2
56 57 fot. dzięki uprzejmości Gutek Film Sp. z o.o. Li Edelkoort, holenderska projektantka i rów- nocześnie wyrocznia w przewidywaniu trendów w designie, od kilku już lat zwraca uwagę na zjawiska, które określa jako nesting i cocooning, czyli moszczenie gniazda, wygrzewanie się w cieple domowego ogniska oraz otaczanie kokonem izolu- jącym od zgiełku i wrzasku zewnętrznego świata: tendencje, które mają w sposób trwały zdominować współczesne myślenie o wnętrzach (myślenie nasze oraz wielkich i małych firm oferujących nam produk- ty). Zwiastują one wycofywanie się w sferę prywatną: zamiast przechadzek po salonie-ulicy rodem z Dolce Vita nastanie era wzajemnego odwiedzania się, kameralnych przyjęć, do których potrzebna będzie nam odpowiednia, przemyślana oprawa. Jeżeli tendencje te okażą się trwałe, jakie będą ich konsekwencje? Z jednej strony może- my liczyć na przystosowane do indywidualnych potrzeb, twórcze, błyskotliwe oswojenie neomo- dernistycznych wnętrz, celebrację prywatności poprzez powrót unikatu i rękodzieła w miejsce opatrzonych kopii mebli znanych projektantów, dopuszczonych do masowej produkcji. Z drugiej strony, zapowiadana ucieczka w prywatność może niepokoić przez podobieństwo z sytuacją, jaka zaistniała w pierwszej połowie XIX wieku: podob- ny manewr doprowadził wówczas do powstania kultury stanowiącej apoteozę mieszczańskości, a później – pośrednio – do narodzin pojęcia kiczu. Styl, określany od lat pięćdziesiątych XIX wieku jako biedermeier, wytworzył model wnętrza, który – uzupełniany w kolejnych epokach – oferował mieszkańcom przytulność, harmonię, kameralność, a w zwulgaryzowanej wersji stał się symbolem drobnomieszczańskiej ciasnoty poglądów. Czy zwrot ku prywatności oznacza rzeczywiście, że grozi nam powódź Gemütlichkeit (z niem. przytulność, miła atmosfera)? Czy ta ostatnia na pewno jest przejawem złego smaku? Czy najwyższym stopniem przymiotnika „przytulny” musi być „kiczowaty”? Czym jest kicz? Określenie „kicz” narodziło się w środowisku ma- larzy monachijskich lat siedemdziesiątych XIX wieku: kitschen oznaczało wykonywać coś byle jak, sprze- dać gorszą rzecz tak, by uchodziła za lepszą. Pojęcie szybko poszerzyło swój pierwotny zakres, najpierw wkraczając w dziedzinę malarstwa, później zaś architektury, meblarstwa i wystroju wnętrz. XX wiek oskarżył XIX o wydanie na świat kiczu, a oskarżenia można by posegregować w szufladkach oznaczo- nych hasłami „wulgaryzacja romantyzmu”, „tryumf kultury mieszczańskiej”, „produkcja masowa i zanik rękodzieła”. Choć wydawałoby się, że estetykę XIX-wieczną już dawno zrehabilitowano, poproszeni o podanie kilku przykładów kiczu instynktownie za- czerpniemy je z popularnej sztuki tej epoki. Słodkie landszafty, pamiątki z podróży, religijne oleodruki, koronkowe serwetki niczym śnieżne czapy osiada- jące na meblach, sztuczne kwiaty w kryształowych wazonach wyznaczają pozornie bezpieczne obszary, na których pasie się zły gust. Teoretycy kiczu (Herman Broch, Abraham Moles, Gilo Dorfles), piszący około połowy XX wieku, zgod- nie z tendencją tamtego czasu, próbowali arbitralnie przeanalizować ulotne zjawisko kiczu i wyznaczyć precyzyjną mapę kiczowych osobliwości. Podzielili kicz na słodki (którego przykłady są nam doskonale znane) oraz kwaśny (sceny śmierci, zbrodnie, horrory, wampiry). Wskazali obszary szczególnie podatne na zły gust, wyodrębniając między innymi kicz religijny, patriotyczny, cmentarny czy kicz miesz- czańskiego wnętrza. Przesadnie redukując kryteria oceny do cech formalnych, proponowali zestawienia przykładów dobrego i złego smaku. Przeciwstawiali sobie – stając po stronie tych pierwszych – amor va- cui i horror vacui, linie prostą i falistą, kąt prosty i łuk, kolory podstawowe i pochodne, pustkę i ornament. Zalecali podejrzliwość wobec braku oryginalności (choć kicz bywa czasem zaskakująco oryginalny), wobec stereotypów, pretensjonalności i wewnętrznej niespójności, nie dostrzegając, że można je znaleźć i po prawej, i po lewej stronie powyższej tabeli. Wyrafinowanym narzędziem diagnozowania kiczu miała być konfrontacja podejrzanego przedmiotu z pięcioma zasadami, przedstawionymi polskiemu czytelnikowi przez Abrahama Molesa: zasadą nie- dostosowania, kumulacji, synestezji, przeciętności i komfortu (por. tabela poniżej). Próby zamknięcia zmiennego pojęcia kiczu w sztywne ramy zanikły wraz ze zmierzchem mo- dernistycznej estetyki. Twórcy i projektanci, patrząc na kicz z dystansem, bez uprzedzeń, czasem przez pryzmat ironii, dostrzegli w nim potencjał i uczynili z niego element artystycznej gry. Dzięki temu sło- wo „kicz” uzyskało dodatkowe, niewartościujące znaczenie; dziś można je rozumieć po prostu jako pewien styl. Pokrewny temu sposobowi pojmowa- nia kiczu jest termin camp – rozpowszechniony przez Susan Sonntag (w artykule Notes on Camp z 1964 roku), która jako jedna z pierwszych zauwa- żyła proces nobilitacji kiczu. Czy kicz kłamie? Estetyczna przemiana w drugiej połowie XX wieku – zgoda na heterogeniczność struktur, dopuszczenie wielości estetycznych wyborów, rehabilitacja ornamentu i koloru – nie oznacza, że pierwotne znaczenie kiczu przeszło do historii. Kicz- -bylejakość nie przestał istnieć. Niezmienny wydaje się jeden z jego wyznaczników: poprzez skojarzenie estetycznej brzydoty z moralną niedoskonałością, głębsza natura kiczu jest definiowana jako kłam- stwo, przeciwieństwo autentyczności. Maria Poprzęcka w książce O złej sztuce pisze: „Ponieważ nie da się naśladować aktu twórczego, stąd kicz posługuje się formami czysto zewnętrznymi, najłatwiejszymi do przechwycenia i zastosowania [...], powtórzona będzie ozdoba, nie konstrukcja, przejmowanie efektów bez wewnętrz- nej treści [...] Zło tkwiące w tej sztuce jest więc przede wszystkim fałszem. Jest zaprzeczeniem nie sztuki, lecz prawdy”. Przy ustaleniu definicji kiczu jako kłamstwa nie obyło się nawet bez poważnych oskarżeń pod adresem ludzkości. Herman Broch wprowadził po- jęcie człowieka kiczowego. Pisał: „Kicz nie mógłby bowiem ani powstać, ani przetrwać, gdyby nie istniał fot. dzięki uprzejmości Gutek Film Sp. z o.o. il. marcin klag

Sylwia Trzaska, "Przestrzeń, prywatność, przytulność, kicz", Przestrzenie prywatne

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Sylwia Trzaska, "Przestrzeń, prywatność, przytulność, kicz", Przestrzenie prywatne

56 57

fot. d

zięki

uprze

jmoś

ci Gu

tek F

ilm S

p. z o

.o.

Li Edelkoort, holenderska projektantka i rów-nocześnie wyrocznia w przewidywaniu trendów w designie, od kilku już lat zwraca uwagę na zjawiska, które określa jako nesting i cocooning, czyli moszczenie gniazda, wygrzewanie się w cieple domowego ogniska oraz otaczanie kokonem izolu-jącym od zgiełku i wrzasku zewnętrznego świata: tendencje, które mają w sposób trwały zdominować współczesne myślenie o wnętrzach (myślenie nasze oraz wielkich i małych firm oferujących nam produk-ty). Zwiastują one wycofywanie się w sferę prywatną: zamiast przechadzek po salonie-ulicy rodem z Dolce Vita nastanie era wzajemnego odwiedzania się, kameralnych przyjęć, do których potrzebna będzie nam odpowiednia, przemyślana oprawa.

Jeżeli tendencje te okażą się trwałe, jakie będą ich konsekwencje? Z jednej strony może-my liczyć na przystosowane do indywidualnych potrzeb, twórcze, błyskotliwe oswojenie neomo-dernistycznych wnętrz, celebrację prywatności

poprzez powrót unikatu i rękodzieła w miejsce opatrzonych kopii mebli znanych projektantów, dopuszczonych do masowej produkcji. Z drugiej strony, zapowiadana ucieczka w prywatność może niepokoić przez podobieństwo z sytuacją, jaka zaistniała w pierwszej połowie XIX wieku: podob-ny manewr doprowadził wówczas do powstania kultury stanowiącej apoteozę mieszczańskości, a później – pośrednio – do narodzin pojęcia kiczu. Styl, określany od lat pięćdziesiątych XIX wieku jako biedermeier, wytworzył model wnętrza, który – uzupełniany w kolejnych epokach – oferował mieszkańcom przytulność, harmonię, kameralność, a w zwulgaryzowanej wersji stał się symbolem drobnomieszczańskiej ciasnoty poglądów. Czy zwrot ku prywatności oznacza rzeczywiście, że grozi nam powódź Gemütlichkeit (z niem. przytulność, miła atmosfera)? Czy ta ostatnia na pewno jest przejawem złego smaku? Czy najwyższym stopniem przymiotnika „przytulny” musi być „kiczowaty”?

Czym jest kicz?

Określenie „kicz” narodziło się w środowisku ma-larzy monachijskich lat siedemdziesiątych XIX wieku: kitschen oznaczało wykonywać coś byle jak, sprze-dać gorszą rzecz tak, by uchodziła za lepszą. Pojęcie szybko poszerzyło swój pierwotny zakres, najpierw wkraczając w dziedzinę malarstwa, później zaś architektury, meblarstwa i wystroju wnętrz. XX wiek oskarżył XIX o wydanie na świat kiczu, a oskarżenia można by posegregować w szufladkach oznaczo-nych hasłami „wulgaryzacja romantyzmu”, „tryumf kultury mieszczańskiej”, „produkcja masowa i zanik rękodzieła”. Choć wydawałoby się, że estetykę XIX-wieczną już dawno zrehabilitowano, poproszeni o podanie kilku przykładów kiczu instynktownie za-czerpniemy je z popularnej sztuki tej epoki. Słodkie landszafty, pamiątki z podróży, religijne oleodruki, koronkowe serwetki niczym śnieżne czapy osiada-jące na meblach, sztuczne kwiaty w kryształowych wazonach wyznaczają pozornie bezpieczne obszary, na których pasie się zły gust.

Teoretycy kiczu (Herman Broch, Abraham Moles, Gilo Dorfles), piszący około połowy XX wieku, zgod-nie z tendencją tamtego czasu, próbowali arbitralnie przeanalizować ulotne zjawisko kiczu i wyznaczyć precyzyjną mapę kiczowych osobliwości. Podzielili kicz na słodki (którego przykłady są nam doskonale znane) oraz kwaśny (sceny śmierci, zbrodnie, horrory, wampiry). Wskazali obszary szczególnie podatne na zły gust, wyodrębniając między innymi kicz religijny, patriotyczny, cmentarny czy kicz miesz-czańskiego wnętrza. Przesadnie redukując kryteria oceny do cech formalnych, proponowali zestawienia przykładów dobrego i złego smaku. Przeciwstawiali sobie – stając po stronie tych pierwszych – amor va-cui i horror vacui, linie prostą i falistą, kąt prosty i łuk, kolory podstawowe i pochodne, pustkę i ornament. Zalecali podejrzliwość wobec braku oryginalności (choć kicz bywa czasem zaskakująco oryginalny), wobec stereotypów, pretensjonalności i wewnętrznej niespójności, nie dostrzegając, że można je znaleźć i po prawej, i po lewej stronie powyższej tabeli. Wyrafinowanym narzędziem diagnozowania kiczu miała być konfrontacja podejrzanego przedmiotu z pięcioma zasadami, przedstawionymi polskiemu czytelnikowi przez Abrahama Molesa: zasadą nie-dostosowania, kumulacji, synestezji, przeciętności i komfortu (por. tabela poniżej).

Próby zamknięcia zmiennego pojęcia kiczu w sztywne ramy zanikły wraz ze zmierzchem mo-dernistycznej estetyki. Twórcy i projektanci, patrząc na kicz z dystansem, bez uprzedzeń, czasem przez pryzmat ironii, dostrzegli w nim potencjał i uczynili z niego element artystycznej gry. Dzięki temu sło-wo „kicz” uzyskało dodatkowe, niewartościujące znaczenie; dziś można je rozumieć po prostu jako pewien styl. Pokrewny temu sposobowi pojmowa-nia kiczu jest termin camp – rozpowszechniony przez Susan Sonntag (w artykule Notes on Camp z 1964 roku), która jako jedna z pierwszych zauwa-żyła proces nobilitacji kiczu.

Czy kicz kłamie?

Estetyczna przemiana w drugiej połowie XX wieku – zgoda na heterogeniczność struktur, dopuszczenie wielości estetycznych wyborów, rehabilitacja ornamentu i koloru – nie oznacza, że

pierwotne znaczenie kiczu przeszło do historii. Kicz- -bylejakość nie przestał istnieć. Niezmienny wydaje się jeden z jego wyznaczników: poprzez skojarzenie estetycznej brzydoty z moralną niedoskonałością, głębsza natura kiczu jest definiowana jako kłam-stwo, przeciwieństwo autentyczności.

Maria Poprzęcka w książce O złej sztuce pisze: „Ponieważ nie da się naśladować aktu twórczego, stąd kicz posługuje się formami czysto zewnętrznymi, najłatwiejszymi do przechwycenia i zastosowania [...], powtórzona będzie ozdoba, nie konstrukcja, przejmowanie efektów bez wewnętrz-nej treści [...] Zło tkwiące w tej sztuce jest więc przede wszystkim fałszem. Jest zaprzeczeniem nie sztuki, lecz prawdy”.

Przy ustaleniu definicji kiczu jako kłamstwa nie obyło się nawet bez poważnych oskarżeń pod adresem ludzkości. Herman Broch wprowadził po-jęcie człowieka kiczowego. Pisał: „Kicz nie mógłby bowiem ani powstać, ani przetrwać, gdyby nie istniał

fot. d

zięki

uprze

jmoś

ci Gu

tek F

ilm S

p. z o

.o.

il. ma

rcin k

lag

Page 2: Sylwia Trzaska, "Przestrzeń, prywatność, przytulność, kicz", Przestrzenie prywatne

58 59

Czy jest lekarstwo na kicz?

Ostatecznym znakiem rozbrojenia XIX-wiecznej bomby złego smaku stało się uznanie kiczu za specy-ficzny styl. Wśród propozycji współczesnych projektantów przewijają się szydełkowe wzory, toczone nogi mebli, motywy z jeleniem na skale, połączonych z oszczędnymi, zredukowanymi do minimum formami. Tak jak wcześniej za przeciwieństwo kiczu uznano prostotę formy, brak ornamentu i redukcję koloru, tak dziś, przyjąwszy styl modernizmu za jedną z równoległych, możliwych form wyrazu, równie podatną na błędy złego smaku, przeci-wieństwem tym może stać się dobra znajomość własnych potrzeb i znalezienie dla nich możliwie najlepszego wyra-zu we wnętrzu. Jest nim understatement, szukanie szla-chetności w bezpretensjonalności i zaniechaniu, a nade wszystko nowa prywatność. Może właśnie cocooning – staranne uszczelnienie ścian przeciwko przeciągom nadmiaru, przeciwko bezmyślnej produkcji masowej oraz nerwowej konsumpcji wyrosłej z marzeń o bogactwie, przytulności i szczęściu jest wolnością od kiczu.

Polecamy:H. Broch, Kilka uwag o kiczu i inne eseje, Warszawa

1998.A. Moles, Kicz, czyli sztuka szczęścia, Warszawa

1978.S. Sonntag, Notes on Camp, http://interglacial.

com/~sburke/pub/prose/Susan_Sontag_-_Notes_on_Camp.html

M. Poprzęcka, O złej sztuce, Warszawa 1998.P. Sloterdijk, Architektura jako sztuka imersyjna,

„Architektura” 8 (2007).

człowiek który lubi kicz i jako producent sztuki chce go wytwarzać, a jako konsument sztuki gotów jest go kupować. [...] Sztuka w najszerszym znaczeniu tego słowa jest zawsze odbiciem określonego człowieka i jeśli kicz jest kłamstwem [...] to zarzut ten godzi w człowieka, który potrzebuje takiego kłamliwego i upiększającego zwierciadła, aby się w nim rozpoznać i z prostoduszną przyjemnością przyznać do swoich kłamstw”.

Opinia Brocha każe z niepokojem przyjrzeć się naszym domom i mieszkaniom: w każdej chwili może-my zostać pociągnięci do odpowiedzialności, osądzeni i skazani za sztuczną słodycz włóczkowego pudelka, kłamstwo materiału drewnopodobnej meblościanki, a nawet lśnienie granitowej posadzki, stanowiącej smutny kontrast z niepozornością życia, jakie przyszło nam wieść. W chwili, w której zarzuty stawiane naszym przestrzeniom stają się zarzutami stawianymi nasze-mu wnętrzu (tj. jaźni), przestrzeń prywatna zmienia się w pole nieustającego moralnego egzaminu. Lęk przed stawaniem do takiego sprawdzianu może nas

stanowić efektowną ozdobę bez treści i wewnętrznej konieczności, czy przestrzeń sama w sobie może generować kicz? Chęć posiadania dużego domu, przeniesienie rozmiarów i proporcji pomieszczeń znanych z architektury publicznej, galerii sztuki czy prawdziwych loftów do architektury kameralnej, zwy-kle podyktowane pragnieniem podkreślenia funkcji reprezentacyjnej domu lub mieszkania, a czasem przyzwyczajeniem architekta, może stać się kiczową pułapką. Duża przestrzeń bywa trudna w aranżacji i zamieszkiwaniu. Jeżeli nie odbywamy, jak Felicjan Dulski, codziennych zdrowotnych spacerów na kopiec we własnym mieszkaniu, nie prowadzimy w domu galerii sztuki, nie używamy go jako artystycznego atelier, a bieg historii dawno uwolnił nas od chmar zasiedziałych krewnych i rezydentów, zadanie oswojenia jej bez otarcia się o kicz może okazać się niełatwe. Nadmiar przestrzeni prywatnej czyni ją nieprzyjazną, a próba opanowania pustki czasem prowadzi do bezładnego zapełniania jej mnóstwem niepotrzebnych rzeczy. Sytuacja posiadania zbyt dużej przestrzeni kończyć się może również kupo-waniem przeskalowanych kanap w rozmiarze XXL lub tak zwanych wypoczynków (czegoś, co Niemcy wdzięcznie nazwali sitzlandschaft), wyściełanych meblowych wysp, na których zamiast czarodziejki Kirke czyha rozleniwienie i sen. Wielkie wnętrza, których właściciele oparli się pokusie zapełniania, idą często w parze z minimalistycznym wystrojem. Czyste, wypełnione powietrzem, oszczędne w detalu, nieskazitelne przestrzenie są pozornie całkowicie odporne na kicz. Niestety, nawet w nich może zadrgać wskazówka kiczowego sejsmografu – wyczuje porcję zbyt łatwego „dobrego smaku”, gładką poprawność profesjonalnego projektanta niezgodną z indywi-dualnością mieszkańców, niedostosowanie do ich potrzeb, wreszcie uleganie masowym gustom.

Duża przestrzeń to prawdziwe wyzwanie. Wymaga nadania treści, poświęcenia, dyscypliny, pewnej ręki, a nawet skłonności do przedkładania piękna malarskich i architektonicznych kompozycji ponad własny komfort. W przeciwnym razie nie-jednokrotnie staje się składowiskiem przedmiotów, bezosobowym martwym nadmetrażem osłodzonym pracą architekta wnętrz. Szczególnym przypadkiem nadmiaru przestrzeni są dominujące w krajobrazie polskiej wsi betonowe klocki o trzech piętrach za-pełnionych podobnymi kompletami mebli, z których życie uciekło do przyziemia.

Jeśli nie jesteśmy pewni swoich sił, buduj-my mniejsze domy. Możemy wziąć przykład ze świetnych architektów i projektantów, takich jak Le Corbusier, Eileen Gray, Jean Prouvé, czy Piero Bottoni, którzy, projektując na własny użytek, ograniczali metraż na rzecz doskonałej jakości wykonania, przemyślanego piękna i funkcjonalności wnętrza, i tak przecierali ścieżkę nadchodzącej erze kameralności, przytulności i nesting.

Niech przytuli mnie mieszkanie!

Jeśli stawiamy sobie pytanie, jak ważna jest prywatna przestrzeń w życiu współczesnego czło-wieka, warto odwołać się do znaczenia, jakie nadaje jej niemiecki filozof Peter Sloterdijk. Proponuje on uznać architekturę za sztukę imersyjną. Imersja to pojęcie wywodzące się z zanurzania się w sztucz-nych światach percepcji, powstałe w kontekście współczesnej sztuki komputerowej. W odniesieniu do architektury oznacza ono sztukę zanurzania się w przestrzeń i podlegania stworzonej przez nią iluzji. Szczególnie predestynowana do imersji w tym kontekście jest, zdaniem Sloterdijka, architektura wnętrz, która zajmuje się w istocie „wytwarzaniem sytuacji otulenia”. Uważa, że ta sytuacja otulenia, zatopienia się w wybranym mikrośrodowisku, może stać się propozycją terapii w naszych czasach.

Wyznaczając nowy cel prywatnej przestrzeni, Sloterdijk czyni równe pod względem dobrego smaku wnętrze w stylu funkcjonalistycznym, śród-ziemnomorskim, ludowym, minimalistycznym lub w kiczowym, o ile tylko spełnia narzucone mu zada-nie – odpowiada chwilowym potrzebom użytkownika i jest naznaczone piętnem jego osobowości. Tym samym dodaje jeszcze jeden, bardzo współczesny sposób rozumienia kiczu – dla świadomego odbior-cy, lecz już bez czytelnego nawiasu podkreślającego dystans, bez wyraźnej ironii i zabiegu sprowadzania każdego kiczu do campu (zabiegu, który stosowany zbyt często, nudzi i trąci myszką).

Zasady kiczu Cechy Przykłady

prowadzić do chęci uchylenia się od niego, a w kon-sekwencji wpędzić w towarzyską izolację.

Nie wylewajmy jednak dziecka z kąpielą. Nie dajmy się wystraszyć bezkompromisowości Brocha – warto uczynić z niej ostatnią deskę ratunku w sytu-acjach, gdy brzydota i nagromadzenie kiczu stają się zagrożeniem dla naszego zdrowia psychicznego.

Z kolei brak autentyczności i fałsz jako wyznacz-niki kiczu sprawdzają się we współczesnym świecie pozornie pozbawionym sztywnych norm estetycz-nych. Spróbujmy posłużyć się nimi, przyglądając tak odległym, zdawałoby się, od kiczu pojęciom, jak przestrzeń.

Kicz przestrzeni prywatnej, czyli co robić, gdy miejsca jest za dużo?

Skoro w naszych czasach kicz znika z miejsc, w których jest oczekiwany, czy powinniśmy go szu-kać tam, gdzie pozornie nie ma nic do roboty? Czy sama przestrzeń prywatna może być nieautentyczna,

fot.: w

ww.br

etz.de

fot.: w

ww.br

etz.de