279

(Historyczne Bitwy 173) Sedan 1870

  • View
    104

  • Download
    5

Embed Size (px)

Citation preview

H I S T O R Y C Z N E B I T W Y

RYSZARD DZIESZYNSKI

SEDAN 1870

BELLONAWarszawa

KASZTANOWIEC NIE ZAKWITŁ

Rok 1870 zaczął się dla rodu Bonapartych niezbyt pomyś­lnie. Jak donosiła „Gazeta Warszawska” z 20 stycznia 1870 roku, książę Piotr Napoleon Bonaparte dopuścił się zbrodni zabójstwa bądź nawet morderstwa.

Książę Piotr, syn Lucjana Bonapartego, brata cesarza Napoleona I, urodzony w 1815 roku w Rzymie, mając 17 lat, wyjechał do Kolumbii, zaciągnął się do tamtejszej armii i walczył pod rozkazami gen. Santandra jako szef szwadronu. Po dwóch latach wrócił do Europy. W 1836 roku, przeby­wając w Państwie Watykańskim, stał się uczestnikiem awantury, w trakcie której zabił dwóch ludzi, zaś jednego przeciwnika ranił; sam został jednak również ranny i znalazł się w więzieniu Świętego Anioła. Gdy udało mu się je opuścić, ponownie wyjechał na kontynent amerykański. Potem przebywał w Anglii oraz na wyspie Korfii, a następnie w Albanii. W 1848 roku powrócił do ojczyzny i został wybrany deputowanym z Korsyki do parlamentu.

Od 1852 roku Piotr wiódł życie członka rodziny cesarskiej. Odkrywszy w sobie talent literacki, prze­tłumaczył w 1861 roku dzieło Nabuchonodor Niccoliniego. Pisywał też do czasopisma „Avenir de la Corse”, po­lemizując z „Revanche”, organem demokratów. Paryskim

przedstawicielem tego ostatniego pisma był Pascal Grosset, który pisywał też do „La Marseillaise”, założonego przez markiza Henryka Rocheforta, wroga cesarza Napoleo­na III. Stało się to powodem wyzwania markiza przez księcia Piotra na pojedynek. Pascal Grosset ze swej strony nie pozostał mu dłużny i wysłał księciu sekundantów: Yvana Salmona, pisującego do „La Marseillaisse” jako „Wiktor Noir”, i Ulryka de Fouvelle. Jednakże książę Piotr w międzyczasie się rozmyślił i oświadczył sekundantom, że nie będzie pojedynkował się z czeladnikiem; on chce walczyć z samym Henrykiem de Rochefort. Wybuchła awantura, w której doszło do rękoczynów między księciem i Noirem oraz do sięgnięcia po rewolwery przez Piotra i Fouvellego; ten ostatni jednak nie mógł odciągnąć kurka. Padły strzały — Wiktor Noir został postrzelony, a Fouvelle— trafiony w kołnierz palta. Noir wyszedł od księciao własnych siłach, ale wkrótce potem zmarł.

Księcia miała sądzić Izba Wyższa w myśl dekretu z 1852 roku o osobnym sądzie dla członków rodziny cesarskiej. 19 lutego 1870 roku prokuratura złożyła do sądu akt oskarżenia. Cesarz zarządził, aby sprawę rozpatrzył sąd w Tours. 27 marca, po trwającym tydzień procesie, ława przysięgłych uwolniła księcia Piotra od zarzutu zabójstwa; musiał on jednak pokryć koszty pro­cesu, czyli w sumie sto tysięcy franków. Po uwolnieniu z aresztu książę przyjechał do hotelu, gdzie, jak pisała prasa, był „nadzwyczaj objęty współczuciem”. Zaraz potem udał się do Nicei1.

Tymczasem jego kuzyn cesarz Napoleon III napotykał na coraz większą opozycję w parlamencie. W związku z tym napisał list, który wysłał do „Journal Officiel”. W liście tym dowodził, że sprawy demokracji są mu bliskie.

1 „Gazeta Warszawska” nr 75, 28 marca 1870.

* * *

Czy rzeczywiście? Kiedyś pod hasłami demokracji obecny cesarz walczył w rewolucji lutowej 1848 roku we Francji. Miał swoje powody, aby nienawidzić monarchię lipcową króla Ludwika Filipa, który nie chciał dopuścić go do władzy. Karol Ludwik Napoleon (urodzony w 1808 roku w Paryżu, syn krótkotrwałego króla Holandii — brata wielkiego Napoleona Ludwika Bonapartego i Hortensji de Beauharmis, córki cesarzowej Józefiny z pierwszego mał­żeństwa) uważał, że należy przywrócić we Francji czasy napoleońskie, za którymi zresztą tęskniło wielu jego rodaków. W 1836 roku usiłował w Strasburgu dokonać zamachu stanu. Wciągnął do spisku żołnierzy 1. i 3. pułków artylerii, ale został uwięziony wraz z innymi spiskowcami w koszarach 46. pułku piechoty; po pewnym czasie za zgodą króla umożliwiono mu wyjazd do Stanów Zjednoczonych.

W 1840 roku Karol Ludwik Napoleon powtórzył próbę zamachu stanu w Boulogne. Wylądował wtedy w pobliskim Wimereuf z 60 towarzyszami. Po stronie zamachowca stanął 46. pułk piechoty; na jego czele przyszły cesarz pomaszerował na Lille, ale został osaczony przez pułki wierne rządowi. Tym razem Karol Ludwik Napoleon otrzymał wyrok i został osadzony w twierdzy Ham, skąd w 1846 roku zbiegł w przebraniu mularza pod fałszywym nazwiskiem „Badinguet” do Wielkiej Brytanii.

W wyniku rewolucji lutowej 1848 roku późniejszy Napoleon III wrócił 28 lutego 1848 roku do Paryża, co spotkało się ze sprzeciwem Rządu Tymczasowego, który nakazał mu natychmiast opuścić Francję. Gdy w kwietniu 1848 roku niesforny książę, który nie usłuchał nakazu, został wybrany do Zgromadzenia Narodowego z departamentu Sekwany głosami 84 tysięcy wyborców, rząd unieważnił jego mandat; jednakże po rozruchach

robotniczych w dniach 23-26 czerwca 1848 roku, spowo­dowanych zamknięciem warsztatów narodowych, gdzie bezrobotni otrzymywali pracę — rząd musiał pójść na ustępstwa i nie mógł zabronić kolejnego wyboru księcia Karola Ludwika Napoleona do Zgromadzenia Narodowe­go, co nastąpiło 29 września. Już w grudniu 1848 roku Ludwik Napoleon został wybrany prezydentem Republiki. Jego ambicje sięgały jednak wyżej — pragnął wzorem swego stryja zostać cesarzem.

W grudniu 1851 roku książę w drodze zamachu stanu uchylił konstytucję z 1848 roku i rozwiązał Zgromadzenie Prawodawcze, po czym ogłosił plebiscyt, który miał usankcjonować powstały stan rzeczy. W plebiscycie siedem milionów Francuzów poparło go; przeciwnych było zaś sześćset tysięcy.

Nowa konstytucja wzorowała się na tej z 1799 roku. Ludwik Napoleon pozostał prezydentem na 10 lat, ale otrzymał dyktatorski zakres władzy. Nowa konstytucja ustanowiła trzyizbowy parlament: Senat, Radę Państwa i Organ Ustawodawczy. Ale w rok później, w grudniu 1852 roku, po uchwale senatu i plebiscycie ludowym Karol Ludwik Napoleon został proklamowany cesarzem jako Napoleon III z prawem dziedziczenia tego tytułu przez jego potomków. Wkrótce potem Napoleon III poślubił hrabinę Eugenię de Montijo, z którą miał syna — Ludwika Napoleona Eugeniusza.

Filarami władzy cesarza były: wojsko, policja, aparat administracyjny oraz Kościół katolicki. Uprawnienia senatu i Rady Stanu zostały zmniejszone. Cesarz Napoleon III ograniczył też prawa obywatelskie — wprowadził cenzurę, zakaz strajków i zrzeszania się robotników. Rozwiązał Gwardię Narodową. Tak oto kochał demokrację.

Jednakże w ciągu 18 lat panowania cesarza nastąpił względny rozwój gospodarki, zwłaszcza przemysłu i trans­portu (budowa linii kolejowych). Francuska marynarka

handlowa stała się potęgą, drugą po angielskiej. Wzrastała, choć powoli, produkcja rolna. Dużą rolę w rozwoju gospodarczym odgrywały banki oraz giełda emitująca akcje, obligacje, papiery państwowe. Gospodarka kapitalistyczna wchodziła we Francji płynnie w nową fazę. Francja utrwaliła też swą władzę w Algierii oraz pozyskała Maroko, Tunis, Senegal, Gwineę, Dahomej, Gabon, Wybrzeże Kości Słoniowej, Madagaskar, Syrię, Amman i Kambodżę. Prze­budowane i unowocześnione zostały Paryż, Lyon i Marsylia, otrzymując oświetlenie gazowe, wodociągi, kanalizację i miejską komunikację konną. Szczególnie rozwinął się Paryż, stając się rzeczywistą stolicą Europy.

W polityce zagranicznej cesarz Napoleon III próbował współdziałać z Wielką Brytanią, bowiem pomny smutnych doświadczeń swego stryja związanych z tym państwem, wolał mieć w nim sojusznika niż wroga. W 1854 roku Francja wzięła udział w wojnie krymskiej wraz z Wielką Brytanią i Królestwem Sardynii po stronie Turcji, bowiem państwa zachodnie obawiały się wzrostu potęgi Rosji. Ale korzyści z tej wojny Francja nie wyniosła żadnej. Natomiast dzięki znaczącemu wsparciu Królestwa Sardynii w wojnie z Austrią w 1859 roku Francja zyskała przygraniczne tereny Sabaudii i Nicei.

Był to bodaj ostatni sukces Francji w polityce zagranicz­nej. Już w 1863 roku nie pomogły protesty francuskie po wybuchu powstania styczniowego w Polsce. Potem cesarza oszukał kanclerz Prus Otto von Bismarck. W październiku 1865 roku „żelazny kanclerz” spotkał się z francuskim cesarzem w Biarritz, aby przygotować grunt pod wojnę z Austrią. Za poparcie, a przynajmniej za neutralność obiecywał Napoleonowi III przyłączenie do Francji fran­cuskojęzycznej części Szwajcarii i Belgii, a także krajów nad Mozelą i Renem. Oczywiście, jak wiadomo, nie dotrzymał tych obietnic, choć Francja pozostawiła Austrię i nie zareagowała, gdy Prusy ją zaatakowały. Z kolei

udzielone wcześniej poparcie dla Królestwa Sardynii skut­kowało wybuchem powstań narodowych w Toskanii, Par­mie, Modenie i Państwie Kościelnym, które przyłączyły się do tego królestwa. Państwo Kościelne zostało mocno zmniejszone, a władza papieża — ograniczona. W tej sytuacji hierarchia kościelna, katolicy francuscy i opozycja monarchistyczna zaczęły mocno krytykować politykę cesa­rza Napoleona III, który odpowiedział represjami. Także burżuazja miała pretensje do cesarza — nie podobał się jej liberalny traktat handlowy z Wielką Brytanią. W ten sposób cesarz stracił nagle dotychczasowych sojuszników. Zdecydował się na zliberalizowanie systemu rządzenia i zwrócił się do opozycji republikańskiej, wobec której poczynił znaczne koncesje: ogłosił amnestię dla więźniów politycznych, zezwolił na tworzenie związków zawodowych i prawne usankcjonowanie strajków, a także na bezpłatne szkolnictwo podstawowe. W 1867 roku dał parlamentowi prawo interpelacji i inicjatywy ustawodawczej.

* * *

List cesarza Napoleona III ukazał się z datą 21 marca 1870 roku. Był to ważny dzień dla rodu Bonapartych. Wiązali go z zakwitnięciem największego kasztanowca w Paryżu — zwykle w tym czasie okrywał się on liśćmi, co wróżyło Bonapartym pomyślność. Ale w tym roku kasztanowiec nie zakwitł, co cesarz Napoleon III uznał za zły omen. Chcąc poprawić swe notowania w społeczeńst­wie, ogłosił referendum: czy naród francuski aprobuje reformy liberalne wprowadzone do konstytucji po 1860 roku? Referendum odbyło się 28 maja 1870 roku. Pozytyw­nie odpowiedziało 7400 tysięcy głosujących, przeciwnych było 1600 tysięcy. Jeszcze raz Napoleon III odniósł zwy­cięstwo — niestety, ostatnie. Dawał o sobie znać wielki kamień w pęcherzu moczowym. Cesarz był ciężko chory,

a operacja mogła się nie powieść. Doświadczył tego słynny i popularny marszałek Adolf Niel, minister wojny, który chorując na tę samą przypadłość, nie przeżył w 1869 roku operacji. W każdym razie dzięki wygranemu referendum cesarz stwierdził, że może z większym niż kiedykolwiek spokojem spoglądać w przyszłość. Natomiast jeden z przy­wódców opozycji republikańskiej Leon Gambetta uważał, że należy dokończyć dzieła wielkiej rewolucji francuskiej, ale nie przez spiski, barykady, zamachy i przemoc fizyczną, lecz przez takie wychowanie społeczeństwa, aby na przy­szłość można było odwoływać się do jego głosu.

Tymczasem na horyzoncie francuskiej polityki zagranicz­nej zaczęły zbierać się chmury. Jak wiadomo, począwszy od 1866 roku Francja traciła wpływy na arenie między­narodowej. Utworzony Związek Północnoniemiecki pod egidą Prus stał się dużym zagrożeniem dla Francji.

„Będziemy musieli stawić czoła jednej z najpotężniej­szych armii świata” — stwierdził na naradzie w Saint Cloud cesarz Napoleon III w gronie zaprzyjaźnionych z nim francuskich polityków2.

W tym czasie snuł on plany zbudowania koalicji anty pruskiej, w skład której mogłyby wejść Włochy, wysyłając przez Tyrol swą armię na południowe państwa niemieckie, oraz Austria, której wojska mogłyby zaatako­wać przez Czechy niemieckie państwa północne. Francja miałaby szansę opanowania ziem nadreńskich, a Austria— „odwdzięczyć się” się za przegraną bitwę pod Sadową i utratę ważnej pozycji w Europie. Dzięki tej wojnie zostałaby przywrócona równowaga sił, naruszona przez Prusy utworzeniem Związku Północnoniemieckiego. Zgod­nie z tym planem wojska francuskie miały uderzyć dolinąo szerokości 40-50 km między łańcuchami górskimi Wogezów i Hochwald w kierunku na Moguncję. Operacja

2 Alfred L i e b f e 1 d, Napoleon III, s. 330.

ta miała na celu opanowanie Palatynatu, dzięki czemu armia francuska zapobiegłaby połączeniu armii niemiec­kich z północy i południa. Do operacji miały być użyte korpusy Armii Renu, których liczebność miała sięgać 350 tysięcy żołnierzy. Minister wojny marszałek Edmund Lebouf zapewnił, że armia ta zostanie natychmiast skon­centrowana wokół twierdzy Metz, skąd miała wyruszyć francuska ofensywa3.

Kanclerz Otto von Bismarck też miał swoje kalkulacje, związane z wybuchem ewentualnej wojny z zachodnim sąsiadem. Chciał, aby tę wojnę wypowiedziała Francja; inaczej nie mógłby dokończyć dzieła zjednoczenia Niemiec, zwłaszcza że parlament Związku Północnoniemieckiego, zaniepokojony deficytem budżetowym, zaczął skąpić na potrzeby wojenne, a politycy z Wirtembergii i Bawarii, zwani autonomistami, mając za sobą poparcie lokalnych parlamentów, żądali zniesienia traktatów z 1866 rokuo przymierzu z Prusami. Kanclerz Bismarck potrzebował więc wojny jako instrumentu, który rozbudziłby szowinizm niemiecki i przeważył szalę na korzyść Prus.

We Francji opinie na temat wojny były podzielone. Naród za nią nie tęsknił, republikanie i stronnictwo liberalne w parlamencie także jej nie chcieli; natomiast niektórzy mężowie stanu uważali, że wojna z Prusami jest nieunik­niona, a co więcej — pożądana. Cesarzowa Eugenia chciała w ten sposób zapewnić tron dla swego syna, a jej otoczenie, składające się z „ultramontan”, także pragnęło wojny, uważając, że w ten sposób poniżą protestanckie Prusy. Stronnictwo to po cichu sądziło, że wkrótce cesarz Napoleon III zejdzie z tego świata, bowiem choć miał 62 lata, był ciężko chory i miał kamień w przewodzie moczowym. Ale wojna mogłaby uświetnić nowymi zwy­cięstwami sławę dynastii Bonapartych, co z kolei spowo­

3 Ibidem, s. 332.

dowałoby wzrost popularności przyszłego Napoleona... IV. Poza tym zwycięstwa nad odwiecznym wrogiem wzmoc­niłyby stronnictwo wojskowe na dworze. Poglądy takie głosili minister wojny marszałek Edmund Leboeuf i minister spraw zagranicznych książę Antoni Alfred de Gramont; czekali tylko na pretekst. I oto się pojawił — na tron hiszpański kandydował książę Leopold Hohenzollern, wpra­wdzie katolik, żonaty z księżniczką portugalską i nawet spokrewniony z domem Bonapartych, brat króla Rumunii Karola, ale zawszeć Niemiec.

Tron hiszpański wakował od 30 września 1868 roku. Tymczasowy rząd tego kraju bezskutecznie poszukiwał kandydata na króla wśród dworów panujących Europy; domy panujące we Włoszech i Portugalii odmówiły. I wtedy Salazar y Mazarredo, deputowany Kortezów, były sekretarz ambasady hiszpańskiej w Berlinie, wpadł na pomysł podsunięcia księcia Leopolda. W kwietniu 1869 roku Salazar przybył do Berlina, gdzie rozmawiał z ojcem kandydata, księciem Antonim Hohenzollernem, i samym księciem Leopoldem. Obaj przyjęli propozycję. Wtedy cesarz Napoleon III wezwał swego posła w Berlinie hra­biego Wincentego Benedettiego (1817-1900) i oświadczył: „Proszę dać do zrozumienia dworowi pruskiemu, że nigdy nie zgodzę się na tę kandydaturę”.

Poseł Wincenty Benedetti spotkał się w maju 1869 roku z kanclerzem Bismarckiem i oznajmił mu, co myśli cesarz na ten temat. Ten zaś oświadczył: „Ani król Wilhelm, ani książę Antoni nie są przychylnie usposobieni do propozycji pana Salazara”.

Ale Salazar nie ustępował. Prowadził nadal rokowania z marszałkiem Juanem Primem, który w Hiszpanii sprawo­wał władzę niemal dyktatorską, ten zaś zaakceptował kandydaturę. Salazar upublicznił swój zamysł w paździer­niku 1869 roku, prowadząc jednocześnie po cichu dalsze rokowania z kanclerzem Bismarckiem. Król pruski dał do

zrozumienia, że nie będzie się do niczego mieszał, ale w maju 1870 roku napisał do marszałka Prima: „Kan­dydatura księcia Hohenzollerna sama przez się jest dosko­nałym pomysłem i to może się udać”.

Wówczas w Berlinie zjawił się Salazar i porozumiał się w tej sprawie z księciem Leopoldem, ten zaś zgodził się na kandydowanie. Król pruski bawił od 20 czerwca w Ems. Na wieść o porozumieniu zawiadomił księcia Leopolda 28 czerwca, że jako głowa rodziny nie ma zamiaru stawać na przeszkodzie jego planom życiowym; skoro książę Leopold chce być królem Hiszpanii, niech nim zostanie, ale dobrze byłoby sprawę zachować w ścisłej tajemnicy, dopóki nie zgromadzą się Kortezy, czyli hiszpański parlament, który dokona jego wyboru. Marszałek Juan Prim bardzo ucieszył się takim obrotem sprawy, bowiem chciał wyeliminować z grona kandydatów króla Portugalii, który nagle zgodził się objąć również tron hiszpański, namówiony do tego przez cesarza Napoleona III. Jednakże tajemnicy nie do­chował Salazar — ogłosił w Madrycie, że książę Leopold zgodził się zostać królem Hiszpanii, a król Wilhelm I nie ma nic przeciw temu.

Ambasador Francji w Madrycie Mercier de Lostende zawiadomił o tym telegraficznie 2 lipca 1870 roku swego szefa, czyli ministra spraw zagranicznych księcia Antoniego de Gramonta (1819-1880). Rząd francuski był zaskoczony. Cesarz Napoleon III uznał, że należy zwrócić się do króla Prus z prośbą o „usunięcie po­wikłania”. 4 lipca ambasador francuski w Berlinie spotkał się z podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Za­granicznych Hermanem von Thielem (1812-1889), który zastępował kanclerza Otto von Bismarcka, przebywającego w swej posiadłości w Warcinie. Pan Thiele oświadczył: „Rząd Prus nie miesza się do tej sprawy”4.

4 La Grande Encyklopedie, t. XVIII, s. 2.

Z kolei w Paryżu książę Antoni Gramont spotkał się z posłem pruskim Wertherem, który właśnie wyruszał do Ems na audiencję u króla. Książę stanowczo oświadczył: „Proszę powiedzieć Jego Królewskiej Mości, że rząd francuski nigdy nie zgodzi się na osadzenie na tronie hiszpańskim jednego z Hohenzollernów”.

5 lipca książę Gramont dowiedział się od ambasadora Francji w Madrycie, że Kortezy, czyli parlament hiszpań­ski, mają być zwołane na 15 lipca, aby dokonać wyboru króla. W Paryżu obradowało właśnie Zgromadzenie Naro­dowe. Deputowany Adolf Cochery (1819-1900) nagle wstał i oświadczył: „Wnoszę na porządek dzienny inter­pelację w sprawie ewentualnej kandydatury w Hiszpanii jednego z pruskich książąt krwi”. Gdy został dopuszczony do głosu, zaczął opowiadać o cesarzu Karolu V i jego marzeniach o monarchii wszechświatowej. „Czy historia ma powtórzyć się?” — spytał retorycznie.

Zaraz potem spotkali się książę Gramont i marszałek Edmund Lebeouf.

„Mamy za sobą opinię publiczną. Prasa pisze o sprawie z dużym oburzeniem. To policzek wymierzony Francji. Znakomity powód, aby wszcząć zatarg z Prusami. Na pewno cały świat stanie po naszej stronie. W razie czego uderzy nasza armia, która bez wątpienia góruje nad pruską” — stwierdził książę. „Ja zaś wierzę w zrę­czność naszej dyplomacji” — odezwał się kurtuazyjnie marszałek.

6 lipca minister książę Antoni Gramont odpowiedział na forum parlamentu na interpelację deputowanego Adolfa Cochery’ego. Stwierdził, że rzeczywiście książę Leopold Hohenzollern aspiruje do korony hiszpańskiej.

DEPESZA Z EMS

Książę Gramont miał jednak pewne wątpliwości co do szczegółów sprawy, czemu dał wyraz na posiedzeniu parlamentu.

„Ale rząd francuski nie zna treści tego układu, więc prosi, aby dyskusję jako niepotrzebną na jakiś czas odłożyć. Rząd wytrwa w postawie neutralnej, ale nie pozwoli, aby obce państwa osadzały na tronie hiszpańskim tego księcia i narażały na niebezpieczeństwo godność i honor Francji— oświadczył. — Rząd ufa roztropności niemieckiej i przyjaźni hiszpańskiego narodu. Gdyby jednak miał zawieść się w swym oczekiwaniu, spełni bez wahania i słabości swą powinność”.

Mowa księcia Gramonta została nagrodzona burzliwymi oklaskami1.

Z kolei marszałek Edmund Leboeuf oświadczył na posiedzeniu Rady Ministrów:

„Mobilizacja armii czynnej może nam dać 350 tysięcy żołnierzy. Aleja odpowiadam jedynie za 300 tysięcy. Mam nadzieję, że za dwa tygodnie będziemy mieli zupełnie gotową armię z 250 tysięcami ludzi. Żeby zgromadzić 300 tysięcy ludzi, myślę, że trzeba co najmniej trzech tygodni”.

1 „Gazeta Warszawska” nr 149, 10 sierpnia 1870.

Marszałek nie miał wyobrażenia ani o rzeczywistej liczbie, ani o systemie mobilizacji armii pruskiej, ale sądził, że i tak armia francuska jest silniejsza. „Trzeba działać szybko. Uderzyć na Prusy. Zmusić Niemcy Połu­dniowe do neutralności, a także wciągnąć Austrię i Włochy do przymierza” — uważał.

„Należy przywrócić granicę wschodnią z 1814 roku, zneutralizować kraje nadreńskie albo odstąpić je królowi saskiemu, albo utworzyć Związek Niemiecki, do którego weszłaby Austria” — dodał książę Antoni Gramont. W tym też kierunku złożył on 6 lipca deklarację. Odrzucała ona interwencję pokojową innych państw. Mimo to Adolf Thiers zaproponował prezydentowi Rady Ministrów Emi­lowi Ollivierowi (1825-1913), aby zwrócił się on do państw europejskich w celu mediacji, dając tym samym szansę królowi pruskiemu na wycofanie się z sytuacji. Rząd francuski postanowił wysłać do Ems swego am­basadora z dość rozsądnymi wskazówkami. Ale książę Antoni Gramont przekazał mu także list, w którym znalazły się instrukcje niedające możliwości pokojowego załatwienia sprawy. W liście tym minister spraw zagranicznych Francji stwierdzał: „Nie możemy przyjąć dwuznacznej odpowiedzi, za której pomocą pan von Thiele chce rozwiązać po­stawiony mu dylemat. Trzeba koniecznie, abyś pan otrzymał odpowiedź kategoryczną. To jedynie może nas zadowolić i przeszkodzić wybuchowi wojny. Rząd pruski ma nie pozwolić na przyjęcie korony przez księcia Hohenzollerna i rozkazać temu ostatniemu zrzec się zamiarów powziętych bez jego zgody. Chodzi o pośpiech, gdyż w razie niezado­walającej odpowiedzi trzeba będzie uprzedzić nieprzyjaciela i od soboty rozpocząć kroki wojenne, aby w przeciągu dwóch tygodni poprowadzić kampanię”.

Tymczasem hiszpański marszałek Prim oznajmił księciu de Gramontowi, że jeśli tylko książę Leopold zawiadomi go o napotkaniu przeszkód w uzyskaniu przyzwolenia od

króla Wilhelma, to on mu ułatwi wycofanie się z drażliwej sytuacji. Dyplomacje angielska, austriacka i włoska oraz król Karol rumuński, brat pretendenta, także doradzali pokojowe załatwienie sprawy.

* * *

„Sigmaringen 12 lipca. Stanowczo donoszę, że książę Leopold odrzucił kandydaturę do tronu hiszpańskiego powodowany uczuciami, które mu jako oficerowi prusko- niemieckiemu nie pozwolą dla własnej osoby popychać Niemiec do wojny, a zarazem przynosić Hiszpanii krwawą walkę w ślubnym upominku”2.

Wiadomość tę przekazał hrabiemu Wincentemu Benedet- tiemu, przebywającemu wtedy w Ems wraz z królem Wilhelmem I, podpułkownik książę Fryderyk Antoni Wil­helm Radziwiłł, adiutant królewski.

Kanclerz Bismarck przebywał wtedy w swym majątku w Warcinie. Na wieść o rezygnacji księcia Leopolda, uczynionej zresztą za pośrednictwem jego ojca księcia Antoniego, natychmiast przybył do Berlina. Tam spotkał się na obiedzie z szefem Sztabu Generalnego generałem Hel- muthem von Moltkem i ministrem wojny generałem Alber­tem von Roonem, aby omówić sprawę. Spotkanie opisał sam kanclerz Otto von Bismarck, a opis jego przebiegu zamieściła w 1892 roku wiedeńska „Neue Freie Presse”.

Cała trójka parła do wojny z Francją, uważając, że sprawa przyjęcia sukcesji hiszpańskiej to znakomita okazja, aby tę wojnę wreszcie zacząć. Wtedy do Berlina nadeszła depesza z Ems. Tajny radca Abecken pisał do kanclerza Bismarcka:

„Jego Królewska Mość pisze mi: «Hr. Benedetti złapał mnie w ogrodzie spacerowym, aby w sposób w końcu

2 Ibidem, nr 157, 12 lipca 1870.

natarczywy zażądać ode mnie, bym go upoważnił do natychmiastowego depeszowania, że zobowiązuję się po wsze czasy nie dać nigdy mojego przyzwolenia w wypadku, jeżeli Hohenzollernowie znowu powrócą do wysuwania swojej kandydatury. Odmówiłem mu w końcu w sposób nieco surowy, albowiem tego rodzaju zobowiązania na zawsze dawać nie można i nie należy. Powiedziałem mu przy tym, rzecz zrozumiała, że jeszcze nie otrzymałem żadnej wieści i że ponieważ on przez Paryż i Madryt wcześniej ode mnie jest poinformowany, wiedzieć może, że rząd mój znajduje się poza obrębem całej sprawy». JKM otrzymał tymczasem pismo księcia [...]. Że zaś JKM powiedział był hr. Benedettiemu, że oczekuje wiadomości od księcia, Najjaśniejszy Pan ze względu na podane wyżej żądanie, na przedstawienie hr. Eulenburga [Fryderyk Eulen- burg (1815-1881), minister spraw wewnętrznych Prus] i moje, zdecydował się nie przyjmować więcej hr. Benedet- tiego, a tylko przez adiutanta polecić mu przekazać, że JKM otrzymał obecnie od księcia potwierdzenie wiadomo­ści, jaką Benedetti już miał z Paryża, i że nie ma nic więcej do powiedzenia ambasadorowi.

JKM pozostawia do uznania Waszej Ekscelencji, czy nie należałoby podać do wiadomości naszych posłów, jak również zamieścić w prasie wiadomości o nowym żądaniu Benedettiego oraz o odrzuceniu tego żądania”.

Gdy generałowie Moltke i Roon odczytali depeszę, rzucili widelce i noże na stół i odsunęli krzesła. Zapanowało długie milczenie. Generałowie siedzieli przygnębieni. Kan­clerz spytał Helmutha von Moltkego:

— Czy nasza armia jest na tyle dobra, że możemy rozpocząć wojnę, licząc na pewne jej powodzenie?

— Nigdy nie mieliśmy lepszego wojska.— A więc jedzcie najspokojniej w dalszym ciągu

— oświadczył kanclerz Bismarck. Usiadł przy małym stoliku marmurowym, przy którym jedli, odczytał uważnie

depeszę i swobodnie wykreślił cały ustęp, w którym była mowa, że Benedetti prosił o nową audiencję, itd. Zostawił tylko początek i samo zakończenie. Depesza brzmiała zupełnie inaczej:

„Jak tylko wiadomość o zrzeczeniu się księcia Hohen­zollerna została przez królewsko-hiszpański rząd oficjalnie zakomunikowana cesarsko-francuskiemu gabinetowi, zażą­dał ambasador francuski w Ems od JKM upoważnienia do depeszowania do Paryża, że JKM zobowiązuje się po wsze czasy nie dać nigdy swojego przyzwolenia w wypadku, jeżeli Hohenzollernowie zechcą powrócić do wysuwania swej kandydatury. JKM na to odmówił przyjęcia jeszcze raz ambasadora francuskiego i przez adiutanta urzędowo go zawiadomić polecił, że JKM nie ma nic więcej do zakomunikowania ambasadorowi”.

Gdy Bismarck odczytał generałom tekst depeszy, ci wykrzyknęli:

„Doskonale! To na pewno wywrze wrażenie”.Cała trójka zaczęła jeść z coraz większym apetytem.

Kanclerz Bismarck rozkazał natychmiast wysłać depeszę za pośrednictwem biur telegraficznych do wszystkich pism i do wszystkich misji dyplomatycznych. Kanclerz i jego goście siedzieli jeszcze przy stole, gdy otrzymali upragnione wieści o wrażeniu, jakie wysłana przed chwilą depesza wywołała w Paryżu. Był to jakby wybuch wojny. Podczas gdy, zdaniem Bismarcka, królowi pruskiemu stawiano poniżające żądania, depesza doniosła Francuzom, że pruski król obraził ich przedstawiciela. Wszyscy gapie z bulwarów paryskich byli zdania, że tego znieść nie można. Krzykacze z tłumu przebiegali ulice, wrzeszcząc: „Na Berlin, na Berlin!”

„Żądane wrażenie zostało osiągnięte” — stwierdzał po latach Otto von Bismarck3.

3 La Grande Encyklopedie, t. XVIII, s. 3.

A wedle innej relacji generał von Roon, oceniając tekst zredagowany przez kanclerza, oświadczył:

„No cóż! Tekst pierwotny brzmiał jak szamada, czyli hasło do odwrotu. Obecnie brzmi jak pobudka! Jak hasło do ataku”.

* * *

12 lipca 1870 roku francuski minister spraw zagranicznych książę Antoni Alfred de Gramont oświadczył, że książę Leopold Hohenzollem-Sigmaringen odrzucił możliwość przy­jęcia tronu hiszpańskiego. Z kolei parlament północnoniemie- cki wydał oświadczenie, że rządy związkowe nie miały udziału w zgłoszeniu kandydatury do tronu hiszpańskiego ani w jej uznaniu. Miały tylko oparcie w nadziei, że przyjazny naród hiszpański, który tak ciężkie przeszedł próby, zaprowa­dzi u siebie rząd regularny. Rząd francuski uczynił z tego casus belli, który utrzymał nawet po jego usunięciu.

Czy będzie wojna? Prasa europejska zadawała sobie to pytanie, analizując przy okazji siły obu przyszłych przeciw­ników. I tak „Gazeta Warszawska”, opierając się na doniesieniach wiedeńskiej „Presse”, podała, jak wyglądają stany liczebne armii francuskiej i armii Związku Północno- niemieckiego.

Wedle niej, francuska armia czynna składała się z ośmiu korpusów (każdy po trzy dywizje piechoty po dwie brygady i trzybrygadowa dywizja kawalerii), liczących 286 tysięcy żołnierzy, z tego 216 tysięcy piechoty, 27 tysięcy kawalerii, a ponadto 600 armat i 24 baterie mitraliez (144 działa). Rezerwa liczyła trzy korpusy (9 dywizji), składające się z 75 tysięcy żołnierzy piechoty, 5400 kawalerii, a także z 288 dział. Natomiast w Algierii znajdowały się wojska liczące około 50 tysięcy żołnierzy. Prócz tego roczny kontyngent dawał 100 tysięcy poborowych i 100 tysięcy gwardii ruchomej.

Cała armia francuska liczyła 20 batalionów strzelców, 100 pułków piechoty (300 baonów), 51 pułków kawalerii (dziesięć pułków kirasjerów, dwanaście dragonów, osiem lansjerów, dwanaście szaserów, osiem huzarów, jeden spahisów), a w Algerii trzy pułki żuawów, trzy pułki strzelców algierskich, pułk zagraniczny, czyli Legię Cu­dzoziemską, siedem pułków kawalerii strzelców afrykańs­kich. Natomiast korpus Gwardii Narodowej liczył 32 bataliony, 23 szwadrony, 12 baterii.

Nie sposób tu pominąć potencjału francuskiej floty wojennej. Miała ona sześć okrętów liniowych, czternaście fregat, dziewięć okrętów-ostróg, dwa okręty wieżowe, czternaście baterii pływających, jedenaście łodzi pancernych— w sumie 62 okręty pancerne z 800 działami oraz dwudziestoma tysiącami marynarzy na pokładach. Z kolei francuska flota „drewniana” liczyła 314 parowców z czte­rema tysiącami dział oraz dwudziestoma tysiącami mary­narzy, 137 żaglowców z 1300 działami i także dwudzies­toma tysiącami marynarzy. W sumie francuska flota wojen­na liczyła 490 okrętów oraz sześć tysięcy dział. Służyło w niej 60 tysięcy marynarzy4.

Umundurowanie żołnierzy francuskich składało się z nie­bieskich kurtek i czerwonych spodni; mieli czarne pasy rzemienne, a na głowach nosili kepi: czapkę z daszkiem oraz ze sztywną obręczą, na której znajdowało się płaskie denko.

Natomiast Armia Związku Północnoniemieckiego liczyła 944 321 żołnierzy; z tego armia połowa miała 4328 żołnierzy sztabu, 394 300 żołnierzy piechoty, 53 528 kawalerzystów, 51 279 żołnierzy artylerii, 13 945 pionie­rów. Armia ta dysponowała 34 573 pociągami i 1212 działami połowy mi. Z kolei landwera pierwszego powołania liczyła 1787 żołnierzy sztabu, 145 944 żołnierzy piechoty,18 991 kawalerzystów, 9516 żołnierzy artylerii, 3315

4 „Gazeta Warszawska” nr 164, 27 lipca 1870.

pionierów, a poza tym miała do dyspozycji 7771 pociągów i 234 działa. Załogi landwery drugiego powołania ob­sadzające twierdze liczyły 143 944 żołnierzy piechoty, 10 208 kawalerzy stów, 45 542 żołnierzy artylerii, 7380 pionierów i miały 234 działa.

Ubiór żołnierzy niemieckich stanowiły granatowe kurtki i ciemnoszare spodnie. Gwardia nosiła spodnie ciemno­granatowe. Na głowach żołnierze nosili skórzane, wzmac­niane elementami metalowymi kaski, tzw. pikelhauby, a strzelcy — skórzane czaka w kształcie ściętego rożka.

Jak podawała „Gazeta Warszawska”, korpus pruski liczył dwie dywizje piechoty (osiem pułków), batalion strzelców celnych, batalion artylerii, batalion pionierów, batalion pociągów, dywizję kawalerii, pułk wewnętrzny (trzy bata­liony po cztery kompanie — razem 3020 żołnierzy). W sumie w skład pruskiego korpusu wchodziło 32 tysiące żołnierzy i 90 dział5.

Każdy korpus mógł działać samoistnie — miał wszelkie rodzaje broni i służb, a na jego usługi była poczta, telegraf, drogi żelazne, ambulanse, przewożenie rannych, dowóz amunicji i żywności. Karność żołnierzy była świetna, żołnierz spokojny, wytrwały i odporny. Prusy miały najlepszą artylerię w Europie. Z kolei system podziału na okręgi dawał możliwość nader szybkiej mobilizacji. Związek Północnoniemiecki, a właściwie Królestwo Prus, posiadał także flotę wojenną. W jej skład wchodziło sześć pancerników z 70 działami, 47 parowców z 207 działami, 10 żaglowców z 168 działami. Razem flota niemiecka liczyła 63 okręty z 505 działami i sześć tysięcy marynarzy. Oczywiście nie mogła ona mierzyć się z flotą francuską, stąd też w czasie wojny, która wkrótce miała nastąpić, raczej unikała konfrontacji z fregatami francuskimi.

5 Ibidem, nr 159, 22 lipca 1870.

Prasa europejska upatrywała przewagę armii francuskiej w uzbrojeniu. Od 1866 roku armia ta była uzbrojona w karabiny skonstruowane przez francuskiego rusznikarza Antoniego Adolfa Chassepota (1833-1886), kaliber 11 mm, długość 131,9 cm, z bagnetem — 180 cm. Miały one spłonkę umieszczoną centralnie u podstawy naboju i komorę nabojową uszczelnioną wykładziną kauczukową, dzięki czemu nie uciekały przez zamek gazy.

Prasa podnosiła wyższość chassepotów nad karabinami niemieckimi, która wydawała się niekwestionowana z po­wodu liczby oddawanych przez ten karabin strzałów. Chassepoty oddawały 10-12 strzałów na minutę, podczas gdy karabiny pruskie Dreyse, które tak znakomicie spra­wiły się w 1866 roku w wojnie z Austrią, w tym samym czasie oddawały jedynie 6-7 strzałów. W wa­runkach bojowych szybkostrzelność spadała przy strze­laniu z karabinów francuskich do ośmiu na minutę, a z niemieckich — do pięciu.

Ale chassepoty miały także wady — żołnierze strzela­jący z modelu Mle 1866 musieli po oddaniu 12 strzałów czyścić lufę ze skrawków papieru, ponieważ naboje były zespolone z łuską papierową. Stąd w czasie wojny wkraczający na opuszczone przez Francuzów stanowiska Niemcy znajdowali stosy papierków, zalegające pole bitwy, i początkowo nie wiedzieli, skąd się tam wzięły. Karabiny Chassepot miały szybkość początkową 1328 stóp (400 metrów) na sekundę, karabiny niemieckie— 908 stóp (301 metrów). Karabiny francuskie były dokładniejsze w precyzji strzału, ale tę precyzję częś­ciowo niwelował większy odrzut. Z drugiej strony, chas­sepoty znajdowały się na uzbrojeniu armii francuskiej od niedawna i nie zostały przetestowane z jednym wyjąt­kiem: 3 listopada 1867 roku w Mentonie przeciwko powstańcom dowodzonym przez Józefa Garibaldiego, do których strzelali żołnierze francuskiego korpusu eks­

pedycyjnego dowodzonego przez gen. dyw. Piotra de Failly’ego. Potem generał ten nieprzyzwoicie chwalił się: „Karabiny Chassepot dokonywały cudów”6.

Nieliczne próby z celnością chassepotów i karabinów Dreyse odnotował „Journal de Débats”. Okazało się, że przy strzelaniu z karabinu Chassepot z dwustu metrów 95 strzałów na sto oddanych trafiało w cel, zaś z karabinów Dreyse — tylko siedemdziesiąt. W miarę zwiększania odległości celność karabinów Dreyse malała. Z odległości 400 metrów 75 strzałów oddanych z karabinu Chassepot trafiało w cel, zaś z Dreyse — czterdzieści; przy odległości 600 metrów celność chassepotów wynosiła 50 procent, a dreysów — jedynie 20 procent.

Groźną bronią w rękach żołnierzy francuskich mogły być kartaczownice (mitrailleuse). Do miana ich wynalazcy pretendowało kilku kandydatów: w 1861 roku karta­czownicę wynalazł Amerykanin Ryszard Gatling, potem w Europie niezależnie od niego zastosował ten pomysł Belg Józef Montigny, a udoskonalił Francuz, podpuł­kownik Verchere de Reffye (1821-1880), i tu od razu wynalazek przyjął się w armii. Francuzi nazwali tę broń mitraliezą i traktowali ją jako działo polowe, co zresztą zmniejszało jej skuteczność. Kartaczownice wy­rabiały: fabryka Gevelota, deputowanego do parlamentu w mieście Bas Meduon koło Pont d’Auteuil, zakłady Christophe et Montigny w belgijskim Liège, a także fabryka kierowana przez wspomnianego już podpułko­wnika Verchere de Reffye w Nantes.

Było to działo organkowe, mające 25 luf karabinowych kaliber 13 mm, osadzonych równolegle w spiżowym cylindrze, z ćwiekami perkusyjnymi. Kartaczownica od­dawała 420 strzałów na minutę kulami eksplodującymi. Obsługiwało ją czterech żołnierzy. Dowództwo francuskie

6 Ibidem, nr 161, 23 lipca 1870.

utrzymywało istnienie tej broni w tajemnicy; niestety, mitraliezy nie stały się francuską Wunderwaffe.

Artyleria francuska także znacznie ustępowała artylerii pruskiej - Dysponowała ona działami odlewanymi (przeważ­nie 4- i 12-funtowymi), ładowanymi od przodu, o trzykrot­nie mniejszej celności i dużym polu rozrzutu. Z kolei artyleria pruska należała do najnowocześniejszych na świecie. Gwintowane, ładowane odtylcowo stalowe armaty produkował od 1840 roku koncern Alfreda Kruppa z Essen. Alfred Krupp, syn założyciela firmy Fryderyka Kruppa (rok założenia 1811), odznaczał się prawdziwie kapitalis­tycznym zmysłem: zainwestował w nowoczesne technologie wytopu stali (piece fluorescencyjne i konwertory Bessemera, dające stal z surówki o małej zawartości siarki i fosforu); dzięki temu mógł produkować rzeczywiście najnowocześ­niejsze narzędzia do zabijania.

Alfred Krupp zyskał duży rynek zbytu: dostarczał działa armii rosyjskiej, tureckiej i pruskiej. Armia pruska otrzy­mywała oczywiście działa najlepsze i najnowocześniejsze: 4-funtowe (kaliber 80 mm), 6-funtowe (kaliber 98 mm), 12-funtowe (kaliber 140 mm). Działa te strzelały granatami, szrapnelami i kartaczami, a niemieccy artylerzyści, dosko­nale wyszkoleni, strzelali szybko i celnie7.

Niezaprzeczalnym, zdawało się, atutem armii francuskiej były jej fortece — północno-wschodniej francuskiej granicy bronił szereg twierdz usytuowanych nad rzeką Mozelą, począwszy od Thionville aż do Givet-Charlemont.

7 Paweł Z a t r y b, Armia pruska w przededniu wojny we Francji 1870, s. 6.

WYPOWIEDZENIE WOJNY

Twierdza Thionville (obecnie Congerville-Thionville) leżała najdalej na północy, w regionie Ule de France, w depar­tamencie Moselle, po obu brzegach rzeki Mozeli. Budowali ją jeszcze marszałek Sebastian Vauban i generał Carmon- taigne. Był to nieregularny siedmiobok z półksiężycem i lunetami, którego mury liczyły 7800 metrów długości i miały trzy bramy. Nad Mozelą znajdował się most liczący 127 metrów długości, pięciołukowy. Fort miał za zadanie panować nad koleją żelazną prowadzącą do Metzu, Luk­semburga i Longwy, oraz nad biegnącą tamtędy drogą.

Sedan, położony w departamencie Ardennes, w regionie Szampania-Ardeny, na prawym brzegu rzeki Mozeli (Maas, Meuse), liczył 16 tysięcy mieszkańców. Nie tak silnie ufortyfikowany, na zachodzie był jednak chroniony mok­rymi rowami, a nad okolicą panowały wzgórza. Wojska, które chciałyby zaatakować umocnienia Sedanu, miałyby do niego trudny dostęp.

Twierdza Mezieres (obecnie Charleville-Mezieres) znaj­dowała się w regionie Szampania-Ardeny, w departamencie Ardennes, na prawym brzegu rzeki Mozeli, której brzegi spinał most dwudziestosześciołukowy, wiodący do poblis­kiego Charleville. W mieście znajdował się węzeł kolejowy,

skąd wiodły tory kolejowe do Charemont, Laon, Rethel, Reims i Metzu. Obwód murów wynosił 5600 metrów, a fortyfikacje posiadały cztery bramy oraz silną cytadelę. Stacjonowały tam: 3. Dywizja Piechoty z Châlons, dyrekcja artylerii, 5. Dywizja forteczna, a także dwa sztaby brygad żandarmerii. Znajdowała się tam też fabryka amunicji dla francuskiej floty wojennej.

Twierdza Rocroy znajdowała się na drodze do Rethel, na płaszczyźnie Lasu Ardeńskiego, koło źródeł tzw. czarnej wody, która wpadała koło Revin do rzeki Mozeli. Miasto liczyło trzy tysiące mieszkańców.

Twierdza Givet, położona również w regionie Szam- pania-Ardeny, w departamencie Ardennes, także mieściła się na prawym brzegu Mozeli, podobnie jak dzielnica Givet — St. Hillaire. Natomiast samo miasto Givet, a także Givet Notre Dame oraz fort Charlemond znajdowały się na lewym brzegu rzeki, na skale szpiczastej, liczącej 700 stóp i zwisającej nad Mozelą. U stóp góry wybudowano koszary dla 6000 żołnierzy. Miasto liczyło 5800 mieszkańców.

Z kolei twierdze Montmedy i Charlemond były okolone rzeką Chiers, będącą prawym dopływem Mozeli, i sta­nowiły jakby dwie dzielnice jednego miasta. Pierwsza znajdowała się w dolinie, gdzie zbudowano wały z trzema bramami, wzmocniony bastion i pięcioboczne wieże w murach. Druga dzielnica znajdowała się na wzgórzu wraz z cytadelą na skale, z murem wyposażonym w osiem bastionów i sześć półksiężyców. Dzielnice te liczyły 2100 mieszkańców.

Twierdza Longwy, usytuowana przy granicy belgijskiej i luksemburskiej, panowała nad koleją żelazną Luksem- burg-Thionville-Sedan. Znajdował się w niej węzeł drogo­wy, skąd drogi prowadziły do Thionville, Arion, Virton, Longuyon nad rzeką Chiers. Twierdza wznosiła się na wzgórzu, liczącym tysiąc stóp. Fortyfikacje stanowiły regularny czworobok, o obwodzie 2340 metrów. Posiadały

sześć bastionów, dwie kawalery, a załoga liczyła pięć tysięcy żołnierzy i posiadała sześćset koni. Miasto miało 3500 mieszkańców1.

* * *

Tymczasem w obliczu przewidywanej wojny francusko- niemieckiej spotkała się 18 lipca 1870 roku w pałacu cesarskim w Wiedniu grupa najbliższych współpracow­ników cesarza Austrii Franciszka Józefa I. Zastanawiano się, czy Austria powinna wejść w sojusz z Francją. Prym w obradach wodził aktualny premier Austrii Alfred hrabia Potocki (1822-1889), który sprawą przymierza zajmował się od dawna. Był on swego czasu ambasadorem Austrii we Francji i z tego tytułu doznał pewnego uszczerbku na honorze — mianowicie gdy składał listy uwierzytelniające cesarzowi Napoleonowi III, ten ze słodkim uśmiechem oświadczył: „Mam nadzieję, że moje obecne stanowisko pozwoli panu na utrzymywanie ze mną znajomości”. Chodziło o to, że przed laty książę Ludwik Napoleon chciał poznać się z hrabią, który pracował w ambasadzie austriackiej w Londynie jako attache, ale Potocki oznajmił, że jego stanowisko nie pozwala mu na tę znajomość.

Tym razem jako premier Austrii Alfred Potocki mógł wyrównać rachunki z cesarzem. Opowiedział się stanowczo za neutralnością Austrii w konflikcie z Francją i do­prowadził do zerwania rokowań; tym samym nie doszło do sojuszu Austrii z Francją. Stanowisko to Potocki jako premier prezentował konsekwentnie aż do końca swej misji, czyli do 4 lutego 1871 roku2.

19 lipca 1870 roku o godzinie 13.30 pruski minister spraw wewnętrznych Fryderyk hr. Eulenberg otrzymał w Berlinie następujące pismo: „Niżej podpisany, sprawujący

1 „Dziennik Poznański” nr 206, 4 września 1870.2 Polski Słownik Biograficzny, t. XXVII, s. 765.

interesy Francji, spełniając rozkazy swego rządu, ma zaszczyt podać do wiadomości Jego Ekscelencji pana ministra spraw wewnętrznych Najjaśniejszego Króla Prus następujące oświadczenie: ponieważ rząd Najjaśniejszego Cesarza Francuzów nie mógł inaczej zapatrywać się na plan wyniesienia jednego z książąt pruskich na tron hiszpański, tylko jako na przedsięwzięcie wymierzone przeciwko terytorialnemu bezpieczeństwu Francji, przeto ujrzał się znaglony koniecznością żądania od Najjaśniej­szego Króla Pruskiego zapewnienia, że taka kombinacja nie będzie mogła się za jego przyzwoleniem urzeczywistnić. Ponieważ Najjaśniejszy Król Pruski nie tylko wzbraniał się udzielić swego zapewnienia, lecz i owszem, oświadczył ambasadorowi Najjaśniejszego Cesarza Francuzów, że tak w tym, jak w każdym innym wypadku umyślił zastrzec sobie możność stosowania się do okoliczności, przeto rząd cesarski musiał upatrywać w tym oświadczeniu króla myśl ukrytą, grożącą zarazem Francji i powszechnej równowadze europejskiej. To oświadczenie jeszcze gorszą przybrało postać przez zwrócone do gabinetów zawiadomienie nie- przyjmowania ambasadora cesarskiego i wchodzenia z nim w jakiekolwiek nowe stosunki. Wskutek tego rząd francuski poczytał za obowiązek niezwłocznie zająć się myślą obrony swojej czci i swoich zagrożeń interesów i postanowił w tym celu chwycić się wszelkich środków nastręczonych mu przez narzucone położenie i uważa się odtąd za znajdujący się w stanie wojny z Prusami. Podpisany ma zaszczyt wyrazić Jego Ekscelencji zapewnienie najgłęb­szego szacunku i życzliwości. Berlin 19 lipca 1870 roku”. Podpisał: Le Soud.

Tego samego dnia w parlamencie północnoniemieckim wystąpił z mową tronową król Prus Wilhelm I. Nie trudno domyślić się, o czym mówił. W odpowiedzi usłyszał adres wystosowany do niego przez deputowanych. Znalazły się w nim m. in. takie słowa: „Jedna myśl, jedna wola przenika

w tej chwili wszystkie serca niemieckie. Lud niemiecki widzi, że czeka go ciężka i gruntowna walka. Lecz od pobrzeży morskich aż do podnóży alpejskich lud ten jak jeden człowiek powstaje na głos swoich książąt. Żadna ofiara nie będzie dlań za ciężka. Głos publiczny świata cywilizowanego uznaje słuszność naszej sprawy”.

Jak podał „Neue Preusse Zeitung” 20 lipca 1870 roku, parlament jednomyślnie uchwalił prawo o pożyczce na uruchomienie i prowadzenie wojny w wysokości 120 min talarów pruskich (432 min franków).

Parlament francuski też uchwalił kredyty wojenne. Ich wysokość, jak podał „Journal Officiel”, określił dekret cesarski. Wynosiły one 50 milionów franków dla wojsk lądowych i 16 milionów franków dla marynarki wojennej. Minister skarbu chciał dodatkowych kredytów: 440 milio­nów franków dla wojsk lądowych i 60 milionów franków dla marynarki wojennej, ale nie doczekał się3.

20 lipca 1870 roku cesarz Napoleon III powołał Armię Renu i z racji pełnienia funkcji głowy państwa został jej naczelnym wodzem. Szefem Sztabu Generalnego mia­nował marszałka Edmunda Leboufa, dowódcą artylerii— gen. dyw. Justyna Soleille’a, dowódcą wojsk inżynieryj­nych — gen. dyw. Grzegorza Coffinicres de Nordecka, generalnym intendentem — gen. dyw. Aleksego Wolffa. Armia składała się z gwardii i dwóch dużych zgrupowań. Pierwsze zgrupowanie w Alzacji tworzyły I, V, VII i XII Korpusy Piechoty, drugie w Lotaryngii — II, III, IV i VI Korpusy Piechoty. Korpusem Gwardii dowodził gen. dyw. Karol Bourbaki (gwardia przyboczna cesarza, składająca się z: dywizji woltyżerów pod dowództwem gen. dyw. Edwarda Deligny’ego, dywizji grenadierów dowodzonej przez gen. dyw. Józefa Picarda, trzybrygadowej dywizji kawalerii pod dowództwem gen. dyw. Mikołaja Desvaux).

3 „Gazeta Warszawska” nr 161, 23 lipca 1870.

Korpus Gwardii liczył 29 tysięcy żołnierzy, posiadał 60 dział i stacjonował w Nancy. Zgrupowanie w Alzacji skoncentrowało się w rejonie Belfort-Strasburg. Dowódcą I Korpusu Piechoty był marszałek Patryk Mac Mahoń (cztery dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. August Ducrot, gen. dyw. Karol Abel Douay, gen. dyw. Noel Raoult, gen. dyw. Hipolit de Lartiquen; dywizja kawalerii, dowódca: gen. dyw. Ksawery Duchesme (trzy brygady). I Korpus liczył 37 tysięcy żołnierzy i miał 48 dział. Miejsce koncentracji stanowił Strasburg. Dowódcą V Kor­pusu Piechoty był gen. dyw. Karol de Failly (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Franciszek Goze, gen. dyw. Ludwik de L’Albadie d’Aydrein, gen. dyw. Jan Gyuot de Lespat; dywizja kawalerii, dowódca: gen. dyw. Henryk Brahaut). V Korpus liczył 23 tysiące żołnierzy i miał 37 dział. Miejsce koncentracji stanowiła twierdza Bitechie. Dowódcą VII Korpusu Piechoty był gen. dyw. Feliks Douay (dwie dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Gustaw Conseil Dumesnil, gen. dyw. Ernest Liebert; dywizja kawalerii, dowódca: gen. dyw. Alfred Arneil). VII Korpus liczył 9900 żołnierzy, 36 dział, a miejsce jego koncentracji stanowił Belfort. Zgrupowanie lotaryńskie miało jako miejsce koncentracji rejony Bitchie-Thionville. Dowódcą II Korpusu Piechoty był gen. dyw. Karol Frossard (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Karol Verge, gen. dyw. Henryk Bataille, gen. dyw. Sylvain Merle de Labrugiueve de Laveaucoupet; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Klaudiusz Marmier). II Korpus liczył 23 430 żołnierzy i 36 dział. Miejsce koncentracji stanowił Saint Avold. Dowódcą III Korpusu Piechoty był marszałek Achilles Bazaine (cztery dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Jan Baptysta Montaudon, gen. dyw. Armand de Castagny, gen. dyw. Jan Ludwik Metman, gen. dyw. Klaudiusz Decaen; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Karol de Clevembaut). III Korpus liczył 35 800 żołnierzy

i miał 48 dział. Miejsce koncentracji stanowił Metz. Dowódcą IV Korpusu Piechoty był gen. dyw. Ludwik de Ladmirault (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Ernest Courtot de Cissey, gen. dyw. Szczepan Rose do 31 lipca, potem gen. bryg. Franciszek Grenier, gen. dyw. Karol Latrille hr. Lorencez; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Franciszek Legrand). IV Korpus liczył 26 tysięcy żołnierzy i 36 dział. Miejsce koncentracji stanowiła Thion- ville. Dowódcą VI Korpusu Piechoty był marszałek Fran­ciszek Certain de Canrobert (cztery dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Benigne Tixier, gen. dyw. Jeremi Bisson, gen. dyw. Wiktor La Font de Villiers, gen. dyw. Ange de Martimprey do 22 lipca, potem gen. dyw. August Le Vassor Sorval; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Juliusz de Salignac-Fenelon). VI Korpus liczył 29 tysięcy żołnierzy i 48 dział. Miejsce koncentracji stanowił obóz Châlons. Rezerwa kawalerii składała się z trzech dywizji dowodzonych przez gen. dyw. Franciszka du Baraila, gen. dyw. Karola Bonnemains’a i gen. dyw. Henryka de Fortona. Liczyła ona 4100 żołnierzy, natomiast rezerwa inżynierii— 450 żołnierzy4.

Armia francuska liczyła 210 tysięcy żołnierzy piechoty i 25 tysięcy żołnierzy kawalerii; napływ rezerwistów spowodował jej wzrost do 260 tysięcy żołnierzy. Według najnowszych opracowań niemieckich (m. in. „Preussische Kriege 1870/71”) Korpus Gwardii liczył 20 500 żołnierzy, 60 dział i 12 mitraliez; I Korpus Piechoty — 37 tysięcy żołnierzy, 96 dział i 24 mitraliez; II Korpus Piechoty— 23 400 żołnierzy, 72 działa i 18 mitraliez; III Korpus Piechoty — 35 800 żołnierzy, 96 dział i 24 mitraliezy;IV Korpus Piechoty — 26 tysięcy żołnierzy, 72 działa,18 mitraliez; V Korpus Piechoty — 23 tysiące żołnierzy, 72 działa i 18 mitraliez; VI Korpus Piechoty — 29 900

4 La Grande Encyklopedie, t. XVIII, s. 5.

żołnierzy, 114 dział i 6 mitraliez; VII Korpus Piechoty— 9900 żołnierzy, 72 działa, 18 mitraliez. O ile podana tu wysokość stanu osobowego nie odbiega wiele od innych ustaleń niemieckich i francuskich, o tyle różni się ona w liczbie dział5. Według Francuzów, ich armia miała 445 dział, według Niemców — 780! Różnica prawie dwukrotna.

Natomiast siły zbrojne Związku Północnoniemieckiego i sprzymierzonych z nim państw południowoniemieckich dzieliły się na: 1. Armię Północną, 2. Armię Środkową, 3. Armię Południową. Naczelnym wodzem był król Prus Wilhelm Fryderyk Ludwiki (1797-1888), koro­nowany w 1861 roku, a od 1866 roku także prezydent Związku Północnoniemieckiego. Jak wiadomo, miał on dość duże doświadczenie wojskowe, choć oczywiście do grona wielkich wodzów nie należał, mimo że firmował swą osobą zwycięskie kampanie: w 1864 roku duńską i w 1866 roku austriacką. Drugą osobą w armii był hrabia Otto Edward Leopold von Bismarck-Schönhausen (1815-1898), od 1862 roku kanclerz i minister spraw zagranicznych Prus, a od 1866 roku także Związku Północnoniemieckiego, noszący nie od parady mundur generała majora gwardii landwery, choć żołnierz z niego był żaden; ale wiadomo, że wojsko zawsze było zna­czącym narzędziem polityki, a politykiem w końcu był tęgim. Trzecią postacią w tym gronie był generał piechoty Albrecht Teodor Emil von Roon (1803-1874), od 1859 roku minister wojny i marynarki Prus, organizator armii pruskiej. Czwarte miejsce, choć może w tej sytuacji najważniejsze, zajmował szef Sztabu Generalnego generał piechoty Helmuth Karol Bernhard von Moltke (1800-1891), współtwórca sukcesów militarnych Prus w wojnach w 1864 roku z Danią i w 1866 roku z Austrią (bitwa pod Sadową). Natomiast szefem kwatery głównej

5 Preussische Kriege, www.preussenweb.de, s. 5.

był gen. por. Eugeniusz von Podbielski, generalnym intendentem — gen. por. Albrecht von Stosch, zaś generalnym inspektorem artylerii — gen. piechoty Gustaw von Hindershin. Dowódcą 1. Armii był gen. piechoty Karol Franciszek von Steinmetz, szefem sztabu — gen. mjr von Sperling, a miejsce koncentracji znajdowało się w rejonie Treves-Saarlouis na południowo-zachodniej granicy Prus z Francją, nad rzeką Mozelą.

1. Armia składała się z VII i VIII Korpusów Piechoty i pięciu dywizji kawalerii. VII Korpus Westfalski dowo­dzony był przez gen. por. Henryka Adolfa von Zastrowa (13. i 14. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. Henryk Glumer, gen. por. Jerzy Arnold Kamecke); VIII Korpus Nadreński dowodzony był przez gen. por. Augusta Karola Goebena (15. i 16. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. Weltzien i gen. por. Bamekow, 3. Dywizja Kawalerii, dowódca gen. por. Groben). 1. Armia liczyła 75 tysięcy żołnierzy piechoty zgrupowanych w 32 pułkach piechoty i czterech batalionach strzelców, oraz 9900 żołnierzy kawalerii; posiadała 270 dział6.

Dowódcą 2. Armii był generał piechoty książę Fryderyk Karol (1828-1885), syn księcia Karola Pruskiego, brata króla Wilhelma I, uczestnik wspomnianych wojen z Danią i Austrią; szefem sztabu — gen. mjr Gustaw von Stiehle; miejsce koncentracji znajdowało się koło Hamburga i Land- stuhl-Kaiserlautem, w zachodniej części Palatynatu.

2. Armia składała się z Korpusu Gwardii, III, IV, IX, X, XII Korpusów Piechoty oraz 5. i 6. Dywizji Kawalerii. Dowódcą Korpusu Gwardii był generał piechoty książę August Wirtemberski (dwie dywizje piechoty gwardii, dowódcy: gen. mjr von Pape i gen. por. von Budritzki, dywizja kawalerii gwardii, dowódca gen. por. von Goltz). HI Korpusem Brandenburskim dowodził gen. por. Konstanty

6 6.web.genealogie.free.fr(Prusse), s. 4.

von Alvensleben II (5. i 6. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. Wolf Ludwik von Stupnagel i gen. por. Karol von Buddenbrock). IV Korpusem Sasko-Pruskim dowodził gen. piechoty Gustaw von Alvensleben I (7. i 8. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. von Schwarzhoff, gen. por. von Scholer). IX Korpusem Szlezwicko-Holsztyńskim dowodził gen. por. Gustaw von Manstein (18. i 25. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. Fryderyk von Wrangel, gen. por. wielki książę Ludwik von Hesse). Dowódcą X Korpusu Hanowerskiego był gen. piechoty Konstanty von Voigts- Rhetz (19. i 20. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. von Schwartzkoppen, gen. mjr. von Kraatz-Koschau). XII Korpusem Saskim dowodził gen. piechoty, następca tronu saskiego książę Albrecht de Saxe (23. i 24. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. książę Jerzy de Saxe, gen. mjr Nehroff von Holdenberg). 2. Dywizją Kawalerii dowo­dził gen. mjr zur Lippe, 5. Dywizją Kawalerii — gen. por. Rheinbaben, a 6. Dywizją Kawalerii — gen. por. książę Wilhelm de Mecklemburg-Schwerin. W sumie 2. Armia liczyła 181 tysięcy żołnierzy piechoty zgrupowa­nych w 48 pułkach piechoty, 23 tysiące kawalerzystów zgrupowanych w 34 pułkach kawalerii, posiadała 630 dział7.

Dowódcą 3. Armii był gen. piechoty książę Fryderyk Wilhelm, następca tronu pruskiego, a szefem sztabu — gen. por. Leonard von Blumenthal. Miejsce koncentracji stano­wiły rejony Manheim-Karlsruhe w południowo-wschodniej części Palatynatu. W skład 3. Armii wchodziły V i XI Korpusy Piechoty, I i II Korpusy Bawarskie, Badeńska i Wirtemberska Dywizje Piechoty, 4. Dywizja Kawalerii.V Korpusem Poznańskim dowodził gen. por. Kirchbach (9. i 10. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. Sandrart, gen. por. Schmidt). XI Korpusem Hesko-Nassauskim do­wodził gen. por. Julian von Bosse (21. i 22. Dywizje

7 Ibidem, s. 4 oraz ibidem, s. 6.

Piechoty, dowódcy: gen. por. Schachtmeyer, gen. por. Gersdorf). I Korpusem Bawarskim dowodził generał pie­choty Ludwik von Tann-Rathsamhausen (1. i 2. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. von Stephan, gen. por. Schumacker, brygada kawalerii kirasjerów). II Korpusem Bawarskim dowodził gen. piechoty von Hartmann (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. por. Walther, gen. por. von Bothmer, brygada kawalerii ułanów). Dywizje bawar­skie liczyły po cztery pułki piechoty. Dywizją Wirtemberską dowodził gen. por. von Obernitz (trzy brygady piechoty, brygada kawalerii). Dywizją Badeńską dowodził gen. por. Gustaw von Beyer (dwie brygady, po dwa pułki piechoty i brygada kawalerii). Dowódcą 4. Dywizji Kawalerii był gen. kaw. książę Albrecht Pruski (trzy brygady kawalerii). Razem 3. Armia liczyła 153 tysiące żołnierzy piechoty,19 650 — kawalerii, i posiadała 576 dział8.

Odwód w Niemczech: I Korpus Piechoty Wschodnio- pruski, dowódca gen. kaw. Edwin von Manteuffel (1. i 2. Dy­wizje Piechoty, dowódcy: gen. por. Ferdynand von Bent­heim, gen. mjr von Pritzelwitz); II Korpus Piechoty Pomorski, dowódca gen. por. Fryderyk von Francesky (3. i 4. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. von Hartmann i gen. por. Hann von Weirhein); VI Korpus Piechoty Śląski, dowódca: gen. kaw. Wilhelm von Tümpling (11. i 12. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. von Gordon i gen. por. von Hoffmann); 1. Brandenburska Dywizja Kawalerii, dowódca gen. por. Hartmann; 2. Śląska Dywizja Kawalerii, dowódca gen. por. von Stolberg-Wer- nigerode; 17. Dywizja Piechoty z IX Korpusu w Hamburgu, dowódca: gen. por. von Schimmelmann; Korpus Gwardii Landwery, dowódca gen. por. von Lon (trzy dywizje piechoty gwardii, dowódcy: gen. mjr. Udo von Tresckow, gen. mjr von Selchow i gen. mjr Schüler von Senden)9.

8 Ibidem, s. 4 oraz ibidem, s. 8.9 Ibidem, s. 4 oraz ibidem, s. 8.

ZANIM ROZPOCZĘŁY SIĘ BOJE

W sumie wojska Związku Północnoniemieckiego biorące udział w wojnie liczyły 409 tysięcy żołnierzy piechoty, 52 650 kawalerii oraz 1476 dział (według najnowszych opracowań niemieckich, m. in. wspomnianego już „Preus- sische Kriege 1870/71”)1. Natomiast w Niemczech pozo­stawało 65 tysięcy piechoty, 4500 kawalerii i 108 dział. Niemiecki Sztab Generalny uruchomił dziewięcioma liniami kolejowymi przerzut oddziałów do granicy z Francją.

Żołnierze otrzymali 170 tysięcy arkuszy francuskich planów. Główny intendent wojsk niemieckich gen. mjr Albrecht von Stosch zorganizował w Kolonii, Koblencji, Bingen, Moguncji i Saarlouis po 20 pieców do pieczenia chleba, aby zapewnić stały prowiant żołnierzom.

* * *

Zaczęły się potyczki przygraniczne. Donosiła o nich skrupulatnie prasa europejska. I tak można było przeczytać opowieść o poruczniku baronie von Wechmar (właścicielu majątku wartości 15 rnln marek) oraz podporuczniku

1 Preusse Kriege 1870/71, www.prussenweb.de, s. 4.

baronie von Viller z 2. pułku dragonów badeńskich, dowo­dzonego przez pułkownika margrabiego Maxa z Korpusu Badeńskiego, którzy zapałali chęcią dokonania bohaterskiego czynu i dlatego zaoferowali się, że podejmą działania dywersyjne na terytorium wroga. Zamierzali przeciąć druty telegraficzne koło Saargemund. Dowódca wyraził zgodę i dwójka dzielnych oficerów na czele niewielkiego oddziałku przeszła przez granicę z Francją i przez Wissembourg, Sultz oraz Niederbron weszła w głąb Alzacji. Ale szesnastogodzin- ny marsz zmęczył ich, więc udali się do miejscowej oberży, aby pokrzepić się co nieco. Akurat przejeżdżał patrol z 1. Bry­gady Kawalerii, dowodzonej przez gen. bryg. Henryka de Pierre’a de Bemisa, podległej dywizji kawalerii, dowodzonej z kolei przez gen. dyw. Henryka Brahaulta z 5. Korpusu, który osaczył Badeńczyków. Wywiązała się strzelanina. Baron Wechmar strzałem z rewolweru zabił podoficera francuskiego. Francuzi nie pozostali dłużni. Zginął oficer angielski, towarzyszący Badeńczykom; obaj oficerowie i piątka żołnierzy badeńskich zostali ranni. Wobec przeważa­jących sił nieprzyjaciela Badeńczycy poddali się. Odstawiono ich do Metzu, gdzie przenocowali w hotelu Europejskim. Marszałek Edmund Lebouf zaprosił ich nawet do stołu. Potem pod konwojem zostali wysłani do Paryża2.

23 lipca w Forbach w czasie potyczki patrolowej został ranny porucznik von Alten. Francuska kula trafiła go w udo. Miał w kieszeni nóż, więc kula uderzyła o metal i rana była raczej lekka. Mimo to otrzymał Krzyż Żelazny I klasy, pierwsze niemieckie odznaczenie w tej kampanii. Tego samego dnia subretka opery berlińskiej Minna Hoensel wystosowała odezwę do pruskich kobiet, nawołując do stworzenia Legii Amazonek, na wzór podobnej formacji powołanej w 1813 roku w czasie antynapoleońskiego powstania w Prusach.

2 „Dziennik Poznański” nr 177, 3 sierpnia 1870.

* * *

23 lipca korespondent wojenny „Kölnische Zeitung” doniósł o utarczkach między trzema kompaniami francus­kimi i dwoma plutonami 5. kompanii 40. pułku piechoty, które strzelały do siebie. Francuzi wypróbowywali swe chassepoty z wyżyn lewego brzegu rzeki Saar, strzelając do okopanych w miejscowości Burbach Prusaków. Karabiny francuskie okazały sie rzeczywiście dalekonośne — intro­ligator mieszkający we wsi Wehrden dostał kulę prosto w czoło i zginął na miejscu3.

23 lipca we francuskim „Dzienniku Urzędowym” ukazał się manifest cesarza Napoleona III:

„Francuzi! W życiu ludów zachodzą uroczyste chwile, w których honor narodowy występuje jako nieprzeparta siła, owłada wszelkimi interesami i chwyta sam jeden za ster losów ojczyzny. Jedna z takich stanowczych godzin wybiła. Prusy, dla których w czasie wojny w 1866 roku i po tej wojnie objawiliśmy najbardziej zgodne usposobie­nie, nie zważały na naszą dobrą wolę, na naszą cierpliwość. Rzuciły się w wir gwałtownych przywłaszczeń, wszędzie wzbudziły nieufność, wszędzie zmuszały do przesadnych uzbrojeń, zrobiły z Europy jeden zbrojny obóz, w którym panuje tylko niepewność i obawa o jutro. Ostatnie zajścia wskazały niepewność międzynarodowych stosunków i całe niebezpieczeństwo położenia. Wobec nowych roszczeń Prus stawiligmy nasze zażalenia. Zażalenia te zbyto obej­ściem i następnie traktowano z lekceważeniem. Kraj nasz gorzko tym dotknięty został i w tej chwili od jednego końca Europy do drugiego rozlega się okrzyk wojny. Nie pozostaje więc nam nic innego, jak losy nasze orężowi powierzyć. Nie prowadzimy wojny przeciw Niemcom, których niezależność szanujemy. Pragniemy, aby ludy

3 Ibidem, nr 174, 31 lipca 1870.

składające wielką narodowość niemiecką mogły swobodnie swym losem rozporządzać. Co do nas, pragniemy tylko zaprowadzić taki stan rzeczy, które by nasze bezpieczeńs­two pogodziły i przyszłość zapewniły. Pragniemy zdobyć trwały pokój, oparty na prawdziwym interesie ludów. Pragniemy położyć koniec niepewnemu stanowi, w którym wszystkie narody obracają wszystkie swoje zasoby tylko na uzbrajanie się jeden przeciwko drugiemu. Sławy pełen sztandar, który rozwijamy przed tymi, co nas wzywają, jest tym samym sztandarem, który cywilizacyjne idee naszej rewolucji po Europie roznosił. Przedstawia on te same zasady, wzywa do tych samych ofiar.

Francuzi! Staję na czele tej walecznej armii, którą ożywia miłość i uczucie obowiązku dla ojczyzny. Wie ona, czego jest warta, bo w czterech częściach świata widziała, że zwycięstwo szło za jej śladem. Biorę ze sobą mojego syna, pomimo jego młodości. Wie on, jakie obowiązki nakłada nań jego nazwisko. Dumny on z tego, że przyjmie udział w niebezpieczeństwach tych, którzy za ojczyznę walczą. Bóg niech zamiarom naszym błogosławi. Wielki lud broniący sprawy jest niezwyciężony”4.

* * *

26 lipca 1870 roku o godzinie 22.30 wyjechał zwykłym pociągiem z Berlina na front generał piechoty książę Fryderyk Karol, ubrany w mundur huzara. Jechał przez Magdeburg, Hanower, Minden, Herford, Bielefeld, Güters­loh, Hamm oraz Dortmund. Wszędzie na stacjach kolejo­wych witały go tłumy i śpiewały Die Wacht am Rhein oraz Was ist des Deutschen Vaterland. W Oberhausen, gdzie książę Fryderyk Karol przyjechał o godzinie 2.00 w nocy, czekał nań ogromny tłum z pochodniami.

4 „Gazeta Warszawska” nr 162, 24 lipca 1870.

29 lipca zjawił się w swej kwaterze w Karlsruhe generał piechoty, następca tronu książę Fryderyk Wilhelm, gdzie otrzymał meldunek, że 3. Armia jest gotowa na swym odcinku do rozpoczęcia działań wojennych.

Również tego samego dnia pojawił się w twierdzy Metz cesarz Napoleon III; została tam ulokowana jego Kwatera Główna. Niestety, na miejscu okazało się, że zgromadzono tu jedynie dwieście tysięcy żołnierzy, słabo uzbrojonych i w większości niewyszkolonych. Korespondent „Le Temps” kapitan Jeannerod stwierdził: „Prowiant oddziałom linio­wym zaczęto dopiero wydzielać. Brakowało manierek, przyborów do gotowania, ekwipunku. Mięso zepsute, chleb przeważnie stęchły”. Wychodziła na jaw korupcja, która od dawna ogarniała kraj. Jak w takich warunkach walczyć z tak silnym przeciwnikiem, jak armia pruska? Cesarz Napoleon III miał nad czym dumać. Przyszłość nie rysowała się zachęcająco...

* * *

31 lipca 1870 roku II Korpus francuski dowodzony przez gen. dyw. Karola Froissarda znajdował się w Mos­bach. 1. Dywizja Piechoty stacjonowała w Benningen,2. Dywizja Piechoty — w Forbach. Ta ostatnia przekroczyła granicę, maszerując na Saarbrücken, i dotarła w okolice miasta 2 sierpnia. Dywizji towarzyszyli cesarz Napoleon III i 14-letni cesarzewicz, książę Napoleon Eugeniusz Ludwik, zwany Loulou (1856-1879). Dowódca 2. Dywizji gen. dyw. Henryk Bataille rozkazał uderzyć na znajdującą się w rejonie miasta kompanię strzelców pruskich. Walka była zażarta. Po drodze strzelano z domów do Francuzów, którzy z kolei otworzyli ogień w kierunku linii kolejowej. Loulou oddał tam z kartaczownicy pierwsze dwanaście strzałów. Pułkownik Ferron na czele szwadronu kawalerii i dwóch batalionów piechoty stanął naprzeciw miejscowości

Gerswerder, 1200 metrów od Werder, a potem nacierając między Saarbrücken i Saarlouis, zajął linię kolejową Neukirchen-Tre wir.

0 godzinie 16.00 cesarz i cesarzewicz wrócili do Metzu.

* * *

Marszałek Patryk Mac Mahoń wyruszył ze Strasburga i zamierzał maszerować ze swym korpusem w kierunku Renu, ale cesarz Napoleon III, widząc rozmiary bałaganu panującego w siłach zbrojnych, nakazał wstrzymanie mar­szu5. Zresztą i bez tego marszałek Patryk Mac Mahoń był do tego zmuszony, naprzeciw wychodziła mu bowiem3. Armia niemiecka. W tej sytuacji marszałek ustawił swój korpus w pozycji zaczepnej. 1. Dywizja Piechoty zajęła stanowiska w Worth, 2. Dywizja Piechoty — w Wissem- bourgu, 3. i 4. Dywizje Piechoty — koło Haguneau. Marszałek Patryk Mac Mahoń zamierzał siłami swego korpusu zaatakować Saarbrück i zawiadomił o tym fran­cuską Kwaterę Główną, która zaakceptowała plan i skiero­wała ku Saareguemines V Korpus Piechoty, dowodzony przez gen. dyw. Karola Failly’ego. Miał on wesprzeć w walce I Korpus marszałka Patryka Mac Mahona.

* * *

1 sierpnia patrolujący okolicę Histroff w kraju Saary pluton francuski, dowodzony przez porucznika Kamila Larousse’a, natknął się na kompanię 70. pułku piechoty stacjonującego w Saarbrücken, wchodzącego w skład 15. Dywizji Piechoty VIII Korpusu Nadreńskiego. Prusacy na widok małego oddziałku francuskiego usiłowali go okrążyć i wziąć do niewoli. Ale francuski pluton nie

5 Alfred L i e b f e 1 d, Napoleon III, s. 332.

zamierzał tanio sprzedawać swej skóry — zaległ na polu i otworzył do nacierających Nadreńczyków ogień z chas- sepotów. Skutki dla Prusaków okazały się żałosne; kom­pania rozprysła się na boki. Wtedy Francuzi na rozkaz swego dowódcy wstali i zaczęli istne polowanie na żołnierzy pruskich. Po pewnym czasie zginęła większość Prusaków, łącznie z dowódcą. Potem francuski pluton bez przeszkód wycofał się i wrócił na swe terytorium.

* * *

4 sierpnia wzmocnione patrole, wysłane przez dowództ­wo 2. Armii pruskiej, przekroczyły granicę z Francją i dotarły do pierwszych miejscowości w Alzacji: Lauter- burga i Niederbronn. Dowodził nimi kapitan Ferdynand hrabia von Zeppelin (1838-1917), absolwent akademii wojskowej w Ludwigsburgu i uniwersytetu w Tübingen, pozostający w armii pruskiej od 10. roku życia, były obserwator wojskowy z ramienia Prus w amerykańskiej wojnie secesyjnej, przyszły konstruktor sterowców. Podlegli mu żołnierze dokonali wywiadowczej penetracji terenu, po czym wycofali się w kierunku granicy.

Tymczasem 2. Dywizja Piechoty z I Korpusu, dowodzona przez gen. dyw. Abla Douaya (74. i 50. pułki piechoty, baon strzelców, pułk strzelców algierskich, pułk strzelców konnych — w sumie około osiem tysięcy żołnierzy) stacjonowała koło Wissembourga, znajdującego się na zachód od Karlsruhe, nad granicą Francji z Palatynatem Bawarskim. Wissembourg, stolica departamentu Dolnego Renu nad rzeką Lauter u stóp Wogezów, liczący 5600 mieszkańców, stanowił ważne skrzyżowanie, otwierające drogę do Strasburga i dolnej Alzacji. Miał fortyfikacje z 1705 roku, zbudowane przez marszałka Klaudiusza de Villars (1653-1736). Miasto otaczał mur z bramami-wie- życami i mostami zwodzonymi, a także szeroki rów z wodą.

3 sierpnia, gdy już 3. Armia podążała w kierunku Wissembourga, naczelne dowództwo wojsk niemieckich wydało odezwę:

„Całe Niemcy zgodnie i jednomyślnie stoją pod bronią przeciw sąsiedniemu mocarstwu, które nas zaskoczyło i bez przyczyny wypowiedziało wojnę. Chodzi tu o obronę zagrożonej ojczyzny, naszego honoru i domowego ogniska. Obejmuję z dniem dzisiejszym naczelne dowództwo nad całością armii i w spokoju wyruszam do walki, którą nasi ojcowie w podobnym położeniu tak zaszczytnie przetrwali. Wraz ze mną spoglądają całe Niemcy z zaufaniem na dowództwo. Pan Bóg towarzyszyć będzie naszej sprawied­liwej sprawie”. Odezwę podpisał naczelny wódz armii Związku Północnoniemieckiego, król Prus Wilhelm I6.

Oczywiście atak wojsk francuskich nie był zaskoczeniem dla pruskiej monarchii. W Berlinie oczekiwano go niecier­pliwie. Gen. Helmuth von Moltke przygotowywał plan uderzenia na Francję już od 1858 roku. Uważał, że stanowi ona ciągłe zagrożenie dla Prus. Wydawało mu się, że pod jej egidą mogą sprzymierzyć się Austria i niektóre państwa niemieckie, co zagroziłoby dalszym planom jednoczenia tych państw z Prusami.

Zresztą także przywódcy Francji sądzili, że uda się wykorzystać niezadowolenie w nowych prowincjach pru­skich i w razie wojny państwa południowoniemieckie wystąpią przeciw Związkowi Północnoniemieckiemu. W tym celu, jak wiadomo, dowództwo francuskie pla­nowało przekroczenie Renu między twierdzami Germe- sheimer i Moguncja. Potem wojska francuskie miały nacierać jedną lub dwiema drogami w kierunku Frankfurtu nad Menem i Würzburga, co rozdzieliłoby Niemcy na dwie części i zdezorganizowałoby akcję mobilizacyjną, a następnie połączyć się i uderzyć w bok nieprzyjaciela.

6 „Dziennik Poznański” nr 178, 4 sierpnia 1870.

Wierzyli także w swą cudowną broń: karabiny Chassepot i mitraliezy Reffye.

Po bitwie koło Sadowy francuscy teoretycy wojskowości zaczęli przywiązywać zbyt dużą wagę do uzbrojenia. Uważali, że na polu bitwy, gdzie zmierzyły się armie pruska i austriacka, zwyciężył karabin Dreyse, z którego żołnierze pruscy oddawali dziesięciokrotnie więcej strzałów niż Austriacy. Wysnuli z tego błędne przekonanie, że szybkostrzelność decyduje o powodzeniu bitwy. Nie pa­miętali, że słynny rosyjski wódz, feldmarszałek Aleksander Suworow, mawiał: „Kula głupia, bagnet zuch”.

Tymczasem generał Helmuth von Moltke rozumował już zupełnie inaczej. Wobec faktu, że wojska francuskie posiadały bardzo dobre karabiny Chassepot i niedawny wynalazek, czyli mitraliezy, a więc dysponowały znakomitą siłą ognia — stwierdził, że to nie siła ognia ma zdecydować0 powodzeniu w bitwie, lecz zupełnie inne czynniki. Po prostu trzeba nakreślić z góry plan kampanii z przewidy­waniem wszystkich możliwych ewentualności.

Przede wszystkim generał Moltke zadał sobie pod­stawowe pytanie: jakim sposobem pogodzić prędkość1 łatwość ruchów, które wymagają jednoczesnego ma­szerowania po wielkiej liczbie dróg, z pewnością właś­ciwą wielkiej armii i potęgą jej działania? Od razu zrozumiał, że wobec ulepszeń komunikacyjnych i prze­wozu wojsk koleją dawny marsz kolumnami nie jest możliwy. A więc trzeba maszerować bardzo szerokim frontem; w ten sposób powiększa się prędkość ruchu i unika natłoku oraz spiętrzenia w jednym miejscu, które tak często niweczyło najbardziej przemyślne plany, zatrzymując przez całe godziny wojska, zamiast wysłać je na linię walki. Tego typu sytuacje zdarzały się często i wcale nie były skutkiem przypadku. Jeśli duża armia będzie maszerować jedną lub dwiema drogami, bardzo do siebie zbliżonymi, długimi kolumnami i jeszcze

z bagażami — może narazić się na zaskoczenie ze strony nieprzyjaciela, który pokusi się o przerwanie linii komu­nikacyjnych przez szybki i energiczny ruch zaczepny. Ale Helmuth Moltke uważał, że jedyne niebezpieczeńs­two, jakiego może obawiać się armia maszerująca szero­kim frontem, to zaskoczenie przez śmiały atak. Z drugiej jednak strony, taki atak musi trwać przez pewien czas, a do niego musi być użyta duża ilość wojsk i wszystkich rodzajów broni, z artylerią na czele. „Z tyralierami ukrytymi w zakątkach lasu nie można przeciąć linii wojsk wyćwiczonych”. Musi do tego być użyta armia z artylerią. Jeśli nawet nagłe ruchy nieprzyjaciela byłyby nie wiadomo jak szybkie, to jednak niełatwo mu jest ukryć swe wojska, jeśli dysponujemy odpowiednio byst­rym zwiadem7.

A więc Moltke musiał odpowiedzieć sobie na następne pytanie: w jaki sposób wielka armia maszerująca linią rozciągniętą może zabezpieczyć się przeciw wszelkim nagłym napadom, tak aby zawsze mogła skoncentrować się we właściwym czasie i skutecznie odeprzeć atak z każdej strony? Dotychczasowy system „płytkiego” zwiadu już nie wystarczał, ostrzegał on bowiem jedynie o niebezpieczeńs­twie bezpośrednio grożącym, co nie dawało czasu na odpowiednie zareagowanie napadniętej armii. „Płytki” zwiad stwierdzał jedynie, że właśnie nieprzyjaciel zrobił niespodziankę, ale jej nie uprzedzał. Tak było koło Sol- ferino, gdy nagle dwie wrogie armie idące sobie na spotkanie znalazły się obok siebie i wzajemnie się za­skoczyły.

Generał Helmuth Moltke doszedł wówczas do wniosku, że jeśli armie niemieckie mają wejść na terytorium francuskie, to ich dowództwo powinno mieć specjalny korpus obserwacyjny oficerów, znających język francuski

7 Wojna francusko-pruska, z francuskiego przełożył A. Bogusławski, Warszawa 1925, s. 539.

i mających oko na każdy szczegół na terytorium, które miało być zajęte. Należy więc stworzyć „obserwacyjne koło ruchome”. W kręgu tym armia mogłaby rozciągnąć szeroką linię, nie narażając się na niebezpieczeństwo zaskoczenia, a jednocześnie jeden rozkaz dowództwa mógłby wprawić w ruch proces koncentracji sił i szybko go przeprowadzić. Rolę „obserwacyjnego koła ruchomego” generał Moltke zamierzał powierzyć kawalerii, ale nie tej ciężkiej, która straciła zdolność do odegrania roli zaczep­nej z uwagi na możliwość zniszczenia jej przez siłę ognia, lecz kawalerii lekkiej, mającej na tę siłę dużą odporność. I jak potem, po zakończonej wojnie francusko-niemieckiej, oceniali tę formację historycy wojskowości, to na jej rozumnym użyciu polegała do pewnego stopnia cała strategia niemiecka8.

Wszędzie, gdzie zjawiała się lekka kawaleria, miała ona narzucać swą wolę przestraszonej ludności — w promieniu 2-30 mil. To właśnie była nowość w strategii niemieckiej, wypracowanej przez generała Helmutha von Moltkego: użycie znacznej ilości lekkiej kawalerii do wprawienia ludności nieprzyjacielskiego kraju w przerażenie, w dość szerokim promieniu. Kawaleria miała pokryć cały wrogi kraj swą siecią i penetrować go metodycznie, tworząc wokół swej armii rodzaj cyrkulacyjnego kręgu. Tak strze­żona armia mogła bezpiecznie przedłużać swe skrzydła na kilkumilowym froncie.

Jednocześnie generał Helmuth von Moltke zwrócił uwagę na inteligentne użycie artylerii, która miała stanowić pomoc dla kawalerii, a także być głównym czynnikiem niszczenia nieprzyjaciela przy rozpoczęciu bitwy9.

8 Ibidem, s. 541.9 Pr eusse Kriege 1870/71, op. cit., s. 2.

WISSEMBOURG I FROESCHWILLER

Podczas przygotowań do wojny z Francją szef Sztabu Generalnego wojsk niemieckich, studiując pole przyszłych bitew, nakreślił z góry plan kampanii, biorąc pod uwagę wszystkie ewentualne możliwości reakcji ze strony wrogiej armii. Dlatego postanowił on wyprzedzić uderzenie fran­cuskie. Szybko zmobilizował armię liniową, rezerwową i landwerę, uzyskując przewagę w sile żywej: 950 tysięcy własnych żołnierzy wobec 550 tysięcy żołnierzy przeciw­nika. Wojska skoncentrował między Wogezami i Mozelą i podzielił, jak wiadomo, na trzy armie, które miały wykonać koncentryczne uderzenia. Lewe skrzydło miało toczyć walki obronne, a prawe — ruszyć z Saarlouis i odciąć siły francuskie w twierdzy Metz. W twierdzy Moguncja stanęły jako odwód dwa korpusy saskie. 3. Ar­mia niemiecka (V i XI Korpusy Piechoty oraz II Korpus Bawarski) pomaszerowała na Schweigen. Rankiem 4 sier­pnia znalazła się naprzeciw ośmiu baonów 2. Dywizji Piechoty, które stacjonowały w Wissembourgu (1. pułk strzelców algierskich i 74. pułk piechoty). Obsadziły one stare fortyfikacje z poprzedniego stulecia. Wissembourg miał stanowić główny punkt oporu I Korpusu francuskiego. 2. Dywizja Piechoty obsadziła pozycje obronne wzdłuż

rzeki Lauter, frontem zwrócone na północ. Niestety, dowód­ca I Korpusu popełnił zasadniczy błąd: wysunął 2. Dywizję Piechoty zbyt daleko od swych głównych pozycji, na skutek czego w razie jej zagrożenia nie byłby w stanie szybko przyjść jej na pomoc. Tymczasem generał Helmuth von Moltke, wysyłając w bój trzy korpusy 3. Armii, realizował starą zasadę pruską: do boju wprowadził wszys­tkie siły korpusów, które miały walczyć, zanim nadciągną na pole walki formacje innych korpusów. Przed Wissem- bourgiem zjawiły się przeto trzy korpusy zamiast jednego, który mógłby sam wykonać zadanie. Ale generał Helmuth von Moltke wolał nie ryzykować i z góry zapewnić sobie powodzenie w przyszłej bitwie.

Wczesnym rankiem zwiadowcy francuskiej 2. Dywizji Piechoty dokonali rozpoznania na przeciwległym brzegu rzeki Lauter. Zobaczyli, że zjawił się tylko niewielki oddział pruskiej kawalerii, który po wymianie strzałów wycofał się. Generał Abel Douay wysłał telegraficzny meldunek do marszałka Patryka Mac Mahona, że nic się nie dzieje i wroga nie widać. Zapewne sądził, że nie­przyjaciel starym zwyczajem wysyła patrole na dalekie przedpole, ale jego główne siły znajdują się dość daleko. Dlatego doszedł do wniosku, że przed bitwą warto coś zjeść i rozkazał wydać żołnierzom śniadanie. O godzinie 8.00 żołnierze 2. Dywizji Piechoty zasiedli do posiłku. W tym momencie bawarskie pociski artyleryjskie zapaliły koszary, w których się znajdowali. Żołnierze porzucili jedzenie, a generał Abel Douay dał rozkaz do natarcia. Francuzi powitali ogniem wychodzące z masywów leśnych, nacierające w jasnoniebieskich mundurach dywizje Bawar- czyków. Ale artyleria pruska też nie próżnowała, niszcząc francuskie mitraliezy, ustawione w Wissembourgu. Na miasto uderzył II Korpus Bawarski, natomiast na pobliski Altenstadt — V Korpus Piechoty, zaś XI Korpus Piechoty szturmował Bienwald. Mimo to strzelcy algierscy, którzy

wcześniej zostali zdziesiątkowani kartaczami, powitali nacierających Ba warczy kó w gęstym ogniem, powodującym znaczne straty w ich szeregach. Zrobiło się zamieszanie, bo naprędce sformowane kolumny szturmowe brały bezlitosne lanie od wojsk francuskich i nie mogły posunąć się ani metra dalej. Jednakże gdy podniosła się mgła, sytuacja zaczęła się zmieniać na niekorzyść wojsk francuskich— żołnierze pruscy i bawarscy zaczęli przenikać przez gąszcz znajdujących się tam winnic na ich pozycje. Gdy trwały walki na pozycji centralnej, 3. Bawarska Dywizja Piechoty usiłowała obejść 2. Dywizję francuską prawą flanką, aby dostać się na tyły przeciwnika.

O godzinie 11.00 generał Abel Douay, objeżdżając pole bitwy, został trafiony wybuchem pocisku artyleryjskiego koło stanowiska mitraliezy w Geisberg i zginął, a dowódca1. Brygady 2. Dywizji Piechoty gen. bryg. Ludwik Pelletier de Montrmarie został ranny. Dowództwo nad dywizją objął wtedy gen. bryg. Jan Pelle, dowódca 2. Brygady.

Żołnierze pruscy i bawarscy zdołali jednak okrążyć dywizję francuską. Stosunek sił wynosił wówczas 1:10 (8600 Francuzów, 80 tysięcy Prusaków i Bawarczyków). Artyleria francuska ciągle strzelała celnie z pozycji poło­żonych wyżej, nad rzeką Lauter. Także strzelcy algierscy walczyli dzielnie, rzucając się na przeciwników jak lwy, i zdobyli nawet osiem dział pruskich, ale zaraz potem je stracili, choć zniszczyli połowę atakującego ich pułku huzarów. Już ich „zwierzęcy” wygląd, a zwłaszcza ciemna karnacja skóry budziły wśród Prusaków i Bawarczyków, z których przeważająca większość nie widziała dotąd na własne oczy kolorowych wojowników, przerażenie, a za­ciętość, z jaką stanęli oni do boju, napawała lękiem nawet najodważniejszych przeciwników.

Walka przeniosła się wkrótce między miejscowości Riedilwertz i Schomburg. Żołnierze francuscy nie ustępo­wali. Podobnie było w samym Wissembourgu. I nagle do

punktu dowodzenia 74. pułku piechoty zgłosił się bur­mistrz tego miasta.

„Żądam stanowczo — rzekł do dowódcy 2. baonu majora Liauda — abyście wpuścili wojska nieprzyjaciela do miasta. Nie chcę, aby zostało ono zniszczone”.

Obok stali w dużej grupie inni mieszkańcy Wisse- mbourga i błagali żołnierzy o zaprzestanie „bezużytecznej obrony”. Początkowo major nie zwracał na nich uwagi. Właśnie rozkazał podległym mu oficerom, aby wysłali żołnierzy na dachy budynków w mieście; stamtąd mogli znakomicie ostrzeliwać nacierających Bawarczyków. Bur­mistrz znowu się odezwał:

„Pańscy żołnierze spowodują znaczne straty materialne w mieście i niepotrzebnie przedłużają już i tak przegraną przez was bitwę”.

Dowódca francuski nie wiedział nawet, jak ma zarea­gować. Po namyśle tonem nieznoszącym sprzeciwu kazał burmistrzowi opuścić stanowisko dowodzenia. W tym czasie napastnicy już zajęli dworzec kolejowy w Wissem- bourgu. W końcu tłum mieszkańców opanował miejską bramę Hagenau, spuścił most zwodzony i zaprosił wojska bawarskie.

Bataliony pruskie, które dokonały okrążenia 2. Dywizji, zepchnęły w walce na bagnety część wojsk francuskich do zamku Geisberg i rozpoczęły jego szturm. Ale nie­ustraszeni żołnierze francuscy, usadowieni na dogodnych pozycjach strzeleckich, otworzyli ogień z dwunastu cięż­kich dział. 7. i 58. pruskie pułki uderzyły na zamek w zwartych kolumnach, stanowiąc doskonały cel dla obrońców. 7. pułk grenadierów im. Króla Wilhelma I, stacjonujący na co dzień w twierdzy w Legnicy i złożony niemal z samych Polaków, stracił w tym boju 23 oficerów i 329 żołnierzy.

Widząc te ogromne i niepotrzebne straty, dowódca pułku wstrzymał na pewien czas szturm. Żołnierze zalegli

w załomach i rozpadlinach. Dowództwo pruskiej dywizji rozkazało zatoczyć przed zamek cztery działa. Stanęły one osiemset kroków od zamku i rozpoczęły bezustanną kano­nadę. Działa francuskie odpowiadały słabo; widocznie kończyła się amunicja. Zginęło wówczas mnóstwo żołnierzy francuskich; przy życiu zostało ich zaledwie dwustu. Nie mieli innego wyjścia, jak poddać się. Reszta francuskiej 2. Dywizji Piechoty wycofała się na zachód, tracąc 15 dział oraz cztery mitraliezy, całą amunicję i zostawiając tysiąc żołnierzy walczących w odosobnionych punktach oporu, którzy także poddali się.

Dowództwo niemieckie straciło w tej bitwie 1550 żoł­nierzy. Wspomnieliśmy już, że zagładzie uległ pułk huza­rów. Mocno przetrzebiony został wspomniany 7. pułk grenadierów, sporego uszczerbku doznały też 3. i 4. Dywizje Bawarskie. Natomiast dowództwo francuskie miało 1200 zabitych. Uległ zagładzie niemal cały pułk strzelców algierskich, którego pół tysiąca żołnierzy także dostało się do niewoli. Dużą stratę stanowiła śmierć znakomitego dowódcy 2. Dywizji Piechoty, generała Abla Douaya (1809-1870). Ten absolwent Szkoły Wojskowej w St. Cyr w 1844 roku, mając 35 lat, dowodził batalionem 9. pułku piechoty, w 1848 roku walczył o Sidi Brahim w Algierii, a w 1855 roku dowodził 2. pułkiem woltyżerów gwardii i w wojnie krymskiej odznaczył się w walkach o Kurhan Małachowa. Jako generał brygady uczestniczył w kampanii włoskiej w 1859 roku. W 1869 roku został inspektorem Szkoły Wojskowej w St. Cyr. Stamtąd trafił na stanowisko dowódcy 2. Dywizji Piechoty i otrzymał stopień generała dywizji. Jego brat Feliks był także generałem dywizjii dowodził 7. Korpusem Piechoty.

2. Dywizja Piechoty I Korpusu została zdziesiątkowanai rozbita, ale mimo to pozostali przy życiu oficerowie zdołali uporządkować jej szeregi. Marszałek Patryk Mac Mahoń zawiadomił nowego dowódcę gen. Jana Pelle, że miejsce

koncentracji 2. Dywizji znajduje się w Froeschwiller, na wschodnim skraju Wogezów. Tam także miał zjawić sięVI Korpus marszałka Franciszka Certaina Canroberta.

Nagłe i skuteczne uderzenie wojsk niemieckich na Wissembourg dowodziło, że ich dowództwo miało dokładne informacje o stanowiskach francuskich. Tym razem, w od­różnieniu od wojny z Austrią w 1866 roku, wywiad niemiecki sprawił się bez zarzutu.

Zajęcie Wissembourga przez wojska pruskie i bawarskie nie oznaczało końca kłopotów tamtejszych mieszkańców. Burmistrz, który wyszedł na spotkanie najeźdźców z fran­cuską flagą, został całkowicie przez nich zignorowany. Okupanci od razu wyznaczyli wysokie kontyngenty żyw­ności, które mieszkańcy zobowiązani byli dostarczyć. Ponadto sądy polowe zajęły się cywilami, którzy pomagali w czasie bitwy wojskom francuskim. Wyrok był tylko jeden: kara śmierci. Pluton egzekucyjny rozstrzelał 28 wieśniaków pomagających Francuzom1.

Jeńcy francuscy zostali odesłani do twierdzy Grudziądz. Na ich powitanie wylegli niemal wszyscy mieszkańcy. Eskortujący jeńców żołnierze przyozdobili swe hełmy wieńcami dębowymi. Mieszkańcy powitali ich entuzjas­tycznie, ale także współczuli jeńcom. Szczególne wrażenie wywarli na nich ciemnoskórzy strzelcy algierscy. Miesz­kańcy obdarowali ich piwem i cygarami.

Natomiast w samym Wissembourgu poszły w górę ceny żywności. Przyczyniła się do tego susza, która spowodowała brak jarzyn i kartofli. Najciekawsze jest jednak to, że susza ta była większa w pobliskiej Bawarii, na skutek czego Bawarczycy, którzy kiedyś przywozili tu żywność na sprzedaż, po opanowaniu miasta przez wojska niemieckie zaczęli tu przyjeżdżać na zakupy tej żywności. Ale, jak doniósł korespondent „Badenische Landes Zeitung”, życie

1 Wojna francusko-pruska, op.cit., s. 38.

wracało do normy. W restauracjach i przed nimi żołnierze pili dobre i tanie alzackie wino. Jednakże dziennikarz zauważył też ze zdumieniem, że uliczkami zrujnowanego miasta przemykali mieszkańcy — jacyś dziwnie wy­straszeni, uniżeni i grzeczni. Dlaczego? Czyżby prze­widywali, że przez najbliższe prawie pół wieku będą żyli w niemieckim mieście2?

* * *

Po bitwie w Wissembourgu cesarz Napoleon III pojął grozę sytuacji. Zrozumiał, że należy skoncentrować wszys­tkie siły na dwóch kierunkach. Dlatego powierzył dowódz­two nad trzema korpusami piechoty (I, V i VII) marszałkowi Patrykowi Mac Mahonowi, a nad kolejnymi trzema kor­pusami piechoty (II, III i IV) — marszałkowi Achillesowi Bazaine’owi. Tak oto powstały, oficjalnie utworzone 12 sierpnia, Armia Renu i Armia „Wschód”. VI Korpus Piechoty, stacjonujący od wybuchu wojny w Nancy,i gwardia stanowiły odwód pod dowództwem cesarza.

Marszałek Patryk Mac Mahoń nie chciał pozostawić Alzacji całkowicie bezbronnej. Dlatego rozkazał resztkom2. Dywizji Piechoty kierować się na miejscowość Froesch- willer. Na zgromadzenie swych sił do dalszej walki potrzebował dwa dni. Ale następca tronu, książę Fryderyk Wilhelm, ani myślał dać mu ten czas i dowodzona przezeń3. Armia zaatakowała francuski I Korpus Piechoty niemal natychmiast koło Froeschwiller (Worth).

Froeschwiller leży 15 mil na południowy zachód od Wissembourga, a na zachód od Karlsruhe. Na stromych wzgórzach, w winnicach, lesie i w dolinie, stacjonowały dywizje I Korpusu francuskiego. Liczyły one 45 tysięcy żołnierzy i miały 48 dział. Natomiast wojska 3. Armii

2 „Dziennik Poznański” nr 187, 13 sierpnia 1870.

pruskiej, stacjonujące między Sultz i Froeschwiller, w sumie liczyły 180 tysięcy żołnierzy i 114 dział.

Pruski następca tronu sądził, że armia francuska będzie się cofać, ale przeprowadzony wieczorem 5 sierpnia zwiad ustalił, że wojska francuskie jednak czekają na przeciwnika koło Worth. Miejscowość ta zamykała dostęp do linii kolejowej z Bitchie do Strasburga. Książę Fryderyk Wil­helm, przebywający wtedy w swej kwaterze w Soultz, wydał rozkaz zmiany frontu ku wschodowi. Pozycje fran­cuskie zostały silnie obsadzone i miały dogodne położenie, ale przewaga Niemców była miażdżąca.

Wojska francuskie posiadały osłonę w postaci rzeki Sauer. Była ona trudna do przebycia, bowiem nie miała mostów. Poza tym przed nią znajdowały się łąki, szerokie na 300 metrów, które stanowiły idealny cel dla obrońców usadowionych na górzystych stromych zboczach, pokrytych winnicami i plantacjami chmielu. Najwyższe miejsce wśród całej płaszczyzny stanowiła miejscowość Froeschwiller, gdzie został przygotowany rodzaj ufortyfikowanego okopu. Znajdował się on w tyle za zamkiem Worth. Z kolei przy linii drogi żelaznej, stanowiącej linię odwrotu, leżała miejscowość Reichshoffen, a na południu u stoku góry— Elsasshofen. Tam zajął pozycję marszałek Patryk Mac Mahoń, który stąd miał kierować bitwą. Pozycje francuskie ciągnęły się w środku na przestrzeni sześciu kilometrów, od Neehwiller do Eberbach. Skrzydła ugrupowania fran­cuskiego były dobrze osłonięte. Do prawego skrzydła można było dostać się jedynie przez las Haguenau, ale i tak był do niego trudny dostęp. Z kolei do lewego skrzydła wiodła tylko jedna droga: z Lembach przez Langensulzbach.

6 sierpnia między 3.00-4.00 rano bataliony II Korpusu Bawarskiego i Dywizji Wirtemberskiej uderzyły na I Korpus Piechoty, dowodzony po objęciu dowództwa Armii „Wschód” przez marszałka Patryka Mac Mahona przez dotychczasowego dowódcę 1. Dywizji Piechoty, gen. dyw.

Augusta Ducrota. Francuzi użyli kartaczownic, a u stóp wąwozu usadowili się żuawi i strzelcy algierscy, celnie rażąc ogniem przeciwnika. I Korpus Bawarski został odparty z dużymi stratami. Mimo to książę Fryderyk Wilhelm, jako dowódca 3. Armii, zmusił generałów bawarskich do ponownego uderzenia. Było ono nieudane — niektóre oddziały uległy rozsypce na polu bitwy i I Korpus Bawarski w końcu odstąpił, tracąc 36 oficerów i 800 żołnierzy.

Wówczas dowódca 3. Armii rzucił do boju pruski XI Korpus Piechoty. Za nim podążały na lewym skrzydlei w środku V i VI Korpusy Piechoty. Odezwała się skutecznie artyleria pruska. V Korpus Piechoty zajął Worth, przeszedł w bród rzekę Sauer i odbudował na niej most. Chciał wedrzeć się na stoki gór Freoschwiller, ale odparła go piechota francuska. Z pomocą przyszedł mu VI Korpus Piechoty, który przeszedł przez rzekę w Gundstedt po jednym moście. Pionierzy pruscy zaraz postawili drugi.

Książę Fryderyk Wilhelm, widząc krwawe zmaganiai rosnące straty V Korpusu, posłał jego dowódcy, genera­łowi Kirchbachowi, rozkaz: „Odłóżmy natarcie do jutra”.

Odpowiedź generała Kirchbacha brzmiała: „Posunąłem się już za daleko, aby móc się cofnąć”3.

„A więc w takim razie niech reszta 3. Armii wesprzeV Korpus” — zdecydował Kronprinz. W tym czasie XI Korpus Piechoty przeszedł przez rzekę Sauer i zajął drogę do Haguenau. W przeciągu godziny następca tronu wydał rozkaz:

„Wszystkie siły na Froeschwiller!”.Miejscowość tę ostrzeliwały już od dłuższego czasu

działa pruskie. Natarcie trwało trzy godziny. DwukrotnieV Korpus był spychany przez oddziały francuskie. Wreszcie XI Korpus i Dywizja Wirtemberska przeważyły szalę

3 Pierre Le h a u t e o u r t I, Guerre de 1870-1871, Paris 1910, s. 75.

zwycięstwa. Pruska 22. Dywizja Piechoty XI Korpusu Piechoty, dowodzona przez generała von Gersdorfa, zaczęła obchodzić prawą flankę ugrupowania francuskiego. Na czele nacierali żołnierze 43. Brygady, dowodzeni przez pułkownika o polskim, choć z niemiecka pisanym nazwisku— von Kontzki.

Marszałek Patryk Mac Mahoń postanowił wówczas użyć rezerw. Rzucił do kontrataku 2. Dywizję PiechotyI Korpusu, dowodzoną po śmierci generała Abla Douaya przez generała Jana Pellego i uzupełnioną rezerwistami, a także dywizję kawalerii pod dowództwem generała Ksawerego Duchesmego, też złożoną w dużej mierze z rezerwistów. Mimo to żołnierze, którzy po raz pierwszy starli się z wrogiem na polu bitwy, zmusili wojska pruskie do cofnięcia się. Obie dywizje francuskie poniosły jednak w tym starciu duże straty. Francuzi zdobyli na nowo fermę Albertshausen. Gdy rozwinęli swój szyk, odezwała się znowu artyleria 3. Armii, która przeszkodziła wspomnianym dywizjom rozwinąć się w dolinie. Prusacy znowu ruszyli do kontrataku i zdobyli Eberbach. Artyleria XI Korpusu pruskiego przeszła przez rzekę Sauer i wsparła swoją piechotę, która zajęła las Niederwald. Z kolei las Elsasshausen stał się znowu widownią zaciętych walk. Wreszcie Dywizja Wirtemberska uderzyła na Re- icheshoffen i zajęła go, spychając wojska francuskie.

Wtedy marszałek Patryk Mac Mahoń zrobił ostatni wysiłek: skierował na nacierających z Worth i Nie­derwald Prusaków swą piechotę, która zmusiła ich do cofnięcia się. Lecz tu znowu skuteczność wykazała artyleria pruska, zadając wojskom francuskim znaczne ciosy. Dlatego Francuzi musieli cofnąć się ku Froe­schwiller.

Marszałek Patryk Mac Mahoń rzucił do boju koło Morsbronn swój ostatni odwód: brygadę kirasjerów, dowodzoną przez gen. bryg. Aleksandra Michela, wzmo­

cnioną pułkiem lansjerów z dywizji kawalerii dowodzonej przez gen. dyw. Karola Bonnemains.

1200 jeźdźców, pokonując górskie stoki i rozpadliny oraz inne naturalne przeszkody, desperacko uderzyło na pozycje Prusaków. Dowódca pruski na moment skamieniał z wrażenia, ale szybko opanował się i wydał rozkaz:

„Schnellfeuer!” („Szybki ogień!”).Prusacy rozpoczęli kanonadę. Brygada kirasjerów została

rozbita. Padło ośmiuset z tysiąca dwustu kawalerzystów. Konie pozbawione jeźdźców, przerażone, biegały po polu bitwy, co ocaliło wielu kawalerzystów od śmierci, bo Prusacy zaprzestali na moment ostrzału. Gdy żołnierze pruscy już opanowali pole bitwy, okazało się, że zabitych kirasjerów leży tutaj niewielu; pomogły im noszone przez nich kirysy4.

Tymczasem pruski XI Korpus obszedł z prawej flanki francuskie skrzydło i natarł z boku, doprowadzając do bezładnej ucieczki żołnierzy francuskich. W trakcie odwrotu porzucali oni broń i sprzęt. Praktycznie I Korpus francuski przestał istnieć. Ale nacierający Prusacy także ponieśli straty; m. in. w czasie walki został ranny dowódcaXI Korpusu Piechoty, gen. por. Juliusz von Bose.

Bój o wzgórza trwał 15 godzin. O godzinie 17.00 było już po wszystkim; wojska pruskie zajęły Froe­schwiller. Po zajęciu miasta Prusacy postawili straże przy piekarniach, a domy zamienili na lazarety.

4 Ibidem, s. 76.

CIĄGLE W ODWROCIE

Pułk żuawów, który bronił Froeschwiller, liczył 2190 żołnierzy i 65 oficerów. Stracił 1580 żołnierzy i 40 oficerów. Ogółem I Korpus francuski stracił pięć tysięcy zabitych i rannych oraz 9200 wziętych do niewoli,33 działa i kartaczownice. Ale straty pruskie również były poważne: 10 600 zabitych i rannych. Jak jednak stwierdził Juliusz von Vickede z „Kölnische Zeitung”— „[...] pocieszające jest, że pomiędzy rannymi jest wielu tylko lekko rannych, gdyż strzały dawane z wiel­kiej odległości z broni francuskiej niewielką miały siłę, a kule nie naruszały kości. Także i kule z kartaczownic niewielką miały siłę i niewiele ciężkich ran spowo­dowały”1.

Niestety, korzyści z bitwy koło Froeschwiller wyniosły tylko wojska niemieckie. Dla 3. Armii droga do Lotaryngii stała otworem. Natomiast francuska Armia „Wschód”, dowodzona przez marszałka Patryka Mac Mahona, została zmuszona do odwrotu w kierunku Châlons nad Marną.

Zaraz po bitwie marszałek napisał raport, który został dostarczony cesarzowi Napoleonowi III:

1 „Dziennik Poznański” nr 102, 20 sierpnia 1870.

„Mam zaszczyt złożyć Waszej Cesarskiej Mości na­stępujący raport. 6 sierpnia, po przymusowym opuszczeniu Wissembourga, I Korpus w celu zasłaniania linii kolejowej Strasburg-Bitsche i głównych dróg komunikacyjnych łą­czących wschodnie i zachodnie stoki Wogezów, zajął następujące pozycje:

1. Dywizja Piechoty, dowódca gen. dyw. August Ducrot: prawe skrzydło naprzeciw Froeschwiller, lewe skrzydło na Reichschoffen, opierając się o lasek zasłaniający wroga. Dwie kompanie dywizji ustawiły się koło Neunwiller i Jagersthal.

3. Dywizja Piechoty, dowódca gen. dyw. Noel Raoult:1. Brygada od Froeschwiller do Guersdorf, 2. Brygada: lewe skrzydło od Froeschwiller, prawe o Elsasshausen.

4. Dywizja Piechoty, dowódca gen. dyw. Hipolit de Lartigue: 1. Brygada czołem ku Gundstedt, 2. Brygada naprzeciw Norsbronn.

1. Dywizja Piechoty z VII Korpusu, dowódca gen. dyw. Gustaw Dumesnil — za 4. Dywizją Piechoty z rezerwową2. Dywizją Piechoty; za 2. Brygadą — 3. Dywizja Piechoty i 1. Brygada z 4. Dywizją Piechoty. W tyle znajdowały się: brygada lekkiej jazdy gen. bryg. Achillesa de Laroche Tourteau de Septeuil, 2. Dywizja Kirasjerów gen. dyw. Karola de Bonnemainsa, brygada jazdy gen. bryg. Aleksan­dra Michela pod rozkazami gen. dyw. Ksawerego Duches- mego, a za nimi prawe skrzydło 4. Dywizji Piechoty.

O godzinie 7.00 rozpoczęła się kanonada, ogień tyraliery przeciwnika naprzeciw pozycji 1. i 3. Dywizji. 1. Dywizja została wysunięta ku przodowi na prawym skrzydle, aby nieprzyjaciel nie zajął pozycji głównej. Nieprzyjaciel strzelał ogniem artyleryjskim na środek pozycji na prawym brzegu rzeki Sauerbach, skąd wyszedł jego pozorowany atak na prawe skrzydło. Masy piechoty, wsparte 60 działa­mi, runęły na pozycje 4. Dywizji oraz 2. Brygady 3. Dy­wizji w Eslahausen. Nakazałem odwrót Dywizjom 1. i 3.

ku Saveme przez Niederbronn, gdzie 3. Dywizja gen. dyw. Jana Guyot de Leparta z V Korpusu gen. dyw. Karola de Failly’ego zajęła pozycje i cofnęła się w nocy”.

Podpisał marszałek Patryk Mac Mahoń, dowódca I,V i VII Korpusów Piechoty.

Trzeba przyznać, że marszałek nie oszczędzał się w tej bitwie. Spędził na koniu 25 godzin, przemieszczając się z pozycji na pozycję, kierując działaniami poszczególnych dywizji i osobiście zagrzewając do walki. Żołnierze prze­ciwnika łatwo rozpoznawali jego charakterystyczną syl­wetkę i raz po raz brali go na cel. Zabito pod nim konia.

Komunikat francuski stwierdzał, że w czasie bitwy zaginął szef sztabu I Korpusu gen. bryg. Józef Colson i dowódca 3. Dywizji Piechoty gen. dyw. Noel Raoult. Jak potem okazało się, ten ostatni został ranny i dostał się do niewoli. Generała Józefa Colsona zastąpił gen. bryg. Juliusz Faure.

„Journal de Débats” donosił paryżanom: „Bitwa z 6 sier­pnia 1870 roku zmusiła wojska francuskie, które biły się między Spichem, Scarlzach, Forbach, do opuszczenia linii rzeki Saar”.

Marszałek Patryk Mac Mahoń nie zdawał sobie sprawy, że ma do czynienia z tak silnym wrogiem. Prawe skrzydło, na którym umieścił swoje największe siły i przy którym zostawił mosty na rzece, bowiem prawdopodobnie sądził, że przydadzą mu się przy wszczęciu kroków zaczepnych— zostało rozbite przez przeważające siły nieprzyjaciela. W tych warunkach jego wojska mogły wytrwać w tym miejscu zaledwie do godziny 15.00. Marszałek niepotrzeb­nie poświęcił kawalerię — mogłaby ona osłonić odwrót jego armii; zamiast tego rzuciła się do bezładnej ucieczki2.

Bitwę o Froeschwiller obserwowali korespondenci wojen­ni: Emil Cordon z paryskiego „Galuois”, Henryk Chabrilot

2 La Grande Encyklopedie, t. XVIII, s. 6.

z „Le Figaro” i Meason z „New York Herald”, którzy znaleźli sie w samym centrum działań. Mieli oni stanowisko obser­wacyjne na wieży, stanowiącej pozostałość po książętach Hanau. Wpadli tam żołnierze pruscy i bili kolbami. Zrabowali im rzeczy, związali ich oraz właściciela wieży i jego 75-letniego ojca, i wyprowadzili wszystkich na zewnątrz. Przejeżdżający obok książę Coburg kazał jednak jeńców rozwiązać. Gdy prowadzono ich do sztabu, jakiś oficer powiedział:

„Daję wam słowo honoru, że zostaniecie dzisiaj roz­strzelani”.

Żołnierze oskarżali zatrzymanych o strzelanie do rannych; jednakże skończyło się na ulokowaniu ich w areszcie w Sultz, gdzie noc spędzili w towarzystwie innych jedenastu więźniów. Pilnujący ich żołnierze odebrali im paski i kra­waty, dali wodę i jedzenie. Nazajutrz rano przynieśli śniadanie: kawę i chleb. Potem zaprowadzili ich do pałacu, gdzie znajdowała się główna kwatera pruskiego następcy tronu. Znajdujący się tam oficerowie zaprosili ich do stołu na drugie śniadanie. Wkrótce potem dziennikarze spotkali się z Kronprinzem, który oznajmił im, że są wolni.

Książę Fryderyk Wilhelm sprawił na nich korzystne wrażenie. Dziennikarze francuscy byli nim wręcz oczaro­wani. Uznali, że jest miły i spokojny w obejściu, ale widać było, że energiczny.

„Nie lubię wojny. Nie spodziewałem się jej — oświad­czył im. — W końcu grudnia zeszłego roku przebywałem w Paryżu. Cesarz dał mnie i mojej żonie dowody szczerej życzliwości”.

Książę Fryderyk Wilhelm chwalił waleczność kirasjerów i celność francuskiej artylerii. Podziwiał męstwo nie­przyjacielskich żołnierzy, uznał jednak, że wojska pruskie lepiej używają straży przedniej, a ich artyleria szybciej zajmuje stanowiska. Oznajmił też, że do niewoli pruskiej dostał się dowódca 3. Dywizji I Korpusu gen. dyw. Noel Raoult, który został ciężko ranny.

Następca tronu obawiał się, czy mimo starań lekarzy generał przeżyje. „Dał mi kilka adresów do Paryża, aby można było zawiadomić jego bliskich” — oznajmił. Dzien­nikarz zwrócił mu uwagę, że inni jeńcy i ranni też mają rodziny. Na to książę odparł, że dostali oni papier, pióra i atrament, aby mogli napisać listy do rodzin. Zapewnił, że zostaną one przekazane konsulowi Związku Północno- niemieckiego w Genewie, a ten po przejrzeniu wyśle je adresatom.

Kronprinz w rozmowie z dziennikarzami obciążył od­powiedzialnością za wybuch wojny premiera Francji Emilia Olliviera. Uznał go za polityka, który mocno zaszkodził stosunkom francusko-pruskim i kreował — mówiąc współ­czesnym językiem — politykę konfrontacji, a nie współ­pracy i zrozumienia dla innych państw Europy, a zwłaszcza dla Związku Północnoniemieckiego3.

Tu akurat nie miał racji, bowiem po ogłoszeniu depeszy emskiej premier Emil Olliver wraz z pięcioma innymi ministrami (Louvet, Segris, Plichon, de Parieu, Chevandier de Valdrome) był usposobiony pokojowo i proponował zwołanie kongresu pokojowego, ale cesarz, początkowo tej myśli przychylny, pod wpływem ministra spraw zagranicznych księcia Antoniego Gramonta zmienił zdanie i był za wojną4.

* * *

Francuski Sztab Generalny, oddając pod rozkazy mar­szałka Achillesa Bazaine’a najlepsze trzy Korpusy: II, III i IV, popełnił ogromny błąd, bowiem polecił rozproszyć je na przestrzeni 60 km. Tym sposobem nie dał im możliwości skoncentrowania sił, co mogło przynieść zupełnie inne rezultaty na froncie niż w Wissembourgu.

3 Wojna francusko-pruska, op.cit., s. 53-60.4 La Grande Encyklopedie, t. XVIII, s. 8.

6 sierpnia II Korpus francuski pod dowództwem gen. dyw. Karola Frossarda znajdował się na południe od Saarbrucken między Spichem i Forbach, zajmując pozycje koło Spichem, na tzw. polu ćwiczeń ułanów między Saarbriicken-Forbach.

Generał Helmuth von Moltke spodziewał się francuskiego oporu między Spichem a Forbach; dlatego rozkazał 2. Ar­mii natarcie 9 sierpnia 1870 roku na Spichem, a 1. Armii— sforsowanie rzeki Saarlouis, obejście skrzydeł francus­kich i wyjście na ich tyły, tam bowiem cesarz Napoleon III nakazał koncentrację czterech korpusów. Była okazja dla pruskich armii, aby je rozbić.

Ale dowódca 1. Armii generał Karol Steinmetz nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Uważał, że generał Helmuth von Moltke chce pozbawić go należnych mu laurów bojowych. Zresztą nie był to ich pierwszy konflikt— pruski Sztab Generalny często miewał zatargi z dowód­cami liniowymi, co zresztą nie było czymś wyjątkowym; na całym świecie dowódcy liniowi kłócili się ze sztabow­cami. Wprawdzie w Prusach za generałem Moltkem od czasów bitwy pod Sadową stał autorytet króla, niemniej jednak generał Steinmetz uważał, że wie swoje i dlatego skorzystał z pierwszej lepszej okazji, aby zaatakować II Korpus francuski. Wydał rozkaz dwóm korpusom 1. Armii, aby rozpoczęły o godzinie 16.00 natarcie na umocnioną pozycję II Korpusu na linii wzgórz Spichem, VII Korpus uderzył przeto na jego 14. Dywizję Piechoty. Brygada Piechoty 14. Dywizji, dowodzona przez gen. mjr. Brunona von Francois, zaatakowała pozycje francuskie znajdujące się na szczytach Spichem i Stiring Wendel.

Tymczasem III Korpus pruski maszerujący z Guerswill do Bourbach, ujrzawszy zdążające wojska przeciwnika, otworzył ogień. Wojska pruskie przeszły rzekę Saara w bród i nacierały od strony Forbach. Prowadzone przez nich natarcie od czoła było jednak odpierane przez silny ogień

wojsk francuskich. Jedynie artyleria pruska prowadząca celny i efektywny ogień powstrzymywała oddziały II Kor­pusu francuskiego przed kontratakami. Rozbiła ona kar- taczami szykującą się do natarcia brygadę francuską. Na pole bitwy nadciągały dalsze posiłki pruskie, ale mimo to prowadzone przez brygady III Korpusu natarcia nie odnosiły skutku. Prusacy ponosili znaczne straty, a zdezorganizowane bataliony cofały się w nieładzie na pozycje wyjściowe. Żołnierze II Korpusu francuskiego raz po raz wykonywali kontrataki, które daleko odrzucały przeciwnika. Szala bitwy z wolna przechylała się na stronę francuską, jednakże generał Karol Frossard nie potrafił zdecydować się na generalne natarcie, które mogłoby rozbić siły pruskie, coraz bardziej słabnące. Zawinił tu również marszałek Achilles Bazaine, który prawdopodobnie przez zawiść nie posłał mu posiłków, choć francuskie dywizje znajdujące się pod jego dowództwem miały w drodze na pole bitwy do pokonania dystans zaledwie 7-12 km.

Natomiast generał Helmuth von Moltke, zorientowawszy się w sytuacji, od razu wysłał w rejon Spichern awangardę2. Armii. Wojska pruskie wznowiły natarcie i o godzinie 15.00 zajęły pole ćwiczeń, jednakże o godzinie 16.00 artyleria francuska podjęła zabójczy ogień, który zmusił Prusaków do wycofania się z zajętych pozycji; zajęli je niezwłocznie Francuzi. O godzinie 19.00 Prusacy znowu wrócili, spychając dywizje II Korpusu z linii wzgórz, a oddziały 2. Armii obeszły lewą flankę francuską. Wówczas generał Karol Frossard wydał rozkaz generalnego odwrotu na linię Mozeli, zostawiając w Forbach duże zapasy żywności.

Wojska francuskie straciły w tej bitwie 1600 zabitych i rannych. Do niewoli trafiło 2500 żołnierzy. Natomiast straty pruskie były o wiele większe — 1. Armia straciła 4900 zabitych i rannych.

Berliński „Staatsanzeiger” zamieścił urzędowy raport, dotyczący bitwy:

„6 sierpnia czoło 1. Armii doszło do Saar. Wyglądało na to, że Francuzi opuścili swe stanowiska. Dwa baony piechoty i bateria z 14. Dywizji Piechoty gen. por. Jerzego Kameckego, stacjonujące koło Forbach, ruszyły ku połu­dniowi, aby obejść straż tylną nieprzyjaciela. Na pomoc też szły, słysząc huk dział, 16. Dywizja i III Korpus Piechoty. Najpierw przybyły: 40. pułk fizylierów, trzy szwadrony i trzy baterie 16. Dywizji Piechoty, potem pięć baonów 5. Dywizji Piechoty. Udały się one na lewe skrzydło 14. Dywizji, naprzeciw stromych wzgórz Spichern. Dotarły do lasu, gdzie odparły silny atak nieprzyjaciela. Powoli nadciągała pruska 5. Dywizja. Ale Francuzi dostali posiłki i jeszcze raz trzeba było stoczyć walkę. Mrok ją zakończył. Francuzi cofnęli się, zostawiając tabory. W nasze ręce wpadło 800 jeńców. Walczyło 27 baonów przeciw 37— francuskim. W Forbach zginął dowódca 27. Brygady 14. Dywizji Piechoty VII Korpusu — 61-letni gen. mjr Bruno von Francois, weteran wojny 1866 roku z Austrią. Awangarda 13. Dywizji Piechoty zajęła Forbach po gorą­cym starciu. W bitwie wzięły udział: 14. Dywizja VII Korpusu (39., 53., 74., 77. pułki piechoty, 15. pułk huzarów, 5. pułk ułanów), 16. Dywizja Piechoty (29., 40.,69., 70. pułki piechoty, 9. pułk huzarów, 7. pułk ułanów, 7. i 8. pułki artylerii polowej, dwa baony strzelców). Walczyły także: VIII Korpus Piechoty (40. pułk piechoty, dwie baterie, trzy szwadrony huzarów) oraz III Korpus Piechoty (8. i 12. pułki piechoty, trzy baony strzelców)”.

Wkrótce potem, tj. 24 sierpnia, „Staatsanzeiger” opub­likował na temat bitwy koło Saarbrücken kolejne uzupeł­niające doniesienie, gdzie stwierdzał, że w czasie bitwy cały VII Korpus Piechoty znajdował się Guichenbach, dywizje VIII Korpusu Piechoty: 15. — w Holtz, a 16.— w Fischbach, zaś dywizje III Korpusu Piechoty: 15.— w Saarbrücken, a 6. — w Neunenkirchen. II Korpus francuski, dowodzony przez gen. Karola Frossarda, właśnie

znajdował się w odwrocie z St. Arnold. Generał Kamecke postanowił rozbić jego tylną straż i dlatego wysłał za nim dwa szwadrony dywizji kawalerii dowodzonej przez gen. Reinenbabena; jednakże o godzinie 11.00 zostały one ostrzelane z góry Spichem i II Korpus francuski stanął frontem do nacierających kawalerzystów. Generał Bar- nekow (dowódca 16. Dywizji Piechoty) wysłał straż przed­nią w kierunku Saarbrücken: dwie baterie, 40. pułk piechoty i trzy szwadrony 9. pułku huzarów. W tym samym czasie 14. Dywizja Piechoty uwikłała się w walkę. Gen. Doring, dowódca straży przedniej III Korpusu, wysłał 8. i 48. pułki piechoty oraz dwie baterie z Duduieler. Przekazał to dowódcy 5. Dywizji Piechoty III Korpusu, gen. Wolfowi von Stupnagelowi, a ten poinformował kwaterę główną w Neunenkirchen. Wtedy gen. Alvensleben I wysłał 12. pułk piechoty swego III Korpusu do St. Johann. Zaraz potem artyleria, 20. i 52. pułki piechoty, zaś na końcu cała 5. Dywizja Piechoty — weszły do walki. Gdy o 15.25 na polu walki pojawił się III Korpus Piechoty, walczyły już tam 14. Dywizja Piechoty i 40. pułk piechoty VIII Korpusu oraz cztery bataliony i dwie baterie III Korpusu. Wspominało nich znany pruski korespondent wojenny reporter „Al­lgemeine Zeitung” z Augsburga, Hans Wachensuhsen (1822-1895), który tak pisał w swym reportażu:

„Szósty sierpnia w nocy. Cała walka była nieprzewidzia­na i niezamierzona. Jedynie 69. pułk piechoty znowu czucie do nieprzyjaciela odzyskał i zajął na powrót St. Johann. Francuzi miasta nie obsadzili, a jedynie brali z niego żywność. Generał Moltke nie chciał bronić otwar­tego placu tak długo, aż nie zajmie pozycji u ujścia doliny Nahe nasza armia. Francuzi opuścili plac musztry na Winterbergu i straże przednie 1. i 2. Armii dotarły ku południowi i zajęły stanowiska. I nagle zaczęły rozwijać się przed nami niespodziewanie kolosalne siły przeciwnika. Nasze wojska były znużone sześciogodzinnym marszem,

ale walkę przyjęły z entuzjazmem. Francuzi ustawili baterie na stokach. Dowódca VIII Korpusu Piechoty generał Goeben objął kierownictwo potyczki. Wojska szturmowały wzgórza z wielkimi stratami. Kiedy przybyłem na pole bitwy, stok góry Spichem był zdobyty. Była to krwawa praca. Liczba rannych była dowodem. Rozczulające było patrzyć, z jakim poświęceniem kobiety i dziewice lekko rannym podawały ręce, aby ich prowadzić, z jaką wy­trwałością przynosiły napoje orzeźwiające. Obywatele miasta ubiegali się o pierwszeństwo przy dźwiganiu noszy, w usłudze w lazaretach, i okazywali wdzięczność przez najserdeczniejszy udział tym, którzy życie swe za nich poświęcili.[...] Walka wrzała na górze Spichem. Ogień karabinowy nie ustawał. Czarne linie walczących batalio­nów drastycznie odbijały się od szarego tła góry. Na dole po prawej stronie w dolinie na łące pod Goldener Bremm i z narożnika bom na prawo grają działa francuskie. Nasze ustawiły się naprzeciw i zmusiły [je] do milczenia około godziny 16.00. Z tej pozycji przypatrywałem się walce. Dym prochu zamazywał mi widniejące w dali nieprzyjaciel­skie bataliony. Ogień z broni ręcznej zasłaniał je nieustan­nie. Żadnej pauzy nie było w walce. Coraz gwałtowniej się rozwijała. Jazda nasza wykonała juz kilka skutecznych szarż. Naprzeciw na spadzistym plateau usadowiły się nieprzyjacielskie baterie. Z dołu do góry strzelało kilka naszych armat. Z tym wszystkim wojska nasze nie wyrów­nywały o wiele w liczbie nieprzyjaciela, który według moich obliczeń wprowadził do walki 20-30 tysięcy i rzucał coraz to nowe wojska. Raz go nasi odparli, znowu nas przełamał. Wtedy przybyły do nas przez Winterberg posiłki. Krokiem przyspieszonym wchodziły doliną i wdrapywały się na stoki, aby braciom biec na pomoc. Również kilka baterii ustawiło się w dolinie i rzucało skutecznie pociski na wroga. Dopiero między godziną 18.00-19.00 nadeszły owe posiłki. Sześć godzin walczyła garstka naszych wojsk

z olbrzymią przemocą. Wyparła takową z jej pozycji na stokach z wielką stratą. Około tego samego czasu ustawiły się nowe baterie w dolinie, podczas gdy nasze dwa działa na wzgórzu odważnie i bez przestanku do nieprzyjaciela strzelały. Około godziny 19.00 nieprzyjaciel i na wzgórzu był odparty, lecz raz jeszcze prowadząc świeże wojska, posunął się naprzód. Walka stanęła, o ile widzieć mogłem, na jakie pół godziny. Nareszcie około godziny 20.00 nieprzyjaciel zaczął ustępować. Kilka u stóp góry Spichem ustawionych rezerw piechoty, jazdy i kawalerii weszło na górę, aby wywrzeć potrzebne parcie na nieprzyjaciela, który pole bitwy opanował i ku Forbach się cofał. Niemniej krwawa była bitwa na naszym prawym skrzydle koło Stiering, gdzie kilka baonów 77. i 53. pułków piechoty udało sie wyprzeć po ciężkich walkach z nieprzyjacielem do tej miejscowości. Artyleria zamilkła około 20.15. Pobiegłem na Winterberg, aby obserwować odwrót nie­przyjaciela, którego wśród ożywczego ognia karabinowego pędzono przez wzgórza ku Forbach, o ile mi wiadomo aż do Verrerie Sophie. Mniemam, że tu przeważał bój zażarty. Ciemność osłoniła nadzwyczaj przez swą lokalną roman- tyczność zajmujący obraz bitwy, nie pozbawiając ócz wystraszonej ludności widoku licznych wozów dla rannych, które ku miastu się poruszały”5.

5 „Dziennik Poznański” nr 183, 10 sierpnia 1870.

BORNY

A już po bitwie Hans Wachensuhsen zapisał:„Obaj przeciwnicy obozują wśród cudownie pięknej

nocy gwiaździstej. Ognie biwakowe buchają z gór. Jest to scena przerażająca, tragiczna, okropna, gdyż bitwy, jakie tu staczane bywają, należą do najbardziej krwawych w historii wojen”.

10 sierpnia 1870 roku pruskie Ministerstwo Wojny w Berlinie wydało Urzędowe Doniesienie Wojenne:

„Saarbrücken, wtorek 9 sierpnia w nocy, godzina 23.45. Do generała Hanenfelda: bitwa 6 km koło Spi­chem koło Saarbrücken miała większe rozmiary i rezul­taty, niż dotąd było wiadomo. Francuski II Korpus Piechoty generała Karola Frossarda został prawie całkiem rozbity. Straty ogromne. Obóz dywizji i rozmaite maga­zyny zabrane. Mnóstwo jeńców. Ich liczba wzrasta. Obecnie dwa tysiące. Straty nasze też duże: 5. Dywizja Piechoty — 1800 zabitych i rannych. Armia francuska cofa się na wszystkich punktach. St. Avold zajęte. Nasze patrole dochodzą dwie mile od Metzu”. Podpisał: von Podbielski1.

1 „Dziennik Poznański” nr 185, 12 sierpnia 1870.

Po tej bitwie wodzowie francuscy całkowicie upadli na duchu. Sztab kilkakrotnie zmieniał plan działania; w końcu zdecydował się cofnąć wojska na linię Mozeli. Wycofanie się wojsk francuskich zaskoczyło nieco sztab generała Helmutha von Moltkego, ale postanowił on jednak wyko­rzystać to wycofanie przeciwnika: wysłał 1. Armię na Metz przez Faulquemont, 2. Armię też na Metz, ale przez Gross Tenquin, natomiast 3. Armia pomaszerowała na Nancy2.

* * *

Po porażkach francuskich wychodzący w Paryżu „Moni­teur d’Armee” stwierdził, że według zapewnień osób znają­cych doskonale armię pruską, poprzednie jej zwycięstwa wynikały nie tyle z waleczności żołnierzy i talentów generałów, ile ze znakomitej pracy wywiadu, kierowanego przez gen. Leonhardta von Blumenthala, który codziennie przysyłał swemu Sztabowi Generalnemu dokładne meldunki i dzięki temu dowództwo niemieckie mogło organizować i wysyłać na wybrane kierunki operacyjne przeważające siły własne. Ten sam autor uważał, iż zbawienie Francji leży w cofnięciu się jej armii przed Paryż; tylko wtedy można będzie wygrać. Planując wojnę, niemiecki Sztab Generalny zamierzał rozstrzygnąć ją w ciągu dwóch tygodni. Dlatego armie niemieckie staczały tak stanowcze bitwy, jedna po drugiej. Jeśli wojna nie skończy się z początkiem września i będzie trwała dłużej niż dwa miesiące, plany niemieckie nie powiodą się. Armia niemiecka, zatrzymana kilka tygodni w środkowej Francji albo przed murami Paryża, musi liczyć się ze swą zgubą. Niemcy po prostu nie mają rezerw3.

Z kolei paryski „Gaulois” przypomniał słynną wróżkę z czasów Napoleona I — panią Lenormand — która na kilka dni przed bitwą pod Jeną oświadczyła:

2 Wielka Encyklopedia Powszechna Ilustrowana, t. 23, s. 140.3 „Gazeta Warszawska” nr 187, 26 sierpnia 1870.

La Prusse est combattue en Vau dix huit cent six la Prussie est abotture dix hiut cent soixante est dix.

Czyli:

„Prusy będą pobite w tysiąc osiemset siódmym,Prusy będą zniszczone w tysiąc osiemset siedemdziesiątym”.

Armie niemieckie rzeczywiście poniosły duże straty w bitwach koło Wissembourga, Froeschswiller i Spichem. W Paryżu rozchodziły się fantastyczne plotki o pobiciu przez korpusy dowodzone przez marszałka Patryka Mac Mahona3. Armii pruskiej. Jak się potem okazało, rozpuścili je spekulanci giełdowi, aby podnieść rentowność swych akcji i korzystnie je sprzedać. Ale rzeczywistość na polach bitew była inna — niestety, to armia francuska zdążała do klęski.

Złe wiadomości szybko się rozchodzą — nie dało się długo utrzymać w tajemnicy prawdy o bitwach granicznych. Wiadomości o klęskach na polu walki koło Froeschwiller i Forbach wywołały piorunujące wrażenie wśród paryżan. Na 9 sierpnia 1870 roku zostały zwołane izby ustawodawcze. Po burzliwej dyskusji parlament odwołał gabinet Emila Olliviera. Cesarzowa-regentka Eugenia musiała utworzyć nowy gabinet. Prezydentem Rady Ministrów został Karol Wilhelm Montau- ban hrabia de Palikao (1796-1878), dotychczasowy minister wojny. Służył on w wojsku francuskim 58 lat — najpierw jako oficer w Algierze, w 1851 roku mianowany generałem brygady, w 1855 roku — generałem dywizji. W 1860 roku na czele wojsk ekspedycyjnych w Chinach zdobył forty Takou, zwyciężył koło Palikao wojska chińskie dowodzone przez generała Sanho Lin Sina, zburzył Pałac Letni i wkroczył do

Pekinu, za co otrzymał tytuł hrabiego Palikao. W sumie odbył on 28 kampanii i uważany był za doświadczonego żołnierza.

9 sierpnia 1870 roku poddała się twierdza La Petitte Pierre, leżąca 50 km na południowy zachód od Worth, której broniło 64 żołnierzy z sierżantem na czele. Ale poddanie nastąpiło po 13-godzinnym bombardowaniu przez artylerię V Korpusu Piechoty, która wysłała na twierdzę 1300 pocisków, przez co ta została niemal w całości zburzona.

W dzień potem poddała się twierdza Lichtenberg, leżąca 30 km na północny wschód od Petitte Pierre, którą także zajął V Korpus Piechoty.

12 sierpnia cesarz Napoleon III uznał, że francuskie siły zbrojne uczestniczące w wojnie powinny zostać zreor­ganizowane i w tej sytuacji podjął decyzję o podziale swych wojsk na Armię Renu i Armię „Wschód”.

Dowódcą Armii Renu został marszałek Achilles Bazaine, a szefem jej sztabu — gen. dyw. Hugo Jarras. W skład armii weszły: Korpus Gwardii, dowodzony przez gen. dyw. Denisa Sotera Bourbakiego (dwie dywizje piechoty gwardii, dowódcy: gen. dyw. Edward Deligny, gen. dyw. Józef Piccard; dywizja kawalerii gwardii, dowódca gen. dyw. Mikołaj Desvaux); II Korpus Piechoty, dowodzony przez gen. dyw. Karola Frossarda (trzy dywizje piechoty, dowód­cy: gen. dyw. Karol Verge, gen. dyw. Henryk Bataille, gen. dyw. Sylwester Merle de Labrugiere de Laveaucoupet; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Klaudiusz Marmier);III Korpus Piechoty, dowodzony przez gen. dyw. Teodora Decaena (cztery dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Jan Baptysta Montaudon, gen. dyw. Armand de Castagny, gen. dyw. Jan Ludwik Metman, gen. dyw. Józef de Brauer; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Karol de Clerem- bault); IV Korpus Piechoty, dowodzony przez gen. dyw. Ludwika de Ladmirault’a (trzy dywizje piechoty, dowódcy:

gen. dyw. Ernest Courtot de Cissey, gen. dyw. Franciszek Grenier, gen. dyw. Karol Latrille hr. Lorencez; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Fryderyk Legrand do 16 sierpnia); VI Korpus Piechoty, dowodzony przez marszałka Franciszka Certain de Canroberta (cztery dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Benigne Tixier, gen. dyw. Jeremi Bisson, gen. dyw. Wiktor La Front de Villiers, gen. dyw. Marian Le Vassor Sorval; dwie dywizje kawalerii, dowódcy: gen. dyw. Juliusz de Salignac-Fenelon i gen. dyw. Fran­ciszek du Barail od 18 sierpnia). Armia Renu miała też rezerwowe dwie dywizje kawalerii z dowódcami: gen. dyw. Franciszkiem du Barail’em (do 18 sierpnia) i gen. dyw. Henrykiem de Fortonem.

Natomiast dowódcą Armii „Wschód” został mianowany marszałek Patryk Mac Mahoń, a szefem jej sztabu — gen. dyw. Juliusz Faure. Skład armii był następujący: I Korpus Piechoty, dowodzony przez gen. dyw. Augusta Ducrota (cztery dywizje piechoty, dowódcy pierwszych dwóch dywizji pełniący obowiązki: gen. bryg. Karol Wolff, gen. bryg. Ludwik Pelletier de Montmarie, dowódcy dwóch następnych dywizji: gen. dyw. Edmund L’Heriller i gen. dyw. Hipolit de Lartigue; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Ksawery Duchesme); V Korpus Piechoty, dowódca gen. dyw. Karol de Failly (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Franciszek Goze, gen. dyw. Ludwik de L’Abaddie d’Aydrein, gen. dyw. Jan Guyot de Lespart; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Henryk Brahaut); VII Korpus Piechoty, dowódca gen. dyw. Feliks Douay (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Gustaw Conseil Dumesnil, gen. dyw. Ernest Liebert, gen. dyw. Karol Dumont; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Alfred Ameil); XII Korpus Piechoty, dowódca gen. dyw. Ludwik Trochu, a od 16 sierpnia gen. dyw. Bartłomiej Lebrun (trzy dywizje piecho­ty, w tym jedna marynarzy, dowódcy: gen. dyw. Juliusz Grandchamp, gen. dyw. Karol Lacretelle, gen. dyw. Eliasz

de Vassoigne; dwie dywizje kawalerii, dowódcy: gen. dyw. Walenty Lichtlin i gen. dyw. Juliusz de Salignac-Fenelon). Armia miała dwie rezerwowe dywizje kawalerii, których dowódcami byli gen. dyw. Jan Margueritte i gen dyw. Karol Bonnemains4.

Prócz tego w Paryżu stacjonowały: XIII Korpus Piechoty, dowodzony przez gen. dyw. Józefa Vinoy (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Antoni d’Exea, gen. dyw. Ludwik de Maudhuy, gen. dyw. Jerzy Blanchard); XIV Kor­pus Piechoty, dowodzony przez gen. dyw. Piotra Renault (1. i 2. Dywizje Piechoty, dowódcy nieznani, 3. Dywizja Piechoty, dowódca gen. dyw. Ernest de Maussion); XV Kor­pus Piechoty pod dowództwem gen. dyw. Baltazara de Bonnet Maurelhan de Polhes (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Karol Martin des Pallieries, gen. dyw. Emil Martineau des Chesnez, gen. dyw. Ludwik Peitaivin od 16 listopada; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Jan Reyneau). Parlament powołał też do istnienia Garde Nationale Sédentaire, czyli Gwardię Narodową Terytorialną, a w trzy dni potem, na mocy ustaw z 1852 i 1868 roku — także Garde Nationale Mobilise. Były to formacje posiłkowe, z wymienioną w nazwie ruchliwością nie mające wiele wspólnego. Miały za zadanie obronę fortec i brzegów morskich. Służba w nich trwała pięć lat, a rekrutowano do niej mężczyzn w wieku do 35 lat — drogą losowania.

* * *

Tymczasem marszałek Achilles Bazaine, odchodząc ze swymi korpusami sprzed Spicheren, trzymał wojsko skoncentrowane na prawym brzegu Mozeli i nie zniszczył mostów w górnym jej biegu, czym mógł opóźnić pochód nieprzyjaciela. Jego armia maszerowała w kierunku Metzu.

4 web.genealogie.free.fr(France), s. 14-18.

Generał Moltke, zorientowawszy się w sytuacji, rozkazał2. Armii maszerować na Pont-a-Mousson, aby odciąć Francuzom drogę na Verdun; natomiast 1. Armia miała zaatakować nieprzyjaciela od zachodu. Z kolei 3. Armia maszerowała sprzed Nancy ku rzece Mamie.

2. Armia bez przeszkód pokonała Mozelę w okolicy Pont-a-Mousson i Noveant. Na jej wzmocnienie doszły II i VI Korpusy Piechoty. Stamtąd maszerowała na Mars-le- Tour. Tymczasem generał von der Goltz, dowodzący 26. Brygadą 13. Dywizji Piechoty VII Korpusu 1. Armii, ujrzawszy cofające się w kierunku twierdzy Metz wojska francuskie (zostało im do twierdzy około 10 km), uderzył na II Korpus, znajdujący się na południe od Bomy. Wtedy marszałek Achilles Bazaine posłał do boju siedem dywizji. Dowództwo pruskie miało tam tylko cztery dywizje (VII Korpus Piechoty i dywizja piechoty z II Korpusu). Dlatego gen. Helmuth von Moltke wysłał na ratunek VII Korpusowi IX Korpus z 2. Armii i nowo przybyły na front I Korpus Piechoty, dowodzony przez gen. por. Edwina Manteuffela.

Bitwa rozpoczęła się 14 sierpnia w okolicach Mey, 8 km na północny wschód od Metzu, skąd zaatakowała wspo­mniana już 26. Brygada Piechoty VII Korpusu, dowodzona przez gen. mjr. Goltza, która nacierała na Colombey. Z kolei w Bomy, 1,5 km na zachód od Colombey, znajdował się III Korpus francuski, dowodzony przez gen. dyw., Klaudiusza Decaena (1811-1870). Natomiast pięć kilometrów na północny wschód od Colombey miał swe pozycje IV Korpus Piechoty pod dowództwem gen. dyw. Ludwika de Ladmiraulta. To on właśnie zadał dotkliwe ciosy I i VII Korpusom. Jednakże po odparciu ataku pmskiego marszałek Achilles Bazaine zdecydował się na odwrót; w ten sposób utracił możność zwycięstwa.

Bitwę obserwował przedstawiciel paryskiego czasopisma „Galuios”, który zanotował:

„Zaczynam pisać korespondencję niniejszą na miejscu, gdzie się wczoraj przerażająco krwawa toczyła bitwa. Od dwóch dni rozmaite wypadki pozwalały wnosić, że się armia nieprzyjacielska pomiędzy Metz a Boualay znajduje. Oddział 2. pułku strzelców, który się do Courcelles nad rzeką Nied [niedaleko Colombey] posuwał, spotkał ułanów i dał do nich ognia, ale ponieważ ukazały się ogromne masy kawalerii i piechoty pruskiej, musiał się cofnąć, wspierany przez szwadron dragonów. Nieprzyjaciel nie niepokoił naszych w czasie odwrotu. Tego samego dnia w Peltre starła się piechota francuska z ułanami pruskimi. Po południu doniesiono, że ułani pruscy pokazali się w Comy i Noveant [na południe od Metzu] i że nasze forpoczty miały utarczkę w okolicach Colombey. W Metz krążyła pogłoska, że następca tronu pruskiego po dokonaniu półobrotu na swym lewym skrzydle dotnie [sic!] aż pod mury Metz. Mieliśmy sto tysięcy ludzi pełnych zapału, pragnących powetować klęski i opartych o mury naszej silnej twierdzy. Była to pozycja rozsądnie obmyślana przez generałów francuskich. Co za szaleństwo owładnęło umys­łami Prusaków, zwykle tak uwiadomionych o ruchach i siłach armii francuskiej, a nadto posiadających sztukę manewrowania w tak wysokim stopniu? Ranny oficer pruski, wzięty do niewoli, rozwiązał zagadkę. Nieprzyjaciel sądził, że cała nasza armia pobiegła bronić drogi do Paryża wiodącej i żeśmy zostawili pod murami Paryża mały korpus armii dla niepokojenia Prusaków w zwycięskim pochodzie. To mniemanie tak dalece zakorzeniło się w umysłach Prusaków, do czego dało powód cofanie się armii francuskiej, że chcieli otoczyć ten mały korpusik i zgnieść go przeważającą swą siłą. Od rana armia pruska wymieniała strzały z naszymi forpocztami, chcąc ich ze wszystkich stanowisk wyprzeć i z łatwością tyły mniema­nemu małemu korpusowi zająć. Nakazano naszej armii cofnąć się, aby Prusaków trzymać dłużej w błędzie i zmusić

ich do zbliżenia się ku nam, co się powiodło. Po południuo godzinie czwartej, w chwili gdy 41. pułk liniowy stojący najbliżej wojsk pruskich zaczął się cofać, Prusacy wyszli z lasu, leżącego między Colombey a Bomy, i zaczęli strzelać kartaczami do naszych żołnierzy. Pułk 41. rozsypał się w tyralierę i był wspierany przez 15. batalion strzelcówi dwa pułki liniowe. Dzielny pułkownik Foumier został zabity, pozostawiając po sobie powszechny żal w szeregach armii francuskiej. Wkrótce przybyły kartaczownice i baterie artylerii, które zajęły pozycje. Spostrzeżono wtedy, że Prusacy na próżno usiłują sformować się w czworoboki. Ludzie niewidzialną ręką ściskani, jak dojrzałe kłosy spadali na ziemię. To, co pozostało, musiało cofnąć się na taką odległość, żeby ich nie dosięgły kule francuskie. Jednakże Prusacy odparci przez dywizję, dowodzoną przez generała Armanda de Castagny’ego, pobici przez Colombeya i Noisse- ville’a, usiłowali zająć tył naszemu skrzydłu w Servigny les Barbes i przez most Saint Julien przejść przez rzekę Mozelę. Generał Ludwik de Ladmirault udał, że się cofa. Ale potem prędko zajął wzgórza panujące nad tym parowem i począł do Prusaków strzelać kartaczami. Tutaj Prusacy zostali w pień wycięci. Właścicielka gruntu, uciekając ze swego mieszkania przez ogród, musiała przechodzić przez stosy trupów. Wkrótce nieprzyjaciel ze wszystkich punktów się cofnął, zapalając dwie wioski. Nieprzyjaciel atakował Mercy-les- Haut i Mercy-les-Metz, ale i tutaj został odparty, a nasze działa z szańca Queulen zmusiły do milczenia baterie Prusaków. Prusacy zajmowali linię na dwie mile długą.O w pół do dziewiątej cofnęli się, zostawiając pole swymi trupami zasłane. Zapadająca noc przeszkodziła zgnieceniu armii nieprzyjacielskiej. Gdy potem oglądałem pole bitwy, widziałem martwych rodaków z karabinami w rękach w różnych pozycjach i z wyzwaniem na twarzach”5.

5 Wojna francusko-pruska, op.cit., s. 80-83.

W bitwie koło Colomtoey-Nouilles czy też Bomy Armia Renu straciła 3600 żołnierzy. Dowódca III Korpusu Pie­choty gen. dyw. Klaudiusz Teodor Decaen został ciężko ranny i zmarł 14 sierpnia w Metzu. Dowództwo pruskie odnotowało o wiele większe straty: miało pięć tysięcy zabitych i rannych. Na prośbę dowództwa niemieckiego nastąpiło 24-godzinne zawieszenie broni, rzekomo w celu zebrania zabitych z pola walki. W rzeczywistości armie pruskie wykorzystały to i przeszły wówczas bez przeszkód przez Mozelę.

15 sierpnia wojska obu wojujących stron posuwały się dalej na wschód. Rankiem 16 sierpnia znajdowały się na tej samej wysokości. Wtedy cesarz Napoleon III opuścił Armię Renu i udał się do Verdun. Miał szczęście, że udało mu się przejechać przez niemieckie pikiety, które bez­ustannie penetrowały teren. 16 sierpnia VI Korpus fran­cuski znajdował się na południe od drogi z Mars-le-Tour.II Korpus stał na północ od niej. Z kolei III Korpus, dowodzony od 15 sierpnia przez marszałka Edmunda Lebeoufa, stał na drodze z Etain; tam miał połączyć się z nim IV Korpus. Wejścia na wzgórza Gravelotte zajęły:3. Dywizja Piechoty III Korpusu, 3. Dywizja PiechotyIV Korpusu oraz dywizja kawalerii IV Korpusu.

Generał Helmuth Moltke sądził, że przed 2. Armią znajduje się jedynie awangarda i boczne oddziały francuskie, a reszta tej armii maszeruje już do Verdun. Wówczas polecił dowódcy 2. Armii, aby przyśpieszyła swój marsz. Główne jej siły znajdowały się między Frouard i Pont-a-Mousson. Do Metzu zbliżył się stanowiący skraj prawego skrzydła ugrupo­wania niemieckiego III Korpus Piechoty, który wcześniej przeszedł rzekę koło Noveant, na południe od Metzu, i zajął Górze. Jego dowódca, generał Alvensleben I, nie zdawał sobie jednak sprawy, że nie idzie za armią francuską, lecz ją wyprzedza. W tym czasie 2. Armia skierowała się na północny wschód ku Verdun. Tymczasem nagle na trasie jej

przemarszu pojawiła się kawaleria francuska, która została natychmiast ostrzelana przez pruskie działa, więc cofnęła się. I wtedy okazało się, że naprzeciw III Korpusu Piechoty2. Armii stoi II Korpus francuski.

Przez sześć godzin III Korpus Piechoty trzymał w szachu całą armię francuską koło Mars-le-Tour. W końcu pruskie5. i 6. Dywizje Kawalerii wsparły III Korpus Piechoty i rzuciły się na drogę do Mars-le-Tour. II Korpus francuski został zaatakowany przez III Korpus pruski i zepchnięty, utracił Vionville i Flavigny. Niestety, VI Korpus francuski stał w tym czasie bezczynnie, co wykorzystała pruska artyleria i zdziesiątkowała go.

Z kolei na równinie Rezonville doszło do krwawego starcia kawalerii obu stron. Dzięki temu artyleria pruska posunęła się naprzód. Jednak dowódca VI Korpusu mar­szałek Franciszek Canrobert wydał rozkaz swej artylerii, aby otworzyła zmasowany ogień. Artyleria francuska zaczęła bezlitośnie ostrzeliwać lewe skrzydło pruskie z dział i karabinów, wyrządzając znaczne szkody III Korpusowi pruskiemu. Wtedy generał Albert von Bredow desperacką szarżą pięciu szwadronów 7. pułku kirasjerów i 15. pułku ułanów z 12. Brygady Kawalerii na artylerię VI Korpusu francuskiego powstrzymał natarcie nieprzyjaciela i dzięki temu uchronił III Korpus od zagłady. Natomiast generał Albert von Bredow zginął w walce6.

W końcu pruski X Korpus, część VIII Korpusu i IX Korpus wsparły III Korpus i odrzuciły nieprzyjaciela, zdobywając siedem dział i biorąc do niewoli dwustu żołnierzy francuskich.

GRAVELOTTE

Nie był to jednak koniec zmagań obu armii wokół Metzu. Gdy Armia Renu cofała się na zachód, 1. i 2. Armie niemieckie dalej postępowały za nią, aż dopadły ją między Gravelotte i Sant Privat-la-Montagne.

Gravelotte leży 10 km na zachód od Metzu, obok płaskowyżu pociętego głębokimi wąwozami i wyżłobionego strumieniami, płynącymi z północy na południe do Mozeli. Jeden z wąwozów był silną pozycją obronną, wzmocnioną wałami, barykadami i strzelnicami. Tu można było przyjąć nieprzyjaciela, aby strzaskał sobie o nie głowę, i odrzucić go, jak to zgrabnie ujął Fryderyk Engels — potężnym retour offensive, czyli przeciwuderzeniem1.

Natomiast Saint-Privat-le-Montagne znajduje się także10 kilometrów od Metzu, tyle że na północny zachód od twierdzy, przy obecnej autostradzie A 4 (l’Autoroute de 1’Est), wiodącej do Paryża.

16 sierpnia marszałek Achilles Bazaine wysłał do Paryża depeszę następującej treści:

„Dziś rano książę Fryderyk Karol napadł na lewe skrzydło. Dywizja kawalerii generała Fortosa i II Korpus

1 Fryderyk Engels, Noty o wojnie, s. 73.

Piechoty generała Frossarda zajęły dobre stanowiska. Wojska koło Rezonville powoli wchodziły na pole bitwy. Wieczorem ukazał się nowy korpus piechoty nieprzy­jaciela, który chciał okrążyć nasze prawe skrzydło. Utrzy­maliśmy nasze stanowiska i zadaliśmy straty. Nasze straty też są znaczne. O godzinie 20.00 nieprzyjaciel odparty na całej linii”2.

Niewątpliwie marszałek Bazaine pośpieszył się ze swą depeszą — bitwa dopiero się zaczynała. Mogła być zwycięska dla Francuzów, a nawet, być może, zaważyć na losach całej kampanii. Niestety, tak się nie stało. Jak do tego doszło?

Ugrupowanie francuskie wyglądało następująco: na pół­nocy VI Korpus Piechoty obsadził pozycje przed Roncourt, wyniosłości Saint Privat-la-Montagne i Sainte Marie-aux- Chenes na drodze do Briey. Niżej IV Korpus Piechoty stacjonował na wschód od Amanvillers (5 km na południe od Saint Privat). III Korpus Piechoty zajmował pozycję centralną przed Dlappeville, 6 km na zachód od twierdzy Metz. Z kolei II Korpus Piechoty stacjonował w rejonie Moulins, Chuxelles i Saint Quentin (miejscowości przed Longeville na południowy zachód od Metzu, tuż obok murów cytadeli). W odwodzie centrum zajął stanowiska Korpus Gwardii. Północ pozycji francuskich ubezpieczała 1. Dywizja Kawalerii, a południe — 3. Dywizja Kawalerii.

Całością działań wojennych miał dowodzić marszałek Achilles Bazaine, który ulokował swoje stanowisko do­wodzenia trzy kilometry za pozycjami III Korpusu w Plap- peville.

Siły francuskie wynosiły 112 tysięcy żołnierzy i 520 dział.Natomiast ugrupowanie niemieckie wyglądało następująco:

Naprzeciw VI Korpusu miały nacierać: Korpus Gwardii (1. i 2. Dywizje Piechoty Gwardii) oraz XII Korpus Piechoty

2 „Gazeta Warszawska” nr 173, 31 sierpnia 1870.

(23. i 24. Dywizje Piechoty), a na IV Korpus Piechoty — HI Korpus Piechoty (5. i 6. Dywizje Piechoty).

Między Korpusami XI i III, w połowie drogi między Mars-le-Tour i Vionville, szykował się do natarcia X Korpus Piechoty (19. i 20. Dywizje Piechoty). Miał on uderzać przez Doncourt i St. Ail na St. Privat.

Na styku IV i HI Korpusów francuskich miał nacierać pruski IX Korpus Piechoty (18. i 25. Dywizje Piechoty).

Z kolei na południu, przed Gravelotte, na styk francus­kich II i III Korpusów Piechoty miał nacierać VIII Korpus 1. Armii (15. i 16. Dywizje Piechoty). W drugim rzucie na północ od Gravelotte stanęła 1. Dywizja Kawalerii z 1. Armii.

Na skrzydle II Korpusu francuskiego w kierunku na Vaux miał nacierać VII Korpus 1. Armii (13. i 14. Dywizje Piechoty). Odwód Naczelnego Wodza stanowiły cztery dywizje kawalerii (3., 6. i 12. Dywizje saskie i dywizja kawalerii gwardii). Obie armie niemieckie liczyły 188 tysięcy żołnierzy i 732 działa.

Generał Helmuth Moltke rozkazał uderzyć o godzinie8.00, ale okazało się, że nie wszystkie dywizje piechoty dotarły na pole bitwy. Eszelony utknęły na błotnistych drogach. Mimo to, zgodnie z rozkazem, pruski Korpus Gwardii zaatakował w rejonie Amanvillers posterunki VI Korpusu francuskiego, biorąc je za tylną straż wycofującej się Armii Renu. Zaskoczenie Prusaków było zupełne, bowiem wojska francuskie przywitały nacierających gwar­dzistów gęstym i celnym ogniem.

O godzinie 10.30 na polu walki zjawił się generał Helmuth Moltke. Natychmiast zorientował się w sytuacji i nakazał wstrzymać czołowe uderzenie, a XII Korpusowi polecił szerokim łukiem obejść Saint Privat i prawą flankęVI Korpusu francuskiego. O godzinie 12.00 na pole walki wkroczył spóźniony IX Korpus Piechoty. Jego artyleria otworzyła ogień na Amanvillers. 18. Dywizja Piechoty IX

Korpusu ruszyła do natarcia na La Falie, gdzie pozycje francuskich Korpusów III i IV stykały się ze sobą, ale i tu została powitana morderczym ogniem. Nie pomogły nawet 54 działa IX Korpusu, które zaczęły toczyć pojedynek artyleryjski z działami 2. Dywizji Piechoty IV Korpusu. Pojedynek ten pruscy kanonierzy przegrali.

Około godziny 14.30 generał Karol Steinmetz rozkazałVII i VIII Korpusom, aby dołączyły do zdziesiątkowanego IX Korpusu i wsparły go. 150 dział obu korpusów rozpo­częło ostrzeliwanie pozycji II Korpusu; mimo to natarcie utknęło. Wtedy generał Karol Steinmetz rzucił do boju 1. Dywizję Kawalerii z kirasjerami na czele, ale też bez skutku. 140 francuskich dział, wspartych morderczym ogniem karabinów Chassepot, spowodowało istną rzeź i odwrót pruski w nieładzie. O godzinie 15.30 cztery niemieckie korpusy piechoty zwróciły się na drogę do Briey (obecna N 43 prostopadła do A 4) między Longeville i Saint Privat i wypadły na pozycje francuskie od strony Metzu. I oto nagle IV Korpus francuski, mając 18 tysięcy żołnierzy i 66 dział, musiał walczyć przeciw 80 tysiącom Prusaków i 180 działom, które systematycznie demolowały stanowiska zarówno jego, jak i VI Korpusu.

Artyleria niemiecka wypędziła 3. Dywizję Piechoty VI Korpusu z Sante-Marie-aux-Cheney, leżącego przy obecnej szosie A 4 blisko Saint Privat. 1. Dywizja PiechotyVI Korpusu opuściła także Roncourt i zajęła wzgórza koło Saint Privat. Korpusowi zaczęło brakować amunicji, a mar­szałek Bazaine ignorował prośby dowódcy o przysłanie zapasowej. W tym czasie XII Korpus maszerował wytrwale z rejonu Mars-le-Tour na północ przez Jarny na Sant Marie i stamtąd na Saint Privat. Wtem o godzinie 16.50, nie czekając na Korpus Saski, na rozkaz dowódcy Korpusu Gwardii gen. por. Augusta von Wirtemberg uderzyła z rejonu Amanvillers 3. Brygada Piechoty Gwardii z 2. Dy­wizji; o godzinie 17.45 dołączyła do niej 1. Brygada

1. Dywizji. Przy zapadającym zmroku Korpus Gwardii uderzył wprost na szańce Saint Privat, ponosząc ogromne straty, które wyniosły osiem tysięcy żołnierzy. O godzinie 18.15 do bitwy wszedł ostatni odwód: 2. Brygada 1. Dywizji Gwardii, ale nie wytrzymała ona ostrzału francuskiego i po 15 minutach też wycofała się na pozycje koło Rezonville.

Niestety, VI Korpus francuski ciągle nie otrzymywał posiłków, a zwłaszcza amunicji; jedynie generał Ludwik de Ladmirault, dowódca IV Korpusu, dwukrotnie wsparł amunicją żołnierzy VI Korpusu. On z kolei „podejmował” nacierającą na jego pozycje 25. Dywizję Heską IX Korpusu, którą także dziesiątkowali jego strzelcy. O godzinie 19.00 do natarcia ruszyła 3. Dywizja II Korpusu pruskiego, która wtargnęła do ruin Saint Privat i Roncourt, zajęła je, ale musiała się wycofać. O godzinie 19.00 XII Korpus dotarł do Roncourt, skąd jego 84 działa zaczęły ostrzeliwać VI Korpus francuski. Ostrzał ten spowodował panikę wśród żołnierzy francuskich, którzy cofali się w nieładzie, od­słaniając pozycje IV Korpusu.

O godzinie 19.00 król pruski zaczął namawiać generała Karola Steinmetza, aby ten zaatakował pozycje II i III Korpusów francuskich. Generał Helmuth von Moltke spog­lądał na obu z dezaprobatą, ale nie odzywał się; w końcu to król był wodzem naczelnym! Generał Steinmetz zebrał resztki VIII Korpusu i dołączył II Korpus 2. Armii, stojący w rezerwie przed lasami Ognon, blisko Rezonville. Oba korpusy ruszyły do natarcia, ale dostały się pod celny ogień francuski. W tej sytuacji wycofały się, wzajemnie strzelając do siebie w ciemnościach, zaś artyleria pruskiego Korpusu Gwardii strzelała na oślep z Saint Privat, który opanowały jego także mocno przetrzebione oddziały, sądząc, że zdobywają pozycje VI Korpusu. Ale wojska francuskie już opuściły Saint Privat; pozostawał nietknięty francuski Korpus Gwardii. Mógł on uderzyć i nawet maszerował już w kierunku pozycji IV i VI Korpusów, ale marszałek

Achilles Bazaine wydał rozkaz wycofania się do Metzu. W tej sytuacji wojska francuskie w nieładzie wróciły do twierdzy. Tak oto skończyła się bitwa. Król pruski uznał, że ją wygrał, choć stracił 20 tysięcy żołnierzy, a Francuzi tylko 7800. Już po bitwie przez przypadek Prusacy wzięli do niewoli 4400 jeńców3.

19 sierpnia król Wilhelm I napisał list do królowej:„Wczoraj był nowy dzień zwycięstwa, którego następstw

jeszcze zmierzyć nie można. Wczoraj rano XII, IX Korpusy i Korpus Gwardii posunęły się ku północnej drodze z Metz-Verdun aż do Saint Marcel i Doncourt. Za nimi zdążały III i X Korpusy, a VII, VIII i II Korpusy stały przed Rezonville, zwracając się ku Metzowi. Skoro owe pierwsze korpusy zaszły na prawo w bardzo lesistej okolicy naprzeciw Vemeville i Saint Privat, VII, VIII i II Korpusy rozpoczęły atak na Gravelotte, ale nie bardzo silny, ażeby obejść silne pozycje nieprzyjacielskie od Amanvillers- Chatal, aż do szosy żwirowej prowadzącej do Metzu. Przy tak dalekim obchodzeniu pozycji dopiero o godzinie 4.00 Korpus Gwardii rozpoczął bój, a IX Korpus — w pasie stanowiącym oś działań o godzinie 12.00. Nieprzyjaciel usadowiony w laskach stawił nam dzielny opór, tak dalece, że tylko powoli postępowaliśmy naprzód. Saint Privat został wzięty przez Korpus Gwardii, Vemonville przez IX Korpus. Wtedy dopiero XII Korpus i artyleria III Korpusu wstąpiły do walki. Gravelotte przez wojska VII i VIII Korpusów, a lasy po obu stronach zostały wzięte i utrzy­mane z wielkimi stratami. Ażeby jeszcze raz zetrzeć się z nieprzyjacielem, który cofnął się nieco, gdy jego pozycje obchodziliśmy, przedsięwzięliśmy o świcie atak koło Gravelotte. Zmienił on się wkrótce w straszliwy ogień z ręcznej broni i dział spoza nasypów jeden na drugim na pochyłości urządzonych, że właśnie nadeszły II Korpus

3 Ilustrierte des Krieges vom Jahre 1870-71, Stuttgart 1871, s. 120-135.

musiał uderzyć na bagnety na nieprzyjaciela i w końcu zdobył tę silną pozycję. O godzinie 20.30 strzały zaczęły słabnąć na całej linii bojowej. Przy owym ostatnim napadzie zaczepnym nie brakło słynnych granatów spod Königgratz, lecz minister Roon oddalił mnie z miejsca, dokąd dolatywały. Wojska, które spotykałem, witały mnie pełnym zapału: «hura!». Dokonywały one cudów walecz­ności przeciwko nieprzyjacielowi, niemniej dzielnemu, który dzielnie bronił się w każdym miejscu i często nawet występował zaczepnie, lecz za każdym razem zostawał odparty. Trudno przewidzieć, co zajdzie wobec nieprzyja­ciela, skupionego w oszańcowanych i bardzo mocnych stanowiskach w twierdzy Metz. Tego jeszcze przewidzieć nie można. Wzdragam się zapytać o straty i zażądać wymienienia nazwisk, ponieważ zbyt wiele osobistości przyszłoby wyliczyć. Twój pułk miał bić się dzielnie. Waldersee jest ciężko raniony, ale nie śmiertelnie, jak zrazu mi mówiono. Chciałem tu biwakować, lecz po kilku godzinach znalazłem jakąś stancyjkę, do której odjecha­łem na wozie ambulansowym. Od wyjścia z Pont-a- Mouson nie mam już ze sobą furgonów, które są ode mnieo 30 godzin drogi. Dziękuję Bogu, że mnie obdarował zwycięstwem”4.

Jedna z gazet niemieckich tak pisała o bitwie:„Słyszano z rana z francuskiego obozu odgłos odjeż­

dżających powózek. Było to dowodem, że Francuzi chcą cofnąć się na północ. Żeby temu przeszkodzić, armia generała Steinmetza uderzyła na pozycje francuskie. Wieś Gravelotte nie była obsadzona i pełno w niej było rannych z bitew poprzednich. Posuwanie się Niemców połączone było z ogromną stratą, a straty te do olbrzymich doszły rozmiarów, gdy wojska niemieckie wyszły z gruntu pagór­kowatego na równinę przy drodze bitej. Na pochyłości

4 „Gazeta Warszawska” nr 165, 24 sierpnia 1870.

doliny, w którą należało zejść, poległo mnóstwo Niemców. Kule z ręcznej broni i kartaczownic zasypywały ich, co przyczyniło się do tym bardziej spiesznego posuwania się naprzód. U stóp pozycji francuskich zaczęła się dopiero prawdziwa rzeź Niemców. Prawie nie strzelając, musieli oni zdobywać środek pozycji nieprzyjacielskiej, podczas gdy lewe jej skrzydło do lasu przytykające usiłowali zdobyć ogniem z ręcznej broni. Środek ów, tj. szosa przez stanowiska nieprzyjacielskie idąca, miała na wzgórzu dom z kamienia zbudowany ze strzelnicami. Drewniane budynki także przez Francuzów umocnione były. Pozycja była prawie nie do zdobycia. Długo toczyła się walka. Krew niemiecka płynęła strumieniami, gdy Francuzi ledwie mało znaczące ponieśli straty. Na koniec zdobyto pierwszy wieniec pozycji. Straszliwa walka rozpoczęła się o dom kamienny i tuż przy nim będące łomy kamienia, nad nim panujące. Aleśmy zdobyli to wszystko, choć z niezmierną stratą w ludziach. Tu na chwilę walka ustała. Trzeba było zdobywać nowe pozycje nieprzyjaciela. Wojsko było śmiertelnie zmordowane, a głów­ne siły księcia Fryderyka Karola nie przybywały. Położenie nasze było zagrożone i to bardzo. Czuliśmy, że będziemy pokonani. Niepodobieństwem było utrzymać zdobytą pozycję wobec silniejszego nieprzyjaciela. Niektóre nasze pułki prawie całkiem wyginęły w walce. Widziałem batalion, który liczył zaledwie 200 żołnierzy. Dowodzący nim kapitan, pomimo że był ranny, poprowadził ich znowu w ogień. Tyle bohaterstwa uczcił przejeżdżający generał zdjęciem kaszkieta. Na koniec przybyły w stanowczej chwili główne siły księcia Fryderyka Karola. Wyparto wówczas Francuzów ze wszyst­kich pozycji i zmuszono ich cofnąć się do Metz. O ile zwycięstwo było zupełne, o tyle krwawo opłacone. Całe bataliony powalone zostały i śmiało rzec można, że bitwa ta należy do najbardziej krwawych w wojnie 1870 roku. I poprzedni dzień drogo nas kosztował. Zwycięsko posuwają­ce się pułki kirasjerów i ułanów zniweczone zostały prawie

musiał uderzyć na bagnety na nieprzyjaciela i w końcu zdobył tę silną pozycję. O godzinie 20.30 strzały zaczęły słabnąć na całej linii bojowej. Przy owym ostatnim napadzie zaczepnym nie brakło słynnych granatów spod Königgratz, lecz minister Roon oddalił mnie z miejsca, dokąd dolatywały. Wojska, które spotykałem, witały mnie pełnym zapału: «hura!». Dokonywały one cudów walecz­ności przeciwko nieprzyjacielowi, niemniej dzielnemu, który dzielnie bronił się w każdym miejscu i często nawet występował zaczepnie, lecz za każdym razem zostawał odparty. Trudno przewidzieć, co zajdzie wobec nieprzyja­ciela, skupionego w oszańcowanych i bardzo mocnych stanowiskach w twierdzy Metz. Tego jeszcze przewidzieć nie można. Wzdragam się zapytać o straty i zażądać wymienienia nazwisk, ponieważ zbyt wiele osobistości przyszłoby wyliczyć. Twój pułk miał bić się dzielnie. Waldersee jest ciężko raniony, ale nie śmiertelnie, jak zrazu mi mówiono. Chciałem tu biwakować, lecz po kilku godzinach znalazłem jakąś stancyjkę, do której odjecha­łem na wozie ambulansowym. Od wyjścia z Pont-a- Mouson nie mam już ze sobą furgonów, które są ode mnieo 30 godzin drogi. Dziękuję Bogu, że mnie obdarował zwycięstwem”4.

Jedna z gazet niemieckich tak pisała o bitwie:„Słyszano z rana z francuskiego obozu odgłos odjeż­

dżających powózek. Było to dowodem, że Francuzi chcą cofnąć się na północ. Żeby temu przeszkodzić, armia generała Steinmetza uderzyła na pozycje francuskie. Wieś Gravelotte nie była obsadzona i pełno w niej było rannych z bitew poprzednich. Posuwanie się Niemców połączone było z ogromną stratą, a straty te do olbrzymich doszły rozmiarów, gdy wojska niemieckie wyszły z gruntu pagór­kowatego na równinę przy drodze bitej. Na pochyłości

4 „Gazeta Warszawska” nr 165, 24 sierpnia 1870.

doliny, w którą należało zejść, poległo mnóstwo Niemców. Kule z ręcznej broni i kartaczownic zasypywały ich, co przyczyniło się do tym bardziej śpiesznego posuwania się naprzód. U stóp pozycji francuskich zaczęła się dopiero prawdziwa rzeź Niemców. Prawie nie strzelając, musieli oni zdobywać środek pozycji nieprzyjacielskiej, podczas gdy lewe jej skrzydło do lasu przytykające usiłowali zdobyć ogniem z ręcznej broni. Środek ów, tj. szosa przez stanowiska nieprzyjacielskie idąca, miała na wzgórzu dom z kamienia zbudowany ze strzelnicami. Drewniane budynki także przez Francuzów umocnione były. Pozycja była prawie nie do zdobycia. Długo toczyła się walka. Krew niemiecka płynęła strumieniami, gdy Francuzi ledwie mało znaczące ponieśli straty. Na koniec zdobyto pierwszy wieniec pozycji. Straszliwa walka rozpoczęła się o dom kamienny i tuż przy nim będące łomy kamienia, nad nim panujące. Aleśmy zdobyli to wszystko, choć z niezmierną stratą w ludziach. Tu na chwilę walka ustała. Trzeba było zdobywać nowe pozycje nieprzyjaciela. Wojsko było śmiertelnie zmordowane, a głów­ne siły księcia Fryderyka Karola nie przybywały. Położenie nasze było zagrożone i to bardzo. Czuliśmy, że będziemy pokonani. Niepodobieństwem było utrzymać zdobytą pozycję wobec silniejszego nieprzyjaciela. Niektóre nasze pułki prawie całkiem wyginęły w walce. Widziałem batalion, który liczył zaledwie 200 żołnierzy. Dowodzący nim kapitan, pomimo że był ranny, poprowadził ich znowu w ogień. Tyle bohaterstwa uczcił przejeżdżający generał zdjęciem kaszkieta. Na koniec przybyły w stanowczej chwili główne siły księcia Fryderyka Karola. Wyparto wówczas Francuzów ze wszyst­kich pozycji i zmuszono ich cofnąć się do Metz. O ile zwycięstwo było zupełne, o tyle krwawo opłacone. Całe bataliony powalone zostały i śmiało rzec można, że bitwa ta należy do najbardziej krwawych w wojnie 1870 roku.I poprzedni dzień drogo nas kosztował. Zwycięsko posuwają­ce się pułki kirasjerów i ułanów zniweczone zostały prawie

zupełnie straszliwym ogniem kartaczownic francuskichi liczbą kawalerii nieprzyjacielskiej”5.

Tak pisał do gazety oficer pruski; niestety, nie wspomniał, że generał Karol Steinmetz, ujrzawszy w krytycznym momencie nacierających z ogromną brawurą żołnierzy- Polaków, pod wrażeniem tego wręcz szalonego natarcia rozkazał orkiestrze grać: Jeszcze Polska nie zginęła. Epizod ten, jak wiadomo, przedstawił potem Henryk Sienkiewicz w noweli Bartek zwycięzca:

„Ogarnia ich zapał, płomień bije im na twarze! Idą jak burza przez zwalone ciała ludzkie i końskie, przez złomy armatnie. Giną, ale idą z krzykiem i śpiewem”. A generał Steinmetz, który potem przypiął Bartkowi Żelazny Krzyż zdjęty z własnej piersi, spytał:

— Czy wiesz, dlaczego tak walczyłeś?— Bo to także Niemcy, tylko ścierwa gorsze! — odparł

Bartek. A generał tylko się zaśmiał.Nader plastycznie opis bitwy o Gravelotte przedstawił

w „Kreutzer Zeitung” pewien kapitan gwardii pruskiej, dowódca kompanii:

„Zacznijmy od 17 sierpnia. Leżeliśmy w dobrze pobu­dowanych szałasach z gałęzi, śpiąc słodko po męczącej robocie i marząc o rychłym wejściu do Paryża. Nagle, może była to godzina 3.00, słychać sygnał alarmowy. Zrywamy się. Gwiazdy jeszcze błyszczały na bezchmurnym niebie. Ognie obozowe na poszycie słomą, na której spałem, rzucają przykre światło. Przy tym świetle strzelcy zapinają tornistry i biorą broń. Major Rabeck mówi, że to fałszywy alarm i że trębacz zamiast pobudki na alarm zatrąbił. Myśleli bowiem, że Francuzi są już w Châlons. Tymczasem sygnał się powtarza, batalion rusza. Mówią, że Francuzi stoją koło Metzu, że poprzedniego dnia była bitwa, że gwardie mają być zebrane i że jutro znowu ma być bitwa.

5 Wojna francusko-pruska, op.cits. 94.

Szybki silny marsz w kierunku Metzu, a zatem wprost przeciwny naszego dawnego kierunku na prawo w tył. Przyszliśmy na pole bitwy wieczór, nic nie wiedząc, że bitwa toczyła się. Wtem spotyka nas ranny sierżant z 2. pułku dragonów gwardii, ale siedzi na koniu. Opowiada, że brygada dragonów gwardii poprzedniego dnia miała do czynienia ze strasznie przeważającą siłą nieprzyjaciela, że do dzielnych czynów dochodziło, ale strasznie ucierpieli, że brat Hindenburga zginął, że także z 1. pułku dragonów oficerów padło. Przechodziliśmy przez wioskę, gdzie właśnie chowano naszych oficerów. Hindenburg widział swego brata, którego szwadron bronił baterii przeciw szarży całego pułku strzelców. Przy pierwszym starciu został zastrzelony, ale szwadron odparł nieprzyjaciela. Ten zebrał się zaraz do drugiego ataku. Hrabia Fickelmont, dowódca pułku dragonów, staje na czele szwadronu Hindenburgai szarżuje po raz drugi. Pada ranny i zostaje zakłuty na ziemi. Szwadron dostaje się w ciężkie kleszcze wobec przemocy nieprzyjacielskiej, ale wyratował go 10. pułk huzarów, rozbiwszy nieprzyjaciela. Maszerujemy 6 mil do wioski Latour. Tam zebrał się Korpus Gwardii. Nasz batalion pozostał w wiosce. 18 sierpnia rano, godzina 4.00 wystąpiono, o godzinie 5.00 ruszono. Marsz na razie szedł powoli, dopóki wszystkie wojska nie były w ruchu. Godzina7.45 wielkie zebranie. Mówią, że nieprzyjaciel zajął stano­wiska 3/4 mili naprzód. Pułkownik Knappe ustawia szyk bojowy. W środku gwardia, na prawo IX Korpus, na lewoXII Korpus, za gwardią na prawo X Korpus, na lewo III Korpus. Generał Steinmetz ma utrzymać na lewym skrzydle VII, VIII, II Korpusy. Znowu rozchodzi się wieść, że nieprzyjaciel się cofnął. Staliśmy do godziny 12.30, po czym ruszyliśmy w kolumnach do ataku. Zaraz tam dostrzegliśmy odległy huk dział”.

Nasz pruski kapitan gwardii bardzo rwał się do walki; a więc wkrótce miał to, co chciał:

„Huk tam coraz bardziej się wzmaga, mieszając się ze zgrzytającym przenikającym się odgłosem kartaczownic. Teraz już słychać ogień karabinów na naszym prawym skrzydle. Cały koncert bojowy jest w komplecie. IX Korpus już się bije, gdy sami widzimy, a z nim Sasi. Nieprzyjaciel długo nie wytrzyma. Ale chłop strzela, a Pan Bóg kule nosi. Około godziny 13.00 widzimy całą bitwę przed sobą. Artyleria naszego korpusu już rozpoczęła bój, saska także. Nasi usiłują okrążyć lewe skrzydło nieprzyjaciela. 1. Dy­wizja na prawo od nas pierwsza była w ogniu, ale wzgórze zasłaniało nam ją. Widzieliśmy za to walczących Sasów. Nasza artyleria była świetna. Widzieliśmy jej granaty padające w kolumny nieprzyjaciela, a nawet w linie tyralierskie. Pułk Augusta został wysłany naprzód do wsparcia Sasów. Widzieliśmy jego tyraliery postępujące ciągle naprzód. Dalej przyszła kolej na bataliony pułku Aleksandra. Wszystko szło dobrze. Sasi coraz więcej zyskiwali gruntu. Już nam się sprzykrzyło patrzenie tylko. Nareszcie i nasza brygada wstępuje dla poparcia dywizji heskiej, która stoi na prawo. Znowu zatrzymujemy się na wzgórzu, gdzie zupełnie nic nie widać. Znów rozkaz: batalion strzelców gwardii naprzód! Ale tylko kilka kroków, po czym zatrzymujemy się za lasem. Na lewo stoi heska artyleria, która w części jest zluzowana przez naszą. Artyleria sprawia się sławnie. Zmusimy nieprzyjaciela do odstąpienia. Teraz pada przed nami kilka kul z karabinów Chassepot. Nareszcie o godzinie16.45 batalion otrzymuje rozkaz pójścia w ogień, aby wesprzeć strzelców heskich. Kompania 2. w prawo, Kompania 1. w lewo, za pierwszą linią”.

ZAŁOMY JAUMONT

Zapewne nasz kapitan nie spodziewał się tego, co miało go za chwilę spotkać:

„Na próżno my oficerowie oglądaliśmy się, skąd właśnie ten straszny ogień na nas spada. Nie widać ani jednego żołnierza. Ale jeszcze nie wszystkie kule donoszą. Nie­przyjaciel miał zajmować wielką spadzistą wyniosłość przed nami, a zatem mógł być oddalony o 1800 kroków. Więc to tam nasz cel. A zatem naprzód! Biegiem z liniami tyraliery, póki tchu starczy. Tchu już brakło. Stój! Nie­przyjaciel jest jeszcze o tysiąc kroków. Jeszcze kilkaset kroków do tego pola z kartoflami. Stój! Teraz po parę strzałów każdy, a potem znowu naprzód! Ale już wielu, bardzo wielu naszych padło, nim znowu mogliśmy strzelać. A tu jako cel służy nieprzyjaciel, któremu tylko głowy widać. Kapitan Arnim znalazł się 10 kroków ode mnie, gdy dostał postrzał w nogę. Pozostał, siedząc w linii tyralierów, dopóki druga kula nie przeszyła mu piersi. Naprzód! Naprzód! Odległość jest za wielka na nasze karabiny”.

Biedny kapitan pruski! Dopiero walcząc koło Gravelotte, zdał sobie sprawę z przewagi karabinów Chassepot.

„Bliżej, aż na 500 kroków. Tutaj spotkałem się z Hage- nem, który prowadził dwa ostatnie plutony kompanii. Ten

cel był lepszy. Nagle przypada adiutant Wiissow, pod którym konia ubito, z garstką ludzi. Dowódca pułku już był zabity. Tu padł Hagen, rażony kulą w głowę. Padło też czterech żołnierzy koło mnie. Massow i ja naradzamy się, co robić. 3. i 4. kompanie stoją w linii tyralierów obok nas, również i 1. kompania straszliwie zdziesiątkowana. Za nami na jakie 700 do 800 kroków trupy i ranni. Dalsze posuwanie się naprzód było bardzo niebezpieczne, bo gdyby Francuzi wypadli z bagnetami, to mogliby nas wziąć do niewoli. W linii strzelców szemrzą i gdyby te łajdaki chciały atakować, to by się im przynajmniej zęby wytarło. Przyskakuje konno adiutant brygady i woła: tylko nie dalej, czekać jeszcze, inaczej was wezmą. Na koniec posyłają pułki na pomoc. Zbliżają sie szybko. Tu Massow dostaje postrzał w rękę, a linia tyraliery coraz bardziej rzednieje. Trudno już wytrzymać. Naprawdę więc bliżej do nich. Teraz stoimy o 300 kroków od czerwonych czapek, ale tu już ledwo 30-40 ludzi miałem koło siebie. Reszta była albo zabita, albo ranna, albo nie mogłem jej ściągnąć, jak to może się zdarzyć w podobnych bitwach z powodu wielkiej rozciągłości linii tyraliery. Żołnierze byli dzielni, spokojni, na śmierć gotowi. Teraz przynajmniej moglibyśmy celować i mieliśmy strzał pewny. Ja sam strzeliłem z tyra­lierami. Francuzi luzowali swych tyralierów cztery razyi mogli to robić, bo stali za górą i na wzgórzu albo leżeli w rowach, których sobie cztery rzędy jeden za drugim wykopali. Ogień był kolosalny. Sadowa, błazeństwo w po­równaniu. Nagle po linii strzelców słychać głos: ładunków brak. Przerażające uczucie. W tej chwili dostałem strzał w lewe ramię. Zbieramy ładunki od zabitych i rannych. Rozkazałem, aby każdy strzelec zachował chociaż dwa ładunki na przypadek, gdyby Francuzi atakowali. Wkrótce nasz ogień ustał całkiem. Wtedy przybyli tyralierzy pułku Elżbiety i przeszli za naszą linię. Obawa dostania się do niewoli znikła, człowiek odzyskał swobodę. Wtem

słychać komendę: baczność! Do ataku! Biegniemy. I my musimy także mieć udział. Ale na moje zawołanie odpowiadają trzy głosy. Wszystko leży trupem albo jest ranne. Tak mi się wtenczas zrobiło na sercu, że zapom­niałem o ataku i pozostałem na miejscu. Gdy Elżbietań- czycy krzyknęli: hurra!, Francuzi zaprzestali ognia. Wi­działem, jak nasi weszli na górę i rozpoczęli kolosalny, szybki ogień. Ach! Gdybym tylko miał ludzi! Francuzi zostali wyparci ze wszystkich swych pozycji. My mieliśmy przeciwko sobie gwardię. Ta trzymała się najdłużej. Wokół paliły się wioski. Strzelanie nie ustawało. Wynalazłem sobie miejsce opatrunku i przeszedłem przez całe pole zasiane naszymi zabitymi i rannymi. Straszny widok! Co krok o ratunek błagali ci sami ludzie, którzy dopóki mogli, wytrwali przy dowódcy, a teraz nie można im było pomóc. Dość o tym. Wkrótce dowiedziałem się, że wszyscy moi koledzy albo zabici, albo ranni. Batalion miał 600 zabitychi rannych”1.

A niemiecki lekarz wojskowy napisał:„Opatrywanie rannych pokazuje niezmiernie morderczy

skutek francuskich strzałów. Zgodne świadectwa zaręczają, że Francuzi pod Metz, tak samo jak pod Spichem, stali w rowach osłaniających ich aż po głowę, blisko wałów usypanych na podnoszącym się gruncie, na których stała ziejąca śmierć artyleria. Wojska niemieckie, dopiero z bliska podszedłszy, zaczęły strzelać na niedaleką odległość. Wtedy dopiero Francuzi opuszczali swe stanowiska, gdy artyleria niemiecka z boku ich razić zaczęła. Wówczas rowy zdawały się żywe. Francuzi wyskakiwali z nich i biegli ku wałom, a my za nimi. I wtedy nawet artyleria francuska niezmiernie naszych raziła. Od strony, gdzie walczyła armia Fryderyka Karola, to samo się działo. Ale z doniesień tymczasowych okazuje się, że liczba rannych jest niezmierna. W samej

1 „Dziennik Poznański” nr 206, 4 września 1870.

Moguncji oczekuje ich 20 000. Gwardia pruska ucierpiała nad wyraz. W strzeleckim batalionie zostało tylko dwóch oficerów zdolnych do służby, a drugi pułk gwardii stracił34 oficerów. Francuzi dzielnie walczyli, a ich kartaczownice wielkie nam sprawiły straty”2.

Sięgnijmy jeszcze do opisu bitwy przedstawionego przez oficera francuskiego:

„Słyszeliście pewnie o bitwie dnia 18. Straszna rzeź, trwająca od godziny 10 rano do samej nocy. Prusacy zajmowali las od wzgórz panujących nad Briey do drogi żelaznej, biegnącej wzdłuż Mozeli. Marszałek w wielkim pędzie przypadł drogą Woippy. Mówiono, że będziemy mieli do czynienia z nową armią, świeżo przybyłą z Tre- wiru, która chciała nas odeprzeć na armię Fryderyka Karola. Doprawdy! Gdybyśmy byli takimi najemnikami, jakich utrzymywano za dawnych czasów, znudzilibyśmy się już tym samym zabijaniem. Nieprzyjaciel w gorszym położeniu niż my, darmo wkłada ciężary na mieszkańców. Nie ma już chleba ani wina, ani żadnej pomocy dla rannych i chorych, mnożących się codziennie. Nie mają też namiotów, a ci biedacy landwerzyści cierpią na gorączkę.o godzinie jedenastej parli na nas potężnie. Myśleliśmy na chwilę, że nas odetną z lewego skrzydła od drogi do Etain. Artyleria ich stojąca przed lasem kartaczowała nas z bliska. Kolega mój stojący za mną dostał trzy kule w same piersi. A właśnie tego dnia strzały padały trafnie. Strzelali do nas z góry. Trzeba było szukać sposobu zajścia im z bokui wyparowania ich stamtąd. Mój stary dowódca dostał także kawałek ołowiu w udo. Zbladł niebożątko natych­miast. Co było z nim robić? Ani sposób odsyłać go do ambulansu. «Ależ ołów zna mnie przecie — rzekł — kula uwięzła mi w sadle». I to mówił człowiek chudy jak gwóźdź. Przepasaliśmy mu tęgo udo chustką i już po całym

2 Wojna francusko-pruska, op.cits. 94.

Napoleon III

Cesarzowa Eugenia

Gen. Denis Bourbaki

Bitwa koło Froeschwiller

Wissembourg, Prusacy przeciw turkozom

Śmierć gen. Douaya

Gen. Helmuth Moltke

Napoleon III i Wilhelm

Mitralieży

Brama Maillot w Paryżu

Gwardia Narodowa

Metz

Potyczka koło Paryża

opatrunku. Włóczył się z tym poczciwiec aż do nocy.O pierwszej musieliśmy się cofać. Zdawało się, że coraz to nowe przychodzą na nas korpusy. Za to z lewej naszej strony, pod małą wioseczką Amanvillers, nasi strzelcy trąbili do ataku. Słysząc ten głos trąby i myśmy odzyskali otuchę. Działa huczały z lasu, wieńczącego pierwsze wzgórza. Canrobert przybywa z rezerwami i Bourbaki szedł nas wspierać. Odparliśmy nieprzyjaciela. Nasi tyra­lierzy po szatańsku traktowali nieprzyjaciela z lasu, pod którym stanęliśmy. Pułk biegiem poskoczył przez wieś drogą kamienistą, zawracającą nagle ku drugim wzgórzom. Ruch to był tak śpieszny, żeśmy bardzo małą stratę przy nim ponieśli. Z prawej strony lasu Jaumont bitwa wrzała zażarciej jeszcze bardziej niż przedtem. Biali pruscy ułani zostali naszpikowani bagnetami pod Amanvillers. Grena­dierzy nasi szli przy odgłosie bębna ku sformowanym na równinie Prusakom bez wystrzału. To było pyszne! Z pół­nocnej strony pożar się szerzył. Wiatr przynosił nam kłęby gorącego powietrza, a słońce idące ku lasowi Orne paliło na niebie i zmuszało nas do zasłaniania sobie oczu ręką. Wówczas to powstał ogromny ruch od lewej ku prawej stronie naszej linii przez jary i kondygnacje wzgórz. Nie wiem, co się tam działo z prawej strony pod skałami, ale mi mówili dwaj kamraci z innego pułku, że ani sobie nie można wyobrazić, jakie tam były jatki”.

Jatki rzeczywiście były. Opisał to inny żołnierz francuski w liście do brata. Miały one miejsce w załomach Jaumont, cztery kilometry na północny wschód od Saint Privat. Żołnierz ten pisał:

„Obym nigdy nie był świadkiem widowiska, jak klęska przy łomach kamieni Jaumont, bo niezawodnie straciłbym zmysły na zawsze. W tej chwili jeszcze czuję w sobie drganie spazmatyczne, a gdy zamknę oczy, widzę na­tychmiast przerażający potok ludzki zapadający się w prze­paść. Walka na Jaumont pozostanie w historii jako jeden

z najokropniejszych przypadków wojennych. Opis jego, jakkolwiek byłby dokładny, daleki być musi od rzeczywis­tego obrazu tego, co się stało, i od wrażenia, jakie sprawił na świadkach tej sceny. Opowiadają, że pierwszym powo­dem tej katastrofy miało być uczucie zemsty czterech wieśniaków, którym Prusacy domy spalili, a mienie znisz­czyli. Ludzie ci, znający dobrze miejscowość, umyślnie poprowadzili tam Prusaków, którym ta pozycja zdawała się niezdobyta i którzy ani nie przypuszczali, że idą w straszną zasadzkę. Z kopalni Jaumont wybierano zrazu kamienie na odkrywkę. Ściana od dna do wierzchołka tej odkrywki jest na siedem lub osiem pięter wysoka. Na jej szczycie usadowili się Prusacy, pewni, że niepodobna napaść ich znienacka. Jeden z czterech wieśniaków wymknął się i dał znać Francuzom, w jaki straszny sposób mogą zniszczyć cały korpus. Sposób istotnie niezawodny. Kopalni nie stanowi sama odkrywka, ale galerie długie, podziemne, wybrane z jednej pochyłości góry i podpierane filarami. Tylko jedna strona była tak wydrążona i na nią to wieśniacy wprowadzili nocą Prusaków. Ciemność i stro- mość ściany nie pozwoliły im dostrzec tych galerii. Wejścia do nich były wyżłobione w ścianie, nad którą wojsko pruskie usadowiło sie obronnie. O świcie uderzył na nich Bazaine od frontu. Walczyli spokojni najzupełniejo swoje tyły. Ale podczas walki Canrobert obszedł kopal­nię i ustawiwszy baterię dział przed odkrywką, kazał bić w słupy, podtrzymujące galerię. W godzinę zapadł się na ogromnej przestrzeni grunt pod Prusakami, którzy razem z nim zsunęli się w otchłań. Gdybym sto lat żył, jeszcze nie zapomnę strasznego krzyku całego korpusu wojska czującego, że ziemia się przed nim zapada. Dwadzieścia tysięcy krzyków, połączonych w jeden krzyk niewypowie­dziany, tchnących rozpaczą, tylu ludzi, czujących, że zginą! Był to jeden głos ludzki, ale przepotężny, z którego wywijały się dreszcze konania, ostatnie, a daremne wołanie

pomocy, straszne żegnanie się z życiem! Ale krótko to trwało, bo osypisko runęło z ludźmi, końmi, działami. Wszystko pomieszane zapadło się olbrzymią masą w ot­chłań i druzgotało się własnym ciężarem. W chwili właś­nie, gdy grunt zaczął chwiać się pod wojskiem pruskim, marszałek Bazaine naparł je z takim szalonym zapędem, że połowa pułku francuskiego, nie mogąca się na czas zatrzymać, zleciała także w przepaść. Cały dramat trwał dziesięć minut. Widząc co się stało, wstrzymaliśmy się zmartwiali, a ów rozdzierający i przeciągły krzyk brzmiał w naszych uszach. Łzy popłynęły z niejednych oczu spoglądających na tę masę poruszającą się jeszcze w konwulsjach zgonu. Z tego zsypu ciał wystawały ręce tułowia, głowy, nogi końskie, działa, pogruchotane jaszczyki. Była to góra żywa, zapadająca się pod swym własnym ciężarem. Zapełniła dwie trzecie przepaści, która ją pochłonęła. Trzask bitwy ustał natychmiast. Zamilkliśmy wszyscy ze ściśniętym sercem, słuchając20 000 jęków, wydobywających się z tej masy i gasnących w miarę, jak obsiadała. Nie wiem, co dalej zaszło, bo zemdlałem i ocknąłem się dopiero w ambulansie po długiej malignie”3.

Jak podała „Kölnische Zeitung” z 19 sierpnia 1870 roku, jeszcze w czasie bitwy w Gravelotte i okolicach wszystkie budynki zostały zapełnione rannymi i umie­rającymi. Jeden z pułków po kilku atakach liczył 40-50 żołnierzy. Mimo to generał Struber, który kierował na­tarciem, kazał im iść do boju.

Ten przerażający opis żołnierza francuskiego z Jaumont wypada nieco uściślić. Łomy kamienia w Jaumont znaj­dowały się w gminie o tej samej nazwie, mając połączenie kolejowe z dworcem Mezieres-le-Metz, znajdującym się 8 kilometrów od kopalni. Należała ona do pana

3 Ibidem, s. 99.

Pougnet, największego przemysłowca w departamencie Mozeli, i produkowała rocznie 7 tysięcy metrów sześcien­nych kamienia ciosowego oraz tyłe samo kamienia do budowy murów. Kamień ten używany był do budowy umocnień twierdzy Metz. Pracowało tutaj 60 robotników, którzy przybyli do Jaumont z... Prus.

Rzeczywiście, francuski VI Korpus walczył tam z Kor­pusem Gwardii pruskiej. To tutaj strasznych strat doznała jedna z jego brygad. Zginęło jednak wtedy nie 20 tysięcy, jak podał ten żołnierz, ale 8 tysięcy ludzi. Podobno jęki w ogromnej rozpadlinie słychać było jeszcze przez cztery dni, ale nikt nie zamierzał wydobywać zwłok z czeluści. Ktoś proponował zalać masę ludzkiego mięsa wapnemi podpalić. Ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu, uważając go za zbyt barbarzyński. Gdy wojska walczące odeszły, dowództwo pruskie sprowadziło Belgów, którzy zasypywali przepaść piaskiem za 10 franków miesięcznie. Tak oto powstał gigantyczny zbiorowy grób żołnierski.

* * *

„Le Soir” z 18 sierpnia przekazał równie wstrząsającą relację swego korespondenta z Górze, który widział wozy z rannymi żołnierzami francuskimi, jadącymi z Gravelotte. Lżej ranni szli przy wozach. Nie było słychać skarg, krzyków, westchnień; wozy posuwały się w milczeniu. Została po nich krew wsiąkająca w ziemię. Gdy dziennikarz „Le Soir” machinalnie spojrzał na tabliczkę z nazwą ulicy, aż wzdryg­nął się. Nosiła ona nazwę: ulica Umarłych. Odnotował też, że w mieście zjawił się już pierwszy oddział stowarzyszenia pomocy rannym z Paryża. Aktywnością wyróżniała się tutaj pani de Calen. Ale autor relacji widział też gromady złodziei obdzierających trupy i rannych. Przekonywał, że po pobojo­wisku można było poruszać się jedynie, będąc uzbrojonym w rewolwer, aby także nie paść ich ofiarą. W pewnym

momencie oprowadzający go lekarz zwrócił uwagę na chrapliwe poszczekiwanie niosące się z daleka.

„To pies znalazł martwego pana i teraz opłakuje jego śmierć” — stwierdził.

Niech w tych wspomnieniach o Gravelotte nie zabraknie Polaka. Walczył tam pułk ułanów gwardii, składający się z żołnierzy z Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Jeden z nich napisał, że po bitwie obozowali na polu pełnym trupów. Przez 40 godzin nie poili koni, a 30 godzin sami byli bez wody. Gdy znaleźli mały stawek w folwarku, w którym było więcej krwi niż wody, napoili nią konie, a tę wodę ugotowali na kawę. „Piłem ją z apetytem”. Nie mieli też nic do jedzenia, poza spleśniałymi sucharami, znalezionymi w obozie francuskim4.

* * *

Analizując przebieg bitwy koło Gravelotte, nie sposób przejść po jej przebiegu do porządku dziennego. Bitwa ta obnażyła bezlitośnie wszystkie mankamenty cesarskiej armii francuskiej. Jej dowódcy na najwyższych szczeblach nie byli zupełnie przygotowani do sprostania operacjom wojen­nym, które nagle stały się ich udziałem. Widocznie zanadto zawierzyli znakomitym karabinom Chassepot i kartaczow­nicom, zapominając, że o wyniku bitwy decyduje szybkość w przemieszczaniu się i udany manewr dużymi masami wojska. Inaczej można za bezcen sprzedać odwagę i oddanie własnych żołnierzy i jako mięso armatnie podać na tacy przeciwnikowi.

Tę bitwę marszałek Achilles Bazaine mógł wygraći zniszczyć 1. Armię niemiecką; niestety, szansy nie wykorzystał. Przede wszystkim nie wsparł VI Korpusu Piechoty pociskami armatnimi i amunicją do karabinów.

4 „Dziennik Poznański” nr 192, 20 sierpnia 1870.

Nie wysłał mu uzupełnienia, choć Korpus Gwardii stał nietknięty.

Wreszcie generał Denis Bourbaki zdecydował się wysłać na pomoc jedną ze swych dywizji IV Korpusowi generała Ludwika de Ladmirault. Napotkała ona jednak bezładną falę uciekających sprzed Amanvillers do Metzu żołnierzy i sama uległa dezorganizacji. Zresztą marszałek Bazaine nie przygo­tował dróg odwrotu ani też nie zorganizował go. Ogromna masa żołnierzy francuskich w przerażeniu dotarła do bram twierdzy. Dopiero za jej murami zostały odtworzone poszcze­gólne korpusy francuskie, biorące udział w bitwie.

* * *

Marszałek Achilles Bazaine ratunek swej armii widział w schronieniu się w twierdzy Metz nad Mozelą, leżącej w szerokiej dolinie rzeki oblewającej wyspy Chambere, Soulee i Saint Simphorien. Metz stał się twierdzą w XVI wieku; założył ją kawaler de Ville. Potem jej fortyfikacje rozbudował słynny architekt wojskowy, marszałek Francji Sebastian Vauban (1633-1707). Twierdza, jak donosiła „The Pall Mail Gazette” z 29 października 1870 roku, miała dwa pierścienie fortyfikacji opasujących miasto; pierwszy liczył 27 mil, zaś drugi, zewnętrzny, miał 40 mili posiadał siedem fortów. Na zachodniej stronie miasta znajdowała się cytadela Mozela, na wschodzie — Belleroix. Także na południu miasta piętrzyła się cytadela. Nad doliną, wśród wzgórz obsadzonych winoroślami, domino­wała góra Saint Quentin w kształcie kopuły5.

W tym czasie miasto liczyło 60 tysięcy mieszkańców. Swą metryką sięgało XI wieku. Było to ongiś wolne miasto niemieckie, lecz po pokoju westfalskim w 1648 roku przypadło ono Francji; było więc francuskie 222 lata.

5 Fryderyk E n g e 1 s, op.cit., s. 159.

Niektórzy obserwatorzy wojny francusko-niemieckiej 1870 roku uważali, że wycofanie się dowodzonej przez marszałka Achillesa Bazaine’a Armii Renu do Metzu nie było może takim złym posunięciem. Dzięki temu mógł on wiązać siły ośmiu korpusów nieprzyjaciela:I, II, III, VII, IX i X Korpusy Piechoty oraz wirtemberską dywizję piechoty i dywizję piechoty landwery dowodzoną przez gen. por. Ferdynanda Kummera — łącznie szesnastu dywizji. Ale dywizje pruskie, które miały ruszyć na oblężenie Paryża, wchodzące w skład Korpusu Gwardii, Korpusów IV, V, IX, XII oraz I i II Korpusów Bawarskichi wirtemberskiej dywizji piechoty — w żadnym wypadku nie wystarczały do zdobycia Paryża.

Obrona Metzu, której dowódcą był gen. dyw. Grzegorz Coffinieres, była jednak zorganizowana z „gorszącą nie- dbałością”. Dowódca zgromadził tam wprawdzie wiele zapasów, ale zapomniał sprowadzić bydło i furaż, w które obfitowały okoliczne wioski. Uważał on, że w Metzu powinna pozostać cała Armia Renu, ponieważ budowa fortów nie została jeszcze ukończona. Chodziło o forty Saint Julien, Queuleu, Saint Privat, Plappeville i Saint Quentin. W tym czasie wojska niemieckie opasały szańcami twierdzę Metz, czemu bezczynnie przyglądał się marszałek Achilles Bazaine. Tymczasem generał Helmuth von Moltkei jego sztabowcy nie próżnowali. 19 sierpnia niemiecki Sztab Generalny miał już opracowany dokładny plan dalszej kampanii. W myśl tego planu Korpusy I, II, III, VII, VIII, IX, X, 1. i 5. Dywizje Kawalerii oraz 1. Dywizja Rezer­wowa pozostały pod dowództwem generała piechoty księcia Fryderyka Karola przed twierdzą Metz. Dowództwo nie­mieckie miało nadzieję wkrótce ją zdobyć.

DROGA DO SEDANU

Ponadto dowództwo niemieckie powołało nową, 4. Armię (tzw. Armia Mozy) pod dowództwem następcy tronu saskiego, generała kawalerii księcia Alberta von Sachsen, składającą się z wziętych z 2. Armii: Korpusu Gwardii (22 tysiące żołnierzy),IV Korpusu (28 tysięcy żołnierzy) i XII Korpusu (25 tysięcy żołnierzy). Dołączył do niej II Korpus Bawarski (20 tysięcy żołnierzy), wzięty z 3. Armii. 4. Armia na razie miała pomaszerować przez Reims na Paryż. Jak się potem okazało, dowództwo niemieckie zleciło jej całkiem inne zadania,o czym będzie mowa później1.

Natomiast 3. Armia, składająca się z Korpusów V i XI oraz I Korpusu Bawarskiego, do której doszedł jeszcze

VI Korpus Śląski dowodzony przez gen. kawalerii Tümplinga, miała też nacierać na Paryż, ale jak na razie planowano jej marsz w kierunku na historyczną stolicę Szampanii — Troyes. Niemiecki Sztab Generalny planował również powołanie kolejnej, nowej armii (5. Armia), która miała składać się z dywizji wirtemberskiej i bawarskiej oraz organizowanego właśnie XTV Korpusu Piechoty, który miał być dowodzony przez generała Augusta Werdera. 5. Armia miała oblegać

1 web.genealogie.free.fr(Prussse), s. 9.

Strasburg; jednakże jej powołanie utkwiło w sferze planów, choć oczywiście wspomniane jednostki wojskowe nadal oblegały miasto. Powstały natomiast na pewien czas związki dywizyjne, nazwane armiami rezerwowymi: 6. Armia, dowodzona przez gen. piechoty Fryderyka Franciszka, wielkiego księcia von Mecklemburg-Schwerin, która obsadzi­ła brzegi Renu; 7. Armia dowodzona przez generała Carstei- na, przebywająca w Berlinie; wreszcie 8. Armia dowodzona przez generała Löwefelda, która stacjonowała w Głogowie.

Prace oblężnicze wokół twierdzy Metz dowództwo niemieckie powierzyło gen. Mertensowi, uchodzącemu za wybitnego specjalistę w tej dziedzinie. To on kierował w 1864 roku tego typu pracami przy duńskiej twierdzy Dybbol; potem przeszedł na emeryturę, lecz znający dobrze jego umiejętności generał Helmuth von Moltke powołał go znowu do służby. W tym czasie marszałek Achilles Bazaine rozważał możliwość przedostania się swej armii na północ przez marsz prawym brzegiem Mozeli, ku Thionville; jednakże wymarsz został powstrzymany przez ulewny deszcz. Wówczas marszałek Bazaine zdecydował się na pozostanie w Metzu, twierdząc, że posiadana przezeń amunicja starczy zaledwie na jedną bitwę.

* * *

21 sierpnia cesarz Napoleon III w towarzystwie generała Jana Margueritte przybył do Châlons. Miejscowość ta, położona w samym środku Szampanii nad Mamą, 173 km od Paryża, panuje nad kotliną rzeki. Równolegle do Mamy płynie rzeka Vesle. Wzdłuż niej ciągnęły się wioski Saint Hillaire du Temple, Bomy, Louvecy, Mourmelon Le Petit Morme, Le Grand Nourmelon, Petites Loges, Le Sept S aulx. Do Reims jest 38 kilometrów.

W 1857 roku cesarz Napoleon III wydał rozkaz założenia na panującym nad doliną płaskowyżu, na placu o długości

19 kilometrów i obszarze 12 tysięcy hektarów — obozu wojskowego. Obwód obozu wynosił 13 kilometrów. Po­środku, w odległości kilometra od linii zewnętrznych, znajdowała się kwatera cesarska: baraki, namioty i mała kaplica. Przez obóz przepływała rzeczka Cheneau. Na jej prawym brzegu znajdowały się tereny artyleryjskie, inten- dentura i magazyny.

Było to miejsce dobrze wybrane. W tym wypadku cesarz Napoleon III wzorował się na Rzymianach, bowiem 10 kilometrów od obozu znajdował się dawny obóz rzymski. Tam obecny cesarz francuski formował nową Armię „Cha- lons”, której trzon stanowiła w istocie dawna Armia „Wschód”. Jej dowódcą został marszałek Patryk Mac Mahoń. Składała się ona z Korpusów I, V, VII, XII i dwóch rezerwowych dywizji kawalerii. I Korpusem Piechoty dowo­dził gen. dyw. August Ducrot (1. i 2. Dywizje Piechoty, pełniący obowiązki dowódców: gen. bryg. Karol Wolff, gen. bryg. Ludwik Peletier de Montmarie; 3. i 4. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. dyw. Edmund L’Heriller, gen. dyw. Hipolit de Latrigue; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Ksawery Duchesme). V Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Karol de Failly (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Franciszek Goze, gen. dyw. Ludwik de L’Abadie d’Aydren, gen. dyw. Jan Gyuot de Lespat; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Henryk Brahaut). VII Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Feliks Douay (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Gustaw Conseil Dumesnil, gen. dyw. Ernest Liebert, gen. dyw. Karol Daumont; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Alfred Ameil). XII Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Bartłomiej Lebrun (trzy dywizje piecho­ty, dowódcy: gen. dyw. Juliusz Grandchamp, gen. dyw. Karol Lacretelle, gen. dyw. Eliasz de Vassoigne; dwie dywizje kawalerii, dowódcy: gen. dyw. Walenty Lichtlin i gen. dyw. Juliusz de Salignac Fenelon). Rezerwowymi dywizjami kawalerii dowodzili gen. dyw. Jan Margueritte

i gen. dyw. Karol Bonnemains. W sumie Armia „Chalons” liczyła 150 tysięcy żołnierzy i 600 dział2.

Miała ona za zadanie udać się w rejon twierdzy Metz i odblokować znajdującą się tam armię marszałka Achillesa Bazaine’a. Najrozsądniejsze byłoby osłonięcie tą armią Paryża i w razie potrzeby skoncentrowanie jej przy paryskich fortach. Ale regentka cesarzowa Eugenia uznała, iż nie może być tak, aby cesarz wracał do Paryża jako zwyciężony; Francja potrzebowała zwycię­stwa. Jak wiadomo, w Paryżu sformowały się wcześniej, 9 sierpnia, Korpusy XIV i XV, których dowódcami zostali gen. dyw. Piotr Renault i gen. dyw. Baltazar de Bonnet Maurelhan de Polhes.

Na razie Armia „Chalons” opuściła obóz, maszerując na północny wschód ku granicy belgijskiej. Część olbrzymich zapasów przewieziono do Reims, resztę spalono lub po prostu porzucono. W Reims stacjonował VII Korpus Piechoty, który przybył z Belfort. Tam też przybył przed­stawiciel regentki Eugenii — radca stanu Eugeniusz Rouher, stary druh cesarza jeszcze z czasów jego prezydentury, gdy był wtedy ministrem sprawiedliwości. Potem był wice­przewodniczącym Rady Stanu i ministrem handlu. Na dworze nazywali go złośliwie „wielkim wezyrem”. Miał duży wpływ na cesarzową Eugenię.

Radca Rouher radził wszczęcie energicznych kroków zaczepnych. Prezydent Rady Ministrów hrabia Palikao popierał ten pomysł, który polegał na wysłaniu w kierunku na Verdun Armii „Chalons”, zaatakowaniu przez nią 4. Armii niemieckiej i pobiciu jej, zanim przyjdą posiłki;3. Armia, która ewentualnie mogłaby przyjść zaatako­wanym kolegom z pomocą, maszerowała właśnie ku południowi przez dolinę Mamy i znajdowała się dość daleko.

2 Ibidem, (France), s. 18.

W tej sytuacji marszałek Patryk Mac Mahoń zdecydował się na marsz do Stenay, skąd miał zamiar posunąć się do Mouzon, aby tu przeprawić się przez Mozelę. Dwa pierwsze Korpusy — I i XII — przeszły przez rzekę Chiers w rejonie Carignan; dwa następne — V i VII — zostały na lewym brzegu Mozeli. Nocą V Korpus cofnął się z Nouart do Beaumont. W tym czasie zmieniła się sytuacja — 3. Armia akurat zdążyła połączyć się z 4. Armią, a także jeszcze z dwoma korpusami 2. Armii. Dowódca V Korpusu nie chciał zetknąć się z 3. Armią przeciwnika, ale gen. Helmuth von Moltke uznał obecność Armii „Chalons” w tym rejonie za doskonałą okazję i postanowił wykorzystać jej marsz, aby złapać ją w tzw. „uchwycie okrężnym”. Dowództwo niemieckie sądziło, że Armia „Chalons” zechce cofnąć się na północ i uznało, że nie należy do tego dopuścić; dlatego skierowało dwie armie niemieckie na lewy brzeg Mozy, na linę Tourteron-Mouzon. Ich prawe skrzydło spotkało się 30 sierpnia 1870 roku z francuską 1. Dywizją PiechotyV Korpusu, dowodzoną przez gen. dyw. Franciszka Goze w rejonie Beaumont-en-Argonne koło Buzancy w regionieS zampania-Ardeny.

Francuscy żołnierze odpoczywali w swych kwaterach, gdy nagle pojawiły się oddziały IV i XII Korpusów2. Armii. Zaskoczenie było zupełne. Wywiązała się bitwa. 1. Dywizja Piechoty pierzchła w nieładzie; inne dywizjeV Korpusu stanęły pomiędzy Yonna i Mozelą na wzgórzach Vartelle. Od tyłu naciskał na nie I Korpus Bawarski, z przodu atakowały Korpusy IV i XII. Dowódca V Korpusu francuskiego gen. Karol Failly otrzymał w końcu posiłki: artylerię XII Korpusu, dywizję kawalerii dowodzoną przez generała Jana Margueritte i szwadron kirasjerów.

V Korpus przeprawił się przez Mozelę w Mouzon. VII Korpus, ścigany przez 3. Armię, wycofał się na północ i przeprawił się przez Mozelę w Remilly wraz z dwoma dywizjami odciętymi od głównych sił armii. Dowódca

1. Dywizji Piechoty VII Korpusu gen. dyw. Ksawery Dusmeil raził ogniem armatnim I Korpus Bawarski, dzięki czemu dał możność wycofania się V Korpusowi francus­kiemu. Tym sposobem wieczorem 30 sierpnia Armia „Chalons” przeprawiła się przez Mozelę. W bitwie straciła 1800 zabitych oraz 42 działa, a trzy tysiące żołnierzy dostały się do niewoli. Ale i wojska pruskie poniosły spore straty, sięgające 3500 żołnierzy3.

Wkrótce po bitwie następca tronu saskiego, generał piechoty książę Albert, zatrzymał się w klasztorze w So- mathon koło Buzancy; zamierzał tam spędzić noc. W pe­wnym momencie usłyszał stłumione głosy, jakby do­chodzące z piwnic. Wysłał tam żołnierzy, którzy znaleźli duże ilości prochu. Żołnierze ujęli kilku osobników, którzy przyznali się, że chcieli wysadzić klasztor w po­wietrze. Tak oto książę Albert cudem uniknął śmierci.

Armia „Chalons” stanęła w twierdzy Montmedy, na linii kolejowej z Mezieres do Thionville. Tam czekała na armię marszałka Achillesa Bazaine’a, który obiecał, że wkrótce wyruszy z Metzu; ale, jak wiadomo, przeszkodziły mu ulewne deszcze, a potem I Korpus pruski wyszedł mu naprzeciw. Wprawdzie III i IV Korpusy francuskie zajęły Noisseville i Servigne, ale dowództwo niemieckie też nie próżnowało. Armii Renu nie udało się przebić i cofnęła się, tracąc w walce 3500 żołnierzy. Dowództwo niemieckie okupiło to też dużymi stratami: trzema tysiącami poległych i rannych.

Natomiast żołnierze Armii „Chalons” byli już wyczerpani forsownymi marszami. Generał August Ducrot poradził marszałkowi Mac Mahonowi, aby jego armia udała się do Mezieres, gdzie znajdowała się dywizja z XIII Korpusu, i dał tam odpocząć Armii „Chalons”; jednakże dowództwo4. Armii, wiedząc już, gdzie znajduje się Armia „Chalons”,

3 Pierre L eh au t c o u r t I, op.cit., s. 139.

przerzuciło na powrót przez Mozelę swe siły zdążające w kierunku armii marszałka Mac Mahona; w tej sytuacji marszałek postanowił, że nie ma innego wyjścia, jak stoczyć bitwę koło Sedanu.

* * *

Armia „Chalons”, idąc od Carrignon prawym brzegiem rzek Chier i Mozeli, ostatecznie dotarła do Sedanu, choć artyleria pruska bezustanną kanonadą usiłowała ją odciąć od miasta albo przynajmniej odwrócić jej uwagę od ruchów wojsk niemieckich z północy, które z kolei chciały przeciąć jej drogę z Mezieres. W tym czasie liczyła ona 202 baony piechoty i 80 szwadronów kawalerii — w sumie 142 tysiące żołnierzy i 564 działa. Za nią nieustępliwie podążały 3. i 4. Armie niemieckie. Liczyły one 222 baony piechoty i 186 szwadronów kawalerii — w sumie 294 tysięcy żołnierzy i 774 działa. Jak podawała gazeta „Le Patrie”, Korpusy I, V, VII i XII, cofając się z Beaumont, stanęły na południe od miasta Sedan i zajęły pozycje frontem do Mozeli, na prawym brzegu rzeki. Lewe skrzydło ugrupo­wania francuskiego stanowił XII Korpus Piechoty, który stanął w Moncelle la Platineie i le Petite Moncelle. Miał on za zadanie obserwować drogi z Mezieres do Montmedy i osłonić linię kolei żelaznej oraz przejścia koło Bazevilles, miejscowości znajdującej się trzy kilometry od Sedanu. Środek pozycji zajął I Korpus Piechoty, sadowiąc się na wzgórzu Daigny między la Petite Moncelle i Givonne.V Korpus Piechoty zajął wzgórze nad Givonne i w dawnym obozie oszańcowanym na prawo od I Korpusu. Prawe skrzydło, czyli wyżynę Floing i Illy, zajęły Korpusy V i VII. Tu dowództwo objął gen. dyw. Emanuel Wimpffen. Między pozycjami Korpusów I i VII, z Illy do Givonne, zrobiła się luka. Marszałek Patryk Mac Mahoń rozkazał brygadzie gen. bryg. Karola de Fontanges Couzana z 3. Dywizji

Piechoty V Korpusu, dowodzonej przez generała Jana Guyota de Lespata, aby wypełniła tę lukę. Z kolei2. Dywizja V Korpusu, dowodzona przez gen. dyw. Ludwika L’Abadie d’Aydreina, miała zająć Casal jako rezerwa dla Korpusów V i VII oraz ich łącznik.

Francuska linia obronna biegła więc od południowego zachodu do północnego zachodu, na długości pięciu kilo­metrów, w odległości czterech kilometrów od miasta. Stan armii był opłakany — żołnierze upadali ze znużenia, dezercja przybrała niepokojące rozmiary. Natomiast wojska Związku Północnoniemieckiego znajdowały się w o wiele lepszej kondycji i z wolna osaczały Armię „Chalons” — 4. Armia znajdowała się już nad brzegiem Mozeli, 31 sierpnia Korpus Gwardii doszedł do Carignan, a Korpusy IV i XII strzegły górnej Mozeli i drogi do twierdzy Montmedy. Z kolei3. Armia skierowała się na dolną Mozelę, aby nieprzyjacie­lowi zamknąć drogę do twierdzy Mezieres. Korpusy V i XI przeprawiły się 31 sierpnia i 1 września przez Mozę koło Donchery. Na lewym brzegu Mozeli zostały dwa korpusy bawarskie. Stanęły one naprzeciw Torcy, przed­mieścia Sedanu, i zajęły wzgórza Wadelincourt i Frenois. Stamtąd ich działa bezkarnie ostrzeliwały Sedan.

Wolne przejście dla wojsk francuskich znajdowało się jedynie na północy. Jedyne, co mogło zrobić ich dowódz­two, to wyprowadzić Armię „Chalons” z Sedanu, bowiem zorganizowanie przez nią skutecznej obrony twierdzy było niemożliwe — dowództwo niemieckie dysponowało ogrom­ną przewagą artyleryjską.

Armia francuska mieściła się w dwóch bokach kąta otwartego na południe ku Mozeli, którego szczyt stanowiło Calvaire d’Illy przed laskiem Garenne.

W nocy 31 sierpnia wojska pruskie usiłowały zająć most kolejowy w Bazeilles na Mozeli. Bronili go skutecznie francuscy marynarze. Prusacy nie mogli też sforsować innego mostu, wąskiego i drewnianego. Próbowali przejść

go siedem razy, a w końcu zrezygnowali z powodu ogromnych strat w ludziach, aż woda w rzece stała się czerwona4.

1 września o świcie I Korpus Bawarski zaatakował Bazeilles, a z kolei saski XII Korpus i pruski Korpus Gwardii — górne Givonne. Kierunki te stanowiły lewe skrzydło ugrupowania francuskiego, czyli pozycje XII Korpusu Piechoty, a następnie środek, czyli pozycje I Korpusu.

O godzinie 7.00 marszałek Patryk Mac Mahoń został ranny w biodro odłamkiem granatu. Dowództwo przejął gen. August Ducrot, choć ze starszeństwa należało się ono dowódcy V Korpusu, gen. dyw. Emanuelowi Wimpffenowi. Gen. August Ducrot nakazał odwrót ku Mezieres, ale gen. Emanuel Wimpffen nie posłuchał i nadal walczył przeciw XII Korpusowi, nacierającemu z La Moncelle. O godzinie9.00 na drodze do Mezieres stanęła dywizja wirtemberska, która nacierała od Yivieres. W ślad za nią pokazały się pruskie dywizje kawalerii oraz V i XI Korpusy Piechoty.

Wtedy dowództwo przejął generał Emanuel Wimpffen. Zmiana dowództwa wprowadziła jeszcze większe zamiesza­nie. Generał Wimpffen chciał przedrzeć się przez pozycje saskiego XII Korpusu i I Korpusu Bawarskiego, ale nie­skutecznie. Z kolei XII Korpus francuski dowodzony przez gen. Bartłomieja Lebruna zdążył już z rozkazu gen. Augusta Ducrota opuścić Bazeilles. Bawarczycy spalili wieś, a miesz­kańców wymordowali. Gdy gen. Emanuel Wimpffen rozkazał XII Korpusowi gen. Bartłomieja Lebruna i I Korpusowi gen. Augusta Ducrota zająć na powrót Givonne, już spadał na tę miejscowość grad pocisków z dwustu dział pruskich. I i II Korpusy Bawarskie i IV Korpus pruski uderzyły na XÏÏ Korpus francuski, a pruski Korpus Gwardii zajął Fond de Givonne. Miał on odciąć drogę odwrotu wojskom francuskim

4 „Gazeta Warszawska” nr 205, 2 września 1870.

w kierunku Belgii. Na wschodzie XI Korpus pruski, okrążywszy półwysep Ges, wraz z V Korpusem zaatakowałVII Korpus francuski między Saint Menges, Fleignes i Floing. VII Korpus nagle znalazł się na wzgórzu ostrze­liwanym przez 180 dział; zresztą już każdy korpus francuski znajdował się w ogniu — z przodu, z boków i z tyłu. W trójkąt Bois de la Garenne, mający około 6 tysięcy metrów kwadratowych, gdzie znalazły się francuskie kor­pusy, waliły pruskie działa z Wadenlicourt, Illy, Givonne. Oddziały francuskie walczące we Floing, wsparte przez połowę V Korpusu, a potem przez dwie dywizje I Korpusu, broniły się dzielnie, odpierając pierwsze ataki pruskie. Lecz oto przez lasy Givonne nadchodził od północy XI Korpus pruski. Dwie dywizje kawalerii, dowodzone przez gen. dyw. Jana Margueritte’a i gen. dyw. Karola Bonnemains, bezskutecznie szarżowały na wroga. Generał Margueritte po trzeciej desperackiej szarży został ciężko ranny i zmarł potem w szpitalu w wyniku odniesionych ran. Zastąpił go gen. bryg. Gaston Gallifet. Ale pruskiXI Korpus Piechoty już przeszedł przez lasy Givonne i zamknął okrążenie. Wtedy V Korpus Piechoty generała Emanuela Wimpffena opuścił miejscowość, której bronił, i odparł ataki I Korpusu Bawarskiego oraz Korpusów XII i IV. V Korpus francuski chciał dostać się do Fond i do Givonne, ale jego kolumny zostały zdziesiątkowane i od­rzucone pod Sedan, gdzie już zbierały się pod gradem pruskich kul niedobitki Armii „Chalons”. Armii tej groziło okrążenie, bo prawe skrzydło pruskie było bliskie połącze­nia się z wojskami, które przeszły Mozelę poniżej Sedanu.

Na lewym skrzydle z powodzeniem toczył bój XII Kor­pus Piechoty. Generał Wimpffen chciał ulżyć prawemu skrzydłu i wzmocnił XII Korpus generała Bartłomieja Lebruna siłami oddziałów wspierających Korpusy I i V; miał nadzieję utorowania sobie drogi w kierunku Carignan i dostania się do Montmedy. Około godziny 15.30 wysłał

list do cesarza, wzywając go, aby przybył do swych wojsk, które wywalczą przejście.

XII Korpus ruszył do ostrego natarcia i wprost zgniótł przeciwnika, ale Korpusy I i VII mające tworzyć straż tylną zostały zepchnięte ku Sedanowi i część z nich weszła do miasta. Sztab generała Wimpffena i dywizje XII Korpusu ruszyły do Givonne drogą na prawo, wiodąca do Balan. Jednakże o godzinie 16.00 oficer przywiózł wiadomość od cesarza, który donosił, że kazał wywiesić białą flagę na cytadeli i nakazywał przerwanie walki oraz wejście z nie­przyjacielem w układy.

Generał Wimpffen nie chciał układów, ale cesarz nalegał. Generał wciąż się wzbraniał i wezwał wszystkich żołnierzy znajdujących się w mieście, aby ruszyli wraz z nim w celu przebicia się przez pozycje wroga. Jednakże wojsko było znużone i głodne; tylko dwa tysiące żołnierzy ruszyły z generałem Wimpffenem i wprawdzie zajęły Balan, ale siły były zbyt małe, aby kontynuować manewr. Żołnierze gen. Wimpfena nie osiągnęli stanowisk XII Korpusu i około godziny 18.00 generał nakazał powrót do miasta, gdzie napisał do cesarza podanie o dymisję, które cesarz Napo­leon III odrzucił, nakazując mu jednocześnie nawiązanie kontaktu z generałem Moltkem w celu kapitulacji. Cesarz Napoleon III już kilka godzin wcześniej, widząc niemoż­ność dalszej walki, kazał wywiesić na zamku białą chorą­giew. Pojawiała się ona i znikała, stąd też artyleria pruska nadal bombardowała Sedan. Wreszcie o godzinie 18.00 cesarz napisał list do króla pruskiego, w którym deklarował poddanie się. Wówczas król Wilhelm I rozkazał przerwać ostrzał5.

5 Wojna francusko-pruska, op.cits. 126 oraz La Grande Encyklopedie, t. XVIII s. 31.

KLĘSKA SEDAŃSKA

Wtedy generał Wimpffen skontaktował się z generałem Moltkem, ten zaś oświadczył:

— Muszę przyznać, że armia francuska odznacza się bezgraniczną dzielnością. — Ale nie mieliście żadnych szans. 80 tysięcy przeciw 250 tysiącom? A w dodatku kilka godzin temu dotarło do nas dodatkowo 80 tysięcy. Nie pozostaje wam nic innego, jak poddać się.

— Nie mogę na to pozwolić. Możemy walczyć dalej— odparł Wimpffen.

— Jak pan uważa. Ale jeśli do jutra do godziny9.00 nie zostanie ułożony i podpisany akt kapitulacji, rozpoczniemy bombardowanie miasta — oświadczył ge­nerał Moltke. Był w ogóle zdumiony, że wśród walczących wojsk francuskich znajduje się cesarz Napoleon III. Nie mógł zrozumieć, że można tak lekkomyślnie narażać osobę monarchy. Natomiast żołnierze niemieccy usły­szawszy, że cesarz idzie do niewoli, nie kryli entuzjazmu, krzycząc: Der Kaiser ist da!1.

O świcie 2 września generał Wimpffen zwołał radę wojenną: dowódców korpusów i dywizji. Oceniła ona stan

1 Alfred L i e b f e 1 d, op.cit., s. 339.

zapasów żywności i amunicji, po czym wszyscy zgodzili się, że trzeba pertraktować z nieprzyjacielem.

O godzinie 11.00 generał Wimpffen ogłosił proklamację:„Żołnierze! Wczoraj walczyliście przeciwko przeważają­

cym siłom. Od świtu aż do nocy opieraliście się nieprzyjacie­lowi z najwyższym męstwem, dopóki nie wystrzelaliście ostatniego ładunku. Wyczerpani tą walką nie mogliście odpowiedzieć wezwaniu waszych generałów i oficerów, pragnących, abyście się starali dostać do Montmedy i połą­czyć z marszałkiem Bazaine’m. Tylko dwa tysiące ludzi zebrano gotowych do tego ostatecznego wysilenia. Musieli się jednak w wiosce Balan zatrzymać i do Sedanu wrócić, gdzie wasz generał przekonał się, że nie ma już ani żywności, ani amunicji. Nie można było myśleć o obronie twierdzy, której położenie uniemożliwia opór przeciwko licznej i silnej artylerii nieprzyjacielskiej. Armia zebrana w murach tego miasta nie mogłaby ani się z niego wydostać, ani go bronić, ponieważ brakło dla mieszkańców i dla wojska środków wyżywienia. Musiałem ze skutkiem wejść z nieprzyjacielem w układy. Posłany wczoraj do kwatery pruskiej i opatrzony najzupełniejszym pełnomocnictwem do zawiązania układów nie mogłem z początku zgodzić sie na warunki, jakie nieprzyjaciel nakładał. Dopiero dziś rano zagrożony bombar­dowaniem, na które nie mógłbym odpowiedzieć, postanowi­łem znowu się układać i otrzymałem warunki, w których,0 ile możności, usunięto upokarzające formalności, jakie za sobą w takich okolicznościach pociągają zwyczaje wojenne. Nie pozostaje nam nic więcej, oficerowie i żołnierze, nad przyjęcie z rezygnacją skutków konieczności, przeciw którym armia już nie może walczyć, brak nam bowiem amunicjii żywności. To jedno mnie pociesza, że uniknąłem niepotrze­bnej rzezi i że zachowałem dla ojczyzny żołnierzy zdolnych do oddania krajowi świetnych usług w przeszłości”2.

2 Wojna francusko-pruska, op.cits. 130-131.

W myśl postanowień kapitulacji cesarz Napoleon III, marszałek Patryk Mac Mahoń, 22 826 oficerów i 70 ty­sięcy żołnierzy mieli dostać się do niewoli. Sztandary, broń, w tym 600 dział polowych i fortecznych, 12 tysięcy koni — miały wpaść w ręce zwycięzców. Wcześniej, w czasie walki, do niewoli dostało się 21 tysięcy żołnierzy, a 15 tysięcy było zabitych i rannych. Trzy tysiące żołnierzy francuskich przebiły się do Belgii, a 10 tysięcy — do Mezieres i do Avesnes.

Zaraz potem, wedle relacji korespondenta „The Times”, cesarz udał się do króla pruskiego. Kanclerz Bismarck wyszedł mu naprzeciw; usiedli obaj przed chatą tkacza i rozmawiali o warunkach poddania się i o pokoju. Cesarz oświadczył, że nie ma władzy, bowiem znajduje się ona w rękach regentki i z nią oraz z ministrami trzeba negocjować. Na to kanclerz stwierdził, że cesarz nie może spotkać się z królem, dopóki nie zostanie podpisana kapitulacja. Rozstali się i kanclerz udał się do króla, który zgodził się, aby francuskim oficerom pozostawiono szpadyi pod słowem honoru, że nie będą walczyć przeciw armii niemieckiej, wypuszczono.

O godzinie 11.30 generałowie Wimpffen i Moltke oraz kanclerz Bismarck podpisali układ, a o godzinie 14.00 król Wilhelm I przyjął cesarza. Przytoczony niżej opis spotkania pochodzi od redaktora Russela, korespondenta „The Times”, który zrelacjonował je w numerze swej gazety z 16 września.

Spotkanie obu monarchów odbyło się na zamku Bellevue. Przyjechał na nie król wraz z następcą tronu. Cesarz oczekiwał go na schodach zamku; wraz z królem wszedł do środka. Obaj skierowali się do głównego salonu, zamknąwszy za sobą drzwi, aby mogli porozmawiać sam na sam. Pierwszy zaczął Wilhelm:

— Bóg dał mi zwycięstwo w wojnie przeciwko mnie prowadzonej.

Na to cesarz Napoleon III odpowiedział:— Nie szukałem wojny, wcale jej nie pragnąłem, ale

byłem zmuszony do jej wypowiedzenia przez francuską opinię publiczną.

— Dobrze wiem o tym, że wojna nie jest dziełem Waszej Cesarskiej Mości. Jestem tego pewny. Wasza Cesarska Mość prowadził wojnę, idąc za wolą opinii publicznej, która zmusiła do prowadzenia tej wojny— oświadczył król i dodał: — Armia francuska biła się z wielką walecznością.

— Tak, ale wojska Waszej Królewskiej Mości od­znaczają się karnością, jakiej się tym razem moje wojska nie mogą poszczycić — zauważył Napoleon III. Król Wilhelm wyjaśnił:

— Od kilku lat armia pruska korzystała ze wszelkich ulepszeń i od dawna śledziła postępy wszystkich narodów na świecie.

— Artyleria Waszej Cesarskiej Mości wygrała tę bitwę. Artyleria pruska jest najlepsza ze wszystkich artylerii na świecie — przyznał Napoleon III. Na to król Wilhelm odrzekł skromnie:

— Moim zadaniem było wprowadzenie udoskonaleń, których dokonały inne narody.

— Książę Franciszek Karol zdecydował o dniu dzisiej­szym. To jego armia wyparła naszą ze stanowisk — stwier­dził cesarz. Król Wilhelm zdziwił się:

— Franciszek Karol? Nie rozumiem Waszej Cesarskiej Mości. Pod Sedanem biła się armia mojego syna.

— To gdzie znajduje się książę Fryderyk Karol? — spy­tał cesarz. Król Wilhelm odparł:

— Stoi z VII Korpusem pod Metzem.Na te słowa cesarz Napoleon III zadrżał i cofnął

się jak piorunem rażony; ale zaraz opanował się. Król Wilhelm spytał:

— Jakie warunki chce Wasza Cesarska Mość przedłożyć?

Cesarz Napoleon odparł:— Żadnych. Jestem bez władzy. Jestem tylko jeńcem.— W takim razie czy można zapytać, gdzie znajduje się

rząd Francji, z którym mógłbym prowadzić układy?— W Paryżu cesarzowa i ministrowie mogą się tylko

układać — oświadczył Napoleon. — Ja jestem bez władzy, ja tu nie dowodzę i nie proponuję warunków.

Król przekazał jeszcze cesarzowi, gdzie będzie inter­nowany. Napoleon III miał być ulokowany w pałacu Wilhelmshohe koło Kassel. Cesarz się zgodził3.

Tak miała wyglądać rozmowa cesarza z królem. Skąd dziennikarz angielski znał jej treść, skoro w salonie znajdowali się tylko dwaj monarchowie? Wiadomo, że ściany mają uszy, a w takim zamku to prawie rzecz normalna. Na pewno pruscy sztabowcy podsłuchiwali; a może treść rozmowy król przekazał najbliższemu otocze­niu, na przykład w czasie wspólnego obiadu?

2 września resztki wojsk francuskich weszły do miasta, aby oddać broń. Jak stwierdził korespondent jednej z gazet paryskich, w Sedanie panowało przekonanie, że gdy Paryż dowie się o klęsce — cesarstwo, źródło wszystkich nie­szczęść, bezpowrotnie runie. „Jeden tylko okrzyk rozlega się po mieście: «To nie waleczność pokonała armię francuską, ale nauka, porządek, krew zimna, przezorność»”.

Ów korespondent donosił następnego dnia o godzinie 18.00:

„Tak jak wszyscy mam łzy w oczach. Widziałem wojska francuskie, które szły, aby broń swą oddać nieprzyjacielowi. Nigdy nie zapomnę tego bolesnego widoku. Żołnierze rzucali karabiny w Mozelę i inni ze wściekłością rozbijali je i rzucali z rozpaczą pod nogi szyldwachów niemieckich. Deszcz leje strumieniem, grzmoty rozlegają się z przeraźliwym hukiem. Po ulicach

3 Ilustrierte..., op.cits. 178 oraz Wojna francusko-pruska, op.cit., s. 149.

i karczmach pełno jest włóczęgów. Patrole niemieckie już krążą po mieście. W hotelach nie ma kawałeczka chleba ani szklanki wina”.

Przebieg bitwy opisał też członek parlamentu brytyjs­kiego, który przebywał tam i widział na własne oczy zmagania obu wojsk, znajdując się wśród oddziałów bawarskich, a potem w Sedanie. Relacja ta także ukazała się w „The Times”.

Deputowany przyjechał 30 sierpnia wieczorem do wioski Grand Pre, ale gdy usłyszał strzały karabinowe, od razu ruszył w tamtym kierunku. Późno wieczorem dostał się do Buzancy, gdzie spotkał się z królem pruskim, kanclerzem Bismarckiem i generałami Moltkem i Roonem. Zaraz potem udał się do miejscowości Sommathue. Wojska pruskie nacierające na Sedan, który leżał na północy, nie bardzo wiedziały, w którym kierunku mają poruszać się, bowiem mieszkańcy pouciekali, a ci, którzy zostali, udzielali fałszywych informacji. Do Sommathue dotarł dopiero nad ranem. Wioska była zapełniona rannymi. Nasz deputowany udał się wtedy do miejscowości Haramourt i Remilly, gdzie znalazł się prawie na wprost długich kolumn wojska niemieckiego, które przez cały dzień zdążały na północ. Żołnierze szli zmęczeni i zgłodniali, bowiem od dwóch dni nie dostali chleba, ale byli pełni entuzjazmu i nigdzie nie było widać maruderów. Mijał łąki, na których leżało pełno trupów niemieckich. Nic dziwnego: z lasu jeszcze niedawno strzelały francuskie mitraliezy. Ale artyleria francuska stojąca za Bazeilles słabo już odpowiadała na kanonadę baterii niemieckich. W nocy zaprzestano ognia.

Deputowany wrócił do Remilly. Nad ranem ze zdumie­niem ujrzał, że okoliczne wzgórza i łąki, wczoraj jeszcze puste, zostały zajęte przez ogromne masy wojska i baterie pruskie. Kolumny wojska przekraczały most pontonowy, ustawiony w nocy. Miasto Bazeilles było już zajęte przez dywizje bawarskie. Trwał ostrzał wioski Balan, leżącej

u stóp wzgórza między Bazeilles i Sedanem. Ale w Bazeil- les broniły się jeszcze poszczególne punkty oporu. Depu­towany ujrzał, jak niewielki budynek nagle ożył i powitał Bawarów gęstym ogniem z karabinów. Żołnierze bawarscy podłożyli ogień, ale wiatr rozwiał go. Dopiero gdy oficer kierujący ogniem w oknie padł trafiony, oddział poddał się. Byli to marynarze; z dwustu zostało ich czterdziestu. Ale strzelano też z innych domów — tym razem byli to cywile; nawet kobiety miały karabiny w rękach. Mężczy­źni wzięci do niewoli z bronią w ręku mieli zostać rozstrzelani.

Deputowany obserwował piechotę bawarską szturmującą Balan, która zajęła miejscowość dopiero za trzecim razem,o godzinie 18.00. W końcu na rozkaz króla pruskiego ogień ustał. Deputowany znalazł przed spróchniałą wierzbą dziesięciu rannych; piątka z nich to byli Francuzi, druga piątka — Niemcy. Ranni Francuzi okropnie jęczeli, Niemcy byli spokojniejsi. Deputowany zaczął im pomagać chcąc nieco ulżyć w cierpieniach. Miał nieco bandaży, więc im je rozdał. Częstował ich koniakiem, którego butelkę także miał ze sobą. Wzruszył go fakt, że ranni obu narodów nawzajem sobie pomagali, nie żywiąc do siebie nienawiści. Szczególne wrażenie zrobił na nim pewien żołnierz bawar­ski, który dostał postrzał w czoło i miał między oczami dziurę wielkości 50-centymowej monety. Prosił go o wodę, a gdy wypił, podziękował i stracił przytomność.

„Nie mogłem zatem nic więcej dla nich zrobić. Wróciłem do Remilly. Zapomniałem o głodzie i znużeniu. Nigdzie nie mogłem się pożywić. Mało myślałem o królu i Napo­leonie lub o dolinie otoczonej wzgórzami, które były oświecone odblaskiem rzeki, a w niej odbijały się cztery wioski, stojące w płomieniach. Myślałem tylko o dziesięciu ludziach, których znalazłem pod wierzbą. Moje oczy przepełniły się łzami, a serce na wspomnienie o nich żywiej biło” — wspominał potem deputowany.

Nazajutrz rano o godzinie 9.00 Anglik dostał się do miasta przez małą furtkę w murze, która przez nieuwagę nie była strzeżona. Wszędzie widział trupy i splądrowane domy. W mieście panował potworny bałagan. Spotykani przezeń żołnierze francuscy przeklinali cesarza i marszałka Mac Mahona. Głośno mówili, że zostali przez nich zdra­dzeni, sprzedani i opuszczeni.

Następnego dnia wojska francuskie zaczęły opuszczać miasto. Po wyjściu przez bramy miejskie żołnierze byli kierowani do jednego z sześciu obozów jenieckich, które dowództwo niemieckie utworzyło wokół miasta. Strzegły je kawaleria bawarska i baterie. O godzinie 15.30 w mieście zrobiło się luźniej. Deputowany dostał się do budynku, gdzie znajdowali się wyżsi oficerowie francuscy. Dys­kutowali o szaleństwie planu marszałka Patryka Mac Mahona, który chciał połączyć się z armią marszałka Achillesa Bazaine’a. Większość z nich odrzucała ofertę zwrotu wolności w zamian za przyrzeczenie, że nie będą walczyć w tej wojnie przeciw Niemcom. Tylko 150 z nich zgodziło się na to i po otrzymaniu odpowiednich zezwoleń mieli oni wyjechać do Belgii, aby stamtąd wrócić do Francji. Do Sedanu wkroczyły wojska niemieckie, a na­stępca tronu odjechał do swej armii, która już ruszyła na Paryż. Natomiast angielski deputowany wrócił przez Bruk­selę do swego kraju. „Jeszcze raz przebywałem pola, na których toczyła się bitwa. Zabici leżeli jeszcze na polu. Ranek był spokojny. Wszędzie panowała grobowa i posępna cisza. Kiedy przechodziłem pomiędzy tymi trupami, same­mu mi się zdawało, że jestem widmem” — pisał4.

Po bitwie o Sedan na wojska niemieckie spadł grad odznaczeń. Żelazny Krzyż otrzymał m. in. kapitan artylerii gwardii Tadeusz Unrug, któremu kilka kul francuskich przedziurawiło mundur, ale szczęśliwie nie odniósł żadnej

4 Wojna francusko-pruska, op.cits. 158-169.

rany. Tadeusz Unrug zmarł w 1917 roku jako generał major gwardii. Jego syn Józef był wiceadmirałem polskim, dowódcą floty i Obrony Wybrzeża w 1939 roku.

3 września 1870 roku król Wilhelm I napisał w swej kwaterze w Vendresse koło Sedanu list do królowej Augusty:

„Wiesz już z moich trzech telegramów o całym ogromie wielkiego dziejowego wypadku! To co zaszło, wygląda jak senne marzenie, choć się godzina po godzinie patrzyło na przebieg rzeczy. Kiedy pomyślę, że po szczęśliwej wielkiej wojnie nic zupełniejszego w ciągu mojego panowania spodziewać się nie mogłem, a teraz widzę to dziejowe zdarzenie, korzę się przed Bogiem, który wybrał mnie, moją armię i moich sprzymierzeńców do wykonania tego co zaszło i przeznaczył nas do spełnienia swej woli. W tym duchu jedynie pojmuję to dzieło, aby w pokorze wysławiać zrządzenie i łaskę bożą. Teraz opiszę ci krótko obraz bitwy i jej skutków. Wieczorem 31 sierpnia i rano 1 września armia zajęła wskazane sobie stanowiska wokół Sedanu. Bawarowie tworzyli lewe skrzydło koło Bazeilles nad Mozą, tuż przy nich Sasi naprzeciw Moucelle i Daigny, gwardia naprzeciw Givonne jeszcze w marsżu, KorpusyV i XI przeciw St. Meuges i Fleigneux. Ponieważ Moza zagina się ostrym łukiem, więc od St. Meuges do Donchery nie postawiono żadnego korpusu. Stali tam jednak Wirtem- berczycy, którzy zarazem w potrzebie odwrót od strony Mezieres przecinali. Dywizja jazdy hr. Stolberga na rów­ninie Donchery stanowiła prawe skrzydło. Front naprzeciw Sedanu zajmowała reszta Bawarów. Bitwa zaczęła się mimo gęstej mgły pod Bazeilles bardzo rano. Ogień rozwijano coraz silniejszy, przy czym dom po domu trzeba było zdobywać. Trwał on prawie cały dzień i jeszcze erfurcka dywizja Schollera z czwartego korpusu rezerwy musiała wyjść na linię. Gdy o godzinie 8 na front przed Sedan przybyłem, właśnie wielka bateria rozpoczęła ogień

przeciwko fortom. Na wszystkich punktach rozpoczął się silny bój działowy, który trwał przez godziny i podczas którego zdobywaliśmy coraz więcej pozycji. Wzmian­kowane wioski zdobyto. Głębokie parowy pokryte lasem utrudniały posuwanie się piechoty i ułatwiały obronę. Wsie Illy i Foing wzięto, a ogień coraz bardziej zbliżał się do Sedanu. Widok był wspaniały z naszego stanowiska za wspomnianą baterią na prawo od wsi Freuvis, powyżej Pete Torci. Silny ogień nieprzyjaciela słabnął z wolna, cośmy mogli widzieć z rozwiązujących się batalionów, które szybko z lasów i wsi cofały się. Jazda próbowała zaczepić kilka naszych batalionów z korpusu piątego, ale te dzielnie dotrzymały placu. Kawaleria przedarła się przez ostępy między batalionami, zawróciła na tę samą drogę, co się trzy razy powtarzało przez rozmaite pułki tak, że pole trupami i końmi było zasłane. Wszystko to z naszego stanowiska dobrze mogliśmy widzieć. Jeszcze nie mogłem dowiedzieć się numeru tego dzielnego pułku. Ponieważ odwrót nieprzyjaciela zamieniał się w wielu miejscach w ucieczkę, piechota, jazda i artyleria cisnęły się do miasta i okolic, a nie było żadnego znaku, że nieprzyjaciel przez kapitulację z tego rozpaczliwego położenia zamierza się ratować, pozostawało tylko ze wspomnianej baterii miasto bombardować. Po 20 blisko minutach w wielu miejscach zaczęło się palić, co z wielu palącymi się w okolicy wioskami straszny przedstawiało widok, kazałem więc ogień wstrzymać i posłałem podpułkownika Brousarda ze Sztabu Generalnego, jako parlamentarza, z białą chorągwią, proponując miastu i twierdzy kapitulację. Spotkał go też oficer bawarski, który mi doniósł, że zameldował się parlamentarz francuski z białą chorągwią. Podpułkownika Brousarda wpuszczono, a na jego zapytanie o naczelnego dowódcę, poprowadzono go niespodziewanie przed cesarza, który mu chciał dać zaraz list do mnie. Ponieważ cesarz zapytał, jakie ma zlecenie, na co mu odpowiedziano:

poddanie armii i twierdzy, odrzekł więc, iż ma w tym względzie zwrócić się do generała Wimpffena, który objął dowództwo po ranionym Mac Mahonie, i że teraz wyśle swego generała Reille’ego z listem do mnie. Była godzina siódma, gdy Reille i Brousard przybyli do mnie. Ten ostatni przybył nieco wcześniej i od niego dowiedzieliśmy się stanowczo, że cesarz był obecny. Możesz sobie wyob­razić, jakie to na mnie i na wszystkich sprawiło wrażenie. Reille zeskoczył z konia i wręczył mi list swojego cesarza, dodając, że nie ma innych zleceń. Nim jeszcze list otworzyłem, powiedziałem mu, że najpierwszym warun­kiem jest złożenie broni przez armię. List zaczyna się od tych słów: «Nie mogąc znaleźć śmierci na czele swych wojsk, składam miecz swój Waszej Królewskiej Mości». Resztę pozostawia mnie do rozstrzygnięcia. Odpowiedzia­łem, że ubolewam nad sposobem naszego spotkania i żądam wysłania pełnomocnika do zawarcia kapitulacji. Gdy gene­rałowi Reille’emu oddałem list, rzekłem do niego kilka słów jako do starego znajomego i tak się ten akt zakończył. Dałem pełnomocnictwo Moltkemu do układów i Bismarc­kowi poleciłem zostać na wypadek, gdyby kwestie poli­tyczne zamierzano traktować. Potem pojechałem do swego powozu i tu przybyłem. Po drodze witały mnie nieskoń­czone: hurra! nadciągających pociągów, śpiewających wszędzie hymn narodowy. Było to wzruszające! Wszyscy zapalili światło, tak że się chwilowo było wśród im­prowizowanej iluminacji”5.

5 Ibidem, s. 124.

UPADEK CESARSTWA I OBLĘŻENIE PARYŻA

Wielce zadowolony z siebie król Wilhelm nie omieszkał zaznaczyć w swym liście, z jak wielkim entuzjazmem przyjęło go wojsko, którym dowodził, jak również, jakie wrażenie wywarło na nim spotkanie z pokonanym cesarzem Napoleonem III.

„O godzinie jedenastej byłem już tu i piłem z moim orszakiem na cześć armii, która dokonała takich rzeczy. Ponieważ 2 września rano jeszcze nie miałem żadnego doniesienia o układach kapitulacji odbywających się w Don- chery, wyjechałem więc podług umowy na plac bojuo godzinie 8 rano. Spotkałem Moltkego. Jechał on na moje spotkanie, aby otrzymać pozwolenie na proponowaną kapitulację, dodając oraz, że cesarz o piątej rano Sedan opuścił i także udał się do Donchery. Cesarz chciał ze mną mówić. W pobliżu znajdował się zameczek z parkiem. Wybrałem go na spotkanie. O godzinie dziesiątej przybyłem na wyżynę Sedanu, o dwunastej spostrzegłem Moltkegoi Bismarcka z dokumentem kapitulacji, o pierwszej poje­chałem z Fritzem z eskortą jazdy. Wysiadłem przed zameczkiem, gdzie cesarz wyszedł na moje spotkanie. Wizyta trwała kwadrans i byliśmy nią obaj bardzo wzru­szeni. Trudno opisać, czego doznawałem, widząc jeszcze

przed trzema laty cesarza Napoleona na szczycie potęgi. Po tym spotkaniu od trzeciej do ósmej objechałem całą armię pod Sedanem. Przyjęcia wojsk, spotkania zdziesiątkowane­go korpusu gwardii, tego wszystkiego nie mogę dziś Ci opisywać. Byłem głęboko wzruszony tylu dowodami przy­wiązania i poświęcenia. A teraz bądź zdrowa, ze wzruszo­nym sercem przy końcu takiego listu”. Podpisał: Wilhelm.

* * *

2 września po południu do Paryża dotarła depesza. Dyrektor poczty osobiście zaniósł ją cesarzowej: „Armia poniosła porażkę i znalazła się w niewoli. Ja również jestem jeńcem. Napoleon”. Cesarzowa była oszołomiona:

„To nieprawda! Cesarz nie poddał się. Człowiek o imie­niu Napoleon nie kapituluje. Nie, on nie żyje!”1.

Ale już następnego dnia Paryż wiedział. Wieczorem zwołano Organ Prawodawczy. Rano 4 września wzburzony tłum opanował jego siedzibę. Cesarzowa-regentka Eugenia pospiesznie wyjechała do Tuilleriów, pozostawiając losowi dalszy bieg wypadków. Na ratuszu zebrali się deputowani paryscy, którzy proklamowali republikę i utworzyli Rząd Obrony Narodowej na czele z prezydentem Rady Mi­nistrów, generałem Ludwikiem Trochu. Juliusz Favre, który wysunął wniosek o detronizację cesarza, został wiceprezydentem i ministrem spraw zagranicznych, Leon Gambetta — ministrem spraw wewnętrznych, Juliusz Simon — ministrem oświecenia, Józef Magnin — mi­nistrem rolnictwa, Adolf Cremeux — ministrem spra­wiedliwości, gen. dyw. Adolf Emanuel Le Flo (1804-1887) — ministrem wojny, Aleksander Glas-Bizoin— ministrem poczt i telegrafów, Ludwik Gamier-Pages— ministrem finansów, wiceadmirał Marcin Fourichon

1 Alfred L i e b f e 1 d, op.cit., s. 342.

— ministrem marynarki, Fryderyk Dorian — ministrem robót publicznych, Franciszek Fevry — prezesem Rady Stanu, Andrzej Lavertujon — sekretarzem generalnym rządu. Karol Freycinet (1828-1923), który dotychczas sprawował funkcję zarządcy kompanii kolejowej (Com- paigne de cheminins de fer du Midi) został ministrem, który miał pomagać w reorganizacji armii francuskiej, a Emil hrabia de Keratry (1832-1904) z Bretanii zaczął pełnić funkcję prefekta policji w Paryżu.

Cesarzowa Eugenia wyjechała do Normandii, a 8 wrześ­nia znalazła się w Hastings, w Anglii. III Republikę natychmiast uznały USA, Włochy, Hiszpania i Szwajcaria.

Pierwszymi decyzjami nowego rządu było mianowanie nowych władz administracyjnych w poszczególnych de­partamentach, wzmocnienie obrony Paryża i zgroma­dzenie dostatecznego zaopatrzenia. Rząd przeprowadził też ewakuację 100 tysięcy mieszkańców; w mieście pozostało ich 2 300 tysięcy. Załogę obrońców Paryża stanowiło 450 tysięcy żołnierzy, ale tylko część z nich stanowiła realną siłę. Było to 80 tysięcy żołnierzy z roz­bitych XIII i XIV Korpusów Piechoty oraz 14 tysięcy marynarzy, przybyłych z portów francuskich. Tworzyły się oddziały Gwardii Narodowej, Gwardii Ruchomej (Mobile), Terytorialnej i tzw. Francs-Tireurs, czyli ba­taliony „wolnych strzelców” — ochotników uzbrojonych własnym kosztem.

Tymczasem do Paryża zbliżały się już korpusy wojsk niemieckich. Przybywały one z południowego zachodu i z północy. 9 września poddała się twierdza Laon, leżąca w departamencie Aisne w Pikardii, do której dotarła dywizja kawalerii IV Korpusu 4. Armii, maszerująca z rejonu Charleville.

Załogą twierdzy Laon dowodził gen. mjr Theremin d’Hame. Miał on do dyspozycji 35 dział oraz haubice grubego kalibru, ustawione na pięciu bastionach. Generał

pałał chęcią walki, ale na dwa dni przed przybyciem wojsk niemieckich mer Laonu rozwiązał Gwardię Narodową, a wieczorem generała otoczył w kawiarni tłum mieszkań­ców, którzy oświadczyli, że nie wypuszczą go, dopóki nie obieca, że podda Laon. Nakłaniał go do tego szczególnie dowódca miejscowej Gwardii Mobile, Henryk Cteselle.

Ale nie wszyscy gwardziści byli tego zdania — nagle pojawiły się dwie kompanie Gwardii Mobile, które rozproszyły tłum. Widząc jednak tak zdecydowaną po­stawę mieszkańców, generał zgodził się na kapitulację. Część gwardzistów opuściła Laon. Uczynił to także kapitan Jan Peret. Gdy wyjeżdżał z miasta, zatrzymał go szyldwach, pruski ułan, który oświadczył, że nie ma przejścia. Kapitan, nie zastanawiając się, zastrzelił go i udał się do Aisne, gdzie został mianowany dowódcą3. baonu gwardii mobile.

W momencie poddawania twierdzy jeden z żołnierzy francuskich nazwiskiem Henriot oświadczył, że nie dopuści do jej przekazania Niemcom i zszedłszy do prochowni, wysadził ją w powietrze. W wyniku detonacji 12 dział uległo zniszczeniu. Zginęło wówczas 50 oficerów; i 45 odniosło rany. Byli to oficerowie z dywizji kawalerii IV Korpusu Piechoty. Także generał Theremin d’Hame i dwunastu oficerów francuskich zostało rannych. Generał wkrótce zmarł. Ucierpiała część miasta. Dowództwo nie­mieckie, zajmując fortecę, zagarnęło 23 działa2.

* * *

15 września przybył do Paryża generał August Ducrot; jak wiadomo, wcześniej był on dowódcą I Korpusu Piecho­ty. Udało mu się uniknąć niewoli — przebrał się za wieśniaka i kupił kilka sztuk bydła, które przygnał do

2 „Gazeta Warszawska” nr 204, 17 września 1870.

intendentury niemieckiej. Obiecał, że będzie skupować bydło dla potrzeb armii. Otrzymał wówczas dokument, upoważniający go do zakupu bydła dla armii niemieckiej i prawo poruszania się po terenach zajętych przez okupan­tów. Dzięki temu bez przeszkód przedarł się spod Sedanu do stolicy i został mianowany dowódcą 2. Armii Paryża. Na posiedzeniu Rady Wojennej oświadczył:

„Musimy za wszelką cenę utrzymać wzgórza koło Châtillon. Stanowią one klucz do Wersalu. Ich utrzymanie uniemożliwi Prusakom ostrzeliwanie Paryża”.

Wzgórza Châtillon leżały na południe od Paryża, na­przeciwko fortu de Vanves, natomiast Wersal znajdował się na zachód od tych wzgórz. Gen. August Ducrot zaczął przygotowywać uderzenie w tamtym kierunku.

16 września do Tours udała się delegacja rządowa: minister Aleksander Glais-Bizoin, minister sprawiedliwości Karol Cremieux i admirał Fourichon. Miała ona organizo­wać na prowincji nowe siły zbrojne.

Tymczasem kanclerz pruski Otto von Bismarck czekał na propozycje ze strony władz francuskich odnośnie zakoń­czenia wojny. Na początku, jak wiadomo, chciał on pertraktować ze zdetronizowanym cesarzem Napoleo­nem III, ten jednak oświadczył, że jest jeńcem wojennym i dlatego nie może wchodzić w układy.

Paryż szykował się do obrony. Jego fortyfikacje miały 105 kilometrów obwodu, a powierzchnia miasta wynosiła 90 milionów metrów kwadratowych. Jak obliczył Fryderyk Engels na łamach „The Pall Mall Gazette”, aby wystrzelić jeden pocisk artyleryjski na każdy jard kwadratowy, trzeba było użyć 60 tysięcy pocisków, czyli półtora miliona na dobę; do tego trzeba było posiadać dwa tysiące ciężkich dział, a i tak byłoby to słabe bombardowanie. Wprawdzie dowództ­wo wojsk niemieckich miało działa ciężkie gwintowane kalibru 5-9 cali, mogące wyrzucać pociski o wadze 25-300 funtów na odległość pięciu mil, ale aby ich użyć, potrzebny

był kąt podniesienia lufy 15 stopni. Przy dłuższym strzelaniu taka pozycja lufy doprowadzała do rozpadu lawety3.

Jeśli więc artyleryjskie ostrzeliwanie Paryża miało być skuteczne, trzeba było zbliżyć się do miasta, czyli zdobyć broniące go forty. Murów Paryża broniło 16 twierdz: Mont Valeries, St. Denis, Double Couronne, 1’Est, La Briche, Aubervillers, Romainville, Noisy, Rosny Nogent, Vincen- nes, Charenton, Ivry, Biceite, Montrtouge, Vanves, Issy, a ponadto dwie reduty na półwyspie Genevilliers, Mentreuil, Buissiere, Fontenay, Moulin, Sauguet, Pont du Jour przy wodociągach paryskich i Abteuil.

Fortyfikacje te zaczęły powstawać w 1841 roku za panowania króla Ludwika Filipa. Polecił je budować ówczesny prezydent Rady Ministrów Adolf Thiers po przykrych doświadczeniach 1814 i 1815 roku, gdy armia pruska, ścigając wojska cesarza Napoleona I, weszła niemal bez przeszkód do Paryża.

Stolicy Francji broniło 85 bastionów. Przed nimi znaj­dowała się przestrzeń szerokości 35 kroków, a za nią rowy z wodą z Sekwany. Wokół murów wiodła wewnętrzna komunikacyjna droga wojskowa, a równolegle — Ligne de Centuire, łącząca drogi żelazne do Paryża i osiem dworców. W wałach otaczających Paryż znajdowało się 66 bram, zaś poza murami — wspomnianych 16 fortów (fort détaché), połączonych okopami i redutami.

Północno-wschodnia linia obrony wyglądała następu­jąco: główny punkt stanowił fort St. Denis, na lewo— fort Briche, na północy z drugiej strony rzeki Roullon— szaniec Double couranne du Nord, na południowy wschód — szaniec wschodni, na południowy wschód od fortu wschodniego w odległości 4400 kroków — sza­niec Aubervilliers. Od tego szańca ciągnął się łańcuch podwójnych szańców ku kanałowi Ouroq. Z drugiej

3 Fryderyk E n g e l s , op.cits. 156.

strony kanału znajdowały się dwie reduty na wschód i na południe: forty Noissy i fort Rośny oraz szaniec Nogent. Pomiędzy tymi szańcami leżały reduty: Noissy, Montreul, Boissieres, Fontenay. Dalej można było zobaczyć płynącą Mamę. Przy forcie Maux, gdzie znajdował się most, było oszańcowanie długości 2800 kroków, na obu krańcach posiadające reduty: Faisandiere i Gravelle. Tu przebiegała linia kolejowa z Vincennes do Varenne. Otaczało one półkolem Vincennes, gdzie znajdował się główny arsenał Paryża. W miejscu spływu Sekwany z Mamą koło Alfort znajdował się fort Charenton.

W obrębie północno-wschodniej linii obronnej Paryża mogło pomieścić się 200 tysięcy żołnierzy.

Południowa linia obronna rozciągała się naprzeciw szańca Charenton, leżącego około cztery tysiące kroków od Paryża, na lewym brzegu Sekwany. W jej skład wchodziły forty Bicetre, Montrouge, Banvers i Issy, znajdujące się w od­ległości trzech tysięcy kroków od murów Paryża.

Linię zachodnią obrony Paryża tworzyły: rzeka Sekwana z pięcioma mostami, dworzec Assieres z węzłem kolejo­wym Dieppe, fort St. Germain. Linia ta ciągnęła się aż do Wersalu. Najsilniejszym fortem zachodniej linii obronnej był Mont Valeries, znajdujący się na lewym brzegu Sekwany, na północ od Saint Cloud, przy linii kolejowej do Wersalu i na południe od drogi cesarskiej do Cherbour- ga. Leżał on na wysokości 415 stóp nad Sekwaną, 1,7 mili od Saint Denis, między wioskami Puteaux, Lurenes, Rueil i Nantere. Miał on za zadanie osłonę półwyspu utworzone­go przez wielkie zakole Sekwany. Był to pięciokąt opasany bastionami, wzniesiony na górze ogrodzonej z dołu wałami. Tu znajdowała się luka w systemie obrony; w Montretout koło St. Cloud, za dworcem kolejowym, powinien znajdować się szaniec. Tymczasem znajdowały się tam jakieś prowizoryczne umocnienia, łatwe do poko­nania przez nacierającego nieprzyjaciela. Za bastionami

zostały usytuowane kawaliery, czyli małe wieżyczki w narożnikach murów, a za nimi — dwupiętrowa linia ognia, z których wyższa przez pierścień wału ostrzeliwała płaskowyż.

Informacje o oszańcowaniach Paryża podała „Neue Preusse Zeitung”, wychodząca w Berlinie. Jak widać, dowództwo pruskie było dobrze przygotowane do inwazji na Francję, skoro takie informacje można było wyczytać nawet w berlińskiej, warszawskiej czy poznańskiej ga­zecie4.

Dowództwo obrony Paryża ściągnęło działa z portów nadmorskich oraz kilkaset zapomnianych armat z Chalons, które przywiozły pociągi kolei strasburskiej. Obronę zasiliło też sześć tysięcy marynarzy ze swymi dowódcami i ar- tylerzyści. Dzięki marynarzom nagle właściwego znaczenia nabrał herb Paryża, w którym, jak wiadomo, znajdował się okręt. W mieście powstawały bataliony Gwardii Mobile. Do stolicy przybyli ochotnicy z Bretanii. Do obrony przyłączyli się też leśnicy i celnicy, z których dowództwo francuskie sformowało bataliony. Do tego dochodziło 266 batalionów istniejącej już paryskiej Gwardii Narodowej.

Tak oto cały Paryż przywdział mundur. Paryżanie sypali szańce, burzyli domy na przedpolu, budowali barykady u wylotu bram miejskich. Komendantem budowy barykad został słynny opozycjonista, zaprzysięgły wróg cesarza Napoleona HT, markiz Henryk de Rochefort.

Tę ogromną masę wojska i cywilów, których w sumie naliczono blisko dwa miliony, trzeba było wyżywić. Na razie Paryż dysponował dostateczną ilością chleba, którego cenę ustalono na 11,25 centów za pół kilograma I grupy i 9 centów za funt II grupy.

Tymczasem nowy rząd usiłował pertraktować z kanclerzem Bismarckiem w sprawie zawieszenia broni. 10 września

4 „Gazeta Warszawska” nr 183, 22 sierpnia 1870.

wysłał on telegram do Ottona Bismarcka, ale kanclerz odmówił prowadzenia negocjacji, opierając się na „nie­prawidłowości rządu”. Początkowo uważał, iż mandat obecnej władzy w Paryżu jest politycznie wątpliwy. W koń­cu uznał, że nie obstaje przy tym, jakiej proweniencji jest ten rząd, ale spytał, jaką rękojmię wykonania traktatu może mu dać. Wiceprezydent Rady Ministrów i minister spraw zagranicznych Juliusz Favre postanowił zwrócić się do mocarstw europejskich, które wcześniej utworzyły Ligę Państw Neutralnych, a do których właśnie przystąpiła Austria, o pomoc w mediacji. Poproszony przezeń o pomoc w tej sprawie Adolf Thiers udał się do Londynu, a potem do Petersburga, Wiednia i Florencji, gdzie znajdowała się podówczas stolica Królestwa Sardynii. Tam, rozmawiając z przywódcami odwiedzanych państw, twierdził:

„Władza, która powstała w Paryżu 4 września, ma charakter tymczasowy. Aby uzyskała ona legitymizację, musi mieć poparcie wybranych przez zgromadzenia regio­nalne przedstawicieli. Takich zgromadzeń nie da się zwołać w warunkach wojny. Dlatego konieczne jest zawieszenie broni. Trzeba do niego przekonać władze Związku Północ- noniemieckiego”.

Ale premier angielski William Gladstone (1809-1898) wraz ze swym ministrem spraw zagranicznych Jerzym Granville’em (1815-1891) zbył go grzecznie; odmówił podjęcia się pośrednictwa w rozmowach z Prusami, a jedyne co załatwił, to obietnica kanclerza Bismarcka, że przyjmie Juliusza Favre’a. Kanclerz Bismarck jednak miał swoje pomysły na rozwiązanie sprawy. Zwrócił się do cesarzowej Eugenii, która już w tym czasie, jak wiadomo, przebywała w Hastings. Ona jednak oświadczyła, że nie będzie uczest­niczyć w układach, a poza tym uważa, że lepiej dalej toczyć wojnę, niż godzić się na rozbiór Francji. Wtedy kanclerz Bismarck wpadł na pomysł, że będzie pertraktował z marszałkiem Achillesem Bazaine’em — miał on przecież

pod swymi rozkazami jeszcze sporą armię! W końcu jednak zdecydował się na spotkanie z Juliuszem Favre’em. Minister udał się przeto do placówek pruskich; stamtąd został odprowadzony do Villeneuve-Saint-Georges, gdzie znajdowało się dowództwo VI Korpusu Piechoty. Tam Juliusz Favre napisał list do kanclerza Bismarcka z prośbąo audiencję:

„Panie hrabio! Zawsze byłem przekonany, iż niepodobna, ażeby przed rozpoczęciem ważnych kroków nieprzyjaciel­skich przed murami Paryża, nie pokuszono się o układ zaszczytny. Osoba, która przed dwoma dniami miała honor widzieć się z Waszą Ekscelencją, powiedziała, że słyszała z ust Pańskich wyraźne myśli nastokrotnie. Przybyłem do forpoczt, iżby oddać się do dyspozycji Waszej Ekscelencji. Czekam tu, aż raczy mnie pan zawiadomić, jak i gdzie mogę otrzymać zaszczyt spędzenia z nim kilku chwil na naradzie. Mam zaszczyt być z wysokim poważaniem Waszej Ekscelen­cji najniższym i najuleglejszym sługą. Jules Favre”.

List został dostarczony adresatowi. Na drugi dzieńo godzinie 6.00 minister Juliusz Favre otrzymał odpowiedź:

„Tylko co otrzymałem list, który Wasza Ekscelencjaraczyła do mnie napisać, i zrobisz mi pan niewymowną przyjemność, jeżeli zechcesz uczynić mi zaszczyt przybycia do mnie jutro, tu do Meaux. Oddawca niniejszego pisma książę Biron będzie miał staranie około przeprowadzenia Waszej Ekscelencji przez nasze szeregi. Mam zaszczyt być z najwyższym poważaniem Waszej Ekscelencji najuleglej­szym sługą. Bismarck”.

Następnego dnia o godzinie 15.00 minister Juliusz Favre udał się do Meaux. Koło tej miejscowości zatrzymał go adiutant kanclerza i oznajmił, że właśnie król Wilhelm Ii kanclerz Bismarck musieli udać się do Ferieres, ale gdy będą wracać, powinni się z nim spotkać. Juliusz Favre czekał więc na kanclerza Bismarcka w folwarku, spląd­rowanym podobnie jak inne obiekty spotkane na trasie.

Kanclerz zjawił się o godzinie 16.00 i uznał, że nie jest to miejsce dobre do rozmów, po czym zaproponował zamek Haute Maisson, należący do hrabiego de Rillaca. Tu w salonie, też mocno splądrowanym, odbyła się pierwsza konferencja obu polityków.

Zaczął Juliusz Favre:„Zdawało mi się rzeczą niepodobną do przypomnienia,

aby dwa narody bez poprzedniego wyjaśnienia miały dalej prowadzić okropną wojnę, która nawet zwycięzcy obok korzyści zadaje głębokie rany. Wzniecona przez jednego człowieka wojna nie miała już przyczyny trwania, skoro Francja została na powrót panią samej siebie”.

Jak powiedział potem kolegom na posiedzeniu rządu, ręczył za miłość pokoju ze strony Francji, ale zaraz potem mówił, że jej niewzruszone postanowienie nie przyjmie żadnych warunków, które by z tego pokoju czyniłyby jedynie krótkotrwałe, a groźne zawieszenie broni. Na to kanclerz Bismarck odparł, że gdyby był przekonany o moż­ności takiego pokoju, to natychmiast podpisałby go. Przy­znał, że opozycja francuska stale potępiała wojnę, lecz władza, którą ta opozycja teraz piastuje, jest więcej niż zależna od okoliczności. Jeśli Paryż za dwa dni nie podda się, władza ta padnie pod naporem motłochu.

ROKOWANIA I UPADEK STRASBURGA

Minister Favre przerwał Bismarckowi „z żywością”, żeby oświadczyć, że w Paryżu nie ma motłochu, ale ludność „ukształtowana, uległa, znająca nowe dążności”, która nie odda się za sprzymierzenie się z nieprzyjacielem, ażeby mu pomagać przez hamowanie przyjętego przez rząd posłannictwa obrony.

„Co do władzy przez nas piastowanej, jesteśmy gotowi złożyć ją w ręce zwołanego przez nas zgromadzenia”

— oświadczył. Wtedy kanclerz Bismarck zauważył, że to zgromadzenie wystąpi z zamiarami, których zgoła przewi­dzieć nie można; lecz jeśli pójdzie ono za „uczuciem francuskim” — będzie pragnęło wojny. „Nie zapomnieliście kapitulacji Sedanu, jak nie zapomnieliście Waterloo czy Sadowy, która was obchodzić nie powinna” — dowodził.

Następnie kanclerz Bismarck długo rozwodził się nad rzekomymi skłonnościami Francji do napadania Niemiec

i zabierania im części posiadłości. Uważał, że od czasów Ludwika XIV do Napoleona III te skłonności „nie doznają zmiany” i gdy zapowiedziano wojnę, Organ Prawodawczy jednomyślnie przyklasnął słowom ministra. Na to Juliusz Favre odpowiedział, że większość Organu Prawodawczego na kilka tygodni przedtem jednomyślnie przyklasnęła

pokojowi, a naród, po dwakroć zapytany na wyborach w 1869 roku, wojnę odrzucił i przy uchwalaniu plebiscytu dobitnie się opowiedział za pogłębieniem pokoju i wolności.

Rozmowa przeciągała się. Kanclerz Bismarck stał przy swoim zdaniu, minister Favre bronił swojego.

W końcu Otto Bismarck przeszedł do konkretów.— Strasburg to klucz do domu. Powinniśmy go po­

siadać.— Proszę wypowiedzieć się dokładniej.— To się na nic nie przyda, gdyż nie możemy się

porozumieć. Poza tym, to do załatwienia na późnej.W końcu kanclerz Bismarck wydusił z siebie:— Potrzebujemy mieć departamenty Niższego i Wyż­

szego Renu, część departamentu Mozeli z Metzem, Chateau Salins i Soissons.

— Przyzwolenie na to ludności jest więcej niż wątpliwe— zauważył minister Favre.

— Wiem doskonale, że nas nie chcą — odparł kanclerz.— Zadadzą nam ciężką ze sobą robotę. Ale nie możemy ich nie zabrać. Jestem przekonany, że niedługo czeka nas nowa z wami wojna. Do jej prowadzenia chcemy mieć wszelkie za sobą korzyści.

— Zapominacie o Europie, która może te roszczenia poczytać za wygórowane i stawić im zawadę, następnieo naszym prawie obyczajowym, z gruntu nieprzydatnym dla tego rodzaju wymagań — oświadczył Juliusz Favre.— Co do nas, nigdy na to nie przyzwolimy. Możemy zginąć jako naród, ale nie możemy się zbezcześcić. Prusy, upojone zwycięstwem, pragną zagłady Francji.

Kanclerz Bismarck zaprzeczył, że celem Prus jest znisz­czenie Francji. Wtedy Juliusz Favre zaproponował:

— Pozwólcie zebrać zgromadzenie. Ono mianuje rząd, a ten oceni wasze warunki.

— Do tego potrzebne jest zawieszenie broni. Za nic na to przystać sobie nie życzę — oświadczył Bismarck.

Spotkanie Juliusza Favre’a z Ottonem Bismarckiem skoń­czyło się tego dnia o godzinie 18.00, ale zostało wznowioneo godzinie 21.30. Kanclerz Bismarck zaczął przychylać się do myśli o zawieszeniu broni. Juliusz Favre zażądał tego zawieszenia na przeciąg 15 dni, a ponadto przepuszczenia do Metzu i Paryża transportów w żywnością, uznania Paryża za miasto neutralne w konflikcie i wydania delegatom lokalnych zgromadzeń kart wolnego przejazdu do Paryża. Kanclerz Bismarck obiecał rozpatrzyć te żądania.

Obaj politycy spotkali się nazajutrz o godzinie 11.00 w Ferneres. Kanclerz Bismarck godził się na rozejm, ale zażądał jako jego rękojmi poddania twierdz Strasburg, Toul, Bitchie i Phalsburg, pozostawienia koło Paryża wojsk Związku Północnoniemieckiego i wydania jednego z fortów panujących nad Paryżem, na przykład Mont Valeries.

— Czy może pan przypuszczać, że zgromadzenie będzie obradowało pod waszymi działami? — oburzył się Juliusz Favre.

— Poszukajmy innego rozwiązania — zgodził się kanc­lerz Bismarck.

Minister Favre zaproponował, aby zgromadzenie ob­radowało w Tours.

— Ale Strasburg musi być nam wydany. I tak ta twierdza wkrótce padnie — zauważył Bismarck.

— Zapomina pan, że mówi do Francuza. Poświęcenie bohaterskiego garnizonu, który uwielbiają Francuzi — ba, świat cały — byłoby dziełem nikczemnym.

Kanclerz Bismarck zmitygował się:— Nie chciałem pana obrazić. Jeśli król się zgodzi, to

mogę zmodyfikować nasze warunki.Kanclerz udał się do króla, ale po 15 minutach wrócił.

Oświadczył, że król zgodził się na Tours, ale upiera się przy oddaniu Strasburga. Juliusz Favre omal nie rozpłakał się. Oświadczył, że przekaże te warunki swemu rządowi, ale jest przekonany, że zostaną one odrzucone, a ludność

Paryża uczyni to także i jest gotowa do ostatecznych poświęceń. Jej bohaterstwo może wypadki zwrócić na inne tory. I chociażby na Prusy spłynęła chluba zwycięstwa nad nią, nie ugnie się pod ich władzą. Cały naród oddycha takimi samymi uczuciami. Dopóki znajduje się w nim żywioł oporu, poty naród francuski będzie walczyć. Będzie to walka nieskończona między dwoma ludami, dla których naturalne byłoby podanie sobie rąk.

Na tym obaj politycy rozeszli się. Wojna była kon­tynuowana; wojska niemieckie nadal maszerowały na Paryż i zbliżyły się wystarczająco, aby 19 września 1870 roku rozpocząć blokadę miasta1.

Znalazły się tam: 4. Armia, otaczająca Paryż od północ­nego zachodu (brygada ułanów Korpusu Gwardii między Rueil i Argenteuil), od północy (IV Korpus i Korpus Gwardii) i północnego wschodu (XII Korpus); 3. Armia, przybyła spod Mezieres, blokująca stolicę Francji od południowego zachodu (V Korpus od Rueil do Sevres), południa (II Korpus i VI Korpus) i południowego wschodu (Dywizja Wirtemberska).

W sumie Paryż zaczęło oblegać osiem i pół korpusów niemieckich, tj. 250 tysięcy żołnierzy.

Tego samego dnia, 19 września, generał August Ducrot postanowił uderzyć na Châtillon. Generał Trochu wyraził zgodę, ale wydzielił mu zbyt małe siły: 45 tysięcy żołnierzy. Do akcji wyznaczony został XIII Korpus Piechoty. Kolumny pod dowództwem gen. dyw. Józefa Vinoy ruszyły na południowy wschód przeciwko V Kor­pusowi i II Korpusowi Bawarskiemu, które już przeszły Sekwanę koło Villenuove-Saint-Georges, dwie mile na południowy wschód od Paryża.

Awangarda V Korpusu usadowiła się w lasku Verieres i zajęła wzgórza Sceaux i Plessis-Piquet na północ od

1 Wojna francusko-pruska, op.cits. 280 oraz Pierre L e h a u t c o u r t I, op.cits. 272.

lasku. Prawe skrzydło V Korpusu rozciągnęło się między laskiem Meudon i szańcami Clamart. Tam skoncentrowały się dywizje francuskie. Zaatakowały one o godzinie 6.30 dwa pułki pruskie, które broniły się na wzgórzu Sceaux. Jednakże o godzinie 8.30 nadciągnął II Korpus Bawarskii wojska francuskie zaczęły cofać się. Z kolei 7. Brygada Bawarska zaczęła na wschodnim skrzydle przez Bourg zachodzić na tyły francuskie. W tej sytuacji o godzinie14.00 wojska francuskie wycofały się. Do bitwy włączył się VI Korpus Śląski, który także przeszedł Sekwanęi przez Orły nacierał od północy, ale artyleria francuska powitała go silnym ogniem z Villejuf i VI Korpus wstrzy­mał natarcie, zajmując jedynie Coisy-Chevilly.

Pod dowództwem generałów Augusta Ducrota i Józefa Vinoya walczyły m. in. 1. i 2. baony żuawów. Niestety, nie spisały się one w tej bitwie — wręcz przeciwnie: żuawi uciekli z pola walki. Twierdzili potem, że było ich za mało, aby stawić czoła wrogowi, że nie mieli amunicji i że ich dowódcy zdradzili. Wszystko to było nieprawdą. Ludność Paryża wyrażała oburzenie wobec ich postawy, a zdarzały się przypadki, że strzelano do nich z broni myśliwskiej. Generał Ducrot oddał ich pod sąd wojenny i w rezultacie co dziesiąty żuaw został rozstrzelany za dezercję z pola bitwy. Jednakże, jak pisała prasa paryska, nie byli to prawdziwi żuawi, ale zbieranina rozbitków z różnych pułków, ubrana w mundury żuawów.

W bitwie wzięli też udział ochotnicy z Bretanii, którzy zachowali się zupełnie inaczej. Przed bitwą trębacz baonu wezwał kapelana do poprowadzenia modlitwy. Wtedy ukląkł cały baon, a kapelan zawołał:

„Panie, los modlitw w twoich rękach. W tej uroczystej chwili polecamy Ci nasze dusze. Amen”.

I ruszyli do boju. Jednak mimo bohaterskiej postawy stracili redutę Crouy i osiem dział. 45 tysięcy żołnierzy wycofało się do Paryża. V Korpus Pruski opanował Wersal

i okrążył Paryż od południowego zachodu. Francja nie miała ani jednego oddziału zdatnego do boju, jeśli nie liczyć wojsk zamkniętych w oblężonych twierdzach. XIII Korpus Piechoty generała Józefa Vinoya dopiero uzupełniał szeregi. W stolicy formował się też XIV Korpus gen. dyw. Piotra Renaulta, zaś Korpusy XV i XVI powstawały na prowincji. Tymczasem w Paryżu nowy rząd ogłosił tajną korespondencję zdetronizowanego cesarza Napoleona III, która miała skompromitować go jako władcę Francji. Dokonał też zmiany nazw ulic, które kojarzyły się z daw­nym reżimem, nakazał zdjęcie posągu księcia Eugeniuszai w to miejsce wstawił posąg Voltaire’a. Polecił też zamykać szynki o godzinie 22.00.

Ale te posunięcia wcale nie przysporzyły rządowi repub­likańskiej Francji w Paryżu sojuszników. Dzienniki paryskie z goryczą pisały: „Bóg wysoko, Francja daleko”. Była to aluzja do postawy Francji wobec polskiego powstania styczniowego. Teraz to Francja była samotna w Europie wobec potężnego i bezwzględnego przeciwnika.

Paryżanie nie tracili jednak ducha i przygotowywali się do neutralizowania skutków ewentualnego bombardowania. Na każdym podwórku znalazły się beczki z wodą i worki z piaskiem. Formowała się Gwardia Narodowa. Liczyła ona już 254 bataliony, czyli w sumie 280 tysięcy żołnierzy. Powstawała też Gwardia Ruchoma (Mobile), licząca 90 tysięcy. Przybywali z głębi kraju ochotnicy, uzbrojeni na własny koszt. Ich liczba wzrosła już do 40 tysięcy. Każdy gwardzista dostawał od rządu żołd w postaci 1,5 franka dzienne, a jego małżonka — 0,75 franka (wtedy nagle wzrosła ilość małżeństw). Ale wartość bojowa tych żoł­nierzy była nikła — w przeciągu czterech miesięcy gwar­dziści nauczyli się jedynie musztry na szczeblu plutonu.

Trwały natomiast intensywne prace przy naprawie umocnień. Wycięto lasy, przed szańcami postawiono sześciometrowe palisady, wierzchołki bastionów zasłonięto

dwoma milionami worków z piaskiem. Dowództwo obrony Paryża zaopatrzyło forty w olbrzymie reflektory elektryczne, które mocno oświetlały w nocy okoliczny teren; zaminowano kanały ściekowe w Boulogne-Bil- lancourt, Neuilly, Clichy i zabarykadowano kanały na Sekwanie.

21 września rząd francuski wysłał list do kanclerza Bismarcka, w którym odrzucał jego warunki rozejmu. Jednocześnie dowództwo francuskie podjęło działania ofensywne. 23 września XIII Korpus Piechoty podjął kolejną próbę zaatakowania wojsk niemieckich. Jego żołnierze starli się z dywizjami II Korpusu Bawarskiegoi nawet zdobyli reduty Hautes Bruyeres oraz młyn Saquet w rejonie Villejuif, na południe od Paryża. Jednakże nie poprawiło to w niczym sytuacji na tym odcinku frontu — II Korpus Bawarski nie został rozbityi nadal blokował Paryż w wyznaczonym sobie połu­dniowym sektorze.

* * *

23 września padła twierdza Toul, znajdująca się między Nancy i Commercy, pamiętająca jeszcze czasy, gdy była obozem Galów, a potem Rzymian. Tutaj znajdowała się wówczas świątynia Apollina. Twierdza przeszła wiele w czasie licznych wojen. Od 15 sierpnia broniona przez 64 żandarmów i żołnierzy Gwardii Narodowej, dowodzonych przez majora Hucka, poddała się po trwającym od godziny6.00 do 15.00 bombardowaniu artyleryjskim, w czasie którego na twierdzę padły 2433 pociski. Potem twierdza stanęła w ogniu i poszła z dymem2.

Paryż miał połączenie z Tours przy pomocy kabla telegraficznego pod Sekwaną, ale 27 września wojska

2 Ilustrierte..., op.cits. 480.

pruskie odkryły go i przecięły. Od tego czasu władze francuskie mogły komunikować się z resztą kraju tylko przy pomocy balonów i gołębi pocztowych. Tak oto powstała pierwsza w świecie flota powietrzna, którą dowo­dził Gaspar Felix Tournachon (1820-1910) zwany Nadarem— dziennikarz, literat, fotograf, którego Juliusz Verne uwiecznił jako bohatera swej powieści Podróż na Księżyc.

28 września 1870 roku do Paryża dotarła wiadomośćo upadku Strasburga. Twierdza ta była oblężona od 9 sierpnia; bronił jej gen. dyw. Jan Jakub Aleksy Ulrich (1802-1886) z załogą liczącą 16 tysięcy żołnierzy (dwa pułki piechoty i 26 baonów Gwardii Narodowej). Natomiast oblegały miasto: Badeńska Dywizja Piechoty, 1. Zapasowa Dywizja Piechoty 3. Armii, dowodzona przez gen. Augusta Werdera, a także oddziały landwery. W sumie siły niemiec­kie liczyły 60 tysięcy żołnierzy i 350 dział.

Od 15 sierpnia oblegający regularnie bombardowali mias­to. W Strasburgu krążyli niemieccy szpiedzy, którzy usytuo­wani na dachach budynków, przekazywali sygnały nieprzyja­cielowi. Generał Ulrich wydał w końcu zarządzenie, że każdy, kto zostanie złapany na dachu, będzie rozstrzelany. W odwecie zniszczył przy pomocy ostrzału artyleryjskiego leżące już po stronie niemieckiej miasto Kehl. 23 sierpnia dowództwo pruskie ściągnęło kolejne działa i bombardowało nie tylko fortecę, ale też miasto. Generał Ulrich zaapelował do mieszkańców, aby zeszli do piwnic, na miasto spadało bowiem co minutę dwadzieścia bomb. Katedra i słynna biblioteka zostały wskutek ostrzału artyleryjskiego całkowicie zniszczone. Biskup Strasburga prosił dowództwo niemieckieo oszczędzenie miasta, na co generał August Werder odpowiedział cynicznie: „Zgoda, ale niech się podda forteca”. Po pewnym czasie biskup ponowił prośbę; tym razem prosiło możliwość ewakuacji mieszkańców. Generał Werder znowu odpowiedział po staremu: „Zgoda, ale niech podda się forteca”, ani myśląc o spełnieniu prośby. Sprowadził on

dodatkowo 49 nowych dział. Nie wiedział, że pamięćo jego barbarzyństwie utrwala polski lekarz, uczestnik powstania styczniowego dr Jan Stella Sawicki (1831-1911), zajmujący się z dużą ofiarnością rannymi w szpitalu, który potem wyda Notatki chirurga o bombardowaniu Strasburga.

Strasburczycy organizowali zbrojne wypady, w których podobno zabili 10 tysięcy żołnierzy nieprzyjaciela. Stoso­wali też fortele — na przykład otworzyli jedną z bram miejskich, a gdy zbliżyły się tam wojska nieprzyjaciela, ostrzelali dywizję Badeńczyków.

Generał Ulrich był dzielnym dowódcą. Miał 68 lati pochodził z pobliskiego Phalsburga. Ukończył słynną Szkołę Wojskową w Saint Cyr, założoną jeszcze przez cesarza Napoleona I. Najpierw służył w 4. pułku lekkiej kawalerii, a w 1823 roku odbył kampanię hiszpańską. Potem przez siedem lat służył w korpusie ekspedycyjnym w Algierze. Nie brakowało mu odwagi i woli walki również w czasie najazdu niemieckiego. Ale 27 września 1870 roku generał Ulrich doszedł do wniosku, że dalsza obrona Strasburga nie jest możliwa. Wydał wojsku rozkaz wyjścia o godzinie 9.00 przez pięć bram miejskich. Żołnierze nie wiedzieli, co się święci; dopiero gdy ujrzeli powiewające nad miastem białe flagi, zrozumieli, że idą do niewoli. Wielu z nich zaprotestowało. Łamali karabiny i krzyczeli: „zdrada!”.

Podobno magazyny wojskowe w Strasburgu były pełne żywności, a licząca 17 tysięcy żołnierzy załoga mogła bronić twierdzy jeszcze kilka miesięcy.

Prasa spekulowała, co mogło stanowić przyczynę decyzji generała Ulricha. I tak m. in. „Frankfurter Journal” twierdził, że do kapitulacji zmusiła go niesubordynacja własnych żołnierzy. Poza tym generał Ulrich chciał zapobiec dal­szemu zniszczeniu miasta przez działa generała Augusta Werdera. Niektórzy dziennikarze niesłusznie sugerowali, że generał Ulrich jako bonapartysta nie chciał służyć rządowi republikańskiemu.

Do niewoli w Strasburgu poszło 400 oficerów i 17 tysięcy żołnierzy. Generał Ulrich przyrzekł królowi pruskiemu, że do końca wojny nie będzie walczył przeciw armiom niemieckim i został zwolniony na parol. Podobnie po­stąpiło trzystu oficerów; reszta wolała niewolę, licząc na to, że może uda się uciec i ponownie podjąć walkę z najeźdźcą. Generał Ulrich udał się natychmiast do Genewy, a stamtąd do Tours, gdzie został przyjęty wręcz entuzjastycznie. Złożył sprawozdanie z kierowania obroną Strasburga. Leon Gambetta proponował mu wy­sokie stanowiska w armii republikańskiej, ale generał odmówił, nie tyle jako rzekomy bonapartysta, lecz przy­pomniał, że został zwolniony na parol3.

30 września generał Werder wezwał mera Strasburga profesora Kussa, słynnego autora podręczników z zakresu patologii medycznej, oraz protestanckich członków Rady Miejskiej — i polecił zorganizowanie nabożeństwa dzięk­czynnego z okazji przywrócenia Niemcom Strasburga. Odbyło się ono w kościele Świętego Tomasza. Podczas nabożeństwa generał Werder oświadczył, że „z bólem serca” kazał bombardować niemieckie miasto, ale wyraził nadzieję, że należyta postawa mieszkańców pozwoli mu na wycofanie stąd wojska. Z kolei ewangelicki kapelan wojs­kowy odprawiający nabożeństwo przypomniał, że zdobycie przed wiekami Strasburga przez Francję nie kosztowało ani kropli krwi, natomiast teraz, odzyskując miasto, wojska niemieckie poniosły sporą ofiarę.

* * *

Trzeba przyznać, że ludność Reims była nastawiona patriotycznie. Oczywiście ten patriotyzm był podbudowany niechęcią do Niemców, którzy od razu pokazali, jak twarda

3 „Dziennnik Poznański” nr 232, 3 października 1870.

bywa ręka okupanta. Gdy wojska niemieckie wkroczyły do miasta, ich dowództwo zażądało od mera, pana Dauphinot’a, dostarczenia 500 tysięcy kamizelek flanelowych. Mer oświadczył, że choćby miał pójść do więzienia i oddać życie, nie przekaże takiego komunikatu obywatelom; został więc osadzony przez okupantów w kryminale. Ale wzbu­rzona ludność 3 października uwolniła go z więzieniai wszczęła walkę z wrogiem. Dowództwo niemieckie musiało ściągnąć z frontu dywizję piechoty, aby ten bunt stłumiła. Jednocześnie pruscy komisarze cywilni Reims: książę Karol Hohenlohe i hr. Karol Tauffkirchen, o ironio, oświadczyli: „Będziemy czynić co w naszej mocy, aby każdą uzasadnioną skargę po sprawiedliwości załatwić”4.

Nadal broniły się twierdze Bitche, Mortier, Montmedy, Neuf Brisach, Phalsbourg, Schlestat, Thionvile i Verdun. Natomiast twierdza Marsal, zbudowana na palach nad rzeką Seil jeszcze przez Galów, została przez wojska francuskie opuszczona.

4 Ilustrierte..., op.cits. 215.

WOJNA TRWAŁA NADAL

Po kapitulacji Strasburga dowództwo niemieckie powołało30 września nowy XIV Korpus Piechoty, w skład którego weszły: Dywizja Badeńska (18 baonów piechoty, dwa pułki kawalerii), 1. Dywizja Rezerwowa dowodzona przez generała Udo von Tresckova (trzy pułki piechoty, cztery pułki landwery, dwa pułki kawalerii — razem 21 baonów,i dwa pułki kawalerii), 4. Dywizja Rezerwowa dowodzona przez gen. por. Schmelinga (cztery pułki landwery — razem 15 baonów). W sumie liczył on 40 tysięcy żołnierzy. Dowódcą został August Werder, awansowany do rangi generała piechoty, a szefem jego sztabu — pułkownik von Leszczyński, dotychczasowy szef sztabu Dywizji Badeńs- kiej. Generał Werder otrzymał zadanie sforsowania Woge- zów i rozproszenia oddziałów nieprzyjacielskich, tworzą­cych się na południu tych gór1.

Wogezy to góry we wschodniej Francji, oddzielone Bramą Burgundzką od Gór Jura, opadające stromo ku Nizinie Gómoreńskiej, rozciągające się wzdłuż Renu na przestrzeni 160 km. Ich najwyższy szczyt to Grand Ballon (1424 m n.p.m.). Część północna Wogezów jest przecięta

1 Wojna francusko-pruska, op.cit., s. 328.

głębokimi dolinami. Góry te są silnie zalesione — znajdują się tam buki i jodły, a także świerki. Teren bardzo dogodny do walk partyzanckich, natomiast trudny do opanowania przez regularne oddziały wojskowe.

* * *

Specjaliści wojskowi zastanawiali się, czy Paryż może być bombardowany bez zdobywania fortów. Stwierdzali, że jest to możliwe od południa i południowego zachodu z Clamart i na południe od fortu Issy, gdzie działa mogłyby już strzelać z odległości dwóch tysięcy jardów, i z Châtillon w odległości 1800 jardów od fortu Vanves. Pociski z wiel­kich dział mogłyby dosięgnąć Tuillierów, a nawet obiekty w ścisłym centrum Paryża. Działa 6-calowe Wirthwortha strzelały na odległość 6,3 mili. Dowództwo pruskie ściągało ze Spandau przed Paryż sześć pułków artylerii wałowej— po 72 działa każdy; w sumie miały się tu pojawić 432 działa tego kalibru, wyrzucające pociski 150-funtowe. Ciężkie działa 9-calowe Kruppa mogły wystrzeliwać pociski 350-funtowe lub bomby 275-funtowe z nabojem zawiera­jącym 45 funtów prochu. Krupp produkował też działa 11-i 18-calowe. Na Światowej Wystawie Powszechnej w Pa­ryżu producent ten pokazywał działo 14-calowe, ważące 1447 cetnarów bez lawety. Paryżanie zastanawiali się, czy działo to nie pojawi się ponownie, ale tym razem nie w charakterze eksponatu...

Tymczasem 30 września o godzinie 4.30 dwie brygady3. Dywizji XIII Korpusu, w sumie 16 baonów, zaatakowały pozycje 12. Dywizji Piechoty dowodzonej przez gen. por. Hoffmana z VI Korpusu Śląskiego, który ściągnięty z 6. Armii Rezerwowej, maszerował drogą do Fon­tainebleau. Bitwa rozegrała się koło miasteczka Chevilly- 1’Hay-Thiais, znajdującego się na południe od Paryża. Pruskim batalionem strzelców i dwiema kompaniami

piechoty dowodził pułkownik Gahler. Natarcie francuskie trwało godzinę, ale Prusacy nie dali się zaskoczyć i obie brygady XIII Korpusu musiały wycofać się, ponosząc ogromne straty (wedle relacji pruskich — 2500 zabitychi rannych). Był to chrzest bojowy pułków francuskich, które dotychczas okupowały Rzym i właśnie stamtąd wróciły.

5 października odnotowano utarczki z patrolami pruskiej4. Dywizji Kawalerii idącej ku Loarze. Wkrótce potem 1500 żołnierzy Gwardii Mobile zostało wypartych z okolic Monfort przez pruską 6. Dywizję Kawalerii. Trzy brygady kawalerii i brygada piechoty oraz trzy półbaterie (19 dział 12-funtowych) pomaszerowały w kierunku Toury i o go­dzinie 7.00 przybyły koło Chassis; jednakże francuska dywizja kawalerii XVI Korpusu, dowodzona przez gen. dyw. Jana Jakuba Ressayre’a, spotkawszy 500 żołnierzy z 6. Dywizji Kawalerii i brygadę piechoty (2 tysiące żołnierzy), po krótkiej walce zmusiła ich do odwrotu.

6 października generał Ludwik Trochu ogłosił, że ma plan kampanii, ale nie chciał go zdradzić opinii publicznej. Jednakże na wypadek, gdyby miał w czasie działań wojennych stracić życie, plan został złożony u notariusza, który ujawniłby go w stosownym czasie. Paryżanie zaczęli ironizować na ten temat. W kabaretach krążyła piosenka:

Je sais le plan Trochu plan, plan, plan, plan, plan Mon Dieu! Quel beau plan Je sais le plan Trochu Grace a lui rien n'est perdu!

(„Znam plan Trochu, plan, plan, plan, plan, plan. Mój Boże! Co za piękny plan. Dzięki niemu nic nie jest stracone!”).

Tymczasem w Paryżu zaczynało brakować mięsa; począwszy od października, sklepy sprzedawały je na kartki. Rozkwit przeżywały jatki końskie. Jeszcze we wrześniu rzeźnicy zabijali dziennie 20-30 koni, ale w październiku już 140-275, aby w listopadzie dojść do 600 sztuk. Ofiarami rzeźników stały się nawet zwierzęta z Lasku Bulońskiego: słoń, niedźwiedzie, antylopy, które szlachtowano w rzeźni angielskiej w Saint Honore. Przed sklepami spożywczymi kolejki przybierały apokaliptyczne rozmiary. Coraz częściej paryżanie stali w nich od6.00 do 18.00, czekając na świeże dostawy.

* * *

Od 5 października w Wersalu przebywali już król Wilhelm I, generał Helmuth von Moltke oraz kanclerz Otto von Bismarck. Utworzyli tam naczelne dowództwo połączonych wojsk niemieckich, których liczba sięgała 400 tysięcy żołnierzy.

Jak podał korespondent wiedeńskiej „Neue Freie Presse”, przebywający w Paryżu i wysyłający swe korespondencje balonem, dywizje niemieckie oblegające Paryż utworzyły oszańcowane obozy w Wersalu koło Jony, Vancession, w Ferneres na skraju lasu, w Croisy-Bonneuil, w Dugnyi Pontillon, a także w Pierrefitte. Ponadto koło Montesson stacjonował korpus obserwacyjny. Dowództwo niemieckie chciało przede wszystkim przywrócić komunikację kolejo­wą między Paryżem a wschodem, ale partyzanci ciągle niszczyli tory.

* * *

Rząd francuski także nie próżnował. Zgodnie z jego poleceniami prefekci w departamentach formowali nowe jednostki Gwardii Narodowej i Gwardii Mobile. Do

przyjazdu szykowały się pozostające w Algierze oddziały armii regularnej — a były to pułk żuawów gwardii i dwa pułki żuawów, w sumie 11 tysięcy żołnierzy, rekrutują­cych się z grona, jak nazwał to „Kreutzer Zeitung”, „straconych synów Paryża”, czyli z nizin społecznych, a nawet lumpenproletariatu. Kiedyś byli to rodowici Algierczycy, rekrutowani z wojowniczego plemienia kaby- lskiego Zuauva, ale gdy w 1839 roku odwołał ich z armii francuskiej szejk Abdel Kader, po wojowniczych Kaby- lach zostały jedynie wspomnienia. Żuawi byli ubrani w białe turbany z czerwoną obwódką i żółtym frędzlem, ciemnoniebieskie kurtki z żółtymi szamerunkami, czer­wone spodnie i białe kamasze. Do przyjazdu sposobili się też tzw. turkozi — formacja, której pułk walczył już koło Wissembourga, Arabowie-mahometanie, oficjalnie zwani strzelcami algierskimi. Formację tę powołano w 1841 roku. Ich nazwa budziła w Algierze nader pochlebne skojarzenia i oznaczała wyjątkowo dzielnych żołnierzy. Formacja liczyła trzy pułki, w sumie 10 tysięcy żołnierzy ubranych w kurtki i spodnie jasnobłękitne, opasanych czerwonymi pasami. Do metropolii miały też przybyć trzy pułki kawalerii, czyli spahisów (cztery tysiące żołnierzy), a także tzw. zefiry, czyli trzy bataliony lekkiej piechoty afrykańskiej.

5 października odbyła się demonstracja ludowa przed ratuszem, który stanowił siedzibę rządu. Demonstranci domagali się bardziej energicznego kierowania działaniami wojennymi, które miałyby doprowadzić do przełomu w woj­nie. Wyrazili też protest wobec ministra Juliusza Favre’a, który pertraktował z kanclerzem Bismarckiem.

„Nie oddamy ani piędzi, ani jednego kamienia z naszych fortec” — krzyczeli demonstranci.

Rząd francuski zorganizował 11 obozów szkoleniowych w Bordeaux, Cherbourgu, Clermont, Ferrand, Conlie, La Rochelle, Les Alpines, Montpelier, Nevers, Saint Quenn,

Santhonay i w Tuluzie. Podjął też decyzje o sformowaniu nowych armii.

Formowanie Armii Wschodniej Leon Gambetta po­wierzył gen. dyw. Albertowi Cambrielsowi (1816-1891). Generał ten pojawił się na początku wojny, jeszcze w Armii Renu, jako dowódca brygady w dywizji kawa­lerii dowodzonej przez gen. dyw. Alfreda Ameila w VII Korpusie. Potem widzimy go jako dowódcę brygady piechoty 1. Dywizji Piechoty w XII Korpusie Armii „Chalons”. W czasie marszu do Sedanu generał został ranny, ale udało mu się uniknąć niewoli i w początkach października znajdował się w twierdzy Belfort. Stąd zameldował się w Tours.

Powstawała także Armia Loary; w jej skład miały wejść XV i XVI Korpusy Piechoty. XV Korpusem dowodził od 13 września gen. dyw. Edward de La Motte Rouge (trzy dywizje piechoty, dowódcy*, gen. dyw. Karol Martin de Pallieres, gen. dyw. Emil Martineau des Chesnez, gen. dyw. Ludwik Peitavin; dywizja ka­walerii, dowódca gen. dyw. Jan Reyneau). XV Korpus Piechoty miał 102 działa. Dowództwo XVI Korpusu, tworzonego z oddziałów z Algieru, objął potem gen. dyw. Antoni Chanzy (trzy dywizje piechoty, dowódcy: kontradmirał Jan Bernard Jaureguiberry, gen. dyw. Szcze­pan Barry, gen. dyw. Jakub Morandy; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Jan Jakub Reyssyre)2.

Na razie jednak w pole wyszedł jedynie XV Korpus Piechoty. 5 października dywizja kawalerii tego korpusu zaatakowała koło Toury jednostki IX Korpusu pruskiego, który maszerował spod Metzu trasą Saint Mihrel, Bar-le- Duc, Troyes i Sens do Fontainebleau, zajętego już przez4. Dywizję Kawalerii 3. Armii. W bitwie dywizja kawalerii XV Korpusu odepchnęła 18. Dywizję Piechoty IX Korpusu

2 web.genealogie.free.fr(France), s. 24-28.

do Etampes. Jednakże na spotkanie XV Korpusu wyszedłI Korpus Bawarski, który pobił Francuzów koło Artenay, blisko Orleanu. Generał Edward de La Motte Rouge nie użył tu wszystkich swoich sił i musiał cofnąć się na południe za Loarę. Tego samego dnia jednostki Armii Paryża stoczyły nierozstrzygnięty bój z oddziałami niemiec­kimi w rejonie Pacy nad rzeką Eure.

* * *

5 października XIV Korpus Piechoty wymaszerował sprzed Strasburga na Schirmach i Saint Martin. Brygada piechoty Dywizji Badeńskiej, dowodzona przez gen. mjr. Degenfelda (siedem baonów piechoty, dwa szwadrony kawalerii, dwie baterie) dotarła do Raon 1’Etape (70 km na południowy zachód od Strasburga), gdzie stoczyła bój z batalionami wolnych strzelców.

Jak podała „Karlsruher Zeitung” w korespondencjach z Luneville i Eitval, 6 października około godziny 16.00 w okolicach St. Remy i Nonpatelise w Wogezach w okręgu Saint Die pokazały się jednostki francuskie, które cofnęły się do Rambervilliers (30 km na południowy zachód od Raon 1’Etape). Walczyły przeciw nim batalion strzelców3. pułku piechoty, 1. pułk grenadierów, dwa szwadrony pułku dragonów, batalion strzelców 6. pułku piechoty i dwie baterie Dywizji Badeńskiej. Według rozeznania pruskiego, nieprzyjaciel był dwukrotnie silniejszy. Oddziałami fran­cuskimi mieli dowodzić generałowie Dupre i Petaivin. W walce z nimi Dywizja Badeńska poniosła straty:20 oficerów i 410 szeregowców, natomiast w ręce niemiec­kie wpadło 600 jeńców. Były to baony powołanej przez Leona Gambettę z luźnych oddziałów tzw. Armii Wogezów, zwanej ciągle oficjalnie Armią Wschodnią, które wcześniej toczyły boje koło Champenoy (4 października) i Raon 1’Etape i Saint Die (5 października) z XIV Korpusem

Piechoty. 7 października Dywizja Badeńska dotarła do Eitival. Przez siedem godzin walczyła z przeważającymi siłami francuskimi, liczącymi w sumie 12 tysięcy żołnierzy, ale zadała im spore straty. Według późniejszego komunikatu niemieckiej Kwatery Głównej, miały one wynieść 1400 zabitych i rannych. Straty brygady wynosiły 37 zabitychi 317 rannych3.

* * *

Jak potem doniosła w komunikacie niemiecka Kwatera Główna w Corny koło Metzu, 7 października o godzinie14.00 w rejonie Tapes, Woippy i Saint Remy, Les Petite i Les Grande Toppe (100 km na południowy zachód od Strasburga) wojska francuskie zaatakowały na prawym brzegu Mozeli pruską 3. Rezerwową Dywizję Piechoty, dowodzoną przez gen. por. Ferdynanda Kummera. Dwa pułki piechoty przepra­wiły się na lewy brzeg i uderzyły na prawe skrzydło tej dywizji, a na lewe skrzydło znajdujące się przed lasem Woippy i przed Bellevue nacierały kolejne dwa pułki. Były to jednostki Korpusu Gwardii. W walkach tych wzięły udział jednostki I, VII i X Korpusów pruskich. Poniosły one straty: 65 oficerów oraz 1865 szeregowców i podoficerów zabitych.

Tego samego dnia o godzinie 17.30 Korpusy I i V pruskiej3. Armii opanowały Nancy. Utworzono tam Generalne Gubernatorstwo dla Lotaryngii, a generalnym gubernatorem został generał Aleksander Bonin. Wojska niemieckie szybko tam się zadomowiły. Oficerowie pruscy i bawarscy lubili bywać w tamtejszych kawiarniach. Szczególnym powodze­niem cieszyła się kawiarnia „Stanislaw” przy rue de Stani­sławę — obie nazwane na pamiątkę polskiego króla Stani­sława Leszczyńskiego, który przed ponad stu laty był księciem Lotaryngii i cieszył się dużą popularnością wśród

3 Ilustrierte..., op.cits. 314 oraz „Gazeta Warszawska” nr 224, 11października 1870.

mieszkańców miasta. Jak podał nieco zgorszony korespon­dent „Neue Preusse Zeitung”, wiele tamtejszych kobiet uczęszczało do tej kawiarni, wystrojonych jak „markietanki z wojny trzydziestoletniej”. Reporter ironicznie zauważył, że „serce ich bije silnie dla całej ludzkości”. Rozbawione towarzystwo szło następnie do browaru „Stanislaw”, gdzie oficerowie bawarscy odkryli znakomite piwo i mogli zagrać w bilard oraz w karty, a na końcu lądowali w kawiarni „Louvre”, gdzie także było dobre piwo, wino chartreusei musujący szampan. Tam również urzędowały damy, które chętnie uczyłyby się niemieckiego, a same udzielałyby lekcji „francuskiego”. W kawiarni „Louvre” występował kataryniarz, mistrzowsko grający utwór Córka regimentu. Na dźwięk tego utworu służące bawiące w kawiarni za­czynały szaleć, bębniąc rękami po stole i śpiewając arię Ma belle patrie z opery Kajetana Donizettiego. Jeden z pod- ochoconych oficerów zażyczył sobie, aby kataryniarz zagrał coś z Offenbacha. Ale muzyk nie znał tych utworów. Wtedy oficer zażądał: to graj Marsyliankę! — i podpici bywalcy darli się: Le jour de glorie est arrive! — po czym śmiali się do rozpuku. Na to damy: La gloire pour vous! Po Marsylian- ce wszyscy odtańczyli kankana. Tę beztroską zabawę przerwał ktoś z ulicy, wołający do lekarzy znajdujących się w lokalu, aby udali się na dworzec kolejowy, bo właśnie przybył nowy transport, liczący dwa tysiące rannych. W sa­mym tylko wrześniu z 3. Armii przybyło ich 38 tysięcy. Szpitale w mieście były przepełnione. Wojna zbierała swe krwawe żniwo4.

* * *

Pruskie: X Korpus i Korpus Gwardii zmuszone były walczyć z wolnymi strzelcami i Gwardią Mobile koło

4 „Dziennik Poznański” nr 245, 21 października 1870.

Marloy-Charloy, na północ i wschód od Metzu. Gwardia Mobile atakowała też III i IX Korpusy pruskie. Walki przeniosły się potem nad rzekę Bourgonne. W wyniku tych działań X Korpus stracił 500 żołnierzy, a III Korpus— 130. Oddziałami tymi dowodził generał Dupre, który próbował odblokować twierdzę Metz. Generał Dupre miał odnieść ranę w tej bitwie.

* * *

7 października Leon Gambetta opuścił Paryż balonem. Leciał do Tours, aby wyjaśnić nieporozumienia między władzami cywilnymi i wojskowymi, a także po to, aby pomóc w lepszej organizacji obrony. Otrzymał od rządu wyjątkowe pełnomocnictwa. Wystartował o go­dzinie 11.00 z placu Świętego Piotra na Montrmartre. Balon nosił nazwę „Armand Barbes”. Gambetcie to­warzyszył sekretarz Spuller, dwie inne osoby i oczywiście aeronauta. Wraz z nim wystartował drugi balon — „Geo­rge Sand” — w którym znajdowało się kilku Ame­rykanów i podprefekt Paryża.

Pomyślny wiatr przeniósł balony poza linie fortów. Placówki pruskie otworzyły ogień z karabinów i dział do balonów lecących na wysokości 600 metrów. W czasie ostrzeliwania Leon Gambetta otrzymał lekką ranę w rękę. Nagle balon zaczął szybko opadać. Gambetta wyrzucił z niego cały bagaż i balon podniósł się do wysokości 200 metrów. Prusacy znowu otworzyli ogień, lecz balon oddalał się już od linii pruskich. O godzinie 15.00 wiatr rozdzielił oba balony — „Georges Sand” dotarł w okolice Le Roy, natomiast Leon Gambetta wylądował w Mont- didier; jak widać, wiatr zniósł balon na północny zachód od Paryża, aż w okolice Rouen. Gambetta dotarł tam, entuzjastycznie witany przez mieszkańców. Na dworcu kolejowym wygłosił przemówienie wzywające do walki

z najeźdźcą. „Zróbmy przymierze ze zwycięstwem lub śmiercią” — wołał.

Stamtąd udał się do Tours, gdzie znajdowała się delegatura rządu i gdzie czekał na niego Józef Garibaldi. Przybył on na wezwanie komitetów w Lyonie i Marsylii, zachęcony przez dr. Józefa Bordonne’a, lekarza i dzia­łacza lewicowego, którego znał jeszcze z czasów Wy­prawy Tysiąca w 1860 roku na Sycylię, zorganizowanej w celu wsparcia powstania. Józef Garibaldi już wcześniej, we wrześniu 1870 roku, deklarował swą pomoc rządowi republikańskiemu, ale deklaracja została bez odpowiedzi; jednakże gdy doktor Józef Bordonne oświadczył, że w Marsylii niecierpliwie czekają na niego, Józef Ga­ribaldi nie zwlekał.

Rzeczywiście, jego zwolennicy przyjęli go entuzjastycz­nie; w koszarach Świętego Wiktora czekało na niego 536 żołnierzy i 15 oficerów. Zaraz podstawiono mu specjalny pociąg, który zawiózł go do Tours. Znalazłszy się tamo godzinie 7.30, Garibaldi spotkał się z ministrami Adolfem Cremeux i Aleksandrem Glais-Bizoinem. Ale zasadnicze spotkanie było dopiero przed nim — o jego udziale w wojnie miał zadecydować Leon Gambetta.

Po tym spotkaniu Leon Gambetta zadepeszował do Paryża: „Kłopotliwa sprawa. Co dalej z nim zrobić? Nie sądzę jednak, aby można było odrzucić jego usługi, tym bardziej, że bierze on na siebie zobowiązania co do Nicei”5.

Jak wiadomo, Nicea była wcześniej częścią Królestwa Sardynii i została od niego odłączona na rzecz Francji jako rekompensata za zdobycie dla niego w 1859 roku Lombardii w wojnie z Austrią. Tu urodził się Józef Garibaldi. Jego deklaracja o przystąpieniu do wojny francusko-pruskiej po stronie Francji jakby legitymizowała przyłączenie Nicei do

5 „Dziennik Poznański” nr 245, 21 października 1870.

Francji — Józef Garibaldi, urodzony w Nicei, mógł poczuć się obywatelem tego kraju!

Tymczasem w Tours wśród władz zapanowała panika. Arcybiskup Tours uznał, iż Opatrzność wylała już cały kielich poniżeń na Francję, ale oto przyszło mu przeżywać poniżenie najgorsze: oglądać Józefa Garibaldiego w roli zbawcy Francji! Nawet Adolf Cremieux, skądinąd przywód­ca umiarkowanej lewicy, twierdził, że tylko tego zmart­wienia brakowało Francji.

NIEUSTĘPLIWI FRANCUZI

Tymczasem Leon Gambetta załatwiał w Tours sprawy niecierpiące zwłoki. Skorzystał z sytuacji, że Francuzi uznali jego przelot nieomal za palec Opatrzności — wie­rzyli, że ocali Francję. Dlatego wszędzie był witany entuzjastycznie; wielokrotnie musiał przemawiać do spon­tanicznie zebranych w drodze rodaków. Gambetta wzywał do jedności i do poświęcenia osobistych interesów dla dobra kraju. Dlatego w Tours postanowił objąć obok funkcji ministra spraw wewnętrznych także tekę ministra wojny. Pomysł ten zaskoczył delegację. Poddano go pod głosowanie — były dwa głosy za, ale też dwa przeciw. Wtedy Leon Gambetta oznajmił:

„Mam od rządu wyjątkowe pełnomocnictwa, a więc ostateczna decyzja należy do mnie”1.

Tak oto został dyktatorem; mógł rządzić całą Francją za wyjątkiem Paryża. Ale formalnie działał w porozumieniu z rządem obrony narodowej. Posyłał mu regularne raporty przy pomocy poczty gołębiej albo balonami. Tekst depeszy przepisywał szyfrem, a potem pisał wyraźnym pismem na arkuszu z urzędowym nadrukiem. Następnie tekst był

1 Irena K o b e r d o w a , Leon Gambetta, s . 6 2 .

fotografowany i zmniejszany do mikroskopijnych roz­miarów. Wsadzano go między pióra ogona gołębia, a gdy ten doleciał na miejsce, depesza była powiększana, przepi­sywana i odszyfrowywana.

Wśród panikarzy krążyły plotki, że dowództwo niemiec­kie sprowadziło stado jastrzębi, aby atakowały gołębich posłańców, ale nie znalazło to odzwierciedlenia w faktach.

Jako dyktator Leon Gambetta znalazł się w trudnej sytuacji — armia była rozbita, brakowało oficerów, pienię­dzy, broni i zaopatrzenia. Administracja lokalna była nastawiona wrogo, bowiem pochodziła jeszcze z czasów cesarstwa. Ale Leona Gambettę cechowała niespożyta energia. Zaciągnął w banku Morgana pożyczkę w wysokości 200 milionów franków, za które zorganizował zakup i produkcję broni. Postarał się nawet o mapy sztabowe dla poszczególnych korpusów. Jednocześnie tworzył nową kadrę dowódczą, awansując zdolnych oficerów, ale nie odpychając też generałów cesarstwa. Dlatego dowództwo nad przyszłą Armią Wogezów powierzył znanemu ze swej waleczności gen. dyw. Albertowi Cambrielsowi, ale ten miał spore kłopoty z zebraniem całej armii, ponieważ poszczególne jej jednostki wolały wojować na własną rękę. Na razie generałowi Cambrielsowi udało się zebrać jedynie 30 tysięcy zamiast spodziewanych 60 tysięcy żołnierzy.

Co do oferty Garibaldiego, Leon Gambetta po namyśle uznał, że należy z niej skorzystać, nie bardzo jednak wiedział, jak. W końcu powierzył mu dowództwo nad batalionami wolnych strzelców i brygadą Gwardii Mobile w formującej się Armii Wogezów, o czym poinformował w liście generała Alberta Cambrielsa, który tym samym został zwierzchnikiem Józefa Garibaldiego.

Obecność Józefa Garibaldiego i jego grupy szybko odnotował wywiad niemiecki. W meldunku do dowództwa brygady badeńskiej znalazła się informacja, że pojawiło się nowe zgrupowanie francuskie, którym dowodził generał

Cambriels, a dowódcami brygad są generał Bossack, generał Marie i generał Menotti Garibaldi. „Bossack”, to był gen. bryg. Józef Hauke-Bosak, jeden z dowódców powstania styczniowego, który przyłączył się do Garibaldiego. Generał Marie? Ktoś taki nie istniał. Był za to pułkownik, a wkrótce potem gen. bryg. Marie Delpech, dowódca 2. Brygady. Dowódcą 3. Brygady był rzeczywiście awansowany wkrótce na gen. bryg. Menotti Garibaldi, syn Józefa. Była też 4. Brygada, którą przeoczył szpieg niemiecki: dowodził nią drugi syn Józefa Garibaldiego, gen. bryg. Ricciotti Garibal­di. Wódz w czerwonej koszuli dysponował też trzema bateriami (18 dział), w tym jedną górską2.

* * *

W nocy z 7 na 8 października dwa szwadrony 16. szlezwicko-holsztyńskiego pułku huzarów i dwie kompa­nie piechoty bawarskiej zostały zniszczone w rejonie Ablis, miasta leżącego 40 kilometrów na południowy zachód od Paryża, przez liczący dwustu żołnierzy batalion wolnych strzelców z Armii Paryża, dowodzony przez kapitana Ernesta Lipowskiego. Był to absolwent Szkoły Wojskowej w St. Cyr. Od 1863 roku służył w Algierii. W sierpniu przybył do Paryża, gdzie został dowódcą oddziału wolnych strzelców, ale miał naturę zagończyka, więc został wysłany w teren do formującej się Armii Wschodniej. W bitwie koło Ablis wziął do niewoli stu jeńców, których przyprowadził do Tours. Byli to pierwsi jeńcy niemieccy, których widziano w tym mieście. 48 huzarom udało się w trakcie bitwy uciec. Leon Gambetta awansował go na podpułkownika.

Ernest Lipowski wygrał bitwę dzięki informacjom prze­kazanym mu przez mieszkańców Ablis. W odwecie brygada kawalerii z XII Korpusu spaliła miasto, a zdolnych do

2 „Gazeta Warszawska” nr 241, 31 października 1870.

noszenia broni mężczyzn rozstrzelała3. Była to sprawka księcia Wilhelma von Mecklemburg, dowódcy dywizji kawalerii, który osobiście dopilnował i czekał kilka godzin, aż ostatni dom zgorzał.

„Postąpimy tak z każdą wsią, w której wolni strzelcy dadzą ognia do naszych żołnierzy” — oświadczył butnie. „Mimo to oddziały wolnych strzelców rozmnażają się nadzwyczajnie, a choć w walnej bitwie nie są w stanie dotrzymać pola, przecież ich samo uwijanie się jest dla naszej armii bardzo niebezpieczne” — pisały „Hamburger Nachrichten”.

* * *

Z kolei na froncie w Wogezach 9 października batalion pruskiego 30. pułku piechoty wraz z brygadą dowodzoną przez generała Degenfeda starł się koło Rambervilliers z batalionami wolnych strzelców z formującej się Armii Wschodniej. Walki trwały na cmentarzu, gdzie okopali się wolni strzelcy. Po ich wyparciu Niemcy musieli zdobywać dom za domem. Francuzi wycofali się w końcu do Epinal nad Mozelą, 50 km na południowy zachód od Rambersvil- liers, zostawiając 40 poległych, a 20 dostało się do niewoli. Natomiast Niemcy zanocowali na cmentarzu. Następnego dnia 5. badeński pułk piechoty starł się z batalionem wolnych strzelców koło St. Anould, a 11 października 1. i 2. badeńskie pułki grenadierów walczyły w Brounvilliers. Tego samego dnia bataliony wolnych strzelców formującej się Armii Wschodniej znowu stoczyły walki koło Epinal z brygadą generała Degenfelda. Tymczasem oddziały Gwar­dii Mobile dowodzone przez generała Dupre’ego musiały cofnąć się do Bruyeres (50 km na wschód od Epinal). Tam połączyły się z batalionami dowodzonymi przez generała

3 Wojna francusko-pruska, op.cit., s. 319.

Alberta Cambrielsa. Tak też powstała, już oficjalnie, Armia Wschodnia, zwana nieformalnie Armią Wogezów, która pomaszerowała przez Remiremont w kierunku Besançon. XIV Korpus Piechoty ruszył za nią.

* * *

10-11 października cztery pułki kawalerii, dwa pułki żuawów i trzy baterie stanowiące przednią straż formującej się ciągle Armii Wschodniej starły się koło Artenay (20 km na północ od Orleanu) z wysłanym przez nie­miecką Kwaterę Główną z Wersalu na południe I Kor­pusem Bawarskim i 4. Dywizją Kawalerii księcia Al­brechta z IX Korpusu. Straty niemieckie wyniosły dwustu zabitych i rannych. Wedle komunikatu niemieckiej Kwa­tery Głównej, Francuzów miało być 40 tysięcy, Niemców 34 tysiące. Obie walczące strony uważały, że to one odniosły zwycięstwo.

Mimo poniesionych strat I Korpus Bawarski z towarzy­szącą mu dywizją kawalerii nadal parł w kierunku Orleanu i 13 października zajął go. Miasto to, liczące 70 tysięcy mieszkańców, stanowiło ważny węzeł kolejowy — tu zbiegały się linie kolejowe z Nantes, Bordeaux, Tuluzy, i Kolei Centralnej z Bourgos-Lyon-Paryż. Orlean miał też połączenia z Cherbourgiem i Brestem koleją z Tours. Uważany był za spichlerz Paryża. I Korpus Bawarski uderzył na trzy bataliony francuskie, okopane na lesistych wzgórzach, a francuska dywizja kawalerii generała Alek­sandra Michela walczyła z 4. Dywizją Kawalerii księcia Albrechta. Natomiast pięć baonów szaserów cofnęło się do miasta, gdzie doszło do walk ulicznych. W rezultacie wojska francuskie wycofały się z Orleanu4.

4 Ilustrierte..., op.cit., s . 2 4 6 oraz Pierre L e h a u t e o u r t I I , op.cit., s . 105.

* * *

13 października rozpoczęły się walki na przedpolach Paryża, w rejonie Châtillon i Bagneux. Jak wspominał jeden z oficerów II Korpusu Bawarskiego, wiał silny wiatr. Z pruskiej wieży obserwacyjnej było widać, że wojska francuskie koło Armeil ciągle przemieszczają się wokół miasta. Nagle francuskie forty i szańce otworzyły silny ogień na Bagneux, Châtillon, Bourg-la-Reine i Sce­aux. Na przedpolu pojawili się żołnierze francuscy. Brygada bawarska, dowodzona przez gen. mjr. Merlingera, miała zająć Bagneux i Châtillon, ale Francuzi wyrzucili ją stamtąd gwałtownym atakiem, zajęli wioski, zbudowali barykady i razili ich ogniem. Bawarczycy usiłowali kontratakować. Generał Merlinger prosił dowództwo nie­mieckie o wsparcie. Walki toczyły się już o każdy dom. W końcu brygada bawarska odzyskała Châtillon o godzinie 15.00, a Bagneux o godzinie 17.00. Jak podawał komuni­kat francuski, walki toczyły się na równoległej linii od części południowej muru opasującego Paryż. Na tej przestrzeni znajdowały się wzgórza, za którymi leżały forty Ivry, Bicetre i Montrouge. Fort Châtillon znajdował się przed Vanvies i Montrouge, a za nim forty Sceux i Chatenay, skąd żołnierze francuscy rzucali granatami. Na tym terenie panowała grobowa cisza, a okna i drzwi domów były pozabijane deskami.

O oblężeniu Paryża pisał pewien żołnierz pruski, Polak z 11. Dywizji VI Korpusu Śląskiego, w liście do matki. List ten znakomicie oddaje nastroje panujące w szeregach armii niemieckiej:

„Najukochańsza Matko, teraz znajdujemy się przed owym miastem Paryżem. Pruska armia objęła cały Paryż dokoła. Szósty korpus armii, piąty, Bawarczycy. Francuzy się okropnie oszańcowały, a my teraz zaszliśmy dycht z tyłu, trzy ćwierci mili od szańców i z gołego pola atakować,

albo głosem morzyć ich mamy. Francuzy okropnie z kanon naszych rażą, to nie do wytrzymania. 12 dywizja dostała w... [tu autor listu użył słowa uznanego za nieprzyzwoite], nasza 11 trochę o tyle tak daleko, że z armaty bomba nie dojdzie. Ale to bardzo się człowiek jednak wzdryga, gdy przyjdzie rzężenie kul francuskich. My prawie sobie z tego nic nie robimy, bo już się nam naprzykrzyło to w polu leżenie, te przeklęte ciężkie marsze, ale jednak nam żal tak młodo ginąć tak daleko, od swoich Rodziców. Już czwarty dzień, jak nasza i francuska artyleria rżnie do siebie i to ani na tę stronę, ani na tą nie idzie, bo oboje dobrze stoją, w dobrym bojowisku, tylko że bajerów strzasnęli Francuzy. Najukochańszo Matko, Babciu, Bracia, Siostry i wszyscy krewni, to miasto Paryż, to jak tylko okiem można zajrzeć, tak ani początku, ani końca nie widać, więc zapłakać trzeba przed szturmem tego prześlicznego miasta, stolicy Francji. Francja to inaczej wygląda, jak nasze kraje te śliczne budowle, te śliczne pola pszenicy i te śliczne góry z winnica­mi. Teraz się już wina naprzykrzyłem, więc tylko każdy szuka szampana i koniaku, bo inszej wódki nie ma, jak tylko szampany, koniaki i inne trunki. Kilka mil marszu, to my wcale cywilnego Francuza nie widzieli. Wszystko precz. Najdroższa Matko, ja mam parę groszy, pieniądze, bo dziewięć talarów, a w środę znowu gieldtag, ale już się obawiam, do dom jak odesłać tak daleko, tak w list włożyć, to z całym listem wezmą i po wszystkiemu, a post szainu nie mogę dostrzec. No to wszystko. Przepadnie, to nie będzie. Ale ja mam w Panu Bogu nadzieję, że mnie Pan Bóg uchroni od nieszczęścia. Gdy ten list wam piszę, to aż się ziemia strząsa pode mną od huków działowych. Pisałem na kolanie. Na wyoranej ziemi my piechota biwakujemy. A artyleria bombarduje, a potem, gdy się nie poddadzą, to piechota będzie atakować te szańce. Więcej wam nie mam do pisania, jak tylko może w tym ostatnim liście się żegnam z wami wszystkimi. Jeżeli bym miał długo nie pisać, to możecie

miarkować, żem zginął. Proś Boga, aby obu braci do wojny nie wzięli. Żyjcie wy wszyscy z Bogiem. Niech was ma w opiece i mieszka z Wami. Amen. Pole pod Paryżem 29 września”5.

* * *

Prefekt policji w Paryżu Emil hr. de Keratry postanowił pójść w ślady Leona Gambetty i poleciał 16 października balonem do Tours. Miał nadzieję, że uda się do swych ziomków i jako deputowany z Finistre, leżącego nad Atlantykiem departamentu w Bretanii, poderwie Bretoń- czyków do walki z najeźdźcą. Leon Gambetta też na to liczył, mianując go dowódcą armii bretońskiej, którą hrabia Keratry miał nadzieję stworzyć, i nadał mu stopień generała dywizji. Rzeczywiście, Bretończycy porwani apelem swego ziomka i deputowanego zaczęli zgłaszać się z departamen­tów Cotes du Nord, Finistre, Ille et Virlaine, Loric Inférieure, Morbihan do obozu w Conlie. W sumie ich szeregi liczyły 19 tysiący żołnierzy. Brygady bretońskie zostały wcielone do 2. Armii Loary.

* * *

16 października pojawił się nieoczekiwanie w Tours generał Denis Soter Bourbaki. Jak podała „Independence Belge”, wydostał się on z Metzu i udał się do Londynu, gdzie spotkał się z cesarzową Eugenią. Ta zaś miała zażądać:

— Zabieraj mojego syna i jedź z nim do Paryża. Tam ogłosisz go cesarzem pod moją regencją.

Ale generał Denis Bourbaki jedynie wzruszył ramionami:— Armia nie zechce syna cesarza Napoleona III.

5 „Dziennik Poznański” nr 253, 30 października 1870.

Z kolei relacja gazety „Kölner Zeitung” na temat pojawienia się generała Bourbakiego w Tours różniła się nieco w szczegółach od relacji poprzedniej. Otóż w Camden Place, gdzie przebywała była cesarzowa Eugenia wraz z synem, księciem Ludwikiem Napoleonem, pojawił się tajemniczy osobnik, rzekomo działający w imieniu cesarza, który zaproponował, aby cesarzewicz ujawnił otoczeniu Napoleona III, gdzie przebywa. Nieznajomy miał już przygotowaną fotografię miejscowości. Na jej odwrocie cesarzewicz napisał: „Jeśli chcecie poznać nasze nowe miejsce zamieszkania, to je macie”. Następnie ów osobnik udał się do króla pruskiego i oznajmił, że cesarzewicz chce porozumieć sie z generałami znajdującymi się w Metzu. Dostał od niego zezwolenie na przekroczenie pikiet nie­mieckich, otaczających twierdzę, i zjawił się u marszałka Bazaine’a. Pokazał fotografię i przedłożył propozycję:

„Niech jeden z marszałków, albo przynajmniej generał Bourbaki, pojedzie do cesarzewicza”.

Franciszek Canrobert i Edmund Lebouf odmówili, ale Denis Bourbaki wyraził gotowość. Wtedy nieznajomy dał mu paszport na swe nazwisko, wizowany we Florencji, Wiedniu i Istambule. 24 września generał Bourbaki w cy­wilnym ubraniu opuścił Metz z grupą wychodźców. Książę Fryderyk Karol wiedział o tym, ale nie przeszkadzał w wyjeździe generała. Denis Bourbaki dotarł do cesarzowej, ale ta rzekomo oznajmiła, że nie chce mieszać się do polityki. Misja generała spaliła przeto na panewce6.

Jak z kolei podało „Echo de Luxemburg”, generał Denis Bourbaki przybył 10 października do Brukseli. Chciał wracać do Metzu i prosił dowództwo niemieckie, aby go przepuściło, ale książę Fryderyk Karol zapraszał go do niemieckiej Kwatery Głównej w Wersalu. Wtedy generał postanowił udać się do Tours, aby ofiarować swe usługi

6 Wojna francusko-pruska, s. 473.

rządowi republikańskiemu. Leon Gambetta po namyśle powierzył mu formowanie Armii Północnej. W tym celu generał Denis Bourbaki miał udać się do Lille.

* * *

16 października skapitulowała twierdza Soissons nad rzeką Aisne, 100 kilometrów na północny wschód od Paryża, która została zajęta przez VIII Korpus 4. Armii. Do niewoli poszły cztery tysiące żołnierzy, a 4. Armia wzbo­gaciła się o 132 działa. Zdobycie Soissons ułatwiało także dowóz żywności i amunicji dla wojsk oblegających Paryż od północy, ale dowództwu obrony miasta ani śniło się poddać. 16 października w Paryżu znajdowało się 2140 dział, a każde z nich posiadało 400-500 pocisków i 3- tonowy zapas prochu. Minister robót publicznych zapewnił, że do końca października podległe mu fabryki broni wyprodukują 217 kartaczownic, 56 moździerzy, 300 dział żłobkowanych nabijanych od tyłu, mających zasięg czterech kilometrów7.

17 października twierdzę Montdidier (100 km na północ od Paryża) zajęły oddziały I Korpusu Piechoty 4. Armii. W czasie potyczki zginęło pięciu oficerów i 178 gwardzis­tów mobile.

Tego samego dnia kanonierka francuska „Hamein” zatrzymała dwa okręty niemieckie, które nieopatrznie znalazły się na wodach francuskich: „Lusia” i „Concorde”.

* * *

18 października XIV Korpus Piechoty po czterech dniach bojów o Xetigny i Saint Loup dotarł do Vesoul, 60 km na zachód od Belfort. Żołnierze tego korpusu

7 Pierre L e h a u t c o u r t I, op.cit., s. 285.

zagarnęli francuską pocztę połową; ze zdobytych listów wynikało, iż francuscy żołnierze, z którymi przyszło im staczać boje, są chorzy, zmęczeni i zgłodniali, a wielu z nich leczy rany. Żołnierze oskarżali zresztą oficerówo bezczynność i gonienie za wygodami. DowództwoXIV Korpusu dowiedziało się też, że generał Józef Garibal­di udał się do Besançon, ponieważ żołnierze Gwardii Mobile i Gwardii Narodowej rzekomo nie chcieli walczyć pod jego rozkazami.

Tymczasem Józef Garibaldi rzeczywiście przybył 18 paź­dziernika do Besançon, ale wraz z Leonem Gambettą, aby zorganizować obronę wschodu kraju. Besancon, liczące 47 tysięcy mieszkańców, leżało na półwyspie utworzonym przez rzekę Doubs i opierało się o skałę wysoką na 1100 stóp, z cytadelą zbudowaną jeszcze przez marszałka Vaubana. Na górze Charmont (600 stóp) ulokował się fort Griffon z 1595 roku, połączony górą Trochatey (tysiąc stóp) z dwoma fortami. Dowództwo francuskie ufortyfikowało też góry Beauregard (1300 stóp) i Chan- damme (1200 stóp).

* * *

18 października 22. Dywizja Piechoty XIII Korpusu 4. Armii, dowodzona przez gen. por. Witticha, wspierana przez 4. Dywizję Kawalerii II Korpusu, dowodzoną przez księcia Albrechta Pruskiego, uderzyła na Châteaudun, 55 km na zachód od Orleanu. Siły niemieckie wynosiły osiem tysięcy żołnierzy. Miasta broniły baon Gwardii Narodowej i baon wolnych strzelców Paryża, sformowany przez awansowanego na podpułkownika Ernesta Lipo­wskiego — w sumie 1400 żołnierzy. Obroną dowodził Ernest Lipowski. W przeddzień bitwy rozlepił on na murach miasta odezwę: „Wezwałem mera i municypalność miasta, aby bronili Châteaudun do ostatniej kropli krwi,

lecz ci bezecni nie chcieli na to przystać ze względów samolubnych. Rozkazałem więc bronić miasta do ostatniego i karać śmiercią każdego, kto by się temu przeszkodzić odważył”. Odezwę podpisał dumnie: hrabia Lipowski, dowódca wolnych strzelców paryskich8.

8 Ibidem, s. 295.

UPADEK METZU

Oddziały Ernesta Lipowskiego przez 12 godzin walczyły na barykadach Châteaudun. Dowództwo niemieckie straciło 1800 żołnierzy, natomiast Ernest Lipowski —jedynie 200. Nazajutrz 22. Dywizja Piechoty spaliła miasto. Natomiast pruska 4. Dywizja Kawalerii nacierała w kierunku Metloy, ciągle atakowana po drodze przez wolnych strzelców, nad czym ubolewała niemiecka Kwatera Główna w komunikacie z 26 października. Oddział Ernesta Lipowskiego rozrósł się do brygady i wszedł w skład XVI Korpusu; w ciągu trzech miesięcy stoczył on 29 potyczek z najeźdźcami. Leon Gambetta awansował Ernesta Lipowskiego do rangi gene­rała brygady1.

Na froncie pojawiła się nowa formacja francuska: party­zanci. Umundurowani na czarno, z czerwoną szarfą na biodrach i w kapeluszach z szerokim piórem, uzbrojeni byli w karabiny typu Minie, mniej skuteczne niż chassepoty. Najmłodsi żołnierze mieli po 16 lat, najstarsi — 45. Pierwsza taka formacja pochodziła z departamentu Gers w środkowych Pirenejach, oddalonego od Paryża 685 kilometrów. Nękali oni przeważnie niemieckie transporty

1 Polski Słownik Biograficzny, t. XVIII s. 412.

z żywnością, które zmuszone były przejeżdżać przez zalesione okolice. Wspierali także działania regularnych wojsk, takie jak wypad oddziałów Armii Obrony Paryża w nocy z 19 na 20 października na Chevilly, gdzie stacjonował VI Korpus Śląski. Był to podobno jeden z elementów słynnego planu generała Ludwika Trochu: nękać przeciwnika niespodziewanymi wypadami.

* * *

21 października 22. Dywizja Piechoty XIII Korpusu maszerowała na Chartres. Wspomagająca ją 8. Brygada 4. Dywizji Kawalerii, dowodzona przez gen. mjr. Hontheima, przekroczyła koło Thivars rzekę Eure. Gdy 22. Dywizja mijała wieś Morancez, tuż koło Chartres, padły strzały. Wtedy pojawił się pleban z Morancez i obiecał, że nakłoni władze Chartres, aby w celu uniknięcia bombardowania miasta, a zwłaszcza zniszczenia zabytkowej słynnej katedry, poddały się. Dowódca saski oznajmił, że daje im godzinę do namysłu. W tym czasie 8. Brygada Kawalerii wdała się już w utarczki z trzema batalionami Gwardii Mobile, ale władze Chartres zgodziły się na kapitulację i dokonały rozbrojenia 1500 gwardzistów2.

* * *

22 października XX Korpus Armii Wschodniej starł się z XIV Korpusem niemieckim, maszeruj ącym od dwóch dni z Vesoul (100 km na północny wschód od Dijon). Francuzi zajęli stanowiska między Riotz-Etuz i Cussey nad rzeką Ognon i po dwóch dniach zmagań cofnęli się ku Besançon. W bitwie wzięły udział: brygada generała Degenfelda, brygada 4. Dywizji Kawalerii generała księcia Albrechta,

3. Brygada Dywizji Badeńskiej, dowodzona przez gen. mjr. Kellera, oraz dwa baony pruskiego 30. pułku piechoty. Straty niemieckie: trzech oficerów i przeszło stu żołnierzy.

* * *

22 października na froncie koło Paryża oddziały Gwardii Mobile z Mont Valerien, mające 40 armat polowych, za­atakowały 10. Dywizję V Korpusu Poznańskiego i 1. pułk landwery gwardii. Walka była bardzo zacięta. Wtedy poznaniakom przyszła na pomoc artyleria IV Korpusu, strzelająca z prawego brzegu Sekwany, oraz 9. Dywizja V Korpusu. Król pruski Wilhelm I przebywał wtedy w prefekturze w Wersalu; na wieść o toczących się niedaleko walkach postanowił osobiście zagrzewać do boju swych żołnierzy i natychmiast udał się na pole bitwy. W pierwszej jej fazie, kiedy Francuzi dotarli aż do Bougival, w lasach pojawiły się duże gromady chłopów z wielkimi pałkami, gotowe zaatakować cofających się Prusaków — ale ci, jak na złość, odparli natarcie francuskie i zawiedzeni chłopi rozeszli się. W ręce pruskie wpadło 175 jeńców, ale Prusacy mieli 100 zabitych i rannych.

* * *

24 października poddała się twierdza Schlestat nad rzeką111 przy granicy bawarskiej. Obroną dowodził gubernator Reinach. Gdy dowódca 3. Dywizji Rezerwy, generał Ferdynand Kummer, spytał go, na jakich warunkach byłby gotów poddać twierdzę, gubernator dumnie odparł, że jego warunkami będą armaty. Niestety, przegrały one pojedynek z artylerią pruską — po długotrwałym wzajemnym ostrzale z pięćdziesięciu armat francuskich biorących udział w po­jedynku do dalszej walki nadawało się jedynie osiem. Miasto liczące 1100 mieszkańców było zupełnie zruj­

nowane. Wówczas, po dwóch dniach ostrzału, o godzinie 10.00 gubernator kazał wywiesić białą flagę. Dowództwo niemieckie zabrało do niewoli 2400 żołnierzy i zdobyło 120 dział3.

Tymczasem maszerujący na południe Francji z zadaniem zajęcia twierdzy Belfort pruski XIV Korpus Piechoty stoczył 24 października walkę z XX Korpusem francuskim przed Besançon, 60 kilometrów na zachód od granicy szwajcar­skiej, po czym, odepchnięty przezeń na północny zachód, zajął Gray i stamtąd pomaszerował na południowy zachód w kierunku Dijon.

* * *

25 października władze w Paryżu stwierdziły, że mają do wyżywienia 1 978 100 mieszkańców. Był to dla nich duży kłopot, ale wielu zamożniejszych mieszkańców stolicy, w tym cudzoziemcy, przyszło z pomocą głodującym. I tak amerykański milioner Robert Wallace dał dwa miliony franków na wsparcie biednych, za co władze nazwały ulicę w dzielnicy Belleville jego imieniem. Z kolei polski arystokrata hrabia Ksawery Branicki ofiarował na cele charytatywne 500 tysięcy franków.

27 października wojska francuskie starły się koło Mon- tereau (35 kilometrów na wschód od Fontainebleau) i Nan- gis (20 km na północ od Montereau) z 4. Dywizją Kawalerii, w wyniku czego poległo pięciu oficerów i 197 żołnierzy. Niemcy mieli 10 zabitych i 40 rannych.

* * *

Otoczenie króla Wilhelma musiała rozbawić informacja, którą podała prasa francuska, że paryska loża wolnomularska

3 Wojna francusko-pruska, op.cits. 341.

wezwała go, aby jako mason stawił się na posiedzenie loży29 października o godzinie 19.00 do pałacyku przy rue Rousseau 35, gdzie miała być rozpatrywana skarga na jego postępowanie wobec francuskich braci wolnomularzy. Ale zapewne mniej ucieszyła go wiadomość, że w Paryżu formował się ochotniczy korpus anglo-amerykański, który liczył 1500 żołnierzy. Jego powstanie w pewnym sensie umiędzynarodowiało tę wojnę. Najpierw Włosi, nie mówiąco Polakach, a teraz Anglicy i Amerykanie po stronie Francji? W dodatku korpus wykazał się walecznością, bo wyparł załogę pruską z fortu Le Bourget4.

* * *

Oblężonej od 15 sierpnia twierdzy Bitche, na granicy Francji z Palatynatem Bawarskim, zbudowanej na wysokiej jak Gibraltar skale (200 stóp), z głębokimi kazamatami prawie nie do zdobycia, broniły dwa tysiące żołnierzy.24 sierpnia twierdza była bombardowana z czterech moź­dzierzy 60-funtowych i pięciu baterii dział gwintowanych 12-funtowych. Bombardowania zniszczyły 120 budynków, ale po 20 tysiącach strzałów baterie oblężnicze nie były w stanie już funkcjonować. Oblegając twierdzę, 4. pułk Dywizji Wirtemberskiej odszedł sprzed twierdzy, a pozostał tam 8. pułk I Korpusu Bawarskiego. Nie miał on lekkiego życia — oblegani dokonali wypadu na Bawarczykówi zmusili ich baterie do milczenia.

* * *

Nagle na paryżan jak grom spadła wiadomość, że 28 paź­dziernika 1871 roku twierdza Metz skapitulowała. Broniły jej cztery korpusy (12 dywizji) liczące 173 tysiące żołnierzy,

4 „Dziennik Poznański” nr 261, 10 listopada 1870.

w tym 30 tysięcy rannych i chorych, natomiast blokowało siedem niemieckich korpusów (I, II, II, VII, VIII, IX i X), a także 25. Dywizja Heska i Dywizja Landwery gen. Ferdynanda Kummera — w sumie 240 tysięcy żołnierzy, rozciągniętych na froncie 27 mil. Oblężeniem dowodził gen. piechoty książę Fryderyk Karol. Dziennie wojska niemieckie zjadały 225 tysięcy bochenków chleba, 185 sztuk bydła rogatego, 400 cetnarów słoniny, 540 cetnarów ryżu, a także wypijały 160 tysięcy kwart wódki i 10 cetnarów kawy. Z kolei 160 tysięcy koni zjadało 6800 cetnarów siana, 3400 węcpli owsa i zużywało tysiąc kóp słomy5.

Zdaniem wielu teoretyków wojskowości, twierdza była nie do zdobycia. W takim razie dlaczego padła? Oficjalne wytłumaczenie brzmiało: kończyły się zapasy żywności. Ale jaka była prawda? Fryderyk Engels uważał, że Achilles Bazaine zaplątał się w intrygę polityczną, mającą na celu przywrócenie obalonej dynastii, ale przy pomocy... zaborcy6.

Może dlatego marszałek Achilles Bazaine poddał twie­rdzę, aby udowodnić, że rząd republikański nie jest w stanie skutecznie prowadzić wojny, nad której dzia­łaniami kontrolę przejęli niedoświadczeni wojskowo cy­wile? Zapewne coś było na rzeczy, skoro kanclerz Bi­smarck wzdragał się paktować z rządem republikańskim. Czyżby górę wzięły u staregę monarchisty uprzedzenia klasowe? Ale wojska niemieckie, biorąc do niewoli cesarza Napoleona III, przedobrzyły sprawę. Król pruski zapewne sądził, że kończy to wojnę. Cesarz Napoleon III nie czuł się jednak kompetentny do zawarcia traktatu pokojowego, a w dodatku pozbawiony korony, zupełnie wypadał z gry. Trzeba było wojnę zaczynać od nowa. Miała ona potrwać jeszcze pięć miesięcy.

5 „Dziennik Poznański” nr 261, 10 listopada 1870.6 Fryderyk E n g e l s , op.cit. , s. 185.

Akt kapitulacji twierdzy Metz brzmiał następująco:„Z upoważnienia Jego Ekscelencji głównodowodzącego

marszałka Bazaine’a i naczelnego wodza, Jego Królewskiej Wysokości księcia Fryderyka Karola, niżej podpisani, szef sztabu głównego armii francuskiej w Metz i szef sztabu głównego armii pruskiej pod Metz zgodnie ułożyli, co następuje: Zostająca pod rozkazami marszałka Bazaine’a armia francuska oddaje się w niewolę. Twierdza i miasto Metz ze wszystkimi fortami, materiałem wojennym, wszel­kiego rodzaju zapasami i wszystkim, co jest własnością państwa, mają być oddane armii pruskiej w takim stanie, w jakim znajdują się przy podpisaniu niniejszej umowy. W sobotę 29 października w południe mają być oddane wojskom pruskim forty: St. Quentin, Plappeville, St. Julien, Quelen i St. Privat oraz brama Mazelle [droga do Strasbur­ga]. Tegoż dnia o godzinie 10 z rana dozwolone będzie kilku oficerom artylerii i inżynierii z podoficerami wejść do fortów dla zajęcia prochowni i zbadania min. Oręż jak też cały materiał wojenny, składający się z chorągwi, orłów, kartaczownic, amunicji itd. ma być oddany wy­znaczonym przez marszałka Bazaine’a w Metz i fortach komisarzom wojskowym, którzy je wręczą komisarzom pruskim. Rozbrojone i podzielone na pułki albo korpusy wojska będą w porządku wojskowym odprowadzone na przeznaczone dla każdego korpusu miejsca. Oficerowie zostaną wówczas uwolnieni w obozie oszańcowanym lub powrócą do Metz pod warunkiem, że zobowiążą się pod słowem honoru nie opuszczać miasta bez pozwolenia komendanta pruskiego. Wojska będą odprowadzone przez podoficerów na ich stanowiska biwakowe. Żołnierze ci zatrzymają przy sobie tornistry, rzeczy i sprzęty obozowe (namioty, kołdry, sprzęty kuchenne itp.). Wszyscy genera­łowie i oficerowie oraz urzędnicy wojskowi mający stopnie

oficerskie będą wolni, jeżeli dadzą na piśmie słowo honoru, że do końca wojny nie będą walczyć przeciwko Niemcom i w żaden sposób wbrew ich interesom działać. Oficerowie i urzędnicy przystający na te warunki zatrzymają przy sobie oręż i należące do nich rzeczy. Oddającym się do niewoli oficerom pozwala się zatrzymać pałasze lub szpady i należące do nich rzeczy, a to w dowód uznania męstwa podczas kampanii przez wojska i garnizon. Wszyscy bez wyjątku lekarze wojskowi pozostają na miejscu dla pielęg­nowania ranionych. Zastosowane będą do nich oraz do całej służby lazaretowej zasady konwencji genewskiej. Kwestie szczegółowe, głównie interesów miasta dotyczące, będą zdecydowane w dołączającym się dodatku mającym to samo co i protokół znaczenie. Wszelka mogąca zajść co do niektórych artykułów wątpliwość ma być rozstrzygana na korzyść armii francuskiej. Dan w zamku Frescati 27 października 1870 r.”. Podpisano: Ł. Jarras, Stehle”7.

Tak oto 173 tysiące żołnierzy, 1665 armat i duże zapasy sprzętu wpadły w ręce nieprzyjaciela. Wojska niemieckie w czasie oblężenia straciły 5482 żołnierzy. Niezależny „Journal de Meuse”, wychodzący w Metzu, po ogłoszeniu aktu kapitulacji zarzucił zdradę marszałkowi Bazaine’owi, ponieważ był on bezczynny i zmarnował wiele okazji, które nagle zaistniały w rejonie miasta; gdyby je wykorzystał, mógłby zmićnić losy kampanii. On jednak myślał jedynie o kapitulacji. Już 19 pa­ździernika oficerowie francuscy w Metzu dowiedzieli się od dowódców korpusów o rozmowach prowadzonych przez adiutanta marszałka, generała Boyera, który udał się do niemieckiej Kwatery Głównej w Wersalu. Ge­nerałowie z upoważnienia marszałka Achillesa Bazaine’a relacjonowali swym oficerom, że generał Helmuth von Moltke wręcz oświadczył generałowi Boyerowi, iż armia

7 „Dziennik Poznański” nr 257, 5 listopada 1870.

francuska w Metzu musi, podobnie jak armia w Sedanie, iść do niewoli. Ale czy rzeczywiście była to zdrada? A jeśli zdrada, to kogo?

Kanclerz Otto von Bismarck uważał, że kwestia poli­tyczna powinna mieć pierwszeństwo przed wojskową. Mianowicie proponował, aby armia w Metzu udała się w pewien oznaczony punkt terytorium francuskiego, aby „czuwać nad zabezpieczeniem pokoju”. Ubolewał bowiem nad brakiem rządu we Francji, przez co jego rząd napotykał na różne trudności w porozumieniu się z jakimikolwiek władzami francuskimi. W Paryżu, jego zdaniem, panowała anarchia, a członkowie Rządu Obrony Narodowej zaczynali tracić władzę; zresztą część z nich już opuściła Paryż, udając się do Tours. Na południu Francji „nieporządek” doszedł do ostatnich granic — czerwona chorągiew powie­wała w Lyonie, Marsylii i Bordeaux. W tradycji francuskiej była ona wywieszana przez lokalne władze zawsze tam, gdzie musiały one wprowadzić stan wyjątkowy z powodu buntów społecznych. Normandia została zalana bandami rozbójniczymi do tego stopnia, że, jak twierdził kanclerz, tamtejsze władze miały prosić dowództwo niemieckieo przywrócenie porządku. Dlatego do Hawru, Elboeufi Rouen wysłano garnizony pruskie, które wraz z tamtejszą Gwardią Narodową miały czuwać nad bezpieczeństwem publicznym. Do tego doszły do głosu różnice polityczne w społeczeństwie. Ludność Wandei szykowała się do „wybuchu religijnego”. Także orleaniści żądali powrotu do władzy tej dynastii. Nawet w poszczególnych miastach nie było jednomyślności co do formy rządu. Wprawdzie cesarz Napoleon III został zdetronizowany, ale cesarzowa-regentka Eugenia w każdej chwili wraz ze swym synem księciem Ludwikiem Napoleonem Eugeniuszem mogła pojawić się znowu na arenie politycznej.

„Sprawa armii nie łączy się ze sprawą miasta, które zajmujemy” — mówili znacząco niektórzy oficerowie

francuscy. Czyżby więc szykowała się wielka intryga polityczna: wypowiedzenie posłuszeństwa Rządowi Obrony Narodowej Republiki i come back cesarstwa?

Ale inni oficerowie, którzy zbiegli z Metzu i przedostali się do Brukseli, zapewniali, że Armia Renu bynajmniej nie chciała iść do niewoli, i wyjaśniali redakcji „Independence Belge”, że generałowie: Edward Deligny, dowódca 1. Dy­wizji Gwardii, i Justyn Clinchant, dowódca 2. Brygady1. Dywizji III Korpusu — mówili, iż jeśli zbiorą 15-20 tysięcy żołnierzy, którzy byliby gotowi i zdolni do marszu, staną na ich czele. Ale nie doszło do tego; żołnierze byli już po prostu zmęczeni i znużeni8.

W akcie kapitulacji szczególnie krytykowano niektóre jego postanowienia. Dlaczego była mowa o wydaniu twierdzy i znajdujących się w niej materiałów? Podobno początkowo dowództwo pruskie zadowalało się zajęciem fortyfikacji zewnętrznych, a nie całego miasta. Dlaczego wcześniej Francuzi nie zniszczyli chorągwi-symboli honoru wojskowego oraz broni i amunicji? Dlaczego nie wysadzili fortyfikacji? Ale dowództwo twierdzy argumentowało, że Prusacy takie postawili warunki i tylko wtedy zobowiązy­wali się oszczędzać miasto i... oficerskie bagaże9.

Wiadomość o poddaniu się Metzu zastała króla Wil­helma w wilii „Les Ombragos” w Wersalu przy rue de Paris. Przed willą zgromadzili się żołnierze wiwatujący na jego cześć. Jak podała pruska Kwatera Główna, „usposobienie wojska było równie natchnione i gorące, jakie zwykle bywa”. Z kolei król Wilhelm, „folgując frenetycznym okrzykom żołnierzy, ukazywał się dwa razy, dziękując im wszystkim, stając w otwartym oknie”. Król pruski wydał rozkaz dzienny, w którym stwierdził m. in.: „Powinniśmy zwracać oczy na te czasy z dumnym przeświadczeniem, że nigdy jeszcze sławniejszej nie

8 Wojna francusko-pruska, op.cit., s. 355.9 „Gazeta Warszawska” nr 232, 5 listopada 1870.

prowadzono wojny i chętnie wam przyznaję, że jesteście godni tej sławy. Odznaczyliście się wszystkimi cnotami, które szczególnie zalecają żołnierza największym męst­wem w boju, karnością, wytrwaniem, zaparciem się w chorobie i niedostatku”.

Z okazji zajęcia Metzu przez armię niemiecką król pruski awansował na stopień feldmarszałka swego syna i księcia Fryderyka Karola.

* * *

28 października powstająca właśnie francuska Armia Północna odnotowała sukces — XXII Korpus Piechoty, dowodzony przez generała Denisa Bourbaki, powstały w październiku w dużej mierze z żołnierzy, którym udało się uniknąć niewoli w Sedanie, pobił koło Formerie 12. Dywizję XII Korpusu Piechoty, dowodzoną przez gen. por. zur Lippe.

30 października rozgorzały walki o Dijon, do którego dotarły oddziały XIV Korpusu, liczące 12 tysięcy żołnierzy. Jak podawały źródła niemieckie, miasto zostało opuszczone przez wojska francuskie; źródła te nie wspominały jednak, że Francuzi uczynili to z powodu braku artylerii, natomiast potem do miasta trzema drogami wróciły dwa pułki strzelców algierskich, czyli turkozów (cztery tysiące żołnierzy). 8. Brygada, dowodzona przez gen. mjr. von Bonthmera z 4. Dy­wizji Kawalerii pruskiej księcia Albrechta, i 3. Brygada Badeńska generała Kettlera podjęły z nimi walkę. 8. Brygada, wspomagana sześcioma bateriami artylerii, zdobyła Wzgórza św. Apolinarego, a dwa pułki grenadierów badeńskich wtarg­nęły na przedmieścia Dijon, które zaczęło się palić. Wsparła ich brygada pułkownika von Kontsky’ego z 22. Dywizji Piechoty. W nocy wojska francuskie cofnęły się. 1. pułk grenadierów okupił zwycięstwo 200 zabitymi, a 2. pułk grenadierów — 50. Oddziały XIV Korpusu zajęły w końcu

miasto, ale nie pozostały w nim długo. Generał Werder obawiał się, że wzmogą się akcje partyzanckie przeciw jego oddziałom, które już od pewnego czasu nasilały się i w tej sytuacji wolał opuścić Dijon10.

* * *

30 października kilka batalionów Armii Paryża uderzyło pod osłoną artylerii z fortu d’Aubervilliers na pruską2. Dywizję Piechoty Gwardii, biwakującą koło Le Bourget i Drancy na wschód od St. Denis, ale musiało cofnąć się, tracąc 30 oficerów i 1200 żołnierzy, którzy dostali się do niewoli".

10 Pierre L e h a u t c o u r t I I , op.cit. , s. 318.11 Ilustrierte..., op.cit., s. 295.

CIĄGLE MIELI NADZIEJĘ

Gdy 31 października do Paryża dotarły wiadomości o upadku twierdzy Metz, wielu mieszkańców miasta ogarnęło wzbu­rzenie. Rewolucyjny działacz republikański i wyznawca komunizmu utopijnego August Blanqui oraz inny rewoluc­jonista Gustaw Flourens poprowadzili tłumy na ratusz i przy wsparciu 107. batalionu Gwardii Narodowej uwięzili rząd; jednakże o godzinie 20.00 prorządowy bretoński batalion Gwardii Narodowej oswobodził z opresji generała Ludwika Trochu. Nazajutrz o godzinie 3.00 generał wraz z oddziałami Gwardii Mobile udał się na plac ratuszowy, gdzie znajdowały się zbuntowane bataliony Gwardii Narodowej. Tam kazał zatrąbić na odwrót. Na dźwięk trąbki bataliony kamie udały się do koszar. Następnego dnia w Paryżu odbył się plebiscyt, w którym większość paryżan opowiedziała się za utrzyma­niem dotychczasowego rządu. August Blanqui został aresz­towany i osadzony w więzieniu.

* * *

31 października 1870 roku Armia Loary była już całkowicie zorganizowana i liczyła 100 tysięcy żołnierzy. Składała się ona z Korpusów XV, XVI, XVII, XVIII i XX,

dowodzonych przez gen. dyw. Karola Martina des Pal- lieresa, gen. dyw. Antoniego Chanzy’ego, gen. dyw. Ludwika Sonisa (od 22 listopada), gen. dyw. Jana Baptysty Billota i gen. dyw. Jana Crouzata. W Le Mans formowała się Armia Zachodnia, na północy kraju Armia Północna, a na wschodzie Armia Wschodnia, zwana czasem Armią Wogezów.

Oficerowie francuscy mieli okazję zapoznać się z wydaną jesienią 1870 roku w Brukseli anonimowo broszurą Cam­pagne de 1870. Des causes qui ont amene la capitulation de Sedan. Par un ojficer attache a Etat Major General avec les planes de la lace et de bataille. Jej autorstwo przypisywano byłemu cesarzowi Napoleonowi III, który nadal przebywał w Wilhelmshohe. Miał tam gościć jako jeniec do 19 marca 1871 roku. Autor ujawnił, że istniał plan oderwania Badenii, Bawarii i Wirtembergii od sojuszu ze Związkiem Północnoniemieckim; uważał też, że „jedno zwycięstwo w wojnie i Austria oraz Italia przystępują do koalicji antyniemieckiej”. Niestety, cały ten plan rozbił sięo wadliwą organizację armii francuskiej, wyższą karnośći liczebność wojsk pruskich, a także o „wybryki francuskiej prasy i opinii publicznej”. Jak widać, znowu zawinili dziennikarze!

Z kolei w londyńskim „The Times” ukazał się artykuł Franciszka Guizota (1787-1874) — profesora historii Sorbony, polityka, byłego ministra spraw zagranicznych w 1840 roku, premiera w latach 1847-1848, prezydenta Akademii Nauk Moralnych i Politycznych, autora wielu dzieł z zakresu dziejów Francji i Wielkiej Brytanii. Sędziwy autor wyjaśniał okoliczności wybuchu wojny i stwierdzał:

„Francja nie ma już ambicji, ale zawsze jest dumna. Nie wiemy i nikt nie może powiedzieć, przez jak wielkie próby musi jeszcze Francja przechodzić ani do jakiego stopnia będzie musiała swą odwagą i cierpliwością w znoszeniu nieszczęść się okazać. Ale te próby nie spadną na samą

tylko Francję. Czy walki będą krótkie, albo długotrwałe, czy będą się ciągnęły bez przerwy, czy też będą przez pewien czas zawieszane, Francja nie uchyli swemu powo­łaniu. Francja posiada materialne zapasy, których żadne nieszczęście nie może wyczerpać, i odwagę moralną, którą klęski mogą rozwinąć, ale nie zniweczyć”.

Autor nawoływał Francję i Prusy, aby pokazały, że nie chcą przekraczać granic rozsądku. I dodawał: niech Prusy nie stawiają nadmiernych wymagań, a Francja nie będzie nadal się opierać zakończeniu wojny1.

Tymczasem Leon Gambetta zamierzał przeprowadzić wielką operację, aby połączyć działania Armii Paryża z działaniami Armii Loary i przenieść front ze wschodu na południowy zachód.

Wojska skupione w Paryżu miały przełamać oblężenie i wyjść na południe na spotkanie Armii Loary. Plan ten zyskał akceptację naczelnego wodza, generała Ludwika Trochu, który zaczął przygotowywać swe wojska; tak powstała 6 listopada Armia Obrony Paryża, na czele której stanął. Składała się ona z trzech armii:

— 1. Armia, z dowódcą gen. dyw. Klemensem Thomasem (240 baonów gwardii narodowej, legia kawaleryjska, legia artyleryjska — w sumie 120 tysięcy żołnierzy), powstała na bazie Gwardii Narodowej departamentu Sekwany;

— 2. Armia, z dowódcą gen. dyw. Augustem Ducrotem (trzy korpusy dowodzone przez gen. dyw. Józefa Vinoya, a od 9 listopada przez gen. dyw. Jerzego Blancharda, gen. dyw. Hipolita Renaulta, gen. dyw. Antoniego d’Exea). I Korpus liczył trzy dywizje piechoty (dowódcy: gen. dyw. Achilles Desusleau de Malroy, gen. dyw. Ludwik de Maudhuy, gen. dyw. Jerzy Blanchard do 9 listopada), w sumie 100 tysięcy żołnierzy. II Korpus także liczył trzy dywizje piechoty, (dowódcy: gen. dyw. Bernard de Sus-

1 „Dziennik Poznański” nr 272, 23 listopada 1870.

bielle, gen. dyw. Jan Berthaud, gen. dyw. Emest de Maussion) w sumie 100 tysięcy żołnierzy;

— 3. Armia, dowodzona od 9 listopada przez gen. Józefa Vinoya liczyła siedem dywizji piechoty (dowódcy: gen. dyw. Juliusz Soumain, wiceadmirał Kamil La Ron- ciere Le Nours, gen. dyw. Karol de Limeis, gen. dyw. Karol de Beaufort d’Hauptpoul, gen. dyw. Franciszek Correard, gen. dyw. Ludwik d’Hugues, kontradmirał Ludwik Pothuale) oraz dwie samodzielne brygady ka­walerii). 2. i 7. Dywizje Piechoty składały się z marynarzy i stacjonowały w Saint Denis.

W sumie Armia Obrony Paryża liczyła 370 tysięcy żołnierzy2.

* * *

1 listopada generał Albert Cambriels z powodu od­nowienia się jego ran spod Sedanu ustąpił z funkcji dowódcy Armii Wogezów. Leon Gambetta mianował dowódcą tej armii najpierw generała Aleksandra Michela, potem gen. dyw. Henryka Tortone’a, a w końcu gen. dyw. Jana Crouzarta, który dokończył organizacji Armii Wogezów.

* * *

3 listopada XXII Korpus francuski, maszerujący z rejonu Illiers, Bois i Bonnieres nad Sekwaną, idący na wzmoc­nienie Armii Północnej, pobił pruską 4. Dywizję Kawalerii i wyparł ją z Mantes (60 km na północny zachód od Paryża). Przeciwko temu korpusowi ruszyła 1. Armia generała Edwina Manteuffela.

2 web.genealogie.free.fr(France), s. 34-36.

* * *

6 listopada padł fort Mortier, zdobyty przez Dywizję Badeńską. Do niewoli dostało się 220 żołnierzy. Ba- deńczycy zdobyli 7 dział, ale tylko jedno nadawało się do użytku. Do fortu wkroczyły oddziały 4. Rezerwowej Dywizji Piechoty, dowodzonej przez generała Schme- linga3.

* * *

8 listopada poddała się twierdza Verdun. Nie miała ona szczególnie silnych umocnień, ale mimo to była trudna do zdobycia, bowiem otaczały ją głębokie fosy napełnione wodą.13 października twierdza przeżyła bombardowanie z 48 dział zdobytych przez wojska niemieckie w Sedanie. Blokowały ją od sierpnia 1870 roku dywizje 4. Armii; potem odeszła ona na zachód, a jej miejsce zajęły jednostki 1. Armii. Po intensywnym bombardowaniu przez artylerię pruską zapadła decyzja o poddaniu się. Dwóch generałów, w tym komendant twierdzy gen. bryg. Guerin de Wolderschach, jedenastu oficerów sztabowych, 150 oficerów liniowych oraz 400 szeregowców dostało się do niewoli. Dowództwo niemieckie zdobyło 136 dział i 23 tysiące karabinów4.

* * *

9 listopada Armia Loary rozpoczęła ofensywę, mającą na celu odblokowanie Paryża. Na lewym skrzydle, od Blois nad Loarą, leżącym w połowie drogi z Tours do Orleanu, w kierunku na Pithiviers posuwał się XV Korpus Piechoty przybyły z Afryki, a na prawym skrzydle koło Vendôme

3 Ilustrierte..., op.cit., s. 254.4 Wojna francusko-pruska, op.cit., s. 420 oraz Pierre L e h a u t -

c o u r t I I , op.cit., s. 189 oraz Ilustrierte..., op.cit., s. 250.

— XVI Korpus Piechoty. Miały one posuwać się w kierun­ku Orleanu. W Marcheoir połączyły się i uderzyły na I Korpus Bawarski koło Coulmmiers, 30 kilometrów na wschód od Orleanu. Dywizja kawalerii XV Korpusu, dowodzona przez gen. dyw. Renégo Galanda de Longuer- rue’ego, miała zająć Patay, aby odciąć drogę odwrotu I Korpusowi Bawarskiemu.

Dowództwo I Korpusu Bawarskiego miało informacje, że Gwardia Mobile i baony wolnych strzelców znajdują się między Mer i Moree, głównie w lasach Marchenoi, zaś korpusy Armii Loary posuwają się w kierunku Coulmmiers. Dowódca I Korpusu Bawarskiego zostawił jeden pułk w Orleanie i udał się na zachód, obsadzając rejon Coulmmiers-Huisseau. Wojska francuskie nacierały od Vendôme i Morée. Była to straż przednia Armii Loary, licząca osiem tysięcy żołnierzy, idąca w kierunku Le Mans. Armia Loary uderzyła sześcioma baonami. Siedem pułków kawalerii osłaniało skrzydło, a 120 dział francuskich strzelało. Tutaj odznaczyła się brygada dowo­dzona przez pułkownika Ernesta Lipowskiego. Szczegól­nie zażarty bój trwał koło dworku La Renardiere — bata­liony bawarskie odparły cztery ataki strzelców Lipo­wskiego na bagnety, ale musiały wycofać się o zmierzchu ku Saint Perary.

I Korpus Bawarski stracił w bitwie 46 oficerów i 667 szeregowców; dwa tysiące żołnierzy poszły do niewoli francuskiej. Niestety, dywizja kawalerii XV Korpusu nie zajęła Patay i nie odcięła drogi odwrotu I Korpusowi Bawarskiemu, który połączył się potem z 4. Armią, gdzie nowym dowódcą został generał piechoty Fryderyk Fran­ciszek, wielki książę von Mecklemburg-Schwerin.

Po zwycięskiej bitwie wojska francuskie wkroczyły do Orleanu. Tam urządziły one oszańcowany obóz zaopatrzony w 96 dział okrętowych. Dowódca armii Loary generał Ludwik d’Aurelie des Palladines tu zamierzał czekać na

nieprzyjaciela. Leon Gambetta uważał jednak, że trzeba iść na odsiecz Paryża. Na dyskusjach tracono czas, gdy tymczasem 2. i 4. Armie niemieckie szykowały się do pobicia Armii Loary5.

* * *

10 listopada padła twierdza Neuf Brisach, leżąca nad Renem, na granicy z Badenią, w odległości 40 kilometrów od badeńskiego Fryburga. Zajęła ją 4. Rezerwowa Dywizja Piechoty dowodzona przez gen. por. Schmelinga, tworząca część XIV Korpusu Piechoty. Do niewoli poszło stu oficerów i pięć tysięcy żołnierzy. Prusacy zagarnęli 108 dział i 350 mitraliez. Wcześniej twierdza i miasto były intensywnie ostrzeliwane przez artylerię pruską. Spadło na nie 3372 bomb i granatów6.

* * *

12 listopada Armia Wogezów, zostawiwszy w Besançon załogę liczącą 15 tysięcy żołnierzy, ruszyła na Chagny, aby bronić Lyonu, który wydawał się być zagrożony przezXIV Korpus. W tym czasie w Lyonie tworzył się Legion Polski, organizowany przez Bronisława Wołowskiego. Dowódcą miał zostać Jarosław Dąbrowski, ale nie udało mu się opuścić oblężonego Paryża. Jarosław Dąbrowski od dawna chciał zorganizować polski oddział, który walczyłby u boku wojsk republikańskiej Francji w obronie Paryża. Ten były oficer rosyjski, odznaczony w walkach z Czeczenami na Kaukazie, sztabskapitan, a potem organizator powstania w Królestwie w 1862 roku, zadenuncjowany przez Polaka służącego w sztabie wielkiego księcia Konstantego i ska­

5 Pierre L e h a u t c o u r t I I , op.cit., s. 95 oraz Ilustrierte..., op.cit., s. 246.

6 Ilustrierte..., op.cit., s. 250.

zany na katorgę, uciekinier z więzienia w Moskwie, potem na emigracji w Paryżu — odznaczał się dużą wiedzą i talentem wojskowym, ale generał Ludwik Trochu nie chciał o nim słyszeć, bowiem Jarosław Dąbrowski publicz­nie krytykował niedołęstwo dowódców obrony Paryża. W końcu dowódcą Legionu Polskiego w Lyonie, liczącego 250 żołnierzy, został pułkownik Tytus O’Bym Grzymała. Legion wymaszerował potem do Sisteron, gdzie pełnił funkcję żandarmerii7.

Natomiast jak podała „Independence Belge”, w Lyonie zjawił się oddział 230 wolnych strzelców pirenejskich ze sztandarem przepasanym czarną krepą i napisem: „Zwycięs­two lub śmierć”. Rząd przysłał do miasta 50 tysięcy karabinów marki Remington, aby uzbroić obrońców. Ale Lyon pozostał niezagrożony przez wojska niemieckie.

* * *

14 listopada Leon Gambetta przemianował Armię Woge­zów na XX Korpus Piechoty, który liczył już 40 tysięcy żołnierzy, z dowódcą generałem Janem Crouzatem, i wysłał go do Armii Loary. W Beaune został generał Kamil Cremer z samodzielną dywizją piechoty, liczącą 14 tysięcy żołnierzy.

Tymczasem 2. Armia niemiecka forsownym marszem przez Troyes i Sens maszerowała na Fontainebleau. Jej awangarda znalazła się tam 14 listopada, a w Toury— 17 listopada. Celem jej marszu był Orlean.

Tego samego dnia siedem baonów gwardii landwery 75. i 77. pułków piechoty pod dowództwem generała Loena z 4. Armii rozbiły liczący 7 tysięcy oddział Gwardii Mobile i wolnych strzelców w Dreux (80 km na południowy zachód od Paryża). Wzięci do niewoli wolni strzelcy zostali natychmiast rozstrzelani. Wojska niemieckie nie

7 Krystyna W y c z a ń s k a , Polacy w Komunie Paryskiej, Warszawa 1957, s. 73.

uznawały ich za stronę wojującą, a berlińska gazeta „Börsen Courier” określała ich mianem Lumpengesindel8 (hołota, hałastra w j. niem.).

W dzień potem 6. Dywizja Kawalerii i 22. Dywizja Piechoty 4. Armii rozbiły wojska francuskie koło Chateau- neuf (20 km na południe od Dreux) i doszły do Nogent-le- Rotrou (50 km na południowy zachód od Chateauneuf). Zginęło 300 żołnierzy pruskich i tyle samo francuskich, ale 200 Francuzów dostało się do niewoli. Celem marszu 22. Dywizji był Le Mans nad rzeką Sarthe w departamencie Sarthe w Regionie Loary. Jednakże dowódca 4. Armii dowiedział się, że główne siły francuskie nie znajdują się koło Le Mans. Generał Helmuth von Moltke polecił mu wówczas, aby jego armia maszerowała przez Châteaudun (40 km na południowy wschód), w celu połączenia się z 2. Armią, która szykowała się do natarcia na Orlean.

Pozycja Châteaudun stanowiła znakomitą redutę, ale Leon Gambetta polecił ją opuścić; uważał wraz z ministrem Karolem Freycinetem, że należy wykorzystać fakt, iż Armie 2. i 4. znajdują się daleko od siebie, i ruszyć na pomoc Paryżowi, choć dowódca XV Korpusu Piechoty generał Ludwik d’Aurelie de Paladines był temu przeciwny.

Od połowy listopada dowództwu wojsk niemieckich zaczęły przybywać posiłki: 51 świeżych batalionów. Były im bardzo potrzebne, ponieważ już 60 batalionów piechoty okupowało Alzację, Lotaryngię i Szampanię, a 25 batalio­nów piechoty wraz z 33 szwadronami kawalerii i dziewię­cioma półbateriami strzegło linii kolejowych. Szczególnie ważna była linia Kolei Wschodniej, przez którą dostarczano zaopatrzenie wojska w żywność i amunicję. Codziennie przejeżdżało nią dziesięć pociągów, a każdy przywoził sto tysięcy racji żywnościowych. Cały ten przerzut zaopatrzenia był zorganizowany nader sprawnie. Nie darmo generał

8 Pierre L e h a u t c o u r t I I , op.cit., s. 82 oraz Ilustrierte..., op.cit.,s. 466.

Pole Marsowe

Juliusz Trochu Gen. August Werder

Walki w Le Bourget

Armia gen. Ducrota nad Marną

Walki w Châteaudun

Gen. Edwin Manteuffel

Walki o Dijon

Le Mans

Gen. Podbielski

Armia Wschodnia przechodzi do Szwajcarii

Adolf Thiers

Ucieczka Gambetty

Jarosław Dąbrowski Józef Garibaldi

Wejście do Luwru

Helmuth von Moltke przykładał dużą wagę do studiów nad wykorzystaniem kolei do działań militarnych, czego nie można było niestety powiedzieć o dowództwie francuskim. W wyniku tego koleje francuskie nader mozolnie dostar­czały oddziały wojskowe wraz z zaopatrzeniem na miejsce przeznaczenia, do tego stopnia, że dowódcy utyskiwali, iż szybciej dotarliby ze swymi oddziałami pieszo.

W każdym razie wsparcie dla armii niemieckich nadeszło w ostatniej chwili, bowiem Leon Gambetta dopinał właśnie na południu Francji siły zbrojne republiki na ostatni guzik. 16 listopada Armia Loary była już w zasadzie w pełni ukształtowana. Dowódcą Armii Loary został doświadczony dowódca, generał Ludwik d’Aurelie de Paladines, szefem sztabu gen. bryg. Jan Ludwik Borel. Armia składała się z XV, XVI, XVII, XVIII i XXIV Korpusów Piechoty oraz szeregu samodzielnych jednostek wojskowych. DowództwoXV Korpusu Piechoty przejął gen. dyw. Karol Martin des Pallieres (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. bryg. d’Astugue, gen. dyw. Emil Martineau Deschesnez, gen. dyw. Ludwik Peitavin; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Rene Galand de Longurue). Współdziałać z nim miały: samodzielna brygada kawalerii z dowódcą generałem Aleksandrem Michelem i brygada wolnych strzelców z Wandei z dowódcą gen. bryg. Henrykiem de Cathelineau.XVI Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Antoni Chanzy (trzy dywizje piechoty, w tym jedna marynarzy, dowódca kontradmirał Jan Bernard Jaureguiberry, dowódcy pozo­stałych dywizji: gen. dyw. Szczepan Barry, gen. dyw. Jakub Norandy; dywizja kawalerii z dowódcą gen. dyw. Janem Jakubem Reyssayre’em). Współdziałać z nim miała polsko-francuska brygada wolnych strzelców, z dowódcą gen. bryg. Ernestem Lipowskim. XVII Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Ludwik Durrieu (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Karol de Vaisse Roquebrune, gen. dyw. Edward Feillet Pilatrie, gen. bryg. Piotr Deflandre;

dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Rene Galand). XVIII Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Ludwik Abdelal (trzy dywizje piechoty, dowódca 2. Dywizji— kontradmirał Jeremi Penhoat, dowódcy Dywizji 1. i 3.— nieznani; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Guil­laume de Bremond d’Ars). XX Korpusem Piechoty, o któ­rym już była mowa, dowodził generał Jan de Crouzart (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Kamil de Polignac, gen. bryg. Leon Thomton, gen. bryg. Karol Segard). XXIV Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Antoni Bressoilles (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Adrian d’Aries, gen. bryg. Jan Thibaudin Comagny, gen. bryg. Adrian Carrey de Bellemare). Miały z nim współdziałać samodzielna dywizja piechoty dowodzona przez generała Kamila Cremera, a także dywizja re­zerwowa, dowodzona przez gen. bryg. Leopolda Pallu de la Barrierre’a9.

Mając Armię Loary, Leon Gambetta zamierzał od­blokować Paryż. Gdyby to mu się udało, losy wojny mogły odwrócić się na korzyść Francji. Armie francuskie mogły potem podjąć ofensywę, aby zmusić wojska nie­mieckie do opuszczenia kraju.

Gambetta wysłał balon do Paryża z propozycją dla generała Ludwika Trochu. Balon dotarł do stolicy Francji18 listopada. Leon Gambetta informował, że Armia Loary ma zamiar nacierać na Paryż. W tym czasie Armia Obrony Paryża mogłaby wyjść jej naprzeciw. Generał Trochu zaakceptował pomysł. Armia Obrony Paryża, która liczyła osiem dywizji, dywizję marynarzy oraz trzy dywizje kawalerii po trzy brygady mogła wziąć udział w tej operacji i pokusić się o sukces. Trochu wyznaczył termin takiej operacji na 29 listopada i wysłał do Leona Gambetty wiadomość balonem.

9 web.genealogie.free.fr(France), s. 24-25.

* * *

24 listopada XXII Korpus Armii Północnej, dowodzony przez gen. dyw. Jana Farrego (generał Denis Bourbaki został odkomenderowany do 2. Armii Loary) spotkał się koło Amiens i Villiers-Bretonneux z I i VIII Korpusami1. Armii pruskiej, dowodzonej, jak wiadomo, od końca października 1870 roku przez generała Edwina Manteuffela.25 tysięcy żołnierzy Armii Północnej stanęło naprzeciw 30 tysiącom żołnierzy 1. Armii, której dowództwo rozciąg­nęło swe szyki od Roye do Amiens. Szyk francuski wyglądał następująco: lewe skrzydło znajdowało się w Vil- liers, przy kolei żelaznej z Amiens do Reims; środek— w Boves; prawe skrzydło — w Dury i Soleux przy kolei żelaznej Amiens-Rouen. Walki toczyły się głównie na­przeciw Roye, koło Domant nad Loarą. W ich wyniku XXII Korpus Piechoty został odparty ku Sommie, a batalion marynarzy francuskich — rozbity przez 9. pułk huzarów. Jednakże w bitwie zginęło 74 oficerów i 1300 żołnierzy niemieckich.

NA PÓŁNOCY I POŁUDNIU

25 listopada 1870 roku poddała się po dwudniowym bombardowaniu twierdza Thionville nad Mozelą, którą zajęła 14. Dywizja VII Korpusu. W ręce wroga wpadło4 tysiące jeńców i dwieście dział. Za to 26 listopada po dwudniowych walkach brygady generała Józefa Garibal­diego (10 tysięcy żołnierzy) odbiły Dijon, zajęty wcześniej przez XIV Korpus. Natomiast inne jednostki Armii Loary czekały krwawe zmagania z nadciągającymi dywizjami 4. i 2. Armii niemieckich. 28 listopada 4. Armia znajdowała się w Bonneval (30 km na północ od Châteaudun). 2. Ar­mia, maszerująca spod Metzu przez Vionvlle, Bar le Duc, St. Dizier, Troyes dotarła do Sens. Stamtąd IX Korpus Piechoty pomaszerował na Fontainebleau, III Korpus Pie­choty — na Nemours, a X Korpus Piechoty — na Joigny, Montsargis i Ladon. 2. Armia znajdowała się 140 km dalej na wschód od 4. Armii, koło Beaune-la-Rolande. W sumie liczyła ona 68 tysięcy żołnierzy.

Koło Beaume-le-Rolande XX Korpus Armii Loary idący z Nevers starł się z X Korpusem Piechoty, natomiast XVIII Korpus francuski nacierał z Gien; niestety, przybył on za późno na pole bitwy, bowiem X Korpus otrzymał posiłki: 5. Dywizję Piechoty III Korpusu i 1. Dywizję

Kawalerii, XV Korpus w Chilleurs (30 km na zachód od Beaune la Rolande) nie zatrzymał ich. W rezultacie wojska francuskie straciły 3 tysiące żołnierzy i musiały się cofnąć. X Korpus natychmiast ruszył na Orlean, znajdujący się 25 km na zachód od Beaune-la Rolande1.

27 listopada generał Emil Keratry, nie mogąc dojść do porozumienia z Leonem Gambettą co do działań na polu walki, podał się do dymisji, którą ten skwapliwie przyjął. Emil Keratry był rozgoryczony, bowiem zorganizował 47 baonów Bretończyków, siedem kompanii wolnych strzelców i dziewięć baterii. Teraz kto inny miał nimi dowodzić.

29 listopada dywizje 4. Armii, które starły się koło Varize, 20 kilometrów na wschód od Châteaudun, z brygadą Ernesta Lipowskiego, ruszyły do Janville (40 km na północ od Orleanu przy obecnej A 10 wiodącej do Paryża) i do Orgeres (na wschód od Bonneval), gdzie połączyły się z 2. Armią. Droga na Paryż dla Armii Loary została zablokowana.

* * *

Tymczasem 29 listopada na froncie północnym generał Briand, dowódca dywizji piechoty w Rouen, rozbił w Et- repagny brygadę gen. mjr. Von Lippe. W zemście wojska niemieckie, które przybyły tam potem, obrabowały miesz­kańców i spaliły wioskę. Generał Manteuffel wyszedł z 1. Ar­mią na spotkanie z dywizją generała Brianda i zajął Rouen. Dywizja generała Brianda cofnęła się do Hawru; tam generał zorganizował oddziały Gwardii Mobile, liczące30 tysięcy wojska. Udały się w tamtym kierunku oddziały VII Korpusu Piechoty, dowodzone przez gen. por. Augusta Goebena, jednak większość jego sił skierowała się na Amiens, którego przez sześć godzin broniła załoga licząca

1 Ilustrierte..., op.cit., s. 243.

osiem tysięcy żołnierzy. Niestety, w walce zginął komen­dant twierdzy i Amiens zostało zajęte 30 listopada. Poległo 266 Francuzów, 1117 było rannych. W ręce pruskie wpadło 411 jeńców i 30 dział. Straty pruskie wyniosły 74 oficerów i 1300 żołnierzy. Armia Północna cofnęła się w kierunku Doulent i Arras2.

* * *

W tym samym czasie wiedeńska „Wehr Zeitung”, oceniając siły obu walczących stron, stwierdziła, że od początku wojny niewiele zmienił się ich układ. Stan osobowy wojsk francuskich był następujący: Armia Loary— 150 tysięcy żołnierzy, 200 dział; Armia Obrony Paryża— 260 tysięcy żołnierzy, 400 dział; Armia Wogezów, której podporządkowanie dowództwu armii Loary było ciągle czysto nominalne — cztery brygady wolnych strzel­ców oraz dwie dywizje Gwardii Mobile (30 tysięcy żołnierzy i 24 działa; załogi Lyonu, Belfort, Lille, Mezieres— 96 tysięcy żołnierzy. W sumie francuskie siły zbrojne liczyły 540 tysięcy żołnierzy i 624 działa (nie licząc dział fortecznych). Ponadto formowało się 18 nowych pułków piechoty, pułk żuawów i sześć baonów szaserów — w sumie 70 tysięcy żołnierzy.

Natomiast wojska niemieckie składały się z trzynastu starych korpusów (po dwie dywizje piechoty i 15 baterii artyleryjskich w każdym) — w sumiè 325 tysięcy żołnierzyi 1170 dział; ponadto z siedmiu dywizji kawalerii (po sześć pułków, każdy po 600 żołnierzy, i po dwie baterie artylerii konnej) — w sumie 25 tysięcy żołnierzy i 96 dział; dwóch korpusów bawarskich (50 tysięcy żołnierzy i 182 działa), Badeńskiej Dywizji Piechoty (24 tysiące żołnierzy i 72 działa); 3. Rezerwowej Dywizji Piechoty generała Fer­

2 La Grande Encyklopedie, t. XVIII, s. 32.

dynanda Kummera (25 baonów, sześć baterii, czyli 16 tysięcy żołnierzy i 36 dział). Do tego dochodziły: XIII Korpus Piechoty; 17. Dywizja Piechoty; Wirtemberska Dywizja Piechoty (12 tysięcy żołnierzy, 24 działa); ponadto osobno dywizja piechoty landwery gen. por. Udo Tresckowa— 12 baonów po 600 żołnierzy, cztery baterie, (razem 7500 żołnierzy i 24 działa); dywizja piechoty landwery gwardii, dowodzona przez gen. por. Debschitza (7500 żołnierzy, 24 działa); 3. Rezerwowa Dywizja Piechoty— 12 baonów po 800 żołnierzy i cztery baterie, czyli 9000 żołnierzy i 24 działa; XIV Korpus (12 tysięcy żołnierzyi 24 działa). W sumie wojska niemieckie liczyły 500 tysięcy (realnie 450 tysięcy) żołnierzy i 1698 dział3.

Jak doniósł „Würzburg Zeitung”, 28 listopada wokół twierdzy Bitche ustała kanonada z dział pruskich. Artyleria pruska odeszła w kierunku Paryża; zostały jedynie 4. i 8. bawarskie pułki piechoty, po dwa baony, które miały nadal blokować twierdzę.

Z kolei Fryderyk Engels, dokonując 26 listopada w „The Pall Mall Gazette” analizy sił obu wojujących stron, stwierdził, że Paryż blokowała już tylko 3. Armia (KorpusyII, V i VI, II Korpus Bawarski, 21. Dywizja Piechoty, Dywizja Wirtemberska, dywizja gwardii landwery).4. Armia operowała już na południe od Paryża (KorpusyIV i XII, I Korpus Bawarski i Korpus Gwardii). 1. Armia na północy spełniała zadanie obserwacyjne, aby zabez­pieczyć od tej strony blokadę Paryża (Korpusy VII i VIII oraz 3. Dywizja Kawalerii). Na południowym zachodzie działały 17. i 22. Dywizje Piechoty oraz I Korpus Bawarski, a na południu 2. Armia (Korpusy III, IX i X, 1. Dywizja Kawalerii i dywizja landwery). Na południowym wschodzie operowały Korpusy XIV i XV. Linie komunikacyjne zabezpieczało półtora dywizji landwery4.

3 „Dziennik Poznański” nr 277, 28 listopada 1870.4 Fryderyk E n g e l s , op.cit., s. 213.

* * *

Prasa niemiecka zauważyła nowe zjawisko: nasilającą się dezercję podoficerów armii... belgijskiej. Udawali się oni do Lille, gdzie przyjmowali obywatelstwo francuskiei następnie otrzymywali stopnie oficerskie w armii francus­kiej. Podobno miał zachęcać do tego konsul Francji w Brukseli, mówiąc, że armii jego kraju potrzeba dużo dowódców. Tymczasem w Paryżu władze ustanowiły ceny reglamentowane na wiele produktów żywnościowych. Ceny drobiu poszybowały niebotycznie w górę, brakowało też masła. Brakowało mięsa; w sklepach pojawiło się mięso szczurów, podobno nie gorsze w smaku od króliczego. Ale paryżanie nie narzekali na brak jarzyn, a jak mówili, wina mieli więcej niż wody w Sekwanie.

* * *

29 listopada na terenie Norwegii wylądował francuski balon, wysłany przez generała Ludwika Trochu z Paryża. Lotnicy mieli ze sobą depeszę do Leona Gambetty, infor­mującą, że generał Trochu zamierza 29 listopada zacząć ofensywę w kierunku południowym, aby wyjść na spotkanie Armii Loary. Lotnicy czym prędzej udali się do konsula francuskiego w Oslo. Był 30 listopada, gdy dotarli do konsulatu. Konsul, zapoznawszy się z depeszą, złapał się za głowę, ale natychmiast zatelegrafował do Leona Gambetty.

* * *

29 listopada generał Ludwik Trochu wysłał w pole, zgodnie z planem uzgodnionym, jak mniemał, z Leonem Gambettą, armię generała Augusta Ducrota. Wymaszero- wała ona z Paryża od wschodu. Miała zamiar skręcić na południe, przeprawić się przez Marnę koło Joinville i roz­

winąć szyki pod osłoną reduty Saint Maur, fortów Charen- ton i Nogent i ufortyfikowanej i bronionej działami płaszczyzny Auron, która dzień wcześniej została zajęta przez 1. Dywizję Marynarzy admirała Jana Marię Saissela, dowódcy obrony wschodnich fortów Paryża. XIII Korpus Piechoty generała Józefa Vinoya zmierzał ku południowi, robiąc wycieczki na Thiais, Choisy i Le Roi na lewym brzegu Sekwany, pod osłoną fortów Montrouge, Bicetrei Ivry. 2. Dywizja Marynarzy admirała Kamila La Ron- ciere’a udała się na północ ku Epinay. Z kolei XIII Korpus zajął już Gare aux Boeufs koło Choisy i czekał na most łyżwowy, który miał mu dostarczyć inżynier Krantz. Uderzenie wojsk francuskich przyjęły na siebie Korpusy II, VI, XII oraz Dywizja Wirtemberska.

30 listopada dywizje armii generała Ducrota przeszły przez Mamę i walczyły na południowym wschodzie; po 24-godzinnym ostrzale artylerii francuskiej z fortu St. Maur opanowały Bonneuil i Champigny. Z kolei 2. Dywizja Marynarzy z Saint Denis zajęła Epinay. Tam stoczyła walkę z Badeńską Brygadą Piechoty (sześć batalionów, dwa szwadrony), zadając jej straty sięgające dziewięciu procent stanu osobowego. Jednak zaraz potem obie dywizje marynarskie cofnęły się do Saint Denis; widocznie uznały, że wykonały swoje zadanie. Gdy Leon Gambetta dowiedział się z depeszy, że wojska francuskie zajęły tę miejscowość, sądził, że chodzi o Epinay na rzece Orge koło Corbeil i że armia generała Augusta Ducrota stoczyła zwycięską bitwę z wojskami pruskimi, a teraz maszeruje w kierunku Orleanu. Ale rzeczywistość była inna.

* * *

1 grudnia obie strony: 2. Armia generała Augusta Ducrota oraz 3. Armia następcy tronu pruskiego Fryderyka Wilhelma starły się w boju koło Champigny. 2 grudnia

po ośmiogodzinnej walce wojska niemieckie (Korpusy II, VI, XII i Dywizja Wirtemberska) osiągnęły sukces, oku­piony jednak dużymi stratami — m. in. II Korpus stracił89 oficerów i 1587 żołnierzy zabitych i rannych oraz 216 zaginionych, a Dywizja Wirtemberska miała poległych 13 oficerów i 268 żołnierzy oraz rannych 47 oficerów, 1345 żołnierzy, a także 355 zaginionych5.

3 grudnia generał August Ducrot wycofał swą armię poza Mamę. Francuzi stracili w bitwie osiem tysięcy żołnierzy, dowództwo wojsk niemieckich — pięć tysięcy.

* * *

5 grudnia padł Orlean. Jak do tego doszło?Generał Helmuth von Moltke szybko zorientował się, że

Armia Loary zechce pójść na odsiecz Paryżowi, a jego wywiad ustalił, że część Armii Obrony Paryża ma zamiar wyjść naprzeciw Armii Loary. Postanowił temu zapobieci w tym celu wysłał w kierunku Orleanu dwie pruskie armie: 2. i 4. (w sumie dwanaście dywizji, 130 tysięcy żołnierzy), które miały rozbić Armię Loary. 28 listopada2. Armia dotarła do Sens. Jej IX Korpus przypuścił atak na Fontainebleau, III Korpus — na Nemours, a X Korpus— na Beaune-la-Rolande, które zajął tego samego dnia. Tam też dotarły 5. Dywizja III Korpusu i 1. Dywizja Kawalerii. Dowódca 2. Armii, feldmarszałek książę Fryde­ryk Karol, miał do dyspozycji 68 tysięcy żołnierzy. W tym momencie pozycje 4. Armii zaatakował XX Korpus fran­cuski z Nevers. Z pomocą zdążał z Gien XVIII Korpus, ale przybył na pole bitwy za późno. Nie popisał się teżXVI Korpus, który stacjonował w Chilleurs i bezczynnie przypatrywał się nadchodzącym posiłkom pruskim. Wojska francuskie nie przełamały pozycji pruskich i cofnęły się,

5 Ilustrierte..., op.cit., s. 298.

tracąc trzy tysiące żołnierzy. Wówczas 4. Armia wróciła do Janville i Orgeres, gdzie połączyła się z 2. Armią; tam szykowano się do zajęcia Orleanu.

W Orleanie odbyła się narada, w której uczestniczyli: minister Karol Freycinet, dowódca Armii Loary generał Ludwik d’Aurelie des Paladines, szef sztabu Armii Loary generał Jan Ludwik Borel, dowódca XV Korpusu Piechoty gen. dyw. Pallieres, dowódca XVI Korpusu Piechoty gen. dyw. Antoni Chanzy, dowódca XVII Korpusu Piechoty gen. dyw. Ludwik Sonis. Uczestnicy narady zdecydowali, że Armia Loary wyjdzie z Orleanu, aby stoczyć bój na jego przedpolach. W mieście miał pozostać tylko XVII Korpus Piechoty generała Ludwika Sonisa.

Już wcześniej, 1 grudnia, toczyły się walki w rejonie Loigny, gdzie stał XVI Korpus, i koło Poupry, gdzie stałXV Korpus; było to 40 kilometrów na północny zachód od Orleanu. XVI Korpus Piechoty odrzucił I Korpus Bawarski, nacierający z Bazoches les Hautes do Villepion i Ter- miniers, ale potem dywizje 4. Armii uderzyły na 3. Dywizję Piechoty XV Korpusu, która znajdowała się koło XVI Kor­pusu. Francuska dywizja pierzchła w walce. Generał Ludwik Sonis z jedną tylko dywizją XVII Korpusu, z którą z Orleanu przybył na pole bitwy, usiłował przyjść na pomoc i uderzył na Loigny, które wcześniej opuścił. W składzie tej dywizji znajdował się tzw. Zachodni Legion Ochotniczy, czyli dawny pułk gwardii papieskiej żuawów, przybyły z Rzymu, oraz brygady piechoty ochotników z Bretanii i Wandei. Dowodził nimi pułkownik baron Atanazy Charette de la Contrie (1832-1911). W trakcie walki dywizja została zdziesiątkowana, a generał Ludwik Sonis odniósł rany. Natomiast XVI Korpus generała An­toniego Chanzy’ego znowu stał bezczynnie i nie brał udziału w walce6.

6 Pierre L e h a u t c o u r t 11, op.cit., s. 105.

Tego samego dnia jednostki Armii Loary stoczyły między Artenay i Chevilly bitwę z jednostkami 2. Armii, Korpusami IX i XIII, ale zostały odepchnięte ku Orleanowi. Potem stoczona została bitwa w Gidy i Cercottes, gdzie opór stawiała jeszcze 2. Dywizja Piechoty XV Korpusu, dowo­dzona przez gen. dyw. Martineau. Nocą 4 grudnia 1870 roku III Korpus pruski wszedł do Orleanu, zdobywając 77 dział i biorąc do niewoli, wedle komunikatu niemieckiej Kwatery Głównej, dwa tysiące żołnierzy.

* * *

W pasie działań Armii Wogezów, czyli XX Korpusu, który miał osłaniać Belfort, broniony przez pułkownika Denferta Rochereau przed XIV Korpusem generała Augusta Werdera, zostały tylko: samodzielna dywizja piechoty gen. dyw. Kamila Cremera i oddziały garibaldczyków, zajmujące stanowiska przed Auxonne, 30 kilometrów na południowy wschód od Dijon. 1 grudnia Leon Gambetta mianował Józefa Garibaldiego dowódcą Armii Wogezów w randze generała dywizji. Odtąd podlegały mu cztery brygady, dowodzone przez: gen. bryg. Józefa Hauke-Bosaka; pułkownika, a wkrót­ce potem gen. bryg. Marie Delpecha; gen. bryg. Menottiego Garibaldiego; pułkownika, a wkrótce także gen. bryg. Ricciottiego Garibaldiego. Ta ostatnia brygada uderzyła wcześniej na Châtillon nad Sekwaną i wyparła stamtąd załogę niemiecką. Potem pomaszerowała od Autum do Dijon, gdzie przed murami miasta doznała dość dotkliwej porażki. Ale gdy1 grudnia Autum, leżące 60 km na południowy zachód od Dijon, zaatakowała Badeńska Brygada Piechoty, dowodzona przez gen. mjr. Kellera, ustawiając w półkole działa i bombar­dując miasto, odpowiedziała jej artyleria francuska, a z boków uderzyli garibaldczycy; wówczas generał Keller nakazał odwrót w kierunku Dijon i z trudem dotarł tam z mocno nadwerężoną brygadą.

5 grudnia do Rouen wkroczył VIII Korpus pruski po stoczeniu bitwy z brygadą francuską, która wcześniej stanowiła garnizon tego miasta. Był to także efekt stoczenia przez 4. Armię w ciągu trzech dni (2-4 grudnia) walk z jednostkami Armii Północnej, w trakcie których wojska niemieckie straciły 3200 żołnierzy, a francuskie — 3400. Wojskom pruskim nie udało się jednak rozbić Armii Północnej.

* * *

Wydawało się, że utrata Orleanu załamie Leona Ga- mbettę. Rzeczywiście w pierwszym momencie, gdy do­wiedział się o tym, jadąc specjalnym pociągiem, właśnie do Orleanu... rozpłakał się. Pociąg został zawrócony do Tours. Ale dowództwo niemieckie nie doceniło jego woli walki. Gambetta zdawał sobie sprawę, że także wojska niemieckie zaczynają mocno odczuwać trudy wojny i są tak samo prawie wycieńczone jak Francuzi; najlepszym tego dowodem było zaniechanie pościgu po zdobyciu Orleanu przez obie pruskie armie za ucho­dzącymi, rozbitymi już wojskami francuskimi, mimo że uciekający Francuzi nie zniszczyli mostu.

Co do kondycji wojsk niemieckich, za miarodajną można uznać opinię generała von der Goltza, dowódcy brygady VII Korpusu, który stwierdzał:

„Odzież była najzupełniej zniszczona. Obuwie szczegól­nie znajdowało się w jak najgorszym stanie. Wielu żołnierzy miało na swoich nogach tylko saboty, inni szli boso. Szeregi wciąż malały i wciąż zmniejszał sie stosunek liczby oficerów do żołnierzy. Wciąż pozostawały w tyle oddziały przy ambulansach, taborach, jeńcach itp. Korpusy przeto wyglądały zaledwie, jak dywizje kompletne, te

ostatnie zaś jak słabe brygady. W batalionach było zaledwie po 500, 400, 350 ludzi”7.

1. Armia Loary cofnęła się do Berry. XV Korpus stanął w Vierzon (90 km na południe od Orleanu), Korpusy XVIII i XX przeszły przez Loarę koło Jargeau i Sully, cofając się w kierunku Bourges (20 km na południowy wschód od Vierzon), gdzie znajdował się wielki arsenał.

Leon Gambetta zdymisjonował generała Ludwika d’Au­relie des Palladinesa i na czele 1. Armii Loary postawił generała Denisa Bourbakiego, ten zaś nakazał odwrót na południe. Ale na północ od Loary pozostawało prawe skrzydło Armii Loary. Gdy 2. Armia niemiecka puściła się w pogoń za lewym skrzydłem Armii Loary, Leon Gambetta powołał 6 grudnia z prawego skrzydła Armii Loary 2. Armię Loary (Korpusy XVI, XVII i nowy XXI, dowódcy: gen. Jaureguiberry, gen. Henryk Guepratte, gen. Jaurres). Dowódcą 2. Armii Loary został gen. Antoni Chanzy. Otrzymała ona rozkaz maszerowania na Orlean.

1. Armia Loary, osłaniająca Bourges (100 km na południowy wschód od Orleanu) od strony Nevers, miała zbliżyć się do doliny rzeki Loing i Fontainebleau, na­tomiast 2. Armia Loary miała osłonić Tours, gdzie, jak wiadomo, znajdowała się delegatura rządu.

7 grudnia 2. Armia Loary starła się koło Villorceau i Josnes z 17. Dywizją 4. Armii i zadała jej ciężkie ciosy. 17. Dywizja, maszerując na Beaugency, natknęła się na korpus francuski (15 baonów i 26 dział). W bitwie wziął także udział I Korpus Bawarski. Po wymianie ciosów starcie pozostało nierozstrzygnięte, ale mimo to książę Fryderyk Franciszek, przerażony francuskim impetem, prosił dowódcę 2. Armii, feldmarszałka księcia Fryderyka Karola, o pomoc; w związku z tym książę musiał zaniechać pościgu za 1. Armią Loary. Natychmiast Korpusy III

7 Pierre L e h a u t c o u r t I I , op.cit., s. 105.

i X uderzyły na 2. Armię Loary; reszta niemieckiej 2. Ar­mii miała maszerować wzdłuż lewego brzegu Loary, aby uderzyć na tyły wojsk francuskich. Z kolei 1. Armia Loary miała przeciw sobie jedynie 6. Dywizję Kawalerii i cztery bataliony przedniej straży III Korpusu; mogła, korzystając z przewagi, próbować je zniszczyć, ale wycofała się w rejon Bourges-Nevers. W tym czasie dotarł do niej XX Korpus, czyli Armia Wogezów. 1. Armia Loary szykowała się do pójścia z odsieczą Belfortowi.

NIEPOWODZENIA I SUKCESY

W dniach 9-10 grudnia 1. Dywizja Piechoty XXII Korpusu Armii Północnej, dowodzonego przez gen. dyw. Alfonsa Lecointe’a, odbiła z rąk niemieckich miasteczko i zamek Ham, na południowy wschód od Amiens, znane z pięknego kościoła Notre Dame. Ale generał Edwin Manteuffel nie rezygnował z rozbicia Armii Północnej; miał do dyspozycji rozproszone po Pikardii oddziały, w sumie 19 tysięcy żołnierzy, które skoncentrował w Montdidier, gdzie szyko­wał kontrofensywę przeciw wojskom francuskim, zgroma­dzonym koło Amiens. 9 grudnia udało mu się zająć Dieppe.

* * *

Tego samego dnia parlament Związku Północnoniemiec- kiego zatwierdził traktaty zawarte przez kanclerza Bismar­cka z państwami południowoniemieckimi i przyjął nowelę do ustawy związkowej, gdzie do wyrazów „król” i „zwią­zek” dodał „cesarz” i „państwo”; tym samym ogłosił króla pruskiego cesarzem niemieckim, a Związek Północno- niemiecki zamienił w Deutschland Reich1.

1 La Gronde Encyklopedie, t. XVIII, s. 32.

Na południu 10 grudnia X Korpus 2. Armii niemieckiej zajął przedmieścia Blois nad Loarą (60 km na południowy zachód od Orleanu), gdzie wcześniej zajmowały pozycje francuskie Korpusy XV i XVI. 2. Armia Loary musiała cofnąć się na północny zachód od tego miasta, ku Vendôme, odsłaniając w ten sposób Tours, któremu zagroziły wojska pruskie. W zaistniałej sytuacji 10 grudnia delegacja rządu opuściła to miasto i przeniosła się do Bordeaux.

* * *

12 grudnia, po trwającym od 10 sierpnia oblężeniu, poddała się twierdza Phalsburg, leżąca 40 km na zachód od granicy z Badenią. Przeżyła ona dwa szturmy i dopiero gdy oblężonym zabrakło żywności, komendant pułkownik Tail­lant kazał zatopić prochy, połamać karabiny i zagwoździć działa. Do niewoli poszło 52 oficerów i 1839 szeregowców. Nieprzyjaciel zdobył też 65 dział2.

* * *

W tym czasie 2. Armia Loary, mimo złego stanu dróg wynikającego z opadów deszczowych, cofała się w zupełnym porządku, codziennie staczając walki z je­dnostkami 2. Armii. Książę Fryderyk Karol dziwił się, że choć wynędzniała i wymęczona, 2. Armia Loary jest jednak odporna. Chciał ją rozbić i dlatego ściągnął posiłki spod Paryża. Na początek wysadził mosty w Vie- rzon. Odtąd 1. i 2. Armie Loary straciły ze sobą kontakt.13 grudnia X Korpus zajął Blois.

2 Pierre L e h a u t c o u r t I I , op.cit. , s. 172.

14 grudnia kapitulowała twierdza Montmedy. Po wejściu tam 23. Brygady, dowodzonej przez pułkownika von Panne- witza, miasto przedstawiało żałosny widok. Z górnej jego części pozostały tylko ruiny. Był to wynik działania pocisków artyleryjskich, mających kształt jaja, o długości 60 cm i wadze 80 kg. Do niewoli poszły trzy tysiące jeńców, a Prusacy zdobyli 65 dział. Wojska niemieckie uwolniły też 237 jeńców pruskich3.

* * *

15 grudnia I Korpus Bawarski 2. Armii stoczył koło Freteval, Moree, Piozn i Vendôme (departament Loire et Cher, region Centre), 70 km na zachód Orleanu, osiem potyczek z 2. Armią Loary. 16 grudnia Korpusy IX, III i X 2. Armii rozpoczęły ruch zaczepny w kierunku Vendôme na południowy zachód od Orleanu, na Chartres. Brygada z IX Korpusu zajęła Blois. 2. Armia Loary cofnęła się wtedy ku rzece Sarthe w okolice Le Mans na zachód od Orleanu, zdradzając symptomy załamania; głód, zmęczenie spowodowane ciągłymi marszami i cofanie się przed przeważającymi siłami nieprzyjaciela spowodowały, że w armii zaczęły występować objawy demoralizacji.

W dniach 17-18 grudnia koło Nuits i Gray w okolicach Dijon dwie brygady badeńskie i siedem baterii niemieckich walczyły przez pięć godzin przeciw dwóm legiom lyońskim Rodanu i dwóm pułkom Gwardii Mobile, które składały się na samodzielną dywizję piechoty (10 tysięcy żołnierzy i 18 dział), dowodzoną przez generała Kamila Cremera. Wpraw­dzie Badeńczycy zajęli Nuits 19 grudnia o północy, ale nazajutrz o czwartej nad ranem odeszli. Straty niemieckie

3 „Dziennik Poznański” nr 292, 17 grudnia 1870.

wyniosły tysiąc zabitych i rannych. Rany odnieśli m. in. książę Wilhelm Badeński i generał Glymer. Straty francus­kie były czterokrotnie mniejsze. W bitwie odznaczył się batalion wolnych strzelców z Pirenejów Wschodnich, dowodzony przez kapitana Benedykta Olszewskiego (1838-1893)4.

Niemiecka 2. Armia zaprzestała wtedy pościgu za 2. Ar­mią Loary, bowiem feldmarszałek książę Fryderyk Karol obawiał się, że licząca 133 tysięcy żołnierzy 1. Armia Loary podejmie kroki zaczepne. Liczył na to również Leon Gambetta, ale nie doczekał się jej natarcia. W każdym razie 19 grudnia 2. Armia wróciła do Orleanu.

Natomiast XII Korpus nacierał na Tours i po prze­łamaniu obrony 6 tysięcy żołnierzy Gwardii Mobile w Monnaie i Notre Dame d’Oe, 19. Dywizja Piechoty zajęła 21 grudnia Tours, gdzie zniszczyła urządzenia kolejowe. Jak wiadomo, delegacja rządowa ewakuowała się już wcześniej do Bordeaux. 1. Armia Loary straciła możliwość przejścia na północny wschód do doliny rzeki Loing, lewego dopływu Sekwany, aby mogła dalej ma­szerować na Paryż i odblokować stolicę. Wtedy minister Karol Freycinet zaproponował, aby armia ta poszła na odsiecz Belfortu i przecięła wojskom niemieckim ko­munikację w tamtym rejonie. Nie był to dobry pomysł, bowiem odejście 1. Armii Loary znacznie uszczuplało siły ciągle jeszcze szachujące na terenach między Bourges i Ne vers niemiecką 2. Armię, która teraz mogła uderzyć na 2. Armię Loary i zniszczyć ją. Mimo to 1. Armia Loary ruszyła na Belfort. Generał Denis Bourbaki, dzielny jako żołnierz, nie umiał jednak korzystać z linii ko­lejowych. W dodatku również pogoda sprzysięgła się przeciw 1. Armii Loary, zwanej teraz znowu Armią Wschodnią — śnieg i mróz dochodzący do 18 stopni

4 Ibidem, nr 293, 18 grudnia 1870.

wstrzymywały jej marsz. Pierwsze jej dywizje przybyły do Chalons sur Saone i do Chagny dopiero 27 grudnia.

* * *

Brest stał się głównym portem atlantyckim, do którego przybywało zaopatrzenie dla wojsk francuskich. 22 grudnia przybyły tam statki: amerykański „Erie” i francuski „Ville de Paris”, przywożąc po 120 tysięcy karabinów i kilka milionów naboi. Jednocześnie zjawił się emigrant z Ame­ryki, monsieur Pavy, który dorobiwszy się fortuny w Sta­nach Zjednoczonych, postanowił spłacić dług ojczyźniei utworzył kompanię wolnych strzelców z Quimper, miasta w Bretanii, 150 kilometrów na południe od Brestu. Uzbroił ich w karabiny 12-strzałowe i 6-strzałowe colty.

* * *

23 grudnia cztery dywizje francuskiej Armii Północnej (35 tysięcy żołnierzy) starły się między Hallue i Pont Noyelles z VII Korpusem generała Augusta Goebena (24 tysiące żołnierzy). Walka pozostała nierozstrzygnięta. Dywizje francuskie zanocowały pod gołym niebem mimo ośmiostop- niowego mrozu. Mróz i brak zaopatrzenia spowodowały, że dowódca Armii Północnej, generał Ludwik Faideherbe, postanowił dać odpoczynek swym wojskom i wycofał się na północ za rzekę Scarpe, stanowiącą dopływ Skaldy. VII Korpus ścigał go, zostawiwszy dla osłony 16. Dywizję, która otaczała miasto Peronne, na wschód od Amiens.

29 grudnia podpułkownik Raoul Le Roy de Dais, dowódca Legii Gwardii Narodowej departamentu Calvados w Armii Północnej, mianowany generałem brygady i do­wódcą brygady, wyruszywszy z Caen, po przebyciu stu kilometrów na wschód stoczył z oddziałami VII Korpusu potyczki między Bemay i Brionne, skąd wyparł oddziały

pruskie na prawy brzeg Sekwany. Na pewien czas oczyścił leżące 100 kilometrów na północ okolice Rouen z na­jeźdźców.

3 stycznia 1871 roku generał Ludwik Faidherbe zaata­kował w rejonie Bapaume ośmioma brygadami (35 tysięcy żołnierzy) trzy brygady pruskie (18 tysięcy żołnierzy)1. Armii i odepchnął je, ale ostatecznie musiał wycofać sięi nie wyzwolił z oblężenia Peronne, które komendant Garier pod naciskiem władz cywilnych poddał 16. Dywizji VII Korpusu. Odtąd linia rzeki Somme znajdowała się w rękach 1. Armii, co stanowiło znaczne utrudnienie dla francuskiej Armii Północnej, pragnącej iść na odsiecz Paryżowi5.

* * *

W obliczu zbliżającego się końca nieszczęśliwego dla Francji roku 1870 mieszkańcy Paryża zastanawiali się, czy nie przyjdzie im głodować. Od 25 grudnia obowiązywał przydział 80 gramów koniny na trzy dni i 300 gramów czarnego chleba.

Dzienne zapotrzebowanie Paryża na chleb wynosiło2 miliony funtów; tymczasem z 8 tysięcy cetnarów spadło22 września do 6500 cetnarów, aby dojść 18 stycznia 1871 roku do 3600 cetnarów. Ponadto Paryż dziennie kon­sumował 650 koni, czyli 30 gramów mięsa na mieszkańca. Ale paryżanie nie martwili się, że zabraknie koniny— w mieście znajdowało się sto tysięcy koni, przy czym pewne życia mogło być tylko 33 tysiące rumaków, którymi gospodarowało wojsko.

Z kolei „Neu Freie Presse”, donosząc 30 grudnia o kło­potach aprowizacyjnych paryżan, wręcz podkreślała, że wcale nie jest im tak źle, skoro jedzą młode kartofle,

5 Ilustrierte..., op.cit., s. 387.

hodowane w inspektach, a żyta na chleb oraz jarzyn też im nie brak, bowiem rosną one w ogródkach przydomowych. Spośród mieszkańców miasta jedynym malkontentem, narzekającym, że na jego stole nie ma ulubionych potraw z bażanta, był baron Alfred Rotschild. „A przecież na mojej farmie w Ferneres bażantów w bród” — powiadał. Jednakże domownicy twierdzili, że dawno je wyłapali bawarscy żołnierze okupujący tę okolicę. Gdy narzekania powtarzały się, żona barona poleciła majordomusowi, aby zdobył wróble, których mięso było podobne w smaku do bażanciny. Z tym nie było kłopotu. Majordomus zakupił 50 wróbli od uliczników paryskich, którzy z polowania na te biedne ptaszki uczynili zyskowny proceder — jeden zabity wróbel kosztował w sprzedaży detalicznej 10-15 franków.

* * *

Nie ustawała działalność wolnych strzelców, którzy choć nie zawsze sprostali w regularnym boju zaprawionym w walce Prusakom, to jednak potrafili być dla nieprzyjaciela dokuczliwi. 2 stycznia 1871 roku pojawił się kolejny oddział „Mścicieli” (Vengeurs), liczący 600 żołnierzy, który wyruszył z Heinmoncourt. Stoczył on potyczkę z oddziałami XIV Korpusu, zdobywając dwa działa. Naza­jutrz jednak został otoczony i w walce stracił znaczną część swego stanu; jedynie 150 żołnierzy udało się prze­kroczyć granicę Szwajcarii.

Tego samego dnia 2 stycznia o godzinie 13.00 kapitulo­wała twierdza Mezieres, którą zajęła 14. Dywizja VII Kor­pusu. Do niewoli poszły dwa tysiące Francuzów. Prusacy zdobyli 106 dział6.

* * *

6 „Gazeta Warszawska” nr 35, 14 lutego 1871.

Na froncie północnym 4 stycznia niemiecki garnizon z Rouen, dowodzony przez generała von Bentheim (dywizja piechoty i dywizja kawalerii), wdał się w walki w rejonie Yvetot (między Rouen i Havrem) z brygadą generała Boye z 1. Dywizji Armii Północnej. 1. Brygada Piechoty oraz część 44. pułku piechoty stoczyły bój w Malineaux-Lalond, gdzie wzięły do niewoli 300 jeńców i zdobyły dwa działa. Potem obsadziły one Bourgachard i Bourgtheroulde.

5 stycznia 1871 roku kapitulowała twierdza Rocroy. Oficjalny komunikat niemieckiej Kwatery Głównej podał, że zdobyto 72 działa i do niewoli poszło trzystu żołnierzy francuskich; jednak źródła francuskie informowały, że broń i inne zapasy zostały zniszczone, a obrońcy twierdzy wyszli z niej na wieść o upadku twierdzy Mezieres.

* * *

9 stycznia Armia Wschodnia (Korpusy XV, XVIII i XX), maszerując z Boureefs i Nevers przez Chagne, a po prze­kroczeniu rzeki Doubs przez Quingey, korzystając z od­sieczy twierdzy Belfort — osiągnęła po pięciu dniach marszu Viller Sexei, 20 mil od Hericourt. Pole bitwy rozciągnęło się wówczas od Cubry przez Magnuy, Viller- -Sexel, Marat i Espiels. Przez trzy dni 130 tysięcy Fran­cuzów i 330 dział walczyło przeciw 40 tysiącom Niemców z XIV Korpusu. Prusacy zabarykadowali się w zamku i okolicznych budynkach, które Francuzi podpalili. Zamek zdobywały bataliony Gwardii Mobile z Korsyki i żuawi. Zażarty bój toczył się na schodach i w drzwiach po­mieszczeń, ale jedyne, co się udało Francuzom, to rozbicie rezerwowej dywizji piechoty generała Schmelinga i wzię­cie do niewoli dwóch tysięcy Niemców7.

7 Fryderyk E n g e l s , op.cit. , s. 301.

Od pierwszych dni stycznia, jak doniósł „Correspon- dence Havas”, oblegająca od południa Paryż 3. Armia rozpoczęła systematyczny ostrzał artyleryjski miasta; wcześniej, od 24 grudnia, taki ostrzał prowadziła artyleria Dywizji Wirtemberskiej od strony wschodniej. Codziennie na Paryż spadało 20 tysięcy granatów o średnicy 22 cm, długości 65 cm i wadze 80 kg, jednakże ich sku­teczność była na szczęście słaba.

Mimo to lekarze i pielęgniarki w szpitalach mieli ręce pełne roboty. Wśród nich wyróżniał się ksiądz Władysław Witkowski, proboszcz polskiej parafii przy kościele St. Honoire, który został kierownikiem wszystkich paryskich ambulansów; odpowiadał też za zdrowie jeńców wojennych. Po zakończeniu oblężenia Adolf Thiers od­znaczył go Legią Honorową. W niesieniu pomocy rannym odznaczyła się też Henryka Pustowójtówna (1838-1881), ongiś adiutant gen. Langiewicza, która otrzymała od Adolfa Thiersa Krzyż Zasługi8.

* * * *

Przez pierwsze dni nowego 1871 roku 2. Armia Loary raz po raz staczała potyczki z 2. Armią, nacierającą w kierunku Le Mans, ważnego węzła kolejowego, łączącego wybrzeże Atlantyku z południem Francji. I tak 2 stycznia żołnierze francuscy walczyli z najeźdźcą koło Loire, 5-6 stycznia 1871 roku — koło La Fourche, 6 stycznia — koło Villethion, 7 stycznia — koło Villehauve, Mazange, des Roches i Theil, 8 stycznia — koło Vance i Ruille, 9 stycznia— koło Chahaignes i Brives. 10 stycznia w Parigne- l’Evenque koło Le Mans wojska lewego skrzydła ugrupo­

8 Krystyna W y c z a ń s k a , op.cits . 7 7 .

wania niemieckiego (trzy korpusy 2. Armii) bezskutecznie chciały wedrzeć się na pozycje XVII Korpusu francuskiego, ale o godzinie 20.00 X Korpus zaatakował Brygadę Bretońską i po sześciu godzinach walki koło Ardenay rozbił ją. Wojska 2. Armii zajęły Parigne-l’Eveque i dotarły do Charge, sześć kilometrów od Le Mans. Z kolei prawe skrzydło ugrupowania niemieckiego (dywizje 4. Armii) doszło do Savigne i Monfort. 11 stycznia obie armie połączyły się w Le Chapelle i Lombion. Miasto Le Mans zostało zajęte przez Niemców. 12 stycznia XVI Korpus francuski usiłował kontratakować, ale bez skutku. 2. Armia Loary musiała się cofnąć, tracąc cztery tysiące zabitych i rannych, a 18 tysięcy wpadło w niewolę. 14 stycznia2. Armia Loary walczyła koło Longue i Chassille, a 15 stycznia — koło Alenęon. 4. Armia zajęła Alenęon, leżący 50 km na północ od Le Mans, po czym walczyła z 2. Armią Loary koło Sille de Gauillaume i Saint Jean sur Eme, ale zaraz potem zawróciła do Rouen, aby w razie potrzeby wesprzeć 1. Armię przeciw francuskiej Armii Północnej. 16 stycznia 2. Armia Loary cofnęła się ku Laval za rzekę Mayenne.

* * *

Dywizje 2. Armii niemieckiej wróciły do Orleanu, ale były już skrajnie wyczerpane. Natomiast 2. Armia Loary rosła w siłę. Generał Antoni Chanzy miał znowu 150 tysięcy w czterech korpusach (w tym 6 tysięcy kawalerii i 324 działa). Szykował się do marszu na Le Mans, który chciał odbić.

* * *

Twierdza Belfort, oblężona od 3 listopada przez 1. Dywizję Piechoty Landwery ze Szczecina dowodzoną przez generała

Udo Tresckowa, a także baterie wirtemberskie, pruskie i bawarskie — liczyła 12 tysięcy załogi, ale była uzbrojona w stare niegwintowane działa i miała mały zapas pocisków, za to dużo prochu. Twierdza wyglądała jak wielki skalisty olbrzym. Centrum obrony stanowiło Le Rocher, bastion wykuty w skale prostopadle od strony miasta, z tarasami, jeden na drugim, podpierającymi Le Château, czyli Cyta­delę. Z południa i wschodu broniły twierdzy cytadele La Justice i La Motte, usytuowane na grzbietach gór. Na długim pagórku od południa znajdowały się umocnienia Les Hautes i Les Basses Perchez, a z zachodu fort Barres, połączone z główną cytadelą. Komendant, pułkownik Denfert Rochereau, był z zawodu inżynierem mechanikiem; dokonał ulepszeń swych dział i raz po raz niepokoił wycieczkami oblegających. Dowództwo niemieckie po pewnym czasie postanowiło opanować znajdujące się niedaleko forty Hautes i Basos Perche, ale i one broniły się wytrwale.

* * *

11 stycznia 1871 roku generał Denis Soter Bourbaki wyruszył z Armią Wschodnią z Viller-Sexel. W Dijon zostawił generała Józefa Garibaldiego z 20 tysiącami żołnierzy i dywizję piechoty dowodzoną przez gen. Pel- lisiera (20 tysięcy Gwardii Mobile). Natomiast samodzielna dywizja piechoty, dowodzona przez generała Kamila Cre- mera, została w Fontine Française i Champlitte, z zadaniem osłaniania lewego skrzydła Armii Wschodniej i strzeżenia arterii komunikacyjnych.

Armia Wschodnia w trakcie marszu ominęła po drodze Vesoul, gdzie znajdowała się kwatera XIV Korpusu. Gdyby zaatakowała korpus generała Augusta Werdera, którego prasa niemiecka po bitwie koło Villier-Sexel okrzyknęła „Leonidasem Wogezów”, mogłaby odnieść sukces, bowiem

XIV Korpus był rozproszony. Dzięki temu, że Armia Wschodnia poszła dalej, generał August Werder zdołał znowu zgromadzić swe siły za rzeką Ognon. Przeciął on Armii Wschodniej drogę do Belfort i umocnił swe pozycje koło Montbeliard, gdzie ufortyfikował górę Vaudois blisko rzeki Lisaine. Generał Werder dysponował już wtedy 60 tysiącami żołnierzy.

W dniach 14-17 stycznia 1871 roku Armia Wschodnia starła się z XIV Korpusem w rejonie Hericourt koło Belfort nad rzeką Lisaine. Generał Kamil Cremer, który wcześniej opuścił swe pozycje na rozkaz generała Denisa Bour- bakiego, uderzył swą dywizją na Loure i starając się obejść XIV Korpus od północy, wyparł brygadę generała Degen- felda z Cheneber. Niestety, inne jednostki Armii Wschod­niej nie odnotowały sukcesów w tej bitwie. Generałowie Billot i Cremer naciskali na generała Denisa Bourbakiego, aby kontynuował bitwę, ale ten nakazał odwrót, bo wyczer­pał się zapas amunicji, a straty w ludziach doszły do ośmiu tysięcy. XIV Korpus stracił w bitwie 2150 żołnierzy. Generał Denis Bourbaki otrzymał też wiadomość o zbliża­niu się nowej armii niemieckiej, której dowódcą był generał Edwin Manteuffel.

PROKLAMOWANIE CESARSTWA

Gdy naczelne dowództwo niemieckie dowiedziało sięo ruchach wojsk francuskich z Bourges i Nevers, szybko pojęło, czym to grozi. Dlatego wezwało z północnego frontu generała Edwina Manteuffela, który naprędce zorganizował nową armię, mającą pomóc XIV Korpuso­wi, liczącemu wtedy jeszcze 35 tysięcy żołnierzy. W skład tej armii, nazwanej Południową, ^eszły:VII Korpus Piechoty, stacjonujący w Metzu i Mezieres,II Korpus Piechoty spod Montargis (130 km na połu­dniowy wschód od Paryża) oraz korpus piechoty land­wery. W sumie generał Manteuffel miał 50 tysięcy żołnierzy. 12 stycznia 1871 roku skoncentrował on swe siły w Châtillon nad Sekwaną. Armia Południowa poma­szerowała przez płaskowyże Langres i Cote d’Or. Mogła być powstrzymana przez brygady generała Józefa Garibal­diego lub załogę w Langres, lecz stary wódz w czerwonej koszuli nie zrobił tego; był w tym czasie chory. 18 stycznia Armia Południowa doszła do Saloney. Potem ruszyła na prawo, aby zająć Dole i Poligny i przeciąć Armii Wschodniej drogę do Lyonu albo zmusić ją do opuszczenia Francji przez granicę szwajcarską, a jeśli to się nie uda — do kapitulacji.

18 stycznia Armia Wschodnia ruszyła do Besançon. W czasie marszu uległa dezorganizacji. Na pokonanie 70 kilometrów zużyła pięć dni. Gdyby generał Denis Bourbaki rozbił XIV Korpus, a miał na to sześć dni, zanim jednostki Armii Południowej dotarłyby na pole bitwy, mógłby wraz z Armią Wogezów generała Józefa Garibal­diego wziąć Armię Południową w kleszcze. Ale brygady generała Garibaldiego zostały 20 stycznia zaszachowane przez brygadę piechoty dowodzoną przez gen. mjr. Kettlera, która zaatakowała pozycje garibaldczyków w Dijon.21 stycznia o godzinie 13.00 kolumny pruskie uderzyły na Talant i Fontaine oraz na Hauteville, które garibaldczykom udało się odebrać. Tam zginął generał Józef Hauke-Bosak.

Na wieść o śmierci generała Bosaka Leon Gambetta wysłał list z kondolencjami do jego żony.

„Szanowna Pani! Proszę wybaczyć, że odrywam Panią od łez i boleści, które przepełniają Pani serce od chwili, gdyś otrzymała okrutną wiadomość. Lecz uważam za swój święty obowiązek powiedzieć wszystko, co myśli rząd o Pani sławnym mężu. Generał Bosak ofiarował szlachetnie swą szpadę republice francuskiej, oddał jej swe życie, jak gdyby był jednym z jej synów. Tak właśnie o nim myślimy. Gdy nadejdą lepsze czasy, będziemy mogli wszystkim, którzy poświęcili krew i życie dla obrony Francji, oddać zasłużoną nagrodę i spłacić dług wdzięczności tym, którzy zapomniawszy o własnych sprawach i dążeniach, stanęli pod naszym sztandarem Nim to nastąpi, może Pani być pewna, że otaczam najwyższą czcią pamięć Pani męża i proszę bez wahania odwołać się w potrzebie do mej pamięci. Będę szczęśliwy, jeżeli zdołam spełnić życzenie Pani”1.

Następnego dnia o godzinie 7.00 Prusacy znowu walczylio Talant. O godzinie 13.15 zostali odparci, a generał

1 Irena K o b e r d o w a , op.cit., s. 187.

Garibaldi i generał Pellisier wrócili w chwale do Dijon. 23 stycznia brygada piechoty generała Kettlera znowu zaata­kowała, tym razem od strony St. Appolinaire, znajdującego się pięć kilometrów na północny wschód od Dijon, ale bez rezultatu.

Dowództwo pruskie nie zamierzało jednak zdobywać Dijon, ale jedynie chciało powstrzymać Armię Wogezów, aby nie poszła na pomoc generałowi Denisowi Bour- bakiemu, co w pełni się udało.

W tym czasie, tj. 21 stycznia, II Korpus niemieckiej Armii Południowej dotarł przez Gray do Dole (50 km na południo­wy wschód od Dijon), natomiast VII Korpus Piechoty wszedł do Quigey (40 km na południowy zachód od Besançon) i zaatakował Mont Sous, Vandray, Byans, Arbois i Mouchard. Po zajęciu Mouchard Prusacy spalili dworzec kolei żelaznej Besanęon-Lons-Le-Soulmier-Lyon. Dowództwo Armii Wschodniej mogło albo wydać bitwę, co było mało prawdo­podobne z uwagi na zmęczenie żołnierzy, albo nakazać marsz jedynie na Pontalier i Saint Claude, przez góry Jura; ale na tej drodze czyhały już dywizje Armii Południowej. Pozostawała jedna droga ocalenia: przejście przez granicę do Szwajcarii.

* * *

Podczas gdy generał Helmuth von Moltke prowadził coraz to nowe operacje przeciwko odradzającym się armiom francuskim, kanclerz Otto von Bismarck pracował nad ostatecznym zjednoczeniem Niemiec pod berłem króla Prus. Obaj jednak mieli kłopoty. Generał Moltke sądził, że wzięcie do niewoli cesarza Napoleona III skończy wojnę, przeprowadzoną rzeczywiście w tempie błyskawicznym, bo w ciągu miesiąca, choć niewątpliwie ze znacznymi stratami własnymi i z pewnym ryzykiem, że ofiary ludzkie w postaci setek zabitych i okaleczonych Niemców mogły pójść na marne. Był przecież moment w czasie bitwy koło

Gravelotte, że generał Helmuth Moltke zastanawiał się, czy nie rozpocząć odwrotu. Na szczęście dla niego większość generałów francuskich nie stanęła na wysokości zadania. Szwankowała też praca wywiadu francuskiego. Jedyne, co mogło Helmutha von Moltke napawać prawdziwym niepo­kojem, to pełna waleczności postawa żołnierzy, którzy wrogowi płacili obfitą daninę krwi. Z kolei przedłużające się i nieskuteczne oblężenie Paryża wywoływało najpierw utyskiwanie, a potem już wzrastającą irytację kanclerza Bismarcka2.

Sam kanclerz też nie miał lekkiego życia. Porozu­miewając się z rządami niektórych państw niemieckich, napotykał na wiele przeszkód. Na przykład Wittelsba- chowie, władcy Bawarii, proponowali:

„Wilhelm cesarzem Niemiec? Dobrze, ale my powinniś­my dostać godność wice-cesarską z tytułem króla niemiec­kiego. Poza tym uważamy, że federacja niemieckiej północy z południem powinna mieć charakter nieco luźniejszy niż proponuje kanclerz Bismarck. Z drugiej strony, przydałby się korytarz do palatynatu bawarskiego. Tu musiałaby ustąpić nam nieco ze swego terytorium Badenia”.

Kanclerz Bismarck oponował:„Zachowanie odrębności Niemiec południowych nic

wchodzi w grę, podobnie jak rozwiązanie Związku Północ noniemieckiego. W ostateczności możemy nie odnawiać w 1876 roku Związku Celnego”.

Był to rodzaj szantażu, bo Związek Celny był roz- wiązaniem bardzo korzystnym dla gospodarki krajów niemieckich.

Rekapitulując, kanclerz Bismarck oświadczył:„Jak widać, nie ma innej możliwości jak wyjście z wojny

jako zjednoczone Niemcy. W tym celu musimy oprzeć się o Związek Północnoniemiecki”.

2 Władysław C z a p l i ń s k i , Adam G a lo s, Wacław Ko r t a, Historia Niemiec, Wrocław 1981, s. 572.

Rokując z każdym z państw osobno, kanclerz Bismarck doprowadził do zawarcia oddzielnych układów: 15 listopada 1870 roku z Badenią i Hessen-Darmstadt, 23 listopada z Bawarią, 25 listopada 1870 roku z Wirtembergią. Poczynił jednak pewne koncesje, co znalazło wyraz w zmianie konstytucji Związku Północnoniemieckiego. Królestwa Bawarii, Saksonii i Wirtembergii zachowały odrębność w organizacji wojska. Miały też osobne ministerstwa wojny, a Bawaria i Wirtembergia również osobne koleje, pocztę i telegraf3.

Cały czas jednak kanclerz Bismarck rozmawiał z przywód­cami państw południowoniemieckich jedynie o przystąpieniu do Związku Północnoniemieckiego. Dopiero potem wymógł na północnoniemieckim parlamencie związkowym, aby poprosił króla Wilhelma o przyjęcie korony cesarskiej. Delegacja parlamentu zjawiła się w Wersalu 18 grudnia 1870 roku. Przewodniczył jej Edward Simson (1810-1899), który już raz w składzie delegacji sejmu frankfurckiego prosił w 1849 roku króla pruskiego o przyjęcie korony cesarskiej. Wtedy król oświadczył, że nie przyjmie „korony z brudu i błota”. Teraz delegaci parlamentu w Berlinie prosili, aby wolno im było uczestniczyć w tym podniosłym akcie. Ale królowi Wilhelmowi taką koronę mogli ofiarować jedynie władcy innych państw niemieckich. Dlatego kanclerz Bis­marck nakłonił króla Bawarii Ludwika II (1845-1886), aby ten zaproponował Wilhelmowi I tytuł cesarski. Tu wynikła różnica zdań — kanclerz Bismarck i król bawarski uważali, że tytuł powinien brzmieć: „cesarz niemiecki”, natomiast król Wilhelm chciał być „cesarzem w Niemczech”. Na tym tle doszło do kłótni króla Wilhelma z kanclerzem.

Wreszcie 18 stycznia 1871 roku w Sali Zwierciadlanej pałacu w Wersalu odbyła się uroczystość proklamowania Cesarstwa Niemieckiego.

3 Ibidem, s. 574.

Marszałek dworu Aleksander Schleinitz szepnął Fryde­rykowi I (1826-1907), wielkiemu księciu Badenii, zresztą zięciowi króla Wilhelma:

— Wasza Wysokość, proszę krzyknąć: niech żyje cesarz Niemiec!

Ale kanclerz Bismarck czuwał:— Proszę krzyknąć po prostu: niech żyje cesarz Wil­

helm I!Wilhelm spurpurowiał i nie podał ręki kanclerzowi, ale

ten, choć odczuł to boleśnie, niezrażony odczytał orędzie, w którym podkreślił, że naród niemiecki ma obowiązek być wiernym cesarzowi i przestrzegać prawa4.

Tego samego dnia minister handlu Związku Półno- cnoniemieckiego hrabia Itrenplitz odczytał na forum Izby Poselskiej w Berlinie następujący dokument:

„My, Wilhelm, z Bożej Łaski król pruski, oznajmiamy niniejszym: po zawezwaniu nas jedno zgodnie przez książąt niemieckich i wolne miasta, ażebyśmy z przywróceniem niemieckiego państwa odnowili i przyjęli od więcej niż 60 lat spoczywającą godność cesarską, i po zaniesieniu w kon stytucji Związku odnośnych postanowień, obwieszczamy niniejszym, że uważamy za obowiązek wobec całej ojczyz­ny wysłuchać to wołanie zjednoczonych niemieckich książąt i wolnych miast i przyjąć niemiecką godność cesarską. Stosownie do tego tak my, jak i nasi następcy w koronie pruskiej używać będziemy odtąd tytułu cesarskiego wc wszystkich naszych stosunkach i sprawach państwa nie mieckiego i mamy w Bogu nadzieję, że dane nam będzie niemiecki naród pod godłem dawnej wspaniałości do­prowadzić ojczyznę do szczęśliwej przyszłości. Przyjmiemy godność cesarską w poczuciu obowiązku w niemieckiej wierności, osłanianej prawem państwa i jego członków, strzeżenia pokoju, wspierania niepodległości Niemiec

4 Witold J a k ó b c z y k , Bismarck, s. 104.

i wzmacniania siły narodu. Przyjmiemy ją w nadziei, że dozwolone będzie narodowi niemieckiemu używać nagrody za jego gorące i pełne poświęcenia walki w trwałym pokoju i w obrębie takich granic, które udzielą ojczyźnie bezpieczeństwa od wieków nieznanego przeciwko nowym zaczepkom Francji. Nam zaś i naszym następcom w koronie cesarskiej oby Bóg dozwolił powiększyć niemieckie pańs­two nie w zaborach wojennych, lecz w dziełach pokoju na drodze naszego dobrobytu, pomyślności, wolności i mo­ralności”.

Dokument ten wywołał duże poruszenie na sali. Mar­szałek Izby Poselskiej Maksymilian Forckenbeck (1821-1892) wzniósł okrzyk:

„Jego Cesarska Mość, a nasz najmiłościwszy król i pan niech żyje!”.

A sala jednogłośnie zakrzyknęła po trzykroć: „Niech żyje!”(Hoch, hoch, hoch)5.

* * *

Tymczasem dowódca francuskiej Armii Północnej gene­rał Ludwik Faidherbe uparcie dążył do pójścia z odsieczą Paryżowi. Zmyliwszy pruski VII Korpus Piechoty demons­tracją zbrojną koło Amiens, ruszył w kierunku Saint Quentin, mając 56 batalionów piechoty i pięć szwadronów kawalerii — w sumie 50 tysięcy żołnierzy i 98 dział.

16 stycznia pułkownik Isnard na czele pięciu tysięcy żołnierzy zdobył Saint Quentin, biorąc do niewoli 1400 jeńców i przejmując dwa działa. Wtedy generał August Goeben odwrócił ku wojskom francuskim lewe skrzydło swych sił, ale bez skutku. Walki trwały cały dzień koło Vemand. O brzasku 18 stycznia 1871 roku Armia Północna zaatakowała jednocześnie w kilku miejscach, maszerując

5 „Dziennik Poznański” nr 18, 21 stycznia 1871.

z Urvilliers i Melleres w kierunku Oise. Wtedu wojska

4. Armii uderzyły na brygadę dowodzoną p r z e z g e n . Foestera, wchodzącą w skład XXII Korpusu generała Alfonsa Lecointe’a. Bitwa trwała od godziny 10.30 do 15.00. Francuskie 43. pułk piechoty i 20. pułk strzelców powstrzymywały szarże niemieckiej kawalerii, tracąc przy tym tysiąc zabitych i rannych. W tym czasie 1. Brygada2. Dywizji Piechoty dowodzonej przez generała Józefa Djufaire du Bessola dotarła do Mezierdy. 19 stycznia doszło do bitwy w rejonie Saint Quentin w departamencie Aisne nad Sommą, siedem mil na północny wschód od Laon, 10 mil na zachód od Maubeuge, przy granicy belgijskiej.

4. Armią dowodził po przeniesieniu generała Edwina Manteuffela na stanowisko dowódcy Armii Południowej generał August Goeben. Główną siłę uderzeniową 4. Armii stanowił VII Korpus Piechoty, liczący 48 batalionów piechoty, 52 szwadrony kawalerii i 162 działa. Generał Goeben, otrzymawszy posiłki, które przybyły tu sprzed Paryża, starł się z XXII Korpusem francuskim, którego 1. Dywizja, dowodzona przez gen. dyw. Józefa Derroja, walczyła koło Neuville i Gouchy, 2. Dywizja gen. dyw. Józefa Dufaure du Bessola — koło Grugis i Castres, zaś3. Dywizja gen. dyw. Artura de Bouille — na wzgórzach koło młyna Tout Vent. Walki toczyły się między Holmant, Savy, Grugis, a także między Pout Vent, Raulieu, la Neuville du Mesnil, Saint Laurent. Niestety, w pewnym momencie okazało się, że XXIII Korpus oddziela od XXII Korpusu kanał Grozat, gdzie po obu stronach znaj­dowały się niedostępne błota i w razie potrzeby żaden z tych korpusów nie mógł drugiemu przyjść z pomocą. Mimo to 3. Dywizja generała Józefa Derroja zaatakowała i dopuściwszy przeciwnika na dwieście metrów, uderzyła w ściśniętych kolumnach. Niestety, dowódca 2. Dywizji Piechoty generał Józef Dufaure du Bessol został ranny

w brzuch. Mimo to o godzinie 14.00 linia niemiecka zaczęła cofać się przed XXII Korpusem. Ale XXIII Korpus gen. dyw. Antoniego Paulze d’Yvoya miał duże straty. Wtedy nieprzyjaciel uderzył w czterech punktach zwartymi kolumnami na zwężoną linię francuską. O godzinie 15.30 baony Gwardii Mobile zaczęły chwiać się. O godzinie 16.00 generał Ludwik Faidherbe nakazał odwrót. Na wzgórzach panujących nad linami odwrotowymi wojsk francuskich ukazała się artyleria nieprzyjaciela. Wojska Armii Północnej udały się w kierunku Saint Quentin, miasteczka liczącego 30 tysięcy mieszkańców, którego bronił batalion Gwardii Narodowej na czele z prefektem. Wtedy nieprzyjaciel zbombardował miasto.

Straty w tej bitwie były równe po obu stronach — każda straciła cztery tysiące żołnierzy. Natomiast do niewoli dostało się osiem tysięcy Francuzów. Generał Ludwik Faidherbe nie stracił jednak artylerii i cofnął się pod osłonę fortec, strzegących północnej granicy Francji. 1. Armia ścigała go, docierając aż do Cambrai i Landrecies, leżących na północ od Saint Quentin, potem jednak cofnęła się na linię rzeki Somme. Tam nastąpiło zawieszenie broni6.

** * *

Codziennie na obrzeżach Paryża oblegający toczyli potyczki z oblężonymi. 19 stycznia 1871 roku jednostki Armii Paryża na rozkaz generała Trochu dokonały ostat­niego wypadu z Mont Valerien koło Montretourt. Opinia publiczna zarzucała Trochu, że wypad był bezsensowny, a chodziło mu jedynie o wykrwawienie Gwardii Narodowej. W bitwie poległ pułkownik Franciszek Rochenbrunne; miał 41 lat. Urodzony w Vienne w departamencie Isere w południowej Francji, w latach 1851-1854 walczył

6 Ilustrierte..., op.cit., s. 391.

w Algierze w 17. pułku piechoty liniowej, a w latach 1858-1860 w Chinach jako sierżant 63. pułku piechoty. W 1862 roku uczył fechtunku w Krakowie. W powstaniu styczniowym dowodził pułkiem żuawów i został mianowa­ny przez dyktatora Langiewicza generałem majorem. W 1870 roku znalazł się w oblężonym Paryżu. Mianowany pułkownikiem, uczestniczył w walkach jako dowódca batalionów Gwardii Narodowej. Bronił najsłabszego punktu obrony Paryża, za dworcem Saint Cloud7.

* * *

Podczas gdy niemiecka Armia Południowa maszerowała z Dole na północny zachód, XIV Korpus Piechoty szedł śladami wojsk francuskich, niczym lew za upatrzoną ofiarą, między rzekami Doubs i Ognon, po czym zajął Baume les Dames. W tym czasie Armia Wschodnia wykonała odwrót i stanęła w Besançon. Jej ugrupowanie wyglądało następująco:

XIV Koitus na lewym brzegu rzeki Doubs na południowy zachód od Besançon bronił Faontine, Pugey, Chenee, drogi Pontalier oraz Lons de Saulmier. Z kolei Korpusy XVIII i XX oraz rezerwowa dywizja gen. dyw. Pelles de Barriere zasłaniały Besançon na prawym brzegu Doubs. XXIV Korpus miał strzec przejść Baume-les-Dames i Pont de Rosde. 3. Dywizja XX Korpusu pozostała w samym Besançon. Tam Armia Wschodnia zmarnowała pięć dni. Niestety, XXIV Korpus przepuścił przez rzekę Doubs koło Baume-les-Dames pruski VII Korpus. 3. Legion Gwardii Mobile Rodanu na widok niemieckich oddziałów lądujących na brzegu opuścił bez strzału pole walki. Armia Wschodnia mogła wydać bitwę, co wydawało się jednak wątpliwe z uwagi na ogromne zmęczenie żołnierzy, albo dalej

7 Polski Słownik Biograficzny, t. XXXI, s. 337-338.

maszerować przez drogi górskie Pontalier i St. Claude. Zamęt w szeregach 2. Armii Loary był straszny. Z jednej strony telegraficznie wydawał rozkazy minister Karol Freycinet z Bordeaux, z drugiej strony sprzeczne decyzje podejmowali dowódcy poszczególnych korpusów. 26 stycznia 1871 roku generał Denis Bourbaki doszedł do wniosku, że jego armia jest stracona i zrozumiał, że stało się to w dużej mierze z jego winy. Wtedy dowiedział się, że Leon Gambetta odebrał mu dowództwo i to dopełniło czary goryczy — po przeglądzie XVm Korpusu wyjął pistolet i strzelił sobie w głowę. Uczynił to jednak nieskutecznie — przeżył.

* * *

Od pewnego czasu rząd francuski, a zwłaszcza jego członkowie pozostający w Paryżu, toczył rokowania z kan­clerzem Ottonem Bismarckiem na temat kapitulacji stolicy i zawieszenia broni. Wreszcie 28 stycznia 1871 roku minister Juliusz Favre podpisał z kanclerzem układ w Wer­salu. Dopiero wtedy Leon Gambetta został zawiadomiony. Depesza brzmiała:

„Wersal, 28 stycznia 1871 roku, godzina 11 minut 15 wieczorem. Podpisaliśmy dzisiaj układ z panem Bismarc­kiem. Uzgodniono zawieszenie broni na 21 dni. Zgroma­dzenie zwołane do Bordeaux na 15 lutego. Zawiadomcieo tym całą Francję. Polećcie wypełnić warunki zawieszenia broni i zwołajcie wyborców na 8 lutego. Jeden z członków rządu uda się wkrótce do Bordeaux”.

Zaskoczony Leon Gambetta prosił o bliższe wyjaśnienia. W odpowiedzi dostał tekst umowy o zawieszeniu broni od... Bismarcka8.

Umowa zakładała rozejm, zaczynający się w Paryżu od28 stycznia, a w reszcie kraju od 31 stycznia. Dowództwo

8 Irena K o b e r d o w a , op.cit. , s. 196.

obrony Paryża oddawało forty paryskie w ręce niemieckie. Szańce zostały rozbrojone. Armia szła do niewoli. Liczyła wówczas 131 tysięcy żołnierzy liniowych, 14 tysięcy marynarzy, 105 tysięcy Gwardii Mobile, a poza tym 40 tysięcy rannych i chorych. Armia francuska jednak zostawała w Paryżu.

Minister Juliusz Favre nie chciał zgodzić się na roz­brojenie Gwardii Mobile, natomiast generał Helmuth Molt­ke i kanclerz Otto Bismarck w zamian za to zgadzali się na pozostawienie broni w rękach armii regularnej. Jednakże oburzona ludność Paryża w żadnym wypadku nie chciała rozbrojenia Gwardii Mobile.

DRAMAT ARMII WSCHODNIEJ I KOMUNA PARYSKA

Paryż miał zapłacić kontrybucję 200 min franków; za to otrzymywał dostawy żywności, oczywiście na koszt Francji. Był na to najwyższy czas, bo w Paryżu żywności pozo­stawało na 10 dni.

Co do linii demarkacyjnej, Juliusz Favre zgodził się, aby nakreślił ją generał Helmuth Moltke. Ten, korzystając z okazji, skwapliwie zagarnął kilka nowych departamentów. Linia demarkacyjna rozpoczynała się od Port l’Evegue des Calvados Ligieres na północnym zachodzie departamentu Mayenne, przez Bricure-Fromentel na granicy departamentu l’Orne, a dalej przez Sarthe de Morannes. W rękach niemieckich zostawały departamenty Sarthe, l’Indrie et Loire, Loire et Cher, Loiret Yonne, do styku departamentu Côte d’Or, Nevre, Yonne. Departamenty północne mieli Niemcy, natomiast armia francuska zachowała departamenty południowe. Wolne od okupacji niemieckiej pozostawały także departamenty du Nord, Pas de Calais, twierdza Gireti Longnes wraz z okolicami w promieniu 10 km oraz półwysep Hawr. Konwencja, podpisana przez Juliusza Favre’a i Ottona Bismarcka, stwierdzała, że wojska okupa­cyjne mają „prawo władzy” na zajętym terytorium i „uży­

wania odpowiednich ku temu środków”. Zakładała ona także wyjęcie spod konwencji działań wojennych w depar­tamentach Doubs, Jura, Côte d’Or, a także oblężenia Belfortu, aż nastąpi „wspólne porozumienie co do rozciąg­nięcia tam linii demarkacyjnej”.

Zawarcie porozumienia miało na celu dozwolenie Rzą­dowi Obrony Narodowej na zwołanie zgromadzenia wyło­nionego w drodze wolnych wyborów, które określi, czy wojna ma być nadal prowadzona, czy też ma nastąpić zawarcie pokoju1.

Wojska francuskie miały więc wycofać się znad rzek Cher i Loary ku rzece Creuse.

Natomiast przy granicy ze Szwajcarią nadal trwały walki. Dowództwo Armii Wschodniej przejął generał Justyn Clinchart. 28 stycznia Armia Wschodnia znalazła się w Pontalier, niecałe 20 kilometrów od granicy ze Szwajcarią. XV Korpus zajął Pontalier, d’Oye, Som- bacourt, XX Korpus stanął na drodze z Pontalier de Champagne (Bulle, Bannant, Dampierre, Frasne), XVIII Korpus — na północ i północny zachód Doubs, Arlons, Domartin, XXIV Korpus — na lewym brzegu rzeki Doubs do Mouthe. Natomiast dywizja generała Kamila Cremera wraz z trzema pułkami kawalerii po przebyciu 80 km zajęła Foncine le Bas i Saint Laurent.

Wojska francuskie mimo niedostatku i wszelkich prze­ciwności trzymały się dość dobrze; jedynie oddziały Gwardii Mobile z Vaucluse i Var zdradzały oznaki głębo­kiego rozkładu.

29 stycznia 1871 roku II i VII Korpusy pruskie zaatako­wały Armię Wschodnią koło Chaffors i Sombacourt oraz koło Pontalier i Planches, na drodze z Foncine do Saint Laurens. Tam doszła do dowództwa Armii Wschodniej wiadomość o zawieszeniu broni. W szeregach francuskich

1 „Dziennik Poznański” nr 24, 29 stycznia i nr 29, 7 lutego 1871.

zapanowała ogólna radość. Wojska zatrzymały się w po­chodzie na południe. Ale nazajutrz korpusy pruskie ponowiły atak. Generał Justyn Clinchart wysłał par­lamentarzystów, protestując przeciw atakom wobec za­wieszenia broni, ale 31 stycznia generał Edwin Manteuffel, którego kwatera znajdowała się 45 km od Ponatilier, dał mu znać, że zawieszenie nie obejmuje Armii Wscho­dniej. Jak to się stało?

Otóż minister Juliusz Favre, negocjujący z niemiecką Kwaterą Główną, zażądał, aby Armia Wschodnia, twierdza Belfort i departamenty Doubs, Jura i Côte d’Or zostały wyłączone z układu o zawieszeniu broni; niestety, za­pomniał powiadomić o tym Leona Gambettę. Generał Justyn Clinchart też nic nie wiedział o tej klauzuli— tym bardziej, że znał tekst depeszy króla pruskiego do królowej, ogłoszony w gazetach szwajcarskich, gdzie nic nie wspominano o wyłączeniu Armii Wschodniej z układu.

31 stycznia 1871 roku dywizje Armii Południowej zajęły pozycje w Granges Sainte Marie i w Frétés, przecinając drogę między Pontalier a Mouthe. Armia Wschodnia znalazła się w pułapce. Wtedy generał Justyn Clinchart zawarł konwencję z władzami Szwajcarii o przejściu na jej terytorium. Generał Edwin Manteuffel pałał jednak żądzą krwi i kazał atakować wojska francuskie. 1 lutego o godzi­nie 11.00 II Korpus Piechoty starł się z XVIII Korpusem. Żołnierze obu stron strzelali do siebie z odległości 20 kroków. Bitwa wrzała w okropnych warunkach pogodo­wych — mróz dochodził do 18 stopni i sypał gęsty śnieg. Koło fortu Joux generał Clinchart podzielił Armię Wschód^ nią na trzy części. Przekraczały one granicę w Rousses, Fourgs i Verrieres. W sumie do Szwajcarii przeszło około 70 tysięcy żołnierzy francuskich — rannych, chorych, zziębniętych i wygłodzonych. Niektóre jednostki straciły90 procent swego stanu osobowego; na przykład w bryga­

dzie strzelców algierskich z trzech tysięcy żołnierzy zostało jedynie dwustu2.

* * *

8 lutego 1871 roku stan osobowy wojsk niemieckich walczących we Francji wyglądał następująco:

1. Armia dowodzona przez generała Augusta von Goe- bena: 56 baonów piechoty, 56 szwadronów, 34 baterie;2. Armia, dowódca feldmarszałek książę Fryderyk Karol: 98 baonów piechoty, 136 szwadronów, 58 baterii; 3. Ar­mia, dowódca feldmarszałek następca tronu książę Fryderyk Wilhelm: 129 baonów, 56 szwadronów, 58 baterii; 4. Armia, dowódca gen. piechoty następca tronu książę Saksonii Albert von Wettyn: 93 baony, 60 szwadronów, 58 baterii; 5. Armia, dowódca gen. piechoty Fryderyk Franciszek, wielki książę von Mecklemburg-Schwerin: 118 baonów, 54 szwadrony, 51 baterii. Do tego dochodziły oddziały etapowe: 27 baonów, 16 szwadronów; załogi forteczne landwery: 89 baonów, 24 szwadrony, 33 baterie. Razem wojska niemieckie we Francji liczyły 615 baonów, 401 szwadronów i 290 baterii (w sumie 780 tysięcy żołnierzy i 1740 dział). W stan artylerii nie wliczono jednak dział oblężniczych, które strzelały w Paryż3.

Twierdza Belfort broniła się nadal, ponieważ ona też nie została objęta umową o zawieszeniu broni. Oblegający w ciężkich bojach zajmowali kolejne szańce twierdzy: Danjoutin, Percuse, w końcu Hautes Perches i Basses Perches. Tam jednakf wpadli w pułapkę, bowiem zostali zasypani pociskami z dwudziestu dział, które oddawały na minutę 80 strzałów. Ostatecznie twierdza poddała się 26 lutego 1871 roku, czyli w dzień przyjęcia przez rząd Adolfa Thiersa pokojowych warunków Bismarcka.

2 Wojna francusko-pruska, op.cit., s. 529.3 „Dziennik Poznański” nr 30, 8 lutego 1871.

W uznaniu waleczności załoga opuściła twierdzę z bronią i bagażami. Pułkownik Denfert miał zapatrywania repub­likańskie i był jedynym komendantem twierdzy mianowa­nym przez Leona Gambettę. On też jako jedyny umiał swój obowiązek spełnić do końca4.

* * *

Wielu teoretyków wojskowości zastanawiało się nad tajemnicą zwycięstwa wojsk niemieckich nad francuskimi; przecież Francuzi słynęli z waleczności! Na pewno dużą rolę odegrał tu geniusz strategiczny mianowanego wkrótce feldmarszałkiem Helmutha von Moltkego. Ale na pewno przyczyniła się też do tego znakomita organizacja armii, a także obowiązujący w niej regulamin. Wprawdzie fran­cuskie wojska znały pojęcie ataku, obrony i marszu, ale Prusacy wiedzieli, że istnieje również gotowość do działa­nia. Poza tym przestrzegali oni zasady ścisłego współ­działania różnych rodzajów broni, a także elastyczności i manewrowości działań. No i posiadali szybkość, która nie była w tej wojnie najmocniejszą stroną Francuzów. A prze­cież wojska cesarza Napoleona I odznaczały się przede wszystkim szybkością działania. Czyżby generałowie II Cesarstwa zapomnieli o tym?

* * *

4 lutego 1871 roku odezwał się publicznie były cesarz Napoleon III. Wydał on manifest do narodu francuskiego, w którym stwierdził m. in.:

„Francuzi! Zdradzony przez los, zachowałem w czasie mojej niewoli głębokie, pełne żałoby milczenie. Obecnie, gdy ustała walka, gdy stolica mimo bohaterskiego oporu

4 Ibidem, nr 36, 14 lutego 1871.

musiała ulec przemocy, gdy znikły wszelkie rozsądne szanse zwycięstwa, nadeszła pora żądać od tych, którzy uzurpowali władzę, rachunku z rozlanej bez potrzeby krwi, z ruin powstałych bez powodu, funduszy roztrwonionych bez kontroli”.

Widocznie były cesarz liczył na skompromitowanie Rządu Obrony Narodowej, skoro domagał się jego roz­liczenia. Niewątpliwie było to hasło chwytliwe, ale czy mogło zadziałać, gdy padało z ust byłego władcy, który sam skompromitował się klęską pod Sedanem? A Napoleon III stwierdzał dalej:

„Dopóki lud zgromadzony w okręgach nie objawi swej woli, będzie moim obowiązkiem, jako przedsta­wiciela narodu, zwracać się doń i mówić: wszystko, co bez waszego bezpośredniego udziału się dzieje, jest bezprawne. Tylko rząd wypływający z wszechwładnej woli ludu jest zdolny wznieść się ponad egoizm stronnictw, uleczyć wasze rany, otworzyć wasze serca nadziei, a znie­ważone kościoły oddać modlitwom i przywrócić ojczyźnie pracę, jedność i pokój”.

Czy liczył na to, że naród francuski będzie chciał znowu powołać dynastię Bonapartych na tron? Jeśli już nie jego, to syna, Napoleona IV! Biedny chory człowiek! W dodatku oficerowie francuscy, którzy od pewnego czasu otrzymywali dziennik „Le Drapeau”, wydawany z inspiracji byłego cesarza, zaprotestowali przeciw ciągłym kalumniom, rzu­canym na rząd republikański, i zadeklarowali lojalność wobec republiki. Skompromitowany klęskami dawny ustrój polityczny nie miał czego tutaj szukać. Dziennik został skasowany5.

8 lutego 1871 roku zostało wybrane Zgromadzenie Narodowe, które rozpoczęło obrady w Bordeaux. Okazało się, że naród odrzucił zarówno bonapartystów — za to, że

5 Ibidem, nr 37, 15 lutego 1871.

ich przywódca, cesarz, dał się pobić Niemcom — jak też nie poparł w pełni republikanów — za to, że dalej prowadzili beznadziejną wojnę. Do Zgromadzenia Narodo­wego wybrano 150 republikanów, 400 orleanistów, 20 bona- partystów i 53 legitymistów. Jak widać, przewagę w nim zyskali monarchiści i prawica. Ale najwięcej głosów, bo 216 tysięcy, zdobył Ludwik Blanc (1811-1882) — soc­jalista utopijny, minister pracy w 1848 roku, twórca warsztatów narodowych; potem słynny pisarz Wiktor Hugo (1802-1885) — 214 tysięcy głosów. Trzecie miejsce— 200 tysięcy głosów — przypadło Józefowi Garibaldiemu, a czwarte — 190 tysięcy głosów — Leonowi Gambetcie. Juliusz Favre dostał 81 tysięcy głosów.

Być może były cesarz Napoleon III sądził, że skoro górą w Zgromadzeniu Narodowym jest prawica, to może nastąpi restytucja tronu, jeśli nie dla niego, to dla syna? Ale jak na razie, i zresztą w ogóle, nie zanosiło się na to.

17 lutego 1871 roku Zgromadzenie Narodowe powołało na Naczelnika Państwa Adolfa Thiersa, skądinąd wroga byłego cesarza, który 14 lipca 1870 roku sprzeciwił się wypowiedzeniu wojny Prusom, a 4 września 1870 roku, po klęsce sedańskiej — był przeciwny kontynuowaniu wojny, uważając ją za bezowocną. Nagle okazało się, że pojawił się we Francji mąż opatrznościowy, który mógł przywrócić pokój i ład.

Funkcja ta miała charakter dyktatorski, ale z nieco większymi uprawnieniami niż je miał w czasie wojny Leon Gambetta.

* * *

Nowy rząd francuski, kierowany przez Adolfa Thiersa, przyjął 26 lutego 1871 roku propozycje pokojowe kanclerza Ottona Bismarcka. Trzy dni potem zatwierdziło je Zgroma­dzenie Narodowe większością głosów (546 za, 107 prze-

ciw). Zgodnie z nimi, Francja miała przekazać Cesarstwu Niemieckiemu Alzację i część Lotaryngii oraz zapłacić kontrybucję w wysokości pięciu miliardów franków. Do1 października 1872 roku ci mieszkańcy wymienionych prowincji, którym nie uśmiechało się życie pod rządami niemieckimi, mogli przenieść się do Francji. Co do spłaty kontrybucji, traktat postanawiał, że pierwsze 500 milionów franków władze Francji zapłacą w ciągu 30 dni od przywrócenia powagi rządu francuskiego w Paryżu, 1 mi­liard franków — w ciągu roku, następne 500 milionów franków — do 1 maja 1872 roku, a ostatnie 3 miliardy franków — do 2 marca 1874 roku. Jeśli terminy wypłat byłyby przekroczone, należało płacić pięć procent od każdych stu milionów franków każdego roku w dniu 3 marca.

Po zapłaceniu pierwszego pół miliarda franków i ratyfi­kowaniu traktatu wojska okupacyjne miały opuścić depar­tamenty Somme, Seine Inférieure i Eure. Po zapłaceniu trzeciego pół miliarda wojska niemieckie wycofywały się z departamentów Oies, Seine et Oise, Seine et Marne i Sekwany oraz opuszczały forty paryskie.

W związku z przyjęciem układów przez parlament posłowie z Alzacji i Lotaryngii stracili mandaty. Wśród nich znajdował się Leon Gambetta. W związku z tym złożyli oni protest przeciw traktatowi. Poparło ich kilku innych posłów. „Przez swe głosowanie w dniu 1 marca— pisali — Zgromadzenie wydało dwie prowincje, roz­członkowało Francję, zrujnc^vało ojczyznę. Odtąd nie jest ono więcej reprezentacją kraju i jego obrady są nieważne”.

Tego samego dnia, czyli 1 marca 1871 roku, odbyła się w Paryżu defilada wojsk pruskich. Dzielnice, przez które wojska miały przejść, zostały przez ludność odgrodzone od reszty miasta płotami i barykadami. Posągi na placu Zgody, przedstawiające główne miasta Francji, zostały zasłonięte. Kamienice przystrojono w czarne flagi. Zamknięto kawiar­nie i sklepy. Uliczne latarnie nie zapłonęły wieczorem.

Ale w dwa dni potem, po ratyfikacji układów, okupacyjne wojska opuściły Paryż. Ich dowódcy mieli powody do dumy — w ciągu 210 dni armie niemieckie stoczyły 156 potyczek i 17 większych bitew. Zajęły 26 warowni, wzięły do niewoli 11 600 oficerów i 363 tysiące żołnierzy, zdobyły 6700 dział, 120 orłów i chorągwi.

Wojna trwała także na morzu, choć tutaj marynarka niemiecka nie odnotowała sukcesów, unikając starcia z silnym przeciwnikiem. Starcia te miały miejsce 21 i 29 września oraz 12 października 1870 roku koło Hindensee, przy tzw. Przystani Pruskiej, oraz koło Hawany. W końcu grudnia 1870 roku opancerzona fregata „Alma” opuściła Sajgon i popłynęła do Jokohamy, gdzie czekała na nią flota admirała Dupre; mieli wspólnie polować na niemieckie okręty koło wybrzeży Indochin. Francuskie okręty wojenne penetrowały Morze Północne, a nawet Bałtyk, zapuszczając się w okolice Szczecina i Gdańska.

Wojna spowodowała wytworzenie się w społeczeństwie francuskim nienawiści do Niemiec. Najgorzej na tym ostracyzmie ucierpieli niemieccy robotnicy, którzy wcześ­niej pracowali w paryskich fabrykach. Była to spora grupa, skądinąd Bogu ducha winna. Ale pracodawcy francuscy oświadczyli im, że nie ma dla nich tutaj pracy. Ucierpiał na tym nawet... Jakub Offenbach (1819-1880). Ten syn kantora synagogi w Kolonii, od 1850 roku dyrektor Theatre Française w Paryżu, do tej pory bawił paryżan swymi operetkami. Po wojnie jednak dyrektorzy teatrów zaczęli skreślać jego utwory z repertuaru, a przy tym władze w Kolonii powiedziały mu wręcz, że nie ma czego szukać w rodzinnym mieście.

* * *

Podsumowując działania wojenne, warto zaznaczyć, jaki był udział Polaków w walkach na rzecz Francji. Z 3700

polskich emigrantów, przebywających w tym kraju, 1750 służyło w regularnej armii francuskiej, 500 — w Gwardii Narodowej w Paryżu, 57 — w Gwardii Narodowej Cywil­nej, 87 — jako zwiadowcy i wolni strzelcy w Gwardii Mobile w departamencie Sekwany, 260 — w oddziale Lafont Hocquart, 200 — w Legii Cudzoziemskiej Armii Loary, 53 — w brygadzie generała Ernesta Lipowskiego, 60 — w Armii Północnej, 400 — w 2. Armii Loary, 100— w ambulansach, 89 — uczniowie szkoły w Battignolles, 50 — uczniowie szkoły Montparnasse6.

Ilu z nich zginęło? Brak pełnych danych. Ale na przykład w walkach o Orlean poległo 120 Polaków.

Polacy walczyli też przeciw Francji. Dość przytoczyć słynną nowelę Henryka Sienkiewicza Bartek zwycięzca, którego bohaterowi grała koło Gravelotte Jeszcze Polska nie zginęła orkiestra wojskowa, gdy z karabinem w ręku i wśród takich jak on kamratów gnał na pozycje francuskie. A potem ta rozterka, gdy słyszał jeńców francuskich— wolnych strzelców, którzy mieli być nazajutrz roz­strzelani — mówiących po polsku. A polskich ochotników trudno było w szeregach pruskich szukać, chyba że wspomnimy księcia Radziwiłła. Smutny był los wiel­kopolskich chłopów wziętych z poboru; dość odnieść się do cytowanego już listu spod Paryża. A inni, jak choćby Wilhelm Fenrych z 37. pułku fizylierów west­falskich, który utyskiwał, że musiał zapłacić za swój mundur pruski 19 talarów, 22 srebrne grosze i 2 fenigi, a potem jadąc na front głodował, dostając posiłek dopiero po trzech dniach jazdy?...7.

* * *

6 Krystyna W y c z a ń s k a , op.cits . 7 7 .7 Witold F e n r y c h , Spuścizna epistolarna rodziny Fenrychów

1855-75, Gdańsk 1994, s. 64.

Mieszkańcy Paryża przyjęli kapitulację jako zdradę narodową. Działało tu ponad 30 klubów politycznych, zwłaszcza w dzielnicach Saint Antoine, Saint Denise, Saint Marcel. Największy wpływ wywierała Republikańska Fe­deracja Gwardii Narodowej, której wybrani demokratycznie delegaci dzielnicowy powołali 15 lutego 1871 roku Komitet Centralny Gwardii Narodowej.

Gwardia Narodowa dzieliła się na formacje liniowe (95 tysięcy żołnierzy) i garnizonowe (100 tysięcy żołnierzy). Pierwsze były zorganizowane w bataliony marszowe. Każda dzielnica miała swoją legię, ale podstawową jednostką organizacyjną armii Komuny był batalion. Żołnierze Gwardii Narodowej byli przeważnie pochodze­nia robotniczego.

11 marca 1871 roku Zgromadzenie Narodowe udało się do Wersalu. W nocy z 17 na 18 marca 1871 roku Naczelnik Państwa Adolf Thiers, który wcześniej już napomykał o możliwości przywrócenia monarchii, kazał odebrać Gwardii Narodowej działa i wysłał w tym celu wojsko. Żołnierze wkroczyli do dzielnicy Montr- martre, gdzie znajdowała się siedziba Komitetu Cen­tralnego Gwardii. Ale próba przejęcia dział nie powiodła się — 88. pułk piechoty przeszedł na stronę rebeliantów, a żołnierze 81. pułku aresztowali dowódców interwe­niujących wojsk, generałów Lacomte’a i Klemensa Thomasa, których zawlekli najpierw do Chateau Rouge, a potem na rue Rossiers 6, gdzie ich rozstrzelali. Wtedy Adolf Thiers postanowił ewakuować swój rząd i nakazał żołnierzom opuszczenie Paryża. Komunardzi opanowali umocnienia miasta, ale zapomnieli zająć fort Mont Valeriens, opuszczony wcześniej zarówno przez wojska rządowe, jak też niezajęty przez wojska niemieckie. Wersalczycy zorientowali się i czym prędzej naprawili swój błąd. Tymczasem w Paryżu tłum zlin­czował też generała Bartłomieja Ludwika Lebruna.

18 marca 1871 roku na ratuszu paryskim zawisł czerwony sztandar. Komitet Centralny Gwardii Narodowej faktycznie przejął władzę; wspierało go blisko dwieście tysięcy gwardzistów, zgrupowanych w dwustu batalionach. Nato­miast Adolf Thiers miał na razie jedynie 20 tysięcy żołnierzy do dyspozycji, ale postanowił zniszczyć Komunę wszelkimi dostępnymi środkami i podjął starania, aby ten cel zrealizować.

UPADEK KOMUNY I KONIEC WOJNY

22 marca 1871 roku zwolennicy rządu Adolfa Thiersa zorganizowali rozruchy. Na ich czele stał m. in. Jerzy Karol d’Anthes Heeckeren (1812-1895), skądinąd znany jako domniemany kochanek Natalii Gonczarowej, żony Aleksandra Puszkina, a potem jego zabójca w sfin­gowanym pojedynku, wskutek czego musiał opuścić przed laty Petersburg. Gwardia Narodowa stłumiła jednak rozruchy. Wybory do Rady Generalnej, zorganizowane przez Komitet Centralny Gwardii Narodowej Komuny Paryża, odbyły się 26 marca 1871 roku. Wzięły w nich udział 233 tysiące obywateli, czyli 47 procent upraw­nionych do głosowania. Władze Komuny Paryża składały się z 86 członków (wg niektórych źródeł — 92). Radyka­lni republikanie, czyli tzw. neo-jakobini oraz blankiści, zdobyli 71 miejsc. 26 marca Rada Generalna proklamo­wała uroczyście Komunę Paryską, wybrała Komitet Wykonawczy i dziesięć komisji (ministerstw). Wszyscy funkcjonariusze państwowi mieli być wybieralni, ale z możliwością natychmiastowej ich dymisji. Komuna zniosła podział na władzę ustawodawczą, wykonawcząi sądowniczą. Wszyscy funkcjonariusze państwowi otrzy­mali takie same płace (średni zarobek robotnika). Nau­

czanie szkolne miało być powszechne i świeckie. Komu­na opowiedziała się za nacjonalizacją przemysłu, konfis­katą majątków kościelnych, zniesieniem poboru do wojska, które miała zastąpić Gwardia Narodowa, czyli „zbrojny lud”. Komuna odrzucała też zawieszenie broni. Wojna z Cesarstwem Niemieckim miała być prowadzona dalej, aż do zwycięstwa. 29 marca została uroczyście przyjęta nazwa „Komuna Paryża”. Zaproponowali ją zwolennicy Ludwika Augusta Blanquiego (1805-1881)— socjalisty utopijnego, zawodowego rewolucjonisty, który 31 października 1870 roku wywołał ruchawkę w Paryżu, za co trafił do więzienia, nie po raz pierwszy zresztą. Komunardzi zaproponowali wersalczykom, aby wypuścili go, w zamian za uwolnienie internowanego arcybiskupa Paryża Jerzego Daboya (1813-1871), ale Adolf Thiers nie zgodził się.

Władze Komuny wybrały Gustawa Paula Clusereta (1823-1900) — zawodowego oficera, uczestnika walk irlandzkich Fenian z wojskami brytyjskimi, powstania na Sycylii w szeregach wojsk Garibaldiego, generała wojsk Unii w wojnie secesyjnej — na delegata Komuny do spraw wojskowych. Komuna Paryska była dość dobrze uzbrojona. Miała 285 tysięcy karabinów Chassepot, 190 tysięcy karabinów starszego typu i 14 tysięcy karabinów typu Enfield oraz 1740 dział, pociąg pancerny i kanonierki na Sekwanie. Środki na to władze Komuny zdobyły, sprzedając na targach europejskich 700 tysięcy obligacji pożyczki municypalnej z 1869 roku, dzięki czemu uzyskały 170 min franków. Ale Prosper Lissagaray, autor Historii Komuny Paryskiej, ubolewał, że nie wykorzystały znajdujących się w dyspozycji Banku Francji blisko 2,2 mld franków ani też nie sięgnęły po zdeponowane 9,4 min franków stanowiących saldo kredytowe banku1.

1 Pierre L i s s a g a r a y , Historia Komuny Paryskiej, Warszawa 1951, s. 201.

Gdyby Komuna Paryska należycie wykorzystała swe siły zbrojne, być może inaczej potoczyłyby się losy Francji. Adolf Thiers zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Dlatego na jego prośbę kanclerz Otto Bismarck zgodził się wypuścić z niewoli stu tysięcy jeńców z Sedanu, którzy mogli zasilić przyszłą armię rządową. Już 2 kwietnia 1871 roku jej oddziały zaatakowały pozycje komunardów koło Coubervoie. Dowodził nimi generał Józef Vinoy (1800-1880), który od 22 stycznia 1871 roku pełnił funkcję gubernatora Paryża. Wziął on do niewoli kilkudziesięciu gwardzistów i rozstrzelał ich. W odpowiedzi dowództwo wojskowe Komuny zorganizowało wyprawę na Wersal. Ale wtedy przemówiły działa wersalczyków z fortu Mont Valeriens; wyprawa poszła w rozsypkę. W walkach zginęli dwaj generałowie Komuny: Gustaw Flourens (1838-1871) i Emil Duval (1841-1871).

6 kwietnia 1871 roku Naczelnik Państwa Adolf Thiers wydał dekret o utworzeniu armii rządowej. Jej dowódcą został marszałek Patryk Mac Mahoń, szefem sztabu— generał Jan Ludwik Borel. Początkowo armia składała się z trzech korpusów (powiększonych wkrótce o dwa następne), a także z armii rezerwowej liczącej trzy dywizje, dowodzonej przez generała Józefa Vinoy. I Kor­pusem Piechoty dowodził generał Ludwik de Ladmirault (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Franciszek Grenier, gen. dyw. Sylvain Merle de Labrugiere Laveau- coupet, gen. dyw. Jan Baptysta Mountaudon; samodzielna brygada kawalerii, dowódca gen. bryg. Gaston de Gallifet).II Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Ernest Courtot de Cissey (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. August Le Vassor Sorval, gen. dyw. Bernard de Susbielle, gen. dyw. Karol Lacretelle). III Korpusem (wyłącznie kawaleria) dowodził gen. dyw. Franciszek du Barail (trzy dywizje, dowódcy: gen. dyw. Józef Halna du Fretay, gen. dyw. Jakub du Preil, gen. dyw. Jan Jakub Ressayre).

IV Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Feliks Douay (trzy dywizje piechoty dowódcy: gen. dyw. Jan Berthaut, gen. dyw. Edmund L’Heriller, dowódca 3. Dywizji Pie­choty nieznany). V Korpusem Piechoty dowodził generał Justyn Clinchart (trzy dywizje, dowódcy: gen. dyw. Ludwik Duplessis, gen. dyw. Izydor Garnier, gen. dyw. Jan Pelle). Armia Rezerwowa liczyła trzy dywizje piechoty (pierwsza — trzybrygadowa, druga — marynarzy), dowód­cy: gen. dyw. Józef Faron, gen. dyw. Emil Bruat, gen. dyw. Karol Verge2.

Każda dywizja miała po dwie baterie artylerii, cztery rezerwowe i kompanię inżynierów, a dywizje kawalerii— po baterii artylerii konnej. Ogólna rezerwa liczyła dziesięć baterii i dwie kompanie inżynierów.

11 kwietnia rozpoczęły się działania wojenne. Celem wersalczyków były forty południowe, opanowane przez wojska Komuny. Dywizje dowodzone przez generała Józefa Vinoy miały zająć Châtillon, Clamart, Moudon, Sevres, St. Cloud, a także przyczółek mostu Neuvilly po prawej stronie Sekwany. II Korpus, atakując prawe skrzydło wojsk Komuny, szybko zajął Châtillon, Plessis Prouquet, Villa Coubloy i miejscowości za rzeką Bierre. I Korpus zaatako­wał lewe skrzydło obrony. 2. Dywizja zajęła Courberoie i przyczółek mostu Neuilly (odzyskany na jakiś czas przez11. Legion Gwardii Narodowej dowodzony przez generała Jarosława Dąbrowskiego), 3. Dywizja — Rueil i Nanterre, 1. Dywizja — Villeneux i l’Etam. III Korpus osłaniał działania wojsk wersalskich na prawym skrzydle i zajął Juvissy, Longjunneau, Vervieres oraz pozycje koło drogi Lend-Choissy le Roi, po czym opanował Pont de Jour.12 kwietnia generał Charlemagne, dowódca 2. Brygady Kawalerii II Korpusu, przeciął koło Jovigny linię kolei żelaznej i kabel telegraficzny, a I Korpus zajął Colombey.

2 web.genealogie free.fr(France), s. 39^2.

16 kwietnia padła reduta Genevilliers i wersalczycy podeszli przed zamek Bacon, który został zdobyty17 kwietnia przez 36. pułk piechoty z brygady generała Lefebvre’a. 18 kwietnia 36. pułk piechoty, 1. pułk żandar­merii pułkownika Greselina i baon 73. pułku z brygady generała Pradiera opanowały prawy brzeg Sekwany. 20 kwietnia padł fort Bagneux.

23 kwietnia Adolf Thiers powołał dekretem IV i V Kor­pusy Piechoty, złożone przeważnie z byłych jeńców prus­kich. 25 kwietnia wersalczycy zaczęli ustawiać baterie armat na prawym skrzydle z zadaniem ostrzeliwania fortów Issy i Vanviers. 26 kwietnia pułki 33. i 110. z 1. Dywizji Armii Rezerwowej zdobyły Molineaux, 29 kwietnia dwie brygady, dowodzone przez generałów Derroja i Berille’a, zdobyły Pathurel, biorąc osiem dział i sporo jeńców przy małych stratach własnych, a dwie kompanie 70. pułku piechoty zajęły folwark Bonany.

30 kwietnia generał Clauseret zrezygnował z funkcji delegata Komuny do spraw obrony. Zastąpił go jego szef sztabu, generał Ludwik Nathanel Rossel (1844-1871), zawodowy oficer wojsk inżynieryjnych, uczestnik bitwy o Metz, dowódca Legionu XVIII Okręgu. Zorganizował on obronę Paryża na trzech odcinkach, zwanych frontami. Prawym odcinkiem, czyli Frontem Zachodnim, dowodził generał Jarosław Dąbrowski. Śro­dkowym odcinkiem od Billancourt do La Bievre dowodził generał Napoleon La Cecilia (1835-1878), Włoch z po­chodzenia, w 1860 roku uczestnik wyprawy Garibaldiego na Sycylię, gdzie zdobył stopień pułkownika, potem profesor matematyki uniwersytetu w Ulm, a w czasie wojny francusko-niemieckiej oficer brygady dowodzonej przez generała Ernesta Lipowskiego. Potem Napoleon La Cecilia dowodził batalionem Gwardii Narodowej Komuny. Lewym odcinkiem dowodził generał Walery Wróblewski (1836-1908), rodem z Wileńszczyzny, puł-

lcownik kawalerii w powstaniu styczniowym, a w czasie wojny francusko-niemieckiej dowódca batalionu Gwardii Narodowej w Armii Obrony Paryża.

1 maja wersalczycy przypuścili gwałtowny atak na fort Issy, ale zjawił się tam generał Eudes z posiłkami i komunardzi fort utrzymali. 3 maja 3. Dywizja II Korpusu uderzyła na Villejuf. W czasie walk w Moulin Saquet zginęło 250 komunardów, a trzystu dostało się do niewoli. Wersalczycy zdobyli osiem dział. 5 maja w nocy dwie kompanie 17. baonu strzelców, 240 marynarzy i 2. pułk piechoty zdobyły dworzec w Clamart i punkt oporu łączący forty Issy i Varces. 9 maja 36. pułk piechoty zajął fort Issy. Wtedy generał komunardów Rossel podał się do dymisji. Jego następca, generał Juliusz Bergeret, też nie sprawdził się jako naczelny ^ódz i został aresztowany z „zasady republiki”, polegającej na tym, że generał, który przegrał bitwę, musi być postawiony przed sądem wojennym.

Od 5 maja faktycznym dowódcą wojsk Komuny był generał Jarosław Dąbrowski. W tym czasie we władzach Komuny zyskali przewagę zwolennicy terroru, którzy doprowadzili do rozstrzelania 84 zakładników, m. in. arcybiskupa Jerzego Darboya i księdza Kaspra Degu- erry’ego, proboszcza w kościele La Madeleine, człowieka niezwykle skromnego, który swego czasu nie przyjął tytułu biskupa Marsylii. Tego ostatniego komunardzi wywlekli z polskiego kościoła Saint Honore, gdzie ksiądz się ukrył, a przy okazji obrabowali kościół. Zainicjowali też akcję niszczenia śladów dawnego reżimu i podpalili budynki publiczne: ratusz z 1543 roku (strata 30 min franków), Pałac Luksemburski, Pałac Elizejski, Hotel de Monnaies, Palais Royal (strata 12 min franków) Qui d’Orsay (strata osiem min franków), Pałac Legii Honorowej. Luwr został uratowany dzięki Piotrowi Tra- wińskiemu, który pełnił funkcję delegata Komuny do

spraw kultury i sztuki. Polecił on zaufanym pracownikom usunąć z rozstawionych w pałacu beczek naftę i napełnić je wodą. W tej sytuacji wzniecony przez komunardów pożar wyrządził niewielkie straty.

9 maja 1871 roku osiem batalionów dywizji generałów Berthaud i Verge przeszło Sekwanę i nacierało frontem długości półtora kilometra, od Billancourt do Princes. Po kolei padały podparyskie miejscowości i forty. Coraz to nowe bataliony Korpusów III i V wkraczały do bitwy. Padły Neuilly i Asnieres.

16 maja komunardzi obalili kolumnę Vendôme, odlaną ze zdobycznych dział, wysokości 43,5 metrów, postawioną na wzór kolumny Trajana w latach 1796-1810, przyozdo­bioną w 1814 roku lilią burbońską, a w 1833 roku figurą Napoleona I, zastąpioną w 1863 roku figurą cesarza w stroju cezara rzymskiego. Dla ludu Paryża kolumna miała stanowić symbol despotyzmu. Po klęsce Komuny władze miały pretensje do znanego artysty malarza Gus­tawa Courbeta (1819-1877), że to był jego pomysł, choć podobno akurat bronił w Radzie Komuny kolumny przed zniszczeniem. Coubert musiał na własny koszt restaurować kolumnę, co zrujnowało go finansowo i spowodowało jego przedwczesny zgon.

W sumie straty wynikłe z dewastacji budynków publicz­nych w Paryżu obliczono na 200 milionów franków, a 100 milionów franków kosztowało zniszczenie wnętrz i cennych dzieł sztuki3.

18 maja wersalskie korpusy generała Justyna Clincharta szturmowały już mury Paryża. 21 maja wojska rządowe wdarły się przez bramę Saint Cloud do Paryża, otwartą na skutek zdrady dokonanej przez niejakiego Ducate. Zaczęły się walki w mieście. Tu szczególnym okrucieństwem wykazał się generał Karol Lacretelle (1822-1891), wcześ­

3 „Dziennik Poznański” nr 150, 5 lipca 1871.

niej dowódca dywizji w XIII Korpusie, a potem dowódca dywizji w II Korpusie wersalczyków. Podobnym okrucień­stwem odznaczył się generał Gaston de Gallifet.

22 maja padły po kolei silne punkty oporu: Trocodero i Muette, część dzielnicy Greneille, plac Zgody, plac Vendôme. Wersalczycy zdobyli Vallois-Perret, gdzie zagarnęli 105 dział i koszary Duplessis oraz Szkołę Wojskową z dwustoma działami. Tego samego dnia generał Jarosław Dąbrowski, kontuzjowany kartaczem, złożył rezygnację z funkcji dowódcy wojsk Komuny, aleo świcie 23 maja zjawił się u niego delegat Komuny do spraw wojskowych, generał Delecluze, który mimo dymisji nadal pełnił tę funkcję, i prosił o zorganizowanie obrony Montrmarte. Jarosław Dąbrowski zebrał dwie kompanie małoletnich „Dzieci Paryża” i kompanię marynarzy.O godzinie 10.00 na czele grupki polskich kawalerzystówi kompanii marynarzy wkroczył na bulwar Ornano. O go­dzinie 13.00 wydał rozkaz odbicia barykady przy rue Myrrha i Poissoniers. Wtedy został trafiony kulą wersal- czyka w brzuch. Zaniesiony do szpitala Laiboisiere, zmarł w obecności polskiego lekarza Henryka Gierszyńskiego. Jego ciało władze Komuny wystawiły na błękitnym atłasie w Ratuszu.

23 maja komunardzi, wycofując się z pałacu Tuillerie zbudowanego w 1564 roku, podpalili go. Straty wynikłe z podpalenia wynosiły 30 min franków. 28 maja padła ostatnia barykada przy rue Rampanneau. W dzień potem poddał się fort Vincennes, broniony przez generała Na­poleona La Cecylia, i nastąpiło zakończenie walk. Ich rezultat: 30 tysięcy komunardów zabitych, 25 tysięcy wziętych do niewoli, zdobyte 1500 dział i 400 tysięcy karabinów. Straty wersalczyków: zginęło pięciu generałówi oficerów sztabu, 10 rannych, 83 oficerów zabitych, 430 rannych, 794 żołnierzy poległych, 6024 rannych, (wg raportu o działaniach armii wersalskiej od 11 kwietnia

do 28 maja, podpisanego 30 czerwca przez marszałka Patryka Mac Mahona)4.

Gubernatorem Paryża został generał Ludwik de Lad- mirault, dotąd dowódca I Korpusu wersalczyków, który nie patyczkował się z buntownikami — wielu komunardów zostało aresztowanych i straconych na cmentarzu Pere La Chaise. Do 13 czerwca 1871 roku do władz wpłynęło 379 828 anonimowych donosów, denuncjujących różnych ludzi jako komunardów. Wielu z donosicieli załatwiało przy okazji osobiste porachunki.

Różne wielkości podaje się odnośnie liczby Polaków w Komunie Paryskiej — nawet do 10 tysięcy; w rzeczywis­tości było ich około dwustu. Kilku z nich rzeczywiście piastowało najwyższe funkcje wojskowe, zapewne dlatego, że mieli doświadczenie militarne; po prostu byli zawodow­cami. Czy byli najemnikami? Trudno rozstrzygnąć tę kwestię jednoznacznie. Wielu mógł pociągać radykalizm społeczny Komuny i populistyczne hasła. Ale obcy był im terror, stosowany przez komunardów, czego dowód stano­wią interwencje Jarosława Dąbrowskiego w sprawie uwię­zionych księży czy zakonnic. Los Polaków pozostających w tym czasie w Paryżu był nie do pozazdroszczenia— nieraz ginęli, rozstrzelani przez wersalczyków tylko za to, że byli Polakami.

A z drugiej strony, ilu paryżan wzięło dobrowolnie udział w walkach Komuny? Wiele relacji wskazuje na to, że zaledwie nikły procent. Zresztą świadczy o tym już sam fakt, że z liczącej 200 tysięcy Gwardii Narodowej walczyło na barykadach zaledwie 40 tysięcy; stąd łatwe, choć krwawe zwycięstwo wersalczyków.

* * *

4 „Gazeta Warszawska” nr 175-185, 10-23 sierpnia 1871.

Wojna kosztowała Francję drogo. 156 tysięcy jej obywateli zmarło z ran lub chorób, w tym 17 tysięcy jeńców w obozach, 143 tysiące rannych pozostało wpra­wdzie przy życiu, ale stali się kalekami.

Alzacja i Lotaryngia (14 475 km kw. i 1600 tysięcy mieszkańców) stały się prowincjami Cesarstwa Niemiec­kiego. Niemców wojna kosztowała 44 tysiące poległychi 127 tysięcy rannych, z których znaczna część pozostała inwalidami i kalekami.

Na temat spłaty kontrybucji toczyła się w Zgromadzeniu Narodowym debata. Uchwaliło ono otwartą pożyczkę na kwotę dwóch miliardów franków, ale już w ciągu sześciu godzin wielkie firmy i obywatele francuscy zgłosili chęć zakupu obligacji na sumę 4,5 miliarda franków. Sam Paryż nabył 150 milionów obligacji na sumę 2,7 miliarda franków. Mieszkańcy prowincji pod­pisali deklaracje na sumę jednego miliarda franków. Znalazło się wielu chętnych z innych krajów, którzy podpisali deklaracje na łączną sumę 1 mld franków5.

W organizowaniu spłaty kontrybucji wyróżnił się... polski pisarz Zygmunt Kaczkowski (1825-1896), który osiedliwszy się w Paryżu, nagle okazał się istnym geniuszem finansowym. Przedstawił on plan szybkiej spłaty Adolfowi Thiersowi, z którym znał się od wielu lat. Przy okazji założył Banque des Provinces Société Anonyme, który wprawdzie splajtował w 1873 roku w wyniku machinacji giełdowych, ale też Banque Romaine, który przyniósł mu milion franków dochodu. W efekcie, ku rozczarowaniu kanclerza Bismarcka, który sądził, że kontrybucją zniszczy gospodarkę francuską, została ona szybko spłacona, a Zygmunt Kaczkowski został odznaczony przez Adolfa Thiersa Legią Honorową6.

Po upływie półtora roku od zakończenia działań wojen­nych minister wojny generał Ernest Courtot Cissey oznajmił

5 „Gazeta Warszawska” nr 148, 7 lipca 1871.6 Polski Słownik Biograficzny, t. 11, s. 380.

w Zgromadzeniu Narodowym, że zamierza postawić mar­szałka Bazaine’a przed sądem wojennym. Generał Cissey znajdował się w Metzu w czasie kapitulacji Bazaine’ai przeżył całe wynikłe stąd upokorzenie. Adolf Thiers był przeciwny sądzeniu Bazaine’a, gdy jednak w 1873 roku prezydentem Francji został Patryk Mac Mahoń, Achilles Bazaine stanął przed sądem. W grudniu 1873 roku otrzymał wyrok: degradacja i kara śmierci. Prezydent Mac Mahoń ułaskawił go, bowiem Bazaine miał wcześniej pewne zasługi na polu walki w czasie kampanii 1859 roku. W rezultacie wyrok zmieniono mu na dożywotnie więzienie, z którego w sierpniu 1874 roku zbiegł do Hiszpanii. Zmarł po 14 latach w Madrycie.

* * *

Francuzi nigdy nie pogodzili się z utratą Alzacjii Lotaryngii, cierpliwie czekając na rewanż. Okazji dostarczyła dopiero I wojna światowa. Po 49 latach od utworzenia Cesarstwa Niemieckiego odwróciły się role— Niemcy nie tylko straciły Alzację i Lotaryngię, które wróciły do Francji, ale też armia francuska okupowała przez 15 lat Zagłębie Saary, potem zaś odbył się tam plebiscyt co do jego dalszej przynależności państwowej. Natomiast cała lewobrzeżna Nadrenia stała się terenem okupacji francuskiej. Poza tym Niemcy oddały Francjii Belgii 371 tysięcy sztuk bydła rogatego, w tym 140 tysięcy krów mlecznych. Musiały też zapłacić państwom Ententy 132 miliardy marek odszkodowania i wydać im statki handlowe. 28 czerwca 1919 roku o godzinie 15.00 w tej samej Sali Zwierciadlanej w pałacu w Wersalu, gdzie 18 stycznia 1871 roku proklamowano powstanie Cesarstwa Niemieckiego, został podpisany traktat wersal­ski. Potem powtórka z historii nastąpiła raz jeszcze, gdy na skutek umowy o zawieszeniu broni z 22 czerwca 1940

roku Alzacja i Lotaryngia w sumie 70 procent terytorium Francji, znowu były okupowane przez Niemcy, ale trwało to zaledwie niecałe pięć lat. Obecnie granica francusko- niemiecka jest granicą pokoju, a Niemcy, aby ją prze­kraczać, nie muszą uciekać się do przemocy.

WYKAZ ILUSTRACJI

Napoleon IIICesarzowa EugeniaBitwa koło FroeschwillerGen. Denis BourbakiWissembourg, Prusacy przeciw turkozomŚmierć gen. DouayaGen. Helmuth MoltkeNapoleon III i WilhelmMitralieżyBrama Maillot w Paryżu Gwardia Narodowa MetzPotyczka koło ParyżaPole MarsoweJuliusz TrochuGen. August WerderWalki w Le BourgetArmia gen. Ducrota nad MamąWalki w ChâteaudunGen. Edwin ManteuffelWalki o DijonLe MansGen. PodbielskiArmia Wschodnia przechodzi do SzwajcariiAdolf ThiersUcieczka GambettyJarosław DąbrowskiJózef GaribaldiWejście do Luwru

SPIS TREŚCI

Kasztanowiec nie zakwitł ...................................................................... 5Depesza z Ems .................................................................................... 16Wypowiedzenie wojny ........................................................................ 27Zanim rozpoczęły się boje .................................................................. 38Wissembourg i Froeschwiller ............................................................. 49Ciągle w odwrocie .............................................................................. 60Bomy ................................................................................................... 71Gravelotte ............................................................................................ 82Załomy Daumont ................................................................................ 93Droga do Sedanu ............................................................................... 104Klęska sedańska ............................................................... «.............. 115Upadek cesarstwa i oblężenie Paryża ............................................... 126Rokowania i upadek Strasburga ........................................................ 137Wojna trwała nadal ........................................................................... 148Nieustępliwi Francuzi ....................................................................... 160Upadek Metzu ................................................................................... 172Ciągle mieli nadzieję ......................................................................... 184Na północy i południu ....................................................................... 196Niepowodzenia i sukcesy .................................................................. 208Proklamowanie cesarstwa ................................................................. 220Dramat Armii Wschodniej i Komuna Paryska ................................. 232Upadek Komuny i koniec wojny ...................................................... 244Bibliografia ....................................................................................... 256Wykaz ilustracji ................................................................................ 259Mapy ................................................................................................. 261

Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową wszystkich swoichksiążek z rabatem.www.ksiegarnia.bellona.pl

Nasz adres:Bellona SAul. Grzybowska 7700-844 WarszawaDział Wysyłki tel.: (22) 45 70 306, 652 27 01 fax (22) 620 42 71 Internet: www.bellona.pl e-mail: biuro @ bellona.pl

Ilustracja na okładce: Daniel Rudnicki Redaktor merytoryczny: Kazimierz Cap Redaktor prowadzący: Kornelia Kompanowska Redaktor techniczny: Andrzej Wójcik Korektor: Sylwia Piecewicz

© Copyright by Ryszard Dzieszyński, Warszawa 2009 © Copyright by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2009

ISBN 978-83-11-11475-3