostęp do kilkuset milionów ro-botników. Można ich tu ściągnąć, zakwaterować w  czasowym miastecz-ku kontenerów, zapłacić więcej niż w Chinach, ale wciąż mniej niż Europej-czykowi. Im więcej kon-traktów wygranych przez chińskie czy indyjskie fir-my budowlane, tym wię-cej ruchu i  konkurencji w branży, ale i spodziewa-nych bankructw polskich podwykonawców. Ci już

teraz cierpią na niedobór Polaków, ale w konkurencji z tanim Azjatą zaczynają mieć problem. Tym samym może nas czekać powtórka fali bankructw rodzimych firm specjalizujących się w drogach z roku 2012. Wówczas przy budowie autostrad wykań-

PoWIaToWe uRZędY PRaCY ZgłaSZają dRamaTYCZNe BRakI kadR do PRaCY, WładZa muSI ReagoWać. W SejmIe ZłożoNo już PRojekT uSTaWY doTYCZąCej ukRaIńSkICh lekaRZY, kTóRZY Za jakIś CZaS NIe Będą muSIelI PRZeChodZIć TZW. PRoCeSu No-STRYFIkaCjI. W kolejCe CZeka Cała lISTa INNYCh ZaWodóW

Page 5: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

Wrzesień/Październik 2018 5temat numeru 5

czało je tzw. kryterium najniższej ceny i drożejące w mgnieniu oka ceny surowców i materiałów w czasie pokryzysowej hossy. Teraz to miażdżąca konkurencja ze Wschodu – słyszymy od wiceprezesa jednej z najważniejszych firm budowlanych w Polsce.

Imigranckie szlakiRumuńskie Maramuresz. Odcięte wysokimi Karpatami od mod-nego wśród inwestorów stołecznego Bukaresztu, odseparowane granicą od swej pogrążonej w stagnacji ukraińskiej części. Kraina pachnąca lasem, trawą, końskim plackiem. Trzysta kilometrów od polskich granic po ulicach cho-dzą ludzie ubrani w regionalne ludowe stroje, cerkwie stroi się kwiatami, a na śniadanie pije ku-bek mleka od krowy. Przypatrz się dobrze: co drugi samochód na… francuskich rejestracjach. Ale też mnóstwo włoskich, hisz-pańskich, trochę angielskich, niemieckich.– Tu większość młodych pracu-je na Zachodzie. To nic niezwy-kłego dla ludzi z Maramuresz, którzy przywykli przez wieki do ciężkiej pracy – uśmiecha się Vlad, właściciel małego gospodarstwa we wsi Valea. Jego zdaniem praca kilku milionów ludzi poza granicami Rumunii ma dla kraju kolosalne znaczenie. I dobre, i złe. Dobre, bo ludzie mają wreszcie pieniądze, a ich rodzinne domy pięknieją z roku na roku. Złe, bo choć Rumuni są bardzo przywiązani do bliskich, z racji rozłąki więzy międzyludzkie muszą słabnąć.– Pracowałem w Warszawie osiem lat. Wróciłem, bo w Rumunii zaczyna się to samo, co u was w Polsce. Czyli najzwyczajniej w świecie zaczyna brakować rąk do pracy. A kraj się rozwija i roz-kwita, więc pracy jest coraz więcej, a ludzi coraz mniej. Wróci-

łem, bo jestem tu potrzebny – mówi nienaganną polszczyzną niespełna 30-letni Andre, spotkany w restauracji Fario w sied-miogrodzkiej Gherli. Na Wschodzie nikogo więc nie dziwi ciężka praca nawet w nadgo-dzinach. – Tacy Ukraińcy chcą dużo pracować. Pytają, czy mogą

w soboty, niedziele czy wieczorem. Chodzi o jak najszybszy zarobek – nie ukrywa Kamil Wiatr. I podkreśla, że mit taniego Ukraińca nad Wisłą już się skończył. Teraz dla pracodaw-ców to zrozumiałe koszty, związa-ne m.in. z logistyką zainstalowania w Polsce ludzi z Ukrainy: większość z nich jest pierwszy raz na dłużej za granicą. Wielu nie potrafi się nawet podpisać inaczej niż cyrylicą. Trzeba wszystko zorganizować, np. badania lekarskie czy wszelkie niezbędne po-zwolenia. Odczekać tydzień, a tu… ludzie rwą się natychmiast do pracy. Pojawił się nawet specjalny 70-stro-nicowy poradnik dla pracowników

z Ukrainy: krok po kroku przybliża, jak założyć konto, jak kupić smartfon z polskim abonamentem, jak pójść do lekarza, jak uczyć się języka, jak unikać nieuczciwych pośredników.– Jest sporo oszustów po ukraińskiej stronie. Szemranych agencji poszukiwania pracy sprzedających naiwnym zaproszenia do pracy w Polsce za 300 euro. Albo obiecujących gruszki na wierzbie, np. że dyplomy czy certyfikaty będą natychmiast w Polsce honoro-wane. Tymczasem to jest proces. Czasem spotykamy ludzi, którzy są zdziwieni, że w Polsce nie można dać urzędnikowi w kopercie kasy w zamian za załatwioną sprawę, bo w ich kraju to codzien-ność – wylicza Kamil Wiatr.

enklawy, oazyInnym więc pracownikiem będzie ktoś z Rumunii, która do Unii Europejskiej weszła w 2007 roku, trzy lata po Polsce, innym ucie-kający przed wojną Ukrainiec z Donbasu, innym jeszcze ktoś z Filipin. Akurat przed Filipińczykami może otworzyć się spora szans na znalezienie dobrej pracy w Europie. Polski rząd, między

młotem a kowadłem w kwestii imigrantów zarobkowych, pracuje nad ułatwieniem zatrudniania pracowników z Filipin. Jesienią ma zostać zawarte specjalne porozumienie o zwiększeniu puli wolnych miejsc w branżach IT czy budowlance oraz opiekunek dla starszych osób. Polski rząd forsuje deal z Filipinami licząc na to, że kraj liczący aż 110 mln mieszkańców może dostarczyć nad Wisłę „bliskich kulturowo” pracowników wyznających wiarę katolicką.Ale nietrudno spostrzec, że wiarą mało kto będzie się kierował, jeśli w grę wchodzi masowe „być albo nie być” polskich przed-siębiorców. W kolejce czekają więc imigranci niższego szczebla z Indii, Nepalu, Wietnamu, Bangladeszu. W Polsce czekają na nich etaty kierowców autobusów, sprzątaczy, śmieciarzy, czyli te zawody, które Polacy wolą wykonywać dla zachodnich firm w głębi UE, a które niekoniecznie interesują Ukraińców.Ci mają już swoje enklawy i oazy w polskich miastach. W rejonie ul. Nowohuckiej w Krakowie działa nawet akademik, w którym mieszkają wyłącznie przybysze zza wschodniej granicy. Ukra-ińska staje się powoli Skawina, gdzie w miejscowych firmach produkcyjnych czy magazynach pracują całe setki emigrantów zza wschodniej granicy.– Zazwyczaj jest tak, że najpierw przyjeżdża mąż, potem ściąga żonę z dziećmi, a czasem i dziadków czy kuzynostwo. Na lokal-nych grupach w internecie wymieniają się adresami mieszkań, ofertami pracy, ulubionymi miejscami do spędzania wolnego czasu. Różni są to ludzie. Gigantyczna wciąż różnica w poziomie życia między Ukrainą a Polską powoduje, że wśród rekrutowanych np. do prac fizycznych osób spotykamy prawników, lekarzy, ludzi po technicznych doktoratach. Ale są to też pozytywne historie. Ostatnio pewien pan przysłał nam zdjęcia pięknego domu, któ-ry postawił dla rodziny na ukraińskiej prowincji dzięki pienią-dzom z pracy załatwionej mu przez naszą firmę. Takie zdarzenia cieszą, bo nie traktujemy tych ludzi jak masę, ale nad każdym przypadkiem staramy się pochylać indywidualnie. Ale wiedzie się też całym społecznościom, jak np zatrudnionym w pewnej podkrakowskiej firmie, gdzie w 20 osób zorganizowali drużynę piłkarską, występują w regionalnej lidze, mają ożywione kontakty – opowiada Kamil Wiatr.Kogo spotkamy w Małopolsce? Głównie osoby z okolic Charko-wa, typowo produkcyjnych regionów Ukrainy, gdzie większość zakładów padła, a bezrobocie osiąga szokujące wskaźniki. Ale też z pogrążonego w chaosie Doniecka, niegdyś najbogatszego miasta naszego wschodniego sąsiada. Zdarzają się ludzie bez ręki czy z widocznymi ciężkimi obrażeniami. Polska 2018 to dla nich eldorado. I święty spokój.

Rafał Romanowski

W kolejCe CZekają ImIgRaNCI „NIżSZego SZCZeBla” Z INdII, NePalu, WIeTNamu, BaNgla-deSZu. W PolSCe mogą lICZYć Na eTaTY kIeRoWCóW auToBu-SóW, SPRZąTaCZY, śmIeCIaRZY, CZYlI Na Te ZaWodY, kTóRe Po-laCY Wolą WYkoNYWać dla ZaChodNICh FIRm W głęBI ue, a kTóRe NIekoNIeCZNIe INTe-ReSują ukRaIńCóW

Page 6: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

www.whatsupmagazine.pl6 rozmowa numeru

magda wójcik: Prowadzi pan obecnie jedenaście restauracji. Rynek gastronomiczny znany jest z ogromnej rotacji pracow-ników, tymczasem w prowadzonych przez pana miejscach widać ciągle te same twarze. jak przywiązać do siebie wy-szkolonego pracownika?radosław fronc: Przywiązanie w tym przypadku mogłoby brzmieć pejoratywnie. Ja natomiast zupełnie zwyczajnie miałem i mam szczęście do ciekawych ludzi. Ale odpowiadając na pyta-nie: jeśli potrafisz być partnerem dla optymistycznych i empa-tycznych młodych ludzi zainteresowanych życiem, perspektywa długiej współpracy staje się czymś naturalnym, a nawet pocią-gającym. Zasady są znane i powszechnie dostępne. Nie powiem tu nic nowego.

mówiąc o zasadach, ma pan na myśli szkolenia, jasną ścieżkę rozwoju i klarowne kryteria premii i rozliczania pensji? W ga-stronomii, ale także wielu innych nieustrukturyzowanych jeszcze, rozwijających się branżach czy przedsiębiorstwach, wcale nie jest to tak oczywiste.Niewątpliwie sekret kryje się we właściwym rozumieniu tych zasad i ich poszanowaniu. Istotą jest też zrozumienie potrzeb i oczekiwań zarówno pracownika, jak i własnych. Bez tego pro-wadzi się biznes wyłącznie intuicyjnie – intuicja jest bez wątpie-nia nieodzowna, niemniej sprawdza się w ograniczonym tylko aspekcie. I jak zwykle: konieczna jest wiedza i kompetencje oraz nieustające szczęście. Biznes restauracyjny jest przedsięwzięciem o tzw. niskiej trafności, co oznacza w praktyce wysokie ryzyko rozczarowania co do własnych wizji i koncepcji.

Przygodę z gastronomią zaczął pan blisko 15 lat temu. Pierw-sze miejsce, kawiarnię Friend’s Coffee, otworzył pan w 2004 r. dwa lata później powstała Trattoria mamma mia. Niebawem działalność rozpocznie pański hotel przy ul. grodzkiej. jak

przez ostatnie kilkanaście lat zmieniała się krakowska ga-stronomia? Co dla pana było największą zmianą jakościową?Wzrosła choćby liczba restauracji, ale to tylko fasada, w najlep-szym przypadku statystyka. Za procesem zmian stoi mnóstwo młodych, często utalentowanych ludzi. I to właśnie aktywowanie takich zasobów realnie zmienia rynek. Najistotniejsze chyba jed-nak jest to, że cały przemysł hospitality zasłużenie zaczyna być postrzegany nie tylko w kategoriach dochodowych, ale przede wszystkim jako znaczący aspekt tożsamości Kra-kowa, czyli także ważna cecha Krakowa w rozumieniu tego miasta jako kierun-ku turystycznego.

jak ocenia pan wpływ ruchu turystycz-nego na jakość krakowskiej gastro-nomii? Czy pomaga on w jej rozwoju, czy powoduje, że przyzwyczajeni do jednorazowych gości restauratorzy osiadają na laurach?Ruch turystyczny spowodowany ro-snącą atrakcyjnością naszego miasta zawsze był elementem wyzwalającym w konsekwencji zmiany na lepsze. Z kolei środowisko branży gastronomicznej zawsze było wewnętrznie silnie zróżnicowa-ne. Na ogół mówienie o tym, co jest bolączką restauratorów, uszczupla moje życie towarzyskie… Powiem jedynie, że trudno znaleźć się nawet w okolicach „podium”, jeśli wierzy się głównie w pieniądz. To niestety rodzaj religii przysłaniający zdolność do oceny tego, co ważne.Myślenie o gastronomii jako o zaspokajaniu potrzeb jednorazo-wych gości jest też niestety bardzo krótkowzroczne. To się na

szczęście zmienia. Sądzę, że funkcjonujący w ten sposób restau-ratorzy będą musieli wkrótce zrewidować swoje podejście.

kraków uzyskał – przyznawany po raz pierwszy przez euro-pejską akademię gastronomiczną – tytuł europejskiej Stolicy kultury gastronomicznej. Czy nie jest on przyznany naszemu miastu zbyt wcześnie?Pytanie jest absolutnie w punkt – zawsze moglibyśmy być przy-gotowani lepiej! Ale to jest sytuacja bez alternatywy. To mandat zaufania, najlepszy pretekst do stworzenia ponadczasowej plat-formy współpracy z czołowymi środowiskami w Europie, wymia-ny myśli, zaimportowania know--how. W każdym razie należy go

traktować jak coś w rodzaju ak-celeratora. Obok Michelin i Rela-is & Chateaux, tytuł Europejskiej Stolicy Kultury Gastronomicznej jest najcenniejszy dla krakow-skiego przemysłu hospitality.

moim zdaniem – jako organiza-torki festiwali kulinarnych, ale i klientki krakowskich restau-racji – jest to też pretekst do tego, żeby zastanowić się nad rolą i  możliwościami naszej gastronomii. Nie uciekniemy od oklepanego już przykładu: świetnie potencjał swojej ga-

stronomii wykorzystała choćby dania, formułując ideę New Nordic Cuisine, a potem wdrażając ją w kolejnych restaura-cjach. Czy pana zdaniem u nas da się stworzyć podobny kon-cept czy produkt turystyczny oparty właśnie na gastronomii?

Przemysł hospitality zasłużenie zaczyna być postrzegany nie tylko w kategoriach dochodowych, ale przede wszystkim jako znaczący aspekt tożsamości krakowa – mówi Radosław Fronc, prezes zarządu Food & Friends mShg, spółki, do której należy szereg krakowskich restauracji, m.in. Szara gęś, Fiorentina, Boccanera.

mYśleNIe o gaSTRoNomII jako o ZaSPokajaNIu Po-TRZeB jedNoRaZoWYCh go-śCI jeST Też NIeSTeTY BaRdZo kRóTkoWZRoCZNe. To SIę Na SZCZęśCIe ZmIeNIa. SądZę, że FuNkCjoNująCY W TeN SPo-SóB ReSTauRaToRZY Będą muSIelI WkRóTCe ZReWIdo-Wać SWoje PodejśCIe

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Gotów do zmian

Page 7: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

Wrzesień/Październik 2018 7

reklama

Wrzesień/Październik 2018 7rozmowa numeru

Liczę na to, że w Krakowie znajdzie się więcej osób z podobnymi przemyśleniami. Wiadomo, że w Skandynawii projekt ten zyskał istotne wsparcie finansowe ze strony rządu…

…a w krakowie pojawiają się wypowiedzi, niestety także dziennikarzy rubryk kulturalnych, z których dobitnie wynika, że kulinariów nie traktuje się jako elementu kultury.Ale dobrze pani wie, że to też się zmienia. I to jest ten moment, w którym włodarze miasta zaczynają dostrzegać, że kulinaria mogą się stać – podobnie jak na całym świecie – znaczącym ele-mentem definiującym miasta jako kierunki turystyczne.

dobra wola osób decydujących o finansowaniu nie wystarczy, jeżeli branża nie będzie chciała ze sobą rozmawiać. a mam wrażenie, że udało jej się to raz – gdy mowa była o kłopotach, które ściągnęła na nią regulacja zezwoleń na sprzedaż alkoholu.Chciałbym móc się z panią nie zgodzić. To będzie jeden z naj-trudniejszych elementów, bo wymaga ustalenia wspólnego celu i myślenia bardziej – powiedzmy – panoramicznymi kategoriami: o wspólnych interesach, dalszej przyszłości. Brak porozumienia nie jest jednak cechą charakterystyczną jedynie branży gastronomicz-nej; dotyka przeróżnych dziedzin życia. I w każdym niemal przy-padku na początku dialogu musi pojawić się mała grupa, która za-inicjuje zmiany. Obecnie gra toczy się o to, by rozpocząć dyskusję.

jak w takim razie widzi pan przyszłość gastronomii w krakowie?Jestem naturalnie optymistą, ale mój „ortodoksyjny” pragmatyzm chroni mnie przed nadmierną ekscytacją. Jakkolwiek dzisiaj ma-my wszystkie karty w rękach, wprost znakomite rozdanie! Teraz

nie wolno dać się zaskoczyć. Rynek powinien być na wznoszącej dzięki nie tylko zmianom w obyczajowości, ale też coraz to bar-dziej swobodnemu przepływowi talentów. I to jest ten czas, kiedy powinniśmy być gotowi na nowe doświadczenia. To dobry mo-ment, bo sytuacja finansowa osób pracujących w gastronomii jest o niebo lepsza niż dekadę temu. Do Polski wracają ludzie, wciąż młodzi, którzy po kilku latach pracy za granicą są znakomicie kompetentni, o zupełnie innej niż tu organizacji, kulturze pracy, ze świetnymi nawykami i inną optyką na gastronomię.Mam nadzieję, że uda się zaprosić do Krakowa ludzi, którzy po-trafią zarażać entuzjazmem, dzielić się wiedzą, pomysłami i spo-sobem pracy. A także, że uda się znaleźć finansowanie, które pozwoli wysyłać najzdolniejsze osoby z Krakowa na staże do najlepszych restauracji na świecie. Wehikułem tych zmian – obok restauratorów czy polityków – powinni być blo-gerzy i prasa

jak ocenia pan wpływ mediów społecznościo-wych i blogów kulinarnych na gastronomię? Czy restauratorzy się zbuntują, czy też pod-dadzą się dyktatowi nie zawsze merytorycz-nych opinii?Odkąd istnieją, media te zawsze były silnie sty-mulujące i oceniające. Bunt restauratorów byłby nie tylko niestosowny, ale i bezsensowny. To jest branża, która codziennie traci i zyskuje. I nigdy nie zaspokaja wszystkich w równym stopniu, a szkoda. Ale istnieje na rynku frakcja niezwykle kompetentna, wyrafinowana i myśląca wielowy-miarowo, ale to przywilej blogerów należących

do rynkowej elity i to właśnie o nich myślę jako o tych, którzy mają misję i rolę do spełnienia.Jestem głęboko przekonany, że o jakości biznesu restauracyjnego stanowi nie tylko model biznesowy, ale w głównej mierze dialog lub, jak kto woli, dyskusja w długiej perspektywie nad tym, co jest potrzebne i ważne dla własnego zespołu, gości i w końcu biznesu. Takie prowadzenie przedsiębiorstwa powoduje, że każ-dy współpracownik staje się jego ambasadorem, co w przypadku restauracji znaczy, że pracownik pełni funkcję gospodarza. I to jest według mojej oceny jedno z największych wyzwań stojących przed restauratorami.

Rozmawiała Magda Wójcik

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Page 8: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

www.whatsupmagazine.pl8 HR

18 i 19 października w krakowie odbędzie się jedyna w Polsce konferencja przeznaczona dla branży hR w firmach SSC/BPo/ITo – hR w Centrach usług Biznesowych i IT. Pojawią się na niej kluczowi specjaliści i menedże-rowie, których organizatorzy konferencji zabiorą w trasę po różnych zagadnieniach świata hR.Pierwszy dzień poświęcony będzie rekrutacji oraz zagadnieniom wellbeingu. Uczestnicy będą mogli dowiedzieć się, dlaczego tradycyjne metody rekrutacji to już za mało, jak stworzyć efektywne EVP oraz dlaczego wellbeing w pracy jest ważny i jak może wpłynąć na efektywność.

W trakcie drugiego dnia „Tramwaj zwany… HR” obierze dwa kierunki: rozwój liderów oraz za-rządzanie różnorodnością. Przewidywany po-stój na przystankach dotyczących zatrudniania osób niepełnosprawnych, struktury organiza-cyjnej firmy, a także tego, jak zadbać o rozwój liderów, tak by oni zadbali o rozwój firmy.To już piąta, jubileuszowa edycja konferencji. Wystąpią czołowi eksperci oraz mówcy, wśród nich m.in. Rahim Blak, Sylwia Królikowska, Marcin Urbaś, Marek Grodziński, Piotr Pro-kopowicz. Konferencja odbędzie się w języku polskim z tłumaczeniem symultanicznym na język angielski. Więcej informacji i rejestracja:  www.HRwcentrach.pl

Tramwaj zwany… HR w Centrach!

Pod patronatem

– Myślenie wizualne, czyli myślenie obrazami, to wykorzystanie rysunku w biznesie czy edukacji. To posługiwanie się prostymi symbolami rysunkowymi, by przyswoić, wytłumaczyć czy zanoto-wać skomplikowane zjawiska, pomysły, idee. To odwrót od świata, w którym jesteśmy zasypywani wieloma pisanymi treściami, w kierunku prostszej formy komunikacji – mówi Aneta Böhm-Cze-chowicz, która pod marką „Aneta sobie rysuje” pokazuje, jak wprowadzić myślenie wizualne do codziennej pracy.Człowiek z natury myśli przecież obrazami. Co widzimy, gdy słyszymy „pies”? Raczej nie litery tworzące to słowo, ale mer-dającego ogonem zwierzaka. A jakie skojarzenia przychodzą do głowy na widok rysunku płetwy rekina zanurzonej w wodzie? Zagrożenie, niebezpieczeństwo, ryzyko. Obrazy w danym kręgu kulturowym uruchamiają bowiem ten sam ciąg myśli. Dlatego stosując myślenie wizualne jesteśmy w stanie, bazując na sche-matach i skojarzeniach, przekazać maksimum treści przy użyciu minimum symboli.– Badania potwierdzają, że wykorzystywanie słowa pisanego lub mówionego oraz dopasowanych do niego ikon i grafik zwiększa efektywność nauki. Dlatego ta metoda jest chętnie używana pod-czas szkoleń. Na dodatek to coś niesztampowego, co sprawia, że wykłady są ciekawsze dla uczestników. Rysowanie pozwala również uporządkować myśli i przedstawić je graficznie. Mówi się, że to, co jest narysowane, jest już w połowie zrobione – dodaje ekspertka.Myślenie wizualne sprawdza się też jako element komunikacji wewnętrznej w firmie. Menedżerowie w ten sposób mogą uczynić

swój przekaz bardziej przejrzysty i czytelny dla pracowników, a także zwiększyć jego atrakcyjność i pozytywny odbiór. Warto też zastosować myślenie obrazami w pracy zespołowej. Gdy graficz-nie rozrysuje się podstawowe założenia projektu, łatwo można coś do nich dorysować. W ten sposób można rozwijać projekty i szukać nowych rozwiązań. Pobudza to też kreatywność zespołu i wprowadza element zabawy do rutynowych obowiązków. – Dobrym pomysłem jest używanie post-itów, jak na warszta-tach facylitowanych. Na karteczkach możemy przecież nie tylko pisać, ale i rysować. W ten sposób rysunkami można tworzyć całe mapy myśli, rozrysowywać procesy, przekształcać, szukać rozwiązań, optymalizować – tłumaczy autorka fanpage’a „Aneta sobie rysuje”.

Myślenie wizualne możemy wykorzystywać też na co dzień, gdy chcemy coś szybko zanotować i zapamiętać, albo gdy jesteśmy słuchaczami wykładów, paneli, konferencji. Przetwarzając treść na słowa kluczowe i rysunki zapamiętamy więcej, niż automa-tycznie wklepując je do komputera. – Wdrożenie myślenia wizualnego nie wymaga talentu, tylko pokonania bariery wstydu. Wielu osobom wydaje się, że nie umieją rysować, a przecież prawie każdy podczas wykładów na studiach tworzył proste obrazy na marginesach zeszytów. Tu nie chodzi o wyrafinowane malarstwo, tylko o proste ikony: chmurki, przedmioty, ludziki w różnych pozach. Ktoś czasami się zapiera, a na końcu mówi: „Wow! Nie sądziłem, że tak prosto można to narysować” – zapewnia Aneta Böhm-Czechowicz.

Dagmara Marcinek

słów

więcej niż

Zanim powstało pismo, z jakiego dziś korzystamy, ludzie przekazywali swoje myśli za pomocą obrazków. dlaczego więc nie wrócić do korzeni i zamiast pisać – rysować?

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Page 9: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

Wrzesień/Październik 2018 9

reklama

z miasta

plebiscyt

Przestrzenie

Wakacje za nami. Niezależnie od tego gdzie spędziliście ten czas, powroty z wyjazdów są szansą na konfrontacje tego co zobaczyliśmy z tym, czego nie dostrzegamy na co dzień. jak z tej perspektywy prezentuje się nasze miasto? Zapraszamy was do wspólnego plebiscytu. Oceńcie Kraków i jego cztery przestrzenie:

życia (zabudowa deweloperska) rozrywki (centra handlowe) pracy (budynki biurowe) kultury (obiekty kulturalne).

Każda z nich stanowi pewien wyci-nek naszej codziennej aktywności. Wszystkie one składają się na nasz obraz miasta. Prześlijcie do nas swoje propozycje obiektów, które waszym zdaniem zasługują na szerszą uwagę a nasi jurorzy wy-biorą spośród nich najciekawsze. My z kolei poświęcimy im miejsce na naszych łamach w kolejnym wydaniu „What’s Up Magazine”.

Budynki zrealizowane w latach od stycznia 2014 do sierpnia 2018 należy zgłaszać na nasz adres mailowy [email protected]. Na wasze zgłoszenia czekamy do 1 października 2018 r.

Page 10: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

www.whatsupmagazine.pl10 z miasta

Plany wprowadzenia na obszarze kazimierza Strefy Czystego Transportu zmierzają do podniesienia jakości życia w tym popularnym kwartale. To ważny zabieg w okresie, gdy z ka-zimierza wyprowadza się coraz więcej osób.Bardzo często odpowiadam ostatnio na pytanie: po co wprowa-dzacie te ograniczenia w ruchu, dla kogo to jest? W domyśle: nie dla mieszkańców Kazimierza czy w ogóle Krakowa. Tymczasem Strefa Czystego Transportu jest w planach właśnie ze względu na dobro krakowian, a szczególnie mieszkańców Kazimierza.Zacznijmy od argumentu najbardziej szerokiego, a więc wpły-wu na jakość życia i zachęcanie mieszkańców do pozostawania w tej dzielnicy. Kazimierz jest obszarem silnie wyludniającym się – w całym kwartale mieszka dziś tylko 3 tys. osób. Reszta mieszkań to lokale wynajmowane turystom, głównie na kilka dni. Taka zmiana funkcji mieszkalnych na hotelowe fatalnie wpływa na życie całej dzielnicy – to stali mieszkańcy są klientelą skle-pików i punktów usługowych. Turyści kupują głównie rzeczy gotowe albo korzystają z oferty restauracyjnej. Coraz trudniej jest więc prowadzić interesy, a ceny idą w górę. Coraz więcej przedsiębiorców skarży się więc na sytuację finansową. Znajdują jednak innego winnego: ich zdaniem to ograniczanie liczby aut na Kazimierzu jest odpowiedzialne za straty. Tymczasem ich klienci po prostu systematycznie się wyprowadzają.Zmniejszenie ruchu w rejonie Kazimierza zaplanowane jest w ten sposób, by mieszkańcy kwartału mogli wjeżdżać nań swoimi sa-mochodami, zaś osoby z zewnątrz (jeśli nie posiadają samocho-du elektrycznego) musiały zatrzymać się wokół. Nie zmniejsza to atrakcyjności turystycznej Kazimierza, zwiększa za to szansę mieszkańców na zaparkowanie pod kamienicą. Nie zmienia się więc

na lepsze kwestia wypychania stałych mieszkań-ców przez pieniądze płynące z wynajmu pokoi, ale też nie pogarsza.Na jedno auto obecne na ulicach Kazimierza przypada 10 pieszych. Ulice traktowane jako strefy zamieszkania, całe są dostępne pieszym, samochody zmuszone są zatem do jeżdżenia wolniej. Zaś zmniejszenie liczby samochodów dodatkowo podniesie poczucie bezpieczeństwa i komfortu pieszego.Połączenie mniejszej liczby samochodów z mniejszą prędkością przejazdu (dotychcza-sowe ograniczenia spowodowały spadek liczby aut na Kazimierzu o ok. 30 proc.), powoduje

też, że jest ciszej. A hałas na Kazimierzu jest jednym z większych problemów, szczególnie w godzinach wieczornych, gdy źródła są dwa: bywalcy restauracji i klubów oraz właśnie warkot silni-ków samochodów prywatnych i taksówek. Te drugie nadal będą wjeżdżały, ale prawdopodobnie wprowadzona zostanie korekta w organizacji ruchu, tak by ich obecność nie kumulowała się w jednym miejscu.Na koniec: kwestia jakości powietrza. Zanieczyszczenia powietrza w Krakowie pochodzą także z ruchu ulicznego – przejazdy samo-chodów to drugie najważniejsze źródło zanieczyszczeń. Zmniej-szenie tych zanieczyszczeń nie będzie tak proste, jak zmniejszenie zanieczyszczeń pochodzących z domowych pieców. Zmniejszanie natężenia ruchu to zadanie kompleksowe – opiera się choćby na wzmacnianiu komunikacji zbiorowej, tak by zachęcać kierowców do rezygnacji z samochodu. Są jednak miejsca, gdzie zmniejszenie ilości zanieczyszczeń można osiągnąć tylko zmniejszając liczbę aut. Stąd właśnie pomysł na ograniczenie ruchu na Kazimierzu. Co ważne, nie chodzi tylko o spaliny, ale przede wszystkim o kurz wzbijany z ulicy, o starte opony i klocki hamulcowe.Nic nie wskazuje na to, by ograniczanie ruchu wpływało nega-tywnie na sytuację mieszkańców i przedsiębiorców. Badania prowadzone przez Politechnikę Krakowską pokazują, że na ulicach z ograniczonym ruchem nie notujemy spadku wpływów – przy-czyny negatywnych zmian na Kazimierzu są inne.

Bartosz Piłat

Bartosz Piłat – doradca Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu

Regulowanie ruchu ulicznego za pomocą ograniczeń nigdy nie spotka się z akceptacją kierowców. jedyną metodą jest stworzenie dla nich alternatywy w postaci miejsc par-kingowych poza ulicą – przed wprowadze-niem zakazu wjazdu na kazimierz powinien powstać piętrowy parking w pobliżu.Jazda samochodem jest jednym z najbardziej komfortowych sposobów przemieszczania się. Kierowca i pasażerowie podróżują w prywat-nej przestrzeni, w warunkach, jakie sami sobie stworzą, otwierając szyby, włączając nawiew czy klimatyzację, słuchając dowolnej muzyki czy ra-dia. Nie można oczekiwać, że zakaz korzystania z samochodu na wybranych miejskich ulicach spotka się z akceptacją kierowców.Strefa Ograniczonego Ruchu czy Strefa Czyste-go Transportu ograniczają wolność kierowców jako obywateli. Można się zgodzić, że czasem takie ograniczenia są do przyjęcia, bo trzeba postarać się o  czystsze powietrze, albo też

zmniejszyć liczbę aut na ulicach, aby podnieść bezpieczeństwo pieszych. Można. Lecz najpierw powinno się zaproponować coś w zamian.Jeśli nie chcemy widzieć aut na Kazimierzu, wypadałoby najpierw pokazać kierowcom tych samochodów alternatywę: nie możecie co praw-da dojechać pod swoją ulubioną restaurację na Kazimierzu, ale w zamian proponujemy miej-sce na parkingu podziemnym lub naziemnym piętrowym… W Krakowie takiej propozycji dla kierowców nie mamy.A przecież wreszcie zmieniły się przepisy i bu-dowa parkingów może zacząć się opłacać. Do tej pory cena na ulicy była bezkonkurencyjna – parkowanie za 3 zł za godzinę zawsze będzie bardziej atrakcyjne niż 5–6 zł za godzinę na par-kingu wielopoziomowym. Cena jest ważna, bo budowa parkingu zwróci się tylko wtedy, jeśli opłata za parkowanie będzie oscylowała wokół 6 zł. Parkingów wielopoziomowych więc nie ma,

bo nie dało się na nich zarobić. Ulica była tańsza. Od niedawna gminy mogą jednak podnosić cenę parkowania na ulicy, a więc istnieje sposób, by ich budowa nie przynosiła strat.Skoro ktoś chce zaproponować, by samochody nie wjeżdżały na Kazimierz, niech najpierw stworzy parking dla samochodów na tyle blisko Kazimierza, by opłacało się pieszo przejść z parkingu w wybrane miejsce. Kierowcy na to przystaną, jeśli jednocześnie ceny za parkowanie na ulicy będą rosły.Jeśli jednak nie będzie gdzie zaparkować samochodu wokół Ka-zimierza, to naprawdę należy się liczyć z tym, że w dzielnicy pojawi się mniej mieszkańców miasta i stanie się ona miejscem tylko dla turystów. Zmotoryzowani klienci tutejszych biznesów nie zrezygnują z samochodu z powodu braku możliwości wjazdu na Kazimierz. Po prostu poszukają sobie innego miejsca, do którego mogą dojechać samochodem. Dość prostą wskazówką jest powodzenie restauracji działających poza ścisłym centrum Krakowa – najlepiej mają się te, które dysponują parkingiem.Być może zmiana liczby samochodów na ulicach ma sens, ale nie uda się tego osiągnąć wyłącznie zakazami. Kierowcy samo-chodów muszą dostać jakąś zachętę – a tych zachęt w Krakowie wciąż za mało.

Marcin Krakowski (pseudonim), felietonista krknews

Wyciszanie ruchu ma sens

Nie ma ograniczania bez budowania

za

prze

ciw

Page 11: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

Wrzesień/Październik 2018 11

reklama

prezentacja

jedźże do Serenady!

A może samochodem na minuty?Serenada wciąż pracuje nad zwiększeniem komfortu klientów. Na parkingu Centrum można odebrać i pozostawić samochód wy-najęty w Traficar. To kolejny pomysł na dojazd do Serenady bez prywatnego samochodu. Korzystanie z Traficara jest proste. Niezbędna jest karta płatnicza, prawo jazdy i smartfon. Samochód otwiera się i zamyka za pomocą apli-kacji, którą należy ściągnąć na telefon. Potem wystarczy zeskanować kod QR znajdujący się na szybie pojazdu, a drzwi się otworzą. Trzeba tylko

jeszcze wyjąć kartę lub kluczyki ze specjalnego gniazda magnetycznego w schowku i można ruszać w drogę. Miejsca Traficar w Serenadzie znajdują się na poziomie +2 i są dostępne przez całą dobę, siedem dni w tygodniu. Z tej usługi mogą korzystać wszystkie osoby, które ukończy-ły 18 lat i mają ważne prawo jazdy. Czy to jest drogie? Opłata za przejechany kilometr to 80 groszy plus opłata za 1 minutę wynajmu, która wynosi 50 groszy. Oznacza to, że np. 10-minu-towy kurs samochodem Traficar na dystansie 5 kilometrów kosztuje 9 zł.

Na zakupy roweremżadnego mieszkańca krakowa nie trze-ba przekonywać, jak ważne jest czyste powietrze w  mieście. Centrum Sere-nada zdecydowało się na nową stację Wavelo, by także fani dwóch kółek mo-gli komfortowo dotrzeć do Serenady. – Rower to nie tylko element zdrowego trybu ży-cia, ale również ekologiczna alternatywa dojaz-du do pracy czy na zakupy. Zadbaliśmy o to, aby nasi klienci mieli taką możliwość i nie martwili się o wolne miejsce parkingowe, tylko cieszyli się jazdą – podkreśla Marek Ciszewski, dyrektor Centrum Serenada. Przy okazji zakupów można rowerem dojechać do pobliskiego kina czy do Parku Wodnego. Rowerowe miejsce postoju jest na parkingu przy północnym wejściu do galerii.

już niebawem (27–28 października) krakowskie Centrum Serenada będzie świętować pierwsze urodziny: wystąpią gwiazdy, będą prezenty dla gości i, oczywiście, rabaty oraz atrakcyjne promocje. a na dodatek teraz do Centrum bezproblemowo dojedziemy wypożyczonym rowerem lub samochodem!

Już rok jesteśmy z wami!Centrum Serenada to aż 170 sklepów i loka-li usługowych. Fani mody znajdą tu bogatą ofertę polskich i międzynarodowych sieci modowych, w tym w największym w krako-wie sklepie Zary oraz w jedynych w stolicy małopolski salonach Van graafa, Forever21 czy New look. Serenada to jednak obiekt wykraczający funk-cjonalnością poza tradycyjną galerię handlową – każdy odwiedzający, bez względu na wiek i za-interesowania, znajdzie tu coś ciekawego. Dzieci mają w Centrum bogatą propozycję zabaw i roz-rywek niepozwalających się nudzić w czasie, gdy ich rodzice są zajęci. Z kolei dorośli, którzy mają np. do załatwienia formalności w Urzędzie Mia-sta Krakowa, nie muszą jechać do centrum, za-łatwią wszystko w oddziale UMK w Serenadzie. Tu też odbiorą lub wyślą paczkę w placówce Poczty Polskiej czy opłacą rachunki w PGNiG. Dla wszystkich odwiedzających przygotowano bogatą ofertę gastronomiczną. Kiedy klienci mają ochotę na relaks lub spotkanie ze znajo-mymi, mają do dyspozycji 12 kawiarni. A może macie ochotę na deser w kultowym Good Lood? Zapraszamy!Więcej informacji znajdziecie na www.centrumserenada.pl lub na naszym profilu FB.

27, 28 października

Zapraszamyna urodziny SerenadyMusisz być, bo będą

koncerty gwiazd,prezenty rozdawane tysiącami,

książeczki rabatowe,atrakcje dla najmłodszych,wiele niespodzianek!

Zarezerwuj sobie ostatni weekend październikana 1. Urodziny Serenady. Baw się z nami!

Szczegóły już wkrótcena www.centrumserenada.pl

Zapraszamy: Centrum Serenada Pn-Nd 10:00-21:00Piotr i Paweł Pn-Sb 09:00-22:00 I Nd 09:00-21:00Aleja Bora Komorowskiego 41, Kraków#bardziej otwarte centrum handlowe

%

?

Page 12: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

www.whatsupmagazine.pl12 przedstawiamy

— pożyczaj

W tym roku nadejście jesieni będzie można świętować ze świetnie już znanymi targami kiermash, które odbędą się już po raz 15. Tym razem 22 i 23 września kiermash połączy swo-je siły z ekotykami – Targami kosmetyków Naturalnych.– Kiermash kocha ludzi. Zawsze wychodziliśmy z założenia, że to wydarzenie ma sens tylko dla nich i z nimi. Najważniejsi są nasi goście, wy-stawcy i partnerzy, dlatego często łączymy się z innymi krakowskimi inicjatywami. Tym razem, dzięki współpracy z Ekotykami, będzie modnie i naturalnie - zapewniają organizatorzy Kierma-shu Izabela Chyłek i Mateusz Kaczan.Podczas XV edycji Kiermashu w Pałacu Cze-czotki zaprezentowane zostaną polskie marki: ubrania, bielizna, biżuteria, okulary, torby, ple-caki, skarpetki, szale, czapki i... wszelkie inne dodatki. Dzięki zaproszonym wystawcom uzu-pełnicie nie tylko swoje szafy, ale także zadbacie o siebie. Odżywcze masła do ciała, rozgrzewa-jące peelingi, pachnące świece, mydła, olejki do ciała, kremy i inne naturalne mikstury będzie można kupić na II piętrze Czeczotki.

Kiermash vol. XV + Ekotyki , 22–23 września 2018, godz. 11-19, Pałac Czeczotki, ul. Wiślna 1, Kraków

Wrzesień z Kiermashem i Ekotykami

Pod patronatem

– Rent and Lend to zautomatyzowany rynek przedmiotów do wy-pożyczenia na żądanie. To platforma łącząca ze sobą użytkowni-ków, którzy potrzebują danego przedmiotu, z osobami, które mo-gą go udostępnić na kilka dni. Portal przeznaczony jest dla osób prywatnych, organizacji pozarządowych, a w przyszłości także mikroprzedsiębiorców – mówi Leszek Szklarczyk, CEO firmy.Za Rent and Lend stoją cztery osoby: Leszek Szklarczyk, Jakub Ko-cikowski, Maciej Kocik oraz Stanisław Zarychta. CEO i specjalista od marketingu w jednym, dwóch programistów i visual designer. Dwóch freelancerów i dwóch pracowników korporacji. Stworzyli tę platformę, bo sami wiele razy pożyczali coś od innych, szcze-gólnie w czasach studenckich. Poza tym obserwują, że coraz więcej ludzi szuka przedmiotów wśród swoich znajomych za po-średnictwem mediów społecznościowych albo w specjalnych grupach na Facebooku. Facebook nie ma jednak odpowiednich

narzędzi, by można było szybko znaleźć konkretny przedmiot w pobliżu swojej lokalizacji i sprawnie przeprowadzać transak-cje. Rent and Lend ma.– Znalezienie oferty czy jej dodanie to dwa kliknięcia. Postawi-liśmy na pełną automatyzację tych procesów, bo ludzie coraz częściej korzystają z internetu na urządzeniach mobilnych, więc nie chce im się dodawać opisów, zdjęć czy uzupełniać rubryk z pa-rametrami. Prostota i szybkość wypożyczenia są ważniejsze niż kolor, wiek czy marka przedmiotu. Naszym celem nie jest dostar-czenie ludziom luksusu, ale przedmiotów, które pełnią potrzebne w danym momencie funkcje – tłumaczy Leszek Szklarczyk.Z pomocą Rent and Lend wypożyczymy m.in. elektronikę, akceso-ria sportowe i turystyczne, urządzenia do domu i ogrodu, sprzęt na eventy, gry planszowe, akcesoria dla dzieci i niemowląt, rzeczy potrzebne do transportu czy przeprowadzki oraz inne, które nie zmieściły się w dziesięciu podstawowych kategoriach. W sumie w bazie serwisu znajduje się ponad 250 przedmiotów.– Nie chcemy oferować wszystkich możliwych rzeczy, ale te, których naszym użytkownikom często brakuje. Na podstawie badań rynku, konkurencji i ankiet wśród konsumentów ustaliśmy

Nie opłaca ci się kupować plecaka turystycznego, bo na górską eskapadę wyruszasz raz w  roku? Zainwestowałeś w  kosiarkę, ale przez większość czasu stoi bezczynnie w garażu? koniec z kurzącymi się przedmiotami i pieniędzmi wyrzuconymi w błoto. oddawaj, pożyczaj, dziel się. Rent and lend!

Dobry zwyczaj

ceny oraz ograniczoną listę przedmiotów, które można znaleźć na platformie. Obserwowaliśmy inne tego typu portale, gdzie ludzie dodają oferty z patykami czy kapslami do wypożyczenia i tworzy się straszny bałagan. To odstrasza użytkowników – wy-jaśnia CEO Rent and Lend.W przyszłości chcą jednak dodać „aktywną listę życzeń”, która pozwoli wysłać pytanie o przedmiot spoza listy do użytkowników znajdujących się w okolicy. Najbliższe plany to także automatycz-ne ubezpieczenie wszystkich przedmiotów, które wypożyczane są za pośrednictwem platformy. Póki co strażnikiem bezpieczeń-stwa jest weryfikacja użytkowników oraz system referencji i ocen po dokonanej transakcji. Platforma umożliwia też podpisanie między stronami umowy najmu, ale nie jest to obowiązkowe.Rent and Lend wystartowało na początku września w Krakowie, ale w najbliższej przyszłości jego twórcy chcą uruchomić plat-formę w Warszawie. Potem w kolejnych miastach chcą wdrażać sharing economy, czyli efektywne wykorzystanie zasobów. Idea współużytkowania przedmiotów ma ograniczyć produkcję niepo-trzebnych sprzętów, chronić środowisko przed zalewem śmieci, a także zacieśniać więzi międzyludzkie. Sharing is caring.

Dagmara Marcinekfo

t. m

ater

iały

pra

sow

e

Page 13: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

Wrzesień/Październik 2018 13

reklama

przedstawiamy

– Niewątpliwą zaletą zajęć realizowanych pod opieką trenera jest to, że uczestnicy nabywają nowych umiejętności, a ćwi-czenia nie są monotonne. To nie zwykłe machanie hantlami czy sztangą, na które narażają się zwłaszcza początkujący goście siłowni – przekonuje konrad król z Fitness Platinium®.

PIoTR BaNaSIk: jesteś związany ze Szkołą Walki drwala już od dobrych kilku lat, towarzysząc jej na wszystkich etapach rozwoju. Czy zauważasz, jak przez ten czas zmieniało się po-dejście uczestników do trenowania sztuk walki?koNRad kRól: Zmieniła się głównie świadomość ludzi, że sporty walki to nie tylko bijatyka w klatce czy na ringu, ale rzeczywista alternatywa dla siłowni. Na zajęciach można poznać konkretne umiejętności, wyselekcjonowane pod daną płaszczy-znę walki, nabrać świadomości własnego ciała i poprawić swoją sprawność fizyczną. Równie ważna jest nauka dyscypliny czy na-wiązywanie nowych kontaktów.

Na jakich zajęciach można cię spotkać?Do niedawna prowadziłem zajęcia z cross fitnessu oraz MMA, zaś obecnie zajmuję się raczej koordynacją działań w ramach SWD. Prowadzę także kilka godzin zajęć z boksu oraz pilotażo-we zajęcia Strenght & Conditioning MMA, dla wszystkich, któ-rzy chcieliby poprawić swoje przygotowanie siłowo-motoryczne. Skupiam się na technice i odpowiedniej formie ruchu w trakcie zajęć, ale nie zapominam także o intensywności, żeby uczestnicy poczuli swoje ciało.

Sztuki walki nawet dla mniej rozciągniętych

jesteś nie tylko trenerem sztuk walki, ale rów-nież czynnym zawodnikiem, który walczy na ringu. Na ile bycie wyczynowym sportowcem pomaga w prowadzeniu zajęć z amatorami?Wprawdzie jedna walka (na dodatek, niestety, przegrana) to trochę mało do miana zawodow-ca, ale przygotowania do niej były w pełni pro-fesjonalne. Od amatorskiego treningu odróżnia je podejście do realizowanych działań. Wyczy-nowi sportowcy traktują trening jako codzienną pracę – amatorzy przychodzą na matę poniekąd dla rozrywki. Trening musi uwzględniać odpo-wiednie obciążenia, zindywidualizowane dla każdego z uczestników – nawet jeśli jest męczą-cy, to powinien cieszyć i motywować do dalszej pracy. To często alternatywa dla codziennego życia, ucieczka od problemów, a nawet terapia. Uczestnicy mogą przekonać się, jak trudne jest wejście do oktagonu czy ringu, ale muszą chcieć pojawić się na kolejnych zajęciach, żeby rozwijać swoje umiejętności.

W SWd zajmujesz się nie tylko sztukami wal-ki, ale także przygotowaniem fizycznym do pojedynków na macie czy ringu. Czym wy-różnia się taki trening?

Wiele osób sprowadza trening fizyczny pod sztuki walki do kil-ku stacji, na których wykonuje się określone ćwiczenia – dziś to już trochę przestarzała metoda. Odpowiednie przygotowa-nie motoryczne wymaga poznania techniki danej dyscypliny, bo nie wszystkie ćwiczenia będą w niej przydatne. Każdy trening ma swoją charakterystykę, fazy periodyzacji, odpowiedni czas realizacji… To w zasadzie temat na odrębną rozmowę.

W Fitness Platinium® trwają właśnie nowe nabory do SWd – oprócz zajęć ze sztuk walki i przygotowania fizycznego, na matach SWd zagoszczą także nowe zajęcia, m.in. joga spor-towa. do kogo jest skierowana ta oferta?Nabory wciąż trwają – zapraszamy wszystkich, którzy chcą się po-ruszać, bo na pewno każdy znajdzie coś dla siebie, czy to ze spor-tów walki, czy z przygotowania fizycznego. Ciekawa wydaje się joga sportowa, na której zazwyczaj jest stuprocentowa frekwen-cja – to zajęcia uzupełniające, które pomagają uczestnikom po-prawić koordynację czy zwiększyć świadomość własnego ciała. To zajęcia ze świetną atmosferą, dla bardziej lub mniej rozciągnię-tych – sam należę do tej drugiej grupy i z zawsze z przyjemnością biorę w nich udział.

Rozmawiał Piotr Banasik

fot.

Piot

r Ban

asik

Zatrzymaj latona tarasie widokowymRozkoszuj się ostatnimi tygodniami lata na Tarasie Widokowym. Celebruj długie, ciepłe wieczory,smakując letnich propozycji naszego Szefa Kuchnioraz orzeźwiających koktajli serwowanychz najlepszym widokiem na Kraków.W piątki, daj się zaskoczyć perfekcyjnie skomponowanym sushi, serwowanymod 18:00 do 22:00.

REZERWACJE I INFORMACJET +48 12 662 1000E [email protected] | taras-loungebar.pl

Taras Widokowy, ul. Powiśle 7, Sheraton Grand KrakowCzynny przez cały tydzień w godzinach 12:00 – 24:00

Page 14: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

www.whatsupmagazine.pl14 siesta

Produkt, który wychodzi z Browaru Fafik, wygląda nader profesjo-nalnie: stylowa etykieta z logotypem i informacjami o stylu piwa, wykorzystanych chmielach, zawartości alkoholu czy poziomie eks-traktu, wyrażonym w BLG. Niewielka butelka w zasadzie niczym nie odróżnia się od profesjonalnych produktów, które spotkamy w sklepach. Nawet na kapslu widnieje gustowny logotyp, a w inter-necie – fanpage. O tym, że piwo powstało w niewielkim mieszkaniu, dowiemy się dopiero z krótkiej historii domowego browaru.

50,5– W zasadzie, idąc za przykładem starszego i większego kolegi z branży, mógłbym nazwać swoje piwo „50,5”, bo na takim metra-żu warzę kolejne produkty – śmieje się Damian Łęcki, jednooso-bowy twórca Browaru Fafik. Na co dzień Damian jest grafikiem w jednej z krakowskich agencji, która pracuje dla… jednego z naj-większych polskich browarów. Ale to tylko przypadek. – Zacząłem warzyć piwo w domu na długo przed tym, zanim podjąłem tutaj pracę – wyjaśnia piwowar. – Zawsze wolałem produkty własnej roboty: piekłem chleb i robiłem mozzarellę, wreszcie przyszedł czas na piwo.W sukurs miłośnikom złotego trunku, którzy chcieliby produ-kować go na własną rękę, przychodzą sklepy z piwowarskimi akcesoriami i surowcami. Kompletny zestaw dla początkujących piwowarów, w skład którego wchodzą nie tylko chmiel, drożdże czy słód, ale także fermentory, łyga, termometr, filtrator, areo-metr, a nawet kapslownica – to koszt kilkuset złotych. Zabawa jest przy tym przednia, zwłaszcza że wyprodukować można nie tylko zwykłego lagera, ale także pszeniczniaka, pale ale czy dry stout. Zastosowanie gotowych półproduktów typu brew-kit znacznie uprości cały proces.O tym, że na początku najlepiej wykorzystywać gotowe zestawy surowców, przekonuje Tomasz Kopyra, popularyzator domowego piwowarstwa i najbardziej znany polski piwny bloger. – Oprócz półproduktów, w takim zestawie znajdziemy także gotowe prze-pisy, jak po kolei uwarzyć swoje piwo. Nie trzeba zastanawiać się, skąd wziąć konkretne składniki, bo wszystko mamy przygotowane

– zdradza autor na blog.kopyra.com. – Nawet najlepsza receptura nie pozwoli nam jednak uwarzyć superpiwa, jeśli zabraknie nam umiejętności.

żeby uwarzyć, trzeba uważaćChoć na pierwszy rzut oka warzenie z półproduktów wydaje się dość proste, to wymaga sporo cierpliwości i dokładności. Pilno-wanie temperatury, dostosowanej do odpowiedniego stylu piwa, filtracja, chłodzenie i zadawanie drożdży – kolejne czynności wymagają nie tylko wiedzy, ale i serca. Każdy błąd lub niedo-pilnowanie wymaganych warunków wpłynie nie tylko na smak uwarzonego trunku, ale nawet na powodzenie całego procesu.W praktyce uwarzenie jednej warki piwa (ok. 20 l) zajmuje około pół dnia – nawet jeśli nie korzystamy z przygotowanego zesta-wu, ale samemu mielimy słód na domowym śrutowniku. Należy pamiętać, że zajmiemy całą kuchnię i pół łazienki (żeby umyć sprzęt), dlatego warto uprzedzić domowników o naszych dzia-łaniach. Jeśli nawet zapomnimy tego zrobić, po pewnym czasie zorientują się sami, bo zapachy słodu i chmielu są dość inten-sywne. Właściciel browaru Fafik przekonuje jednak, że warzenie jest możliwe nawet na niewielkiej powierzchni, z żoną i dwójką dzieci u boku.– Nie jestem fanatykiem piwowarstwa, a moje pięćdziesiąt me-trów kwadratowych nie jest wcale zawalone butelkami i kapsla-mi – śmieje się Damian. – To prawda, że kiedy koleżanki mojej trzyletniej córki bawią się w piaskownicy w gotowanie, to Tosia „robi piwko”. To tylko dowód na to, jak dobrą zabawą może być warzenie.

Pięć tygodni i gotowe!Pewnych rzeczy w warunkach domowych nie zrobimy – odpada leżakowanie w beczkach czy inne działania, które wymagają np. wykorzystania dużych kadzi. W pozostałych elementach domo-we piwo nie będzie się znacząco różniło od tego ze sklepowych półek, jeśli tylko w pełni zrealizujemy wybraną recepturę. Będzie

jednak sporo tańsze – średnio to koszt rzędu 50 zł za 20 l piwa – nieco ponad złotówkę za półlitrową butelkę. Cena nieznacznie wzrasta, jeśli dodamy więcej chmielu lub przygotujemy piwo o wyższej mocy.Warzenie jest całkowicie zgodne z prawem, bowiem polski usta-wodawca nie wymaga żadnych licencji ani zezwoleń. Domowe browary są także zwolnione z podatku akcyzowego, jeśli oczywi-ście produkujemy na własny użytek i nie wprowadzamy piwa do sprzedaży. – Wszyscy moi znajomi już wiedzą, że w ramach pre-zentu dostaną ode mnie kilka własnoręcznie uwarzonych butelek piwa, niespodzianką jest jednak jego styl – opowiada Damian.Kiedy już rozlejemy gotowe piwo do butelek i zakapslujemy je – wystarczy tylko czekać. Odpowiednio nagazowanego trunku można spróbować już po kilku tygodniach, oczywiście w zależ-ności od stylu piwa. A później już z górki: wkręcenie się w pi-wowarstwo to rozbudowywanie warsztatu, udział w piwnych targach, festiwalach i spotkaniach, uczestnictwo w konkursach dla domowych browarników, poszerzanie wiedzy – z książek, blogów czy filmowych instruktaży. Przygoda z piwem po kilku tygodniach dopiero się zaczyna.

Piotr Banasik

żeby być na czasie (przynajmniej tym piwowarskim), nie wystarczy już popijać modne trunki z kraftowych wielokranów ani orientować się, jak smakuje lambic czy gose. Teraz trzeba samemu nawarzyć sobie piwa – żeby cieszyć się złotym trunkiem domowej produkcji, wystarczy kilka, może kilkanaście metrów kwadratowych, odpowiedni sprzęt i browarnicze utensylia, a także sporo cierpliwości. Boom na rzemieślnicze browary trafił pod strzechy.

Page 15: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

Wrzesień/Październik 2018 15

reklama

jesień z galerią krakowską

tach szejków i w pałacach – zostaną pokazane szerszej publiczności, i to w samym sercu Kra-kowa. Odwiedzający wystawę będą mogli prze-konać się o różnorodności i wysokiej wartości sztuki minionych epok. Zbiór wiernych kopii – wykonanych tą samą techniką w skali 1:1 – bę-dzie opatrzony dokładnym opisem zawierają-cym informacje o autorze, cenie, historii zakupu i nabywcach, ciekawostkach i losach każdego obrazu, a także wymiarach i technice wykona-nia pracy. Obrazy prezentowane w Galerii Kra-kowskiej zabiorą zwiedzających w świat wielkiej sztuki i nadzwyczajnego kunsztu artystycznego, cenionego i podziwianego nieprzerwanie od lat. Wśród wybitnych nazwisk znajdą się również: Paul Cezanne, Pablo Picasso, Francis Bacon, Jackson Pollock, Willem de Kooning, Gustav Klimt, Jasper Johns, Pierre Auguste Renoir czy Mark Rothko. Zbioru tych wszystkich dzieł nie posiada żadne muzeum!

„Najdroższa galeria świata”Pod koniec kalendarzowego lata centrum handlowe zlokalizowane w  samym sercu krakowa zamieni się w prawdziwą galerię sztuki. Najdroższa kolekcja świata, która obejmie 20 obrazów o łącznej wartości po-nad dwóch miliardów sześciuset milionów dolarów pojawi się w galerii krakowskiej w dniach 12–22 września.„Turkusowa Marilyn” autorstwa Andy’ego Warhola, „Rzeź niewiniątek” Petera Paula Ru-bensa, „Krzyk” Edvarda Muncha, „Portret dok-tora Gacheta” Vincenta van Gogha, „Madonna z kądzielą” i „Zbawiciel świata” Leonarda da Vinci to tylko część arcydzieł, jakie już wkrótce zagoszczą w pasażu Galerii Krakowskiej. W spe-cjalnie zaaranżowanej strefie zostanie zapre-zentowanych dwadzieścia obrazów, które swoją wartością wstrząsnęły światem aukcji. Dotych-czas ukryte w sejfach, przechowywane w rezy-dencjach prywatnych kolekcjonerów, na jach-

aby nadchodząca jesień była równie atrakcyjna jak mijające lato, warto już teraz przyjrzeć się harmonogramowi wydarzeń, które na najbliższy czas przygotowała galeria krakowska.

prezentacja

Strefa LEGO®W weekend 29–30 września galeria krakow-ska zabierze swoich klientów do pełnego zabawy, humoru i edukacji świata lego®. miłośnicy tej ponadczasowej rozrywki będą mogli wziąć udział w turnieju gier kompute-rowych oraz stworzyć wyjątkowe budowle. Na najmłodszych będą czekać animatorzy, którzy pomalują ich twarze.LEGO® Ninjago® Movie™, LEGO City – Taj-ny Agent, LEGO® Worlds, LEGO® Marvel™ Super Heroes 2 – te i inne tytuły będą moty-wem przewodnim wydarzenia zorganizowanego w Galerii Krakowskiej. W LEGO® Iniemamo-cni gracze będą mogli wcielić się w swoje ulu-bione postacie i przeżyć niezapomniane chwi-le z filmów Disney Pixar „Iniemamocni” oraz „Iniemamocni 2”. Łączenie umiejętności i wy-jątkowych mocy członków rodziny Parr w wal-ce o spokój zarówno domowego ogniska, jak i całego miasta zapewnia niezmiennie świetną zabawę. Gracze mają szansę przemierzyć peł-ne akcji miejsca, takie jak Municiberg czy wy-

spa Nomanisan. Gra daje możliwość korzystania z unikalnych superumiejętności, które prowadzą przestępców przed oblicze prawa.Podczas wydarzenia możliwe będzie też tworze-nie wyjątkowych budowli LEGO® – samodziel-nie lub w parach. Grą turniejową będzie LEGO® Iniemamocni. W ramach turnieju odbędą się wie-lostopniowe eliminacje i rozgrywki finałowe przy ścianie turniejowej.Łącznie w strefach do dyspozycji zawodników będzie 21 konsoli SONY PLAY STATION 4 oraz 21 monitorów, na których będzie można zagrać w  najnowsze gry. Wydarzenie odbędzie się w dniach 29–30 września w godz. 11.00–19.00.

Page 16: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

www.whatsupmagazine.pl16 dbamy o ciebie

Filiżanki, talerze, figurki, wazony – nasze domy wypełnione są ceramiką. Na jedne przedmioty nie zwracamy uwagi, nawet gdy niechcący tłuczemy kolejny kubek podczas mycia naczyń. Inne traktujemy z wielkim szacunkiem: prezenty i pamiątki po ważnych osobach czy wydarzeniach z naszego życia. Ale wyjątkowości porcelanie nadają też jej twórcy.

Z manufaktury na stół– Proces tworzenia porcelany jest długi, skomplikowany i niezwy-kle pracochłonny. To w 90 proc. ręczna robota. Wszystko zależy też od tego, jaką drogę chce się obrać i jaki efekt końcowy uzy-skać; możliwości jest wiele. Taki proces od projektu do ostatniego wypału może potrwać tygodnie lub długie miesiące, bo na każdym etapie coś może pójść nie tak – ceramika to kapryśna dziewczy-na – mówi Magdalena Barcik z krakowskiej manufaktury Kalva.O tym, że Magdalena zajęła się porcelaną zadecydował przypa-dek. Pierwszy raz z gliną zetknęła się w szkole plastycznej, ale, jak sama twierdzi, nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Po latach eksperymentów z różnymi technikami okazało się, że jej prace wykonane w ceramice wzbudzają zainteresowanie odbior-ców, więc wokół tego zbudowała swoją działalność, a z czasem zaangażowała w nią męża i innych członków rodziny.W Kalvie można kupić m.in. filiżanki, miski, talerze, podstawki pod jajko czy cukiernice. Na nich jaskółki, wilki, rysie, jeże, sowy i inne leśne zwierzęta. Do tego piórka, delikatne wzory i optymi-styczne, krótkie zdania. – Mamy trzy stałe serie, które cieszą się ogromną sympatią naszych klientów. Bestsellerem jest kubek z napisem „to będzie dobry dzień”, który stał się naszą wizytówką. Okazjonalnie wprowadzamy też limitowane edycje – opowiada Magdalena Barcik.Porcelanowe kubki wyglądające jak zgnieciony papierowy ku-beczek czy talerze przypominające tacki na grilla to za to znak rozpoznawczy Manufaktury Porcelany. Ulokowana w Pogórzu pracownia w ofercie ma także filiżanki z uchem jak gwóźdź czy kurza łapka, a także małe, skromne porcelanowe kolczyki. Jak sami piszą, u nich koło garncarskie jest w ciągłym ruchu, a dni liczone są od wypału do wypału, bo oprócz tworzenia przedmio-

tów codziennego użytku organizują też warsztaty.Do swojego domu warto też zaprosić Wzorowe Towarzystwo, z którym nigdy nie będzie nudno. Z nimi jak z rodziną: choć każdy jest trochę inny, to ciągle łączy ich więź. Tu naczynia różnią się od siebie nawet w ramach jednego motywu, ale i tak do siebie pasują. Dzięki temu bez obaw można dzielić, mieszać i łączyć ze sobą kolekcje. W ofercie na razie „po prostu” i „uroczyście” – na co dzień i od święta, a także „Oskar” i „Walentyna”. Oskar na cześć etnografa, folklorysty i kompozytora – Oskara Kolberga, a Walentyna na pamiątkę pierwszej kobiety w kosmosie – Wa-lentyny Tierieszkowej.– Chcieliśmy nawiązać do tradycji nazywania fasonów porcelany imionami, co wpasowało się również w to, że nazwa Wzorowe Towarzystwo jest trochę dwuznaczna. Kolejne postacie i imiona są w drodze i mogą się okazać jeszcze bardziej zaskakujące niż Oskar i Walentyna. Trochę mimochodem zrobił się z tego mały element edukacyjny – mówi Magdalena Falkiewicz z Wzorowego Towarzystwa.

Własnymi rękamiEdukacyjna, a także i relaksująca rola ceramiki pojawia się za to, gdy weźmiemy glinę we własne ręce. Warsztatów w Krakowie można szukać m.in. w ŻyWej Pracowni czy Pojanarówce Art&-Coffee Bar. Zajęcia prowadzi też wspomniana wyżej Manufaktura Porcelany, Juma Art, CAHA-ART albo pracownia Smak Sztuki. Własnoręczne robienie porcelany to nie tylko przyjemność, ale także sposób na ucieczkę od codziennych zmartwień i stresu.– Podczas zajęć wykorzystuję podstawy arteterapii. Spotkania w pracowni pozwalają uczestnikom uzyskać wewnętrzny spo-kój. Przychodzi on w sposób naturalny, bo praca z plastycznym materiałem, gliną czy masą ceramiczną, skłania do wyciszenia się i skupienia. Niektóre z uczestniczek ze zdziwieniem stwier-dzają, że wcześniej nie zdarzyło im się odłożyć telefonu na tak długo – mówi Katarzyna Gajda, właścicielka pracowni CAHA-ART, prowadząca warsztaty ceramiczne.

Zajęcia trwają trzy godziny, a każdy zamknięty cykl to cztery spo-tkania. Z całą pewnością nie wystarczyłoby jedno popołudnie, bo czasu wymaga nie tylko proces twórczy, ale także technologiczny. Masa ceramiczna schnie, następnie wypala się ją w piecu, by po ostygnięciu zdobić ją szkliwem czy angobą. A potem ponownie trafia do pieca. Tego procesu nie da się przyspieszyć.– Program dostosowuję indywidualnie do uczestników. W inny sposób prowadzę te osoby, które po prostu chcą dobrze się bawić i oczekują szybkich efektów, a w inny te, które chcą się rozwijać w tym kierunku, traktują zajęcia perspektywicznie. Przygodę z ceramiką rozpocząć może każdy, bez względu na dotychczasowe doświadczenia artystyczne – zachęca Katarzyna Gajda.Uczestnicy warsztatów CAHA-ART najczęściej robią przedmioty codziennego użytku: miski, tacki, talerze, kubki. Dla siebie albo na prezent. Zdarzyło się, że jedna z uczestniczek postanowiła zrobić umywalkę do swojego mieszkania. W Pojnarówce Art&Coffee Bar często tworzy się figurki, ceramiczne kwiaty do ogrodu, misy, ramki, a nawet zegary. Organizatorzy zapewniają materiały, miej-sce, wiedzę i inspiracje. Ale coraz częściej to uczestnicy inspirują siebie nawzajem.– Przychodzi do nas w miarę stała grupa uczestników, którzy re-alizują swoje nowe pomysły. Tymi pomysłami często inspiruje się osoba obok, bo rzecz zrobiona przez koleżankę jej się spodobała albo świetnie pasuje do wystroju domu. Jednak efektem warsz-tatów są nie tylko nowe umiejętności i gotowe przedmioty, ale też więź między ludźmi. Wiele osób podkreśla, że przychodzi tu, by spędzić miło czas z innymi. Bardzo się cieszę, że właśnie w tę stronę rozwinęły się warsztaty – mówi Anna Odroń, właścicielka Pojnarówka Art&Coffee Bar, która organizuje warsztaty wraz ze Stowarzyszeniem NOWA.

Dagmara Marcinek

Ceramika towarzyszy nam co-dziennie, od porannej kawy po kolację. Warto więc otoczyć się przedmiotami, które robione są z sercem i pasją. albo tymi, które zrobimy sami.

zdj. Wzorowe Towarzystwo naczynia Walentyna inspirowane są postacią Tierieszkowej – pierwszej kobiety w kosmosie

Kapryśne dziewczyny

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Page 17: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

Wrzesień/Październik 2018 17

reklama

siesta

Zdjęcia z Kolorowych Gór, najdłuższych na świecie schodów ruchomych w kształcie smoka, parków miejskich zajmujących dziesiątki hektarów i muzeum wachlarzy – slajdowisko o Chi-nach pochłonęło mnie zupełnie. Postanowiłem dostać się lądem z Polski do Chin bez auta i bez pełnego portfela.Parę miesięcy później stałem w  podwarszawskich Markach z plecakiem. Nie byłem jedynym szaleńcem, który porwał się na tego typu partyzancką podróż, towarzyszył mi Mariusz, który rok wcześniej samotnie dojechał autostopem do Iranu. Wrócił w ten sam sposób.Autostop jako środek transportu nie zniknął wraz PRL-em. Wręcz przeciwnie. Obecnie, dzięki internetowi, społeczność podróżni-ków kwitnie jak nigdy dotąd. Polacy są przy tym bardziej kreatyw-ni niż koledzy z Zachodu. To nasi autostopowicze ślą najwięcej za-pytań na couchsurfing.com, szturmują latem wylotówki wielkich miast i organizują autostopowe rajdy studenckie. Wiedzieliśmy o tym, więc nie byliśmy zaskoczeni, gdy na granicy rosyjsko-ło-

Kierunek

okres między studiami a pracą przedłużałem ponad wszelką logikę. Coś trzeba było robić, nim zatrudniłem się w korpo, więc pojechałem na zlot autostopowy. Na miejscu zderzyłem się z dużą liczbą młodych ludzi i tysiącem podróżniczych historii. jedna zainteresowała mnie szczególnie.

tewskiej spotkaliśmy rodaków. Nie mieli nic poza plecakami, entuzjazmem i ambitnymi planami. Chcieli dostać się do Państwa Środka okazją, tak jak my.Udało nam się dotrzeć do Chin po miesiącu. Rosja ugościła nas rzęsistym deszczem. Dla odmiany w Mongolii, na gorącej, pu-stej drodze modliliśmy się o chociaż najlżejszy opad oraz o cień. I oczywiście o to, by w końcu zza horyzontu wyłonił się jakiś samochód. Cóż, podobno podróżuje się właśnie po to, aby na chwilę oderwać się od cywilizacji (i korporacji). W Chinach to nie do końca się udaje. Z państwa, w którym liczba zwierząt hodowlanych przewyższa populację ludzi, trafiliśmy do niemal półtoramiliardowego mrowiska szeleszczącego w nieznanym języku. Zatęskniliśmy do spokoju mongolskich stepów.Podróże autostopem mają swoje „haczyki”. Na przykład banalna potrzeba: chcesz się umyć. Jak to zrobić w drodze? W Mongolii udało mi się przekonać obsługę łaźni jednego z trzech hoteli w zakurzonym miasteczku, po którym się przechadzaliśmy, by pozwolili nam na wizytę. Pobyt w Chinach też zaczęliśmy luksuso-wo, bo jeden z kierowców opłacił nam pokój. Takie wygody jak ła-zienka nie są codziennością dla autostopowicza. I tak w Chinach uratowały nas prace związane z pielęgnacją miejskiej zieleni. Gdy stawaliśmy, aby złapać podwózkę, pozdrawiały nas tysiące pra-cowitych rąk pielących rzędy krzewów przy autostradzie. Część ogrodników spała na ławkach albo pod drzewami, albo w ogóle znikała. Woda ze szlauchów beztrosko zalewała trawniki. A my w końcu mogliśmy umyć twarze i nogi.Na widok grup seniorów tańczących w centrum azjatyckich miast Europejczykowi oczy otwierają się szerzej Chińczykom także

– ale na widok białych podróżników. W wielu miejscach Chin autostopowicze tacy jak my znani są wyłącznie z internetu, stąd też miejscowi domagają się wspólnych zdjęć (gdy odmówimy, zrobią je i tak: z ukrycia). Nasza egzotyczność pomaga: kolejni chińscy kierowcy wiozą nas w głąb kraju, mimo że nie ma szans na konwersację.O Polsce mało kto tu wie cokolwiek. Spotkaliśmy jednak w Chi-nach człowieka, który nie mylił Poland z Holland. Wtedy, gdy przygotowywaliśmy się do opuszczenia Chin. Łapaliśmy okazję w prowincji Junnan, dwa kilometry od zagrożonego wysuszeniem jeziora Yilong. Na południe Wietnam, a przed nami wzniesienia górskie do pokonania. Z auta, które przed nami zahamowało. wyłonił się mężczyzna w białej koszuli. Wracał z banku do swo-jego miasteczka i płynną angielszczyzną zaprosił nas do wspólnej podróży.– Skąd jesteście?– Z Polski.– Rozumiem, a z jakiego miasta?– Z Krakowa, to miasto na południu…– To stara stolica waszego państwa, prawda?– Skąd to wiesz? – zapytałem zdziwiony.– Lubię historię, dużo czytam. Wiem, że mieliście rozbiory. Jeste-ście małym, ale wojowniczym narodem.Koniec końców to chyba właśnie po to jeździ się autostopem, aby poznawać ludzi. Podczas standardowych wakacji z biurem podróży nigdy nie spotkałbym młodego Chińczyka, który inte-resuje się historią Polski, ani Ormian wiozących ręcznie robiony stół z samego Kaukazu. Ale przecież nie zwiedza się świata dla samych zdjęć, którymi można pochwalić się przed znajomymi. A może nie mam racji? Pierwszy kierowca w Chinach, ten sam, który opłacił nam pokój w moteliku, zatrzymał się przy hodowli słoneczników. Zrobił to tylko po to, aby cyknąć sobie fotkę z cu-dzoziemcami na tle żółtego pola uprawnego. Jego koledzy pewnie wzdychali z zachwytu.

Ludwik Papaj

Ludwik Papaj jest pracownikiem jednej z większych korporacji. O podróży autostopem do Chin napisał książkę „Kierunek Kitaj”, wyd. Kwiaty Orientu, która premierę miała w czerwcu 2018.

KITAJfo

t. Lu

dwik

Pap

aj

Page 18: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

www.whatsupmagazine.pl18 siedem uciech głównych

siedem uciech głównych...

Wino w ŻonglercePoza jedzeniem lubię też pić wino i chociaż wokół mnie, na kazimierzu, roi się od barów, ostatnio uciekam coraz częściej, niestety, przed tłumami turystów, meleksów i ludzi rozdających ulotki na placu Nowym.Uciekam na przykład do Żonglerki na rogu Sy-rokomli i Ujejskiego. Ładne i bezpretensjonalne miejsce prowadzone jest przez bardzo miłych, młodych ludzi, którzy znają się na winie. Czekam na moment, kiedy będzie już po Unsoundzie i na spokojnie pójdę sprawdzić, które sancerre jest najlepsze. Na chleb sobie popatrzę, bo mam celiakię, ale podobno kanapki są super.

muzyka, zapachy, wino, dobre jedzenie i ruch. o swoich ulubionych sposobach na spędzanie wolnego czasu w krakowie opowiada gosia Płysa – organizatorka festiwalu muzyki elektronicznej unsound.

Jlin na UnsoundzieNajwiększą uciechą tego roku, moim zda-niem, będzie cały festiwal unsound (7–14 października, różne lokacje), ale jednym z wydarzeń, których nie można przegapić będzie wieczór w  Centrum kongresowym ICe 13 października.Występ Jlin, amerykańskiej twórczyni elek-troniki wymykającej się podziałom gatunko-wym i spektakularnego zespołu tancerzy Way-ne’a McGregora, jednego z najbardziej uzna-nych choreografów tańca współczesnego. Za Autobiography, bo tak nazywa się projekt, Jlin i Wayne otrzymali prestiżową Grosse Family Prize – przyznawaną raz na dwa lata nagrodę za wybitne osiągnięcie w tańcu współczesnym. Trzeba to zobaczyć i usłyszeć.

Krakowski Jirojedną z moich ulubionych uciech, poza muzy-ką, jest jedzenie.W Krakowie jest zatrzęsienie restauracji, mnó-stwo bardzo dobrych, ale chodzę regularnie tak naprawdę do kilku, które nigdy nie zawodzą. Jedną z nich jest małe, ale wspaniałe Youmiko, którego właściciel, jak krakowski Jiro, chociaż nie Japończyk, z poświęceniem kroi i zawija ry-by w najpyszniejsze rolki pełne nieoczywistych połączeń. Również wegańska niedziela jest god-na polecenia, nawet dla tych, którzy zazwyczaj jedzą ryby.

Szlakiem zapachówuciecha nad uciechy, może nawet równa mu-zyce, to psikanie się perfumami i wyszukiwa-nie ciekawych zapachów, nawet jeśli nie będę sama ich nosić.Tutaj trudno mi wskazać tylko jedno miejsce. Lulua na Józefa to prawdziwa kopalnia skar-bów i czasem zupełnie zaskakujących odkryć, a zespół sklepu zna swoją materię na wylot i co chwilę przywozi nowości z florenckich czy mediolańskich targów. Najbardziej cieszy mnie, że cały czas wielkim powodzeniem cieszy się tam Ephemera – linia perfum inspirowanych dźwiękiem, stworzona dla Unsoundu przez Gezę Schoena. Druga ulubiona perfumeria to Galilu na Sławkowskiej – miejsce, gdzie zawsze znajdę moje ulubione klasyki, jak Molekuły Gezy, czy zapachy Diptyque oraz cenną poradę w olfak-torycznych rozterkach. Mają też jedne z dwóch najfajniejszych australijskich marek, czyli Lipstic Queen i Aesop.

Książki w Massolicieodkąd przeprowadziłam się do krakowa na studia, regularnie chodzę do księgarni mas-solit, gdzie często znajduję pozycje jeszcze nieprzetłumaczone na polski lub klasyki, któ-re i tak lepiej przeczytać w oryginale.Z Massolitem współpracujemy też przy two-rzeniu naszej unsoundowej księgarni, która to-warzyszy programowi dziennemu – polecam sprawdzenie najciekawszych pozycji wydaw-nictw, które na co dzień nie są dostępne w księ-garni, jak Repeater Books, Zero czy Faber & Fa-ber. W tym roku nie mogę się doczekać antologii Marka Fishera, którą wydaje właśnie Repeater. Oczywiście wszystko można sobie zamówić on-line, ale zawsze lepiej jest wziąć książkę do ręki i przeczytać parę stron. 

Forum PrzestrzenieWracając do uciech łączących muzykę, jedze-nie i picie, to oczywiście nie można na krakow-skiej mapie pominąć Forum Przestrzeni, gdzie cały czas dzieje się coś ciekawego. można tam też po prostu posiedzieć na leżaku lub pograć w ping-ponga.Czekam jednak już na nasz unsoundowy mara-ton, w którym muzyka ze wszystkich krańców świata i internetu zawładnie aż czterema scena-mi (w tym jedną ukrytą!). To między 11 a 14 paź-dziernika. Szkoda, że w hotelu Forum nie ma do-stępnych pokoi, żeby można było się zdrzemnąć między tymi wymagającymi atrakcjami.

Tenis na kortach KKS Olszajedną z najfajniejszych uciech, na które mam nadzieję będzie jeszcze pogoda w październi-ku, jest granie w tenisa na kortach kkS olsza.Jedne z bardziej oldschoolowych kortów pro-wadzone są przez zawodników, którzy grali wielkie mecze, jeszcze zanim Wojciech Fibak wziął rakietę do ręki. Bardzo się boję, że już wkrótce zamiast kortów będzie tam stał ko-lejny brzydki apartamentowiec lub inne okro-pieństwo i na dobre zdecyduję o wyprowadzce z tej okolicy.

Jlinbędzie można zobaczyć w ICE 13 października

fot.

Mah

dum

ita N

andi

/ m

ater

iały

pra

sow

e

Page 19: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

Wrzesień/Październik 2018 19prezentacja

Sacrum Profanum to festiwal, który z powodzeniem zestawia wszelką muzykę alternatywną i eksperymentalną z szeroko pojętą klasyczną – współczesną. Poszukuje, drąży, prowoku-je. Chcemy intrygować – mówi kurator festiwalu krzysztof Pietraszewski.

rafał romanowski: jazz, literatura, dzieci. Sacrum Profanum poszerza ofertę czy zmienia oblicze z festiwalu „trudnych dźwięków” na bardziej przystępny?krzysztof pietraszewski: Ewoluujemy. Ale nadal to festiwal, który z powodzeniem zestawia wszelką muzykę alternatywną i eksperymentalną z szeroko pojętą klasyczną – współczesną. Poszukuje, drąży, prowokuje. Chcemy intrygować. Nieustannie zastanawiamy się, gdzie w muzyce przebiega granica między „sa-crum” a „profanum”. Postawiliśmy sobie cel: dotrzeć do młodych: licealistów, studentów, absolwentów. Internet nauczył ich współ-udziału, wpływu, interaktywności. Chcemy na to odpowiedzieć.

Czym wyróżnia się tegoroczna edycja?Wyróżnia się zarówno koncepcyjnie, jak i muzycznie. Przede wszystkim w tym roku obchodzimy 100-lecie niepodległości, stąd motywem przewodnim jest m.in. hasło NPDLGŁŚĆ. Programo-wo oznacza to próbę ukazania, jak donośnymi zgłoskami zapisali się w historii światowej muzyki polscy kompozytorzy wszystkich generacji i pokoleń. I  jak wielką inspiracją są do dzisiaj, m.in. w jazzie, o czym traktuje obszar programu sygnowany hasłem WLNŚĆ. Bo jak jazz, to i wolność improwizacji w free jazzie oraz walka o zburzenie sztywnych granic, ram, blokad między gatun-kami. Stworzenie przestrzeni równych szans, co z kolei wiąże się z walką z wykluczeniem, czyli m.in. o prawa kobiet. I co w uchwa-lonym przez sejm Roku Kobiet 2018 chcemy uświetnić hasłem EMNCPCJ. A że wszystko to prowadzi nas do refleksji nie tylko

Improwizacja na wiele tematów

nad tym, czego polska muzyka dokonała, ale też jaki ma być jej obraz w przyszłości. A więc zajmiemy się na Sacrum Profanum nawet fantazmatami (FNTZMT).

ambitnie. ale i konsekwentnie. Festiwal ma być więc też świętem, ale i improwizacją na znane tematy.Na wiele tematów. W programie mamy koncert „The shape of jazz to come”, gdzie usłyszymy współczesne interpretacje jazzo-wych klasyków w retro-futurystycznych aranżacjach Zeitkratze-ra oraz utwory z elementami jazzu czy dialogującymi solówkami Wertmüllera, Zorna lub Braxtona – kompozytorów sprawnie łą-czących oba światy – w wykonaniu Musikfabrik w towarzystwie Petera Brötzmanna, słynnego saksofonisty improwizatora. Bę-dzie okazja, aby zastanowić się, czy jazz jest nadal awangardą, czy może już klasyką. Rozmaite łączenia na styku jazzu i muzyki współczesnej to naszym zdaniem oferta dla tych, którzy nie boją się nowych dźwięków i są głodni poszukiwań. A w tegorocznym programie to, mówiąc wprost, wyjście do zainteresowanej jazzem publiczności. Np. na koncercie Actions przygotowanym wspól-nie z Matsem Gustafssonem i jego Fire! Orchestra usłyszymy tytułową kompozycję Krzysztofa Pendereckiego na freejazzową orkiestrę oraz partytury graficzne Bogusława Schaeffera – pre-kursora tego nurtu.

W programie stosujecie skalę trudności. To novum.Oznaczamy każde wydarzenie, od bardzo „hardcore’owych”, czyli wręcz atonalnych, poprzez takie, gdzie pojawia się zarys melo-dii, aż po tonalne i łatwiejsze w odbiorze, jak właśnie standardy jazzowe. Pomoże to gościom w festiwalowej nawigacji. Ale no-we na SP też będzie wejście w literaturę, m.in. płynne łączenie muzyki z futurystycznym światem opisywanym przez Stanisława Lema czy powstająca na nasze zamówienie opera Alka Nowaka

Mikroliście – miniaturowe wydania roślin – nie tylko pięknie wyglądają, ale mają też skoncentrowany smak, więc od jakiegoś czasu z powodzeniem wypierają popularne kiełki. Szczególnie na talerzach dobrych restauracji.Mikrofarma też jest firmą miniaturową – mieści się w kontenerze o 12 m długości. Od marca prowadzi ją Agata Wolas i jej szwagier Sebastian Gwizdała. Jak to bywa w rodzinnych biznesach: gdy trzeba zarówno mąż, jak i siostra Agaty spieszą z pomocą. – Po-mysł i technologię przywieźliśmy z Norwegii, gdzie podobną fir-mę prowadzą nasi dobrzy znajomi – opowiada Agata. W stojącym w Bielsku-Białej kontenerze, który zazwyczaj służy do transportu towarów drogą morską, mieści się sporo półek, na których w ziemi

rosną zioła. - Odtwarzamy im naturalny cykl dnia za pomocą spe-cjalistycznych lamp. Nie nawozimy roślin, a jedynie podlewamy przefiltrowaną wodą deszczową, wybraliśmy też coraz bardziej popularny, wertykalny sposób uprawy roślin – wyjaśnia Agata i dodaje, że w Mikrofarmie można kupić kilkanaście gatunków ro-ślin. - Ciągle największą popularnością cieszy się groszek wąsaty, lubiany jest też słonecznik. Kolejna jest fioletowa rzodkiewka, która pięknie wygląda na talerzu. Jedną z ciekawszych roślin jakie uprawiamy jest musztardowiec, który ma białe nasionka. Ze względu na ostry smak świetnie sprawdza się w burgerach – dodaje. Ale właściwie czym są mikroliście? - Są to młode wer-sje znanych i popularnych warzyw i ziół, które zostały zebrane

przed  osiągnięciem „dorosłych” rozmiarów, ale w późniejszej fazie rozwoju niż klasyczne kiełki. Mamy zatem do czynienia z niedojrza-łymi jeszcze płodami rolnymi, wyróżniającymi się niezwykłym bogactwem składników odżyw-czych, witamin i minerałów – tłumaczy Agata i dodaje, że mikroliście określane są mianem „super food”, czyli produktów superzdrowych. Rośliny z Mikrofarmy trafiają do restauracji w Bielsku-Białej, Świętoszówce i Pszczynie. – Horyzonty poszerzamy powoli – śmieje się Agata i zaprasza do swojej firmy każdego, kto chce uatrakcyjnić swoje posiłki – nawet gdyby miał kupić jedną tackę mikroliści, by postawić ją na swoim parapecie. Mikroliście to idealny komponent najróżniejszych smoothie, sałatek, kanapek oraz dań głównych – nie tylko nadają im walorów smakowych, ale również pięknie wyglądają – zachęca Agata.

Magda Wójcik

17–31 października

Podróże na talerzukażda okazja jest dobra, by podróżować! koń-cówka października będzie sprzyjać kulinar-nym podróżom bez konieczności wsiadania w samolot: w ponad 40 krakowskich restau-racjach odbywać się będzie Restaurant Week.Idea festiwalu jest prosta. Szefowie kuchni przy-gotowują trzydaniowe, popisowe menu w festi-walowej cenie 49 zł, a goście rezerwują stoliki za pośrednictwem restaurantweek.pl. Tym ra-zem przed restauratorami postawiono wyzwa-nie, by gości Restaurant Week zabrali w kulinar-ną podróż. Jak sobie poradzą? Przekonamy się pomiędzy 17 a 31 października.Rezerwacje otwarte zostaną w drugiej połowie września i nie warto zbytnio z nimi zwlekać. Najlepiej jest oczywiście wybrać się do restau-racji ze znajomymi – wykupując rezerwację dla 8 osób, zapłacimy jedynie za 7. Do zobaczenia przy stole!

Zielenina w mikroskali

napisana do libretta Olgi Tokarczuk w reżyserii Pii Partum. Po-nadto wspólnie z Krzysztofem Pendereckim obchodzimy jego 85. urodziny, a z Zygmuntem Krauze 80. Zaprezentujemy kompozycje Witolda Szalonka (pioniera wykorzystywania multifonów, czyli „dźwięków kombinowanych”), Éliane Radigue (głęboki minima-lizm), Wacława Zimpla (jazzujące) czy Marty Śniady (tzw. nowa dyscyplina). Będzie się działo!

Rozmawiał Rafał RomanowskiWięcej na: sacrumprofanum.com

fot.

Alic

ja M

łyni

uk B

O S

tudi

o

Page 20: łpreculk 2fifl ęśż uęśeąpń ś p ćęełęeflą3pwhatsupmagazine.pl/wp-content/uploads/2018/09/W31- · łudniowców” wynosi kilkanaście procent, a w Grecji czy Hiszpanii

reklama

For us success comes with the impact our employees have

Explore opportunities at statestreet.com/careers

Join State Street and make your mark