Transcript

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 1/99

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 2/99

 

K O C I E W S K I

M A G A Z Y NREGIONALNY 

  W NUMERZE

ZESZYT 1 ROK 1986

Publikacja seryjnaTowarzystwa Miłośników Ziemi Kociewskiej

 w Starogardzie Gdańskimi

Towarzystwa Miłośników Ziemi Tczewskiej  w Tczewie

ISBN 83-85026-06-1 iPL ISSN 0860-1917

Redaktor naczelny ROMAN LANDOWSK|

Sekretarz redakcji  ANDRZEJ GRZYB

KOLEGIUM REDAKCYJNEEdmund Falkowski, Józef Golicki, AndrzejGrzyb, Tadeusz Kubiszewski, Roman Landowski, dr Józef Milewski (przewodniczący),Ireneusz Modzelewski, prof. Edwin Rozen-

kranz, Ryszard Szwoch, Romuald Wentowski(z-ca przewodniczącego), Józef Ziółkowski

Korekta:- Katarzyna Lamek 

Z REDAKCJĄ WSPÓŁPRACUJĄ oprac, graf.: Regina Jeszke Golicka i Jan Wałaszewskifoto: Henryk Spychalski i Stanisław Zaczyńskioraz Roman Klim, Krzysztof Kuczkowski, dr Maria Pająkowska

 WYDAWCA 

K o c i e w s k i K a n t o r E d y t o r s k iTczew — Starogard Gdański

Sekcja WydawniczaTczewskiego Domu Kultury 

  ADRES REDAKCJI I WYDAWCY 83-100 Tczew, ul. Kołłątaja 9,Tczewski Dom Kultury, tel. 2707

Druk: Zakłady Graficzne w Gdańsku.Nakład 2.500. Objętość: ark. wyd. 18, ark. druk. 12',zam. 1616, L-3.

Na okładce, według projektu Reginy Jeszke-Golickiej:dawny Starogard w rysunku Jana Wałaszewskiego.

cena 140,— zl

Redakcja zastrzega sobie prawo dokony  wania skrótów i zmiany tytułów nadesłanych tekstów.

1 DO CZYTE LNIK ÓW Roman Leś ny  

2 REGIONALIZM W SŁUŻBIE NARODU I PAŃSTWA Józef Golicki

3 KOCIEWIE nazwa, granice, dialekt. . .Józef Milewski9 GDY PRZYSZLI PODPALIĆ DOM

Edmund Kos iarzIi WYZWOLENIE KOCIEWIA 

Jfeef M. Ziółkowski19 POWRÓT BIAŁYCH ŻURAWI

Józef MilewskiU  WYSIŁEK PIERWSZYCH LAT

Roman S ens ki2S WIERSZE

Roman Landows ki29 ZAPALANIE ZNICZA 

Jan A. Kamińs ki30 NIM DO ŚWIECIA PRZYSZŁA POLSKA 

M aria Włady czanka

31 SIEW POLSKIEGO SŁOWA 31 fel ieton MOIM ZDANIEM

  Andrzej Grzyb, Józel Ziółkowski33 MIASTO JAK INNE38 Nasze promocje MAGDA MATRACKA 

Roman Skeczowski, Jadwiga .Staniszewska39 HERBY MIAST WSI I OSAD KOCIEWSKICH44 HISTORYCZNY OLIMPIJCZYK Z CZARNOCINA 

  Andrze j Grzy b45 S Z KIC E DO POEM ATU „KOC IEWIE"

Krzy s zto f Kuczkows ki46 DEDYKACJE ZZA OCEANU

Paweł Wrzos Wyczyński48 WIERSZE

Krzysztof Kuczkowski50 NA TYŁACH ŚWIATA CZYLI W CENTRUM

Ryszard Szwoch51 DOROBEK WYDAWNICZY TMZK 52 Gadki po naszamu

M aria Pa jąkows ka54 DZIEŁO BERNARDA SYCHTY 

  Andrze j Grzy b56 BIAŁA POL EWK A KWAŚ NA 

R o m a n L a n d o w s k i57 ODWIEDZINY MELPOMENY 

J e r z y S t a c h u r s k i6 2 P I E Ś N I63 Sylwetki tw órc ów ludowyc h JAN GIEŁD ON

Ry s zard S zwoch64 WOJCIECH ZE STAROGARDU CZYLI.. .

Bogdan Bie l ińs k i64 JAK GBUR SKI SYN MIESZCZU CHEM ZOSTAŁ 

71 Nota pośmiertna ZYGMUNT KUŁAKOWSKI  Adam Grześkowiak (oprać. Roman Klim)

72 Z WALICHNOWSKIEJ NIZINY M ich ał Romanows ki

75 MI GDAŁOWY KWIAT PIELĘGNOWAN Y W SĄDZIEJanina S os zy ńs ka

79 LEGENDA O KRÓLOWEJ POMORZA Stefan A. Fleming

80 JAK DOBRY DIABEŁ JANKO WI FUJARK Ę PODAR O WAŁ Józef Milewski

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 3/99

 

Z- REDAKCYJNEGO BIURKA 

DO CZYTELNIKÓWStało się! Oto oddaje my do rąk Szano wnyc h Czytel ników pierwszy zeszyt „Kociewskiego

Magazynu Regionalnego". Nie jest to czasopismo, ale mamy nadzieję, że „Magazyn" — ukazując się cztery razy w roku — wypełni dotychczasową dotkliwą lukę w rejestrowaniu tego,co dla regionu było i jest najistotniejsze.

Kociewie od wielu lat próbowało „zewrzeć szyki" w celu powołania do życia pisma, któreukazałoby historię, obyczaje, folklor, kulturę i obraz współczesnego życia tej ziemi. Różne  były efekty tych prób, nie zawsze sprzyjały nam okoliczności, a codzienność najeżona trudnościami też nie była pomocna. W końcu dobry los wspomógł działające na Kociewiu organizacje regionalne, a szczególnie zjednoczone wysiłki Towarzystwa Miłośników Ziemi Kociew-skiej w Starogardzie Gdańskim i Towarzystwa Miłośników Ziemi Tczewskiej w Tczewie, co

  w sumie doprowadziło do powstania Kociewskiego Kantoru Edytorskiego i serii wydawni-czej pn. „Kociew ski Magazy n Regi onal ny". W ten sposób, po pokon aniu mniejszy ch i większych przeciwności, narodził się pierwszy zeszyt, chociaż nadal nie będzie nam łatwo. Zda  jemy sobie sprawę z tego, że — być może — nie jest to jeszcze „latorośl doskonała", ale —licząc na krytyczne współuczestniczenie Szanownych Czytelników — wierzymy, że kolejnepotomstwo będzie „udatniejsze".

Kociewie, liczący się na Pomorzu ośrodek społeczno-kulturalny, ze wszech miar zasłużyło-na upowszechnienie swojego dorobku. Niemal w każdej dziedzinie jest się czym pochwałić.  A 

  A sądzimy, że podołamy temu zadaniu, bo żyje przecież wśród nas wielu aktywnych twórców,gotowych poświęcić swoje umysły i pióra dla pomnażania wszystkiego, co dobre. Nie jeden  już raz potrafili to udowodnić, ale teraz zależy na czymś więcej — by pożytek był pełny i po  wszechny, służący wszystkim.

Szczególnie liczymy na gorące serca młodych, pamiętając jednocześnie o skrzętnym wykorzy-

staniu doświadczeń i wiedzy dojrzałego pokolenia. Tylko takie współtworzenie i umacnianie — jak zwykło się określać — więzi między pokole niowe j, zapewn i ciągłość trad ycji i będzie k szta łte m dobrze pojęte j nowoczesności re gional izmu. Przecież trzeb a pami ęta ć o swychprzodkach, o ich dokonaniach i nieraz tragicznych losach, ich patriotyzmie i nieszczędzonokrwi , o tym , że dzięki ich pasjom i co dziennej rze te lne j robocie na polu, prz y war szt aci e w fa  bryce, czy szkole — my żyjemy. My z tego Ich dorobku mamy prawo czerpać i obowiązek gopomnażać, dopisując nowe karty do księgi naszych dziejów. Dlatego, myśląc o domu, rodzinie, własnej miejscowości, regionie — Ojczyźnie, nie ustawajmy w pracy nad sobą, dla jutrzejszego dnia.

To jest najprostsza formuła naszego sensu służenia innym.Dziękujemy tym wszystkim, którzy życzliwie wsparli nasze starania. Szczególnie serdecz

nie dziękujemy Miejskim Radom Narodowym w Tczewie i Starogardzie Gdańskim, władzomadministracyjnym i politycznym tych miast za skuteczne działania, których efektem jest Kociewski Kantor Edytorski i wydawany przezeń „Magazyn".

„Magazyn" — jak sama nazwa wskazuje — będzie otwarty na wszystko, co ma związek z Kociewiem. Jest w nim miejsce dla poważn ych opraco wań, dla publi cysty ki, pop ula rny chmateriałów historycznych, folklorystycznych, także dla wspomnień i pamiętnikarstwa, literatury i kronik. Każdy — sądzimy — w „Magazynie" znajdzie coś pożytecznego dla siebie. Tematów nie zabraknie!

Życząc pi erwszym Czyteln ikom mi łej lekt ury, zapras zamy uprz ejm ie do współ reda gowan iakolejnych zeszytów. Piszcie do nas, czekamy na propozycje, dzielcie się szczerze swoimi spostrzeżeniami i wiedzą, bowiem tylko wspólny wysiłe k i wspó lne myśle nie może dać owoc

pożyteczny i pożądany.i • • • •

REDAKCJA 

1

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 4/99

LEKTURY 

N A S Z Y C H

PRZODKÓW

ROMAN LEŚNY 

Pełnym przedrukiem artykułu wstępnego autorstwa RomanaLeśnego (może był to pseudonim Edmunda Raduńskiego?), zamieszczonego w pierwszym numerze „KOCIEWIA" — lipiec 1938roku — miesięcznego dodatku regionalnego tczewskiego „Gońca Pomorskiego" i „Dziennika Starogardzkiego", otwieramy stałą kolumnę, w której prezentować będziemy co cenniejsze dawnemateriały prasowe lub inne publikacje, poświęcone sprawom ziemi kociewskiej.

Poniżej zamieszczony tekst wydaje nam się w wielu miej

scach aktualny do dnia dzisiejszego. REDAKCJA 

R e g i o n a l i z m w s ł u ż b i e n a r o d u i p a ń s t w a

Chociaż regionalizm, jako świadomy ruch, datujesię dopiero od lat kilkudziesięciu, to jednak prze  jawy jego można obserwować na przestrzeni nieomal całych dziejów ludzkości. Trudno bowiem znaleźć człowieka, którego by nie ogarniało specjalne  wzruszenie na wspomnienie wsi rodzinnej czy miasteczka i środowiska, które pierwsze wywarły wpływna jego wyobraźnię i kształtowanie się duszy. Tenuczuciowy stosunek do swego miejsca urodzeniai wychowania to najstarszy i bodaj najmocniejszy element całego ruchu regionalnego. Odpowiednie wykorzystanie tej miłości kąta rodzinnego, to zasadniczy cel całego ruchu regionalnego.

Jednakże idea regionalizmu nie ogranicza się wyłącznie do tego uczuciowego stosunku do środowiskaurodzenia i wychowania człowieka. Ma ona znacznie głębsze i trwalsze podłoże. Człowiek, jako twór przyrodniczy, jest mimo swej zdolności samostano

  wienia w dużej mierze zależny od wpływów przyrody. Od rzeźby terenu, jakości gleby, klimatu itd.zależą możliwości bytowania człowieka. Te z koleikształtują jego charakter i psychikę, wytwarzającpewne stałe dyspozycje psychiczne.

Krajobraz polski posiada wiele urozmaiceń. Różnice te nie są takie wielkie, aby miały powodować

  wytwarzanie się odrębnych kultur, są jednak wystarczające, aby spowodować wyraźne różnice kulturalne. Inne np. musi być bytowanie nad morzemczy na pojezierzach, a inne w górach, inne na piaskach, inne na dobrej, urodzajnej glebie, a jeszcze inne w miejscach o bogactwach kopalnianych. Te właściwości rzeźby terenu i jego charakteru wpływają na sposób bytowania człowieka, jego zajęcia, budownictwo, stroje, stopień zamożności i charakter psychiki.

Zasadniczym więc zadaniem idei regionalizmu wsłużbie narodu i państwa jest odpowiednie wykorzystanie tych wszystkich różnic i odchyleń • dla dobraogólnego. Aby móc wykorzystać własne odrębne

  właściwości, trzeba je samemu poznać. Wpływać nakształtowanie się kultury narodowej może tylko regionalizm świadomy.

  Warstwy przodujące u nas w dawnych wiekachprzyjmowały często pokosty obcych kultur. Naśla

dowaliśmy często Włochów, Francuzów, Niemców.Lud tylko zachował własną kulturę. Jednak i ta kultura w ostatnich dziesiątkach lat poczęła gwałtownie zanikać wskutek rozwoju urbanizacji, techniki,komunikacji, służby wojskowej, wychowania w szkole itd.

Zaczęły gwałtownie zanikać te odwieczne wartości,które powinny być punktem wyjścia w budowaniu  jednej kultury ogólnopolskiej.

Obecne przeobrażenia, jakie obserwować można naświecie w ostatnich latach, zmierzają właśnie do

  wytwarzania silnych zrębów dla kultur narodowych.  W zamierzchłej przeszłości różne narody szukają   wzorów dla dalszego swego rozwoju, dla zdobycia sił,potrzebnych w walce życiowej. Przedstawiciele nauk historycznych wzięli sobie za cel odgrzebywaniezamierzchłej przeszłości, dotyczącej ich narodów.

  W tym kierunku pracują historycy, prehistorycy,etnografowie, antropologowie i językoznawcy.

Czasopisma regionalne popularyzują wyniki tychnauk na ściśle ograniczonym terenie, i zajmując sięzagadnieniami mniejszej wagi w sposób prostszy i przystępniejszy, starają się zapoznać swoich czytelników z przeszłością danego regionu.

  Wychodzące w Chojnicach już czwarty rok czasopismo „Zabory" oraz kartuskie „Kaszuby" spełnia  ją swoje zadanie, budząc zainteresowanie przeszłością i wiążąc mieszkańca regionu z przeszłością,z pokoleniami, które odeszły.

Kociewie chce stanąć do szlachetnej współpracy z innymi regionami Pomorza. A pobudką do podjęcia wysiłków w tym kierunku niech będzie ta nasza miłość stron rodzinnych, ta miłość, która mimostraszliwych walk pozwoliła nam zachować polskicharakter ziemi pomorskiej.

„Kociewiu" stawiamy następujące konkretne cele:Chcemy ożywić życie kulturalne naszego regionu,

  budzić miłość i przywiązanie do ziemi naszych pradziadów, chcemy utrzymać w pamięci minione czasy, poznać rodzimą kulturę ludową, zawartą w pieśniach ludowych, przysłowiach, baśniach, zwyczajach,strojach, sztuce, budownictwie itd.

Dokończenie na str. 8

2

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 5/99

 

JÓZEF GOLICKI

KOCIEWIEnazwa • graniced i a l e k t • g r u p ye t n o n i m i c z n e

NAZWA „Kociewie", zgodnie ze stwierdzeniami historyków,

  jest zupełnie nieznana w źródłach średniowiecznych,  w przeciwieństwie do nazwy „Kaszuby", poświadczonej już w licznych trzynastowiecznych dokumentach.Językoznawcy i regionaliści uważają, że upowszechniła się ona dopiero w XIX wieku. Można takżeuznać, że jest to nazwa starsza, jednak spopularyzo

  wana dopiero w tymże stuleciu. Zdaniem J. Milewskiego1 ukazała się ona po raz pierwszy w wierszu„Szczęście ji pon", napisanym w gwarze kociewskiej,a pochodzącym ze Świecia z lat 1810—1820.

Etymologią nazwy Kociewie zajmowało się wielu  badaczy. Żadnemu z nich nie udało się w sposób  jednoznaczny i ostateczny ustalić pochodzenia i znaczenia tej nazwy. Spory i dyskusje, co do poszczególnych hipotez, trwają do dzisiaj.

Pierwszą znaną hipotezę, dotyczącą pochodzenianazwy przedstawił J. Fankidejski, autor opisu Ko-ciewia w „Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich" 2, tłumacząc

  ją w następujący sposób: „Nazwa Kociewie pochodzi najprawdopodobniej od licznych kotlin (tj. bagien i bagienek górami otoczonych), które w pagórkowatej tej okolicy gęsto się trafiają. Górami otoczone łęgi i niziny do dziś dnia u ludu k o c i o ł k a -m i się zowią". 3

Inaczej zapatrują się na tę sprawę S. Kujoti J. Łęgowski (ps. Dr Nadmorski) 4. Pierwszy z nich

  wywodzi nazwę od staropolskiego rzeczownika kocza, oznaczającego lekko sklecony szałas, kuczę czyli kaszubską checzę. Drugi twierdzi, że nazwa tapochodzi od dolnoniemieckiego terminu kot, kote(l.mn. — kotten), oznaczającego chatę, stawianą —

przed wybudowaniem domu mieszkalnego — przezniemieckich osadników, sprowadzanych na Kociewieod XIV wieku przez opata cystersów w Pelplinie.

  Według F. Bujaka5 i J. Czekanowskiego5 nazwaKociewie ma związek z dawną obecnością Gotówna Pomorzu, którzy rzekomo zostawili po sobie krai n ę G o c i e w i e .

  A. Bruckner 7 i jeszcze wcześniej S. Kozierowski 8

zestawili dyskusyjną nazwę z pospolitym wyrazemkociewie, przy czym pod wspólnym hasłem kocie

  wie umieścili dialektalne wyrazy, pospolite z Ku jaw kocewie (wiórzysko, śmietnisko), znad Raby wMałopolsce •— kociwo (perz, chwasty, namuł) i z Lu

  belskiego — koaiwia (ogrodowizny). Co by jednak miało Kociewie znaczyć i jak pojmować jego stosunek do wymienionych wyrazów, tego Bruckner ani Kozierowski nie podają.

Jeszcze inaczej przedstawia się nazwa KociewieJ. Haliczerowi, który pisał: „Kociewie, lepiej Kace-  wie (kraina nad Kaczą rzeką)"9.

Poznaniem etymologii nazwy Kociewie zajął sięrównież wybitny polski onomastyk, W. Taszycki10,który zestawiając ją z podobnymi nazwami geograficznymi o tym samym pierwiastku (np. Kocewie,Kocówie, Koczewo, Kocewo, Kocówo), zaliczył ją donazw topograficznych typu Korzewie, Pniewie, Buko  wie, Borowie, Cisowie, a więc powstałych od charakterystycznej w danej okolicy roślinności, dla naszej nazwy( przyjmując roślinę kocankę. Taszycki

utrzymuje zatem, że nazwa regionu wzięła początek od rośliny: zielnej, oficjalnie określanej jakokocanka (kocie ziele, nieśmiertelnik żółty, radostka,suchokwiat) lub od gałązek wierzbowych, topolowychczy leszczynowych z nierozkwitłymi pączkami, zwanych dialektalnie kocankami. Z. Stamirowska11 wskazała na dwa słabe punkty objaśnienia W. Taszyckie-go — na brak wyraźniejszych śladów występowania kocanki (rośliny zielnej) na Pomorzu w maso

  wej postaci oraz na zestawienie nazwy Kociewie(z ć) z innymi nazwami o rdzennym c, cz  (Kocewie,Koczewie), jak i łączenie jej ze słowami o rdzeniukoc-, kocz-, gdy tymczasem nie ulega wątpliwości,

że rdzeń nazwy ma postać jednolitą  koć-.B. Sychta sugeruje związek nazwy Kociewie z wy

razem kot 1 2 , przytaczając jako argumenty określenia koce wiatre (głucha, zapadła okolica) i znacząceto samo kocewine. H. Popowska-Taborska w związku z tym oświadczyła: „Wbrew wątpliwościom samego autora hipotezy, owa próba etymologii nazwy Kociewie wydaje mi się najbardziej prawdopodobnaze wszystkich dotychczas istniejących. Byłaby tonazwa o charakterze przezwiskowym, genetyczniepejoratywna, co tłumaczyłoby fakt opisanego przezZ. Stamirowską nie przyznawania się do niej mieszkańców regionu"18 .

G. Labuda, odrzucając wyjaśnienia nazwy od wyrazu k o t twierdzi, nawiązując do wywodów W. Ta-szyckiego, że pochodzi ona od nazw wodnych (typu:Kociewie —• bagno, Kocewo — błoto, Koczawa —strumień, Kocewa — rzeka, Koczewy — staw, strumień) albo też roślinnych14 .

Za J. Trederem można podać jeszcze jedną hipotezę etymologii nazwy Kociewie, „...mianowicie odrosyjskiego appelativum k o c z e w i e (obozowisko,koczowisko), co miałoby mieć uzasadnienie pozaję-zykowe w rzeczywistym {historycznie) obozowaniutu wojsk rosyjskich"15. Fakt taki miał miejsce pod

czas interwencji rosyjskiej przeciw StanisławowiLeszczyńskiemu. Autorem tej wersji jest B. Kreja.J. Treder, szeroko analizując poszczególne hipote

zy etymologii nazwy Kociewie, podkreślił cechę daw-ności tego wyrazu, co zresztą wprost potwierdzają od XIV wieku źródłowe zapisy nazw z zestawienia,dokonanego przez W. Taszyckiego, a uzupełnionego!

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 6/99

 

przez J. Tredera: kocewie — wiórzysko, śmietnisko;kociwo — perz, chwasty, namuł; koc — smołówkarybacka, rodzaj plota rybackiego (pochodzące z dia-lektalnego prasłowiańskiego kot bcb )16 . K. Nisch znacznie wcześniej zwrócił na to uwagę, stwierdzając wdopisku do pracy Z. Stamirowskiej („Kociewie i inne nazwy..."): „...nazwa Kociewie jest dawniejsza oddzisiejszych stosunków gwarowych (...), powstałaprzed (...) ekspansją dialektu kociewskiego"17.

Pochodzenie nazwy Kociewie nie tłumaczy się —  jak widać — w sposób przejrzysty, a proponowane  wyjaśnienia nie można uznać za ostateczne.

GRANICEKociewia zwykło się wytyczać nie w oparciu o ce

chy fizjograficzne czy poczucie odrębności etnicznej,ale na podstawie materiału językowego, wyodrębnia

  jąc cechy dialektalne, charakterystyczne dla tego obszaru.

K. Nitsch18, w wyniku prowadzonych przez siebie,  w latach 1804—1905, badań na terenie Kociewia, wytyczył zasięg dialektu kociewskiego na podstawiezasięgu a, pochodzącego od pierwotnego a długiego(na Kociewiu brak tak zwanego a pochylonego,a więc występuje wymowa typu trawa, cielak, tereny sąsiednie — Bory Tucholskie i Kaszuby — wyróżniają zamiast pierwotnego a długiego dźwięk pośredni między a i o lub samo o) oraz zasięgu wymowy  św-, śf - z typowym, na Kociewiu występują-tym, twardym w, f, np. swat, śfynia (w odróżnieniuod Borów i Kaszub, gdzie występuje wymowa świ-,

 śji-)- Na tych samych przesłankach oparli się autorzy „Atlasu językowego kaszubszczyzny i dialektów sąsiednich"19, którzy badaniami objęli między,

innymi Kociewie.

Studia K. Nitscha, autorów „Atlasu..." i Z. Topo-lińskiej20 pozwoliły na bardzo szczegółowe wykreślenie granicy dialektu kociewskiego. Ogólnie biorąc,gwary kociewskie obejmują tereny położone na le

  wym brzegu dolnej Wisły. Granica ta w przybliżeniu biegnie od wsi Czatkowy nad Wisłą (koło Tcze

  wa) na zachód do Trąbek Wielkich, dalej na południowy zachód, zostawiając Wysin i Stare Polaszkipo kociewskiej stronie, następnie w rejonie Konarzyn skręca na południowy wschód do Osiecznej,gdzie z kolei kieruje się najpierw na zachód do Ro-

sochatki, a potem zmierza znowu na południowy   wschód, biegnąc dalej przez Zdroje, Lniano, Grucz-, no (koło Świecia) do Wisły.

Przebieg granicy kaszubsko-kociewskiej (na północnym zachodzie) w ciągu ostatnich pięćdziesięciu latnie uległ żadnym ważniejszym przesunięciom, chociaż daje się zauważyć dość znaczne przenikanie ko-ciewskich cech językowych do pogranicznych wsikaszubskich. Dzieje się tak niewątpliwie dlatego, żedialekt kociewski jest znacznie bliższy polskiemu językowi literackiemu. Zapewne dzięki temu zyskałopinię „lepszego" od bardziej „egzotycznej" pod  względem językowym kaszubszczyzny.

Granica browiacko-kociewska (na zachodzie i południowym zachodzie) według L. Zabrockiego21, sięgała niegdyś tylko do Wdy, potem w wyniku językowej ekspansji Kociewia objęła również tereny położone za rzeką.

DIALEKTkociewski dogłębnie nie został jeszcze zbadany.

Badania gwar kociewskich zostały zapoczątkowane w pierwszych latach XX stulecia, kiedy toK. Nitsch opisał i zinterpretował ich zasadnicze cechy językowe. Językoznawca ten podzielił Kociewiena dające się wyodrębnić lokalne odmiany dialektu, wyjaśnił pokrewieństwo językowe grupy kociewskiej z gwarami malborsko-sztumskimi i grudziądz-

ko-lubawskimi, określił również stosunek dialektukociewskiego do pozostałych dialektów sąsiednich,szczególnie do kaszubszczyzny, jak też poruszył zagadnienie powstania gwary kociewskiej. Podstawo

  we tezy Nitscha pozostały nadal aktualne, uległy   jedynie drobnym korektom i uzupełnieniom. Badania jego zostały zweryfikowane i uściślone dziękinowszym pracom dialektologów i historyków. Doprac, stanowiących nową podstawę materiałową, należą przede wszystkim „Mały Atlas Gwar Polskich"oraz „Atlas językowy kaszubszczyzny i dialektów sąsiednich"22.

Sporo miejsca gwarom kociewskim w swoich

dziełach poświęcili Z. Stieber 23 i S. Urbańczyk 24 .Istotnymi dla dialektologii kociewskiej są równieżprace H. Górnowicza25. Dwie z nich omawiają między innymi wzajemne związki gwar malborskichi kociewskich, trzecia dotyczy systemów wokalicz-nych gwar północnopolskich.

Całość zagadnień językowych Kociewia interesu  jąco przedstawiła E. Rzetelska-Feleszko. Jej szkic„Dialekt kociewski — problematyka, granice, słownictwo"26 i artykuł „Słownictwo Kociewia"27 ujmują gwary kociewskie w zależnościach przestrzenno-cza-sowych i szeroko roztrząsają kwestie ich kształtom

  wania się pod wpływem dialektów Kujaw, Wielkopolski i Mazowsza.

Niezwykle ważką pozycją dla rozważań dialektal-nych jest „Słownictwo kociewskie na tle kultury ludowej" B. Sychty (Wrocław, t. 1 i 2: 19,80, t. 3:1985). Ten bogaty i oryginalny słownik będzie mógł

  być szeroko wykorzystany w wielu różnorodnychpracach porównawczych, głównie w zakresie leksyki, słowotwórstwa i frazeologii, w nie mniejszymstopniu także w dziedzinie etnografii.

Z opracowań historycznych, ustalających związkiKociewia z innymi dzielnicami Polski, na szczególną uwagę zasługują „Zarys granic i podziałów Polski

najstarszej" J. Natansona-Leskiego (Wrocław 1955)i „Początki Polski" H. Lowmiańskiego (t. 3, rozdz. 4,Geografia osadnictwa słowiańskiego, Warszawa 1967).

  Aby scharakteryzować dialekt Kociewia, trzebaustalić jego stosunek do sąsiednich obszarów gwaro

  wych (przede wszystkim do gwar kaszubskich i dodwu centralnopolskich zespołów gwarowych: wielko-polsko-kujawskiego i mazowieckiego), uchwycić starsze i nowsze związki z gwarami sąsiednimi i zare-  jestrować właściwe mu cechy językowe.

Ciągłość osadnicza i etniczna na terenie Kociewiadatuje się od czasów epoki plemiennej. Od wczesnego średniowiecza dorzecze Wierzycy oraz obszary,położone między nim a doliną Wisły, były zaludnione, o czym świadczą między innymi pozostałości popięćdziesięciu grodach (VIII—XIII w.). W IX stuleciu  w rejonie dzisiejszego Starogardu Gdańskiego znajdował się duży zasiedlony obszar, mogący uchodzić

4

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 7/99

za terytorium plemienne. Niektórzy historycy identyfikują nazwę plemienia z pierwotną nazwą rzeki  Wierzycy — Verissa i kojarzą z plemieniem o naz  wie Verisane, wspominanym — wśród kilkunastuinnymi na ziemiach polskich — w zapisie GeografaBawarskiego z polowy IX wieku. W opinii historyków Kociewie stanowiło część jednolitego obszaru.

H. Łomiański28 i S. Arnold29 przyjmują, że dawneosadnictwo pomorskie sięgało aż po Noteć, a zatemogarniało tereny obecnego Kociewia.

  W związku z tym, że osadnictwo Kociewia jeststare i dość silne, powstaje pytanie: jak tu mówiono? W tym kontekście zasadniczym problemem jestustalenie dawniejszych związków tego regionu z ka-

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 8/99

 

szubszczyzną i dialektami pomorskimi. H. Górno- wicz30 twierdzi, że istnieją tu niewątpliwe ślady dawnego pomorskiego (kaszubskiego) s u b s t r a t u , toznaczy języka, którym mówili autochtoni (w przeciwieństwie do superstratu, języka którym posługi

  wali się przybysze). I tak na przykład nazwy miejscowe — Starogard, Garc, Warlubie — wykazują grupę ar (połączenie a plus r w pozycji między spółgłoskami), typową dla nazewnictwa kaszubskiego,

a także dla pozostałych północno-zachodnich dialektów lechickich. Ich centralnopolskie odpowiedniki

  brzmiałyby — Starogród, Grodziec, Wrolubie.

Jak podaje E. Rzetelska-Feleszko81 , na terenieKociewia występują do dziś niektóre cechy języko

  we, charakterystyczne dla gwar kaszubsko-słowiń-skich, świadczące o szerszym pierwotnie zasięgu ka-szubszczyzny. Widoczne jest to w szczególności wrozwoju prasłowiańskiej grupy el pomiędzy spółgłoskami w ol, a dalej w ło, np. mioc (mleć), ploc(pleć) — z prasłowiańskich melti, pelti.

Pakty fonetyczne uzupełnić należy danymi z leksyki kaszubsko-kociewskiej. Zeszyty 1 i 2 „Atlasu

  językowego kaszubszczyzny i dialektów sąsiednich"przynoszą znaczną ilość słów typowych dla gwar kaszubskich, a sięgających także do pogranicznych

  wsi kociewskich, np. obarchnialy (ogłupiały), rozko-  ścierzyć się (rozpościerać się, rozrosnąć — o roślinach) lub dotyczących części gwar kociewskich, np.  gorzyć się (złościć się), a nawet całego północnegoKociewia, np. jesionka (podlotek), kołoważe (koleiny).

Omówione wyżej fakty fonetyczne i leksykalneświadczą ó bliskiej w przeszłości łączności językowejKociewia z Kaszubami.

Po roku 112232 zaczęło się intensywnie osadnictwoKociewia z kierunku gęściej zaludnionych obszarówZiemi Chełmińskiej, Ziemi Dobrzyńskiej, Kujawi Mazowsza. Wkrótce nadwiślańskie tereny Kociewia  były tak gęsto zaludnione, że same stały się bafeą osadnictwa dla Ziemi Malborskiej. Na przestrzeni

  wieków nie ustająca kolonizacja tych terenów odpołudnia i południowego wschodu wpłynęła w istotny sposób na ukształtowanie się dzisiejszych gwar kociewskich. Jednocześnie sprawiła, że dialekt, który się tutaj wykształcił, odbiega w wyraźny sposóbod pozostałych gwar północnopolskich, położonychna lewym brzegu Wisły.

Łączność dialektu koeiewsfciego z dialektami ku-  jawsko-wielkopolskimi i mazowieckimi jest dzisiaj  bardzo silna. Z dialektami pochodzenia wielkopolskiego wiąże go przede wszystkim brak mazurzenia,tzn. brak wymowy spółgłosek sz, ź, cz, dż jak s, z,c. dz, typowej dla dialektów mazowieckiego, małopolskiego, północnośląskiego. Wspólne jest również

  występowanie na początku wyrazu dźwięcznego1 w  w grupach sw-, kw-, tw, gdy w pozostałych polskich dialektach panuje w tych grupach bezdźwięczne f. H. Górnowicz twierdzi, że cały system fono-logiczny dialektu kociewskiego, w. jego wczesnej fa

zie (XIII w.) kształtował się pod wpływem systemustarokujawskiego33 .

Faktów językowych, łączących Kociewie z dialektami mazowieckimi jest znacznie więcej. E. Rzetelska-Feleszko 34 wymienia tu m.in. zastąpienie pier

 wotnego a długiego przez a, bowiem mieszkańcy Kociewia pereypowali mazowieckie a ścieśnione, będą

ce dźwiękiem pośrednim między a i o i naśladując  wymowę mazowiecką zastąpili owym a swoje p,pochodzące z dawnego a długiego*5 . Istotna jestrównież utrata miękkości w grupie św-, śf, tj. wymowa swat, śfynia, występowanie er  w miejsce ar,np. poderty, wyterty, umerł, zżerł, twarda wymowak, g  w połączeniu z występującymi po nich i, e, np.oger, kyj, kędy, gybky, występowanie typu: dwakrowy, dwa kobiety i formy  wuj, strńj, w przeci

  wieństwie do zachodniopolskiego wuja, stryja.  Wyżej wymeinione przykłady wskazują na liczne

i bardzo różnorodne związki Kociewia z terenamipołożonymi na wschód od Wisły. Okres, w którymrozwija się silnie ekspansja mazowiecka na tereny Kociewia, to wiek XVI, o czym mówi chronologia,przyjęcia przez gwary kociewskie mazowieckiego'  zwężonego a jako a. „Zapewne prócz względów osadniczych przy przejmowaniu mazowizmów — piszeiE. Rzetelska-Feleszko — oddziaływało tu także poczucie „lepszości" gwar mazowieckich, centralnopol-skich, reprezentujących tereny związane także ze

stolicą kraju"

38

.Oprócz związków językowych z gwarami kaszub

skimi, kujawsko-wielkopolskimi i mazowieckimi, wdialekcie kociewskim występują również cechy językowe właściwe dla gwar Polski północnej. Chodzi tu o zmieszanie i  z y (y upodobniło się do i,a zatem wymawia się zamiast ty, gdy, czy, dobry —ti, gdi, czi, dobri), a także o brak rozróżnienia rodzajów w liczbie mnogiej, np. te dobre ludzie, kobiety śpiewali.

Gwary kociewskie wytworzyły również własne cechy językowe, wyróżniające je spośród wszystkich;

sąsiednich dialektów. Są to, w pierwszym rzędzie,fakty fleksyjne. (Żadne inne gwary polskie tak daleko nie uprościły odmiany wyrazów, jak kociewskie). Do szczególnie typowych należy tzw. neolo  gizm kociewski, polegający na identyfikacji w czasie przeszłym rodzaju męskiego i żeńskiego. Tak,mężczyzna, jak i kobieta mówią o sobie: skakałam,mniałam, jezdem. Dla Kociewia charakterystyczna  jest również analityczna odmiana czasu przeszłegopolegająca na tym, że funkcję odróżniającą jedneformy od drugich pełnią nie końcówki fleksyjne leczzaimki, partykuły. Występuje tu najczęściej odmianatypu ja żem gadał, ty żeś gadał, mi żem gadeli, wi 

  żeśta gadeli, óni gadeli. Ponadto dla odmiany wyrazów w czasie przeszłym znamienne są następu  jące końcówki: -eli, zamiast -ali (greli, woleli, deli)  w 3 osobie liczby mnogiej i -óm zamiast -em (bylóm,widziałóm) dla rodzaju męskiego w 1 osobie liczby pojedynczej.

Najbardziej uderzającą cechą fonetyczną gwar kociewskich jest odmiana e w 'a przed każdą spółgłoską nosową, np. ciań, lań. zamiast cień, leń.

Kociewie jest terenem, na którym oddziaływały   językowe wpływy niemieckie — od strony Gdańskai, przez Malborskie, od strony Prus Wschodnich. Po

mimo jednak tego wielowiekowego oddziaływania,  w gwarach kociewskich spotyka się tylko germanizmy leksykalne. Występują one głównie w tych kategoriach semantycznych, na które miał wpływ oficjalny język niemiecki w czasach zaborczych np.

  w dziedzinie rzemiosła wiejskiego i nowszej kultury materialnej. Do dziś u ludzi starszych słyszy 

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 9/99

 

się germanizmy typ u: b 1 u t k a (kiełbasy z krwi),1 e b e r k a (wątrobianka), c u k, b a n a (pociąg),s z p r i c a (strażacka s ikawka), m u s z k i b a d a (cu-kier), k r y c z k a (brukiew), m u n i a (pysk) itp.

Dialekt kociewski należy do dialektów młodych,ukształtowanych na bazie dawnego pomorskiego (kaszubskiego) substratu pod wpływem dialektów ku-  jawsko-wielkopolskich i później mazowieckich. Po  wstawał stopniowo i prawdopodobnie dojrzewał w

dwóch historycznych okresach, tj. w okresie krzyżackim i w czasie porozbiorowej niewoli. W tychokresach była ograniczona łączność z Macierzą, aprzerwana ciągłość kontaktu z językiem literackimsprzyjała wytworzeniu się gwar. Dzisiejszy dialektkociewski jest bliski polskiemu językowi literackiemu. Dzięki temu silnie ekspanduje w kierunku Kaszub, Borów Tucholskich i Malborskiego, niwelując

  bardziej wyraziste cechy dialektalne tych terenów.Reasumując: właściwymi dla dialektu koeiewskie-

go są  w  szczególności następujące cechy językowe:— brak mazurzenia,— zastępstwo pierwotnie długiego a przez a,

— pomieszanie i z y,— utrata miękkości w grupie św,— zastąpienie ę_ przez ą,— występowanie typu dwa krowy, dwa kobiety,— zamiana e w a przed każdą spółgłoską nosową.— identyfikacja w czasie przeszłym rodzaju m ę

skiego i żeńskiegoi,— brak k, g przed i, e,— brak rozróżnienia czasów w liczbie mnogiej,— końcówki: -m dla 1 osoby liczby mnogiej cza

sowników,-ta dla 2 osoby liczby mnogiej czaso wników,

-ów dla 1 osoby liczby pojedynczej rodzaju męskiego1 czasu przeszłego,-eli dla 3 osoby liczby mnogiej czasuprzeszłego,-ma dla 1 osoby liczby mnogiej tryburozkazującego.

Opublikowane dotychczas prace na temat problematyki językowej Kociewia nie wyjaśniły wszystkiego. Dodatkowych opracowań wymagają przede wszystkim stosunki językowe, panujące na Kociewiupr-zed napływem mazowizmów oraz pierwotny związek terenów tego regionu z Pomorzem. Zapewneszczegółowe badania toponomastyki, zwłaszcza na

zewnictwa starszego, mogłyby przynieść nowe informacje, pozwalające na wypełnienie występujących  jeszcze luk.

GRUPY ETNONIMICZNEzdefiniował R. Kukier. Według niego ,„...grupa et-

nonimiczna jest to ludność określonego niewielkiegoobszaru, wyodrębniona przez okolicznych mieszkańców na podstawie pewnych cech kulturowych i, -stosownie do tych, odpowiednio nazwana. W mniejszości przypadków jest to ludność wydzielająca się nazasadzie poczucia własnych odrębności kulturowychi nazwy...".87

Systematyczne badania podziałów etnograficznychPomorza, w tym również Kociewia, prowadzone były od połowy ubiegłego stulecia. W 1866 roku, w czasopiśmie „Skorb kaszebsikosłoyjaskje rnove", F. Cey-nowa w granicach tzw. okręgów wymienił po raz

pierwszy nazwy grup etnonimicznych z terenu Kociewia: Feteroków (w Starogardzkiem) i Polanów(w Świeckiem)38.

  W późniejszym okresie szczególnie istotne dlaomawianego zagadnienia są studia S. Bystronia89

(wyróżnienie na obszarze Kociewia Feteraków, Lasaków i Polan), W. Łęgi40 (charakterystyka osadnictwa, między innymi na terenie Kociewia), Z. Sta-mirowskiej41 (lokalizacja i geneza nazw grupowych,

między innymi Feteraków, Olendraków i Górali),B. Sychty 42 (wprowadzenie nowych nazw grupowychz terenów granicznych: Nadwiślaków, Piaskarzy).

  Wyżej wymienioną problematykę poruszali również w swoich pracach J. Kozłowski48, A. Fischer 44,  A. Kutrzebianka45 , B. Stelmachowska43 i J. Gajek 17.

  Współczesne ujęcie nazw grup etnonimicznych naKociewiu przedstawił R. Kukier 48 . Opierając się naróżnorodnych kryteriach (językowe, kulturowe, osadnicze, zawodowe, gospodarcze, onomastyczne itd.)  wyróżnił około dwudziestu nazw grupowych. Każdaz nazw została ściśle zlokalizowana i opatrzona stosownym komentarzem.

J. Treder w pracy „Pochodzenie Pomorzan orazchoronimów i etnonimów z obszaru Pomorza Gdańskiego", wykorzystując materiały F. Ceynowy, Z. Sta-mirowskiej, B. Sychty scharakteryzował etymologię

  ważniejszych etnonimów z terenu Kociewia.

Opierając się na dotychczasowej literaturze można na obszarze Kociewia wyodrębnić następująceduże grupy etnonimiczne (patrz mapka):

1. F e t e r a k ó w , zamieszkałych głównie we wsiachJaniszewo, Janiszewko, Szprudowo, Kursztyn, Cierz-pice, Pomyje, Lignowy, Rudno. Nazwa Feteraków  wywodzi się z niemieckiego- Vetter (kuzyn, krew

niak), bądź również z niemieckiego fett(er) Boden(tłusta ziemia) albo z łacińskiego veteres (dawni ludzie, weterani). Większość badaczy obstaje przy drugim wyjaśnieniu, twierdząc jednocześnie, że termin.ten pierwotnie dotyczył dawnych kolonistów niemieckich, sprowadzonych tu zapewne jeszcze .przezKrzyżaków;2. O l e n d r a k ó w (Olandraków), mieszkających nanizinie wiślanej, pomiędzy Międzyłężem a Sartowica-.mi, a pochodzących w części z dawnej ludności ho- :

lenderskiej (olęder — osadnik holenderski), przybyłej na te tereny w XVII—XVIII wieku; ludność tęobecnie zwie się Nadwiślakami;

3. G ó r a l i , nazwanych tak w związku z fizjografią i ukształtowaniem terenu przez nich zamieszkałego (Godziszewo, Turze, Lubiszewo, Sobowidz itd.).  Współcześnie poczucie przynależności do tej grupy   już się niemal całkowicie zatarło;

4. P o l a n ó w (Polusów), występujących w bezleśnych okolicach Świecia. Nazwa wskazuje na napływosadników z Polski lądowej, zapewne z ogólnie pojmowanej Wielkopolski, do której lud mógł zaliczaćgraniczące z Kociewiem Kujawy i Krajne;

5. L a s a k ó w (Borusów), zamieszkałych na krańcachBorów Tucholskich, w południowej części Starogardzkiego (Zimne Zdroje, Osieczna, Zdrojno, Kas-parus, Osiek, Zdroje itd.). Lasacy stanowią ogniwo-przejściowe między rdzennymi Kociewiakami, a odrębną grupą etniczną Borowiaków Tucholskich.

Józef Golicki

%

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 10/99

PRZYPISY 1 J. Milewski: Kociewie, (w:) Zapiski Kociewskie, Gdańsk 

1957, s. 12—29.2 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych

krajów słowiańskich, t. 4, Warszawa 1883, s. 230.3 Por. K. Bączkowski: Koty czy kotły, „Pomerania",

1970 nr 1.1 S. Kujot: Dzieje Prus Królewskich, Roczniki Towarzy

stwa Naukowego w Toruniu, 1913, s. 202; J. Łęgowski:Przegląd prac dotyczących ludności polskiej Prus i Pomorza z lat 1899—1900, Roczniki Towarzystwa Naukowego  w Toruniu, 1900, s. 169.

'  K. Potkański: Napis grobowy Bolesława Chrobrego. Pisma pośmiertne, t. 2, Kraków 1924, s. 126.

• J. Cz eka nows ki: Wstęp do hi stori i Słowian , Lwów 1927,s. 47.

' A. Bruc kne r: Słowni k etymologic zny języka polskiego,Kraków 1927, s. 242; A. Bruckner: Początki Słowiaństwai Polski (Z powodu 'książki prof. J. Czekanowskiego),Kwartalnik Historyczny, 1927, s. 302.

8 S. Kozierowski: Badania nazw topograficznych dzisiejszej archidiecezji .poznańskiej, t. 1, Poznań 1916, s. 311.

I J. Haliczer: Słownik geograficzny, Tarnopol 1935, s. 137.10 W. Taszycki: Kociewie i inne nazwy pokrewne, (w:)

Rozprawy i studia polonistyczne, 1: Onomastyka, Wrocław1958, s. 178—J186.

II Z. Stamirowska: Kociewie i inne nazwy grup języko-  wo-terytorialnych na pierwotnym Pomorzu, „Język polski", 1937, s. 52—55.

12 B. Sychta: Kaszubskie grupy .regionalne i lokalne, ichnazwy i wzajemny stosunek do siebie, Rocznik Gdański,1958—1959, s. 246.

13 H. Popowska-Taborska: Kociewie, „Pomerania", 1981nr 9, s. 41.

" G. Lab ud a: Kociew ie, (w:) Słownik star ożyt noś ci sło  wiańskich, t. 2, Wrocław 1964, s. 435.

1 5 J. Treder: Pochodzenie Pomorzan oraz choronimówi etnonimów z obszaru Pomorza Gdańskiego, Gdańsk 1982,s. 30.

>• Tamże, s. 28—36.17 Z. Stamirowska: Kociewie... s. 82—83.

13 K. Nitsch: Dialekty kociewskie, (w:) Wybór pism polonistycznych, t. 3: Pisma pomoirzoznawcze, Wrocław 1954.

" Atlas j ęzyko wy kaszubszcz yzny i diale któw sąsiednich,t. 1—4, Wrocław 1964—1978.

2 0 Z. Topolińska: Na marginesie granicy językowej ka-szubsko-tucholskiej i kaszubsko-kociewskiej, Rozprawy Komisj i Językowej Łódzkiego Towarzystwa Naukowego,-t. 10, 1964, s. 14—22.

21 L. Zabrocki: Gwara Borów Tucholskich, 1: Granicagwarowa między Borami Tucholskimi, Kaszubami i Ko-ciewiem, Slavia Occidentalis, t. 16, 1937, s. 4—48.

22 Atlas opracowany .przez zespół naukowców w Zakładzie Słowianoznawstwa PAN szeroko referuje problematykę leksykalną, słowotwórczą, fleksyjną i fonetyczną kaszubszczyzny i dialektów sąsiednich.

23 Z. Stieber: Zarys dialektologii języków zachodniosło-  wiańskich, Warszawa 1956, s. 29, 36 i n.; Z. Stieber: Sto

sunek kaszubszczyzny do dialektów Polski lądowej, Konferencja Pomorska (1954): Prace Językoznawcze, Warszawa1956, s. 37—48.

2 4 S. Urbańczyk: Zarys dialektologii polskiej , Warszawa1953, s. 55 i 61.

25 H. Górnowicz: Dialekt malborski, t . 1: Fonetyka, f leksja, składnia, Gdańsk 1967; Dialekty kociewski i malbor-ski, (w:) Pomorze Gdańskie, Nr 4: Literatura i język,Gdańsk 1967, s. 147—172; Ustne systemy wokaliczne w gwarach pólnocnopolskiich, Rozprawy Komisji Językowej Łódzkiego Towarzystwa Naukowego, t. 11, 1965, s. 20—33.

2 5 E. Rzelelska-Feleszko: Dialekt kociewski, Problematyka, granice, słownictwo, (w:) Pomorze Gdańskie, Nr 6:Kociewie, Gdańsk 1969, s. 5—30.

27 E. Rzetelska-Feleszko: Słownictwo Koclewia, Studiaz Filologii Polskiej i Słowiańskiej, t. 9, 1970, s. 147—160.

25 H. Łowmiański: Początki Polski, t. 3, Warszawa 1967,

s. 137—179.28 S. Arnold: Teoria plemienna w ustroju administracyjnym Polski Piastowskiej, Kraków 1927.

311 H. Górnowicz: Dialekty kociewskie.... s. 148.sl E. Rzetelska-Feleszko: Dialekt kociewski... s. 19—24.32 H. Górnowicz: Dialekty kociewskie... s. 147.33 Tamże, s. 151—161.34 E. Rzetelska-Feleszko: Dialekt kociewski... s. 19—24.36 H. Popowska-Taborska: Kociewie... s. 43.s" E. Rzet elsk a-Fel eszko : Di alek t kociewski.. . s. 24—25.37 R. Kukier: Podziały etnograficzne środkowej części

Pomorza Nadwiślańskiego, Rocznik Grudziądzki, t. 2, 1961,s. 184.

3 8 F. Ceynowa: Skorb kaszebskosłovjaskje móve, Svjece1866, s. 89.

s ' S, Bys troń : Na zwy i przezwiska polskich gr up plemiennych i lokalnych, Prace i Materiały Komisj i Antropologicznej, t. 4, oz. 2, Kraków 1925, s. 95—152.

40 W. Łęga: O składnikach etnograficznych Pomorza w  wiekach ubiegłych, Zapiski Towarzystwa Naukowego Toruniu, t. 6, Nr 2—3, Toruń 1923, s. 21—36.

41 Z. Stamirowska: Kociewie... s. 82—186.42 Mapa kaszubskich grup regionalnych i lokalnych i sąsiednich grup etnicznych, (w:) B. Sychta: Kaszubskie gru

p y -4 3 J. Kozłowski: Objaśnienie do mapy etnograficznej

Prus Królewskich, Książęcych i Warmii, Pamiętniki Fi-zyograficzne, t. 3, Warszawa 1883, s. 484—490.

44 Polskie Pomorze, t. 1: Ziemia i ludzie, Toruń 1929,s. 181—185.

4 5 A. Kutrzebianka: Etnografia polskich grup ludnościo  wych na zachodzie, Prusy i Kaszuby, Uniwersytet Jagielloński, Kurs Naukowo-Informacyjny o Ziemiach Zachodnich, Nr 3, Kraków 1945, s. 8.

4 8 B. Stelmachowska: Polskie grupy etniczne ludnościrdzennej Pomorza, Slavia Occidentalis, t. 19, Poznań 1948,s. 156—189.

4 7 J. Gajek: Skład etniczny Wielkiego Pomorza, TekaPomorska, Nr 1—2, Toruń, s. 8—12.

48 R. Kukier: Podziały Etnograficzne... s. 177—195; zo  bacz również: R. Kukier: Zagadnienia etnografi i regionświeckiego, (w:) Dzieje Świecia nad Wisłą i jego regionu,t. 2, Warszawa 1980, s. 207—214.

R E G I O N A L I Z M (Dokończenie)

Dlatego będziemy 

1. zbierać materiały historyczne i folklorystyczne, odnoszące się do naszej ziemi kociewskiej, choć  by najdrobniejsze;^ 2. publikować przyczynki do historii poszczególnych miast i wsi, kościołów i parafii;

3. rejestrować i opisywać wykopaliska prehist oryczne z naszego terenu;

4. zaznajamiać czytelników z treścią wydawnictw,dotyczących naszego regionu, popularyzować ostatnie

  wyniki nauk historycznych oraz zaznajamiać z prze  jawami kultury duchowej i materialnej naszego regionu;

5. inwentaryzowa ć zabytki sztuki ludowej, kultu ry 

duchowej oraz przyrody celem ochrony przed zapomnieniem i zniszczeniem.Tą drogą starać się będziemy odszukać ślady ży

cia i działania naszych pradziadów, utrwalać jei zachować przyszłym pokoleniom, utrwalać wszy

stko to, co zwać zwykliśmy wartościami regionalnymi, a przez to ożywić miłość do rodzinnych stron.Chcemy pośrednio wpływać na wyrobienie się sil

niejszego poczucia dumy szczepowej, ożywić poczucie łączności z dawnymi pokoleniami, z którymi dopiero razem tworzymy ową wielką wspólnotę narodową.

Swoim zainteresowaniem objąć chcemy przede  wszystkim powiaty starogardzki i tczewski ora  wschodnią część powiatu kościerskiego, tj. historyczne Kociewie i teren do Kociewia wprawdzie nienależący ale od zarania dziejów z Kociewiem związany administracyjnie i gospodarczo.

Zapraszamy do współpracy wszystkich miłośnikównaszej ziemi i jej dziejów, w szczególności ducho

  wieństwo, nauczycielstwo i wszystkich tych, co wzakresie naszych zainteresowań mieliby coś do po wiedzenia.

8

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 11/99

JÓZEF MILEWSKI

Kociewie w latach 1020—1939 graniczyło od wschodu :z niemieckimi Prusami Wschodnimi, a od północnego wschodu z Wolnym Miastem Gdańskiem. Zajmowało 'obszar około 3000 km2, tj. około 15 procentPomorza międzywojennego, i zamieszkane było przezponad 200 tysięcy osób, co stanowiło 20 procent ludności Pomorza Gdańskiego, należącej w przeszło90 procentach do narodowości polskiej, a w pozostałej części głównie do narodowości niemieckiej.  W okresie międzywojennym region ten "wyróżniał się,spośród innych w Polsce północnej, stosunkowo naj

  większą zwartością społeczno-polityczną ludności polskiej, wolną od separatystycznych dążeń, zdecydowaną do obrony polskiego Pomorza.

Teatr wojenny Pomorza polskiego, w skład którego  wchodził teren Kociewia, w stosunku do pozostałychobszarów Polski charakteryzował się najbardziej odśrodkowym położeniem. Miał kształt uciążliwego- dlakraju kłina-korytairza, prowadzącego nad polski Bałtyk, na tzw. „okno na świat", który z jednej strony potęgował znaczenie polityczne i gospodarcze Pomorza, a z drugiej uniemożliwiał Polsce usadowienie sięnad ".morzem. Niewielka powierzchnia nie stwarzała,z punktu widzenia obronności, warunków do szybkiejkoncentracji wojsk i wykluczała jakiekolwiek rozwinięcie się na niej armii polskiej i jej wyprowadzenie,pozwalając wrogowi na ostrzeliwanie polskiego obsza

ru przez dalekonośną artylerię czy ataki lotnicze.Dla ówczesnej Polski główną wartość miała tudwutorowa linia kolejowa nadwiślańska, krzyżującasię w Tczewie z liniami dla Niemiec ważnymi, kiedyś przez nieb budowanymi dla ruchu na wschód:Piła—Chojnice—Tczew i Królewiec—Malbork—Tczew.

  Ważna była także linia jednotorowa, nowo wybudo  wana ,z południa na północ, biegnąca przez Bory Tucholskie z Bydgoszczy przez Lipowe Tucholską i Kościerzynę do Gdyni, zwaną magistralą węglową. Szlakom żelaznym towarzyszyły drogi bite, z którychnadwiślańska, najważniejsza i niemal jedyna o kierunku południkowym, znowu krzyżowała się w Tcze

  wie z podobną szosą biegnącą z zachodu na wschód.  W tej sytuacji Tczew, jako 'miasto nadgraniczne,

urósł do wyjątkowej rangi węzła komunikacyjnego,

opartego na mostach przez Wisłę, odgrywających tak negatywną, jak i pozytywną rolę. Był to jeden z naj  ważniejszych węzłów >w kraju, ustępujący — pod  wzaledem znaczenia strategicznego na Pomorzu — jedynie obronie polskiego Wybrzeża. Mosty, leżące nasamej granicy .między Polską a Wolnym MiastemGdańskiem, należały całkowicie .do Polski, której terytorium kończyło się tuż za przyczółkiem wschodnim,nie posiadającym praktycznie prawie żadnego przedpola. Stąd Niemcoim zależało na ich całkowitym opanowaniu i wykorzystaniu dla celów wojskowych. Miały one dla nich kluczowe znaczenie, gdyż poprzez „korytarz pomorski" łączyły Rzeszę z Prusami Wschodnimi.

Usadowienie się Niemiec na Pomorzu polskim odcięłoby naszą gospodarkę ad morza, 'wzmocniłoby niemieckie wpływy polityczne na wybrzeżu nadbałtyckim. Przeciwna też oddaniu Pomorza była sama 'miejscowa ludność polska, która słusznie stwierdzała:„Boimy się Niemców, jeżeli przyjdą wyrżną nas wszystkich". Znaczenie Pomorza polegało i na tym, żerozdzielało siły niemieckie na północy i ewentualnieprzy korzystnej sytuacji strategicznej ułatwiało swo  bodę zwrotu zaczepnego przeciw Pomorzu Zachodniemu czy Prusom Wschodnim.

POLSKIE KONCEPCJE WOJNY OBRONNEJ

z Niemcami, oparte min. o studia wojskowe lat 1926——1930 i 1935—1936, nie zakładały żadnych akcji obronnych większymi siłami na Pomorzu, a jedynie za-

  bezipeczenie osłony mobilizacji, czyli wykonanie fragmentarycznych umocnień osłonowych, przeprowadzenie ewakuacji oraz przygotowanie i wykonanie zniszczeń. Na wypadek ofensywy niemieckiej, zakładano  jak najdłuższe rozdzielanie wojsk przeciwnika, zgrupowanych na Pomorzu Zachodnim i w Prusach

  Wschodnich, po czym czasowe opuszczenie Poimorzapolskiego, z wyjątkiem samodzielnego rejonu obronnego Gdynia—Hel. Natomiast w przypadku wywołania przewrotu politycznego w Wolnym Mieście Gdańsku i prób przyłączenia tego miasta do Rzeszy, prze

  widywano interwencję zbrojną dla przywrócenia tamstatus quo (1920/1921, 1928—1930, 1935—1936, 1939).Polski plan operacyjny zakładał zorganizowanie stałej obrony dopiero na linii Bydgoszcz—Toruń i dalej

  wzdłuż górnej Wisły. Nie przewidywano natomiastprzygotowania przepraw przez Wisłę w rejonie Świecia—Chełmna, strategicznie nader ważnym dla połączenia terenów operacyjnych na wschód i zachód odtej rzeki.

Opracowany przez Sztab Główny, w pierwszej połowie 1939 roku, „plan wycofania" rozróżniał trzy 

strefy ewakuacyjne. Terenów Kociewia dotyczyła strefa I — nadgraniczna, obejmująca pas szerokości 10——15 kilometrów, sięgający imniej więcej od Chojnicdo Opalenia, oraz strefa II, tzw. właściwego wycofania, pokrywająca pas szerokości 1—2 powiatów i tereny byłego zaboru pruskiego.

Ze strefy I miały być ewakuowane do południo-  wowschodniej części Polski zakłady, urzędy, instytucje wojskowe i państwowe, rodziny wojskowych iurzędników państwowych oraz ze strefy II ludnośćz przedpola pozycji obronnych, a w szczególności zaśspecjaliści i wykwalifikowani robotnicy. Ewakuacjerodzin wojskowych i urzędników państwowych została zarządzona nocą 28 sierpnia 1939 roku i dość spra

  wnie przeprowadzona.Ustalono również wykazy osób niepewnych i po

dejrzanych pochodzenia niemieckiego, przewidzianychdo internowania na wypadek zagrożenia państwa.

  W powiecie starogardzkim taki wykaz obejmował,  według źródeł niemieckich, około sto dwadzieścia nazwisk. Według polskich źródeł 'dotyczyło to tylko dwudziestu pięciu osób. Niestety, wykonanie tych czynności nastąpiło zbyt późno, bo dopiero 1 września1939 roku, nad ranem, co umożliwiło ucieczkę lubukrycie się wielu niebezpiecznym Niemcom.

  W trakcie wycofania się z Pomorza planowanoprzeprowadzenie zniszczeń na szlakach komunikacyjnych (mosty, wiadukty kolejowe, drogowe, stacje i  węzły kolejowe itp.), których głównym zadaniem byłoutrudnienie posuwania się wojsk niemieckich. Szczególną uwagę zwrócono na mosty drogowe i kolejowe  w Tczewie, o czym świadczy fakt dwukrotnego tupobytu gen. Bortnowskiego, jako inspektora armii,a potem w .marcu i początkach sierpnia 1939 roku —

  już jako dowódcy armii „Pomorze". Dowódca stacjonującego w Tczewie 2 Baonu Strzelców, ppłk Stanisław Janik, otrzymał od niego rozkaz wzmocnieniaobrony rejonu miasta Tczewa, ze szczególnym zwróceniem uwagi na 'mosty, których w żadnym wypadkunie należało oddać Niemcom w stanie technicznie

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 12/99

 

sprawnym, W tym celu (przydzielono dowódcy tegoż  baonu, tej najdalej wysuniętej na północ jednostkiarmii „Pomorze", dwa czołgi (francuskie „Renault"R 35 — niestety przestarzałe) odkomenderowane z 13pociągu pancernego „Generał Sosnkowiski" z Nasielskaoraz grupę saperów dla przygotowania mostów do

  wysadzenia. Obszerne urządzenia stacji towarowej Za-  jączkowo—Tczew zaczęły patrolować uzbrojone grupy kolejarzy.

  W czerwcu 1939 roku saperzy, pod dowództwemppor. Norberta Juchtmana, zużywając 5 ton trotyluprzygotowali mosty do wysadzenia. W sierpniu podminowano jeszcze inne obiekty kolejowe i drogowe,m.in. wiadukty oraz zestawiono specjalne pociągi, wyposażone w pętle do rwania torów i materiały wy

  buchowe do niszczenia 'budynków i innych urządzeńkolejowych. Do zniszczenia zostały przygotowane również strażnice Straży Granicznej w Tczewie, Skarszewach i Gniewie.

Ze względu na zaplanowane czasowe wycofanie sięz Pomorza, zakładano jedynie budowę doraźnychumocnień obronnych typu polowego. Najwcześniej, bo  już w imaju 1939 roku, przystąpiono do tych prac wrejonie Tczewa, a więc na długo przed datą 24 czerwca 1939 roku, pod którą ukazał się rozkaz szefa Szta

  bu Głównego, nakazująca ich wznoszenie. Na innychodcinkach, jak w rejonie Godziszewa, Starogardu,Skarszew, Gniewa, Opalenia czy Nowego n. Wisłą,

przystąpiono do budowy tych umocnień dopiero w lipcu, nie naruszając przy tym zasiewów, drzewostanówitp. Były to rowy strzeleckie, odkryte stanowiska broni (maszynowej, schrony, zasieki z drutu kolczastego,zapory z szyn (np. na mostach w Tczewie) czy zapory przeciwczołgowe (Koźliny, Pszczółki, Sobowidz itd.).Tej akcji, niestety, nie zdołano zakończyć ido chwili

  wybuchu wojny. Wartość bojowa tych przeszkód była stosunkowo niewielka.

Niestety, na (wykonanie zalewów łąk na północny   wschód od Tczewa nie było pieniędzy, a bronioneogniem byłyby poważną przeszkodą dla broni pancernej i piechoty.

Zgodnie z jedną z kilku koncepcji Sztabu Głównego zdecydowano się, na okres czasowego opuszczeniaPomorza, pozostawić w poszczególnych powiatachspecjalnie przygotowane i wyposażone grupy dywersyjno-wywiadowcze, oznaczone kryptonimem „Grun  wald". Wydziały wojskowe przy starostwach specjalnie dobierały do nich ludzi nie wyróżniających sięaktywną działalnością społeczno-polityczną w okresiemiędzywojennym, gdyż anieli oni żyć w warunkachokupacyjnej legalności. Po .zaprzysiężeniu przeszkolono ich w Toruniu i w jednej z podwarszawskichfnSejscowości, a po 20 sierpnia 1939 roku wyposażono  w pistolety, .granaty ręczne, (miny, trytol, lonty, zapalniki i paczki z kolcami przeciw.sarnochodowyimi.Grupy rniały przystąpić do' pracy tuż po wkroczeniu

  wojsk hitlerowskich na teren danego powiatu. Należeli do nich m.in. w powiecie świeckim Witold Bie-lowski, nadleśniczy a Przewodnika, w powiecie starogardzkim Franciszek Jażdżewski z Czarnej Wody,

który dnia 12 września 1939 roku spowodował tam  wykolejenie pociągu towarowego, a w sąsiednim po  wiecie kośeierskim co najmniej dziesięciu dotądzidentyfikowanych Polaków.

PRZYGOTOWANIE JEDNOSTEK WOJSKOWYCHDO WALKI

rozpoczęła częściowa „cicha" mobilizacja „pierwszychrzutów" wojska polskiego, przeprowadzona 23 marca1939 roku, tj. po okupacji Czechosłowacji przez armięniemiecką. Była to odpowiedź na żądanie Hitlera

  włączenia Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy i budowy eksterytorialnej autostrady przez Pomorze pol

skie. Wtedy to drogą indywidualnych powołań, przeszkolonych na ćwiczeniach rezerwistami wzmocnionostany liczebne jednostek wojskowych w Tczewie, Starogardzie, Gniewie i zapewne Obozu Ćwiczeń „Grupa" pod Grudziądzem. Akcją tą w pewnym stopniuzostał również objęty batalion szkolny lotnictwa w Świeciu. Szczególnie wyczulono, w zakresie wzmocnienia gotowości bojowej, 2 Baon Strzelców w Tczewie,

stacjonujący w nader ważnym punkcie strategicznym,mający bronić w razie potrzeby miasta i mostów wciężkiej sytuacji taktycznej, bo w odosobnieniu; bezstyczności w łączności z sąsiadującymi jednostkami.

Jeszcze w imarcu ze sztabu Inspektoratu Armii wToruniu utworzono zawiązki sztabu armii „(Pomorze"

  W rnaju 1939 roku powstały plutony (1 oficer + 6strażników) wzmocnienia Straży Granicznej drogą po

  wołania do nich rezerwistów. Z początkiem czerwczaczęły przybywać na Poimorze, w rejon Tucholi, jednostki 9 dywizji piechoty, w tym 34 p.p. z BiałejPodlaskiej.

  W nocy na 24 sierpnia 1939 roku została zarządzonamin. na Pomorzu niejawna mobilizacja alarmowa rezerwistów z kartkami mobilizacyjnymi wszystkich kolorów. W jej 'wyniku zmobilizowano np. w powiatachStarogard i Tczew cztery do pięć tysięcy (mężczyzn,z czego część skierowano do ośrodków zapasowych wcentralnej Polsce.

2 baon strzelców osiągnął stan około 1300 żołnierzyi zajął stanowiska bojowe w rejonie 'mostów oraz napółnocny wschód od miasta Tczewa. 2 batalion 65 starogardzkiego pułku piechoty, o stanie (po mobilizacji)około 1200 żołnierzy, obsadził stanowiska bojowe na  wzgórzach w rejonie Gniewa, a jeden z jego plutonów  w gminie Janowo. 2 Pułk Szkoleżerów Rokitniańskieh  w Starogardzie, wchodzący normalnie w skład Pomorskiej Brygady Kawalerii, rozbudował się do stanu

prawie 1100 kawalerzystów i 30 sierpnia 1939 rokuprzesunął się w celach obronno-osłonowych w rejonmiejscowości Nowa Wieś—Żabno—Krąg i Bączek——Bolesławowo.

  W wyniku mobilizacji „kolorowej" nastąpił też napływ rezerwistów do jednostek terytorialnych typumilicyjnego, o nazwie Baony Obrony Narodowej (ON)z dodatkiem nazwy miasta, w którym organizowałasię dana jednostka. Na uwagę zasługuje 82 Baon Piechoty (Baon ON „Starogard"), liczący około 900 żołnierzy, który jako jedyny w Brygadzie Pomorskiej ONzostał zmotoryzowany, otrzymując samochody ciężarowe zarekwirowane niłynorn Wiecherta w Starogardzie i szpitalowi w Kocborowie. Dnia 28 sierpnia 1939roku, jedna kompania tego baonu ON została przesunięta w rejon Tczewa, a dwie pozostałe w rejonOpalenia i Gniewa (z plutonem w Janowie). Dowództwo 'baonu mieściło się w Rakowcu.

Obok baonów ON formacją wojsk terytorialnych  były oddziały Przysposobienia Wojskowego (PW), skład których wchodziły hufce PW szkół średnich (junacy 17—10-letni), mobilizowane w trybie alarmowym24—25 sierpnia, obsadzone kadrą oficerów rezerwy  W Tleniu, na II turnusie obozu PW w sierpniu, prze  bywali junacy ze Starogardu, którzy po wybuch  wojny ruszyli na południe. Niestety, o ich losie, jai o losie junaków z Tczewa, brak danych.

Dnia 13 sierpnia 1939 roku Sztab Główny w Warszawie zarządził utworzenie z 13 i 27 dywizji piechotytzw. Korpusu Interwencyjnego, nawiązującego dodawnej idei lat 1920/1921, kiedy to do Starogarduskierowano 83 p.p. i inne jednostki wojska polskiegoprzewidziane do zajęcia „niespokojnego", wrogo  względem Polski ustosunkowanego Wolnego MiasGdańska i wcielenia go do Macierzy. Dnia 17 sierpnia1939 roku korpus skierowano na Pomorze z zadaniemopanowania nagłym atakiem Gdańska, w przypadkugdyby wojna imiała się ograniczyć tylko do obszarutego miasta. Stosownie do tego dziesięć dni później,27 dywizja piechoty, z częścią jednostek towarzyszących, znalazła się w rejonie leśnym Osieczna—Ocy-pel—Osowo—Lubichowo, skupiając około 15 tysięcyżołnierzy. Jednak 31 sierpnia, w wyniku nowych zaostrzeń sytuacji politycznej w Europie, wydano rozkaz wycofania dywizji z terenu Pomorza.

Dnia 28 sierpnia zarządzono wycofanie rezerwistówz terenów zachodnich państwa, którzy dotąd nie zostali zmobilizowani, a ich przerzut w głąb kraju za

sadniczo zakończył się 30-tego tego miesiąca.Do dyspozycji jednostek wojskowych już wiosną1939 roku zgłaszali się harcerze. Tak było w Starogardzie i Tczewie. W tym ostatnim 'mieście przyczynilisię oni niin. do wykrycia w niemieckiej piekarni kołopoczty składnicy broni i do ujęcia trzech niemieckichdywersantów. Z końcem sierpnia, w ramach tzw. Pogotowia 'Harcerek i Pogotowia Wojennego Harcerzy,

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 13/99

 

pełnili w komendach obrony przeciwlotniczej 'miastfunkcje obserwatorów, (gońców, wywiadowców. Częśćz nich zakwaterowano nawet w koszarach. Czynili to  wierni ślubowaniu „twierdzą nam będzie każdy próg:..."! publicznie odnowionemu 29 sierpnia w Starogardzie. Nastroje wśród żołnierzy, [powołanych rezer  wistów i społeczeństwa, a także wśród harcerzy były   bojowe. Domagano się ukrócenia niemieckich poczynań. Nikt nie wątpił wówczas w zwycięstwo polskiejsprawy.

Od kwietnia 1939 roku niemieckie samoloty rozpoznawcze stale naruszały polską granicę. Polskie lotni

ctwo otrzymało polecenie ich atakowania. Lotnicy 4 Pułku Lotniczego w Toruniu, którzy na wypadek   wojny imieli działać nad Pomorzem, stale patrolowalirejony przygraniczne. W lipcu jeden z polskich samolotów ruszył w celach rozpoznawczych nad Prusy 

  Wschodnie, skąd nie atakowany dotarł nad Bałtyk, poczym „pomorską gardzielą" wrócił nad Kociewiem namacierzyste lotnisko.

Od około 24 sierpnia na linii kolejowej Chojnice—•—Tczew kursowały regularnie tylko dwie pary tranzytowych pociągów towarowych i jedna para pociągów osobowych pospiesznych.

1 WRZEŚNIA 

o godz. 4.45 Niemcy hitlerowskie, dysponujące ol  brzymią przewagą sił i środków, bez wypowiedzenia  wojny napadły na Polskę, znacznie słabszą, osamotnioną od początku do końca w swej obronie. Uderzenie nastąpiło również z terenu Wolnego Miasta Gdańska. Rozpoczęły się bitwy graniczne Armii „Pomorze",

  wystawionej na dwustronne uderzenia z zachodu i  wschodu. Przed armią tą stanęło niewykonalne zadanie obrony jedynego połączenia Polski z obszaremBałtyku, podobnego do saku, zwężającego się odprzedmieścia Bydgoszczy w stronę polskiego skrawka Wybrzeża.

  Ważnym ogniwem w tej bitwie granicznej był oczy  wiście Tczew, w którym onoło godz. 4.45 zbombardo  wano koszary, część imiasta, rejon dworca kolejowego

i zachodniego przyczółka mostów. Z terenu Gdańskaodezwała się artyleria i ruszyło natarcie przeważających oddziałów niemieckich na całym francie wschodnim i północnowsehodnim, ze szczególnymi nasileniemna wschodnim przyczółku 'mostów. Dyżurny ruchu wSzymankowie Alfons Runowski, uprzedził stację PKP

  w Tczewie o zbliżaniu się niemieckiego pociągu pancernego, za którym podążał następny pociąg. Żołnierze2 baonu nie dali się jednak zaskoczyć, choć nie posiadali sprawnej artylerii, potrzebnej do wsparciaognia własnej piechoty. Przewaga ognia z broni ciężkiej wroga była przygniatająca i smimo dzielnej obrony mostów groził wjazd pociągu pancernego i ich opanowanie. W tej sytuacji dowódca 2 fos ppłk Janik,zarządził wysadzenie mostów w powietrze, co nastąpiło w dwóch fazach, około godziny 6:00 i 6.30. Niemcom nie udało się podstępnie opanować mostów,

które do końca służyły wykonywaniu umów o tranzycie kolejowym między Polską a Rzeszą Niemiecką.Obrona rejonu Tczewa trwała przez cały dzień. Nie

powiodły się próby natarcia wzdłuż szosy Koźliny——Tczew, atakowanej ptrzez kompanię wspieranej wozami pancernymi. To samo trzeba powiedzieć o kilkupróbach natarcia z linii Pszczółki—Swietlikowo podjętych siłą dwóch batalionów piechoty, wspieranychogniem artylerii i lotnictwem.

Niemcy stracili w walkach o mosty około 30 zabitych i 20 rannych, podczas gdy na odcinku Swietlikowo—Pszczółki około 130 poległych, pochowanychpóźniej w Gdańsku. Straty zaś 2 fos ocenia się na20 'dotąd identyfikowanych żołnierzy. Poważnie został uszkodzony główny trzon koszar tej jednostki.

Około godz. 8 z lotniska w Toruniu, na samolocie

R-XIII D, wyruszyli do Tczewa dwaj oficerowie jednostki bojowej I plutonu 43 Eskadry Towarzyszącej,por. obserwator Tadeusz Galler i ppor. pilot Andrzej

  Wojciechowski, by z rozkazu dowódcy Armii „Pomorze" stwierdzić — gdyż łączność telefoniczna zostałauszkodzona — czy mosty zostały wysadzone w powietrze. Według ppłk Janika wylądowali oni pod Tcze

  wem około godz. 11.00, po czym z jego meldunkiem

powrócili do Torunia. 2 baon wykonał swoje zadanie — 'mosty zostały 'wysadzone. Potem otrzymał rozkaz opuszczenia Tczewa z 'nastaniem zmierzchu. Podporządkowany został 2 pułkowi szwoleżerów w Starogardzie.

Na odcinku gniewskim Niemcy w gminie Janowozaatakowali wysunięte tam dwa plutony piechoty:II baonu 66 p.p. i baonu ON „Starogard". Przystąpiły one, wraz z polską ludnością, do wycofania się nalewy brzeg Wisły. Rejsy promu pasażerskiego i przygotowanych uprzednio łodzi, którymi ewakuowali sięfunkcojnariusze Straży Granicznej, wojsko i ludność

cywilna, osłaniała motorówka patrolowa SG „Ślązak",która pod banderą marynarki handlowej od jesieni1937 roku pełniła służbę graniczną i celną na odcinkuGniew—Piekło—Tczew. Jednostka ta miała wyporność 12,5 ton i osiągała prędkość 13 węzłów na godzinę, posiadała jedno działko 37 mm, 2 ckm i 4-oso-

  bową załogą. „Ślązak" tego dnia wystrzelił na niemieckie stanowiska ogniowe, położone za wałem przeciwpowodziowym, ponad 800 pocisków 37 nim i około12 tys. pocisków 7,92 mm. Zakończywszy ewakuację,około godz. 19 zatopiła się na głębokości 5 metrówu ujścia Wierzycy do Wisły, a załoga oddała się dodyspozycji II batalionu 65 p.p., który wieczoremopuścił Gniew.

Baon ON „Starogard" patrolował lewy brzeg Wisły od Tczewa do Gniewa (kompania ON „Tczew") i od

Gniewa do Nowego (2 p.szwol.), bez styczności bojo  wej z nieprzyjacielem trwając na stanowiskach obron-no-osłonowych.

27 Dywizja Piechoty ;z zawiązanego Korpusu Inter  wencyjnego dopiero w dniu 1 września, a więc z jednodniowym opóźnieniem, przystąpiła do wycofywaniasię na południe.

2 września sytuacja wojsk polskich na Pomorzu uległa pogorszeniu. Rano, kiedy wojska hitlerowskie zajmowały imiasto Tczew, 2 p. szwol. w Starogardzieotrzymał rozkaz opuszczenia miasta i po wykonaniuuprzednio nakazanych zniszczeń, w tym mostu kole  jowego w Nowej Wsi, ruszył na południe w kierunkuOsia. Już wcześniej w tym samym kierunku, choćprzez Skórcz, maszerował 2 fos, podporządkowany 2 pułkowi szkoleżerów. Obydwie te jednostki pod

  wieczór znalazły się w rejonie Osia.Tego dnia został zajęty przez wroga Gniew, z którego II batalon 65 p.p. przez Nowe podążał do Grudziądza, do swej macierzystej jednostki. Rozkaz wycofania się na południe przez Nowe wykonywał też

  baon ON „Starogard". Chciał zdążyć na przeprawęprzez most w Grudziądzu. W godzinach popołudnio  wych pierwsze oddziały wroga wkroczyły do Starogardu. Zmotoryzowana czołówka 32 pułku straży granicznej (Grenzwacha), po krótkiej walce z kilkunastoosobowym oddziałam polskiej Straży Granicznej,zajęła wieś Zblewo i okoliczne zabudowania.

Ciężko walczyły w Borach Tucholskich trzy wielkie  jednostki wojskowe, na czas nie wycofane z Pomorza — 9 i 27 dywizja piechoty oraz Pomorska Brygada Kawalerii. Odcięte działały bez wspólnego do

  wódcy, koordynującego operację.  Wojska hitlerowskie, po dokonaniu głębokiego wy

łomu w polskiej obronie w Borach Tucholskich, zaczęły zagrażać od zachodu miastu Świecie, co w efekcie groziło odcięciem „korzytarza pomorskiego".

3 września, we wczesnych godzinach rannych, obserwatorzy  z  lotnictwa otrzymali polecenie dokonaniarozeznania 'sytuacji pod Świeciem i powiadomieniaDowódcy Lotnictwa Armii „Pomorze" o położeniu

  wojsk własnych i wroga. Sztab armii stracił już  wpływ ma kierowanie walką oddziałów polskich, odciętych w Borach Tucholskich. Jeszcze w godzinachrannych zamknięcie okrążonych w korytarzu wojsk polskich nie było pełne, gdyż Świecie, miasto „wyprowadzające" z tego korytarza, pozostało wolne. Ale.miasto to od samego rana było kilkanaście razy 'bom

  bardowane i ciągle ostrzeliwane przez NiemcówZ tzw. „kotła świeckiego-" (Grupa—Jeżewo—Świecie)nadchodziły rozbite oddziały, które próbowały tu przeprawić się na wschodni brzeg Wisły. Uszkodzony parowiec, który z początku pełnił rolę promu, bezładniespłynął w dół rzeki. W ciągu dziesięciu godzin w akcji ratowania wojsk z „kotła świeckiego" brał udziałOddział Wydzielony „Wisła" iz Flotylli Rzecznej Pol-

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 14/99

 

skiej Marynarki Wojennej, podległy dowódcy Armii„Pomorze". Dotąd bezczynny, teraz związał wrogaogniem między Grucznem a Kosowem, przeprawiającna wschodni brzeg około 200 piechurów, kawalerzy-stów 2 p. szwol., 16 p. ułanów i taborytów Pomorskiej Brygady Kawalerii.

  W godzinach od 11 do zmroku, w rejonie SartowicGórnych, przeprawił się przez Wisłę, przy niewielkichstratach, baon ON „Starogard". Był to jedyny oddziałpiechoty, który zwarty przedostał się przez rzekę,licząc jeszcze około 300 żołnierzy. Grupki ułanów i

strzelców konnych z rozbitych szwadronów 16, 18 i 8pułku przeprawiły się 3 14 września na odcinku Sar-towice—Grupa. Niektóre grupki żołnierzy 9 dywizjii inne przeprawiły się w Grudziądzu, nocą z 4 na 5  września, po •zwalonych przęsłach 'mostu, zniszczonego2 września. Główną siłą przebojową PBK, na południe od Świecia, był jej 1 dywizjon pancerny.

Oblicza się, że w „kotle świeckim" znalazło się 13——14 tysięcy żołnierzy, z których po zaciętych walkachna przeprawy wiślane dotarło 10—11 tyisięcy. Przepra  wiło się tylko około 4 tysiące.

Straty w „kotle świeckim" oblicza się na 3,5 do4,5 tysięcy poległych i potopionych w  rzece oraz około 3,5 tysiąca wziętych do niewoli żołnierzy, kolejarzy  i cywilów. Wśród nich znalazło się około 1000żołnierzy 2 bs z Tczewa, których wróg wziął do nie

 woli w  Świeciu około godz. 17. Uprzednio 2 bs straciłkompanię kpt Monkosy, która jako straż tylna, wczasie przemarszu na szosie Osie—Świecie, zostałaodcięta i już do jednostki nie wróciła.

  W rejonie Świecia zostały rozbite tnin. część 2 szwadronu i cały 4 szwadron 2 pułku szwoleżerów ze Starogardu. Łącznie straty tego pułku 'wynosiły około30 poległych kawalerzystów, w tym kilkunastu w re  jonie Świecia w .dniu 3 września 1939 roku, w którym to dniu spalił się magazyn zbożowy w Pnzecho-

 wie.Część potopionych pod Świeciem żołnierzy spłynę

ła potem w rejon Grudziądza, gdzie niektórych z nichudało się zidentyfikować, jak n,p. Aleksego Binerow-skiego z gminy Morzeszczyn.

4 września był pierwszym dniem odcięcia „koryta

rza" od Polski. Wiele pomniejszych oddziałów polskich, oderwanych od jednostek lub zagubionych, długo jeszcze przetrwało na pomorskim placu bojowym.

5 września rano znajdowały isię w Borach Tucholskich niedobitki szwadronu łączności PBK. Około 70rozbitków z 2 bs przebywało koło Warlubia i w okolicach Jeżewa w dniach 6—7 września. Ostatnim, regularnym oddziałem, który opuścił plac boju w Bo rach Tucholskich, była 3 kompania 34 p.p., dowodzonaprzez ppor. Stanisława Cielenkiewicza. O świcie,4 września znajdowała się w rejonie Czerska. W połowie września kompania uwikłała się w ciężkie walki z wrogiem, w których straciła 10 żołnierzy. Około20 września oddział liczył jeszcze 20 żołnierzy; jegosytuacja stawała się cor^z cięższa. Po,potyczce z patrolem żandarmerii niemieckiej, stoczonej około22 września, jego stan zmniejszył się do 15 ludzi.3 października uderzył na stację kolejową Maksymilianów© pod Bydgoszczą, obsadzoną przez żołnierzy 208 pułku bawarskiej Landwehry i tam został wzięty do niewoli. W momencie kapitulacji oddział liczył13 żołnierzy, w tym jednego młodszego oficera i 3 podoficerów. Grupa Cielenkiewicza była najdłużej naPomorzu walczącym regularnym oddziałem. Dłużej odniego walczyli obrońcy Helu i żołnierze SamodzielnejGrupy Operacyjnej „Polesie".

WSPÓŁUDZIAŁ LUDNOŚCI W WALKACHOBRONNYCH

  był znaczny. Ludność polska chciała walczył z Niemcami. Świadczyły o tym nazwiska ochotników zeStarogardu, jak np. 31-letni Paweł Raszeja czy Zbigniew Więckiewicz, który zgłosił się do marynarki

  wojennej i we wrześniu 1939 roku walczył w obronieKępy Oksywskiej. W dniu 31 sierpnia wyruszyli docentralnej Polski 18-letni Witold Wetta, 19-letni Franciszek Słoimiński (zaginął 3 września w Borach Tucholskich) i 21-letni Teodor Czecholiński, by tamochotniczo zasilić szeregi Wojska Polskiego. Starogar

dzka RKU odmówiła bowiem ich przyjęcia. 14-letn  Waldemar Ozimek ruszył na wojnę razem z 2 p. szwoleżerów, w którym zawodowo służył jego ojciec, i od14 września walczył zbrojnie jako szeregowy. Nieinaczej było w Tczewie, z którego na ochotnika na

  wojnę poszli miin. 19-letni Władysław Jurgo, PaweSzulc i Edimund Eggert '(poległ w rejonie Kielce1—Opatów). W dniu 1 września do dyspozycji dowództwa2 bs zgłosił się ochotniczo harcerz Zygfryd Tauben-

  blatt oraz pięciu innych harcerzy, w tym 14-letEdward Boćwiardowski. Wszyscy pełnili w tej jedno

stce różne funkcje pomocnicze aż do dnia 3 września  w którym 2 ibs dotarł do Świecia.Dnia 3 września 19:30 roku. po godz. 11, po •wypo

  wiedzeniu wojny Niemcoim przez Wielką Brytanzjawili isię u kierownika szkoły w Barłożnie "wszyscyprzedpoborowi tej wsi, prosząc o poradę, jak dostaćsię do wojska, by wspólnie walczyć przeciwko Niemcom.

  Wieczorem, 3 września, w lasach na południe oOsieka, Francsizek Bobkowski zorganizował ubraniacywilne dla girupy rannych, niezdolnych do walki żołnierzy polskich, a pozostawioną przez nich broń zakonserwował i zakopał. Podobnie postąpiła rodzinaFensfcich w  Piecach koło Kalisk, która ukryła częściuzbrojenia, amunicję, mundury żołnierskie, książkipolskie i aparat radiowy. Na uznanie zasługuje posta

  wa Borowiaków, którzy mimo ostrych (represji wroga, codziennie pomagali kluczącym po lasach żołnie-rzoin ppor. Cieiemkiewicza. Rozbitkowi armii „Pomorze" pomagali też tu "więźniowie, wypuszczeni na wolność jeszcze przez władze polskie.

BILANS STRAT LUDZKICH I MATERIALNYCH

  jest nie do ustalenia. Armia „Po>moirze" w dni1 września 1939 roku, o godz. 4,45 imiała pięć regularnych dywizji piechoty (9, 15 i 27 jako lewobrzeżnei 4 oraz, 16 jako prawobrzeżne, czyli Grupa Operacyjna „Wschód"), Pomorską (Brygadę Kawalerii(PBK), szereg jednostek pozadywizyjnych (i bs, 2 bs

Baony ON i inne) oraz różnego 'rodzaju oddziałyimprowizowane. Ponieważ wszystkie one — z wy  jątkiem oddziałów improwizowanych — zostały zmo  bilizowane do 27 sierpnia 1939 roku, należy przyjąćże w chwili rozpoczęcia wojny posiadały pełne składy osobowe, a więc w dywizjach piechoty po 16.492ludzi, w PBK 7.184, a np. w batalionach ON (byłoich jedenaście) po około 350. Tak więc całość armiiposiadałaby łącznie około 100 tysięcy żołnierzy.

  W walkach na lewobrzeżnym pasie działania, a wszczególności w Borach Tucholskich i w tzw. „kotleświeckim", w dniach 1—3 września armia „Pomorze"straciła 2/3 stanu 9 DP, 2/5 części 27 DP (około25 procent i 50 procent artylerii), 3/4 części PBK,1 i 2 bs oraz 5 baonów ON, co stanowiło około25 procent ogólnego stanu tej wielkiej jednostki operacyjnej.

Po prawej stronie dolnej Wisły kompletnie zostałrozbity baon ON „Świecie", działający w ramachGrupy Operacyjnej „Wschód".

Jedynym zwarcie 'wyprowadzonym z Borów Tucholskich oddziałem piechoty, i przy tym największym, bo liczącym około 300 żołnierzy, był 35 p.p.z 9 DP, którym dowodził ppłk Jan Maliszewski, aktóry w dniach 3 i 4 września prowadził ponad 200  jeńców niemieckich.

PBK była ostatnim oddziałem (szczątki), jaki3 września zdołał przebić się z rejonu Świecia napołudnie, w kierunku Bydgoszczy.

Na terenie Kociewia w dniach 1—3 września poległo orientacyjnie około 1600 żołnierzy polskich, wtym około 1000 w rejonie Świecia (nie licząc tych,którzy utonęli). Inni polegli spoczywają w 'mogiłach,  w kwaterach cmentarnych (na cmentarzach) w miejscowościach:Bzowo 3 Osie 10Drzycim 112 Przechowo 100G. Gru pa 100 Świecie (Sulnówko) 40Grupa 62 Tczew 18Jeżewo 40 Warlubie 36Laskowice 10 Wielki Lubień 10Nowe 10

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 15/99

g j g g Nowe 10 

OFIARY DZIAŁAŃ FRONTOWYCH 1939 ROKU(ZIDENTYFIKOWANE OSOBY CYWILNE)

MIASTO STAROGARD:1. Bonkows ka Anna , lat 43, poniosł o ś mie rć koł o

Osia 3.9.1939,2. Jacobson Wac ław, u r. 1925, uc zeń g izm naz jum,

zgon koło Włocławka 12.9.1939,3. Lewa ndows ki Jul ian , ur. 1915, ogr odn ik, zag inął

1.9.1939,

4. Mari ncza k Tomas z, lat 22, ra nn y w głowę zma rł  w szpitalu 14.9.1939,

5. Moraws ki Zygm unt , ur. 1897, robo tn ik, zgon wStarogardzie 3.9.1939;

G. Muller Gustaw, ur. 1378, poniósł śmierć koło Osia3.9.1939,

7. Reiske Anna, la t 42, ponio sła śmi erć koł o Osia3.9.1939,

8. Schitke Wilhelm , ur. 1907, kie row ca , zgo n w  Warszawie 21.9.1939,

9. Slomiński Franciszek, ur. 1920, zaginął w BorachTucholskich 3.9.1939,

10. Szarafin Stanisław, ur. 1910, zaginął 8.9.1939,11. Toch a Fel iks , ur . 1908, z ag in ął 30.9.1939.

GMINA LUBI CHOWO:

1. Rahm Frieda, lat 36, Osowo, zginęła od odłamkagranatu k. Osia 3.9.1,939,

GMINA OSIEK:1. Wiesner Augustyn, ur. 1872, Kasparus, tamże zgon

5.9.1939,

GMINA JEŻEWO:1. Cejrowski Jan, ur. 1861, Głączewo, zgon w Ta-

szewku 5.9,1939,. 2. K ruc zko wska Pel agi a, tur. 1903, Je że wo , .zgon pod

  Warszawą 7.9.1939,3. Sodolski Jan, ur. 1900, Jeżewo, zaginął w czasie

  wojny (data i miejscowość nieznane),

GMINA OSIE:

1. Engler Irena, lat 26. Trosowo, .zgon k. Osia wskutek rażenia odłamkiem granatu 3.9.1939,2. Kinde l Mar ta , lat 37, Seml in , zgon k. Osia j ak 

  wyżej 3.9.19S9.

MIASTO TCZEW:1. Bare za Ja n, ur. 1893, kol eja rz, zgon w Szroęgaw-

sfcu 3.9.1,939,2. Czec hano wski Rudolf, ur . 1916, robo tn ik , zgon w

Tczewie 1.9.1939,3. Ćwikliński Jan, ur. 1909, robotnik, zgon k. dwor

ca PKP w Grudziądzu 10.9.1939,4. Fleming Jan, ur. 1909, szewc, zgon rood Rember

towem 15.9.1939,5. Grzybowski Piotr, ur . 1902, rob otn ik, zgon Świ e

cie — Osie 3.9.1939,

6. Kleinówna Kat arz yna , ur. 1920, zgon rood Świ eciem 3.9.1939,7. Kuliczak Ignacy, ur. 1890, zwrotniczy PKP, zgon

k. Warszawy 30.9.1939,8. Lisiecki Pi otr, ur . 1907, szewc , zgon w rej on ie

Tczewa 1.9.1939,9. Marlewski Piotr, ur. 1909, robotnik, zgon w Tcze

  wie 1.9.1939,10. Marut Zofia, ur. 1913, zgon pod Osiem 2,9.1939,11. Muszy ński Wacł aw, ur . 1904, ce ra mi k, z gon w

  Warszawie 17.9.1939,12. Nadolny Edwa rd, u r. 1913, as yst ent P KP , zgon

  w m. Kowel 17.9.1939,13. Ornas Waleria, ur. 1895, zgon pod Osiem 2.9.1939,14. Pelplińska Janina, ur. 1891, zgon koło Osia 2.9.

1939,

15. Wagner Ludwik, ur. 1912, robotnik, zgon w Warszawie 10.9.1939,16. Wiśniewski Józef, ur. 1925, zgon pod Kutnem 1.9.

1939,17. Wiśniewski Leon, ur. 1912, robotnik, zgon k. Tcze

  wa 1.9.1939,18. Zaw adz ki Miec zysł aw, ur . 1913, szewc, z gon w

Świeciu 3,9.1939,19. Żmuda-Trzebiatowski, ur. 1903, policjant, zgon k.

GMINA SUBKOWY:1. Lenart Rozalia, ur. 1898, zginęła w m. Osie 3.9.

1939,2. Skowroński Stanisław, ur. 1,917, robotnik, zginął

pod Osiem 3.9.1939.

OBOZY JEŃCÓW WOJENNYCH (TYMCZASOWE)  W 1939 KOKU POD NADZOREM WEHRMACHTU

Osie. W kościele i okalającym go cmentarzu od ok.6.9.1939 ido połowy października 1939 roku, dla jeńców wojennych polskich i ludności cywilnej z Osia,Nowego, Warlubia. Stan około 700 osób.Osiek. W kościele we wrześniu więziono żołnierzy polskich i ludność cywilną — uciekinierów.Grupa. W Obozie Ćwiczeń więziono żołnierzy polskich.Różanna k. Gruczna. We wrześniu na podwórzu fol

  warku spędzono ok. 2060 osób z Gruczna i okolić,także żołnierzy, pod strażą Wehrmachtu. Stąd w „piekielnym" transporcie wywieziono ich do Norymbergii .Skarszewy. Obóz dla polskich jeńców urządzono we

  wrześniu w tartaku. Stan około 200 ludzi, częściowozatrudnianych przy wykopkach ziemniaków. Pod koniec 1939 roku przeniesiono, obóz do Torunia.Starogard. W tzw. białych koszarach przy ul. Paderewskiego więziono w październiku polskich żołnie

rzy.Terespol. Obóz urządzony w pierwszych dniach okupacji hitlerowskiej, w połowie października 1939 rokuprzekazany SS. Stan około 7000 osób, przeważnie żołnierze polscy.

  Warlubie. Obóz urządzono w tartaku przy ul. Szkolnej w pierwszej połowie września dla polskich jeńców wojennych.

UDZIAŁ WEHRMACHTU W ZABÓJSTWACHPOLSKICH ŻOŁNIERZY — JEŃCÓW I LUDNOŚCI

CYWILNEJ

Gniew. Żołnierze Wehrmachtu 'współuczestniczyli w'morderstwach ludności cywilnej w Lesie Szpęgaw-skim w 1939 roku.Grupa . Wachm ani Wehr mac htu zastrzel il i dwóch polskich jeńców wojennych, w 1939 roku, w polskimobozie jenieckim.Osie. Wehrmachtowcy zastrzel i l i spośród internowanych w obozie w kościele Franciszka Adamskiego ur.1896, rolnika z Osia, oraz Piotra Kosedę, ur. 1887 roku z Nowego — obydwóch 8.9.1939 'raku.Skórcz. We 'wrześniu w lesie k. Mieliczek wehrmachtowcy, z jednostki stacjonującej w Skórczu, jednegoz dwóch polskich jeńców -wojennych zabili z bronimaszynowej, a drugiego ciężko ranili.Starogard — Strzelnica. Leutmant Bruns i oberfeld-febel Grabowski, obydwaj z oddziału Wehrmachtu,stacjonującego w Strzelnicy, 21.10.1939 roku w lesiekoło Starogardu bral i udział w dokonywaniu zabójstwludności cywilnej, w tym kobiety o nieznanym na

zwisku.Szlachta. Trzej żołnierze oddziału Wehrmachtu, stacjonującego na stacji kolejowej w Szlachcie, ciężkoranili z broni palnej Wincentego Czarnowskiegoz Kłanin, który zmarł we wrześniu.Świecie. Żołnierze Wehrmachtu asystowali przy egzekucji przeprowadzonej 7 i 8.10.1939 roku, około 80 Polaków i Żydów na cmentarzu w Świeciu.  Warlubie. Stanisław Bogdan Wojnowski, ur. 4.4.1917,syn właściciela 'majątku Kończyce pod Nowem, podchorąży WiP, jeniec, został zamordowany przez strażnika Wehrmachtu w obozie w tartaku 16.9.1939 (pochowany we wspólnej mogile żołnierzy na cmentarzu

  w Warlubiu).

  Wielkość strat materialnych, poniesionych przez

ludność cywilną w czasie 'walk wrześniowych na Ko-ciewiu, jest trudna do ustalenia. Naloty samolotówi ogień artylerii agresora spowodowały zniszczenia  budynków mieszkalnych i gospodarczych oraz urządzeń komunalnych w miastach i wsiach. Uszkodzonezostały koszary w Tczewie, spaliły się zakłady imły-

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 16/99

W 30 9 1939 D k ń i t 27 

EDMUND KOSIARZ

Początek operacji pomorskie

  Wyzwolenie KociewiaNajważniejszym wydarzeniem

styczniowych dni 1945 roku by!aprowadzona na ziemiach polskichstrategiczna operacja wojsk radzieckich, znana w historii drugiej wojny światowej pod nazwą   wiślańsko-odrzańskiej. Była ona  ważną częścią składową wielkiejofensywy zimowej radzieckich siłzbrojnych, prowadzona była bo

  wiem na głównym kierunku strategicznym, wiodącym wprost dogranic państwa niemieckiego i jego stolicy — Berlina. W ciągudwudziestu trzech dni jej trwania

  wojska 1 Frontu Ukraińskiego i 1Frontu Białoruskiego, wraz z walczącą w jej składzie 1 Armią Wojska Polskiego, wyzwoliły zachodnią część Polski. W zaciętych walkach rozbito trzydzieści pięć dywizji przeciwnika, a dwadzieścia pięćinnych dywizji zdekompletowano  w 60—75 procentach. Straty wojsk hitlerowskich były olbrzymie. Doniewoli dostało się 137.400 żołnierzy, a jeszcze większa liczba poległa, bądź też wskutek odniesionych ran została wyłączona z dalszej wałki. Wojska radzieckie zdo  były 1.377 czołgów i dział pancernych, 8.280 dział różnych kalibrów,5.707 moździerzy ,19.490 karabinówmaszynowych i 1.360 samolotów,nie licząc olbrzymiej ilości zniszczonego uzbrojenia na polach bitew.

Drugim ważnym wydarzeniem naziemiach polskich w styczniu 1945roku była pomyślnie zapoczątkowana przez wojska radzieckie 2 Fron

tu Białoruskiego i współdziałającego z nim 3 Frontu Białoruskiego'tzw. operacja wschodniopruska.Przez pięć dni, od 14 do 18 stycznia, jednostki 2 Frontu BiałoruiS-

„ kiego, nacierające z rejonu Różanui Serocka, toczyły zacięte walki oprzełamanie obrony niemieckiej wrejonie Nasielska, Modlina. Płońska, Przasnysza i Mławy. W nocy,z 18 na 19 stycznia przełamały kilka pozycji tzw. mławskiego rejonuumocnionego i ścigając wroga roz

  winęły szybkie natarcie w kierunku Malborka i Elbląga. 26 styczniaczołgi 5 &rmii pancernej gwardii,

dowodzonej przez gen. Wasilija  Wolskiego, przecięły autostradę łącząca Elbląg z Królewcem, a na-steonie dotarły nad wybrzeże Zalewu Wiślanego w rejonie Tolkmicka, odcinając od sił głównych

  w Prusach Wschodnich grune armii„Północ" w sile około 7R0 tvs. żołnierzy. Rozbiciem odizolowanej

grupy wojsk przeciwnika zajął się3 Front Białoruski, a wojska 2Frontu Białoruskiego w pierwszychdniach lutego otrzymały nowe zadanie.

Styczniowe dni 1945 roku wstrząsnęły całym niemieckim frontem

  wschodnim. Ostatecznie prysły nadzieje dowództwa niemieckiego na

powstrzymanie wojsk radzieckichnad Wisłą i na siedmiu umocnionych liniach obrony w zachodniejPolsce. 3 lutego wojska radzieckiedzieliło od Berlina zaledwie 60—70'kilometrów. Aby odsunąć terminnieubłaganie zbliżającej się ostatecznej klęski i powstrzymać napór wojsk radzieckich, dowództwoniemieckie w styczniu 1945 roku zaczęło ściągać z frontu zachodniego,a także z Włoch, Danii i Norwegiipoważne siły w liczbie czterdziestudywizji i duże ilości uzbrojenia.

  Wojska aliantów zachodnich uzyskały przez to jeszcze bardziej

sprzyjające 'warunki do kontynuo  wania swoich działań ofensywnych.  W wyniku styczniowych uderzeń

  wojska radzieckie dotarły do Odry,ale na północy cale Pomorze pozostawało jeszcze w rękach niemieckich. Naczelne Dowództwo niemieckie wiązało z tym określone plany.Szef niemieckiego Sztabu Generalnego gen. płk Heinz Guderian snułplany wykonania co najmniejdwóch przeciwuderzeń: jednego napołudniu Polski z rejonu Głogowa  w kierunku na Poznań i drugiegona północy z rejonu Pyrzyc iChoszczna, również w kierunku na

Poznań. „Spodziewałem się — pisze gen. Guderian w swoich  wspomnieniach — wzmocnić przezto obronę stolicy Rzeszy i we  wnętrznego obszaru Niemiec orazzyskać na czasie w celu doprowadzenia do wszczęcia rokowań o za

  wieszenie broni z mocarstwami zachodnimi". 1

Do obrony Pomorza i wykonania;silnego przeciwuderzenia w dniach21—25 stycznia 1945 roku zorganizowano grupę armii „Wisła", a jejdowódcą mianowano reichsfuhreraSS Heinricha Himmlera. Gen. Gu

derian sprzeciwił się temu wyboro  wi, proponując powierzenie nowego stanowiska feldmarszałkowi Maksymilianowi von Weichsowl, dotychczasowemu dowódcy grupy armii „F" w południowej Europie.Hitler nie przyjął tej propozycji,

  wychodził bowiem z założenia, żeHimmler, mając w swej dyspozy

cji znaczne siły SS, będzie mógkorzystać z ich rezerw i zasobówa tym samym prędzej niż kto innzorganizuje nowy front.

  W pierwszych dniach lutego 19roku

LINIA FRONTU NA POMORZU

przebiegała od Mierzei Wiślan  wzdłuż wschodnich wybrzeży Zlewu Wiślanego przez rzekę Noganastępnie wzdłuż Wisły dochodziłdo Grudziądza, potem skręcała npołudniowy zachód w kierunkChełmna, a następnie biegła dalna zachód w kierunku SępólnKrajeńskiego, Okonka, ChoszcznCedyni aż do Odry.

Na Pomorzu Gdańskim pozycjobronne zajmowała 2 armia niemiecka pod dowództwem gen. Watera Weissa. Od wybrzeży Zalew

  Wiślanego do Świecia, opiersię o lewy brzeg Nogatu i Wisły

działały 20 i 23 'korpusy armijnoraz korpuśna grupa bojowa „Rappard". Od Świecia w kierunku zachodnim, aż do miejscowości Lipka, położonej na Pojezierzu Kra  jeńskim, broniły się: 27 korpus amijny, 46 korpus pancerny i 1korpus piechoty górskiej. Na pierwszych liniach obronnych gen. Weiszgrupował przeważającą częśswych sił, obliczaną na około dwanaście dywizji. W drugim rzuczaś i w rezerwie posiadał siłę czterech do sześciu dywizji.

Przeciw zwróconemu frontem npółnoc prawemu skrzydłu wojsk

Frontu Białourskiego, a w jegskładzie także 1 Armii Wojska Poskiego działały związki taktyczn11 armii niemieckiej dowodzonprzez gen. SS F. Steinera.

Naczelne dowództwo radziecki  widząc komplikującą się sytuaoperacyjną na Pomorzu, 8 luteg1945 roku podjęło decyzję zlikwdowania niemieckiej grupy arm„Wisła", a tym samym wyzwolenPomorza. Planowane rozbicie sniemieckich na Pomorzu oznaczałtakże zlikwidowanie niebezpieczeństw grożącego' skrzydłu wojs

1 Frontu Białoruskiego.  W planowanej operacji pomskiej główna rola miała przypada  wojskom 2 Frontu Białoruskiedowodzonym przez marsz. Konstantego Rokossowskiego. Wojskte miały przejść do natarcia z przyczółków na zachodnim brzegu Wsły w rejonie Grudziądza i po prze

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 17/99

 

łamaniu obrony przeciwnika osiągnąć do 20 lutego linię: ujście Wisły — Tczew — Bytów — Miastko — Szczecinek. Po dotarciu do<tych miejscowości marsz. Rokossowski miał wprowadzić do działań 19armię, przydzieloną z odwodów naczelnego dowództwa. Po wprowadzeniu tej armii do działań, wojska frontu miały nacierać w ogólnym kierunku na Szczecin, a swymi prawoskrzydłowymi związkamiopanować Gdańsk i Gdynię.

  W tym czasie wojska prawegoskrzydła 1 Frontu Białoruskiego'miały do 12—13 lutego zlikwidowaćokrążone zgrupowanie niemieckie

  w Poznaniu, Pile, Wałczu i Choszcznie oraz utrzymać i rozszerzyćprzyczółki na zachodnim brzeguOdry. Jednocześnie z wykonywaniem tych zadań 1 Front Białoruski miał rozpocząć przygotowaniado operacji berlińskiej.

Zadania postawione przez naczelne dowództwo radzieckie przed  wojskami 2 Frontu Białoruskiego

  były śmiałe, ale zarazem trudne do  wykonania. Po ciężkich walkach wstyczniu 1945 roku siły frontu były poważnie uszczuplone. Łącznie zprzydzieloną 19 armią liczyły one  wprawdzie czterdzieści pięć dywizji piechoty, ale przeciętnie w jednej dywizji było tylko do czterechtysięcy żołnierzy, a więc około połowy stanu etatowego. Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja wojsk pancernych, we wszystkich bowiem  jednostkach znajdowało się zaled  wie 297 sprawnych do działańczołgów, czyli około 25 procent stanu z połowy stycznia 1945 roku.

Samoloty 4 armii lotniczej rozrzucone były na różnych lotniskach,niekiedy dość odległych od liniifrontu pozostały na dalekich tyłach,  wskutek czego wojska odczuwały   brak amuncji i innych rodzajówzaopatrzenia. Ponadto żołnierze byli przemęczeni ciągłymi walkami.Planowanie i organizowanie w tych  warunkach nowej operacji nie było zadaniem łatwym.

Dowódca 2 Frontu Białoruskiego,marsz. Rokossowski, jeszcze przedotrzymaniem dyrektywy mówiącejo przystąpieniu do działań na Pomorzu Gdańskim, dokonał oceny 

sytuacji operacyjnej i przewidujączamierzenia naczelnego dowództwaradzieckiego, już w pierwszychdniach lutego rozpoczął

PRZEGRUPOWANIE WOJSK.

49 armię pod dowództwem gen.Iwana Griszina wycofano z prawego skrzydła frontu i do 4 lutegoskoncentrowano w rejonie Iławy,Lubawy i Nowego Miasta Lubawskiego. Następnie przeszła ona nazachodni brzeg Wisły i w nocy, z8 na 9 lutego, wyszła na pierwszą linię frontu w rejonie Sierosławia,zmieniając przebywające tam jednostki 70 armii. W tym czasie, 3lutego — 70 armia, dowodzonaprzez gen. Wasilija Popowa, wzmocniona została 330 i 369 'dywizją piechoty z odwodu marsz. Rokossowskiego. Dzień przed tym z pra  wego na lewe skrzydło frontu prze-

Gen. płk Paweł Batów, dowódca 65 Armii Ogólncwojskowej

Repr. fot. Wacława Wiercińska

rzucony został 3 korpus kawalerii

gwardii, który rozmieszczony został w rejonie na północny zachódod Fordonu i wszedł w skład od

  wodu dowódcy 2 Frontu Białoruskiego. Działająca wzdłuż Nogatu i  Wisły 2 armia uderzeniowa pod do  wództwem gen. Iwana Fiediunin-skiego również przegrupowałagłówne siły 1 na swe lewe skrzydło.Podobnie przegrupowała się 65 armia, dowodzona przez gen. PawłaBatowa, działająca w rejonie nazachód od Grudziądza. Wchodzący 

  w jej skład 18 korpus armijny przeprawiał się 8 lutego na lewy 

  brzeg Wisły, oczekując na przystą

pienie do natarcia.Rozpoczęcie operacji na nowym,kierunku działań wymagało takżeczęściowego przegrupowania innychrodzajów wojsk, zwłaszcza artyleriii wojsk pancernych. W myśl wskazówek marsz. Rokossowskiego, do

  wódca artylerii frontu gen. płk   Aleksander Sokolski, w dniach od3 do 8 lutego, a więc równieżprzed otrzymaniem dyrektywy na-

Gen. płk Iwan Fieduninski, dowódca2 Armii Uderzeniowej

Repr. fot. Stanisław Zaczyński

czelnego dowództwa o przystąpieniu do operacji pomorskiej, przerzucił z prawego na lewe skrzydłofrontu dwie dywizje artyleriiszturmowej, jedną dywizję i trzy samodzielne brygady artylerii rakietowej, dwie dywizje artyleriiprzeciwpancernej, dwie dywizje artylerii przeciwlotniczej i innemniejsze jednostki artyleryjskie.

  Wojska pancerne, w pierwszych

dniach lutego, zajęte były główniekompletowaniem swoich składów.Do1 10 lutego udało się jednak wpełni skompletować tylko jedenkorpus pancerny i jeden zmechanizowany, a następnie skierować jena lewe skrzydło frontu, w celu

  wzmocnienia działającej tam 70 armii. Dodatkowo w pierwszychdniach lutego wojska 2 Frontu Białoruskiego wzmocnione zostały 3samodzielnym korpusem gwardiipod dowództwem gen. AleksiejaPamfiłowa, przekazanym z odwodów naczelnego dowództwa.

  Wojska inżynieryjne, dowodzone

przez gen. Borysa Błagosławowa,musiały zabezpieczyć wojskomprzygotowującym się do natarciaprzeprawę przez Wisłę na odcinkuNowe — Grudziądz. Skierowana wten rejon z innych odcinków frontu 4 inżynieryjna brygada ponto-nowo-imostowa, wzmocniona dwornapułkami i sześcioma samodzielnymi batalionami inżynieryjnymi, wkrótkim czasie zbudowała na Wiśle most o nośności 60 ton, umożli

  wiając tym samym szybkie przerzucenie wojsk na lewy brzeg rzeki .

Przygotowanie operacji wymaga

ło wiele wysiłku od służby kwa-termistrzowskiej. Przygotowującesię do działań armie potrzebowały paliwa, amunicji, żywności i innych rodzajów zaopatrzenia, a tymczasem główne składy frontu pozostały daleko w tyle. Zmobilizowano więc cały transport kolejowy isamochodowy, aby w krótkim, czasie możliwie jak najlepiej wyposażyć walczące wojska. Znaczną część zaopatrzenia dostarczono pociągami, w czym duże usługi oddali polscy kolejarze, zwłaszcza z

  węzłowych stacji w Nasielsku iDziałdowie. Transport kolejowy docierał do Wisły, a następnie zaopatrzenie przeładowywano na samochody i nimi dostarczano je do jednostek frontowych. Szczególnietrudne było dostarczenie olbrzymich ilości paliwa. Podwożono jecysternami kolejowymi do Wisły,a następnie dwoma rurociągami,zbudowanymi w rejonie Fordonu iGrudziądza, przepompowywano nalewy brzeg rzeki, skąd cysternamidostarczano na linię frontu.

8 lutego 1945 roku, w dniu otrzymania dyrektywy naczelnego do

  wództwa radzieckiego o przystąpie

niu do operacji pomorskiej marsz.Rokossowski miał już część swychsił przegrupowanych i częściowoprzygotowanych do działań. Tegoteż dnia wydał rozkaz, w którympostawił przed swymi wojskami zadanie osiągnięcia linii: ujście Wisły — Tczew — Bytów — Miastko— Szczecinek. Zgodnie z tym roz-

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 18/99

 

kazem, 2 armia uderzeniowa, do  wodzona przez gen. Fieduninskie-go, w celu uniknięcia trudnegoforsowania Wisły miała skoncentro  wać część swych sił na przyczółku65 armii i 11 lutego, co najmniejdwoma korpusami armijnymi, nacierać w ogólnym kierunku na Starogard Gdański, z izadaniem wyjścia na linię Tczew — Zblewo. 65armia pod dowództwem gen. Bato-

 wa miała rozpocząć natarcie 10 lu

tego z rejonu na zachód cd Grudziądza w kierunku północno-zachodnim i do 14 lutego wyjść nalinię Zblewo—Czersk, a następniekontynuować natarcie na Bytów.  W tym samym dniu miała przejśćdo natarcia 49 armia, dowodzonaprzez gen. Griszina, z zadaniem  wyjścia do 13 lutego na linięCzersk—Chojnice, a następnie kontynuować marsz w kierunku naBiały Bór. 70 armia pod dowództwem gen. Popowa, z przydzielonym korpusem pancernym i korpusem zmechanizowanym, miałarozpocząć natarcie, również 10 lu

tego, z rejonu na północ od Bydgoszczy w kierunku północno-zachodnim, aby do 13 lutegO' wyjśćna linię Człuchów—'Debrzno, a następnie kontynuować natarcie naogólnym kierunku na Czaplinek. W celu wzmocnienia uderzenia tejarmii, działającej na lewym skrzydle frontu, masz. Rokossowski postanowił wprowadzić do walki znajdujący się w jego odwodzie 3 korpus kawalerii gwardii pod dowództwem gen. Oślikowskiego. Korpusten 10 lutego miał skoncentrowaćsię w  rejonie Sępólna Krajeńskiego i następnego dnia, w godzinach

rannych, uderzyć w kierunku naCzłuchów z takim wyliczeniem, aby najpóźniej 12 lutego opanować re

  jon Chojnic i Człuchowa. Po opanowaniu tego rejonu korpus miałnacierać w kierunku Miastka i Białego Boru.

  W sobotę, 10 lutego, w godzinachrannych lewe skrzydło i centrum2 Frontu Białoruskiego przystąpiło

DO NATARCIA,

rozpoczynając operację pomorską.Zgodnie z planem do natarcia ruszyły 65, 49 i 70 armia, wspierane przez lotnictwo 4 armii lotniczej. 2 armia uderzeniowa przepra-

, wiała się jeszcze przez Wisłę.  Walki od pierwszych chwil natar

cia stały się bardzo zacięte. Jednostki 2 armii niemieckiej pod do

  wództwem gen. Weissa broniąc sięna zawczasu przygotowanych pozycjach, starały się za wszelką cenępowstrzymać atakujące oddziały radzieckie, a na poszczególnych odcinkach frontu wykonywały nawetkontrataki. Najcięższe walki trwa

ły  w  pasie natarcia 65 i 49 armii.  Wskutek silnego oporu przeciwnika, w pasie działania tych armii,natarcie rozwijało się bardzo wolno, gdyż w dniu jego rozpoczęcia  jednostki radzieckie zdołały posunąć się do przodu na odległość zaledwie 2—3 kilometrów. Dopiero

po dwóch dniach natarcia, 12 lutego, 65 armia zdołała opanowaćŚwiecie. Nieco lepiej rozwijało sięnatarcie 70 armii, wspieranej korpusem pancernym i zmechanizowanym, ale również i jej jednostki  w pierwszym dniu operacji zdołały posunąć się do przodu zaledwie5—10 kilometrów.

  W następnych dniach wałki na  wszystkich odcinkach frontu były 

niemniej zacięte. Oddziały niemieckie, wykorzystując dogodne doobrony warunki terenowe, stawiały zacięty opór, wskutek czego w ciągu pięciu dni operacji wojska radzieckie trzech nacierających armiiposunęły się do przodu w kierunku północno-zachodnim zaledwie15—40 kilometrów.

Stosunkowo największe sukcesy odniosła lewoskrzydłowa 70 armiagen. Popowa, posuwając1 się doprzodu około 40 kilometrów. Szczególnie zacięte walki jednostki tejarmii toczyły na podejściach do

Chojnic. 15 'lutego żołnierze 70 armii, wsparci czołgami 1 korpusupancernego gwardii i jednostkamikorpusu kawalerii oraz samolotami 4 armii lotniczej, rozpoczęli natarcie na Chojnice, kończąc walki

  w godzinach wieczornych wyzwoleniem miasta.

49 armia pod dowództwem gen.Griszina, mająca zadanie wyjściado 13 lutegol na linię Czersk —Chojnice, natrafiła w pasie swegonatarcia na silny opór nieprzyjaciela i do 15 lutego zdołała posunąć się do przodu zaledwie 15—20

kilometrów. Częścią swych siłmiała najpierw opanować Tucholę,  będącą ważnym węzłem komunikacyjnym, ale otoczoną od wschodui południa dużymi masywami leśnymi, a ponadto osłoniętą od  wschodu rzeką Brdą, trudną do pokonania ze względu na rozpoczyna

  jące się wiosenne roztopy.

Dnia 14 lutego, jedna z czoło  wych dywizji radzieckich sforso  wała Brdę, a następnie drogami leśnymi dotarła do południowychkrańców Tucholi, łamiąc po drodzeopór przeciwnika. Pododdziały nie

mieckie pospiesznie przygotowywały się do obrony południowego'przedmieścia, ale dywizja radziecka niespodziewanie zmieniła kierunek natarcia, obchodząc miastoi uderzając na nie od zachodu, tymsamym odcinając garnizonowi niemieckiemu część dróg odwrotu.

  W tym czasie do północno-- wschodnich., krańców 'miasta zbliżały się rłnhe, jednostki radzieckie,a od południa podchodziły głównesiły 49 armii. 15 lutego w godzinach rannych, niemiecki /garnizon

  w Tucholi zaatakowany zostą*ł jed

nocześnie z trzech 'ś str on. Tegożdnia oddziały radzieckfe, wdarły sięna ulice Tucholi i wyzwoliły mrą-stp. Garnizon tucholski został roz

  bity, jedynie niewielka grupa żołnierzy niemieckich zdołała wyrwaćsię z miasta, ale została rozbitaprzez lotnictwo 4 armii lotniczej.

PraWóskrzydłowe związki 49 amii posuwały się znacznie wolniDziałająca tam 385 dywizja piechty natrafiła na szczególnie silopór przeciwnika w rejonie miscowości Osie, położonej około kilometrów od Świecia. Osia brniły jednostki z 83 i 251 dywiniemieckiej piechoty. Kilkakrotataki oddziałów radzieckich z 3dywizji początkowo nie dały rezutatów. Walki trwały cały dzie

Nocą, z 16 na 17 lutego, 385 d  wizja wzmocniona została 546 pkiem piechoty ze 191 dywizji. Rakiem, 17 lutego, oddziały radziekie wznowiły natarcie, aby wieczrem tegoż dnia zdobyć Osie —• wany punkt oporu, zamykający drodo Czerska.

Czersk, niewielkie miasto, połżone na autostradzie między Chonicami a Starogardem Gdańskimmiał dogodne połączenia z Kościrzyną i Bytowem, a także z innmi miastami Pomorza Gdańskiei Koszalińskiego. Okoliczny rej

pokryty jest lasami, z dużą ilośc  jezior, terenów błotnistych, poprcinany małymi rzeczkami i strumkami. Warunki do obrony Czers

  były więc doskonałe, tym bardzże obronę wzmocniono przez w  budowanie licznych linii okopschronów bojowych, gniazd karabnów maszynowych i dział przeciwpancernych oraz zagród minowyc

Dnia 19 lutego, dowódzca nacirającego od południa na Czer492 pułku piechoty, ppłk Liamajepowziął decyzję przerwania obrny przeciwnika nocą przez niewieki oddział, działający z zaskocz

nia. Do ataku wydzielił trzy dziapancerne i pluton fizylierów. Grpa ta śmiało' przystąpiła do wyknania swego zadania. Samobieżndziałka pancerne ze znajdującymsię na nich fizylierami zbliżyły spod osłoną nocy do pozycji nimieckich. Żołnierze niemieccy zstali tym brawurowym atakiem tzaskoczeni, że w ciągu pierwszyc15—20 minut nie otwierali ogniDziała pancerne przerwały linobronne, a następnie zaczęły nisczyć stanowiska ogniowe przeciwnika. W tym czasie ppłk Liamajerzucił do ataku pozostałe oddzia

492 pułku.

Nocny atak z różnych kierunkóna umocnione punkty oporu wrga powiódł się całkowicie. Części

  wo rozbity oddział hitlerowski, ob  wiając się okrążenia, zaczął w ppiechu wycofywać się w kierunkpółnocno-zachodnim do Czerska,   w ślad za nim podążały oddzi492 i 584 pułków ze 199 dywizpiechoty. Pościg był zdecydowani szybki. Oddziały radzieckie nimal „na plecach" przeciwnik  wdarły się do Czerska i w nocny  walkach ulicznych całkowicie r  biły garnizon niemiecki. 20 luteokoło godziny 01.00 Czersk zost

  wyzwolony. Hitlerowcy stracili nad dwa tysiące zabitych żołnierzi oficerów, jedenaście czołgów dział pancernych, dwadzieścia szedział artyleryjskich oraz dużą ilo

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 19/99

 

innego sprzętu bojowego i materiałów wojennych.

Najwolniej rozwijało się natarcie  w pasie działania 65 armii, dowodzonej przez gen. Batowa. Przeciwnik stawiał tam tak duży opór, żeoddziały radzieckie posuwały się doprzodu zaledwie 2—3 kilometrówdziennie. Z tego też powodu niemogła w .planowanym terminie rozpocząć natarcia 2 armia uderzenio  wa gen. Fiediuninskiego, mająca conajmniej dwoma korpusami nacierać z przyczółka 65 armii

  W KIERUNKU TCZEWA.

  Wobec małego tempa natracia 65armii, nie miała ona po prostumiejsca do rozwinięcia swych sił.Stało się to możliwe dopiero 16 lutego, ale zamiast zamierzonychdwóch korpusów, do natarcia z re

  jonu na zachód od Grudziądza;przystąpił tylko jeden korpus 2 armii uderzeniowej.

Dowództwo niemieckie, spodzie  wając się natarcia z tego kierunku, przygotowało w pasie natarcia2 armii uderzeniowej głęboko urzu-towaną obronę, opartą o liczne węzły i punkty oporu. O każdy kilometr trzeba było toczyć zacięte  walki, a przykładem ich mogą byćdziałania pododdziałów 86 dywizjipiechoty, nacierającej w kierunkuGniewa.

Na podejściach do tego znanegoz wojen polsko-krzyżackich miasta,

  wojska hitlerowskie miały wielepunktów oporu, zamykających drogi na północ. Na jeden z nich, bro

niony przez dwie kompanie piechoty, dywizjon artylerii, sześć moździerzy i dwa samobieżne działapancerne typu „Ferdynand", nacierał .pułk z 86 dywizji piechoty, alekilkakrotne jego ataki zostały odparte. Dowódca jednej z kompanii,ppor. Sawin, zaproponował wówczas śmiały manewr, który też zrealizowano. Kompania wzmocnionaplutonem dział przeciwpancernychpod dowództwem ppor. Reznikowa,obeszła drogami leśnymi hitlerowski punkt oporu i wyszła na jegotyły. Zamaskowane stanowiska ogniowe przeciwnika stały się teraz

  widoczne. Radzieckie działa przeciwpancerne otwarły ogień i dośćszybko zniszczyły trzy działa i tyleż karabinów maszynowych przeciwnika. Zaskoczeni hitlerowcy, niespodziewając się ognia z tyłu, zaczęli pospiesznie przegrupowywaćswoje siły, ale wszelki ruch między .stanowiskami uniemożliwiał silny ogień radzieckich fizylierów i karabinów maszynowych. Po zniszczeniu kilku stanowisk ogniowychkompania .ppor. Sawina ruszyła doataku. Jednocześnie z nią przeszły do natarcia inne oddziały 86 dywizji. Silny punkt oporu przeciwnikana podejściach do Gniewa zosta!zdobyty. Punktów takich było jednak więcej. Zacięta ich obronasprawiła, że związki taktyczne 2armii uderzeniowej do 19 lutego1945 roku zdołały podejść jedyniedo Gniewa, ale samego miasta jeszcze nie opanowały.

  W ciągu pierwszych dni natarcia,od 10 do 16 lutego, wojska, 2 Frontu białoruskiego posuwały się doprzodu 5—8 kilometrów dziennie,  wyzwalając m.in. Świecie, Tucholę,Chojnice, Kamień Krajeński, Sła-

  węcin, Dębnicę, Laskowice. W następnych dniach tempo natarciaosłabło1, przeciwnik natomiast  wzmógł kontrataki. O każdy punktoporu, o każdą wioskę i miastotrzeba było toczyć zacięte boje.

Marsz. K. Rokossowski zdał so  bie sprawę, że bez wprowadzeniado walk nowych sił trudno będzie

  wykonać [postawione zadania, toteżprzebywającej w obwodzie 19 armii polecił zająć pozycje wyjściowedo natarcia w rejonie Chojnic, Sępólna Krajeńskiego i Koronowa.Podobny rozkaz otrzymał 3 korpuspancerny gwardii. Zanim jednak siły te dotarły do linii frontu, 19lutego natarcie wojsk zostało, po  wstrzymane na linii Gniew—Skórcz—Wda—Os owo—Czarna Woda—.—Kars in—Rytel—Choj niczki.

  W sobotę, 24 lutego, wojska 2Frontu Białoruskiego wznowiły działania ofensywne. 19 armia już2 marca rozpoczęła walki o wyzwolenie Miastka, a 3 korpus pancerny gwardii w rejonie między Łazamia Osiekiem Koszalińskim dotarł doBałtyku i rozpoczął walki na podejściach do Koszalina. Na pozostałych odcinkach frontu działania  wojsk radzieckich miały mniej dynamiczny przebieg. Oddziały 2 armii uderzeniowej gen. Fiediuninskiego, nacierające z rejonu Gnie

  wa i Skórcza w kierunku na Sta.-rogard Gdański, natrafiły na tak 

silny opór, że nie posunęły się doprzodu ani o kilometr. Podobnie  wyglądały działania 65" armii gen.Batowa, nacierającej z rejonu Lu

  bichowo—Czarna Woda w kierunkuna Starą Kiszewę i Kościerzynę.Niewielkie sukcesy miała 49 armiagen. Griszina, nacierająca na So-rniny i Studzienice. Jedynie 70 armia gen. Popowa, wspierana 8 korpusem zmechanizowanym gen. Fi-rasonowicza, posunęła się do przodu, dochodząc do Leśna, Jezior Kruszyńskiego i Somińskiego, So-min, Lubonia, Piaszczyny, Masło  wic i Żabna.

Po dotarciu wojsk radzieckich doBałtyku zakończył się drugi etapoperacji pomorskiej. Niemieckagrupa armii „Wisła", rozdzielonana dwie części, .pozbawiona zostałaswej siły uderzeniowej. Wojska jej,cofające się „...w straszliwym, nie  porządku i często mieszające się z kolumnami uciekinierów — jak stwierdził hitlerowski generał But-lar 2 — stały się niezdolne nie tylkodo działań zaczepnych, ale także do

  prowadzenia skutecznej obrony".Dowództwo niemieckie nie rezy

gnowało jednak z prób powstrzymania natarcia wojsk radzieckich.

Za wszelką cenę dążyło do przy  wrócenia porządku w swych wojskach i zwiększenia ich zdolności

. bojowej. Hitler nakazywał bez  względną obronę utrzymywanychpozycji, a oficerów i żołnierzy,którzy wykazują małoduszność, polecił oddawać pod sądy polowe.

Terror- święcił swój tryumf, a slupy telefoniczne i latarnie ulicznepokrywały się coraz większą liczbą powieszonych ofiar. Tylko na drogach od Koszalina do Gdańska żołnierze 2 Frontu Białoruskiego dostrzegli ponad 140 powieszonych ztablicami na piersiach: „Powieszony za samowolne opuszczenie po  zycji", „Powieszony za dezercję",„Powieszony za tchórzostwo". Poprzez bezwzględny terror i zastraszenie chciano zmusić wahającychsię żołnierzy i ludność cywilną doposłuszeństwa hitlerowskim władzom i stawiania oporu nacierającym wojskom radzieckim. Z nową siłą odżywał element nihilizmu, zapowiadany przez Hitlera, jeszcze w1934 roku, w czasie rozpoczynanychprzygotowań do wojny. Wymownesłowa nabrały teraz, na początku1945 roku straszliwego znaczenia:„Możemy zostać rozbici, ale jeśli dotego dojdzie, wraz z nami zginiecały świat  — świat objęty pożarem" 3 . Na szczęście, w 1945 rokuani Hitler, ani jego ministrowie igenerałowie nie dysponowali bronią, która umożliwiłaby zniszczenieświata, ale mieli jeszcze dużą władzę i mogli przysporzyć okupowanym narodom niezliczoną ilość nieszczęść. Nie szczędzili nawet narodu niemieckiego, któremu Hitler groził unicestwieniem w myśl słów

  wypowiedzianych w marcu 1945 roku do ministra uzbrojenia i produkcji wojennej III Rzeszy AlbertaSpeera: „Jeśli wojna ma być prze

  grana, naród musi również zginąć" 4 : O realizacji tej groźby świadczyły praktyczne posunięcia naczel

nych władz niemieckich.Dowództwo niemieckie do zorganizowania nowych linii obronnych,potrzebowało czasu. Ale z tego zda

  wało sobie sprawę także dowództwo radzieckie. Ponieważ każdy dzień zwłoki w natarciu mógł później drogo kosztować, naczelne do

  wództwo radzieckie postanowiłkontynuować je bez przerwy wojskami dwóch frontów białoruskich.

  We wtorek, 6 marca w godzinachrannych, do, natarcia ruszyły wszystkie armie 2 Frontu Białoruskiego.2 armia uderzeniowa gen. Fiediuninskiego natarła na Gniew oraz

przełamała obronę niemiecką nakierunku starogardzkim. Oddziały niemieckie 23 korpusu armijnegonie były w stanie powstrzymać jejnatarcia, ale z uporczywej obrony nie zrezygnowały. Między innymi6 marca

ZACIĘTE WALKI

  wywiązywały się w Gniewie i wrejonie Starogardu Gdańskiego.

Gniew, zwany pomorskim Kazimierzem, położony jest na lewym  brzegu Wisły, przy ujściu Wierzy

cy — od wschodu osłania go Wisła, a od południa wpływająca do  Wisły Wierzyca. Dowództwo niemieckie przekształciło miasto w silny punkt oporu, mający powstrzymać natarcie wojsk radzieckich wkierunku Gdańska. Trzeba przyznać, że w .pewnej mierze to się

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 20/99

 

udało, wojska radzieckie podeszły   bowiem pod Gniew już w połowielutego, ale na podejściach do niego zostały powstrzymane. Później w lokalnych walkach kilkakrotnie oddziały 2 armii uderzeniowej próbowały przełamać obronę przeciwnika, ale stale natrafiały na silne przeciwdziałanie. I teraz, 6 marca, wojska radzieckie ponownie ruszyły do szturmu.

Natarcie było znacznie silniejszeod poprzednich. Ale i tym razemoddziały hitlerowskie stawiały zacięty opór. Następnego dnia sytuacja uległa zmianie. W rejonie nazachód od Gniewa wojska radzieckie przełamały obronę niemiecką,posuwając się szybko w kierunkupółnocnym. Dalsza obrona miasta,groziła garnizonowi hitlerowskiemuokrążeniem i całkowitym rozbiciem.Chcąc tego uniknąć i zachować siły do obrony rubieży gdańskich,  jednostki hitlerowskie zaczęły stopniowo wycofywać się na północ.7 marca Gniew odzyskał wolność.

  W tym samym czasie trwały zacięte walki o Starogard Gdański —  jedno z najstarszych miast Pomorza Gdańskiego. Dowództwo 2 armii niemieckiej przywiązywało dużą wagę do utrzymania Starogardu

  w swych rękach, był on bowiem  ważnym węzłem komunikacyjnymna podejściach do Gdańska. Przygotowania obronne rozpoczęto już  jesienią 1944 roku, a od połowy stycznia roku następnego, w miaręzbliżania się linii frontu, prowadzono je z coraz większą intensywnością.

  Wojska gen. Fiediunińskiego już  w drugiej połowie lutego próbowały dotrzeć do Starogardu. Podczastego natarcia zdobyto m.in. 20 lutego Kasparus i Szlachtę, a 21 lutego Ocypel. Tocząc zacięte walki  wojska radzieckie wcisnęły się klinem jedynie w rejon odległego o7 km Jabłowa. Dopiero 4 marcazdobyto Skórcz, Bobowo i Grabo  wiec, a następnego dnia Lubichowoi Wysoką. Z tego też rejonu natarł 6 marca 116 korpus armijny 2 armii uderzeniowej, aby w zaciętych walkach przełamać obronęoddziałów hitlerowskich z 23 kor

pusu armijnego i wieczorem tegodnia zbliżyć się do Starogardu.  Walki na przedmieściach trwały całą noc. Żołnierze hitlerowscy na  wszystkich odcinkach bronili sięuporczywie, ale wytrwali tylko dosana. Z brzaskiem ruszyły do atakuczołgi, którym drogi podejścia domiasta wytyczyli w nocy zwiadowcy.

Pierwszy do miasta wdarł się 10samodzielny batalion czołgów, a  wraz z nim zwiadowcy, dowodzeni przez ppor. L. Kulikowa. Naulicach wywiązał się zażarty bój.

  W pewnym momencie ppor. Kulikow dostrzegł działo, które swym,ogniem zamykało drogę czołgom.Było ono dobrze zamaskowane iniewidoczne dla czołgistów. Poszybkiej ocenie sytuacji ppor. Kulikow poderwał swych żołnierzy doataku. On też pierwszy zbliżył siędo stanowiska artyleryjskiego i

ił i k ó D i ł

Radzieckie wojska w wyzwolonym Sta rogardzi e GdańskimRepr. fot. Wacława Wiercińska

stało zniszczone wraz z całą niemal obsługą. Za iśmiały ten czynPrezydium Rady Najwyższej ZSRR odznaczyło ppor. Kulikowa Orderem Sławy I stopnia5.

Opór hitlerowców z każdą godziną słabł, a przed południem zostałcałkowicie złamany.

STAROGARDODZYSKAŁ WOLNOŚĆ,

a jednostki 2 armii uderzeniowej

udały się w pościg za cofającymisię oddziałami 23 korpusu armijnego przeciwnika. Następnego dnia,8 marca wyzwoliły Pelplin i na całej linii zaczęły zbliżać się do Tcze wa.

  Walki o Tczew były nadzwyczajzacięte. To stare, znane już wXIII wieku i mające bogatą historię, miasto odegrało w niemieckim systemie obrony Wybrzeża dużą rolę, zamykało bowiem od południa podejścia do odległego o33 km Gdańska, a ponadto było

  ważnym węzłem komunikacyjnym,

łączącym kilka linii kolejowych idróg kołowych, biegnących z południowego wschodu i zachodu wkierunku Gdańska. W Tczewieznajdowały się także mosty na Wiśle.

Dowództwo hitlerowskie przygotowało miasto do długotrwałejobrony, otaczając je liniami oko

mi. Najsilniej umocniona został  jednak wschodnia część miasta, płożona nad Wisłą, z tego bowiemkierunku dowództwo niemieckspodziewało się natarcia wojsk radzieckich od stycznia 1945 rokuLiczyło ono, że po dotarciu do Nogatu wojska radzieckie skoncentru  ją swe wysiłki na forsowaniu Wsły w rejonie Tczewa. Tymczasem  jednostki 2 armii uderzenio

zbliżyły się do miasta od stronpołudniowej. W takiej sytuacji do  wództwo . niemieckie przerzuciło rejon na południe od Tczewa wszystkie niemal siły 23 korpusu armijnego, pozostawiając do obron  wschodniej części miasta nad Wsłą niewielkie oddziały osłony punkty obserwacyjne.

Hitlerowskie ugrupowanie bojo  we zostało rozpoznane przez zwdowców 372 dywizji piechoty. Potrzymaniu danych o obronie niemieckiej, dowódca jednego z batalionów tej dywizji, mjr Siergie

  jew, zarpoponował wykośmiałego manewru. Zamierzał mianowicie podczas nocy przedostać siskrycie do wschodniej części miasta i w czasie generalnego szturmu na Tczew zaatakować od tył  broniący się tam garnizon. Propzycja była śmiała, ale możliwa d  wykonania, więc ją przyjęto. W

11 j Si i j

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 21/99

ił i k tó D i ł ó i óż d j k d 11 j Si i j 

przystąpił do jej wykonania. Doprzedostania się na tyły wroga wyznaczył kompanię por. Pieluszkowa,  wzmocnioną czterema karabinamimaszynowymi. Do przodu wysiałnajpierw zwiadowców. W nocy dotarli oni niepostrzeżenie do oko?pów niemieckich i nie oddającstrzału zlikwidowali czujki, a następnie obsługi karabinów maszynowych i kilku innych stanowisk 

ogniowych przeciwnika. Za nimiposuwała się cala kompania. Żołnierze jej przeszli niemieckie okopy, ciągnące się wzdłuż lewego

  brzegu Wisły, i podążając ostrożnie za torującymi im drogę zwiadowcami przedostali się na tyły obrony niemieckiej. Tam kompaniapodzieliła się na dwie grupy.Pierwsza, pod dowództwem mjr.Siergiejewa, zajęła kilka domów wcentrum miasta, po jego wschodniejstronie, druga zaś, dowodzona przezpor. Pietuszkowa, dotarła do pół-,nocnej części miasta i tam zajęłastanowiska ogniowe.

Tymczasem,

O ŚWICIE 12 MARCA,

po silnym przygotowaniu artyleryjskim, do szturmu ruszyły   jednostki piechoty, które brawuro

  wym atakiem wdarły się na przedmieścia Tczewa. Od strony zachodniej uderzyli żołnierze 242 dywizjipiechoty. Oddziały hitlerowskie  broniły się zacięcie. Wówczas doataku przystąpiła grupa mjr. Siergiejewa. Pojawienie się jej na tyłach broniących się wojsk niemieckich wywołało w mieście panikę.Żołnierze hitlerowscy porzucili stanowiska ogniowe, kryli się w mie

szkaniach i w piwnicach bądźuciekali na północ, a wielu rzuca  jąc broń poddawało się do niewoli.

Opór oddziałów hitlerowskichszybko słabł, ale dowództwo niemieckie nie rezygnowało jeszcze zutrzymania miasta w swych rękach. Na pomoc garnizonowitczewskiemu skierowało dwa bataliony piechoty, które zaczęły zbliżaćsię do miasta od strony północnej.

  W mieście trwały jeszcze walkiuliczne, przybycie posiłków mogło  więc utrudnić oddziałom radzieckim dalsze działania. Bataliony hitlerowskie nie dotarły jednak docentrum miasta, gdyż drogę zagrodziła im grupa por. Pietuszkowa.Niewielki pododdział radziecki po  wstrzymał ataki 2 batalionów. Sytuacja jego chwilami była niezwykle trudna, walkę toczył bo

  wiem niemal w okrążeniu, napie-

rany od północy przez próbującesię przedostać do miasta bataliony,a od południa przez usiłujące się.

  wydostać z Tczewa resztki: rozbitych oddziałów. Dzielni żołnierzenieugięcie trwali na swych stano  wiskach, aby po czterech godzinachpołączyć się z głównymi siłami nacierającej 2 armii uderzeniowej.Opór garnizonu tczewskiego zostałcałkowicie złamany, a miasto od

zyskało wolność. Edmund Kosiarz1 H. Guderian, Wspomnienia żołnierza,

  Warszawa 1958, s. 335.2 Wojna w Rosji (w) Mirowaja woj

na 1939—1945. Moskwa 1957, s. 261.3 H. Rauschning, Kitler Sipeaks. A.

Series of Politycal Conversations with  Adolf Hitler of his Real Aims. London1940, s. 15.

* H. R. Trevor-Roper, Ostatnie dniHitlera. Poznań 1963, s. 123.

5 Ordery Sławy III, II i I stopnia nadawane były szeregowym, podoficeromi młodszym oficerom za bohaterskie

czyny, męstwo i wyjątkową odwagę.Order I stopnia był najwyższy i nada  wano go w przypadku posiadania przezżołnierza Orderu niższego stopnia.

8 Starogard został wyzwolony 6 marca 1945 r. Dzień podany przez Autora

  jest zgodny z komunikatem NaczelnegoDowództwa Armii Czerwonej (przyp.red.).

JÓZEF M. ZIÓŁKOWSKI

P o w r ó t b i a ł y c h ż u r a w i

Stary Morawski ręką przysłonił oczy. Teraz jakby lepiej widtział dwóch jeźdźców podążających w jegostronę. Zachodzące słońce czerwieniło się za prawieczarną ścianą lasu. Zmęczone konie stąpały powoli,krusząc cienką warstwę lodu w zapadlinach drogi.Tu i ówdzie trakt przecinały szare smugi resztek śniegu, pozostałości zimowych zamieci.

Gdy podjechali, Morawski oparł się o widły, a stary Baca — owczarek począł szczekać, szaleńczo szarpiąc łańcuch. Chwilami można było mieć obawę, że"wyrwie uwięź i skoczy ku jeźdźcom, którzy przystanąwszy odezwali się mało zrozumiałym językiem. Do-piero po chwili Morawski się domyślił, że pytają o drogę na Berlin i jeździeckie siodła. To nagłe spotkanie zniewoliło go, mimo że u niemieckiego cesa

rza walczył w pierwszej światowej i tam został ranny, dlatego też na drugą wojnę nie poszedł. Pilnowałziemi i nigdy nie myślał, że w takich okolicznościach przyjdzie mu spotkać radzieckich żołnierzy.On, prosty pomorski chłop, zaprosił przeto przy  jezdnych do domu. Cóż, że ruskie...

Jego siedlisko za wsią, położone na wzgórzu, zaw

urządzonych i zagaspodarowianych. Ale że to niby   bogactwo z pracy rąk się brało, ludziska jakoś niepamiętali. Zapominali też, że Hitler dwóch jego synów zabrał na wojnę, a gdy on, ich ojciec, nie chciałpotomków do wojska puścić, to o mały włos musiałby się ze swoją ukochaną gospodarką rozstać.  Wiediział też, że wojny mają swoje prawa i on ichnie zmieni. Stąd i Niemcom, co parli na Rosję, jeśćmusiał dawać, to i czemu nie Ruskim, co teraz Niemca pędzili w odwrotną stronę. Nie, w politykę sięnie bawił, chociaż swoje zdanie na temat niektórych spraw miał. Jego główną polityką była pracai to, żeby bydło i wszelki dobytek głodny nie chodził. Pamiętał też, że kiedyś mieszkał w tej swojejziemi w wykopanym dole, nim murowaną chału

pę postawił.Po posiłku jeźdźcy otarli usta, wzięli pepesze i wyszli do koni, które posilały się paszą. Starszy żołnierz pogładził konia po pysku, mrucząc coś poswojemu. Złapał zwierzę za grzywę i z półobrotu

  wskoczył na jego grzbiet. Podobnie zrobił to drugi.Morawski pokazał im ręką na zabudowania ma

j tk t i i l źć i dł R li W

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 22/99

k li P ć l ł d d b jątku tam powinni znaleźć siodła Ruszyli Wypo 

czynek, aczkolwiek chwilowy, okazał się zbawienny dla koni. Były teraz jakby żwawsze, bardziej posłuszne jeźdźcom. W stronę majątku jechali na skróty przez pole. Zachodzące słońce czerwieniło się jeszcze, gdy dotarli do zabudowań.

  W majątku Opacki wiernie wykonywał ostatniepolecenia swego pana, który uchodząc polecił mupilnować dobytku. Przeto, gdy w perspektywie lipowej alei zobaczył tych dwóch na koniach, stanął

  jak wryły.— A więc już są — powiedział szeptem do siebie.

Jeden z żołnierzy zeskoczył i zapytał o siodła. Zarządca pogadał z nim chwilę, potem jako pierwszy ruszył ku ogromnej stajni. I wtedy padł strzał, pochwili drugi i trzeci. Opacki znieruchomiał. Strachodebrał mu zdolność myślenia i jakiegokolwiek ruchu. Czekał tylko, kiedy celna kula dosięgnie i jego. Jednak obejrzał się. Dwa ludzkie trupy leżały 

  w bezładzie, nieco dalej harcząc dogorywała pięknaklacz. Opacki uprzytomnił sobie, że strzały padły z piwnicznego okienka starodawnego dworku. Po

chyliwszy się chciał sięgnąć po pepeszę i wtedy usłyszał niemiecki okrzyk.

Podbiegli do niego i stanowczo kazali usunąć ciała Rosjan. Potem odeszli. Tuż otook drogi, prowadzącej do majątku, stał krzyż. W pobliżu niego Opacki wykopał dwa doły w ziemi. Ruskie, nie-ruskie,ale przecież ludzie i przy krzyżu ich miejsce. Tak 

  wtedy pomyślał.

Szedłem powoli oglądając te miejsca. Stary kuśtykając starał mi się dorównać kroku.

— Tak było — upewniał minie. — Naprawdę tak  było!

  Wierzyłem ale nie byłem zadowolony z tej opo  wieści; relacji starczyło na dwie kartki maszynopisu. A przecież miałem napisać o wspaniałym wy-zwolicielsfoim obrazie pierwszych dni wolności, o panoramie pełnej Rosjan i Polaków, pełnej radościi kwiatów. Z tymi kwiatami to chyba przesada, bo  wówczas w marcu nie były osiągalne. Nurtowałomnie przez cały czas pytanie: jacy byli naprawdęci, którzy oswobadzali w owe marcowe dni tę pomorską ziemię?

Chcąc posklejać pamiętne okruchy tamtych pierwszych chwil wolności odwiedziłem pana Józefa Dyl-kiewicza, człowieka, który tam „za Bugiem" i tu,na pomorskiej ziemi, towarzyszył oswobodzicielom

  Winda klekotała niesamowicie, a do tego> jeszcze te„egipskie" ciemności, powodowane brakiem żarówki, którą widocznie ktoś „zwinął". Wreszcie ciemnaklatka się zatrzymała. Jeszcze kilka kroków korytarzem, krótki dzwonek i uchyliły się drzwi, a w nichgospodarz.

— A to pan ! — usłyszałem wileński, śpiewny Tgłos. — Proszę do środka... Proszę...

Mówią o nim: poeta, kronikarz, chociaż mogliby zwyczajnie —• pan Józef. Kiedy przybył do Tczewa tnie

  było jeszcze tego osiedla, w którym obecnie mieszka.To już powojenna narośl na przedniej części Sucho-strzyg, dawnej podmiejskiej wsi. Ale wtedy, kiedy doTczewa przybył pan Józef, nie było też i części miasta.

Opasłe kroniki mieszczą wiele zdjęć, wycinków, notatek z wydarzeń wileńskich i tczewskich. Szafa

  wspomnień pełna jest teczek z zapisanymi kartkami,a wśród nich kartka najważniejsza, jak gdyby z pogranicza życiorysu — karta ewakuacyjna, napisana

  w języku rosyjskim i litewskim. W lewym narożniku nadruk: Główny Pełnomocnik Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Pieczątki, podpisy i różne adnotacje, między innymi i o tym, że wymieniony został zdjęty z ewidencji wojskowej, dokonał wymiany waluty i... przekazał mieszkanie.

— Ponieważ nie posiadałem ani wołu ani osła, ansłużebnicy, ani żadnej innej rzeczy, poza bibliotekąmogłem powiedzieć „omnia mea mecum porto" —żartobliwie skomentował pan Józef oglądany przezmnie dokument.

Zaciągnął się „sportem" i zdecydował się jednakontynuować swoją opowieść, którą wielu z obecnych mieszkańców Pomorza, czy też Warmii i Mazur, mogłoby uznać za prawie swoją, bo przecie

  jeszcze żyją bezpośredni uczestnicy tego wielkipowojennego „przeflaineowania". Obcy politycznym

dywagacjom, a posłuszni historii. A że tam, gdzie  w głębi duszy, zwykłe ludzkie wspomnienia przescone są, jak leśne powietrze żywicą, odrobiną sentymentu... To przecież też ludzkie.

Pojawili się na tej pomorskiej ziemi i z miejscprzylgnęły do nich różne przydomki. Chociażby ten —„amerykanie zza Buga". Ci nie poizostawaii dłużni. Temieli swoje nazwy na miejscowych.

—• Nasz transport — zaczął pan Józef — jako pierwszy miał przetrzeć nowy szlak przesiedleńczy z Wina — na Kowno fi dalej przez polski już Olsztyn dŁuczan (obecnie Giżycko — przyp. J. Z.). Nie zwyczajny to był transport. Niby „nauczycielski", chocia

  było nas, nauczycieli, procentowo najmniej: trzy osady szkół podstawowych i jedna obsada gimnazjum

  w sumie około trzydziestu pedagogów, z rodzinasiedemdiziesiąi osób. Najliczniejszą grupę stanowichłopi spod Smorgoń i Swięciain, resztę uzupełniałzbieranina ludzi wszelkich zawodów i warstw społecznych, nie wyłączając pewnej hrabiny z dwupiętrowym nazwiskiem i dwojgiem nieletnich hrataiątek

— Chłopi, z natury (przezorni — pan Józef zaciągnąsię ponownie — wieźli ze sobą inwentarz żywi sprzęt rolniczy, wypełniając tym dobytkiem kartewakuacyjne do ostatniej pozycji. Ale Hnałaizk> się transporcie coś, czego nie przewidywała żadna rubryka tego dokumentu. Była to trumna, załadowancichaczem przez pewnego kolejarza, na wypadek zgonu jego małżonki, dogorywającej na raka. Ten smutncmentarny rekwizyt dodawał naszemu transportowniezwykłości, budząc u przesądnych ponure przeczu

cia, jeżeli nie wręcz nieszczęście, to conajminiej niepowodzenie. Istotnie, zdarzył się po drodze wypadekże koń zafoił chłopa, gdy ten chciał mu dorzucić obroku w ciasnym wagonie. Przesądni panikarze mieli więsatysfakcję, a my nieoczekiwany pogrzeb, i to zgołnie ten, którego się spodziewano.

Po chwili milczenia pain Józef opowiadał dalej:— Dotarliśmy do granicy. W Insierburgu mieliśm

się przeładować z szerokich torów na normalne, d  wagonów ocechowanych polskimi już znakami ko  jowymi. Zapytałem o komendanta dworca, chcąc zoganizować jakąś pomoc fizyczną przy przeładowaniuPokazano mi blondynka w stopniu kapitana. Sierożtak miał na imię mój rozmówca, łatwo dał się namówić na „rimmkiu" wódki, ale z miejsca odrzucprośbę o pomoc ze strony żołnierzy radzieckich twier

dząc, że wsławieni boihiajterstwern „bojcy" nie są posługiwaczaimi. Gaffę tę imusiałem naprawić dwiemnastępnymi „riumkami". Po którymś z kolei kieliszkkapitan Sieroża wysunął konkretną i całkiem logiczną propozycję: — Znajesiz czto? Dam tiebia frycówGbocfzesiz? Przydzielona mi setka jeńców zakrzątała s

  wokół dobytku repatriantów zachęcona przez obietnicą tytoniu i chleba ze słoniną.

Pan Józef uśmiechnął się.— Dalej już była Polska, a w niej Kętrzyn z nie

mieckim jeszcze napisem Rastentourg, potem Olsztyi Łuczany (Giżycko).

Ta ostatnia miejscowość nie przemawiała do przekonania panu Józefowi, mimo niewątpliwych uroków Pojezierza Mazurskiego. Klimat wilgotny, ko

mary... Dzieci zaczęły chorować na odrę. Postanowodbyć rekonesans w poszukiwaniu innej miejsco  wości, bardziej nadającej się do aklimatyzacji.

  Wybór Tczewa na drugą w jego życiu siedzpo rodzinnym Wilnie, odbył się bez uczestnictwa „s

  wyższych". Choć fataliści mogliby dopatrzeć się penego powiązania iz rokiem 1923, kiedy to, jabo naiw

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 23/99

nał wymiany waluty i... przekazał mieszkanie. g p ą , y , j 

melinować się cwaniacy, dezerterzy z frontu, którzy   woleli przetrwać wojnę w zacisznym miejscu. Wykryłem takich trzech i iiiezwJocznie odprawiłem domacierzystych jednostek. Kto wie, czy poza dezercją nie mieli oni innych sprawek na sumieniu. Na dociekanie nie było czasu."

Tyle krótkich wspomnień samego kapitana Tisz-czenfci.

— Jak doszło do spotkania pana z Tiszezenką? —pytam pana Józefa.

— Więc na moment musimy jeszcze wrócić do zapisków „naszego kapitana", w których czytamy:

„Jesienią 1945 roku, gdzieś w początku października, tow. Andrysiak przedstawił mi nowego towarzysza lat okoJo czterdziestu.

— Poznajcie się: Józef Dylkiewicz, repatriant z Wilna, z zawodu nauczyciel, z zamiłowania społecznik.

— Bardzo mi milo — uścisnąłem dłoń nowo przy  byłego i wymieniłem swoje nazwisko. A gdy ten dalszą ^ rozmowę jąl kont ynuować w najczystszej rus -czyźnie, zapytałem go z głupia frant, czy przypadkiem nie jest spadochroniarzem.

— Co też wam przyszło do głowy, kapitanie? Czy 

  wyglądam na takiego, co spada z nieba? — odpo wiedział.— Otóż to, właśnie! Spadliście mi wprost z nieha

i będziecie wielce .przydatni w rozmowach z tutejszymi mieszkańcami, bo ja ani rusz nie mogę się z nimi dogadać, a nierzadko zdarzają się przypadki wręczhumorystyczne. Kiedyś jakiejś delegacji kobiecej zacząłem rzecz klarować, że tak i tak, że trzeba wpierwsorawę rozpatrzyć (a więc „rozebratsia"), to one wiecie co zrobiły? Zaczęły się rozbierać, wprowadzającmnie tym w kłopotliwą sytuację.

— Innym razem — kontynuowałem swoje żale —  byłem w terenie z milicjantami, ścigając bandziorów,dopuszczających się szabru i gwałtów. Po powrociedo Tczewa, mówię mnirrt „mołojcom" (a wszyscy, jak   jeden, byli z województwa, poznańskiego), że trzebazieść kolacje („paużynać") to wyobraźcie sobie, mimo zmęczenia srotowi byli iść urzynać... tylko nie

  wiedzieli co i komu!"

— Panie Józefie, odłóżmy wspomnieni a kap itanaTiszczenki — zaproponowałem, kiedy miny nam jużsooważniały. — Pamięta pan, w jakim celu ruszaliście w teren?

— W sprawach .zaopatrzenia, reformy gospodarczej,rolnej... Chłopi byli przecież zbuntowani, ponieważreakcja nawoływała, że te rządy są przejściowei przyjdą „ci z Londynu" i będą ziemię odbierać.  A przecież trzeba było myśleć o polskich wiosennych

siewach, te z 45 roku były pozostałością wojenną.Były też i sprawy polityczne, partyjne. Trzeba było„klarować" ludziom, na czym ma polegać nowy układpolityczny. Partia była na początku bardzo słabiutka.

- W Tczewie, w pierwszych miesiącach było 48 partyjnych, potem PPR znalazła oparcie w kolejarskiej  braci, mimo że wśród niej było sporo PPS-owców5.

— Napewno utkwiły panu w pamięci reakcje ludzina poczynania Tiszczenki, a i także Rosjan. Ciągle  jeszcze w naszej świadomości tkwi szereg anegdot,móy/iacych o przywarach wyzwolicieli.

— Popu larn ość i wzięcie, jakie W krót kim czasie

zdobył wśród mieszkańców Tczewa i powiatu „naszkarciłam", gdzie indziej może by poczytano za zjawisko normalne. Jeśli jednak weźmie się pod uwagęsoecyfike tutejszego regionu, popularność radzieckiego oficera nabierze zgoła innej wartości. Trzeba  bowiem wiedzieć, że kiedy w styczniu 1920 roku, namocy traktatu wersalskiego, Tczew wracał do Macie

bli k 150 l t h ki b P l k

Józef Dylkiieiwicz nad kartami swojej kranikiFot. Stanisław Zaczyń

  była zaangażowana w wojnę z Sowietami i pa  jąca w kraju psychoza antyradziecka udzieliła

również i mieszkańcom Pomorza, stała się ponieknakazem patriotyzmu. Wprawdzie tu, na tych ternach, sam Piłsudski nigdy nie cieszył się sympato wiele wyżej ceniono generała Hallera, nie przszkadzało to jednak w utrzymaniu jedności z kusem polityki sanacyjnej, trwającej do tragiczne  września 1939 raku, a podtrzymywanym przez olondyński podczas wojny, a po niej także. W tej amosferze, na ziemi nieostygłej jeszcze z wojennej pżogi i niewygasłych antagonizmów, nie można bysię spodziewać kwiatów dla zwycięzców, niosący

  wolność stamtąd, skąd jej się najmniej spodziewaCo się zaś tyczy drugiej części pytania, to trze

  wiedzieć, że na wojnie różnie bywa. Obiektywmożna powiedzieć, że nie tylko żołnierze radziecpozwalali sobie na różne wybryki. Jeśli chodzi o sprawy, nazwijmy je „damsko-męskimi", to różnz nimi bywało. Przecież znane były z czasów okupapanie, które wysługiwały się niemieckim żołnierzotwierdząc potem, że je gwałcono. Podobne przypaki zdarzały się i po wyzwoleniu. A żołnierze to nomalni mężczyźni. Przeróżne więc są prawdy, zwłascza w stanie wojny. Należy również pamiętać,

  w Armii Radzieckiej, na pierwszej linii było sp  własowców, których zgarnięto po zajęciu tere

  wschodnich, dając im możliwość zmazania, w bezśredniej walce z Niemcami, swoich win. Okiełznantakże tych ludzi z wielu powodów było bardzo trune .

Trzask zapałki i jasny płomień wydobył z półmrokontury starczej twarzy. Pan Józef zaciągnął się ppierosowym dymem. Zapanowała cisza, w której bło słychać szmer przesuwającej się taśmy magnetofnowej. Gdzieś w głowie tłukły się znane słowa-hsła: wyzwolenie, bohaterstwo, przyjaźń, które dzisurosły w znaczenie, są symbolem konkretnej karnajnowszej historii Polski. Słyszę też dawny rubasny śmiech zmieszany z płaczem... To wszystko n

leży poukładać <w sens. Jedni odeszli, inni na zawszostali w naszej ziemi, na przekór sobie i bliski  Wielka sława i cicha śmierć.

Cisza ciągle trwała. Tylko z mroku wydobywał szept:

Mnie każetsia, czto sałdaty  skrwawych nie priszedszyje palej,nie w ziemlu naszu palegli, kagda to,

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 24/99

rzy po blisko 150 latach pruskiego zaboru Polska i iliś bi ł h ż i j 

Maleńka płyta z wierszem Rusłana Gamzatowakręciła się z szelestem. Wiem, że pora na kolejnepytania, bowiem po dwudziestu pięciu latach od tamtych dni nadszedł do Komitetu Miejskiego PZPR wTczewie list ze Związku Radzieckiego, zawierający 

  wiele pytań, dotyczących starych przyjaciół Tiszczen-ki. Minio upływu ćwierćwiecza odszukano sporą grupę znajomych. Listy zaczęły krążyć coraz częściej,aż wreszcie Tiszczenko przyjechał do Tczewa. Ileżtematów było do wspomnień! Ile ciepła i wylewności! A już ze starym druhem Józefem Dyłkiewi-czem Tiszczenko nie mógł się nagadać. Gość odwie

dził harcerzy, niektóre zakłady pracy, szkoły. Nauroczystej sesji Miejskiej i Powiatowej Rady Narodowej nadano Jemiejanowi Dmitrijewiczowi Tiszczen-ce tytiłł „honorowego obywatela miasta Tczewa". Było to pierwsze zaszczytne wyróżnienie, przyznane wpowojennych dziejach tego nadwiślańskiego grodu.

Pan Józef sięga do przepastnej szafy i wyciąga al  bum, w którym znajdują się wycinki prasowe, zdjęcia. Jedna z fotografii jest szczególnie interesująca.Dokładniej — jej dwie odbitki: jedna zdobiąca kartę kroniki, druga wycięta z radzieckiej gazety. Naotiu zdjęciach ci sami ludzie i Tiszczenko. Przyglądam się i równocześnie odżywa stara prawda, ze•o człowieku najwięcej można powiedzieć na podstawieoczu i twarzy. Twarz Tiszezenki owalna, uśmiechnięta, pełna radości... I te oczy, za którymi widać przy  jazną duszę.

— No, a teraz powiedz mi, jiafca jest różnica między tymi zdjęciami? — zaskoczył mnie pytaniem panJózef. Wyrwany do odpowiedzi ponownie studiujętwarze na fotografiach. Mój rozmówca, widząc mojezakłopotanie wyjaśnia: — Na tym zdjęciu z gazety   wyciętym, Tiszczenko ma krawat!

Przyjrzałem się uważniej i rzeczywiście: Dyłkie-  wicz, Głinikowski i inni, których na tczewskim rynku sfotografował Michaił Erawczemko, towarzyszący Tiszczenee w wycieczce po ziemi tczewskiej, wszyscy oni pod krawatami. Zaś nasz bohater, na fotografii z albumu, w rozpiętej pod szyją koszuli. Aby gala była pełna, dla potrzeb radzieckiej prasy, Mile-czce Tiszczenee dorobiono krawat ręką retuszera.

— Kilka lat trwała nasza korespondencja — mó  wi Dylkiewłez, kartkując stos listów. — Tylko jaumiałem rozezytać to niekształtne pismo. Dlaczegoniekształtne? Mleczka miał przestrzelone obie ręcei dlatego tak brzydko pisał.

— Pisał...? To znaczy, że już nie pisze?Ostatni list, który przyniósł listonosz do Skrytki

  w dziesięciopiętrowym budynku na tczewskim osiedluSuchostrzygi, brzmiał:

Nikołajew, 23.3.73 r.Mój drogi Józieńku!

Pocztówkę i gazety otrzymałem, za które bardzodziękuję, żebyś wiedział, z jaką niecierpliwością czeka

łem na wiadomości od Ciebie. A gdy otrzymałem, poczułem się jak nowo narodzony. Misza' jest gdzieś u swoichna Kijowszczyżnie. Jego ojciec umierający, więc na razienie przekazałem jemu pozdrowień od Ciebie. Co zaś domego zdrowia, to przedstawia się ono żałośnie. Nie wierzę lekarzom, że to wrzód. Boję się, że coś innego... Nie  wiem, czy dożyję do 1974 roku. Może przyjdzie rozstaćsię jesienią. Przesyłam Ci pamiątkę ode mnie, być możeostatnie zdjęcie. Popatrz, co ze mnie pozostało na dzieńdzisiejszy.  A jak z  Twoim artykułem do czasopisma „Kraj Rad"?

Kiedy będzie wydrukowany przyślij mi choć jeden egzemplarz. Co do moich wspomnień, to jeszcze leżą u Miszy i gdyby ze mną coś się stało, zwracaj się do niego. Onzobowiązał się doprowadzić je do końca.

— Twój Mileczka.

Jeżeli twarz i oczy mówią, co w głębi duszy tkwiu człowieka, to i jego przeczucia są prawdziwe. Tiszczenko zmarł jesienią 1973 roku na raka żołądka.

To najważniejsze pytanie ciągle oddala się i wraca.

Fragment lista „Mileczki" TiszezenkiFot. Stanisław Zaczyński

Oto rozmawiam z osiemdziesięcioletnim człowiekiem,któremu historia podzieliła życie na dwa etapy, wyraźne jak brzegi rzeki. Ten wileński, uświęcony AK-

-owską konspiracją i dwoma cennymi krzyżami. Tentczewski okres, już jako „amerykanin zza Buga", z pisarskim, społecznikowski i nauczycielskim stażem.Skromne mieszkanie, żadnych kosztowności czy olejnych obrazów, ni innego drogiego dobytku...

Z okna widać oświetlone już mieszkania sąsiedniego budynku. W dole, między blokami, przemykają szare postacie pędzące do ludzkich mrowisk, gdziedom, dzieci i swojskie ciepło rodzinnego ogniska. Pędzące po chwilę odpoczynku w wędrówce po ziemi,

  w tym składaniu w całość własnego żywota... I nie  jedno życie dobiegnie końca nie zaznawszy przyczaj naszej rozmowy, a miało być pierwszym, bo z ta

kim zamiarem go odwiedziłem.— Kim był dla pana Tiszczenko?— Człowiekiem i przyjacielem — odpowiada.Lata utrwalają szacunek i wdzięczność, jak i zna

czenie prostego faktu, że tych dwóch spoczęło podkrzyżem, w dalekiej pomorskiej ziemi. A pamięćo nich wraca co roku, jak lot białych żurawi.

Józef M. Ziółkowski

  WYJAŚNIENIA AUTORA I REDAKCJI

1. Jan Andiryslak, członek grupy operacyjnej RW PPR wBydgoszczy, kilka dni po wyzwoleniu miasta przybyłdo Tczewa. Od 24 marca 11945 roku pełnił funkcję I sekretarza Komitetu Powiatowego ppe.

:. Gen. lejtn. Wasilij Syczew był członkiem Rady Wojennej dowództwa 49 Armii Ogólnowojsikowej, która do  wodził gen. (płk Iwan Griszym.

3. Tczew wyzwoliły wojska 2 Armii Uderzeniowej, dowodzonej przez gen. płk Iwana Fieduntasikiego. Wyznaczone oddziały 49 armii, maltychmiast po wyzwoleniu, weszły do Tczewa celem zabezpieczenia zadań Komendantury   Wojennej Miasta- która do chwili powołania polskich  władz terenowych sprawowała zarząd w mieście.

4. pe n. lej tn. Nikola Subbotiin był członkiem Rady Wo

  jennej w dowództwie II Frontu Białoruskiego. Do iegozakresu należały sprawy ispołecznoipolityczne i kadrowe.' f, „ liczbowy członków parti i i stronnic tw na dzień

  Al grudnia 1945 roku przedstawiał się w Tczewie następująco:

Polaka Par tia Robotnicza _ 240Polska Par tia Socjalistyczna _ rt 250Stronni ctwo Ludowe __ ' "350Stronni ctwo Demokrat yczne —, 120

6. Misza to Michaił Wasilewicz Krawcizanfco, pułkownik rezerwy, ukraiński pisarz i publicysta. W 1970 roku był wTczewie, towarzysząc kapitanowi Tiszczenee. Przygoto

ł d d k j i i j

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 25/99

wywał do druku jego wspomnienia wojenne 

JÓZEF MILEWSKI

  W y s i ł e k p i e r w s z y c h l a tOkoło sześciotygodniowe działa

nia wojenne 1945 roku, ciągłeprzemarsze dużych jednostek wojskowych, jak i ich stacjonowaniena Kociewiu, przyniosły ternu regionowi duże straty na wsi i wmiastach. Były one daleko większe niż te, które powstały np. po  wojnie trzynastoletniej z Krzyżakami, czy „po Szwedach". Znaczny był ubytek ludzi. W wielu na

  wet dużych gospodarstwach rolnych pozostał tylko koń czy kro  wa. Miasto Nowe było zniszczone  w około 40 procentach. Brakowało rąk do pracy, siły pociągowej,surowców... Mimo to, ci co przetrwali, przystąpili do odbudowy   własnych warsztatów pracy, atym samym — całego kraju.

POCZĄTKI WŁADZ ADMINISTRA-

CYJNO-POLITYCZNYCH

Tuż po wyzwoleniu poszczegól

nych miejscowości zaczęły w nichsamorzutnie powstawać polskie, lokalne władze administracyjne: sołectwa, magistraty, starostwa i rady narodowe. Organizowały sięteż posterunki Milicji Obywatelskiej, komitety obywatelskie, fa

  bryczne i dla ochrony porzuconego imienia społecznego. Inicjatorami powstania tych władz byli nietylko miejscowi działacze polscy,ale również dowódcy wojsk radzieckich. W największych miejscowościach powstały radzieckiekomendatury wojenne i dopiero wkilka dni po wyzwoleniu przyby

  wały do miast powiatowych Ko-eiewia grupy operacyjne PolskiejPartii Robotniczej, PełnomocnikaRządu Tymczasowego RP na wo

  jewództwo pomorskie, Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego,Rolnictwa i Reform Rolnych i inne. Ich członkowie byli tu pierwszymi, oficjalnymi przedstawicielami władzy ludowej, 'którzy niekiedy dokonywali samorzutnych reorganizacji władz lokalnych. Grupy te można by nazwać niejako inter

  wencyjnym aparatem młodej władzy ludowej, który choć istniałkrótko, odegrał niezwykle ważną rolę w procesie kształtowania sięzrębów Polski Ludowej.

  W terenie powstały organizacjePolskiej Partii Robotniczej, a także odradzały się inne polskie partie i stronnictwa przedwojenne.Zawiązały się w miastach Tymczasowe Miejskie Rady Narodowe:

  w Świeciu (4 marca 1945), Sta ro- botniczej ,gardzie (13 marca) i w Tczewiei stycznej,(13 kwietnia). Tworzyły się też a późniejPowiatowe Rady Narod owe (w tycznego,Tczewie 21.06.1945). Ist niejące w wiednią r powia tach już od kwietni a 1945 dach. Dlaroku Międzypartyjne Komisje Po- lat 1945—rozumiewawcze Polskiej Part ii Ro- wych Rad

Polskiej Partii SocjaliStronnictwa Ludowego

Stronnictwa Demokratroszczyły się o odpo

eprezentację w tych raprzykładu, na przełomi

1946 w skład PowiatoNarodowych wchodzili:

powiat

TczewStarogardŚwiecie

ogółem

494035

P P R 

2567

P P S

1264

S L

758

S D

235

 bezpartyjni

32011

Największym problemem w tymczasie był brak żywności. Wójtgminy Bobowo, Władysław Kilian,polecił zwieźć do jednego magazynu niewielkie ilości zboża chlebo  wego po okupancie, ześrutować jei po 2 kg dziennie wydawać naj

  bardziej potrzebującym rodzinom.O chlebie z mąki w jego gminienie było nawet mowy. Ogromną 

stratę, uszczuplającą i tak nie  wielkie zapasy, było podpalenieprzez nieznanych sprawców stodoły pofolwarcznej w Urbanowie, w(której magazynowano około 30 tonżyta, pszenicy, jęczmienia i grochu. Zakopcowane na wsi ziemniaki psuły się, a w mieście nie można było ich nabyć. Pracujący wmagistracie w Starogardzie •—

  wspomina Bernard Janowicz •—brali jako jedyną zapłatę pól bochenka chleba. Pierwsza zapłata

  w gotówce, 150—300 zł, wypadładopiero w maju, kiedy na gruzachBerlina zakończyła się już II wojna światowa. Z czasem wprowadzono kartki żywnościowe, któreuprawniały do zakupów po cenachniższych, niż na tzw. wolnym rynku. Ale na nic — wspomina jedna z pracownic zarządu gminnego

  w Lubichowie z tego czasu — z   góry nigdy nic wiedzieliśmy, ileczego i kiedy otrzymamy.

Tarnsport kolejowy był zdezorganizowany. Na stacjach w Tcze  wie, Starogardzie czy w Smętowieczekało się po prostu na najbliższy pociąg często kilka dni. A przecież pociągi były potrzebne, bo

przez szereg pierwszych 'miesięcy po wyzwoleniu ciągnęli z Prus  Wschodnich na zachód uchodźcy.Szli Niemcy, przeważnie starsi, ko

  biety, dzieci, obszarpani, zarośnięci, wynędzniali. Rzadko na wozach,a najczęściej na taczkach lub ręcznych wózkach ciągnęli swój nędzny dobytek. Dawni „panowie Eu

ropy" byli całkowicie zastraszeni załamani. Żebrali o laskę u zwycięzców. Zatracili właściwą imczystość, zaradność i porządek

  Akcja „Niemcy" nabrała nowrumieńców na przełomie 1945 1946 roku, kiedy to stosownie duchwał poczdamskich, przystąpiono do przesiedlania na zachóobywateli byłej Rzeszy. W wyniktej akcji, prowadzonej aż do końca 1948 roku w sposób, jak naj

  bardziej humanitarny bez prze  wów odwetu, wyjechało ze Stagardzkiego 2220 Niemców, z Tczewskiego 3854, a ze Świeckiego okoł3000 osób. W ten sposób rozwiązany został problem, który prze

  wieki jątrzył stosunki polsko-nmieckie. Na gospodarstwa ponimieckie przybyli repatrianci zzBuga lub osoby wywiezione

  wojnie przez okupanta, uchod  wojenni, reemigranci. Nowe żyrozpoczęło około 10 tysięcy osó  w całym regionie kociewskim.

Pierwsze lata odbudowy, w tyszczególnie okresy referendum ludowego (30.06.1946) oraz przygot

  wań do wyborów do Sejmu Us  wodawczego (19.06.1947), powazakłócały zbrojne bandy reakcynego podziemia, nie godzące się zachodzącymi w Polsce przeminami społeczno-politycznymi. Nagroźniejszymi z nich były plutony Zygmunta Szendzielarza (psedonim „Łupaszko"), przedwojenngo rotmistrza ułanów, w okupacdowódcy jednego z oddziałów AKprzybyłego z Wileńszczyzny. Sw

  ją -wrogą działalność rozpoczęły napadu na Śliwice (15.09.1045), nasiliy ją w 1946 roku. Zaprzestły ją dopiero w pierwszej polow1947 roku. Oddziały „Łupaszknapadały na miasta (np. 3 ma1946 r. z bronią w ręku na Tczewposterunki milicji (np. 19 ma1946 r. w S tar ej Kiszewie, gdz

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 26/99

 

Przedstawiciele pierwszych władz w wyzwolonym Starogardzie w dniu15 lipca 1945 roku. Od lewej: T. Ziółkowski, starosta; kpt. Poguliajew,z-ca komendanta wojennego; M. Toruniak, I sekretarz KP PPR.

(Ze zbiorów prywatnych autora)

zastrzelono 5 żołnierzy  i jednego:rolnika), stacje kolejowe, sklepy (rap. w Piecach), urzędy, przedsię

  biorstwa itp. Głośnym echem od  biła się na Pomorzu walka między grupą tej bandy a plutonem operacyjnym Wojewódzkiej MO wBydgoszczy. Było to w lesie, kołoLipinek Świeckich 5.06.1946 r., wczasie której to potyczki zginęlifunkcjonariusze Stefan Zagórski,

  Władysław Spychała, Zdzisław Wi-zor, Andrzej Czapliński i CzesławMońka. W czasie napadów bandyci mordowali ludzi, grabili towary i pieniądze, terroryzowali spokojną ludność. Notowano napady na działaczy partyjnych i administracyjnych. Łącznie bandy zbrojnego podziemia dokonały 23 morderstw politycznych i 10 rabunko

  wych, w tym 13 w powiecie tczewskim, 6 w Starej Kiszewie i 6 wpowiecie starogardzkim.

REFORMA ROLN A 

  Akcja ta na ziemi gdańskiej została podjęta najwcześniej w po  wiecie starogardzkim. Do podziaiuziemi wśród bezrolnych i małorolnych chłopów przystąpiono tutaj  już 16 marca 1945 roku, zakończono w I etapie 31 tego miesiąca, aostatecznie 17 maja — Niedobrzewyglądała sprawa w Piesienicy —

  jeszcze po latach wspominał Zygmunt Raczkowski, jeden z kierowników brygad parcelacyjnych naziemi starogardzkiej. —• Kiedy wy  szliśmy na pola, by pomierzyć ziemię, z pobliskiego lasu posypały

  się strzały. Strzelano do nas, choć mówiono nam, że powiat staro  gardzki to teren spokojny i bez  pieczny. Zresztą co tu się dziwić,leżał w strejie przyfrontowej, nabezpośrednim zapleczu walczącego

  jeszcze Gdańska. W tej sytuacji trzeba było uchodzić z pola. O

  stwierdzonej przeszkodzie powia

domiłem komendanta radzieckiegow Radziejewie, który wysłał oddział żołnierzy. Ci spatrolowali la  sek, na nikogo już nie natrafiając.Jak się później dowiedzieliśmy,byli w nim Niemcy, którzy tym

  sposobem nie chcieli dopuścić dowprowadzenia reformy w życie...

— Ale chłop — dodaje Raczkowski — nie miał czym zaorać i ob  siać otrzymanego gruntu, a czekać 

nie mógł, bo szła gwałtowna i cie  pła wiosna. Nie miał maszyn rol-liczych, ziarna siewnego, sadzonek, nawozów mineralnych, koniaani krowy. Zaczynał od niczego.W tej sytuacji zwróciłem się z pro  śbą, o wypożyczenie koni, do komendy radzieckiej w Radziejewie.Ta nie odmówiła. Rozdział koni, wktórym sam brałem udział, trwał   przez trzy dni. Codziennie wypożyczaliśmy po około 60 koni. Dal  szych 20 koni wypożyczyła chło  pom jednostka radziecka w Mira-dowie. Chłopi byli bardzo wdzięczni żołnierzom radzieckim, gdyż bez 

ich pomocy nie byliby w stanieobsiać swych pól. 170 koni chłopi   zatrzymali już na własność...

  W wyniku reformy 834 rodziny robotników folwarcznych, chłopów

  bezrolnych i małorolnych powiatustarogardzkiego otrzymały 4906 haziemi z 42 majątków. Do tego doszło 376 gospodarstw poniemieckicho 4347 ha.

Natomiast w powiecie tczewskimdo reformy przystąpiono 11 kwietnia 1945 roku. Objęto nią 112 ma  jątków. Podział ziemi zakończono13 maja tego roku.

  Warto dodać, że zbiory tego roku w powiecie starogardzkim należały do najniższych w historii.  Wyniosły one 5 kw. żyta z ha, pszenicy i jęczmienia po 10 kw., a owsa 8, kw. Ziemniaków jadalnychzebrano 80 kw., pastewnych 10 iw.oraz 2 kw. roślin oleistych.

  W wyniku reformy znaczna część

ziemi przeszła we władanie państwa. W 1949 roku powstały naniej PGR-y. Niektóre majątki jak np. Owidz i częściowo Bietowoprzekazane zostały szkołom rolniczym.

By zagwarantować niezbędne ilości zboża i innych produktów rolnych, potrzebne miastom na celeaprowłzacyjne, wprowadzono we

  wrześniu 1945 roku — mimo cięż

kiej sytuacji w rolnictwie — obo  wiązkowe świadczenia w zbożu,ziemniakach, żywcu i mleku.

NACJONALIZACJA,ODBUDOWA I ROZBUDOWA 

P R Z E M Y S Ł U

Tuż po wyzwoleniu część fabryk przeszła pod zarząd wojsk radzieckich, a inne jako bezpańskie — wtym poniemieckie — obsadzili i za

  bezpieczyli robotnicy. Były to zakłady zniszczone, zdewastowane i

zdekompletowane. Niektóre maszyny, wymontowane przez uciekających Niemców, stały na stacjachkolejowych, czekając na wywózkę.Maszyny te trzeba było sprowadzićz powrotem do fabryk, z którychzostały zabrane.

Jako jedne z pierwszych w Starogardzie uruchomiono młyny  (12marca 1945), co miało istotne znaczenie dla wyżywienia ludności.Na ziemi świeckiej podjęto prace,zmierzające do rozruchu dwóchelektrowni wodnych w miejscowościach Gródek  i Zur. Częściowe uruchomienie cukrowni w Pelplinie

nastąpiło już w listopadzie 1945 roku, całkowite dwa lata później.

  Wraz z odbudową zakładów przemysłowych Kociewia przystąpionodo realizacji uchwały Rządu z 1946roku o budowie zakładów płyt pilśniowych w Czarnej Wodzie, tejnajwiększej podówczas inwestycjiprzemysłowej w tym regionie.

  W dniu 3 stycznia 1946 rokuukazała się ustawa o nacjonalizacjiprzemysłu, kiedy już olbrzymia  większość fabryk tego regionu była w rękach państwa. Do nielicznych spornych przypadków należa

łaPomorska Huta Szkła w Staro

gardzie, stanowiąca od 1936 roku  własność udziałowców Towarzystwa  Akcyjnego. Jeszcze w 1947 roku  właściciele tej huty kontynuowalistarania o jej skreślenie z rejestruprzedsiębiorstw, przeznaczonych donacjonalizacji. Ale ich próby spełzły na niczym. Na masówce, 11 listopada 1947 roku, załoga huty podjęła rezolucję, pod którą podpisało się ponad 190 pracowników,a której treść brzmiała: „Nie godzimy się pod żadnym warunkiem,by Huta Szkła przeszła w ręce

  prywatnych akcjonariuszy ze Skier

niewic. Gdyby to miało nastąpić,  gotowiśmy powziąść stanowczą po  stawę, a nawet wszcząć walkę i   pod żadnym warunkiem nie dopu  ścić prywatnych udziałowców dwładzy. Nasz honor i włożonakrwawa praca nie pozwalają, by  się w ten sposób uniżyć i dać udziałowcom możność egzystencji 

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 27/99

 

Pierwszy pochód 1-majowy w Starogardzie. Na czele reprezentacjiZwiązku Walki Młodych z-ca przewodniczącego Zarządu Powiatowego,Kazimiera Gapówna.

Ze zbiorów prywatnych autora).

tym, którzy opuścili nas w czasienajazdu hitlerowskiego, nie wypłacając wynagrodzenia przez całe 3 tygodnie. Upoważniamy Radę Zakładową do poczynienia odpowiednich kroków u miarodajnych władz   państwowych i partyjnych, by raz wreszcie Huta Szkła została upań

 stwowiona...".

ODBUDOWA I ROZWÓJHANDLU SPÓŁDZIELCZEGO

Godne wyeksponowania są zmiany, jakie od samego początku po  wyzwoleniu zaczęły zachodzić wdziedzinie handlu spółdzielczego.Tak więc już w 1945 roku Po  wszechna Spółdzielnia Spożywców  w Świeciu zatrudniała 12 pracowników, podczas gdy w wiejskichsklepach „Samopomocy Chłopskiej"tego powiatu pracowało aż 205 pracowników.

  Wręcz jak grzyby po deszczu po

  wstawały tego typu placówki naziemi starogardzkiej: sklep ogólno-spożywczy spółdzielni „SamopomocChłopska" w Starogardzie (21.04.1945), spółdzielni „Rolnik" (4.07.1945) i spożywców „Przyszłość" wSkórczu  t6.09.1945), „Zgoda" (19.07.1945) w Kaliskach, „Ogniwo" wOsiecznej, „Bałtyk" w Zblewie,„Nadzieja" w Szlachcie, „Syndykat"  w Osieku czy „Kolejarz" w Smętowie. Czesław Dawicki zorganizo

  wał Powszechną Spółdzielnię Spożywców „Społem" w Starogardzie(24.06.1945), która założyła też sklepy w Lubichowie i Smętowie. W pierwszych dniach lipca 1945 rokureaktywowała swoją działalnośćspółdzielnia spożywców „Jedność"  w Kocborowie. W lutym 1946 rokusklep starogardzkiej spółdzielni ry  backiej „Rybak" był w staniesprzedać 2 tys. kg świeżej ryby doTrójmiasta. W lipcu w powiecie:starogardzkim pracowały 22 sklepy spółdzielni „Samopomocy Chłopskiej". W 1948 roku, w tymże po

  wiecie do sektora uspołecznionegonależało już 15 proc. punktówsprzedaży. W ślad za tym, w Starogardzie powstały pierwsze han-

dlowo-usługowe spółdzielnie pracy np. branży krawieckiej („Starogar-dzianka", 15.03.1948). W końcu1947 roku za podstawową formęspółdzielczą na wsi starogardzkiej — jak zresztą w całym kra

in ju — uznano G.S. „SamopomocChłopska", a w mieście PSS „Społem". W ślad za tym powstał Po

  wiatowy Związek Gminnych Spółdzielni „Samopomoc Chłopska" wStarogardzie (1948).

Nie inaczej sprawy te wyglądały   w Tczewie, w którym pierwsze placówki „Samopomocy Chłopskiej"powstały 25.04.1945 r., a nazajutrzPowszechna Spółdzielnia Spożywców. W dniu 3 sierpnia tego roku

  w Tczewie, działało 57 sklepów, wtym 3 spółdzielcze. W rok późniejTczewska Spółdzielnia Spożywcówposiadała 7 sklepów, liczyła 853członków, a jej obrót sięgał 90 minzł. Obok tej spółdzielni wcześniejdziałała w Tczewie też Spółdziel

nia Kolejarzy i Pracowników Komunikacyjnych, która prowadziła6 sklepów, zatrudniała 36 pracowników, a zrzeszała 1036 członków.  W ramach unifikacji, 1 grudnia1948 roku została ona przejęta,przez TSS.

DZIAŁALNOŚĆ KULTURALNO-OŚWIATOWA 

Priorytetowym zadaniem kultu

ralnym w skali masowej, po wyzwoleniu Kociewia było zaspokojenie, w maksymalnym stopniu, zapotrzebowania na polskie słowodrukowane. Jeszcze więc w lutymi w marcu 1945 roku drukarzeŚwiecia przystąpili do uruchomienia drukarni w tym mieście. Wydobyli ukryte we wrześniu 1939roku polskie czcionki, które wtedy z polecenie władz okupacyjnychmiały ulec zniszczeniu. Z pierwszymi drukarzami w Świeciu  współpracowali wojskowi drukarzearrnii radzieckiej. Pod koniec marca uruchomiono w Starogardzie

drukarnię prywatną E. Carnuthapod zarządem państwowym. W tejdrukarni wyszły m.in. zachowane;do dziś, w polskim języku druko

  wane, Komunikaty Radzieckiego^Biura Informacyjnego (z kwietnia1945 r.), książecżka-broszurka pt.„Podpisanie paktu przyjaźni, pomocy wzajemnej i współpracy powo

  jennej między Związkiem 'Radzieckim a Republiką Polską" oraz zbiór 

  wierszy Józefa Milewskiego „Wiersze z okupacyjnego Kociewia(1939—1945)". Nie inaczej wyglądało to w Tczewie, gdzie podobnadrukarnia m.in. w styczniu 1946roku wydała pierwszą książeczkę-,-broszurkę pt. „Szopka tczewska —satyra lokalna" autorstwa i pry

  watnym nakładem Józefa Nsłęcza-Dylkiewicza.

Na Kociewie docierały dzienniki-ezasopisma: „Ziemia Pomorska" zBydgoszczy (od 4.03.1945), „Dziennik B łt ki" Gd i ( d 19 05 1945)

„Głos Wybrzeża" (grudzień 1948Powstawały biblioteki, świetlickluby; amatorskie zespoły artystycne. 22 maja 1945 roku powstałmiejska świetlica w Skórczu. W tyteż miesiącu w Skórczu przedst

  wienie teatralne zaprezentował spół klubu żołnierskiego 65 armradzieckiej, a 16 sierpnia zespkoła Związku Walki Młodych zStarogardu. Dnia 26 czerwca 194roku skórczanie oklaskiwali wstępy zespołu artystycznego szkołMO ze Słupska. W grudniu tegroku por. Koryś, z jednostki woskowej z Gdańska, popisywał SIze swoim zespołem w Osiecznepodczas, gdy zespół 51 pp. baw  w tym czasie 'mieszkańców Osiek. W 1947 roku oglądano wstępy chóru „Halka" w Osieczni amatorów osieckiego „Caritas

  w sztuce pt. „Wielką NiewiasDnia 20 lutego 1949 roku brawzbierali w Skórczu junacy „SłużbPolsce" za przedstawienie pt. „Lśna Droga".

Już w pierwszych tygodniach p

  wyzwoleniu zaczęto uruchaszkoły podstawowe. W 1945 rokreaktywowano także szkoły średniPaństwowe Licea i Gimnazja Kodukacyjne w Starogardzie (3kwietnia) Tczewie (12 maja), Świciu i Gniewie (1 sierpnia). W Peplinie rozpoczęło nauczanie Koedkacyjne Liceum Biskupie. Tam14.09.1945 roku wznowiło działaność Wyższe Seminarium Duchowne. Wieczorowe gimnazjum dla drosłych istniało nawet w Pińczyn(1947—1949).

Największym na Kociewiu ośrokiem sakól zawodowych stał sTczew. Tak w maju 1945 rok

  wznowiło tam naukę GimnazMechaniczne, a z początkiem rokszkolnego Zasadnicza Szkoła Zawdowa oraz Państwowe Koedukcyjne Gimnazjum i Liceum Kupickie. W roku szkolnym 1947/4rozpoczęto naukę w Liceum Ped

i j d K i i

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 28/99

działała w Tczewie też Spółdziel Bałtycki" z Gdyni (od 19 05 1945) gogicznym jedynym na Kociewi 

Starogard (1947) i Tczew (1946)otrzymały Państwowe Szkoły Muzyczne. Szkoły rolnicze powstały m.in. w Skórczu, Bietowie (1946——1947), Pogódkach (1946—1947) i wSubkowach. W Świeciu powstała

  jednoroczna Szkoła PrzysposobieniaZawodowego w Gospodarstwie Domowym. W Bolesławowie w latach1946—1948 działało KoedukacyjneGimnazjum Spółdzielcze Handlowei Gospodarstwa Wiejskiego.

Ks. dr Bernard Syehta w podziemiu okupacyjnym napisał utwór pt. „Ostatnia gwiazdka Mestwina"oraz zbierał materiały etnograficzne. Zaraz po wyzwoleniu przygoto

  wał je do druku. Inż. Alfons Hoffmann, przedwojenny dyrektor zespołu elektrowni Gródek-Żur,twórca szkoły polskich elektryków

  w Gródku nad Wdą, wspólnie zinnymi pracował w okupacji nadplanami kompleksowej elektryfikacji kraju. Teraz zaczął je realizo

  wać, Kociewiak Paweł Wyczyński,

działacz Polonii Francuskiej, wydałna obczyźnie pierwszą po wojniei  w języku polskim 'książkę pt. „Noc  betlejemska" (1949).

Sporo zrobiono w zakresie kultury politycznej Kociewia drogą 

np. upamiętnienia miejsc walki imęczeństwa ludności tego regionu.

Reasumując, trzeba stwierdzić,że w latach 1945—1949, a w szczególności w latach realizacji 3-let-niego planu odbudowy kra,ju,(1946—1949), dokonały się na Ko-eiewiu zasadnicze przemiany strukturalne, wypływające głównie zuspołecznienia środków produkcjii przeprowadzenia reformy rolnej.Nie byłyby one możliwe bez pomocy wojsk radzieckich, od których np. Starogard otrzymał 20 tonzboża chlebowego, a szpital w Koc-

  borowie 10 ton innych prowiantów.Znaczna była pomoc w lekarstwach,transporcie, w rozminowaniu terenu, zabezpieczeniu mienia, w uruchomieniu fabryk, ściganiu przestępców wojennych, organizowaniu

  władz administracyjnych itp. Trze  ba też dodać, że ważną rolę w tymokresie odegrała młodzież kociew-ska, zorganizowana od pierwszychtygodni po wyzwoleniu w Związku

  Walski Młodych, ideowo związanym z Polską Partią Robotniczą,,  w Organizacji Młodzieżowej Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych, pracującą pod egidą Polskiej Partii Socjalistycznej, Związ

ku Młodzieży Wiejskiej „Wici",- współpracującym z ludowcami, czy np. w- Związku Harcerstwa Polskiego. Dokonane w latach 1945——1949 przemiany społeczno-gospodarcze i kulturalne zamykały wzasadzie okres odbudowy gospodarki regionu, stwarzając warunki dodynamicznego rozwoju Kociewia wlatach następnych. Działaczom i ludziom pracy, tego jednego z najcięższych okresów w historii ziemi koclewskiej, należą się nie tylko słowa uznania i podziękowania,ale również nasza wierna, stała pamięć.

Józef Milewski

  WAŻNIEJSZA LITERATURA 

1. Dzieje Świecia na d Wisłą i jego r egionu, t. 2. Warszawa 1980.

2. Linowski Stefa n: Dzieje Tczewa wlatach 1939—1965, Tczew 1977.

3. Milewski Józef: Z pierwsz ych l at  władzy ludowej na Kociewiu (w)„Z Pola Walki" 1972, nr 2, s. 209—238.

4. Odyniec Wacław, Podoski Kazimierz,Sobociński Andrzej: Ziemia starogardzka, Gdańsk 1974.

: • ' -

GDY PRZYSZLI PODPALIĆ DOM Dokończenie

narskie w Przechowie pod Świeciem. Spłonęły sterty ze zbożem min. we wsi Piaseczno i Jeleń. WojskaPolskie, opuszczając tereny Kociewia, uznały za konieczne zniszczenie im.in. mostów, nie tylko w Tcze

  wie, ale także kolejowych w Pelplinie, Nowej Wsipod Starogardem i w Krampce koło Lubichowa, 'mostu na rzece Wierzycy pod Gniewem, a także urządzeń kolejowych nastawni elektrycznych w Tczewie,szesnastu kilometrów torów kolejowych w obrębieStarogardu oraz promu wiślanego pod Gniewem. Zaszła potrzeba zatopienia motorówki patrolowej SG„Ślązak" na Wiśle pod miastem. Nie wróciła doswych właścicieli czy użytkowników znaczna ilośćkoni, wozów i samochodów, zarekwirowanych przez  wojsko. Podczas bezładnej ewakuacji padło wiele in

  wentarza żywego, który 'uciekająca ludność pozosta  wiła w opuszczonych zagrodach lub straciła w czasieucieczki.

  Agresja zbrojna Niemiec zburzyła (porządek prawny na ziemiach polskich i stworzyła warunki do eksterminacji ludności słowiańskiej. Spowodowała takżezniszczenie dorobku kulturalnego Polski.

BIBLIOGRAFIA Ciechanowski K.: Armia „Pomorze", Warszawa 1983;Ciechanowski K.: Działania bojowe Grupy Operacyjnej„Czersk" w dniach od 1 do 5 września 1939 roku (praca magisterska), Warszawa 1960;Ciechanowski K.: Wrześniowy szlak Pomorskiej Brygady Obrony Narodowej, (w:) „WTK" z 31.VIII i 7.IX.1969;Dyskant J.: Oddział Wydzielony „Wisła", Warszawa 1982;Iwanowski W.: Kampania wrześniowa 1939, t. 1, Warszawa1981;Jaszowski T.: Łagodzenie skutków II wojny światowej iokupacji hitlerowskiej na Pomorzu Gdańskim w płaszczyźniespołecznej. Referat wygłoszony na sesji naukowej w Bydgoszczy w 1979 roku;Jurga T.: Bitwa w „korytarzu" pomorskim, (w:) NajnowszeDzieje Polski (1939—1945), t. 11, 1967, s. 5—13;Kledzik W.: Dzień 1 września 1939 na trasie Tczew—Mal  bork, (w:) „Przegląd Zachodni", nr 3—4, 1957, s. 414^426;Kronika 2 pułku ułanów Legionów Polskich i 2 pułku szwo

leżerów Rokitniańskich, Starogard Gdański 1959;Matynia J.: Na szlakach walki i męczeństwa województwagdańskiego w latach 1939—1945. Gdynia 1967;Milewski J.: Kociewie w latach okupacji hitlerowskiej1939—1945, Warszawa 1977;Sław iński K.: Lot nisko to ru ńsk ie ' 1920—1939, Warszaw a 1983;Szubański R.: Polska broń pancerna w 1939 roku, Warszawa1982;TMZK. Księga imienna strat ludzkich II wojny światowej(Kociewie), Starogard Gdański 1983;

  Witkowski R.: Walka z agresją niemiecką na PomorzuGdańskim w 1939 roku. Referat wygłoszony na sesji nauko

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 29/99

Jó f Mil ki9 9 yg y j

j Gd ń k 1982 k 

SZKIC REGIONALNY 

uwaga — to jest ważne  wahanie łzy przy stuletniej chacie na piaskach

gdzie taniec płonących soseni to — pomóż

  wypuść mnie stądna zmarnowanie

  bożamęka na pustcerozcina życie matu i tamna wiarę w potęgę izby i lasu

  jest intymna barieraza którą święto natury 

KAPLICZKA W SARTOWICACH

przedziurawiła pierścieńdrzewobjęła pokrzywy we władanieczarcie ścieżki sąsiadkami  jej spoczynkuodnajduje przy brzegu Wisły imiona oryli i retmanówkapliczka z rumieńcemdziewczęcego pocałunku  w dal przerzuca wierność

  w Sartowicach wieczór pospieszny autobus rozbijaciąg chmur noc pędzi przez lataoczekiwaniaona czuwa — nie ma oklasków

ULICĄ ŚWIĘTOPEŁKA 

rana ulicy pochyła

  w plecy powiew rzeki

twarz zagląda  w kamienieprzez pół godziny pod górę z kaszlemstara kobietarozsypuje puch latdźwiga wek wiśnidla mężaulicą pomorskiego księciapo nadzieję na powrót

zdrowia  w oku kiełkuje szpital  w dole miastoz rdzą pośrodkupierwsze drogowskazy powracania i przegranycha potem — w dół

(Świecie — 1985)

NOWE

cień miasteczka jest poniżejmurów — odbijają się wypalonecegły w odwilży okasen i lęk pozostanie tu na zawszenaliczyłem kroki na piętnaście minut

poślizgiem — wdzięczny jestemmilczącym uliczkom bonie czułem się samotnymprzejezdnym — za kilka dnizapomnę że tu byłenii wsadziłem tylko jeden palec

 Wiersze

Romana Senskiego

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 30/99

k hi t i 

PAMIĘCI MICHAŁA RÓŻANOWSKIEGO

To było dawno, krótko po Wniebowzięciu, kiedy z pól powiewało świeżym chlebem, a kłosy 

posmutniały, nagle zgięte wpół pod echem strzałów. Rosnące obok rumianki nie odmówiły ciałuswego zapachu. Zawsze życzliwe i szlachetne nie tylko z nazwy.  A oni, z tamtej strony granicy, tak sobie zwyczajnie, bez powodu... Nie mieli chęci na mo

dlitwę, bo Maria wyszła z kapliczki do nieba dzień wcześniej, w śpiewie skowronków.Niedaleko dźwigać kamienie w poszarpanym brzuchu i leżeć na wznak przy wtórze requiem.

  Wiedział o tym najlepiej pierwszy poległy żołnierz, dwa tygodnie przed wybuchem wojny.

ROZSTRZELANYM OBYWATELOM TCZEWA 

Nigdy nie widzieli muru tak blisko, jak wtedy, gdy po krótkim krzyku niebo z trzaskiem sięrozwarło. Ktoś wezwał Chrystusa, inny nie dokończył przekleństwa. Kilku rzuciło w twarz:„Niech żyje Polska!". Jeden z nich z opóźnieniem opadł na ziemię. Przygarnął ścianę i w ostatniej chwili ręką zdążył zetrzeć krew. Chciał ukryć hańbę i żeby im wybaczono, bo rzeczywi

ście nie wiedzieli, co robią.Potem bogowie dokonali rozliczeń: było ich trzynastu. Feralna liczba! Bogowie też byli przesądni.

Po latach, obok na skwerze, zakwitły róże. Czerwone do ostateczności. Dzisiaj może się zdarzyć, że potomek któregoś z tych, którzy naciskali spust, zwiedzając miasto uzna, że dawniej  było ono ładniejsze, nawet bez róż. Bo tak mówił jego ojciec.

HARCERSKIE ZADUSZKI

Posmutniał park w uroczystość obnażania starych drzew. Obecnie już nikt nie wie, czy trudno im było umierać przed miłością, w okresie pierwszego wzruszenia. Z kim odeszli w trwałym pamiętaniu: z żałobną twarzą matki albo dziewczyny, zapisanej jako pierwsza do czuwania nad sercem.

Chryzantemy jak w piosence i jak każdego roku, ale najjaśniej w tym dniu świeci Perseuszz konstelacji Zaciśniętych Ust. Chociaż nie zdołał ocalić Andromedy.I wtedy zaszumi uroczyście zaduszkowy park, wiatr pochyli płomień ku tablicy, by rozpoznać

ich imiona.

PRZED OBELISKIEM RADZIECKICH JEŃCÓW ZAMORDOWANCH W NICPONI

  Wiatr od Wisły rosyjskie zmierzchy przyprowadził łąką na przełaj. Taką samą łąką, jak smoleńskiej trawy pokos. A zima też podobna, sękata jak nad Dnieprem. W nocy lodami postękiwała. Nawet trudno było myśleć, bo niewiele tego było: czy straszniejszy mróz czy głód.Pot już nie smakował solą, a pamięć traciła drżenie.

Każda ziemia jest życzliwa, nawet gdy jej imię wcześniej zdarto. I każdy wiatr jest wiosenny, także ten z Wierzycy, kiedy topi śnieg na kopcach pospiesznie usypanych mogił.

Nim się pogodzili, że nie wrócą do naddnieprzańskich łąk, ktoś im powiedział, że jeszcze zatańczą na własnym pogrzebie. A przecież dawno ucichły rytmy walca w balowej sali. Przy pewnej wyobraźni można je odtworzyć, zanucić ulubione „Fale Amuru" albo „Na stokach Mandżurii", ale pogrzebów nie było. Zwyczajna różnica między obietnicą, a dobrą wolą.

CMENTARZE Z GWIAZDĄ 

Trudno ich zliczyć, bo nie wszystkim zdołano przywrócić imiona. Czy ta ostatnia sekunda należała do „za waszą i naszą", czy do znienawidzonego „eto germania"? Który z nich to wiedział? Mówią, że można rozpoznać po uśmiechu na ustach albo po tym, czy padli twarzą kuziemi, czy ku niebu.

Ci, z twarzą ku niebu zwróconą, zapatrzyli się w swoją gwiazdę błagając, by prześcignęła czasi wypędziła go z tragicznej ery. To był jedyny sposób na skrócenie wieku i otwarcie następne

go, tego bez wojen. *Dlatego pomódlmy się: — Świeć im gwiazdo, bez względu na kolor, ale promiennie i ciepło.Jeżeli nie wiedzieli, świeć im także, zawsze i do końca pamięci, to srebrnie to czerwono, aż popełną świadomość dobra. A tym, którzy każdego roku zapalają znicze, połącz dar wdzięczności i zrozumienia. Ci, którzy omijają płomień, udając że nie zauważają, przebacz po prostu, boich nikt nie nauczył nigdy niczego, nawet podziwu dla człowieka. Świeć im. gwiazdo, i zapro

  wadź wszystkich — tych z twarzą ku ziemi i ku niebu, tych palących znicze i omijających pło-mień zaprowadź do miejsca gdzie dłoń służyć będzie tylko uściskowi pojednania

R o m a n L a n d o w s k i Zapalenie znicza- S Z K I C E P R O Z Ą  

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 31/99

mień — zaprowadź do miejsca gdzie dłoń służyć będzie tylko uściskowi pojednania 

O WYDA R Z E N I A CH W 1 9 1 9 R OK U

Klęska Niemiec na frontach I wojny światowejprzybliżyła niepodległościowe nadzieje Polaków. Wielu młodych mężczyzn ochotniczo wstępowało w szeregiorganizowanego wojska polskiego oraz do organiza

cji wojskowych. Patriotyczne zrywy ożyły także naPomorzu. Już od 5 grudnia 1918 roku na jego terenie rozpoczęły działalność władze polskie.

  W powiecie świeckim legalną bazą dla działań konspiracyjnych Organizacji Wojskowej Pomorza (OWP)

  były tzw. towarzystwa wojaków, które zrzeszały polską ludność, a szczególnie byłych żołnienzy armii niemieckiej. W Świeciu i powiecie świeckim pracę konspiracyjną podjęli min. ppor. Rosiński, ppor. Przewo-ski, ppor. Kuberski, sierż. Antoni Chruściński, BrunonHoffman, Paweł Rosiński, Jan Sobiechowski, Jan Gutowski, Ludwik Kmiecik, Leon Tłoczyński i Józef Bona. Jak podawał „Mestwin", dodatek  „Słowa Po

morskiego", w artykule wspomnieniowym Jana Karnowskiego z dnia 3 maja 1031 roku, to właśnie onizwołali wszystkich byłych żołnierzy — Polaków na

  wielki wiec w -dniu 14 grudnia 1918 roku, celemzałożenia rady żołnierzy. Na wiecu tyim, pod pozorem zorganizowania tejże rady, założono Towarzystwo„Jedność", które było początkiem tworzącego się batalionu wojska polskiego w Świeciu. Biuro Komendy OWP znajdowało się w 'mieszkaniu prywatnym Antoniego Chruścińskiego, posługując się nazwą „BiuroInformacyjne Rady Ludowej". Członkowie organizacji posiadali broń, którą dostarczał nielegalnie podoficer armii niemieckiej, Paweł Rosiński, za co zostałpóźniej aresztowany. Tajna organizacja z każdymdniem stawała się liczniejszia. Jednym z jej celów

'było przemycanie ochotników do polskiego wojska.Niebawem akcję tę rozszerzono na teren całego po

  wiatu. Przez granicę, w okolicy Brodnicy, przeszłodwustu ochotników. Władze niemieckie pilnie jednak śledziły ruchy Polaków.

Pierwszego aresztowania władze zaborcze, dokonały 6 marca 1919 roku w karczmie Franciszka Wyrwickie-go w Brzechowie. Komendant miejscowego Grenz-schutzu (Straży granicznej), Molier aresztował gospodarza i ppor. Rosińskiego, którego przewieziono do

Grudziądza, gdzie wytoczono mu proces o zdradę stanu. Zatrzymano także Franciszka Bogackiego, Franciszka Kotarskiego, Orzechowskiego, Leona Tarkowskiego i Piotra Lewandowskiego. Granzschutz na początku 1919 roku obstawił główne ośrodki powiatuświeckiego, jednak OWP nadal pracowała sprawnie.Skupiała wówczas trzech oficerów i aż 3.409 podoficerów i szeregowców. Organizacją dowodził ppor.Julian Rosiński, zaś funkcję jego adiutanta pełniłsierż. Antoni Chruściński. Dowódcami trzech batalionów byli podporucznicy Józef Kuberski i Teodor Przewoski oraz chorąży Józef Pokorski. Dochodziło  jednak ciągle do licznych represji :ze strony władz,

a zwłaszcza Grenzsehutzu. Mnożyły się rewizje, aresztowania i napady.

Podczas uroczystości Towarzystwa Gimnastycznego„Sokół", organizowanej w 1019 roku 'dla uczczeniapamięci Jana Kalińskiego, urządzono loterię fantową.Portret szewca-<bohatara wygrał na tej imprezie Bolesław Nelfce. Gdy wracał do domu, patrol Grenz

schutzu zażądał zwrócenia obrazu. Powstało wte  wielkie zamieszanie, ponieważ Polacy stawiali oa żołnierze niemieccy ścigali przechodniów po ucach. Wydarzenia te doprowadziły do ogłoszenia

Świeciu stanu oblężenia, który trwał cały miesiąc, 22 lutego do 22 marca, a następnie wznowiony w msiącach kwietniu i .maju. Napięcie wzrastało, gd  jednocześnie trwały walki powstańcze na frpoznańskim.

Jednym z powodów wprowadzenia stanu oblężen  były również wypadki 22 lutego 1919 roku. W tym doszło w .Berlinie do wystąpień członków par„Spartakus". Poparli je członkowie tej organizacji Świeciu. Tego 'dnia Grenzschutz zamierzał aresztowdwóch „niebezpiecznych Spartakusów" — Sfcolesińskgo i Grunwalda. Jednego ;z nich rzeczywiście .areszt

  wano, co wywołało sprzeciw Polaków i wielkie p

liczne zgromadzenie. Kiedy żołnierze straży granicnej odprowadzali aresztanta, tłum podążył ich śdem i otoczył ich. Zgromadzenie tłumu uniemoż

  wiało użycie brani. Jednak, gdy wszyscy znaleźli   w pobliżu koszar, w zasięgu karabinów maszy  wych, Niemcy otworzyli ogień. Zginęła wówczas lenia Agnieszka Grabowska i Ludwik Weiner, lat 5

Budynek dawnej landratury pruskiej w Świeciu nad WisOd 1920 roku siedziba starostwa polskiego. Obecnie miesię w nim Urząd Miasta i Gminy.

(Ze zbiorów własnych auto

  W następnych miesiącach doszło do ponownzajść o różnym nasileniu. Znany był incydent z odziałem Rossbacha. W tej sytuacji iw powiecie zczęła urzędować Tymczasowa Rada Państwowa, speniająca funkcję Sejmiku i Wydziału PowiatowegJako delegat rządu do końca 1919 roku urzędowprzy landraturze Stanisław Wojnowski, który stycznia 1920 roku, a więc dzień przed przejęciemiasta i powiatu przez władze polskie, wybrany zstał pierwszym starostą powiatowym.

17 stycznia 1920 roku oddziały wojska polskiegen. Hallera rozpoczęły akcję oswobodzenia terenóprzyznanych Polsce postanowieniami Traktatu Wesalskiego. 25 stycznia, wczesnym rankiem ostatnoddziały niemieckiego Grenzschutzu opuściły Świeca kilka godzin później, wśród bicia 'dzwonów wkrczyły do miasta pierwsze kolumny żołnierzy polskicowacyjnie witane przez miejscową ludność. W wojsk

  wym szyku szli również ochotnicy świeccy, prodzeni przez Antoniego Chruścińskiego.

JAN A. KAMIŃSKI Nim do Świecia przyszła Polsk

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 32/99

lesław Nelfce. Gdy wracał do domu, patrol Grenz dzeni przez Antoniego Chruścińskiego. 

MARIA WŁADYCZANKA 

  W S P O M N I E N I A O M O I M O J C U Braciom —Lechowi i Andrzejowi

Rodziców naszych, Łucję z Grzegorzewskich i Antoniego Władyków sprowadził' na Pomorze rok 1920.Swoim przyjazdem odpowiedzieli na wezwaniepierwszego Kuratora Okręgu Szkolnego Pomorskiego, prezesa Towarzystwa Naukowego w Toruniu,dr Łęgowskiego1, który organizował po pierwszej  wojnie światowej szkolnictwo na terenie tzw. wów

czas „Kresów Zachodnich".Zamieszkaliśmy w Tczewie na ulicy Bałdowskiej 5.Moja matka — przy pomocy kolejno następują

cych po sobie „pomocy domowych": Marianny, Manii, wojowniczej Otylki — prowadziła nasz skromny dom, hodowała w ogródku kwiaty i „pędziła" wspaniałe, wchodzące właśnie w modę, pomidory. Żywai pełna dowcipu, razem z ojcem, stworzyła z naszegodomu nie tylko ośrodek życia towarzyskiego, ile raczej miejsce spotkań ludzi, których życie nie zamykało się w czterech ścianach własnych interesów.Była wreszcie najwierniejszą towarzyszką i pomocnicą ojca w pracach nad repolonizacją Pomorza.

Jej zaangażowanie w tę pracę było rzeczą naturalną, jeśli choćby najbardziej ogólnie zważyć atmosferę, w jakiej upłynęło jej dzieciństwo i lata młodości: obydwaj jej dziadkowie byli uczestnikami Po

  wstania Styczniowego w 1863 roku, a ojciec dwukrotnie aresztowany za potajemne nauczanie historiiPolski i działalność społeczną i patriotyczną, zagrożony był zsyłką na Sybir. Sama zresztą, jako zaled

  wie kilkunastoletnia dziewczyna, należała w tajemnicy przed rodzicami do organizacji socjalistyczneji na własną rękę, z grupą rówieśników prowadziładziałalność, mającą na celu „walkę z caratem". Z takim „stażem" życiowym nie mogła oczywiście i póź

niej nie brać udziału w pracy społecznej, ani też  biernie patrzeć na pracę swojego męża. Lecz życiamatki to osobny rozdział. Tu pisać będę przede

  wszystkim o ojcu.

„Repolonizacją Pomorza" — trochę mnie niepoko  ją te wielkie słowa. Choć prawdziwe, nie bardzomoże pasują do niczym szczególnym nie wyróżniającej się sylwetki młodego polonisty. Zza binokli ogarniały świat dobre, spokojne oczy, zapatrzone w jakieś swoje myśli-marzenia, czasem śmiejące się wesoło i trochę przekornie. Powiedzmy więc po prostu,że ojciec nasz i matka kochali Polskę w sposób,

który dla dzisiejszego pokolenia jest już trochę da-<leki: z jakąś wielką gotowością do ofiar. Młodzi,  wychowani na Żeromskim, prześladowani za polskość  w szkole rosyjskiej — w ślad za obrączkami, którezłożyli na skarb narodowy, dorzucili resztę swojegoiżycia. Wyobrażam sobie z jaką ulgą i beztroską zostawiał mój ojciec swoje dyrektorstwo w Sierpcu

i z jaką radością zaczął siew polskiego słowa wśródludzi — początkowo nieufnych do przybyszów z„Królestwa", czy jak się potocznie mówiło „Antków

  warszawskich" — w krótkim czasie serdecznychprzyjaciół. Czasem z twardej, skażonej germanizma-mi, mowy miejscowej ludności, wyłuskiwał jakieśsłowo staropolskie, a w rozmowach z nami poka.-zywał je jak drogocenny klejnot, którego nie udało

się przez te wieki zdeptać najeźdźcom. To były jego  wielkie radości, którymi dzielił się z otoczeniem i znami, ledwo od ziemi odrosłymi malcami: — „Dźwie-rze..."  — czy słyszycie jak bardzo słowiańskie jestto słowo, a „knefliczki"  — wprawdzie pochodzenianiemieckiego, ale to zdrobnienie spotykamy bardzodawno w języku polskim, już u Mikołaja Reja. Najdroższe były te słowa zapomniane, skazane na wymarcie. Odnotował je swym pięknym, drobnym pismem obok tłumaczeń z klasycznych tekstów greckich i łacińskich, i obok wierszy, którym poświęcał chwile odpoczynku.

Któregoś dnia, czytając książkę w parku, na ławce koło różowych kasztanów, usłyszał głos dziecka;śpiewającego „Jeszcze Polska nie zginęła". Było to

  w tamtych czasach wielkie przeżycie. Chłopcem okazał się, o ile pamiętam, Marian Orcholski, syn tczewskiego kupca, a późniejszy uczeń mojego ojca.

  Wspomniałam mimochodem Żeromskiego. Jegoduch panoszył się, i w wielkiej chwale żył, w naszym dużym słonecznym mieszkaniu, pełnym szaf   wypchanych książkami i czasopismami, z dębowymstołem, zawalonym przygotowanymi do poprawy zeszytami uczniów ojca i z oknami, na których rosły kwiaty matki. Z wyjątkiem paru miękkich fotelików i kanapki w gabinecie ojca, reszta umeblowania była bardzo skromna. I tak pozostało do końca,choć nie było to w stylu lat międzywojennych. Zato było bardzo* dużo miejsca na nasze harce...

Od wschodniej strony, wzdłuż całego mieszkania  biegł długi kamienny balkon. W drewnianych zielonych skrzynkach kwitły czerwone pelargonie albonasturcje, zwane tu „patrzy-panna-przez-płot". W bocznej skrzynce rosła zawsze maciejka. Lipy, sięga

  jące konarami okien drugiego piętra, wdzierały się  w czerwcu zapachem i brzękiem pszczół. Od zachodniej strony domu kapryfolium oplatało oszkloną werandę, a w maju od ogródka bił zapach bzów.

  Wiosną wieczory pomorskie są bardzo jasne, perło-  wo-błękitne. Kładzie się na nich chyba daleki blask podbiegunowych białych nocy. Dobrze było w takie

S i e w p o l s k i e g o s ł o w a

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 33/99

p g y y y y 

  wieczory siedzieć w najciemniejszym kącie i słuchać  wspomnień rodziców z ich szkolnych i uniwersyteckich czasów. Kielecki park z szeroką aleją i kamienną ławką przy źródle, na którą nigdy już nie wróciBiruta, znałam dobrze, zanim wzięłam w rękę „Syzyfowe prace". Za Kielcami szedł Kraków z „Weselem", Siemaszkową, Solskim, Węgrzynem i Adwentowiczem. Młodość naszych rodziców stała się w ich wspomnieniach częścią naszego życia.

Mroczniała wyobraźnia dziecka, gdy po czasachuniwersyteckich przychodziła kolej na wspomnieniao przeżytych w Płocku latach pierwszej wojny,o szpitalach zapełnionych odorem rannych żołnierzy,zwożonych z pola walki. Nie znając wówczas okrucieństw, jakie miała przynieść następna wojna, zda

  wało się, że tamto było zapowiedzią  w porę zażegnanego końca świata.

Czasem letnie wieczory zapełniały się inną treścią.Koledzy i przyjaciele mojego ojca — wytrawne wilki morskie, pierwsi oficerowie polskiej floty handlowej i pierwsi wykładowcy polskiej Szkoły Mor

skiej, która wówczas mieściła się w Tczewie, snuliswe opowiadania z dalekich mórz i nieznanych kra  jów. Któż dziś pamięta dobrego i pełnego pogody lekarza szkoły, komandora Floriana Hłasko,2 który „morzami ku Polsce płynąc, oczy w wolnej ojczyźnie zamknął" — jak głosi napis na zrujnowanymprzez Niemców i ciągle jeszcze nie odrestaurowanympomniku na jego grobie, na starym cmentarzutczewskim, a pamiętać trzeba, że przyczyną jegośmierci było przeziębienie, którego się nabawił, gdy 

  wśród zimna i zawieruchy, sam z gorączką, szedłdo jednego z chorych uczniów. Kto dziś wspominamądrego' inżyniera Kazimierza Bielskiego,3 towarzysza dalekich spacerów i rozmów mojego ojca; wczyjej pamięci zachowała się wyniosła postać pozornie oschłego, a pełnego czujnej dobroci komandoraGustawa Kańskiego4? A byli przecież inni zasłużeni i wybitni: dyrektor Szkoły Garnuszewski 5, matematyk — prof. Maresz,8 inżynier Kokiński,7 bohaterski kapitan Mamert Stankiewicz, Konstanty Macieje-  wicza _ zmarły niedawno — i tylu innych. Wieluz nich odeszło w zapomnienie podobne do śmierci.

  W parnięci dziecka zachowały się zarysy sylwetek i twarzy „spotykanych codziennie na tych samychulicach, parę zabawnych zdarzeń" i wreszcie strzępy opowiadań, których uzupełnienie szukało się później

  w „Smudze cienia", „Tajfunie" i „Lordzie Jimie" —na kartach powieści Józefa Conrada.

  Wszystko to jest już dzisiaj kartą historii — nieobjętą na pewno, a być może bardzo wybitną kartą historii, która miała wpływ na dalszy rozwój naszego miejsca na morzach i oceanach, a także namiejsce w politycznych układach świata. Lepiej niż

  ja opowiadać by mogli o tym, i: oceniać, ówcześniuczniowie Szkoły Morskiej.

Do dornu moich rodziców przyjeżdżali też czasemz głębi Polski starzy koledzy szkolni i uniwersyteccy. Zachodzili i zjeżdżali polscy działacze Kaszubi Kociewia. Bywał rozśpiewany  i pełen humoru wizytator szkolny pan Strumpf, majestatyczny inspektor Binnek, niezrównany gawędziarz, zmarły w obozie w Dachau, ks. Paweł Prabucki ze swym opo

  wiadaniem, jak to niczym Jonasz po jednej z bi-

tew morskich w czasie pierwszej wojny świato  wej — gdyż służył wtedy w marynarce — znalazsię, razem z Chińczykiem sprzedającymi jabłka, w

  brzuchu wieloryba. Został w pamięci rotmispierwszego pułku szwoleżerów — Karol KiedrzyńskiByli i inni, może bardziej zasłużeni, lecz nie pamiętam ich nazwisk.

  Wśród tych ludzi na stanowiskach, w pięknycmundurach i w dostojnych sutannach, mój ojciec  był najskromniejszy, najmniej godnie reprezentowałsię jego wytarte popielate ubranie. I nawet nie bardzo był obecny. Chyba trafnie w szopce Bożonarodzeniowej uczniowie Szkoły Morskiej przybrali go

  w szatę jednego z trzech Magów (pozostałymi bykpt. M. Stankiewicz i inż. Ancuta) i włożyli w ustaKrasińskiego:

„Rzeczywistość się pomałuw świat przeviienia ideału".

Ten świat marzeń był mu tak bliski, że potraiił  wyłączyć się z rozmowy i trwał daleki w jakimzasłuchaniu czy zapatrzeniu, a przecież bliski goto

  wością swojej serdeczności.Po pierwszym okresie, gdy z braku sił pedago

gicznych pracował nie tylko w obydwóch gimnazjach, ale i w Szkole Morskiej, zostało mu już tylkgimnazjum męskie.9 Zostało mi przeświadczenie, potwierdzone uratowanymi z wojny •— nielicznymniestety •— listami mojego ojca, jak bardzo wielserca dawał swoim uczniom. — „Jak wróble chmarotoczyliście mnie. Nie mogę odejść" —• mówił w malignie przedśmiertnej. Ich wdzięczność ciągle jeszczprzy różnych okazajach dociera do mnie, jak najdroższe dziedzictwo.

  W jesienne i zimowe wieczory moi rodzice prowdzili kursy języka polskiego dla kolejarzy, listonoszy, policjantów, celników i — Bóg jeden wie — kogo jeszcze.

Były też inne sprawy, którym — my; dzieci —musiałyśmy ustępować miejsca. Przed plebiscytemna Śląsku różnymi środkami lokomocji, czasem pieszo, ojciec przemierzał Pomorze, wyszukiwał tychktórzy urodzili się na Śląsku, a potem razem z pełnym ofiarności Janem Struczyńskim10 zaopatryw

  w żywność i wysyłał na plebiscyt. Pamiętam przyjazd dzieci polskich z Japonii, kolonie dziez Opolszczyzny... Były to sprawy dla nas wówczaniezrozumiałe, lecz na pewno ważne. Służyli im nasi rodzice, a my •— czasem pomijani — na całe życie zaczerpnęliśmy coś bezcennego z atmosfery ic

  bezinteresownej, wspólnej pracy. W naszym skronym mieszkaniu jakoś prywatnie — nie politycznie — żyła cała Polska. Portrecik Piłsudskiego bypodarkiem, jaki ojciec jeszcze w Płocku dostał oswojego ucznia, który — bardzo „smarkaty" — uciekdo Legionów i potem trzeba mu było wypraszaprzebaczenie u zagniewanych rodzicieli. Generał Ha

ler, od czasu jak był gościem naszego miasta, 11 stasię tak bliski, że mówiło się o nim jak o członkrodziny. Polityka nie tworzyła przepaści i podziałówZ najbardziej godnych szacunku krajów na świecPolska była jedyna, a Polacy braćmi najdroższymi nie dzieliło się ich na lepszych czy gorszych tylkdlatego, że pochodzą z Poznania, a nie z Lwow

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 34/99

, j y p j j 

„Studia będziesz robiła w Wilnie'* — zapadła decyzja moich rodziców, gdy miałam osiem czy dzie  więć lat.

Kiedyś przyjechał Osterwa z „Księciem Niezłomnym".12 Na wielkim placu przed Szkołą Morską,obok starego cmentarza, pod wygwieżdżonym nie  bem działy się rzeczy niepojęcie wielkie i tragiczne. Czy potrafiłabym odczuć żałobę, jaką w dwa

dzieścia lat później, w chwili śmierci Osterwy, okryła się Polska, gdyby nie to nocne widowisko',, naktóre mimo pewnych sprzeciwów matki, zabrał mnieze sobą, nieustraszony w takich przypadkach ojciec?

Czasem w lecie jeździliśmy na szeroką, jeszcze  wówczas pustkę plaży Gdyni czy Małego Kacka.Leniwie płynęły godziny nad morzem „rudo-zielo-nym, a fiołkowym w oddali". Pewnie to wówczas,leżąc obok ojca, na całe życie nauczyłam się tęsknoty do milczącego zapatrzenia w poruszający siężywioł, do odchodzenia od zgiełku i pracy, do orzeź  wiającego zapachu słonej wody.

Pamiętam jak kiedyś leżąc na piasku głośno roz  ważał pochodzenie nazwy „Gdynia":

— G'dnu... Ku dnu... Tu ziemia schodzi „ku dnu"morza, więc może dlatego „Gdynia". — Nie znamsię na onomastyce i nie wiem, czy współczesne badania potwierdziły tę zachowaną w pamięci paroletniego zaledwie dziecka hipotezę mojego ojca...

Pomorskie jesienie, sycące liście wilgocią, bywają długie i piękne. W starym, opuszczonym dziś, parkuza miastem, zwanym „Strzelnicą", była aleja klonowa, gdzie siedząc z ojcem na półokrągłej długiejławce, po raz pierwszy zetknęłam się z Kasprowiczem. Byłam zbyt mała, żeby zrozumieć jego proste słowa, lecz coś przemówiło z nich do mnie.Może sprawiło to miękkie brzmienie głosu mojegoojca, jego własne wzruszenie? Była to ostatnia jesień jego życia i chyba ju.ż na zawsze szara okładkapierwszego wydania „Księgi ubogich" kojarzyć misię będzie z mgłą, zasnutą smugami słońca, kładącymi się cicho na szeleszczących liściach i ostatnichchwilach dziecięcej beztroski.

Nie mogę zamknąć tych wspomnień pomijającGdańsk — jeszcze jedną „miłość" życia moich ro

dziców.Tak się złożyło, że przez jakiś czas, tydzień w ty

dzień jeździłam z rodzicami do dentysty do Gdańska, potem włóczyliśmy się po wąskich, starychuliczkach, patrzyliśmy na zieleń wody w Raduni,nad którą stał XIV-wieczny wielki młyn krzyżacki, słuchaliśmy najcudniejszego śpiewu dzwonów„u św. Katarzyny". Na kawę z bitą śmietaną zachodziliśmy do maleńkich kawiarenek, czasem do wielkich magazynów Sternfelda, gdzie po raz pierwszy 

  w życiu jechałam windą i gdzie na jednym z pięter   było istne królestwo lalek. Zatrzymywaliśmy się

przed witrynami kwiaciarń, gdzie sprowadzano najpiękniejsze holenderskie kwiaty...

Jeżeli słońce zachodziło czerwono, widać było zdługiego balkonu naszego domu, jak na przeciwległym brzegu Wisły lśnią krwawym blaskiem gotyckie okna malborskiego zamku, ogrodzone niepo

jętymi dla dziecka i pewnie dla takich ludzi, jakim

Któregoś niedzielnego ranka, gdy czekając przeddomem na rodziców zbierających się do kościoła,pomrukiwałam pod nosem jakąś piosenkę, wyrósłprzede mną, jak spod ziemi, kilkunastoletni chłopiec  w czerwonej czapce niemieckiego gimnazjum, zerwał mi z włosów kokardy i wdeptał je w ziemię,krzycząc ze złością niezrozumiałe słowa. Kojarzę to

  wspomnienie z malborskim zamkiem, tak trudnymprzez wiele wieków do przejednania chrztem dobro

ci i braterstwa. Nie uczono nas w domu szowinizmu, i trzeba przyznać niektórzy Niemcy umieli todocenić. Na wiadomość o ciężkiej chorobie ojca zgłosił się stary fryzjer, Niemiec, z gotowością przychodzenia do domu, by strzyc go i golić. Mój ojciecnie odrzucił tej usługi. Takich faktów było więcej,łącznie z uratowaniem mojej matki przed areszto  waniem i obozem.

Ojciec nie doczekał się czasów, gdy przez Polskęi świat szły fale dyktatury i nacjonalistycznej nienawiści.

— Dzięki Bogu, że na to nie patrzy — mówiła

matka.Upomniała się o niego hitlerowska policja. Napierwszej liście Polaków, przeznaczonych do obozu,  było nazwisko moich rodziców. Cała lista „przestępstw", notowanych skrupulatnie od początku ichpobytu na Pomorzu, była uzasadnieniem wyroku.Przeoczono jednak szczegół, że od dwunastu lat ojciec już nie żył. Należała się zemsta i za to: naplatformy samochodów wyrzucono wszystkie książkimojego ojca, wszystkie jego notatki i wiersze. Przezparę dni palono nimi w fabryce papieru i papy.

Maria Wladyczanka

  W Y J A Ś N I Ę N I A R E D A K C J I

Łucja (22.05.1892—6.04.1968) i Antoni Władyka byli znanymidziałaczami i organizatorami życia kulturalnego Tczewalat międzywojennych. Szcególne zasługi wnieśli w rozwójoświaty, m.in. pracując społecznie w Towarzystwie Czytelni Ludowych. W ubiegłym roku przypadła setna rocznicaurodzin (1.06.1885), a w roku bieżącym sześćdziesiąta rocznica śmierci (7.12.1926) Antoniego Władyki.

1 Dr Józef ŁęgowsM, pseud. Nadmorski (1852—1930), zasłużony dla Pomorza i nauki polskiej etnograf 1 dialektolog.

2 Florian Hłasko, dr medycyny, podróżnik, autor wspom

nień „Morzami ku Polsce", które w postaci książkowejdo druku przygotował, wydał i przedmową opatrzył Antoni  Władyka. Zmarł 29 grudnia 1921 roku.

3 Kazimierz Bielski, inż. technolog, kierownik WydziałuMechanicznego tczewskiej Szkoły Morskiej, poprzednio długoletni dyrektor jednej ze stoczni w Petersburgu. W Tcze

  wie zostały wydane przez Instytut Wydawniczy Szkoły Morskiej jego podręczniki szkolne, m.in. „Mechanika teoretyczna", „Prawidła wykonywania rysunków maszyno  wych", „Turbiny parowe". Antoni Władyka współpracowałprzy redakcji tych podręczników, jak również przy pracach edytorskich publikacji pozostałych autorów — kolegów, wykładowców szkoły.

* Gustaw Kański, kpt . ż.w., z-ca dy rek tora Szkoły Morskiej, kierownik Wydziału Nawigacyjnego szkoły, autor 

  wydanych w Tczewie podręczników szkolnych: „Streszczony kurs morskiej praktyki", „Locja", „Nawigacja". Prze  wodniczył komisja państwowej która w lipcu 1920 rokuzakupiła w Holandii fregatę (rok wodowania 1869) dla potrzeb szkoły. Jednostka ta wcześniej pływała kolejno pod

  banderą angielską, włoską i holenderską, zmieniając każdorazowo nazwę — „Chinsura", „Lucco", „Nest". Trzy-masztowy żaglowiec wiosną 1921 roku otrzymał nazwę

Lwów" i przeznaczenie statku szkolnego PS Morskiej w

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 35/99

  jętymi dla dziecka i pewnie dla takich ludzi, jakim Lwów i przeznaczenie statku szkolnego PS Morskiej w 

* Ant oni Garnusz ewski (1886—1964), k mdr, inż. mech., dyrektor Szkoły Morskiej okresu tczewskiego, jednocześnie

  wykładowca teorii i budowy okrętu, autor wydanych wTczewie podręczników „Budowa okrętu" i „Teoria okrętu". Przykry incydent dotyczący jego rezygnacji ze stanowiska dyrektora szkoły był bardzo żywo komentowany 

  w owych latach. Inż. Garnuszewski odszedł z tego stanowiska na własną prośbę, która została przyjęta przez ówczesnego ministra przemysłu i handlu, Eugeniusza Kwiatkowskiego. Przyczyną rezygnacji było żądanie redaktora naczelnego pisma „Polska Zbrojna", żeby uczniowie należący 

do szkolnej organizacji faszystowskiej byli szczególnie popierani przez dyrekcję i wykładowców szkoły, m.in. mieli otrzymywać dyplomy ukończenia bez względu na wyniki w nauce. Dyr. Garnuszewski reprezentował stanowisko, że wszyscy uczniowie są równi i winni być jednakowo traktowani. Nie wyraził zgody na żadne ustępstwa,ale potem złożył rezygnację. Jego następcą został kmdr 

  Adam Mohuczy. Inż. Garnuszewski mieszkał w Tczewieprzy ul. Sambora. Współcześnie jego imieniem nazwanoarktyczny statek badawczy PAN oraz osiedle mieszkanio

  we w Tczewie — dawne Śródmieście II.6 Aleksander Maresz, wykładowca matematyki i fizyki,

uczył także w tczewskich gimnazjach.7 Todeusz Kokiński, inż., mechanik okrętowy I klasy,

kierownik warsztatów w Szkole Morskiej, autor podręczni

ków „Maszyny morskie" i „Gospodarstwo maszynowe nstatkach".

8 Mamert Stankiewicz i Konstanty Maeiejewicz, legendarni dowódcy statku szkolnego „Lwów", kapitanowie ż.wKpt. M. Stankiewicz dowództwo żaglowca sprawował latach 1924—1927, jego następcą był kpt. K. MaeiejewicPierwszym dowódcą statku szkolnego „Lwów" (1920—192  był kpt. Tadeusz Ziółkowski.

0 Gimnazjum Męskie w Tczewie mieściło się wówcz  w budynku obecnej Szkoły Podstawowej Nr 5 przy Obrońców Westerplatte. Drugie gimnazjum, o którym wsp

mina Autorka, to Gimnazjum Żeńskie, obecnie mieści s  w jego budynku Zespół Szkół Budowlanych im. Jana Sobieskiego (ul. Dzierżyńskiego 1).

10 Jan Struczyński, znany kupiec branży spożywczej i atykułów „kolonialnych", jeden ze współzałożycieli w 190roku Towarzystwa Ludowego w Tczewie. W 1918 roku bczłonkiem polskiej Bady Ludowej, która następnie w 19roku przekazała władzę polskiemu wojsku i nowo tworznej administracji terenowej.

11 Uroczystości powitania gen. Józefa Hallera i oddziłów wojska polskiego odbyły się w Tczewie 30 styczn1920 roku.

12 Spektakl plenerowy „Księcia Niezłomnego" Pedro Caderone miał miejsce w Tczewie 14 sierpnia 1926 rokTeatr „Reduty" wystąpił w 130-osobowej obsadzie.

Felieton Moim zdaniem

 W  „Polityce" nr 5 -z 1985 roku słynny KTT rozprawił się z krajowym ruchem wydawniczym, 'poddającostrej krytyce racje bytu prowincjonalnej, niskoka-nałowej produkcji wydawniczej. Zareagowałem natychmiast, lecz mój list do Redakcji w tej sprawie

  pozostał bez odzewu. Problem jednak pozostał i zbyć   go milczeniem nie można. To nie tylko różnica zdańw jakiejś tam sprawie, lecz określony sposób podejścia do sprawy o żywotnym dla kultury znaczeniu.

  A to już niebezpieczna .gra, której lekceważyć niewolno.

Niejednokrotnie właśnie mozolna, na średniowieczny  sposób nieomal realizowana działalność wydawnicza,

nieprofesjonalnych „oficyn" na prowincji ratuje nasczęsto przed absolutnym wyobcowaniem z historii,tradycji i kultury własnego regionu, gdyż „centrali" raczej obca jest troska :o pozastołeczne racje i .potrzeby. Przykład narzuconego onegdaj, kompromitującego

  swoją „ostrożnością/' nakładu obu unikalnych słowników gwarowych Kaszub i Kociewia Bernarda Sych-ty ,— o światowym rozgłosie w środowiskach naukowych — jest wielce wymowny. Policzmy, ile przez czterdzieści powojennych lat szacowne centralne in

  stytucje profesjonalne wydały liczących się publikacji monograficznych na wysokim poziomie naukowym i technologicznym z historii Kaszub i Kociewia? Ile

  porządnych albumów, nie mniej urokliwej od Tatr czy Mazur, „Szwajcarii" Kaszubskiej i Kociewskiej? Brak zapotrzebowania czy kompetentnych autorów? 

Skądże znowu. Zatem przeoczenie, czy też „centrycz-nie" realizowana polityka (wydawnicza)? Jakby nie  sądzić smutny to błąd o wydźwięku wcale nie tylkolokalnym. Docierają tu bowiem sukcesywnie aktualne w treści i edytorsko piękne wydawnictwa pomor

  skie, jednakże „bezinteresownie" wydawo.ne przez różnej maści ziomkowstwa W RFN. Zamiast nieustannie dublowanych albumów o miastach i regionach,których polskości nikt nigdy nie negował, nie moglib ś i i ić ł j d K i

w tym kraju obowiązek i prawo ,dbać  o właściwe srowanie polityką wydawniczą, aby ten swoisty poczek nam wymierzony aż tak nie bolał? Czy nie właśnie lokalne wydawnictwa, zamiast narzekać braki i trudności (odczuwane stokroć dotkliwiej

  poligraficznych potentatów), nie wykonują skutecoczekiwanej i akceptowanej przez środowisko — d

 brej roboty także politycznej..., -często za innyi wbrew innym.

Bzdura, że (cyt. KTT) „papier i moce produkcyjrozdrapywane są przez mnożące się jak grzybydeszczu regionalne wydawnictwa". Przecież zadawlając się często wprost wyżebranym odpadem z dr

karń, ścinkami i makulaturą, „wydawnictwa" te ptrafią nie tylko godziwie ten cenny papier spożytkwać, ale w postaci oczekiwanej publikacji oddczytelnikowi. Z tej lokalnej produkcji żaden tytuł n

  zalega na półkach ani nie trafia do kosza, to ipewPod jednym wszakże zdaniem KTT podpisuję s

oburącz, gdy mówi: „z naszym ruchem wydawniczydzieją się rzeczy niepokojące, niebezpieczne, o dalkosiężnych konsekwencjach". Podany przeze mn

  przykład też o tym świadczy. Tylko przyczyna tkwi w trwonieniu papieru przez garstkę wydawcólokalnych (zaledwie promil ogólnej produkcji książeka raczej należy je j szukać w tonach różnej treś„knotów", wydawanych bez uwzględnienia potrze  gdzie owo liczenie się z surowcem jakoby nie obow  zywało. "Wystarczy przecież spojrzeć na odpowie

działy księgarskich regałów i magazynów, za szykiosków, na upstrzone plakatami płoty i tablice ogł  szeń, na biurka w urzędach... W każdym razie wa  zastanowić się nad „receptą" KTT, byle głębiej wtedy i odpowiedź bliższa będzie prawdy. Tymczasenie dajmy sobie zamącić w głowach, przecież i mtakże umiemy patrzeć... i oceniać. Wyciągać wnios

  potrafimy również.

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 36/99

byśmy im przeciwstawić zgoła jednego Kto więc ma 

 ANDRZEJ GRZYBJÓZEF ZIÓŁKOWSKI

M i a s t o j a k i n n eSTAROGARD GDAŃSKI — „stolica" Kociewia. Miasto leżące po obu stronach rzeki Wierzycy na Pojezierzu Kociewskim. Jedna z najstarszych miejscowości Polski północnej. Obecnieczwarty, co do wielkości, ośrodek przemysłowy województwa gdańskiego. Miasto liczy ponad46 tysięcy mieszkańców.

Pociąg zbliża się do stacji. Ściana lasu kończy się nagle. Pola po prawej zbiegają ku strudze, by zazapleczem olch wspiąć się aż do zabudowań PGE-u

  w Nowej Wsi. Kilka silosów i obory. Trochę niżej

grupa domków jednorodzinnych w budowie. Pociągprzejeżdża most, pod którym wartko przepływa Wierzyca. Na wysokiej skarpie piętrzy się szpital. Zaosiedlem domków jednorodzinnych w budowie,

  wzdłuż szosy T-83 widać pierwsze bloki. Trochę poniżej, tuż przy drogowym moście, zbiornik gazu, ana drugim brzegu w dole, składowisko Starogardzkich Zakładów Spirytusowych. Pociąg mija monopolowe mury i przejazd kolejowy, który jeszcze niedawno był wąskim gardłem starogardziej komunikacji. I już dworzec kolejowy. Znane perony. Odlat dworzec niewiele się zmienił. Wąskie, podziemne przejście, w którym wiecznie trwa remont. Świeże tynki, lecz farba na zadaszeniu połuszczona. Podnogami drewniany podest, a pod nim, jak dawniejkałuża. To słoneczne, kwietniowe przedpołudnie po

stanowiliśmy poświęcić na reporterską wędrówkę poStarogardzie i spotkanie z prezydentem miasta. Doniedawna przecież starogardzką administracją „dowodził" naczelnik miasta, teraz „rządzi" prezydent.

Prezydent Zdzisław Dobrowolski rozmawia przeztelefon. Czekamy chwilę w sekretariacie. Właśniestarsza pani przyszła, żeby porozmawiać z prezyden-tam o ulicy i o bloku, w którym mieszka, Coś tam,nie tak. Sekretarka informuje: dzień, godzina, i notuje to, co mieszkanka mówi. Ta odpowiedziała, żeprzyjdzie. Dziękuj i wychodzi.

Przez uchylone drzwi drugiego gabinetu słychać i  widać naradę. Spotkanie dotyczy budowy kolektora,•ściekowego, sądząc po tonie dyskusji, ważnej dla miasta inwestycji. Wchodzimy do gabinetu sporego, aleraczej skromnego. Meble starodawne. Sufit wysoki,tak jak to dawniej być musiało. Budynek w końculiczy sporo lat. Rozkładamy swoje szpargały, włączamy magnetofon i...

— Mimo, że Tczew jest najwi ększym miastem naKociewiu, powszechnie mówi się, że Starogard jest  jego stolicą. Samo miasto jest malowniczo położonenad Wierzycą, otoczone kompleksami leśnymi, żyje  jednak nieco z dala od wielkomiejskiego! zgiełkuTrójmiasta. W swojej bogatej i długiej historii miasto ma sporo pięknych kart ale i tragicznych, naznaczonych piętnem wojen i niewoli. Z prezydencki ego*okna widać wiele: zatem jakim jest to miasto dzisiaj...

— Starogard to piękne miasto z bardzo długą i nietuzinkową historią, miasto, które okrzepło i roz

winęło się w socjalistycznej Polsce. W roku 1954 miało ono 17 tysięcy mieszkańców, dziS ma ich 46 ty  sięcy. Jest to ośrodek przemysłowy z siedemnastomawiększymi zakładami pracy. Niektóre z nich liczą, sięw skali kraju. Ot, choćby STAROGARDZKA „POLFA", zaopatrująca kraj w 116 ogólnej produkcji leków, zakład, który połowę tej prod,ukcji daje na eks

  port. Produkty „Polfy" znane są w kraju i za granicą z wysokiej jakości. W  prawie sześćdziesięciu kra

  jach na świecie leczy się specyfikami wyprodukowanymi w Starogardzie. NADBAŁTYCKIE ZAKŁADY OBUWNICZE „NEPTUN", to też duży zakład. Cztery miliony par obuwia co roku trafia na rynek kra

  jowy. Część produkcji kierowana jest na eksport.Jest to firma nowoczesna, zmodernizowana, dbającao wysoką jakość. Próbuje również nadążać za modo,. I jeszcze, nie wymieniając wszystkich, trzebawspomnieć FABRYKĘ MEBLI OKRĘTOWYCH „FA-MOS", pracującą na potrzeby wszystkich stoczni wkraju. W  tym zakładzie jakość produkcji, to rzecz 

  podstawowa. Wiele statków sprzedajemy przecież zadewizy. Muszą więc być solidnie, a jednocześnie funkcjonalnie i estetycznie wyposażone. „Famos", poza

  głównym profilem produkcji, dostarcza też wyposażenie dla obiektów hotelowych, a także w ramach nadwyżek produkcyjnych, wytwarza poszukiwane wyroby rynkowe.

— Starogard to nie tylko zakłady pracy. A co słychać w innych dziedzinach życia?

— OŚWIATA, POWAŻNY PROBLEM NASZEGOMIASTA. Niestety, mamy za mało miejsc w szkolnictwie podstawowym. Kilka lat temu wydawało się,  że problem rozwiązaliśmy. Od dwóch lat mamy w  szkolnictwie podstawowym zmianowość w granicach1,7. To oznacza, że miastu jak najszybciej potrzebna  jest nowa, duża szkoła podstawowa i oczyiuiście przydałoby się duże przedszkole, ale ono nie rozwiążewszystkich problemów w tej kwestii. Mamy sporo  szkół ponadpodstawowych: Liceum EkonomicznTechnikum Chemiczne, Technikum Obuwnicze i Liceum Medyczne, . a także wiele szkół zawodowych.Problem może pojawić się za kilka lat, wtedy, kiedy do szkół średnich trafi wyż demograficzny, uczący się w podstawówkach. No cóż, na razie cieszymy  się z kadr, które co roku trafiają do zakładów i in

  stytucji w mieście i w regionie. Kilka lat temu oddano do eksploatacji nowy szpital i nową przychodnię. Okazało się, że na dzień dzisiejszy za skromniewtedy zaplanowano. Po prostu potrzeby w lecznictwie, zarówno zamkniętym jak i otwartym, dziś nie  są zaspokojone w mieście.

Jest tego rodzaju problemów dużo więcej. Takich,co i cieszą i martwią. SPORT I REKREACJA wmieście... No cóż, mamy na przykład  — wicemistrzo  stwo kraju juniorów w piłce nożnej, mimo to, nasz KLUB „WIERZYCA" ma nikłe szanse w trzeciej lidze. Mamy piękną halę sportową, niestety, szczęścienie jest pełne, bo brak tej hali zaplecza.

W KULTURZE mamy sporo nawet krajowych sukcesów, ale dom kultury skromny. Tworzymy obecnie,na bazie Miejskiego Domu Kultury i dawnego domukultury „Polfy", Starogardzkie Centrum Kultury. W tym roku rozpocznie się realizacja pierwszego etapu,dobudowa piętra na dawnym obiekcie „Polfy". Dru

  gi etap — dobudowanie sali widowiskowej  — w pro  jekcie, na razie nie stać nas na to. Ten stan wywołuje niezadowolenie mieszkańców. A i animatorzy i twórcy kultury też się nie cieszą. Warunki pracy mo  że obecnie trochę lepsze, ale jeszcze bez tej projekto-

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 37/99

 

wanej sali. W kulturze istotą jest upowszechnianie,a bez tej sali nie będzie z tym najlepiej; znowutrzeba będzie tułać się, „latać" imprezy. Mamy wmieście ZESPÓŁ PIEŚNI I TAŃCA „KOCIE WIE",orkiestrę dyrygowaną przez pana Karbowskiego, ze

  społy teatralne, a sali widowiskowej z prawdziwego  zdarzenia nie mamy.

— Powróćmy jeszcze na chwilę do spraw, na których rozwiązanie mieszkańcy oczekują od dawna.Choćby do sprawy pomnika „nie spełnionych ma

rzeń", czyli basenu.— W okolicy kawiarenki „Słoneczna", nad Wierzycą, od dawna straszy nieczynny BASEN KĄPIELOWY. Budowę tego basenu rozpoczęto po uzyskaniunagrody z konkursu miast Starogard  — Malbork.Niestety, obiekt okazał się pomyłką. Po to, aby tenbasen mógł być eksploatoioany, trzeba wybudować,

  za około 100 milionów złotych, urządzenie do uzdatniania wody. Oczywiście, można spróbować napełnić basen przez trzy noce wodą z sieci wodociągowej i potakim napełnieniu przez jeden dzień można by siękąpać. To jest rozwiązanie nie do przyjęcia. A jednocześnie nie stać nas na zainstalowanie urządzeńuzdatniających wodę. Rozpatrywaliśmy nawet sprawęinnego użytkowania tego obiektu; może przeznaczyć   go na hodowlę karpi? 

— Byłaby to wielka szkoda. Wokół tego basenuurosła mała infrastruktura sportowa.

— Aby wodę z rzeki można było puścić przez ba  sen, to trzeba WYRUGOWAĆ ŚCIEKI, zrzucane przez Kleszczewo, Nową Wieś. W tych miejscowościach są

  potężne fermy hodowlane. Dochodzi do tego trzeci truciciel  — szpital w Kocborowie.

— No właśnie. Starogard leży nad Wierzycą. Niestety rzeka ta jest mocno zanieczyszczona.

— O ile wiem, można już w Wierzycy, nawet wmiejskim parku, złowić sporego pstrąga, ale to jeszcze nie dowód, że woda jest czysta. Działa oczyszczalnia „Polfy" i oczyszczalnia miejska. W roku na  stępnym nastąpi rozruch oczyszczalni Zakładów Mleczarskich. „Polmos" też zajął się właśnie wyeliminowaniem zrzucania ścieków do rzeki. Sporo nieczy

  stości trafia do Wierzycy powyżej miasta Starogard.— Od niedawna włada Starogardem prezydent. Co

z tego przywileju zyskało miasto? I może powie namPan przy okazji, który z poblemów na dzień dzisiejszy jest w mieście „problemem nr 1"?

— Nowa nazwa kierownika Urzędu Miejskiego nicnie zmieniła, niczego nie ułatwiła, dodała tylko obowiązków. Tak jak w każdym mieście i u nas najważniejszym, podstawowym kłopotem jest problemmieszkaniowy. Właściwie są to dwa tematy: BUDOWNICTWO NOWE I UTRZYMANIE STARYCH ZASOBÓW MIESZKANIOWYCH. W pierwszym temacie

  jesteśmy przygotowani do realizacji zadań wyższych,niż to przewidziano w planach. Mamy zamiar w tym

roku oddać 270 —280 mieszkań. Można by zrobić więcej, ale brak środków kredytowych i odpowiedniego  zaopatrzenia materiałowego niweczy te możliwości.Spodziewamy się, że stan ten zmieni się na lepszew drugiej połowie 1988 roku. Obecnie realizujemy zadania na Osiedlu 22 Lipca i Osiedlu Kościuszki. Tetereny są już uzbrojone. Dalsze tereny pod budownictwo, niestety, tego uzbrojenia nie mają. Temporealizacji tych zadań szczególnie ogranicza niekorzystny bilans cieplny w naszym mieście. Planujemy budowę nowej ciepłowni. Tym sposobem rozwiążemy, a

  przynajmniej poprawimy, ten bilans do roku 1990.Wiele problemów stwarza utrzymanie starej sub

  stancji mieszkaniowej. Robimy, co możemy. Niestety,  sytuacja wciąż nie wygląda najlepiej. Zwłaszcza część 

  starego miasta, w okolicach rynku i Kanału Młyń  skiego wymaga natychmiastowych remontów. STARE MIASTO w zasadzie jest zbudowane z cegły popoża-rowej. Cały szereg budynków nadaje się tylko do rozbiórki. Trzeba wykwaterować mieszkańców i rozpocząć remont od fundamentów. Mamy zatwierdzonybudżet, ale zapewnia on tylko jedną czwartą potrzebnych środków. Jest to wprawdzie budżet „kroczący",ale potrzeby są ogromne W starych budynkach są

w wielu przypadkach powinien w sprawę odbudowi remontów włączyć się wojewódzki konserwator zabytków. Niestety, konserwator nie przyznał nam środków. Radzimy sobie, jak możemy. Tam gdzie możnoferujemy prywatnym osobom, rzemieślnikom obiekty do odbudowy lub kapitalnego remontu. Pilnujmy tylko, aby roboty prowadzone były właściwie kształt budynków został zachowany.

— Znając to miasto, układ jego ulic, trzeb a uznże nie ma ono najszczęśliwszych rozwiązań komunkacyjnych. Uliczki są wąskie i wszystkie biegną kierunku rynku — centrum handlowego.

— To prawda. Trzeba rozwiązać PROBLEMY KMUNIKACYJNE MIASTA. Na dzień dzisiejszy

  procent komunikacji koncentruje się na rynku. W  stkie ciągi komunikacyjne prowadzą do cenSzczególnie ciąg północ—  południe jest prawie że do rozwiązania. Utrudnia nam to prawidłowe funcjonowanie komunikacji miejskiej.

— Rynek to centrum handlowe...— Tak. Uważam, że CENTRA HANDLOWE są z

letą miasta. Klient wie o tym najlepiej. Mamy w chwili trzy takie centra: w rynku, na Osiedla K

  pernika i w Alei 1 Maja. Planujemy czwarte trum przy ulicy Chojnickiej.

— A jak w tej chwili wygląda zaopatrzenie

mieście? Starogardzianie mówią, że więcej można kpić w Tczewie, tczewianie, że w Starogardzie.— Szereg przedsiębiorstw, WPHW, PSS i „Sam

  pomoc Chłopska' w roku poprzednim zapewniły   stu zaopatrzenie pożarozdzielnikowe na kwotę milionów złotych. Wszyscy wiemy, jakie były i jkie są kłopoty na naszym rynku. Robimy wszystkaby było jak najlepiej. Czy nam się udaje, ocenklienci.

— Jesteśmy w połowie kadencji rad narodowycJak wygląda współpraca organu uchwałodawczego wykonawczego.?

— LUDOWŁADZTWA MUSIMY SIĘ UCZYĆ. Nwa ustawa o radach narodowych stawia spore wmagania radnym i administracji. Dobrze jest, je

  posiedzenia rady są „gorące". Źle by było, gdyby da milczała lub była radą wzajemnej adoracji. Rani stawiają odważnie problemy, urzędnicy, współpcujący z radą, muszą postawione zadania rozwiązwać. Wciąż trwa wzajemne „docieranie się" rady administracji. Myślę, że procesy integracyjne prbiegają w naszym mieście bez większych konflikti stosunkowo szybko. Na przykładzie „Polfy" moż

  powiedzieć o tym, jak zakład, myśląc o swoich resach, przyczynia się do rozwoju miasta. „Polfa" własne bloki, myśli o kulturze i sporcie w mieśc„Polfa" miastu, miasto „Polfie". A mogłoby być jecze lepiej. I tu rada może wymóc na zakładach ptycypowanie we wszystkim, co się w mieście dzieDyrektorom, oczywiście, zawsze brakuje środkóRada Narodowa może przecież zakładom stawiać w

runki. Powiedzmy: chcecie zatrudnić dziesięciu nwych pracowników, to dajcie tyle i tyle na rozwmiasta. To przecież dla wszystkich w mieście, w tdla was też. Dajcie na handel czy kulturę...

Jeszcze chwilę rozmawiamy z prezydentem, dopimy herbatę, dziękujemy za rozmowę, prosimy o ułtwienie dotarcia nam do młodzieży. Prezydent dzwni do dyrektora Liceum Ogólnokształcącego. Zatwione. Możemy iść na spotkanie z młodzieżą.

Dyrektor liceum, mgr Zenon Lewandowski przmuje nas bardzo miło. Nim minie przerwa, w licalnej auli zgromadzą się przedstawiciele organizamłodzieżowych i samorządu. Będziemy mogli poro

mawiać z najaktywniejszymi z aktywnych. Jeszc  w czasie przerwy rozmawiamy przez chwilę ze Zdsławem Zblewskim z Czarnocina, uczniem IV klaktóry jest zwycięzcą Olimpiady Historycznej. Duto sukces osobisty tego ucznia i szkoły też.

Przerwa się kończy. Idziemy do auli. Młodzież czka. Nie bardzo wiedzą, o czym będzie mowa. Przestawiamy się, więc i zapraszamy do swobodnej dskusji O Starogardzie o tym co można by w mie

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 38/99

ale potrzeby są ogromne. W starych budynkach są skusji. O Starogardzie, o tym, co można by w mie 

Mówią. Może trochę z rezerwą, bo jest z nimi dyrektor szkoły, ale po chwili jakby zapominają o jego obecności. Interesują się sprawami własnego miasta. Z niektórych wypowiedzi wynika, że są Ło ichdomowe problemy, że rozmawiali o tym już nie razz rodzicami. Wypowiedzi są coraz śmielsze, wstają imówią do nas, a przede wszystkim do siebie. Szkoda,że umykają niektóre fragmenty i sformułowania.Mówią żywiołowo. Nawet z pasją tak, że nie sposób  wszystkiego zanotować.

  Adam Gudalewski — Jeśli miałbym w mieście prezydencką władzę, to przede wszystkim zająłbym siękulturą. Uczymy się w szkole, w domu, czasu więcmamy niewiele. Chciałby człowiek czasem pójść dodomu kultury, na jakąś ciekawą imprezę. Filmy docierają do nais z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Jeśli ktoś interesuje się nowościami, to musi pojechaćdo Gdańska.

Jarosław Bandura — Jest kompleks sportowy, jesthala. Nie mamy tam wstępu, dla młodzieży jest onazamknięta, a przecież nie każdy jest wyczynowcem

  w jakimś klubie. Wiadomo, że w sekcjach sporto  wych są najlepsi. Więcej jest jednak takich, którzy chętnie pobawiliby się w sport niewyczynowo. Brak nam basenu pływackiego w mieście. Jeśli ktoś chce

popływać, musi jechać do Tczewa. Latem jeździmy nad okoliczne jeziora.

Katarzyna Szczurowska — Wydaje mi się, że ważnesą sprawy bardzo małe, przyziemne. Choćby czystość w mieście. Wszędzie, na ulicach, skwerach, jestpełno śmieci. Nie mało w tym winy każdego z nas.Miasto powinno dbać o czystość. Są odpowiedniesłużby. Aż strach wspomnieć o naszym miejskimparku. To nie jest miejsce, gdzie można by pójść,na spacer. Tereny zielone są zaniedbane na Obszarzecałego miasta. Sadzi się wprawdzie drzewka i kwiaty, ale potem nikt o to nie dba. Zawsze te sprawy są u nas „akcją", a nie powinno tak być. Szkoła teżpomaga miastu w utrzymaniu czystości, wiosną i jesienią. A czysto powinno być przez cały rok. Mamy kwiecień. Trochę sypnęło śniegiem i już służby zaskoczone. Teraz dopiero można sobie na naszychchodnikach ręce i nogi połamać. I jeszcze jedna spra

  wa. Ostatnio w mieście mamy całe tabuny bezpańskich psów, a w piwnicach domów stada kotów. Wydaje mi się, że z tym też coś trzeba zrobić...

Młodzież zaczyna się uśmiechać. Dyskutują między sobą. Poszeptują o tym, o czym warto by jeszcze powiedzieć. Jakby z większą ochotą wstają terazi mówią.

Jacek Lange — Nie wiem, co może prezydent miasta, jakie są jego kompetencje, ale zająłbym się zdopingowaniem zakładów pracy w mieście, aby łożyły na jego rozwój. Słyszałem, że „Famos" miał się włą

czyć w budowę basenu. Nic z tego nie wyszło. Są   w mieście bogate zakłady, jak choćby „Polfa" i  wspomniany już „Famos". Pracownicy tych zakładów są mieszkańcami naszego miasta. Dyrektorzy izałoga powinni o tym pamiętać.

Sławomir Tyborski — Jeszcze kilka łat temu kąpałem się^w naszej rzece. Dzisiaj, gdyby się ktoś chciał'wykąpać, to na brzegu musiałaby stać pomoc lekarska. Widać, co pływa w naszej Wierzycy. Brud, piana... Widać to, choćby z mostu. Chyba w „Głosie Wy  brzeża" pisano, że ktoś tu złowił pstrąga, ale ja wto nie wierzę.

Ewa Kucińska —• Moja sprawa jest niewidoczna nazewnątrz. Mam zimą w mieszkaniu około dziesięć

stopni. Mieszkam w domu przy Alei Wojska Polskiego. Jeśli muszę s ;e dłużej uczyć, to nie ma innej rady, trzeba włożyć trzy swetry i jeszcze opatulić się kocem. Wydaje mi się, że trzeba też coś zro

  bić z przykrym zapachem z „Polfy". Ludzie szczelnie zamykają drzwi i okna, ale to niewiele pomaga.Trochę trzeba się pochwalić. Mamy w naszym Liceum szczep harcerski. Dobrze działający. Organizu

jemy wiele ciekawych imprez i akcji A już szcze

gólną chyba sprawą jest izba pamięci. Proszę tę izbęodwiedzić. Myślę, że warto. Izbę założyli nasi poprzednicy. My ją teraz uzupełniamy, dbając o to,aby materiały, dokumenty, pamiątki w niej zgromadzone przypominały nam na codzień najchlubniej-sze karty z historii miasta i wychowanków tej szkoły-Barbara Kleczkowska — Restauracje w naszym mieście to typowe knajpy. Po godzinie trzynastej nie masensu tam iść. Należałoby chyba ograniczyć podawanie alkoholu. Nikt porządny do takich spelun nie wejdzie.Hanna Czaja — Trzeba może wyraźnie rozgraniczyćrestauracje i kawiarnie tak, aby młodzież mogła bezobawy spotkać się, wypić kawę, czy herbatę, porozmawiać, nie patrząc na pijackie scenki. Mieszkam  blisko dworca. Nieraz pytają mnie ludzie, gdzie możr 

na zjeść obiad. Jest restauracja, ale po trzynastej  jest to pijacka knajpa. I jeszcze może sprawa turystyki w naszym mieście. Dniała u nas „Turus" i „Or

  bis", ale informacji turystycznej brak. Jest przecież  w naszym mieście co zwiedzać. Jest muzeum w ratuszu i w Baszcie Gdańskiej. Brak w mieście galeriiczy salonu wystawowego...

Mówią. Nie nadążamy z notowaniem. Aula jakby się pomniejszyła, a młodzieży jakby przybyło. Czy 

  jest tak w rzeczywistości, czy to tylko złudzenie?  Wioletta Zielińska — Od paru lat mieszkam naOsiedlu Sześćdziesięciolecia. Brak u nas ciągle wody. To już jest śmieszne, ale rura regularnie pęka

  w tym samym miejscu. Rozkopują, naprawiają i pęka. Czy nie można tego zrobić raz a dobrze? Brak na naszym osiedlu zieleni. Posadzono drzewka, aleprawie wszystkie obumarły. Widocznie zrobiono toźle. Mieszkańcy sadzą kwiatki, sieją trawę, ale spra

  wą tą generalnie powinno zająć się miasto. W naszej szkole lekarz jest raz w tygodniu. Jeśli uczeńchce uzyskać poradę lekarską albo zachoruje, to musi iść do ośrodka i stracić kilka godzin. Potem trze  ba to nadrobić. Nie mamy też dentysty...

Jesteśmy trochę zaskoczeni. Młodzież z powagą,z troską, śmiało mówi o problemach swojego miasta, szkoły, domu. Widać, że są to jej własne pro  blemy. Mówią więc w interesie miasta o swoich małych i większych troskach. Mimo obecności pana dyrektora mówią, co myślą i, co ciekawe, w wieluprzypadkach, jakby powtarzają słowa prezydentamiasta. Prezydent mówił o przyszłych kadrach, o absolwentach miejscowych szkół, że w przyszłości wich rękach spocznie los tego miasta. Na tak myślących młodych ludzi można liczyć, miasto w przyszłości nie zawiedzie się.

Mamy dwie godziny czasu. Idziemy na rynek, że  by pochodzić, pooglądać i coś zjeść. Przy poczcie

skręcamy do parku. Parkową aleją też można dojśćdo rynku. Chcemy zobaczyć, jak wygląda ten park.Czy zmienił sdę? Na lepsze, a może na gorsze? Wiosenna zieleń wiele uszczerbków potrafi ukryć. Młodzież mówiła o tym parku nienajlepiej... ale chybaprzesadziła. Park z naszej pamięci prezentował się o  wiele gorzei. Alejki uprzątnięte, ławki w niezłymstanie i zieleń, ta mniejsza i większa, zadbana. Może to tylko wrażenie, może przechodząc przez tenpark codziennie, inaczej wyglądała je 7o porządki.Może trafiliśmy na ten „dobry dzień". Przechodzimy pod Mostem Chojnickim, na którego kamiennym licu obywatele miasta przytwierdzili tablice, upamiętniającą Floriana Ceynowę, iako przywódcę powstania w 1846 roku. Schodkami w górę... tu dawniej wmaleńkim sklepiku kupowało się „słodkości"...

Po rynku kręcimy się trochę bez celu. Znamy tuprzecież każdy sklep, każdą kamieniczkę. Tłoczno tu,gwarno. Przy kościele farnym, wzdłuż murów obronnych gwar milknie. Kocie łby, zakamarki, podwór-rza... Tuż obok żywego miasta odpoczywa tutaj, jak  by trochę zapomniana, odrobina tego dawnego grodu.

  Andrzei GrzybJózef Ziółkowski

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 39/99

jemy wiele ciekawych imprez i akcji. A już szcze Józef Ziółkowski 

MAGDA MATRACKA, młoda mieszkanka Starogardu Gdańskiego, jest uczennicą Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Skłodowskiej Curie.

Debiutowała tekstem poetyckim w kolumnie „Spotkania Literackie" na łamach „Dziennika Bałtyckiego" w 1985 roku, pod pseudonimem Paula Panasewicz.

Drukując dwa — wydaje się ciekawe — wiersze Magdy zapraszamy innych, nieznanychnam jeszcze, młodych poetów z Kociewia.

Magda

MatrackaDOKĄD PÓJDZIESZ

 b l u e s i k  

dokąd pójdzieszgdy inni odeszlidokąd pójdzieszkiedy bluesaskończą graćdokąd pójdzieszgdy plecami odwróconaprzeszłośćdokąd pójdzieszgdy przyjaciół nagle brak 

dokąd pójdziesz  wsiąkły gdzieś ostatnie grosze dwadokąd pójdzieszBosa Bieda tańczy ci po palcacha Brud szydzigdy zgarniają cię spod bram

PIOSENKA NIECHCIANEJ DZIEWCZYNY 

O tak zostanę starą panną 

 wiem  będę robić nadrutach szalik 

  będę gubić oczkalewe prawea potem już nicnie zobaczęnawet siebie

  w lustrze (może to i lepiej)ani ciebie

  jak robisz karieręani żony twojejani twoich dzieci

 wiempójdę dobrym ludziomna udrękęBóg mi wynagrodzi  w niebiei może umręi może umrę

zanim posiwieję  byłoby lepiejdla ciebie dla mniezapomniećo tak zapomnę

Nasze promocje

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 40/99

gdy zgarniają cię spod bram p ę 

i osad kociewskich

ROMAN SKECZOWSKIJADWIGA STANISZEWSKA 

Herby pojawiły się na Zachodzie i niezwłocznie

niemal upowszechniły się na ziemiach polskich  już w XIII wieku. W ciągu następnych stuleci ichrola rosła, to znów malała. W chwili ich pojawienia zyskują sobie miejsce wśród symboli państwa,poszczególnych ziem, stały się symbolem autonomii osad miejskich, a także znakami rodowymirycerstwa.

Mniej wyraźnie rysuje się ich upowszechnienie  we wsiach lokowanych oraz wśród osad mieszczańskich. Ponieważ w symbolach zawartych natarczach herbowych, a szczególnie w zmianach,  jakim one podlegały, tkwią przekazy o wartościhistorycznej; co najmniej od XVIII stulecia stały 

się one przedmiotem badań naukowych, któreprzybrawszy postać wyodrębniającej się naukipomocniczej historii, uzyskały nazwę własną —heraldyka. Wprawdzie nazwa ta silniej przyległado badań nad herbami rodowymi aniżeli godłamipaństwowymi lub znakami miejskimi, ale we  współczesnym ujęciu ogarnia ona wszystkie tetreści, które były w minionych czesach atrybutami pozycji i stanowiska posiadacza herbu.

Treści heraldyczne, jako całość, znalazły sięz wymienionych wyżej powodów pod opieką i ochroną państw co najmniej od XVIII wieku.

  We Francji rozpoczęto rejestr heraldyczny w

1696 roku, a w 1828 roku w Królestwie Polskim  wprowadzono urzędową „Księgę Heroldii". Jednakże heraldyki miejskiej Pomorza nie objęto

  w tej pracy.Herby miejscowości, to w przytłaczającej więk

szości herby miast, których początki sięgają czasu nadania danej osadzie praw miejskich. Procesrozwoju sieci miejskiej odżył w XIX wieku i z tego względu nowe osiedla zwracały się do ośrodków heraldyki praktycznej, która łączyła sztukęz przeszłością regionalną, a projekty wykonywaneprzed wojną przez Katedrę Nauk PomocniczychUniwersytetu Poznańskiego przedkładano do za

twierdzenia do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.Bardzo barwny obraz ówczesnej sytuacji sta

nowiła Gdynia, która pragnąc uzyskać własny herb, rozpisała konkurs otwarty i to dwukrotnie— raz w 1927 roku (uzyskała wówczas 200 pro  jektów), a po raz drugi w 1936 roku, kiedy wpły

nęło blisko 800 prac konkursowych. Rozstrzygnię

cia nie było, gdyż Rada Miejska pragnęła miećgodło o tematyce morskiej, a Komisarz Rządui Wojewoda preferowali tematykę generalsko-le-gionową (i takie były to projekty). MinisterstwoSpraw Wewnętrznych nie podjęło decyzji w tak spornej sprawie; w tym stanie rzeczy Gdynie zaopatrzyła się w pieczęć z godłem Państwa.

Natomiast herby Pelplina i Skórcza, skorygo  wane przez placówkę naukową Poznania, nie natrafiły na żadne opory.

Herby Kociewia nie były dotychczas przedmiotem zainteresowań zbiorowych heraldyki, co gorsza — można wskazać na prace nasze i obce, któ

re dysponowały tylko częściowym materiałem.Z tych względów wydaje się, że zebranie rozrzuconych informacji oraz ukazanie przemian jestzadaniem aktualnym i pożytecznym.

Zarówno nazwa ,jak i granice tego regionu są   już naszym Czytelnikom znane. Przypominamy,że w przybliżeniu odpowiadają one historycznymgranicom dawnych powiatów: tczewskiego, starogardzkiego i świeckiego — przyjmując stan raczejsprzed stu lat; natomiast wschodnią granicę regionu Kociewia zawsze stanowiła Wisła.

Po przeprowadzeniu szczegółowych kwerendudało się zarejestrować aż 15 osad kociewskich

legitymujących się posiadaniem własnego znaku— w tym 8 stanowią herby miast istniejących,dwa znaki należą do miast, które utraciły swojeprawa, a jeden należy do osiedla przemysłowegoCzarna Woda; pozostałe — to herby wiejskie.

  Wprawdzie nasz współczesny heraldyk J. Szymański przestrzega przed zbyt pochopną akceptacją herbu wiejskiego, najczęściej będącego godłem parafialnym, ale dodaje: „Wsie, które były kiedyś miastami, przecież posiadają herb miejski, który chyba zawsze warto przypomnieć".

  A nasz zasłużony badacz heraldyki miejskiej,Marian Gumowski wykazał szereg osad na Pod

karpaciu i ziemi chełmińskiej, które — chociażobecnie są wsiami — swoje herby posiadały.Nasze więc zadanie polegać będzie na odnale

zieniu całego materiału i poddaniu go krytycznej ocenie. Szczególne zaś zadanie będzie polegało na prześledzeniu zmian, jakim herby ulegały w ciągu stuleci.

miast, wsiHerby

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 41/99

 

T C Z E W posiada najstarszy spośród wszystkich herbów miast porńoskich. Jest nim złocisty gryf zwrócony w, lewą stronę. Jest to transpzycja herbu, jakim posługiwał się dzielnicowy książę pomorski Sam  bor II, który tu, w Tczewie, miał swoją rezydencję, a rozwijającesię u stóp grodu osiedlu kupiecko-rzemieślniczemu nadał w 1260 roprawa miejskie. Herb ten utrwalony został już na pieczęci, którą ramiejska ufundowała zapewne wkrótce po lokacji, a stosowano ją 1309 roku (po raz ostatni). Wykonawcą jej zapewne był zarządca menicy książęcej w Tczewie, a zarazem złotnik — Herman z Brzuśc.

Herb ten silnie utrwalił się wśród mieszczaństwa tczewskiego, skoKrzyżacy, starannie forsując symbolikę swojego młodego państwa, pzostawili to godło bez zmian.

Podkreślić tu należy owe silne trwanie dawnych tradycji pomorskicPrzy mieście bowiem osadzono wysoki urząd administracji krzyżakiej, jakim był wójt tczewski. Używał on godła krzyżackiego, przewdzianego dla miasta i wójtostwa tczewskiego; tym krzyżackim herbe

  był biegnący dzik. Natomiast chorągiew krzyżackiego wójta składsię z czterech czarnych i białych pasów.

Sam rysunek gryfa tczewskiego podlegał prawom rozwoju szturóżnych epok — inaczej wyglądał w okresie gotyku, a znacznie wzbgaciły się jego skrzydła w dobie baroku. Niemniej jednak przetrwał

700 lat bez uzupełnień. Metrykę tego znaku możemy w sposób niempewny związać z latami panowania księcia Sambora II, a ściślej z ich schyłkiem, który przypadł na 1269 rok. Jedynie w latach 1791853 usunięto gryfa z pieczęci, gdy Prusacy zawiesili samorza wprowadzili magistrat, jako organ jednolitej władzy państwowposługując się czarnym orłem pruskim. Łącznie z lat 1260—1939 zach

  wało się 19 odcisków różnych pieczęci miejskich.  Wiele zamieszania wprowadzono do sprawy kolorów herbu. Trad

miejskie i praktyka wskazuje, że złocisto-żółtego gryfa zamieszczono niebieskiej tarczy. Uczony pruski — A. Beckherrn — mówi o gryczerwonym na białym tle, ale wyraźnie mowa tu o godle książąt pmorskich ze Słupska. Zatem należy tę informację uznać jako pomy

  badacza. Niestety, byli i tacy heraldycy, którzy dali się zwieść, bow

aktualny herb, zatwierdzony w 1938 roku, przedstawia czerwonego gfa na srebrnym bądź białym polu.

Ś W I E C I E jest jednym z ośrodków miejskich, których samorząd siswymi początkami czasów księstwa pomorskiego.

Herb Świecia, utrwalony po połowie XIV wieku posiada swoją dawpomorską wymowę, a jego wyobrażenie pokrywa się z nazwą, ktnależy wywodzić od światła lub świecenia. W istocie na herbie t  widzimy płonącą pochodnię w otoczeniu dwóch półksiężyców. Bli  jednak analiza najstarszych pieczęci może dać pole do pewnych korotóż najstarsza wersja zdaje się zawierać dwa zwrócone ku sobie łuktóre z czasem odczytano jako półksiężyce. Łuki te rozdzielał zamieczony pośrodku miecz, względnie linia przedzielająca tarczę.

Sporządzona w XVII wieku pieczęć zawiera herb, który stosow  jest już do dzisiaj (choć na przemian występuje tu świeca, to zpochodnia). Stosuje się złote półksiężyce na niebieskiej tarczy; namia st pod jęt e po 1920 ro ku pró by zm ia ny kol oró w k siężyca i św-pochodni na biały, a tarczy — na czerwony spowodowały, że przyj

się obie wersje.Herb Świecia jest dosyć oryginalnym tworem mieszczan. Znaki

  wiem krzyżackich dygnitarzy w Świeciu były całkiem odmienne. Hkomtura — to Matka Boska jako patronka Zakonu, a herb wicekotura — to szachownica. Szachownica znalazła się również na chorąziemi świeckiej z czasów bitwy grunwaldzkiej i była podzielona na pczerwone i białe.

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 42/99

 

N O W E , miasto położone na wysokim brzegu Wisły, prawa miejskieuzyskało w 1301 roku. Po znacznych zniszczeniach krzyżackich, dokonanych w 1309 roku, odbudowa samorządu miejskiego nastąpiła w 1350roku.

Herb miasta, zawarty na średniowiecznej pieczęci, przetrwał do naszych czasów. Posiada on nader częsty w średniowieczu motyw, miano-nowicie —• mur obronny, otaczający stojącą wewnątrz warownię.

Od XVII wieku rozbudowaną budowlę zastąpiono dość typową dlaheraldyki pomorskiej bramą miejską, bez dodatków.

Dawniej oznaczano mury i budowle kolorem czerwonym na niebieskiej tarczy; ostatnio, tzn. po 1920 roku kolor tarczy zamieniono na  biały, ale wprowadzono jako trzecią barwę — niebieskie dachy budowli.

S T A R O G A R D posiada herb o wyjątkowo barwnej przeszłości, a samo miasto ma odległe dzieje, choć nie zawsze udokumentowane. W 1198roku ośrodek ten, położony w pobliżu znacznej warowni, jaką wówczas

  był Owidz, przekazany został rycerskiemu zakonowi joannitów. Tędy przebiegał stary trakt handlowy, łączący porty Zatoki Gdańskiejz ośrodkami położonymi wewnątrz kraju.

  W tym komunikacyjnie ważnym punkcie joannici zbudowali kościółśw. Jana, a przy szlaku rozwinęli osiedle, zapewne targowe, o wymownej nazwie Starogard.

U schyłku XIII stulecia miała się tu mieścić siedziba pomorskiej kasztelanii. Był to więc znaczny ośrodek. W 1339 roku Starogard uzyskałprawa miejskie. Niebawem pojawiła się pieczęć miejska, nosząca pośrodku koronę, a pod nią — jeden krzyż. Wprawdzie istnieje wskazów

ka, świadcząca o drugim krzyżu, ale oznaczono go jako integralną częśćkorony, tak jak to występowało u większości średniowiecznych koron.Ponieważ Krzyżacy nie preferowali korony, jako znaku heraldycznego,  być może jest ona śladem wcześniejszych tradycji, związanych z podróżami króla Przemysława II po Pomorzu, choć w dokumentach brak nato dowodów.

  W XVIII wieku stosowano herb z koroną i jednym krzyżem. Naprzełomie XVIII i XIX wieku pojawia się czytelny wizerunek herbu

  wyobrażającego koronę z krzyżykiem, a pod nią samoistnie większy krzyż, u dołu zaś tarczy jakby spoczywał okazały półksiężyc. Ten półksiężyc zdaje się być nawiązaniem do herbu znanego z pieczęci z 1400roku, gdzie pod dolnym krzyżem znajduje się niedostatecznie już czytelny obiekt. Według pieczęci z XVIII stulecia, a zastosowanej w 1809

roku, herb Starogardu bardzo upodobnił się do herbu gdańskiego. Mianowicie dodano dwa „trzymacze" w postaci lwów, takich jak gdańskie,a podtrzymujących tarczę z symbolami. I tu następuje główna zmiana;

  w podtrzymywanej przez lwy tarczy znajduje się jeden krzyż, natomiast korona, z małym krzyżykiem, została umieszczona pod tarczą herbową, na której pozostał krzyż nad leżącym półksiężycem.

  W latach 1793 do 1853 miastom pomorskim odjęto samorząd, a urzędy państwowe posługiwały się pruskim czarnym orłem. Po przywróceniusamorządu powrócono do dawnego herbu; o ile krzyż pod koroną przetrwał bez zmian, o tyle krzyżyk nad koroną raczej się usamodzielnił.Oznaczono go w wersjach raz białej, to znów czarnej.

Po 1920 roku nie dokonano zmian w bogatym herbie stolicy Kociewia.Przyjął się złoty kolor korony, a czerwony dla tarczy.

Biorąc pod uwagę sześciowiekową tradycję tego herbu, należy dodać,że jego istotne treści zachowano, liczne zaś zmiany świadczą o dużej

  wadze i licznych poglądach na sprawę tego godła, prezentowanych przezdawne mieszczaństwo Starogardu Gdańskiego. Wydaje się, że wyodrębnienie górnego krzyża od korony miało na celu podkreślenie rangi sym  boliki krzyżackiej w tym herbie, choć może są to wpływy gdańskie.

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 43/99

 

S K A R S Z E W Y pojawiają się w źródłach około 1320 roku już ukształtowane miasto. Stanowiło ono własność joannitów, którzy tu nieśli siedzibę swojego pomorskiego baliwatu. Skarszewy, tak samoi inne miasta joannickie, uzyskały herb zakonnego patrona, mianośw. Jana.

Głowa świętego Jana w aureoli umieszczona jest na niebieskiejczy. Mniej pewna jest tradycja pieczęci pochodzącej z XV wieku, aobrażająca kruka czarnego na tarczy. Używana była ona bardzo kr

L U B I S Z E W O stanowi trzeci ośrodek wczesnomiejski, którego  wój łączy się z Zakonem joannickim. Wprawdzie w chwili sprowadzakonu, osada składała się już z dwóch grodów, położonych na szbiegu prastarych szlaków handlowych oraz posiadała jeden z nszych na Pomorzu kościołów

  Wkrótce joannici zlokalizowali tu pierwotną siedzibę swojego  watu, przeniesionego później do Skarszew.

  W latach 1227—1253 Lubiszewo było również ośrodkiem stołecksięstwa tczewsko-pomorskiego, a od połowy XIII wieku uzyskało  wo targu i stało się ośrodkiem wytwórczości rzemieślniczej. Mimo osiągnięć gospodarczych nie uzyskało pełnych praw miejskich, a oczątków XV stulecia podupadło.

Nie mamy pewności, czy Lubiszewo uzyskało własny herb, nato  wiadomo, że tutejszy baliwat taki herb posiadał i różnił się on od  bu skarszewskiego tym, że głowa św. Jana była na misie (i wła  w tej postaci ten herb reprodukujemy).

G O R Z Ę D Z I E J , stara nadwiślańska osada, posiadała równieżtrykę miejską. Osadę tę, wraz z dwoma potężnymi grodami, ofiarksiążę pomorski, Mściwoj II, biskupowi płockiemu Tomaszowi, z prawem utrzymania promów na Wiśle.

Osada, położona na skrzyżowaniu szlaku wiślanego oraz lądo  wiodącego z Zachodu do Malborka, szybko przekształciła się w i w 1287 roku uzyskała prawa miejskie magdeburskie.

  W 1312 roku Krzyżacy znieśli samorząd miejski. Średniowiecznczęć miejska,niestety, nie zachowała się. Natomiast królewski herOtto Hupp zamieścił herb Gorzędzieja wśród herbów sołectw, po

ślając bardzo wczesną proweniencję tego herbu. Wyobraża on na niebieskim tle siatkowym, a w górnych krawędziach umieszcksiężyc i gwiazdę.

G N I E W uzyskał prawo miejskie chełmińskie w 1297 roku, a więc prządami Krzyżaków. Wkrótce pojawia się pieczęć miejska, wyob  jąca w herbie ptaka, zapewne mewę unoszącą ku górze pochwrybę.

Ten sam herb miało i tutejsze komturstwo krzyżackie, natomiast rągiew komturstwa wyobrażała dwie strzały, skrzyżowane na czerwnym tle. Barwy herbu miejskiego — to biały symbol na niebieski

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 44/99

 

Na ty m zamy ka się przeg ląd her al dyk i koci ewski ej związanej genetycz nie ze śre dniowieczem.  W czasach nowszych natężenie lokacji jest już słabsze. Prawa miejskie otrzymują dwa miasta.

Ponadto dwie wsie otrzymują urz ędowo za twie rdz one herb y.

P E L P L I N pojawia się w źródłach historycznych jako siedziba zakonu cystersów już w 1274 roku Natomiast od 1821 roku był siedzibą 

diecezji chełmińskiej. Od 1882 roku rozwija się jako ośrodek przemysłowy.Prawa miejskie uzyskał Pelplin w 1930 roku, a po kilku latach Mini

sterstwo Spraw Wewnętrznych zatwierdziło herb miasta, na którymumieszczono białą infułę biskupią na niebieskim tle.

S K Ó R C Z jako wieś, pojawia się w źródłach w 1339 roku. Natomiast  w XIX wieku licząc około 2000 mieszkańców, przekształca się w ośrodek gospodarki leśnej. W 1905 roku staje się węzłem kolejowym.

  W 1935 roku Skórcz uzyskał prawa miejskie, a dwa lata później zatwierdzono herb miasta, na którym widnieją dwie pionowo przedzielonetarcze. Na lewej umieszczono czerwonego gryfa pomorskiego na białympolu, zwróconego w prawo. Natomiast na prawej połowie uwidocznionoszpaka czarnego, wspartego na czerwonym murze — na tle niebieskiego nieba. Szpaka w dawnym języku Pomorza, zwano skorczem, jestto więc powiązanie znaku z nazwą miasta.

  W latach okupacji zawieszono prawa miejskie Skórcza. Natomiastherbu Skórcza nie zamieszczono w żadnych wydawnictwach z lat 1937——1962. Dopiero dzięki staraniom Józefa Węsierskiego, w 1962 roku został odnaleziony opis herbu pióra Franciszka Szornaka, zamieszczony 

  w „Dzienniku Starogardzkim", oraz płyta ceramiczna z herbem miasta,  wykonana w Skórczu przed wojną i troskliwie przechwywana.

C Z A R N A WO D A , duża osada przemysłowa; posiada własny herbco najmniej od schyłku XIX stulecia. W 1894 roku opublikował go OttoHupp. Używano ten herb na pieczęci sołtysa gminy Czarna Woda. Przedstawia on na niebieskim polu trzy pionowo ustawione gwiazdy, a u dołuskrzyżowane liście palmowe.

Czarna Woda nie jest wyjątkiem, wszak więcej wsi Pomorza Gdań

skiego w XIX wieku uzyskało, bądź odnalazło swoje herby, np. Wdzydze, Sierakowice, Mirachowo itd.

S T Ę B L E W O to wieś na pograniczu Kociewia. Do 1920 roku wchodziła ona do powiatu tczewskiego, położona nad Wisłą, 10 km na północ od Tczewa.

Stęblewo posiada również odległą i barwną przeszłość. Herb otrzymało ono jednakże dopiero w 1925 roku, decyzją Senatu Wolnego Miasta Gdańska, kiedy to wszystkie wsie, tworzące okręgi urzędowe, czyli

  wójtostwa, uzyskały własne godła. Jako regułę stosowano łącznie trzy symbole w tym jeden był obowiązkowo gdański (dwa krzyże), drugiregionalno-żuławski, a trzeci lokalny.

  Według tej „recepty" opracowano herb Stęblewa. Obok najdawniejszego herbu Gdańska, umieszczono liście wodnego wina — jako herbŻuław — a pod nimi herb włodarstwa krzyżackiego w Grabinach

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 45/99

Żuław a pod nimi herb włodarstwa krzyżackiego w Grabinach. 

Powyżej przedstawiono herby dwunastu

miejscowości, głównie miast, położonych na

Kociewiu .W jednym przypadku Stęblewa sięg

nięto do miejscowości położonej na pograniczu

kociewsko-żuławskim, ale niegdyś z ziemią 

tczewską związanej.

  W toku badań natrafiono na ślady herbów  wiejskich, wcale obfitych na ziemi chełmiń

skiej i kaszubskiej. Na Kociewiu ślady te wio

dą do Tymawy, Subków, Piaseczna i innych

osad. Mimo posiadania ich odcisków, autorzy 

pragną zebrać wyczerpujący materiał, aby wy

kazać, w jakim stopniu przysługują one sa

mym wsiom, a w jakim stanowią znaki właśc

cieli tych osad. Wiadomo np., że Tymawa był

siedzibą zakonu rycerskiego kalatrawensów

a Subkowy — ośrodkiem administratorów-wl

darzy dóbr biskupich.

  Wyniki tych badań zostaną opublikow  w jednym z następnych numerów.

Roman Skeczows

Jadwiga Staniszewsk

HISTORYCZNY OLIMPIJCZYKZ CZARNOCINA

ZDZISŁAW ZBLEWSKI z Czarnocina, uczeń IV klasy Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Curie-Skłodowskiej w Starogardzie Gdańskim, został zwycięzcą ogólnopolskiego finału Olimpiady Historycznej.

Poniżej zamieszczamy niewielką, lecz chyba interesującą, rozmowę z laureatem, którą przeprowadziłred. Andrzej Grzyb.

  A.G.: — Jak to się stało, że oto jesteś laureatemOlimpiady Historycznej?Z.Z.: — Moje zainteresowanie historią trwa od starszych klas szkoły podstawowej; tu w Liceum Ogólnokształcącym rozwinąłem te zainteresowania. Panmgr Leszek Kubiak, mój nauczyciel historii, zaproponował mi udział w Olimpiadzie Historycznej. Zacząłem się przygotowywać. Oprócz wiedzy, którą niosły szkolne lekcje historii, zacząłem czytać sporo

książek. I może nie po to, żeby się więcej dowiedzieć, lecz po to, żeby zrozumieć historię. Moje zainteresowania koncentrują się wokół dwudziestolecia międzywojennego.

  A.G.: — Dwudziestolecie; więc może coś w nim?Z.Z.: — Nie interesuje mnie strona formalna historii. Interesują mnie, wręcz pasjonują, ludzie historii. Uważam, że rządy, parlamenty, stronnictwa, partie — to ludzie. Odczuwający tak, jak my. Słabi,silni. Tacy jak my. Interesują mnie ich wewnętrzneinspiracje, dlatego może chętnie sięgam do biografii. Próbuję zrozumieć ludzi, którzy kształtowali historię; wiem, byli to politycy, ale przede wszystkimludzie. Na przykład Piłsudski, Sikorski, czy Rataj.Odbicie ich poczynań było widoczne na szerszym tle,

ale to ludzie tacy, jak my. Nie ma między nimia nami różnicy.  A.G.: — W ciekawy sposób myślisz o historii, wiem,że pochodzisz z Czarnocina kolo Skarszew, możetam, właśnie wśród najbliższych, ukształtowało sięto historyczne zacięcie?Z.Z.: — Tak. Pochodzę z Czarnocina, wsi położonejniedaleko Skarszew. Trudno powiedzieć, czy te mo  je zainteresowania mają coś wspólnego z miejscem

  A.G.: — Wróćmy może do Olimpiady.Z.Z.: — Eliminacje były trójetapowe: szkolne, w  jewódzkie i krajowe. Zdobywałem maksymalną ipunktów, 100 na 100. Uważam, że ta olimpiada j  bardzo subiektywna. Nie można oceniać wiedzydo punktu. Koledzy mieli może mniej szczęścia. Nuważam, żeby mniej ode mnie wiedzieli. Mieli prostu mniej szczęścia. Poziom tej olimpiady   bardzo wyrównany.

  A.G.: — Czy to twoja pierwsza olimpiada?Z.Z.: — Kiedyś brałem udział w Olimpiadzie Gegraficznej. Napisałem wtedy monografię geograficną mojej wsi. W tej monografii zawarłem rozdzdotyczący historii mojej wsi. Źródła są niewielkGłównie czerpałem wiadomości z „Atlasu geogficznego Królestwa Polskiego i Litwy".

  A.G.: •— A co powiesz o czasach II wojny świ  wej, czy najnowszych dziejach twojej wsi?Z.Z.: — Ja nie interesuję się okresem II wojświatowej. Moją wsią natomiast — tak. W tym przpadku źródłem wiedzy są ludzie. Chętnie rozmawio tych „pamiętnych" dziejach z moim dziadkiez krewnymi, z sąsiadami. To jest ciekawa histoinna od tej książkowej, jakby pokazana z innej stny, relacje bywają sprzeczne, ale właśnie dlateciekawe.

  A.G.: —• Masz indeks, bo to nagroda za I miejza kilka tygodni matura i co dalej?Z.Z.: — Będę studiował. Oczywiście historię. Chci  bym podjąć te studia w Krakowie. Tam jest starszy, z najbogatszym naukowym dorobkiem, u  wersytet w kraju.  A.G.: — Życzę sukcesów. Dziękuję za rozmowę

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 46/99

gd i jbli i T k i i C j ś 

  Andrzej Grzyb

Z B R U L I O N U

Szkice do poematu „Kociewie( c z ę ś ć p i e r w s z a )

ne. Z i do, to przecież oczywiste, bród wierzb,topól, leszczyny rodzą się i umierają. Drogi.Te w świat i te za miedzę. Zakorzenione solidnie w pamięci dziadów, ojców i synów. Jak te

  wierzby, topole, leszczyny zapomniane, ścinanetuż przy ziemi, strzelają wpierw gibką witką tuż obok rozpadającego się w proch pnia, z korzenia, na którym wybijały się osie porzuconych gdzieś w kącie podwórza wozów i bry

czek, wiją się świeżą koleiną, podnoszą się no  wym cieniem, prychają, turkoczą, warczą, niby żywe kamienie milowe wędrują przed siebie.

 V

Ludzie. Przeciętni. Nie. nie ma takich.Ojciec.Matka.Siostra.I głupi Franek.

  A jeszcze Jadźka latawica, Tereska pięćdziesięcioletnia dziewica, Maryjka kulawa, co to nicchłopu nie przepuści. Krewni i sąsiedzi. Dziadek  i babcia na cmentarzu (ileż tu luda, śpią dla nas jeden przy drugim), dobrze pamiętam,na jesień i na wiosnę, rok po roku, zabrała ichta z kosą.I pradziadek i prapra, który niewiadomo, skąd,zza mórz może, port znalazł na tym samymcmentarzu, grobu już nie ma. Nie ma śladu.Jak to? Jestem ja.

I

Powietrze poprzebijane dziesiątkami lśniących ostrzy. To słońce. Agresywne, niby szermierz ćwiczący przed lustrem.

Rwie margaretki. Zaplątane w łąkę, w olszynę, obraca się, pochyla, wolno kończy tanecznepas.

Na pokarbowanych cieniem zielonych liściach  błyszczą mleczne perły rosy.

Rzekę tylko słychać. Nie widać toczącej siępo kamieniach wody. Nie widać zza podnoszącej się kurtyny poranka nabijanych żółcią, zielenią, fioletem i odrobiną bieli brzegów strugi.  A może to nie struga. Może tam, za postrzępionym muślinem mgły, warzy się pejzaż i pogoda. Może nawet więcej się sublimuje. Tam,przecież o kilka kroków, z pęku margaretek,z ręki uniesienia i kruszonych słów gotujedziewczyna wywar siedmiu marzeń i choćby 

  jednego spełnienia.

II

Gwałtowny podmuch napina żagiel lasu. Rozkołysany stateczek płynie ku brzegom horyzontu. Płatki maku i kuleczki dmuchawca zry  wając się, szybują z pagórka na pagórek. Lata  jące ryby? Tak. A tam z wądołu, strosząc pióropusz kurzu, polna droga wspina się po złu-szczonej skórze wieży, nad którą błyszczy krzyż

południa.

III

Mówisz i wyrasta drzewo. To, co drzemało  w twardej skorupce rozsadza ją, wypuszczakorzenie, dźwiga się ku słońcu wątłym pniem,porasta liśćmi. Mówisz, ogród wypełnia sięświatłem i cieniem. Owoc dojrzewa. Sycisz sięnim. Mówisz, ziarno znajduje przystań w ziemi,która jego jest. I czeka. I nie czeka. Jak echo,

gdy mówisz, gotowe pomnożyć ziarno w ziarno,słowo w słowo, dla zabawy i spamiętania.

IV

Ziemia. Pola, łąki, ugory, lasy. Zagrody zagubione wśród pagórków. I przysiółki i wioski.

 VI

Jak głupcy, co to ich nie sieją, a wschodzą,  wyszły z lasu i podpierają niebo na ugorze. A pokoślawiły się, pogarbiły, Hubami porosły,parchami, jemiołą. A popłakały się, połuszczy-ły. I liszajami świecą. Widać nielekko niebodźwigać nad takim ugorem.

 VII

„Serca nie wytłumaczysz". Będą się dziwić,może śmiać, a ty będziesz wracał. Uporczywie,solidnie, poważnie. Trzymając dzieci za ręce,gderając na żonę. Bez powodu gderając, jakby 

w gorączce jakby tłumiąc niepokój

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 47/99

gubione wśród pagórków. I przysiółki i wioski. w gorączce, jakby tłumiąc niepokój. 

KRZYSZTOF KUCZKOWSKI

D e d y k a c j e z z a o c e a n uP AWŁ A WYCZYNSK IEGO SP OTK ANIA Z P OEZJĄ 

PAWEŁ WYCZYŃSKI urodził się na wybudo-  waniach Zelgoszczy 29 czerwca 1921 roku. Wybuch  wojny 1939 roku przerwał mu naukę w Państwo  wym Gimnazjum w Starogardzie Gdańskim. W latach okupacji uczestniczył w ruchu oporu naKociewiu. Jest jednym z twórców młodzieżowejorganizacji konspiracyjnej o nazwie Związek Ja-szczurczy („Jaszczurka"). Po wcieleniu go w 1942roku do Wehrmachtu znalazł się w Jugosławii.Tam uciekł z niemieckiego wojska. Po wojnieprzebywał kolejno w Austrii i Francji. Świadectwo dojrzałości uzyskał we Włoszech. Studia uni

  wersyteckie ukończył w Lille. W 1951 roku przeniósł się na stałe do Kanady, gdzie broni swoją pracę doktorską. Odtąd szybko wszedł na wyżyny kanadyjskiej humanistyki.

  W bieżącym roku ten znakomity naukowieci twórca obchodził swoje 65 urodziny. Nigdy niezapomniał o swoim polskim, kociewskim pochodzeniu. Dowody przywiązania do ziemi rodzinnej,  jej przyrody i ludzi, znajdujemy w prawie każdym utworze Jego autorstwa.

I I

Kim jest Paweł Wyczyński? Wymieńmy pokrotce utwory, funkcje, prace. A więc profesor literatury francuskiej na Uniwersytecie w Otta

  wie, jeden z największych amerykańskich roma-nistów. Jest członkiem kanadyjskiej akademiinauk i byłym członkiem Komisji Dwukulturowoś-ci i Dwujęzyczności. Jest autorem kilkunastu książek i współautorem kilku dalszych, na swoimkoncie ma kilkadziesiąt studiów naukowych i popularnonaukowych. Znaczna część jego prac poświęcona jest związkom dwóch kultur: polskieji kanadyjskiej. Paweł Wyczyński stworzył Centrum Badań nad Cywilizacją Frankokanadyjską.Stąd już tylko krok do Óuebecu i jego literatury.Jest współautorem słownika pisarzy ąuebeckich,zawierającego dane biograficzne ponad sześciusettwórców. Chcąc w niewielkim chociaż stopniuprzybliżyć tzw. problem Ouebeku odwołajmy się— nietypowo — do poezji, do wiersza jednegoz najbardziej interesujących współczesnych poe

My —   jedyni na świecie Murzyni o pięknych biały

przekonaniacO karawele o wspaniała maszynerio dzieciątek —mesjasz

My — dzikusy w nienagannych krawatachOczekujemy od trzystu poplątanych lat

zadośćuczynienia histordohrej wróżki Zachodstopnienia lodowców

(przekł. Krystyna Rodowsk

  Wiele lat swojego pracowitego życia poświę  Wyczyński rozplątywaniu frankokanadyjsplotów. Prestiż, jakim cieszy się w Kanadziświadczy o celowości tej pracy.

I I I

  W 1981 roku, w Ottawie, ukazał się zbiór wieszy Pawła Wrzosa-Wyczyńskiego, zatytułowan„W słonecznej ciemni" .Wyczyński wydał książk

  własnym sumptem, przy pomocy Sekcji Wielokuturowości Rządu Kanadyjskiego. Obszerny tom  jest pięknie opracowany od strony edytorski graficznej (drzeworyty, rysunki, fotografie). Typierwsze, bardzo zewnętrzne wrażenie.

  W miarę lektury kolejnych utworów, dedyk

  wanych „Młodzieży znad Wisły, Wierzycy i Wi tym co zginęli, by inni mogli żyć", przed czytenikiem otwiera się księga pełna swojskich kraobrazów, arkadyjskich wspomnień, myśli czystycZwłaszcza cykl „Bosą stopą po ugorze" pełen jetraw, zbóż rozmaitych, kwiatów: krokusów i fioków, malw i słoneczników, drzew: lip i jarzębitopól i jabłoni, świerków i sosen (Wyczyński jeautorem szkicu o symbolice drzew w literaturzświatowej) .W wierszu „Ojczyzna moja", pisz„Żyjesz we mnie poszumem naszych sosen i chłoską mową rozdzwaniasz me żyły", by zakończten liryk piękną poetycką konkuluzją: „Ojczyznubogich: polem szeroka, wysoka niebem". Ojczyna ubogich, ojczyzna pierwszych wzruszeń, pezaż dziecięcych fascynacji z matką, kreślącą znkrzyża i ojcem, idącym za pługiem w tle. Wiesze te inspirowane są kociewską przyrodą, prz

  wołującą echa wczesnej młodości autora, edzieciństwa spędzonego na skraju Borów Tucho

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 48/99

p g j 

Kolejna grupa wierszy, opatrzona jest cytatamiz „Konrada Wallenroda" i z „Grobu Agamemno-na" Jana Lechonia. Cykle „Jaszczurczym szlakiem" i „Strzępy skrwawionych wspomnień",mocno osadzone w biografii Wyczyńskiego, stano

  wią swoisty rozrachunek z czasami okupacyjnymi, są poetyckim pożegnaniem poległych przyjaciół i kolegów. Swoje utwory dedykuje pamięciZygmunta Bączkowskiego, Zygmunta Grochockie-

go i Józefa Grzędzickiego i innych. Odwołajmy sięponownie do życiorysu poety. W czasie okupacjinależał do młodzieżowej organizacji konspiracyjnejziemi starogardzkiej o nazwie Związek Jaszczur-czy (Jaszczurka). Jego współtowarzyszami bylim. in. Z. Bączkowski, I. Geneza, A. Ossowski, Z.Grochocki, K. Milewski. Organizacja stawiałaswoim członkom wysokie wymagania moralne —pisze Józef Milewski — streszczające się w haśle„Idziemy tam, gdzie świeci szubienica, a zginiemy, by inni mogli żyć". Potem było przymusowe

  wcielenie do wojska niemieckiego, Jugosławia,  Austria, Francja, Włochy...

  W świetle powyższych faktów wiersze Wyczyńskiego z cyklów „Bosą stopą po ugorze", „Jaszczurczym szlakiem", „Strzępy skrwawionych

  wspomnień" jawią się jako szczególny przypadek lirycznego życiorysu. Nie są to jednak kreacjełzawe czy sentymentalne, przeciwnie: emocje autora, mimo upływu paru dziesiątków lat, są nadalżywe; umiejętnie obiektywizując swoje wspomnienia, Wyczyński uchronił się przed napisaniemhistorii prywatnej, jego wiersze doskonale potrafią żyć poza garstką krewnych i przyjaciół poety.Są nie tylko dokumentem, co po prostu dobrą literaturą.

IV 

Olgierd Budrewicz tak pisze o autorze „W słonecznej ciemni": „...godzinami wysiaduje w swo  jej dziupli na piętrze domu, wśródksiążek i papierów. Czyta, pracuje. Pisze (tajemnica absolutna)

  wiersze". Zupełnie jakby "Wyczyński nie był przyzwyczajony do roboty pisarskiej, do odwiedzinmuzy. A przecież debiutował mając osiem lat (!)

  wierszem napisanym na urodziny Józefa Piłsudskiego. Pisał jako uczeń gimnazjum, w czasie

okupacji tworzył wiersze patriotyczne, którychczęść została po wojnie opublikowana. W 1949 roku we Francji, pod psuedonimem okupacyjnymPaweł Wrzos, wydał drukiem sztukę sceniczną   w trzech aktach pt. „Noc betlejemska". Jest więcchyba w tym powiedzeniu o pisaniu „w tajemnicy" — tajemnica pisania, jest pokora wobec sło

  wa i... odrobina kokieterii. Bo pisanie wierszy, topraca niezwykła, misteryjna:

„Bo słowo poety nie jest prostym słowem'ono przerasta wykrzyknikiem duszy 

  wszystkie sylaby niesione oddechem  wszystkie litery kreślone pióramiono wyrasta światem nad światami  we wszystkich słowach które mowa składai pojęcia i spójnie myślenia"

(Słowo w rozkwicie — fragment)

Bo słowo poety jest tworem zjawiskowym, ulotnym refleksem pamięci plamką światła wyrywa

  jącą z mroków zapomnienia minione idee i doświadczenia. Jest jedynym sposobem skomuniko

  wania tego, co było z tym, co jest. Jeżeli słowapoetyckie zostanie okiełznane przez intelekt poety, mogą powstać wiersze o przesłaniu humanistycznym, opiewające wolność, miłość i godnościgłęboko religijne. Takie właśnie są wiersze Wyczyńskiego.

 V Są książki z samej swojej natury tak bardzo

antyakademickie, że ich opis filologiczny byłby nie na miejscu. Podejście szkolarskie byłoby niezręczne, ba, nietaktowne. To tak, jak gdyby myślczystą rozpisać na głosy i w każdy z głosów

  wsłuchiwać się oddzielnie. Tak, „zagony marzeń"  Wyczyńskiego są niepodzielne.

  Wyczyński pisze wierszem białym, lekceważy sobie strukturę wiersza, jego gramatykę, nie dbao przepisy i popisy. Pisze w Posłowiu: „Na nic

zda się kunszt wierszydeł, pleciwo słownego hazardu, błyskotka suchej retoryki! Poematowi nietrzeba słuchać dawnych czy nowych prawideł.Nieważne, czy tok słów składa się w strofy, czy rym spina końce wierszy, czy rym faluje prawempowrotów lub się rozlewa dowolnie dźwiękami,przenośnią i obrazem. Niech rym nie będzie nigdy tanim wędzidłem, lecz oryginalną linią muzycznych splotów, niekoniecznie na końcu, lecz w różnych członach wiersza!". Oczywiście nie należy z powyższego stwierdzenia wyciągać pochopnych  wniosków. Nie ma w poetyckiej robocie Wyczyńskiego niedbałości, taniej powierzchowności, itp.

  Wręcz przeciwnie, „uczeń" Kasprowicza i Tetma  jera pieczołowicie cyzeluje swoje teksty, do niektórych wraca po latach, pisze nową redakcję,zmienia, dopisuje (np. pod wierszem „Ojczyznamoja" charakterystyczny dopisek „Wiersz złożony z motywów zrodzonych w lipcu 1941.").

Twórczość poetycka jest dla członka Królewskiej Akademii Nauk Kanady antyakademickimazylem. Przypadek odosobniony? Ależ nie. Wystarczy przypomnieć sobie liryki składane przezprofesorów Wykę czy Kotarbińskiego. Czyżby 

  więc osobny gatunek poetycki, „gatunek profesorski"? Odrzucając całą zabawność tego sformułowania, zachęcam do lektury wierszy Pawła Wyczyńskiego, wierszy mocno osadzonych w tradycji poetyckiej, nieco tylko staroświeckich w swe-rze języka (warsztatu) ale jakże poruszającychgłębią refleksji, miarą uczucia.

Zainteresowanych szczegółami życiorysu i działalności Pawła Wyczyńskiego odsyłam do popularnych opracowań jemu poświęconych. Pełny rys

  biograficzny zawiera artykuł Józefa Milewskiego:„Paweł Wyczyński w 60 rocznicę urodzin", za

mieszczony w Nr 2 z 1981 roku „JantarowychSzlaków". Interesujący jest wywiad Olgierda Budrewicza: „Od Wisły do Rzeki Świętego Wawrzyńca" w jego książce pt. „Rodacy spod klonowegoliścia", wydanej przez Interpress w 1981 roku.

KRZYSZTOF KUCZKOWSKI

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 49/99

nym, refleksem pamięci, plamką światła wyrywa KRZYSZTOF KUCZKOWSKI 

P A W E Ł WRZOS

 WYCZYŃSK

KOŚCIÓŁ NAD WIERZYCĄ 

  Wieki dźwiga na swych gotyckich barkach,cieniem czerwonym powiewa w wodzie jego

przeszłość,łuki okien i wieżyc, niby ręce załamanenieruchomo patrzą w niebo.

Ileż nadziei mojej zawisło u jego ścian!Ileż wspomnień przylgnęło do jego dzwonów!Słyszę me kroki młodzieńczerozsypane w ciemnej nawie,a spojrzenia moje błądzą po ołtarzu

  jak świec przygasłych odblaski.

  W gotycki kościół nad Wierzycą   wspięła się dusza moja;serce leży na fundamentachkamiennym zrostem siły i wiary.

Tęsknota płynie szeptem wody słonecznej  w bezmiary losu co szumi jak las,żłobiąc bruzdami czoło,

  wirując na głębiach wieczności.

W omszałych murach młodzieńczy ginie czas,

ŻNIWO

Siostrze Stefanii,  by upamiętnić chwile, kiedy szukaliśmy  beztrosko czterolistnej koniczyny.

Uśmiechy niebios powiązane w snopy,nadzieja zapalona kosą na granicie,żylaste ręce ustawione w kopy,marzenia makiem poplątane w życie,pacierz na bruzdy wysypany ziarnem,

  walka idąca boso po ściernisku,grzech ostem z snopów wyrzucony — czarny  wczoraj — grabiami zbierane na rżysku.

Jutro — we wrotach otwartej stodoły,miłość — ostatni zagon do podcięcia,ofiara — kłosy z spuszczonymi czoły,

pokój — chrzęst słomy, śmierci i poczęcia.

o

Plon ja ci niosę, plon cały w złocie,chociaż kłos ziarno swe plewą okrywa;— życie na nowo zbudzone w omłocie

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 50/99

  W omszałych murach młodzieńczy ginie czas, y 

O R K A Ojcu L ucj anow i,który ukochał zelgowskie zagony duszą pełną wiosennych powiewówi sercem bogatym kłosami żytai spojrzeniem idącym miedzą   w zatoki nieskończoności,  by upamiętnić błogie chwile,kiedy razem czytaliśmy sonety Adama Asnyka.

Lemieszy ojcowskich śpiew w ugór snów się wrzynaI blaskiem drży na skibach jak kłosów spojrzenia;Gdzieś w głogach przyczajona pól Salve ReginaRzuca w bruzdy dymiące niebios pozdrowienia.

Zaduma ojca twarzy, niby oziminaPrzylgnęła rąk uściskiem do pługu ramieniaI wpada w czarne bruzdy jak „Zdrowaś" za syna,Jak mit zbóż, co pod darnią ziarna rozpromienia.

Zaorz Ojcze żywota melodie żałobne

I rzuć na nie garść grudy — niech więcej nie wstają!— Narodzin akt się śmiercią o ciąg życia prosi:

  Wzejdą trudy, jesieniom smętnym niepodobne,Zielenią Twoich tęsknic na słońcu zagrają,

  A pola, wielkie pola, gwiezdny wiatr rozkłosi.

  W Ó Z D R Z Y M A Ł Y   B^ upamiętnić (opowiadania dziadka mego.

  Wżarły się koła w piach... głęboko!

szpice uchwyciły się trawy,luśnie, jak węgły domu,  wzięły na ramiona, po cygańsku, lniany okap,pod którym syczą żale i sny.

Nie ruszać się jemu stąd!Niech zbutwieje w odwilgłych drogach rozkaz Bismarcka!Niech Bock, Westrap i Hakata wyją jak psy!Michał zostanie na polach Grodziska!Konie wyprzęgnięte odpoczną w cieniu brzozy!Przykładem świeci Józef Stopa z Pinczyna!

Z Miłosławia i Wrześni lecą mężnych głosy!Bierwiona olch ogrzeją żylaste ręce furmana!

  W chłopskich oczach polska ziemia się rumieni!Chłopskiej duszy żaden landrat nie wydrze, nie zmieni!

  Wóz żerdziami pogłosumieni się cały w gwiazdach;cieniem wyrasta w nimciepła izba Zdroju i sady wiśniowe Cegielska,stalowe spójnie podwozialgną do roli, płyną w glebę, jak siup graniczny.

Niczym wydrzeć prawy byt z dziejowej stągwi!  Wóz wprzągł się hartem w chłopskiej wiary błysk i dyszlem wyrżnął, jak koń kopytem,Prusakowi w pysk!

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 51/99

 

KRZYSZTOF KUCZKOWSKI

Na tyłach świataczyli w centrum

Gdzieś ma tyłach świata jest Wielki Komorsk. Zda  wać isię może, że na początku maiazego stulecia wKomóirsku żyło się jak iu Pana Boga za piecem —z dala od wielkiej polityki i emocji, jakie z, sobą niesie. Zdawać się imoże, powtórzmy, że ludzie w Komorsku, szerzej na Kociewiu, żyli w miarę dostatnio,że rytm ich życia dyktowała przyroda, że swoje dniei noce poświęcali zbożnemu 'dziełu istnienia, jakieprzystoi maluczkim, że cała ich energia społeczna  wyczerpała się w kultywowaniu ludowych obrzędówi zwyczajów. Zdawać się może, ale przyszedł czas,kiedy „Na rozległym obszarze imiędzy Renem a Dźiwi-ną, otoczonych żelazną obręczą wojsk niemieckich,  Wielki Komorsk był... punktem centralnym" (s. 259).

Był to trok 1915. W 'tymże araku rzeczywistość zadałakłam metaforze o „tyłach świata". A wcześniej? Czy   już wcześniej okrutna historia nie odcisnęła swojegopiętna na sielskim bytowaniu różnych Kłosówi Czubków?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie należy dokładnieokreślić czas akcji „Sagi kociewskiej " Bolesława Eckerta. Akcja powieści rozpoczyna się 17 września 1888roku w pociągu linii Bydgoszcz—'Gdańsk, kończy 23stycznia 1920 roku w Grudziądzu wkroczeniem „nie  bieskich" hallerczyków. Czasy to nie byle jakie. Przełomowe w dosłownym tego słowa znaczeniu. Oto15 czerwca 1888 roku umiera król pruski i cesarz niemiecki Fryderyk III :(Kaiser Friedrich der Dritte) —

  władca stosunkowo liberalny, niechętny księciu Bismarckowi. Jego następca Wilhelm II (Kaiser Wilhelmder Zweite) popiera 'tendencje nacjonalistyczne w państwie niemieckim, w czasie jego panowania ożywiasię (działalność genmaniizacyjna. Jednak postacią naj  bardziej znienawidzoną przez Kociewiafców jest kanclerz Otto von Bismarck. Przypomnijmy, żelazny Kanclerz był autorem konwencji Alvenslebena (1863) ułatwiającej wojskom rosyjskim niszczenie polskich oddziałów powstańczych, zwolennikiem Kułturkaimpfu

  wyrażającego się w prowadzeniu polityki antykościelnej, połączonej z intensywnymi zabiegami gerimamiza-cyjnymi (zwłaszcza po 1878 r.) i Komisji Kołonizacyj-nej (1886), której działalność polegała na wykupywaniu iziem z  rąk polskich i rozwijaniu niemieckiegoosadnictwa. Jeżeli do tego dodamy tzw. rugi bismarc-koiwskie, przyjdzie uznać pruskiego księcia za prawdziwy dopust boży. Toteż wiadomość o odsunięciuBismarcka od władzy, w imarou 1890 irofcu, stała się

dla 'bohaterów sagi wielkim świętem, zapowiedzią przełomu w polityce niemieckiej. Zanim jednak myślo „Najjaśniejszej Rzeczpospolitej" uzyskała realnepodstawy, Kociewiacy pasjonowali się kolejnymi„•amianami gabinetowymi". Miejsce „Żelaznego Kanclerza" zajmowali kolejno hrabia Leo von Caprivi, książę Hohenlohe i graf Bernhard von Bulow. Zwłaszczaten ostatni, rzecznik niemieckiej organizacji nacjonalistycznej Deiutscher Ostmarkenverein, od pierwszychliter nazwisk założycieli, zwanej Hakatą (1894), zapisał się czarnymi zgłoskami w księdze polityki antypolskiej. W  Wielkim Komorsku żywo komentowałosię wojnę Rosji z Japonią (1904). Komórszczacy walczyli w wojnie 1914 roku.

Tak, „Saga koeiewska" jest prawdziwą lekcją historii. Akcja powieści obejmuje lat trzydzieści z okła

dem, trzydzieści lat pełnych niecodziennych wydarzeńpolitycznych i zmian obyczajowych. Ale zanurzenie  w historię jest jeszcze głębsze. Odwołując się do historii Wielkiego Komorska (is. 17) czy Grudziądza(s. 68—69), narrator przywołuje fakty z odległej przeszłości. Zawsze jest to jednak przeszłość państwa polskiego. Zawsze „Polskość, jeno Polskość..."

„Saga koeiewska" jest lekcją historii, ale też lekcjąpatriotyzmu. O nastrojach patriotycznych komórszezaków niech zaświadczą słowa Michała Kłosa, jednegoz bohaterów powieści: „My tu niby siedzim ji praeu-  jim, ale mamy łoczy ji łuszy łotwarte, ho, ho, a jaczłowiek słyszy, że gdzieś się foijó, że gdzieś je re

  wolucja, to już człowiekowi świerzbić rance. Tak bchciał póimagać ji prać, a prać. Żeby jano z tego co

  było." (s. 189). I jasne jest, że nie chodzi tutaj o chędo ehłopackiej bitki, ale o to, „żeby jano z tego co

  było". Co? Polska. W Wielkim Koimórsku są tacktórzy świadomie podsycają polskość, pieczołowici

hołubią iskrę, z której wielki ogień musi wybuchnąćTutaj piękne postacie pana Wedelsztyna („bochpolnisch"), dziadka Dainielewicza, księdza Neliki, organsty, szewca Jandraszka, który „przechowywał te książki (te, tzn. polskie —• przyp. kk) pod deską w podłdze, a to z obawy przed rewizją" (s. 197).

„Saga" B. Eckerta, to powieść osnuta wokół dzie  jów rodzimy Czubków. Głowa rodziny, Dełal (TadeuszCzubek, majster budowlany, wychowany był wedłuprzesłania zawartego w poniższej piosence

„Wszystko do celu dąży na świecieDrogą przez wieki wskazaną,

  Wiosna po zimie, jesień po lecieStałą powraca przemianą.Bracia! Bracia!Głównym zadaniem życia jest praca,

Praca nie tylko zdobi, wzbogaca">(s. 137)Z czasem Dełal powiada, „chcieli wojny, to niech jómajo" (s. 277). I dodaje „każdy człowiek ma prawo

  bronić sie. Każdy musi ratować sie sóm. Manna nzlejici nikomu ,z nieba" (s. 278). Słowa te towarzyszą

  wspaniałej scenie obtaczania żaren, która to robozyskuje rangę działalności politycznej. Pozytywistyczne zasady Dełala ulegają radykalizacji. Choćby dltej sceny warto powieść przeczytać. Warto śledziproces dojrzewania ideowego Czubka, rozwijanie si  jego świadomości narodowej.

Bolesław Eckert okazał się pisarzem bardzo sumiennym. Cechuje go dbałość o realia historyczneskrupulatność w przedstawianiu szczegółów otayczajo-

  wych, tutaj (wesele, chrzciny, wieńcowe, odpust, złogody i in., ale również obecność czegoś, co możem

nazwać „rekwizytami" przełamu wieku. A więpierwszy we wsi gramofon, a więc automobil, iścidiabelski wynalazek, a więc sterowiec, co zawisł naKomorskiem i pewnie co złego zapowiada. Począte

  wieku, to nie tylko Billów i Hakata, to również „  belle epoąue" z jej wiedeńskimi walcami, z ogrókowymi potańcówkami. Dzięki tym właśnie „rekwizytom" utwór Eckerta staje się i bardziej prawdziwi bardziej prawdopodobny.

Powieść nasycona jest humorem językowym i sytuacyjnym. Śmieszy nas anegdota opowiadana przepana Kłejna o Wilhelmie der Zweite, „jak jeszcz  był młodym kronpryncem", śmieszy noc poślub  Antosi i Dełala zakończona „fypsem" Czubka. Pyszn  jest historia werbunku koimórszezaków do pracy plantacjach szparagów. Przykłady 'można by mnożyć

Dużym atutem „Sagi kociewskiej" jest język. Języmodno zindywidualizowany, rubaszny i potoczysty  W Komorsku słyszymy nie tylko rdzenną gwarę keiewska, ale też język polski literacki i język osadników niemieckich. Język mówiony [mieszkańców Komorska jest dźwięczną zbitką 'wszystkich tych „sposobów komunikowania się", jest — w wydaniu B. Eckerta — stylizacją niesłychanie atrakcyjną dla czytelnika.

Kończąc ten przegląd zalet „Sagi kociewskiej" należy podkreślić raz jeszcze, że utwór B. Eckerta został napisany sprawnie pod względem językowymi fabularnym, że jest świetnie przygotowany do druku przez Marię Boduszyńską-Borowikową, że stano

  wi ważną pozycję w dorobku wydawniczym Zrzesznia Kaszubsko ^Pomorskiego w Gdańsku.

Bolesław Eckert: SAGA KOCIEWSKA, Zrzeszenie Kiasziubisfco-Pomorskie Oddział Miejsk  w Gdańsku, Gdańsk 1983.

50

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 52/99

50 

RYSZARD SZWOCH

Dorobek wydawniczy

Kiedy w 1973 roku grono działaczy starogardzkich zakładało To

  warzystwo Miłośników Ziemi Ko-ciewiskiej, za jedno z naczelnych aadań uznało popularyzację dziejów i dorobku kulturalnego regionu. Pożądaną formą tejpopularyzacji miały być publikacjena temat historii i teraźniejszościKociewia, podejmowane przez autorów zarówno z kręgu lokalnych

aktywistów, jak też przez naukowców z ośrodków akademickich. Tak profesjonaliści, jak i amatorzy,

  wzbogacili piśmiennictwo1 regionalne ziemi koeiewskiej o cenne pozycje, dotyczące najważniejszych

  wydarzeń minionych stuleci, dalszej i nowszej historii regionu.

Dziś można śmiało orzec, iż nie  jednokrotnie inspiracji TMZK zawdzięczać należy podjęcie szeregu tematów, które złożyły się w rezultacie na przygotowanie i wydanie  jakże oczekiwanych tytułów. I choćnadal dotkliwie odczuwalny jest

  brak monograficznego ujęcia dzie  jów Kociewia w postaci zwartegoopracowania syntetycznego, dysponuje wszakże ten region kilkomaprzyczynkowymi, poważnymi omó  wieniami głównych zagadnień z historii (zwłaszcza okresu okupacji),kultury (folklor, sztuka ludowa),  językoznawstwa (leksykografia, charakterystyka gwary), literat ury regionalnej i muzyki. Te ostatniedziedziny nie mia ły dotąd zbyt wiele szczęścia ani u twórców, ani ukrytyki, chociaż ostatnio dostrzecmożna i tu znaczne ożywienie badań.

Podejmując działalność wydawniczą, TMZK miało świadomośćsporych zapóźnień w rejestrowaniudziedzictwa regionu, zaniedbań wtej dziedzinie, których naprawić nie  było łatwo, zwłaszcza w obliczu palących potrzeb bieżących. Pomijającpożyczymy tego stanu wypadastwierdzić, że „historiografia" lokalna poczyniła wyraźny krok wstronę poprawy stanu świadomościnaszego społeczeństwa, nade wszy-sttoo poprzez dostarczenie czytelnikowi szeregu opracowań z dziedziny regionalistyki koeiewskiej. Zadanie to dalekie jest wciąż od wypełnienia, gdyż skala potrzeb w tejdziedzinie niewspółmiernie przerasta możliwości nie tylko TMZK,ale i wszystkich pozostałych regionalnych towarzystw kociewskichrazem wziętych. Uzmysłowienie so

  bie tego faktu nie paraliżuje jednak działań, czego dowodem być

dorobku wydawniczego o dalszepozycje — wreszcie coraz ambitniejsze nakreślanie zamierzeń naprzyszłość. Zdobyte doświadczeniaokresu próbnego muszą zaowoco

  wać, a zapału powinno wystarczyćTematów i pól badawczych zre

sztą również jest pod dostatkiem.Gdyby jeszcze pozyskać odpowiednie możliwości poligraficzne, godneschyłku XX wieku... Poprzestawanie na tzw. małej poligrafii nie może zadowolić już nikogo, wytrąca  bowiem z szerszego obiegu wartościowe publikacje, których stantechniczny i estetyczny zniechęcaodbiorcę, nie mówiąc już o zwycza  jowym w takich wypadkach, sym  bolicznych nakładach tych „druków".

  Aktywność wydawnicza TMZK od pierwszych chwil działalnościzmierzała do wypracowania własnych doświadczeń zarówno w sferze inspiratorskiej, patronackiej, jak i bezpośrednio nakładczej. Takierozumienie posłannictwa uwarunkowane było (i pozostaje nadal)realnymi możliwościami towarzystwa, a te nie są zbyt imponujące.Zwłaszcza jeśli chodzi o finansową stronę, która niejednokrotnie przesądza sprawę. Stan ten wpływa decydująco na wybór formy i sposobu powielania tekstów, z reguły najtańszego i najprostszego — niestety, jednocześnie niezbyt atrakcyjnego dla odbiorcy. W większościzatem powielano teksty wydawnictw TMZK techniką kserodruku,chociaż wykorzystano także usługipoligraficzne PZG w Bydgoszczy,

GZP w Elblągu iin.  Wielokrotnie, i na różnym szczeb

lu, akcentowana potrzeba udostępnienia lokalnym wydawcom nieprofesjonalnym odpowiednich możli  wości poligraficznych, w drodze postawienia do ich dyspozycji nie

  wielkiego zakładu — drukarni niskonakładowej — znalazła swój finał podczas spotkania z Wiceministrem Kultury, Edwardem Gołę

  biewskim, w listopadzie 1984 roku,kiedy przyrzeczone na ten cel odstąpić jedną z wysłużonych drukarń gdańskich, nie przystosowaną do realizowania ogromnych (powszechnych dziś) nakładów, zaś mogącą z powodzeniem sprostać zamówieniom wydawniczym np. to

  warzystw regionalnych. Czy obietnica ta zostanie wreszcie spełnionaku pożytkowi społecznemu i oży

  wieniu kultury narodowej?Nie oglądając się na trudności

i k d TMZK dj ł

szych aktualnie opracowań iregło*nalnyeh, których lista w okresiadziesięciu lat pracy towarzystwa(1974—1984) obejmuje piętnaście tytułów, głównie z dziedziny historii,najczęściej pióra własnych członków, miejscowych działaczy kultury. Na liście tej znalazły się teżpublikacje materiałów z sesji naukowych, współorganizowanych przez

TMZK, przy których wydaniu nieobeszło się bez znacznego udziałutowarzystwa.

Swego czasu tę aktywność wydawniczą usiłowano w kręgach„niechętnych", by nie rzec wręcz

  wrogich „doradców" zdyskredyto  wać i ośmieszyć, sprowadzić do mało znaczących wymiarów, do stanu„raczkowania". Początki są trudne

  w każdej dziedzinie, wstydzić się  więc pierwszych kroków nie należy, gdyż ten etap jako zupełnie naturalny w procesie rozwoju przechodziliśmy wszyscy, nawet i ci,którzy teraz zdają się o nim zapominać.

Znając realne możliwości, TMZK starało się własną aktywność wydawniczą realizować w wielu płaszczyznach, których jedną z ostatecznych i najpełniejszych form było samodzielne podejmowanie się  wydania określonych publikacji  Wśród form pośrednich w tej dziedzinie realizowano zamierzenia wydawnicze poprzez udział finansowy TMZK w kosztach druku, partycypowanie w honorariach autorskichi współdziałanie z wydawcą, który 

podjął się druku. Do tej dziedziny należało również inspirowanie pewnych tematów, zamawianie ich uautorów, zlecanie opracowań okolicznościowych, w dalszej kolejności — wszelkie prace redakcyjnei korefctorskie, a nawet szeroko pod

  jęty mecenat nad twórcami, czegokońcowym efektem miała być spodziewana publikacja. Bez tychczynności i przedsięwzięć wiele tytułów nigdy by nie mogło powstać,

  bez względu na to, kto miałby jedrukować. Zatem w ocenie działalności wydawniczej i te fakty również należy brać pod uwagę, ma

  jąc przy tym świadomość absolutnie społecznego charakteru tej pracy. Warto aby o tym wszystkim pamiętać w konstruowaniu ocen, nietylko w stosunku do TMZK.

Dorobek wydawniczy TMZK narastał powoli i stanowił przede

  wszystkim odpowiedź na pilne zapotrzebowanie społeczne Kociewia.Tematyka opracowań koncentrowała się więc wokół zagadnień ogólnych i martyrologii okupacyjnej, azdominowały ją publikacje o charakterze przewodnikowym, informacyjnym, nawet antologicznym.

Listę tytułów otwiera „Eksterminacja nauczycieli powiatu starogardzkiego w latach 1939—1945"(1974 rok), zbiór krótkich biografiinauczycieli, którzy ponieśli śmierć

  w wyniku hitlerowskiej akcji wyniszczenia inteligencji pomorskiej.Materiały dotyczą sylwetek 47 pedagogów głównie szkolnictwa pow

T O W A RZ Y S T W A M I Ł O Ś N I K Ó W

ZIEMI KOCIEWSKIEJ

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 53/99

nak działań, czego dowodem być i przeszkody TMZK podjęło za dagogów głównie szkolnictwa pow 

czynek do poznania martyrologii  jednej z grup zawodowych Kocie  wia o wybitnie patriotycznych zasługach. W tym kręgu tematycznym pozostaje też „Szpęgawsk"(1979 rak), będący skróconym szkicem historycznym w stosunku doobszernej monografii o tym .samymtytule z (1959 troku wydanej przez  Wydawnictwo Morskie. Estetycznie  wydana broszura zaopatrzona została w fotografie i szkic topograficzny największego' cmentarzyskaofiair -hitlerowskiej kaźni na Koeie- wiu.

Niewielki przewodnik „Miejsc Pamięci Narodowej w StarogardzieGdańskim" (1979 rok) przyniósłzwięzłe informacje o ponad osiemdziesięciu obiektach, związanych ztradycją patriotycznej przeszłościmiasta i jego mieszkańców, w tymokoło pięćdziesięciu dotyczących bolesnych lat okupacji. Wykazuje ontakże lokalizację około dwudziestumiejsc pamięci, które dotychczas niezostały upamiętnione. Uzupełnieniem tego toimikiu miał być, wedługzamierzeń wydawcy, album omawianych obiektów, którego1 jednak nieprędko należy się spodziewać.

Dwa spośród tytułów omawianegookresu dotyczą dorobku literackiego Kociewia, zaś opublikowane zostały przy współpracy i z zasadniczym wkładem edytorskim Zrzeszenia Kaszubsko-Poniorskiego wGdańsku. Władysława Kirsteina„Kociewie, Gawędy i wiersze" (1976r.) — to przykład antologii tekstówfolklorystycznych i współczesnejtwórczości koeiewskiej, zróżnicowa

nych pod względem gatunkowym.  Wartością zbiorku jest pomieszczenie w nim przedruków z trudno' dziśdostępnego dzieła J. Łęgowskiego„Kaszuby i Kociewie" z 1892 roku.Opublikowano w nim także wybór 

  wierszy współczesnych poetów nurtu kociewskiegO', w wielu wypadkach jako jedyny dotąd przykładich" twórczości literackiej. Podobnie„Świadectwo złego czasu (Z kartek okupacyjnych Kociewia poetyckiego)" z 1980 roku przynosi wybór 

  wierszy jedenastu autorów, których  wspólnym tematem jest rzeczywistość wojenna i okupacyjna gehenna, widziane z pozycji bezpośredniego w niej udziału autorów, tak 

  w szeregach konspiracji, w warunkach obozowej kaźni, ale także zpozycji rozrachunku z wojną przezpokolenie czasu pogardy". Starannie przygotowany tomik zamykają noty biograficzne o autorach żyjących i tych, dla których jest to jużpośmiertna publikacja, czasem jedyny ślad po ich twórczości.

Lata osiemdziesiąte przyniosły   wyraźne ożywienie działalności  wydawniczej TMZK, głównie pod  względem znacznego przyrostu licz  by tytułów. Ogółem w tym okresie  wydano dwukrotnie więcej publikacji i to wyłącznie prawie jako wydawnictwa własne. Z koniecznościreprezentują one skromny poziomedytorski, jednak z racji ważnejtematyki i niejednokrotnie wysokiego poziomu naukowego, bądź wartości źródłowych, wysuwają się naczoło dorobku wydawniczego Do-

GADKI PO NASZAMU

Z Jósia kawalir fest! Nie było i ni ma we wsi brutki co

  by, kędy Jóś na psiwo szed, ślipiów ni wywracała. Bo z J

sia rychtowny je chłop. Nawet jak na pole gnój w kunie wy

  wozi, to galoty ma kościylne. I nie żebi powrózkam ścio

gane, ale świńskim paskem ze szlufkami. Galoty jak miech

ale nic mu ni dinda, jubka dychtowna, bez łatów, z knafla

mi od gulgóna do pempóna. A gumniacze, ho>, ho!, jak łof

cerki wyglancowane i na numer, ani szurniencia ani człap

nińcia. Idó z Jóśkem krok za krok. Rukcuk w polu sie Jó

obrobi. Ledwo na kuniki cmokał w ta, a już wewta cmoka

  A pola ma całe trzi morgi. Po łojcach wjyncyj mniał,

to psiwo i tańcowanie, i baśka i szkat... toć i by tym, co plot

niestworzone brewerije na Jósia, tyż wnetki trzi morgi ostal

Ma Jóś na wszytko czas, bo sie z roboto potrafsi uwzinó

  w mig. Ma tyż na brutki czasu a czasu. I choć łep już   wy, to ón gada, że po to łoczi majo, żebi ślipili, a łon eszc

nie natrafsił na swojo. I pewnikem swygo je Jóś. Jak ancu

kościylny w niedziela wcióngnie i dyrda na msza, to głow

ma w łobłokach. choć ciotkom trza sia zgodzić i czapko mu

sowo macha. Kozom sia mu ino Śmiejo zes tyj elegancyi, a

co tamój Jósiowi kozy. Nie z takiymi deptanygo tańcowa

  A kędy mu chto przygadywa, że je buś, to Jóś sia śmnie

Żebi pank, tak sie śmnieje, i jak sie wyśmnieje to gado, ż

ma na te gupotki eszcze czas. Te trzi kłaki siwe, co mu n

łisyj glacy sia gonió, prziliże i sia dalij śmnieje.

I mówi: — A tośta mni, ciotko, przigadali, a niech waObaczta, jak sia cieszi, tyn wasz. Jakby w rajo był. A gam

  ba na knyfel zarnkła ma. Jakbi mniał mu kto poryraja ugl

drać. Nie szczirzy sie, bo mu, widać, ni do śmnichu. Chło

  jak wyschłe drewko. Delijyi sia trzima, na psiwo to rna stra

iść, bo bi zara trampkam w munia dostał. A młodsi przec

ody mnie. Ni ma eszcze moich pindziasiónt pianć letkó

a z łoczu mu cosik licho patrzi. Jakbi już zara mnieli m

„wieczne" śpsiwać. Ja móm do takego raju eszcze czas! —

I znowu zaczon sia śmniać.

  ANKA Z BO

tyczy to .zwłaszcza publikowanychmateriałów z sesji naukowej „Folklor literacki Kociewia" (prace Andrzeja Bukowskiego i Nelli Fijak z 1982 roku), referujących stan badań nad folklorem kociewskim wXIX i XX wieku, a także „Kocie

  wie w muzyce" (1983 r.), z sześcioma rozdziałami pióra specjalistów  w dziedzinie muzykologii i (kultury.Obie publikacje powstały we współpracy z Wojewódzkim OśrodkiemKultury w Gdańsku.

Pozycją o nieprzecenialnej wprost  wartości jest „Księga imienna stratludzkich II wojny światowej (Kociewie)" z 1983 roku, wysoko oceniona przez recenzentów i użytkowników, także zagranicznych. Przynosi ona bowiem podstawowy materiał informacyjny, i niekiedy   wprost dowodowy, odnośnie miejsci okoliczności śmierci zarówno lud

ności cywilnej, jak również uczeników walk obronnych, konspiracnych, powstańczych i wyzwoleczych, tak spośród stałych miekańców Kociewia, jak i czasowprzebywających i zmarłych (polełych, zamordowanych) na Koc

  wiu, ale także Koeiewiaków, rych śmierć dosięgła na innym renie , • w prak tyc e więc na wszykich obszarach wojenno-okupacnej odysei (obozy koncentracyji jenieckie, fronty walk itd.). Oszerna ta publikacja, licząca pon

trzysta stron druku, miimo' nieunnionych braków, stanowi przykł  właściwie pojętej roli wydi inspiratora dla utrwalenia pamio ofiarach wojny z lokalnego środ

  wiska, które przestają być li ko „anonimową zbiorowością", oreśloną zbyt biurokratycznie i ob  brzmiącą cyfrą.

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 54/99

czoło dorobku wydawniczego. Do i okoliczności śmierci zarówno lud 

G A D K I P O N A S Z A M U

  Wej, powiedzieli mnie, wyńdzie take nowe psisnio czy ni-

psismo, CO' o naszy kcciawski ziamni psisać bandzie. Każdy 

  je srodze rad, jak mu co nowygo i psianknygo dóma sia

niańdzie, czy sa taka zamrażarka obsorguje, czy prosiaki bezszkody wyrosnó na walne warchlaki, abo tyż dobra synowa

  walne wiano w dom wniesie. A fak nom, Kociewiakóm, taka

nowa ksióżka abo insze psismo uda sia drukarń wypuścić, to

tyż sia tak cieszym, jak gbur z tych prosiaków.

Bo to, wej, te młode, to majo uż zapómnióne, i ta nasza

mowa kociewska, i obucie i wyszywanki, i skorupy i insze

gary. To uż tera nie wiedzo, jak to przódzi tu Mniamcy by

li, a nie wjedzó, że tu zawdy Polaki mnieszkali, na chtór-

nych dawni Pomorzany mówjyli abo Kaszuby. Jak raz było

morowe powjetrze i wjele ludzi pomerło, tedy tyż tu polskie

ludzie przyszli i nowy kociewski folklor bez lata wyróbjiii.  A Mniamcy, co to para tu przyszło, to wnetki musieli sia

polski mowy nauczyć, to tyż i chwatko Polakami sia zrobjiii.

Bo jak sia jedan we wsi znalaz, to by sia z mniaszkańcami

nie dogodał, a jak se eszcze kobjyta z Pomorzaków wzión,

to uż ano nazwisko ostało. I tak, wej, choć Mniamcy chcieli,

żeby tu wszyści po mniamniecku gadeli i Mniamcami sia

czuli i choć bez tan Kulturkampf i Hakata nas na Mniam-

ców przerobjić chcieli, to my przy naszy Ojczyźnie, co sia

Polska nazywa, ostelim i nigdy inaczy nie bandzie. Ale żeby 

to wszyści o< tym wjedzieli, tedy wjele psisać musim i daw

ne dzieje rozpamniantywać — ale tyż i o tan nasz region

dbać i corazki bogatrzy robjić, coby sobje i Ojczyźnie naszy 

dobrociów nazorgować.

Tedy tych dobrociów Wóm, co to czytać bańdzieta, naszy 

Ojczyźnie i wszytkim ludziom na śwecie życzą. A że to bez

utrzymania POKOJU sia nie da — tedy niech zawdy je PO

KÓJ, ta dobroć nad dobrocie.

— wasz

TONY WJYRCIGAMBA 

Podobną wymowę zawiera obszerne zestawienie materiałów biograficznych, wsipoimnieniowyeh i fotograficznych pod tytułem: „Los jestprzestrogą — nie legendą..." (1984r.), stanowiące uzupełnioną i .znacznie poszerzoną wersję publikacjiTMZK sprzed dziesięciu lat o eksterminacji nauczycielstwa starogardzkiego.  Wśród wydawnictw TMZK wy

łoniła się z czasem jednolita, co dopoziomu relacji i wyraźnie akcen

towana technicznie (format, szatagraficzna, kolorystyka poszczególnych tomików), biblioteczka kociewska. Tworzą ją do tej pory głównie opracowania historyczne jednego autora, powszechnie znanegopopularyzatora dziejów regionu —dr  Józefa Milewskiego ze Starogardu Gdańskiego. Otwiera ją interesujące opracowanie Szlakiem Jana

Sobieskiego po ziemi kociewskiej(1657—1696)" z 1983 roku o związkach rodziny Sobieskich z Kooie-

  wiem i echach tych związków wtradycji i legendzie oraz zachowanych obiektach przeszłości. Biograficzna pozycja pt. „Helena Lange(1894—1973), Nauczycielka i patriot-ka" (1984 r.) omawia życie i zasługi działaczki konspiracyjnego harcerstwa i PCK w okresie okupacji'hitlerowskiej, podobnie jak opraco  wanie pt. „Zygmunt Bączkowski(1921—1944), Polski życiorys" (1984r.) o jednym z kociewskich uczestników Powstania Warszawskiego w1944 roku, harcerskim działaczukonspiracyjnej „Jaszczurki". Następny tytuł serii kociewskiej;„Styczeń 1920, luty i marzec 1945na Kociewiu" (1984 r.) odnosi się donajistotniejszych wydarzeń historiitego wieku: odbudowy państwowoś

ci polskiej na Pomorzu po niewolizaborczej oraz wyzwolenia ziemi kociewskiej spod okupacji hitlerowskiej. Relację swoją autor wzbogacił o noty biograficzne niektórychdziałaczy niepodległościowych z lat1918—1929 oraz przedruk stanu organizacyjnego władz „republikigniewskiej". Przytacza również listę poległych w Powstaniu Warszawskim i podczas przeprawy wiś

lanej w rejonie Czerniaków a i Żoliborza, a także biografie kociewskich uczestników powstania 1944roku.

Ostatni z tytułów biblioteczki kociewskiej, „Działalność chóru „Lutnia" w Starogardzie Gdańskim1913—1983" (1984 r.) pióra Barbary Bortliczek, będący skrótem pracy magisterskiej autorki, przynosi interesujące wiadomości o pracy wielce dla kultury zasłużonego zespołu śpiewaczego, jego długoletnichczłonków i wybitnych działaczy.

Prócz materiału informacyjnego

i źródłowego, wymieniane pozycjeprzynoszą także sporo cennych materiałów ikonograficznych, jako żekażdy tomik ilustrowany jest z reguły kilkoma zdjęciami o wartościach archiwalnych. Warto przy tymdodać, że wydawnictwa TMZK swo

  ją oprawę plastyczną w większościzawdzięczają współpracy z artystą kociewekim Janem Wałaszewskim,który jest autorem projektów okładek i niejednokrotnie także ilustracji i przerywników.

  W drugie dziesięciolecie swejdziałalności wydawniczej TMZK 

  weszło z inicjatywą poszerzeniakręgu tematycznego publikacji,m. in. o twórczości rodzimych poe-tów-amatioirów, współcześnie pisząccych w gwarze kociewskiej. Jakopierwszy wydano tomik wierszy 

  Antoniego Górskiego „Modraki"(1985 r.) z rysunkami autora, zawierający ponad dwadzieścia utworówkociewskich, odznaczających sięswoistym humorem, soczystością języka i lekkością formy.

Sięgając do wciąż nie wyczerpanej skarbnicy tematów z dziedziny historii , Józef Milewski — niezmordowanie wynajdujący okoliczności wydobycia z zapomnienia corazto nowych kart przeszłości Kocie-

  wia, zaprezentował dwa szkice o  wciąż mało znanej, aczkolwiek ostatnimi czasy przez dobrychznawców przedmiotu opracowanejdziałalności masońskiej, która wtradycji ludowej Kociewiaków zapisała się rn. in. licznymi opowieściami o „farmazynaeh" i ich ta  jemniczym świecie, dostępnym tylko dla wtajemniczanych — „Z dzie jów wobiomularzy na Kociewiu1778—1938, (wyd. 1985), oraz dru-gj — „Z martyrologii Żydów nako ci ew iu 1939—1945 (wyd. 1985),pokazujący w olbrzymim skrócie losy gmin żydowskich do czasu wojny oraz wyniszczenie przez okupantatej grupy ludności wraz z obiektami kultury judaistycznej na tymterenie. Oba zagadnienia wymagają z całą pewnością dogłętaiejszegoniż dotąd zbadania i ukazania wpełniejszej skali, gdyż zarówno au-

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 55/99

sujące opracowanie Szlakiem Jana tego wieku: odbudowy państwowoś pełniejszej skali, gdyż zarówno au 

tor jak  i wydawca potraktowalipublikacje jako drobny przyczynek do ukazania wzajemnego oddziały  wania jakże odrębnych kultur i tradycji, reprezentowanych przez zamieszkujące na Kociewiu dwiemniejszości narodowe, które w różnym stopniu wpływały na dzieje tejziemi, współtworzyły jej historięi tradycję i zaznaczyły swój udział  w jej kulturze.

  Wśród szkiców biograficznychTMZK znalazła się też sylwetkanauczycielki, działaczki harcerskieji znanej ze swych obozowych wierszy, więźniarki Stutthofu, której Józef Milewski poświęcił swoją broszurę „Waleria Anna Felchnerow-ska (1902—1984) i jej patriotyczny świat", (wyd. 1985), oraz wydany 

  w roku bieżącym podobny portretkonspiratora czasu wojny („Zygmunt Grochocki (1922—1943) — harcerz i jasasczurkowiec") — tego samego autorstwa.

Opisany wielokrotnie i przez hi

storyków odnotowany, jako pierwszy na ziemiach polskich, epizod zapoczątkowujący Wiosnę Ludów —spisek chłopski Floriana Ceynowy przypominany został również przeztegoż autora w związku z przypadającą w obecnym roku 140 rocznicą tamtych wydarzeń („Szlakiemstarogardzkiej epopei — 1846").O innych tytułach aktualnie złożonych do druku, wypadnie mówić zchwilą ich ukazania się. W dorobku wydawniczym TMZK stanowić

  będą już trzecią dziesiątkę publikacji.

Plon działalności wydawniczej

TMZK do końca 1984 roku dowodzizatem, że nie jest to aktywność pozorna lub mało znacząca, lecz żepozwala się zmierzyć nie tylko licz

  bą konkretnych tytułów, ale zwłaszcza szerokim zakresem tematycznym, wypełniającym luki w ofic  jalnej i „nierychliwej" historiografii akademickiej do czasu, kiedy tazechce swym naukowym zaintereso

  waniem objąć ziemię kociewską wsposób bardziej wnikliwy, pełny i...twórczy.

Czy działalność wydawnicza jestprzedsięwzięciem potrzebnym i czy spełnia swe zadania wobec społe

czeństwa regionu? Na to pytanieodpowiedzi dostarcza przede wszystkim odzew, z jakim snotykaią siępublikacje TMZK, które błyskawicznie znikają w sprzedaży o tyleutrudnionej, że odbywającej się poza siecią księgarska. Odbiorcy wydawnictw TMZK potrafią znaleźćdrogę do oczekiwanej tiublikacji,nauczyli sie bowiem czujnego śledzenia zaoowiedzi wydawniczych,aby zapewnić sobie coraz to nowe..kociewiana", których nakład wciąż

  jeiszcze nie zaspakaja autentycznychpotrzeb. Trzeba sie wiec nieźle pospieszyć' Powodzenie niektórych ty

tułów, dziś już zupełnie wyczerpanych, dowodzi pilnej notrzeby pod  jecie wznoweń. Należy zatem pomyśleć i o tych, którzy zasmako

  wali w lokalnej historii i tradycjinieco nóźniej. zwłaszcza o młodzieży. W nich tkwi przyszłość rueburegionalnego. I to nas zobowiązuje.

MARIA PAJĄKOWSKA 

D Z I E Ł O

B E R N A R D AS Y C H T Y

Gwary Kociewia nie są jeszcze w pełni zbadane i opisane, ni

doczekały się dotychczas takiego monograficznego opracowani  jak na przykład sąsiedni dialekt malborski, który opracował Hu  bert Górnowicz.1)

Fonetykę i fleksję gwar kociewskich opisał jeden z najwybitniejszych polskich dialektyków — Kazimierz Nitsch, który na początku naszego wieku dotarł i na Kociewie.Obecnie od pewnego juczasu gwary kociewskie są przedmiotem badań naukowych dialektyków i studentów Uniwersytetu Gdańskiego i Wyższej SzkoPedagogicznej w Bydgoszczy.

Natomiast z zakresu słownictwa najpoważniejszą publikacją stanowi trzytomowa praca Bernarda Sychty pt. „Słownictwo kociewskie na tle kultury ludowej". 2) Bernard Sychta znany jest główni  jako autor bardzo cenionego i szeroko znanego w świecie słowiaskim „Słownika gwar kaszubskich na tle kultury ludowej". 8) przedmowie do I tomu autor wyznaje: „Pragnąłem napisać taksłownik, który byłby zarazem pieśnią wyśpiewaną na cześć i chwałę pięknej i bogatej kaszubszczyzny". Nieco dalej wyznaje, że również sami Kociewiacy zachęcali go do napisania „Słownika kociewskiego". Trudno się tym zachętom dziwić; kociewszczyzna, chomniej odmienna od polszczyzny ogólnej niż dialekt kaszubskteż na takie opracowanie zasługuje. Jeśli chodzi o liczbę opraco

  wań, jest czego Kaszubom zazdrościć. Bernard Sychta obiecał Kciewiakom słownik, słowa dotrzymał. Jako rodowity Kaszub miaokazję poznać południową gwarę kociewką w latach 1933—193gdy był młodym księdzem w Świeciu i później podczas okupacj

gdy przez cztery lata ukrywał się w Osiu, mając znowu żywy kontakt z gwarą. Północną gwarę kociewską poznał bliżej jako kapelan Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w StarogardzGdańskim (w latach 1935—1939 ),a od 1947 roku był proboszcze

  w Pelplinie, gdzie pozostał do śmierci (zmarł w 1982 roku). Prawpół wieku wypadło mu więc żyć i pracować na Kociewiu.

O jego zainteresowaniach tym regionem świadczą też sztunapisane gwarą kociewską: „Duchy klasztorne" (komedia wysta  wiona w 1934 roku przez teatry amatorskie w Świeciu, Chełmni okolicy) oraz „Wesele kociewskie", które ukazało się w Wydawnictwie Morskim w Gdyni w 1959 roku. Warto by i dziś przypomnieć te sztuki mieszkańcom Kociewia. Dobrym przykładem moż

  być tu Regionalny Teatr Dramatyczny z Luzina na Kaszuba

który z dużym powodzeniem (również w gdańskim teatrze „Wy  brzeże") przedstawił po kaszubsku napisaną sztukę B. Sychty „Hanka sę żeni".

1) por. H. Górnowicz, Dialekt malborski, t. I—II, Gdańsk 1967—1974.2) por. B. Sych ta, Słown ictwo kocie wskie na tle kult ury lud owej, t . I—I

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 56/99

O li 1880 1985 

Słownik kociewski B. Sychty zawiera ciekawy materiał języko  wy z obszaru leżącego na południowy wschód od Kaszub (okoliceChojnic i Tucholi), na lewym brzegu Wisły między StarogardemGdańskim, Tczewem, Gniewem, Nowem i Świeciem. Ludność tastanowi mieszaną grupę etniczną, posługującą się dialektem po

  wstałym prawdopodobnie na podłożu kiedyś rdzennie pomorskim,później wywarły tu swój wpływ gwary kontynentalne — główniekujawskie i mazowieckie. Słownik kociewski B. Sychty jest nietylko dokumentem języka, ale i folkloru. Poszczególne wyrazy 

przytacza autor w kontekście zwrotów, przysłów, porzekadeł i piosenek ludowych czy też przypowieści. Jako doktor etnografii doskonale znał kulturę materialną i duchową Pomorza. Zgromadzony przez niego z Kociewia materiał cechuje głęboki autentyzm,  jest więc on cenny nie tylko dla językoznawcy, lecz także dlaetnografa i folklorysty.

Oddając do rąk czytelników pierwszy tom swego dzieła, wprzedmowie do niego sędziwy autor napisał: „Byłbym jeszczeszczęśliwszy, gdybym dożył tego dnia i mógi ujrzeć całość w goto

  wym kształcie książkowym. Byłby to mój ostatni większy uśmiech  w życiu."

Niestety, los nic był tak łaskawy, trzeci tom „Słownictwa ko-ciewskiego na tle kultury ludowej" ukazał się już po śmierci.

  Ważne jednak, że się ukazał. Ma więc Kociewie (jeszcze nie  wszystkie regiony doczekały się tego) swój słownik gwarowy, który mimo pewnych niedostatków i licznych luk jest bardzo cenny i powinien być w większ ym st opniu na Kociewiu rozpowsz echniony — zwłaszcza we wszystkich szkołach i czytelniach, na coniski nakład (1000 egz.) nie bardzo pozwala.

 ANEKS DO SYCHTY 

Zapewne wiek i stan zdrowia nie

pozwoliły Bernardowi Sychcieopracować słownictwa koeiewskie-go w pełni. Ci, którzy znają gwary kociewskie dostrzegają często braki  w przedstawianym zasobie leksykalnym. Językoznawcy określają jeszacunkowo na 1/3 zasobów całegosłownictwa na Kociewiu. Warto  więc uchronić od zapomnienia pominięte przez B. Sychtę wyrazy,przywołać je i określić. Są chyba  jeszcze na Kociewiu ludzie, do których przemawiają słowa autora:

„Każde słowo urzekało mnie przedziwną urodą i wywierało niesamo  wity wpływ. Żadnym z nich niepogardziłem. Żadnego nie odrzuciłem. Nieraz były to już tylko okruchy słów, tułające się jeszcze tu iówdzie po zapadłych pustko wiach..."

Zbierajmy więc te okruchy słów  jak kiedyś zbierało się „zaostałe"na polu kłosy, bo trzeba to wszystko — jak pisał B. Sychta — „co

  wyszło spod serca ludu kociewskiego  wydobyć i z całą godonością na jaką zasługuje, przenieść do skarbcakultury ogólnonarodowej". KAŻDY MOŻE SIĘ DO TEGO PRZYCZYNIĆ. W kolejnych numerach naszego MAGAZYNU zamieszczać się

  będzie uzupełnienie do „Słownikakociewskiego". Będzie można wymienić nazwiska osób, które nade-

ślą materiał językowy, przy którymzawsze należy zaznaczyć miejsce  występowania i najlepiej fragmentprzykładowego kontekstu. Publikacja będzie miała charakter popularnonaukowy, więc proponujemy, zamiast pełnej transkrypcji fonetycznej, uproszczony zapis według zasad pisowni ogólnej. Jedynie ścieśniona w wymowie samogłoska ,,e'  wymaga umownego zaznaczeniaprzez „e" lub „e" (w wymowiezbliżona do „y" lub „i"), np. mleko

'mleko', natomiast ścieśnione „o"można zapisywać przez znany znak „ó" (w wymowie zbliżonej do „u")np. ón 'on', dóm 'dom'. Najbardziejkłopotliwy będzie zapis samogłosek nosowych, gdyż w gwarach kociew-skich oprócz (a najczęściej zamiast),A"  i „Ę" występuje nosowe „u",np. ksiunżka (względnie ksiónżka)'książka' i nosowe „a", mp. w gwarze południowoikociewskiej ' jestganś 'gęś'. Taki uproszczony i zastępczy zapis kłóci się z zasadami

ortografii, ale jest tu chyba jedynym wyjściem.

Dla zachęty warto podać pierwszą grupę wyrazów pominiętychprzez B. Sychtę. Wszystkie zanoto  wano ma południowym Kociewiu —  w okolicach Świecia a. Wisłą.

ciairotać lub ciairónić 'dużo i szybko mówić'.

„Jak ta zacznie ciajrotać, to niema końca" 

lelek 'pieszczoch' (u B. Sychty tylko w znaczeniu 'zły duch, diabeł')

„Z naszi Anki to je taki lelek, że  jak ji sie powie, to zara riczi".

koszczka 'skrzyp polny' (podany przez B. Sychtę koszcz w znaczeniutym jest na południowym Kociewiunie używany)

„Z fegro pola wiele mi było, tam  jano sama koszczka rośnie" 

kreeión 'duży, brzydki kret'„Znówki kreeión wlazł nórn w za

 gony" 

kula 'pisemne zawiadomienie prze

syłane przez sołtysa od domu dodomu:„Toć chodziła luda lo zbieraniu,

  stonki, nie czitałeś?" 

kwękają 'ten, kto kwęka'„Z niego to je czista kwękają,

więcy nastęka niż to warte" 

miękura 'ktoś słabowity'„To nie był wcale taki miękura

tak szibko sie usujnył".

móncziti 'mączysty'„Nie lubią tich kruszków, só take

mónczite".

nieużiti 'nieżyczliwy' (u B. Sychty   w tym znaczeniu jest nieużitni)

„To só takie niieużite ludzie, że z niami nie ma co".

obkład 'to, co kładzie się na posmarowanym chlebie' (u B. Sychty występuje tylko w znaczeniu 'okład,kompres')

„Nie dość, że Ule smaroioidła, to

  jeszcze durch z obkładem chcieli chleb".

Niekiedy znane nam z gwar ko-ciewskich wyrazy umieścił B. Sychta w swoim słowniku, ale w innymznaczeniu, więc i to warto odnoto

  wać. Należy jeszcze dodać, że bardzo ważne jest też pochodzenie informatorów (czyli tych, którzy danych słów używają); POWINNI TOBYC TYLKO RODOWICI KOCIE-  WIACY, natomiast zanotować daną formę może każdy dobry obserwator języka, życzliwy Kociewiu.

Maria Pająkowska

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 57/99

 

Tym małym opowiadaniem Andrzeja Grzyba zapowiadamy przygotowywaną publikację Kociewskiego Kantoru Edytorskiego pt. „W kuchni i przy stole"  — oczywiście naKociewiu. Książka ta ma odtworzyć, przypomnieć, częściej zarejestrować, w literackiej lub innej formie, dania dawnej kuchni, zwyczaje przy stole, te weselne, świąteczne i te

  powszednie. A przy tym, jakby przy okazji, znajdą się konkretne przepisy na obiadowedania i na potrawy, które trafiały na stół w czasie śniadań i wieczerzy.

Uprzejmie ZAPRASZAMY SZANOWNYCH CZYTELNIKÓW, tych którzy kucharząi tych niekucharzy lecz smakoszów, co to pilnie śledzą co się w garnku dzieje, do współredagowania zapowiedzianej książki. Opisy potraw, ich regionalne nazwy, tajemnice ich

  pitraszenia, okoliczności w jakich trafiały na stół, czy wreszcie gadki, przysłowia lubopowiadania, związane z kuchnią i stołem, a więc słowem — wszystko, co z jedzeniemma związek  — prosimy przesłać na adres naszej redakcji. Czekamy! 

  ANDRZEJ GRZYB

Biała polewka-kwaśnaPo podwórzu i polach hasała jeszcze zima.

Biała zima, naznaczona piętnem odwilży, grzała się w słońcu, popłakując z lodowych sopli.Na dachu i na ganku radośnie, już wiosennie,awanturowały się wróble. Ile miałem wspólnego z tymi ptaszkami, wiedziała najlepiej babcia:

— Ledwo co wyszedł na podwórze a popatrz! Łapawdce mokre, w butach aż chlapie.

I portki i sweter... Głowa rozpalona, no tak,  już katar! Zaraz się napijesz lipowej herbaty z miodem. I tam, przy placie, usiądź. Musiszsię wygrzać, knapie! Bo jak nie, tak i przeztydzień spod pierzyny nie wyleziesz.

Nie było rady, trzeba było pić te lipowe i rumiankowe herbatki z miodem, siedzieć przy piacie i grzać się. Z kotem na kolanach, cochwilę wyciągać ręce do skarpet, do rękawic,do czapki, bo może już suche i można przekonać babcię, że to nic, że żaden katar, że teraz,  jak wyjdę, to już będę uważał.

— Tak, taaak... No tak! — mówiła babcia,

kiwając głową i łyżką między szczyptą soli alistkiem bobkowym, a znaczyło to — nie, nie,nie i jeszcze raz nie!

Siedziałem więc głaszcząc kota, wpatrującsię w od czasu do czasu wyskakujące na blachęz pieca iskierki. Polewka bulgotała już w garnku na dobre. Zaciągnąłem odrobinę zapachu,  jakby w pamięć i pomrukiwałem jak kot...

Polewka... Biała, kwaśna... Na kurzych pytkach, z garścią suszonych grzybów. Kot rozwi  jał się z kłębka, przechylał postrzępiony pysk,otwierał jedno oko i patrzył ze zrozumieniemna tę moją rozciamkaną do siódmych niebios

gębę. Dobrze wiedział, w czym rzecz.— A podaj mi z szuflady trzy ziarnka angielskiego ziela, bo zapomniałam na śmierć!

Tak niewiele było w tej polewce, że faktycznie, niepamiętanie o trzech ziarnkach angiel-skiegO! ziela mogło zadecydował a obsolutnymniepowodzeniu. Ileż to przecież natrudziliśmy 

się z dziadkiem, żeby podczas nieobecności ba  bci ugotować białą polewkę! Wszyściutpunkt po punkcie, zrobiliśmy tak, jak trzeba  Woda w garnek i na piec. Potem kurzą łapkalbo skórkę od słoniny, marchewkę, pietruszkę, selera nie za dużo, listek bobkowy, zieleangielskie, sól, szczyptę pieprzu, garść suszonych grzybów i zi emniak ów k ilka. GotowaćJeszcze szklanka maślanki z łyżką mąki. I go

tować. A zasmażyć tylko tak, żeby choć jednooko tłuszczu zabłysło na polewce. Zasmażyz odrobiną cebuli...

Było wszystko dok ład nie t ak, bez pośpiechu  jak należy. I figa z makiem! Nie była to babcina biała, kwaśna polewka. Nie była, choć tak

  bardzo chcieliśmy, żeby była. Wprawdzie zjdło się tę naszą polewkę, bo i cóż można byłoinnego zjeść, ale jakoś w krew to nie szło. Bezprzekonania się jadło, bez podzwaniania łyżką

  w talerz, bez przeniyśllwania o tym, czy ta  jeszcze w garnku na dolewkę chociaż pół łyżkzostało.

I — A siądź tu, przy mni e. Kart ofl e pomożesostrugać — wyrywała mnie babcia z  polewko-.wych wspominków. — Zegar już kwadrans ndrugą wybił. Dziadek w drodze, a polewka wpolu.

| I obier ali śmy migiem garść kartofli. Babci•kroiła je, też migiem, w kostkę. Już zaciągałipolewkę maślanką. Zasmażała. Kręciłem siprzez tych kilka chwil uparcie opodał dudnią[jcego na kuchni garnka. Wąchałem, ślinki łykaIłem.I — Spróbujesz, ła komcz uchu — oto spotkagminie honor największy.

i Babcina łycha wsmy kiwa ła się do brzu chat e  jgo garnka, kłęby polewkowej pary waliły po  jbielony sufit, a ja już rozdziawiałem gębę cz  jkając, aż babcia podmucha, pochucha i taItak... spróbuję!  j Nim dziadek otrzepał jubk ę w sieni i ni|-)tworzyl drzwi, talerze już dymiły na stole.

  W K U C H N I I P R Z Y S T O L E

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 58/99

 

ROMAN LANDOWSKI

T c z e w s k i p a r n a s i k l a t d w u d z i e s t y c h

Odwiedziny Melpomeny

Na pierwszych afiszach teatralnych drutowanych  w języku polskim, jakie pokazały się na słupach ogłoszeniowych tuż po przyłączeniu Tczewa do Macierzy,najczęściej zapraszały na swoje spektakle zespoły Torunia, Grudziądza i Bydgoszczy. Nierzadko .zdarzałosię, że miasto to odwiedzały teatry z Warszawy, Krakowa, Poznania, a nawet Wilna. W pierwszych latach

różny był ich poziom, podobnie jak i różne organizacje zajmowały się ich upowszechnianiem. Najważniejszym było jednak to, że przywoziły ze sobą z da  wna oczekiwane polskie słowo.

Dyrekcje teatrów chętnie wybierały Tczew jakomiejsce swoich objazdów. Miasto posiadało znakomicie w owych czasach wyposażoną salę widowiskową,dysponującą technicznie sprawną sceną. Hala Miejska — bo tak się zwał wówczas budynek obecnegoDomu Kultury Kolejarza — mieściła 600 widzów i cieszyła się opinią jednej z najlepszych placówek tegorodzaju na Pomorzu. Poza tym doskonałe połączeniakolejowe, dogodna baza noclegowa — Tczew posiadał

  wtedy cztery hotele — zachęcały do przyjazdów. Tesprzyjające okoliczności czyniły .z imiasta korzystny punkt wypadowy dla odwiedzin okolicznych miejsco

  wości, szczególnie pozostałych 'miast kociewskich —Gniewa, Pelplina, Starogardu.Już w grudniu 1920 roku, staraniem Polskiego Czer

  wonego Krzyża, przyjechał Teatr Objazdowy Nr 1Sekcji Oświaty ,i Kultury Ministerstwa Spraw Wojskowych. Głównym zadaniem wojskowych teatrówobjazdowych była obsługa kulturalna rannych i chorych żołnierzy w szpitalach. Kraj uwikłany w wydarzenia wojennej ze wschodnim sąsiadem zapewniałposzkodowanym bezpłatne przedstawienia, natomiastdochody ze spektakli dla ludności cywilnej przeznaczano ma .rzecz wojska. Teatr ten na Pomorzu cieszyłsię powodzeniem zgoła z innego powodu: zaznajamiał„z perłami polskiej literatury scenicznej", jak to określa miejscowa gazeta. Z trzech przedstawień, jakie

  wówczas zaprezentowano w Tczewie, nie wszystkienależały do owych scenicznych „pereł", bo obok komedii Aleksandra Fredry „Damy i huzary" i wode

  wilu Stefana Turskiego „Krakowskie zuchy" przedstawiono anonimową komedyjkę „Chrześniak wojenny".

Pierwsze imiesiące niepodległości wyzwoliły w Tcze  wie ambicje posiadania własnego teatru stałego. Byłto wyraz autentycznych zainteresowań i potrzeb społecznych, przerastające jednak możliwości miejsco  wych pasjonatów. Tczewski Teatr Polski — bo taką przyjął nazwę — kierowany przez panów Szulca i Foł-tańskiego, zainaugurował swoją działalność 22 maja1921 roku, wystawieniem „Grubych ryb" Michała Bałuckiego. Pio tej premierze dalszy słuch o zespole zaginął.

  W całym dwudziestoleciu międzywojennym najtrwalsze związki z Melpomeną mieszkańcy Tczewa za  wdzięczali teatrowi toruńskiemu, który chociaż kilkakrotnie zmieniał swoją nazwę zawsze odnawiał kontakty. Serię udanych występów -w Tczewie rozpocząłTeatr Narodowy z ówczesnej stolicy Poimorza podkierownictwem Mieczysława Szpakiewicza. Na zaproszenie Komitetu Obchodów Powrotu Tczewa do Macierzy toruński zespół 30 stycznia 1922 roku przedsta

wił dramat Maurice'a Maeterlincka Burmistrz Styl

rnondu". Ponownie zespół przyjechał w kwietniu tegoż roku. Organizatorem wizyty był Polski Czerwony Krzyż, który dochód z przedstawień teatralnych przeznaczył na akcję osiedleńczą repatriantów. Zaprezentowano wówczas dwie komedie: „Pannę mężatkę" Józefa Korzeniowskiego i „Madame Sans-Gene" Victo-re'a Sardou.

  W maju 1922 roku Teatr Narodowy z Torunia od  wiedził Tczew jeszcze 'dwukrotnie. Pierwszy raz przy  wiózł ze sobą duże widowisko1 historyczne „ObronaCzęstochowy" Juliusza Moersa iz Poiradowa i sztukę„Pan poseł" J. Fijałkowskiego. Druga wizyta umożli

  wiła tczewskiej publiczności obejrzenie „Balladyny"Juliusza Słowackiego oraz komedii „Czysty interes"St. Kiedirzyńskiego. Zysk z tych wszystkich przedsta

  wień został przeznaczony na zasilenie funduszy miejscowego oddziału Towarzystwa Czytelni Ludowych,•a szczególnie na zakup nowych książek do biblioteki.  W końcu roku zespół toruński, już pod nazwą TeatruObjazdowego, zagrał cztery • doi z rzędu „Śluby panieńskie" Aleksandra Fredry.

  Wiosną następnego roku aktorzy :z Torunia pojawili

się ponownie, ale z zespołem o zmienionej nazwie.Teatr Miejski zaproponował cykl przedstawień złożony z trzech tytułów: „Gobelin" W. Jastrzębiec-Zalewskiego, inscenizacji historycznej „Krzyżacy" wgH. Sienkiewicza i wodewilu C. Danielewskiego „Polacy w Ameryce". Ogólmy kryzys gospodarczy dawałsię 'w owym czasie we znaki także teatrom. Mimo

  wyraźnego powodzenia 'toruńska służebnica Melpomeny 'musiała ograniczyć swoje 'wyjazdy w teren. Wy  jątkowe 'wzięcie 'wodewilu Danielewskiego zachęciłodyrekcję do jeszcze jednej wizyty w 1924 roku, połączonej z wystawieniem dramatu L. Rydla „Na zawsze". Teatr z Torunia był wierny swojej żelaznej  wręcz zasadzie, polegającej na prezentacji dwóch różnych tytułów podczas jednego wyjazdu — dramatupatriotycznego i komedii. Było zawsze coś dla ducha

i dla rozrywki.Trudności finansowe wstrząsnęły toruńskim teatre m,ale stolica Pomorza nie zrezygnowała ze swojej sceny.Nowa dyrekcja, na której czele stanęli dwaj członkowie poprzedniego zespołu — Helleński i Szydłowicz,zorganizowali nową instytucję pod nazwą Stały Pomorski Teatr Objazdowy, powołany wyłącznie do obsługi terenu. Nowy teatr, zbudowany na bazie zespołu poprzednio rozwiązanego, od pierwszych dniswojego istnienia miał do Tczewa zaufanie, skoro wtym mieście zainaugurował swoją działalność wysta  wiając w grudniu 1924 roku „Mazepę" J. Słowackiego.Było to znaczące wydarzenie artystyczne, a miejsco

  wa prasa chwaliła wysoki poziom spektaklu.Nowy sezon teatralny 19:25 r. goście z Torunia rów

nież rozpoczęli w Tczewie, grając już 5 stycznia swo  ją premierę „Ślubów panieńskich" Aleksandra Fredry. Dwa dni później miejscowy „Dziennik Tczewski"doniósł, że „nowa wystawa komedii i  jej troskliwe

  przygotowanie pozwoliło spędzić publiczności wieczórw słonecznej atmosferze geniuszu hr. Fredry, ojcakomedii polskiej".

  W następnym miesiącu mieszkańcy Tczewa znowumogli podziwiać kunsztowny dowcip mistrza Fredry.T t t ń ki t ił Z t " D ł i j

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 59/99

wił dramat Maurice a Maeterlincka Burmistrz Styl- Teatr toruński wystawił Zemstę" Do połowy imają 

zespół ten odwiedził gród Sambora, jeszcze cztery .razy, wystawiając dwa tytuły polskie, Cyryla Danielewskiego „Męczeństwo Świętego Wojciecha" i Karola-Rostworowskiego najnowszą sztukę „Antychryst" orazdwie francuskie krotochwiile. Był to ostatni sezon pomorskiej „objazdówki".

Kolejny rok przynosi dalsze zmiany. Dyrekcję wToruniu obejmuje Karol Banda, którego staraniempowstaje tak zwana „Fuzja Pomorska", łącząca trzy teatry z Torunia, Bydgoszczy i Grudziądza w jedną instytucję. W 1926 roku tylko raz ten teatr odwiedził

Tczew. Zapowiadaną farsę Varneueille'a „Musisz być'moja" dwukrotnie odwoływano, by przedstawić ją ostatecznie i zaprezentować 12 lipca. To „robienie farsy iz grania farsy", jak określano niesłowność teatru,mocno napiętnował „Dziennik Tczewski" w kilku swoich artykułach. Potrzeby teatralne w tej sytuacji zaspakajały amatorskie teatry Tczewa i StarogarduGdańskiego.

Zjednoczenie teatrów pomorskich nie było fuzją aniudaną ani trwałą. Po roku rozpadła się, przywraca  jąc działalność i nazwy dawnych teatrów. Kierownictwo toruńskim Teatrem Miejskim przypadki' przeznastępne cztery lata Jerzemu Rygierawi. Do polowy 1929 roku ten teatr cieszący się w Tczewie uznaniem,nie odwiedził (miasta. Długie oczekiwanie" zostało jednak nagrodzone. 6 czerwca 1929 roku zespół zaproponował iwy darzenie teatralne wielkiej miary. Przedsta

  wił „Fryderyka Wielkiego" Adolfa No waczy niskiego z-Ludwikiem Solskim W roli tytułowej. Spektakl cieszył się ogromnym powodzeniem, ściągnął widzówz północnej części Pomorza, a ponieważ iw Gdańskuzabroniono wystawienia tej sztuki, do Tczewa przy

  były .również liczne grupy zamieszkujących tam Polaków.

  W centrum uwagi pozostawała oczywiście postać  wielkiego aktora. „Nie wiadomo, kiedy Solskiego należy bardziej podziwiać  — pisał w 131 numerze miejscowy „Goniec Pomorski" — jako wielkiego artystę,czy jako natchnionego inscenizatora, niezrównanegoreżysera, który swoim wpływem podnosi cały zespól 

  z nim współpracujący do najwyższych możliwości (...)Ta właśnie troska, o całość przedstawienia, a nieo własną kreację, to charakterystyczna cecha -mistrzaSolskiego". Ludwika Solskiego Tczew oklaskiwał jeszcze pięć lat później we fredrowskim „Panu Jowial-skim", zrealizowanym przez toruński Teatr Ziemi Pomorskiej. Teatrowi temu publiczność tczewska za

  wdzięcza również możliwość obejrzenia znanychgwiazd polskiej Melpomeny, m.in. Juliusza Osterwy i Kazimierza Junoszy-Stępowskicgo.

  W grudniu 1924 roku współpracę z Tczewem nawiązała druga pomorska scena, Teatr Miejski w Grudziądzu. Na pierwszą wizytę zespół przywiózł adaptację teatralną sienkiewiczowskiej powieści „Ogniemi mieczem". W następnym roku zaprezentowano' tylko  jedną francuską farsę lecz w 1928 roku zapropono  wano już repertuar bardziej ambitny. W październikuteatr zaprezentował sztukę Stefana Żeromskiego pt.„Uciekła mi przepióreczka" oraz „Spadkobierców"  Adama Grzymały-Siedleckiego.

Były to lata kryzysu widowni, który zmuszał doposzukiwań nowej publiczności. Niekiedy tczewskaprasa narzekała na spadek frekwencji publiczności.Na ambitne, o patriotycznej wymowie, sztuki polskiechodzili niemal wyłącznie (przedstawiciele inteligencji i kupiec twa. Pierwszy zachwyt, wywołany polskim, słowem i narodowymi tematami, jakby jużopadł, natomiast wysoka cena biletów nie zachęcałado częstych odwiedzin „świątyni Melpomeny". Dyrekcje teatrów sięgnęły więc po fcrotoehwile, farsy i wodewile, by w ten sposób zachęcić do 'Częstszych kontaktów z teatrem. Obok polskich utworów tego rodzaju najchętniej grano tytuły francuskie, tak charakterystyczne ze swoim dowcipem sytuacyjnym i pikantnym żartem. Ta literatura teatralna trafiała do

niewybrednych upodobań szerokiego widza. Pośród  wielu przeciętnych spektakli zdarzały się również artystycznie poprawne, jak farsa Arnolda Bacha „DonJuan mimo woli" w dobrej obsadzie z Ebertowiczo-

  wą, Zasławsfcą i Chimurkowskim. Dobre opinie zespółrównież zgromadził za przedstawienie dwóch komediifrancuskich: Ludwika Verneuiila „Ananas" i GabrielaDregeli „Dobrze skrojony frak". W marcu 1927 roku42 osobowy zespół zaprezentował misterium religijne

„Golgota" w inscenizacji Tadeusza Niewskiego i Bolesława Rosłana, z muzyką Ja na .Sebastiana Bachi Johannesa Brahmsa. Wy'darzeniem teatralnym wTczewie była kolejna inscenizacja „Pana Tadeusza  według Adama Mickiewicza. Występ 40-to osobowegzespołu był nader udany.

Teatr grudziądzki bywał w Tczewie systematycznidwa razy w miesiącu. 1 czerwca publiczność tczewskpo raz pierwszy obejrzała sztukę Gabrieli Zapolskie„Kaśka Kariatyda" z Wandą Zbierowską  w roli tytułowej.

  W połowie czerwca 1927 roku przez Tczew Wisprzepływał statek z prochami Juliusza Słowackiegosprowadzanymi na Wawel. Było ło wielkie przeżycinie tylko dla mieszkańców Tczewa. Cała Polska przygotowywała się do przyjęcia Wielkiego Poety. Każdteatr w kra ju wprowa dzał do swojego repertuarprzyna jmni ej jeden 'dramat Słowackiego. 27 czerwcTeatr Miejski w Grudziądzu wystawił w Tczewi„Lilię Wenedę", poprzedzoną okolicznościową prelekcją.

  W październiku, stale podnoszący swoją rangę artstyczną, grudziądzki Teatr Miejski przywiózł do Tcze

  wa wielką literaturę — dramat Stefana Żeromskie„Sułkowski", by już następnego dnia zagrać farsStanisława Kiedrzyńskiego „Kobieta, wino i dancingTen teatr również stasował zasadę łączenia na wy

  jazdach spektakli gatunkowo różnych.Do końca roku tczewianie jeszcze kilka razy oklaskiwali, często zasłużenie, występy pomorskich aktorów. W listopadzie zespół pokazał wielki obraz hstoryczny Juliusza Moersa z Porodowa „Obrona Czschochowy czyli 'Przeor Paulinów", grany już przepięcioma laty przez teatr toruń ski. 'Spektakl realiao

  wała Ewa Bośniaeka-Tusizowska. W następnym msiącu 'Spektakl ten powtórzono na wyjeździe W Pelplnie.

  Ważnym wydarzeniem teatralnym były przed  wienia w dniach 3 i 14 grudnia 1927 roku, kiedy tsam zespół pokazał w Tczewie „Dziady" Adama Mickiewicza oraz owacyjnie przyjętą sztukę Ludwik

  Władysława Anczyca „Kościuszko pod Racławicam  W tym czasie Zarząd Polskich Kolei Państwowy

  wydał decyzję o cofnięciu uprawnień do bezpłatnyprzejazdów dla aktorów Teatru Miejskiego w Grudziądzu. Decyzja ta odbiła się głośnym echem pcałym Pomorzu. Wiele redakcji pisim natychmiapodniosło protest. Tczewski „Goniec Pomorski" w 27numerze pisał: „Nie chcemy tutaj powtarzać uwa  jakie, wiadomość o przyczynie zerwania przyjazdówywołała, powiem tylko tyle, że tak rozumianoszczędność byłaby, szczególnie ze względów kulturano-narodowych, wprost fatalna w swych skutkaci zyskałaby poklask chyba tylko tych, którzy maro odzyskaniu „korytarza do niemczyzny". Był to badzo silny argument. W protestach powoływano srównież na potrzebę niesienia polskiego słowa, pkrzepienia przez teatr ducha narodowego i dyrekckolei uległa. Jednak w następnym 1928 roku repe

tuar teatru grudziądzkiego pozostał bardzo odlegod ideowej argumentacji, zawartej w odwołaniu ddecyzji o cofnięciu bezpłatnych przejazdów.

Pierwszeństwo przejęła lekka muza. Po okresklasyki na scenę powróciły teraz zabawne komedi mało abmitne farsy ozy wodewile. Do końca rokobejrzano w Tczewie dziesięć tytułów tego gatunk

  w tym wiele takich, o których zupełnie zapomniaBawiono się przy krotochwilowych intrygach „PaX" Bissona, „Przyjaciółki pana ministra" czy „Wicki Wacka" Zygmunta Przybylskiego. Jedna z takickomedyjek wywołała nawet skandal. Sztuka J. D

  vale'a „Simona czyli wolna miłość", z Hryniew-Winklerową w roli tytułowej, została przez częzgorszonych matek uznana za niemoralną. „GoniPomorski" w spokojnym tonie pochwalił dobrą g

aktorki, ale zganił teatr za wybór tej fryWolnej kmedyjki uważając, że „...na nasze stosunki, gdzteatr polski ma zadania zgoła inne i  ,o "wiele "pjyżsniż gdzie indziej, sztuki tego rodzaju chybiają ceTutaj bowiem na razie pożądane są w [pierwszyrzędzie sztuki, które również na galeriach znajdunależyte zrozumienie, nie wywołując ^wrażeń nie m

  jących niczego wspólnego z teatrem, jako instytkulturalno-oświatowa i 'wychowawczą".

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 60/99

y p p g j y ą 

Należy sądzić, iż najwięcej obaw kierowano wobecmniej 'wyrobionej publiczności, też „na .galeriach",która zbyt realistycznie reagowała na to, co działosię na scenie. Natomiast redakcja „Gońca Pomorskiego" upomniała się o wypełnienie przez teatr swojejspołecznej funkcji. Teatr Miejski w Grudziądzu, jak

  by wziął te wszystkie uwagi do serca, już w listopadzie się zrehabilitował 'wystawiając dramat niemieckiego naturalisty, Gerharta Hauptinanna „Hanusia" w przekładzie Marii Konopnickiej oraz, z okazjirocznicy Powstania Listopadowego, „Kordiana" Juliu

sza .Słowackiego.Zmiana osoby dyrektora teatru w Grudziądzu spo  wodowała również poprawę repertuaru w stronę am  bitniejszej literatury dramatycznej. Wiosną 1929 rokutczewianom podobało się „Zaczarowane koło" LucjanaRydla i „Popas króla Jegomości" Adama Grzymały --Siedleckiego. Ale już jesienią teatr odebrał od lokalnej opinii publicznej, reprezentowanej przez redakcję „Gońca Pomorskiego", kilka gorzkich uwag.Spowodowały je wystawienie „Judasza" KazimierzaPrzerwy-Tetmajera. Powszechnie wiadomo, że ten wy

  bitny poeta nie pozostawił w swojej spuściźnie udanych dramatów. Grano je mimo niedomogów konstrukcji dramatycznej i nieprawdopodobieństwa psychologicznego. W przypadku „Judasza" doszła jeszczepokrętna wymowa sztuki, niezgodna z ideą (katolicyzmu. Publiczność tczewska, i nie tylko tczewska, byłaraczej wychowana na przykładach Cyryla Danielewskiego, takich jak „Pod godłem Krzyża", które to widowisko dramatycizno-religijne wystawiono w lutymtegoż roku.

Zespół grudziąidzki ponownie szybko się zrehabilitował przywożąc, dla upamiętnienia 150 rocznicy śmierci gen. Kazimierza Pułaskiego „KonfederatówBarskich" Adama Mickiewicza.

  W latach dwudziestych najczęściej odwiedzały Tczew teatry Torunia i Grudziądza. Aktorzy ze stolicy Pomorza do 1929 roku złożyli dwadzieścia siedem

  wizyt teatralnych. Najczęściej przyjeżdżali <w latach1922—1925, grając w pewnych okresach bardzo ^regularnie, nawet po dwa razy w miesiącu. Ich konkurenci z Grudziądza w czasie tych samych dziewięciu

lat przyjeżdżali do Tczewa dwadzieścia pięć razy,z tą różnicą, że teatr grudziądzki współpracę z Tcze  wem rozpoczął dopiero w grudniu 1924 roku, zaś systematycznie ze sceny Hali Miejskiej korzystał od1926 roku. Średnio przebywał od trzech do ośmiu razy w sezonie. Śledząc wykaz występów teatralnychz następinego dziesięciolecia można stwierdzić, żeTeatr Miejski z Grudziądza był najczęstszym gościem.Od 1934 roku scena toruńska, warna wówczas Teatrem Ziemi Pomorskiej, dorównała zespołowi grudziądzkiemu.

Był jeszcze jeden teatr pomorski, który gościł wprzygranicznym wówczas Tczewie. Teatr Miejiski wBydgoszczy pełnił funkcję sceny stacjonarnej i dlatego rzadko wymuszał w teren. Praktycznie nie miałtakiej potrzeby, 90 tysięczne imiasto miało własną 

  wierną publiczność. W pierwszym po odzyskaniu niepodległości dziesięcioleciu zespół bydgoski odwiedziłTczew tylko cztery razy. W marcu 1924 roku przedstawił Adama Grzymały-Siedleckiego „Podatek ma  jątkowy". W 1926 roku teatr ten wystąpił trzy razy — w maju prezentując Ludwika Morstina „Szlakiem Legionów" i w czerwcu grając dwie modne  wówczas komedyjki francuskie.

  Wielkim teatrem powiało, gdy do Tczewa zawitały sceny poznańskie. Wielkopolski Teatr Objazdowy wgrudniu 1928 roku zaprezentował „Barbarę Radzi

  wiłłównę" Alojzego Felińskiego. Już w następnym roku Wielkopolski Teatr Macierzy Szkolnej, w ramachdwutygodniowych objazdów po Pomorzu, odwiedziłPelplin, Starogard, Puck, Wejherowo, Kościerzynę, aczęsto również Gdańsk, Sopot i Tczew. Mieszkańcy tego ostatniego miasta w siernoiowy wieczór mogliobejrzeć na boisku Szkoły Marskiej (obecnie LiceumOgólnokształcącego) plenerowe przedstawienie dramatu Władysława Anczyca „Kościuszko pod Racławicami", znanego z prezentacji teatru grudziądzkiegosprzed roku. Obecność tej pozycji w repertuarze teatru poznańskiego inie była przypadkowa, -bowiem celował w tematyce patriotycznej. Przykładem tego. 'mogą być następne inscenizacje „Bolesława Śmiałego"

Juliusza Słowackiego albo adaptacja sceniczna„Ogniem i mieczem" według powieści Henryka Sienkiewicza.

Natomiast zasługą poznańskiego Teatru Nowego było przedstawienie publiczności Tczewa znakomitegoMieczysława Frenkla, który w październiku 1929 roku zaprezentował się w roli Wistowskłego w komediiMichała Bałuckiego „Grube ryby". Artysta zebrałserdeczne owacje i bardzo pochlebne opinie prasowe.

  W następnym roku ten sam teatr przedstawił równie  wybitnego Kazimierza Junoszę-Stępowskiego. Teatr 

Nowy w Poznaniu, jako pierwszy, przywiózł do Tcze  wa i na całe Pomorze przekłady sztuk amerykańskich.

Teatrem, który zaprezentował największą ilość sławaktorskich była wileńska „Reduta", która .złożona zaktorów Wilna i Grodna w latach 1925—1929 prowadziła stałe objazdy po całej Polsce. Dnia 14 sierpnia1926 roku 130 osobowy zespół, kierowany przez Juliusza Osterwę, zagrał pod gołym niebem na placuprzed Szkołą Morską „Księcia Niezłomnego" PędnioCalderoine, najwybitniejszego dramaturga hiszpańskiego złotego wieku.

Po dwóch latach, w lipcu Juliusz Osterwa osobiście  jako aktor zaprezentował się w głównej roli dramatuStefana Żeromskiego „Uciekła mi przepióreczka". Nie

  było już w tym przedstawieniu Stefana Jaracza, któ

ry od roku uczestniczył w objeździe z innym zespołem. O tym popularnym aktorze mówiono i pisano  wówczas nie tylko z racji sukcesów 'scenicznych. Pisała o nim niemal cała prasa. Z powodu osobistychpowikłań życiowych ten wybitny człowiek teatru popadł w depresję i alkoholizm. Głośne się stały jegoskandale, konflikty z dyrektorami teatrów. Zrywałprzedstawienia, uciekał ze sceny. Podczas pobytu wParyżu, w listopadzie 1926 roku próbował popełnićsamobójstwo. W czerwcu następnego iroku we Lwo

  wie, już po ucharakteryzowaniiu uciekł z garderoby tuż przed rozpoczęciem przedstawienia. Poszukiwanogo przez wiele dni, a prasa rozpisywała się na tentemat bardzo szczegółowo. W końcu żaden teatr niechciał Stefana Jaracza zaangażować. Z kryzysu wydo

  była go intensywna praca na prowincji. W sezonie1927—-1928 Jaracz grał w zespole objazdowym stołecz

nego Teatru Miejskiego, zorganizowanym przez Henryka Cudnowskiego. Zespół podróżował specjalnie wynajętymi 'wagonem kolejowym, odwiedzając .dziewięćdziesiąt polskich miast. Na trasie teatralnego objazduznajdowały się również Bydgoszcz, Toruń, Gdańsk,z uwzględnieniem Tczewa i Pelplina. Sympatycy teatru dwóch ostatnio wymienionych miast mieli okazjęobejrzeć Jaracza dwukrotnie — w lutym i w kwietniu1928 roku, w tytułowej roli sztuki Włodzimierza Pe-rzyńskiego „Szczęście Frania".

„Reduta" nie była iw Tczewie przyjmowana z wielkim uznaniem. Miejscowa publiczność, nawet ta ześrodowisk inteligenckich, nie rozumiała nowatorstwaczołowej sceny polskiej. Nawet obecność w zespolenajiwj^bitaiejszyich aktorów owych lat — Józefa Węgrzyna i Juliusza Osterwy nie 'wzbudzała żywszego

za interesowania.  Wydarzeniami kulturalnymi dużego rozmiaru były 

również wizyty, .wprawdzie sporadyczne, innych scendramatycznych. Przyjeżdżały teatry z Sosnowca, Krakowa i Warszawy. Zespoły teatralne ze Lwowa przy

  woziły „Otella" Wiłlamma Szekspira, „Wielki kram"Bernarda Shawa. Najbliżej Tczewa istniejąca scenaprofesjonalna, Teatr Miejski w Gdańsku celował w repertuarze rozrywkowym.

Znacznie większym zainteresowaniem cieszyły sięindywidualne występy czołowych aktorów, kornikówczy humorystów, proponujących wieczory recytatorskie, zestawy fragmentów popularnych sztuk teatralnych lub prezentacje sławnych monologów. Odwiedzający od 1925 roku Tczew znakomity komik Leon

  Wyrwicz był przyjmowany wręcz owacyjnie. Jego„wieczory humoru I uśmiechu" miały wielu zwolenników. Lokailna prasa także się zachwycała, określa

  jąc występ jako „wspaniały program znanego i podziwianego w całej Polsce króla humoru, ulubieńcacałej Polski". Gazeta wielokrotnie podkreślała to, żepod względem artystycznym wieczory były nader udane. Natomiast regularnie występująca od 1028 rokuKazimiera Rychterówna zdobyła dużą popularność ja-

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 61/99

 

Budynek tczewskiej Hali Miejskiej z lat międzywojennych, w którym gościły odwiedzające miasto teatry. Obecnie siedziba DomuKultury Kolejarza.

Repr. fot. Stanisław Zaczyński.

Zapowiedź występów „światowej sławy artysty" Kazimierza Junoszy Stępowskiego. Słup ogłoszeniowy na tczewskim rynku obecnie  już nie istnieje.

(Ze zbiorów prywatnych Stanisława Komorowskiego)

ko recytatorka. W repertuarze tej aktorki znajdowały się recitale poezji Mickiewicza, Norwida, Krasińskiego, Staffa, Leśmiana, Wierzyńskiego oraz prezentacje

prozy Sienkiewicza. Występy warszawskiej artystkizdobywały wysokie oceny we wszystkich miastachkraju. Świadczyły o tym liczne recenzje, które tczewski „Goniec Pomorski" chętnie przedrukowywał. Zaletą występów Ryohterówny był ich dydaktyczny charakter, popularny i patriotyczny repertuar. Aktorka,poza koncertami słowa dla dorosłych przygotowywałarównież specjalne występy dla dzieci, nawet w wiekuprzedszkolnym.

  W ciągu dziesięciu lat Tczew odwiedziło osiemnaścieróżnych teatrów, prezentując osiemdziesiąt spektakli,a więc średnio osiem przedstawień teatralnych rocznie. Czy to było dużo czy mało? Uwzględniając warunki imiasta, jego mieszkańców sprzed ponad pół  wieku, to należy przyznać, że ilość ta była wielkością znaczną. Przecież obecnie teatr w Tczewie nie jest

  wcale liczniej reprezentowany. Średnia roczna, jak   w każdej statystyce, nie rozkładała się równomiernie,  W najlepszych latach teatry proponowały niemaldwadzieścia przedstawień rocznie, a w tych „chudych" latach po cztery przedstawienia. Zdarzały sięróżnymi przyczynami spowodowane przerwy w wizytach, trwające nawet pół roku, a w 1921 roku tcze-

  wianlie 'mieli tylko jeden raz okazję spotkać się z teatrem. Była to prezentacja „Grubych ryb" MichałaBałuckiego, zrealizowana przez miejscowy Teatr Polski, którego losy — jak już wiemy — nie potoczyły się korzystnie.

  W sytuacji, gdy „zawodowa Melpomena" zaniedby  wała swoje obowiązki, z Parnasu schodziła jej amatorska zastępczyni, nieraz od niej bardziej życzliwie

przyjmowana. Z biegiem lat zachwyt nad teatramiobjazdowymi nieco przygasł. Aplauz stawiał się cichszy, kolejki przed kasami imalały, co było objawemnaturalnego nasycenia pierwszych, tych (najpilniejszych po odzyskaniu niepodległości potrzeb kulturalnych „wygłodzonego" społeczeństwa, złaknionego polskiego słowa ii treści przekazywanych iza jego pośrednictwem. A były one najczęściej nacechowane patriotyzmem, opiewające losy narodu. Mimo to frekwencja

nie zawsze dopisywała. Jednocześnie w tym samymczasie amatorskie zespoły teatralne silniej ugrunto

  wywały swoje własne prawo społecznej funkcji, st

  bilizując zacny żywot obok działalności zawodowyscen objazdowych.Pierwszymi przejawami powstającego społeczneg

ruchu teatralnego w Tczewie były polskie przedsta  wienia amatorskie, organizowane już w okresie pierwszej wojny światowej przez różne anonimowe środo

  wiska. Najwcześniej własny patronat nad działalnocią teatralną ujawniło Towarzystwo Ludowe, które wmieście powstało jeszcze w latach zaboru pruskiegodokładnie 17 kwietnia 1907 roku, z inicjatywy  „czternastu patriotów Tczewa i okolicy, którzy założyli j(tę organizację — przyp. R.L.) w tym wówczas zniemczanym grodzie Sambora, dla pobudzenia polskości pielęgnowania mowy ojczystej". Informacja ta pochodzi z 1932 roku z 151 numeru „Gońca Pomorskiego", który relacjonował przebieg uroczystości z okazj

25-leeia towarzystwa, obchodzonego 3 lipca 1932 rokuDo grona założycieli należał także Jan Brejski, późniejszy wojewoda pomorski, zasłużony działacz narodowy i polityk, rodowity Kociewianin.

Z przeglądu prasy tczewskiej lat dwudziestych wynika, że Towarzystwo Ludowe odegrało czołową rol

  w rozbudzaniu amatorskiego ruchu teatralnego pierwsze formalnie odnotowane przedstawienie teatralne w Tczewie należy przypisać Polskiemu Czer

  wonamu Krzyżowi. Był to odegrany w połowie 19roku wodewil Konstantego' Kruniłowskiego z muzyką Władysława Powiadowskiego „Królowa przedmieścia". Ten od niemal trzydziestu lat modny wodew

  wspierał różne cele charytatywne, głównie zasilał acje" pomocy dla chorych i ranny ch żołnierzy toczon  wtenczas wojny.

Ruch teatralny pomagał również kampanii plebiscytowej na Śląsku. Dowodem na to jest informacja zamieszczona w 11 numerze „Dziennika Tczewskiegozawiadamiająca, że 29 stycznia 1921 roku „odegran  zostanie przez młodociane siły amatorskie sztuka znego voety Or-Ota (Artura Oppmana — przyp. R.L  p.t. „Szopka 'polska". Utwór ten, grywany z wielk  powodzeniem w /Teatrze Polskim 'w Warszawie, .prze  stawia oczom widza -cały -szereg charakterystyczny

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 62/99

 

postaci biblijnych, historycznych i typowo komicznych, a urozmaicony muzyką, śpiewem, [deklamacjami i tańcami, zyska 7iiewątpliwie uznanie wśród Tcze-wian, przy iym cel  — dochód bowiem -przeznaczony  jest ma akcję plebiscytową na Śląsku — powinien zachęcić miejscową publiczność do jak "najliczniejszego przybycia".

  Wcześniej wspomniane Towarzystwo Ludowe po1920 roku jakby ustąpiło ze swej przewodniej pozycji i przekazał obszar amatorskiego ruchu teatralnego innym organizacjom 'społecznym. Ponownie teatral

nie uaktywniło się po 1926 roku, głównie poza Tcze wem.  W 1926 roku istniał zespół teatralny Towarzystwa

Ludowego w Miłobądzu, z powodzeniem wystawiający „Jasełka" anonimoiwanego autora. Bardzo aktywny był zespół tej organizacji w Pelplinie, szczególnie  widoczny od 1927 roku, kiedy prasa odnotowała lipcowe premiery „Złotego cielca" i „Szpitala wariatów".6 listopada, z okazji wieczornicy, zorganizowanej nazakończenie budowy Zakładu św. Józefa, zespół przedstawił dwie jednoaktowe sztuki — „Królowa kwiatów" i „Chrzest ognia". Pelplińscy amatorzy w następnych dwóch latach przygotowali po jednym tytule rocznie. Zespół z Pelplina był częstym gościemtczewskiej publiczności.

Od 1922 roku czołową rolę w amatorskim ruchu tea

tralnym Tczewa pełniło Towarzystwo Gimnastyczne„Sokół". Zespół teatralny tej organizacji nie wyróżniał ,się niczym szczególnym, podobnie jak scena amatorska Towarzystwa Ludowego prezentował średni poziom artystyczny, grał przeważnie sztuki jednoaktoweanonimowych autorów o komediowym charakterze ipatriotycznym zabarwieniu. Cechą jego była jednak 

  wyjątkowa systematyczność, która skupiała znaczną ilość zwolelnmików. Raz w irofcu miłośnicy teatru z„Sokoła", poza owym „tuzinkowym" repertuarem,'przygotowywali duże przedstawienie z dobrej literatury. Dwa lata z rzędu były to komedie Michała Bałuckiego: w 1923 roku „Ciepła wdówka", w 1924 roku„Radcy pana radcy", a w 1925 roku inscenizacja„Chaty aa wsią" .według prozy Józefa I. Kraszewskiego.

  W tym okresie działało jeszcze kilka amatorskichzespołów teatralnych — Towarzystwa Powstańcówi Wojaków, stowarzyszeń młodzieży [katolickiej, to  warzystw śpiewaczych. Ich zasługą było przedstawienie mieszkańcom Tczewa min. „Klubu kawalerów"Michała Bałuckiego oraz „Karpackich górali" JózefaKorzeniowskiego.

  W 1922 roku odrodziła się idea utworzenia stałegoteatru miejskiego. Niepowodzenie pierwszej próby sprzed roiku nie zdołała zweryfikować poglądów naten temat. Powtarzające się wymagania kontynuacjinauki czystości języka i upowszechniania narodowychtradycji w znacznie zniemczonym mieście, w którymdługa okupacja pruska wycisnęła widoczne ślady,spowodowały podjęcie ponownych starań. Dyskusjatrwała niemal cały rok. Mówiono o tym, że w 1921roku powołano już w Tczewie stały Teatr Polski, który — o ozym już wapoiminałem — przedstawił tylko  jedną sztukę. Dyskusja taka toczyła się na łaimaoh„Dziennika Tczewskiego". O racji imoże zadecydowałgłos jednego z czytelników, brzmiący wówczas jak motto: „...teatr jest nauką, a nauki mowy ojczystej i pieśni dużo nam jeszcze potrzeba". Słowa te nawetdzisiaj, po sześćdziesięciu czterech latach, nie straciły na aktualności.

Do próby powtórnego polwołania stałego teatru'miejskiego przymierzyła się sekcja teatralna Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół" oraz nowo powstałeKoło Miłośników Sceny. Na zebraniu zespołu towarzystwa „Sokół" w dniu 21 listopada 1923 roku po  wołano do życia Teatr Powszechny w Tczewie. Jednocześnie wysunięto dwa wnioski. Pierwszy zobowiązywał teatr do prezentacji przedstawień o częstotli

  wości co najmniej miesięcznej. Drugi wniosek proponował włączenie do Teatru Powszechnego KołaMiłośników Sceny, by w ten sposób utworzyć jedensilny zespół. Przyszłość 'dowiodła, że ostatni postulat,chociaż słuszny, na zawsze pozostał w sferze marzeń.Członkowie Koła Miłośników Sceny nie przyjęli propozycji połączenia. W efekcie nastąpiło nagłe ożywie

nie zespołu, potwierdzone wystawieniem w ciągu ro<ku dwóch komedii Aleksandra Fredry.

Teatr Powszechny, po raz pierwszy pod swoją na*zwą, zaprezentował się publiczności tczewskiej15 kwietnia 1924 roku wodewilem Konstantego Krum-łowsfciego „Królowa przedmieścia".

„Teatry amatorskie nie przyciągały dotąd zbytnio publiczności  — pisał „Dziennik Tczewski" z tego samego roku w swoim 83 numerze — gdyż amatorzyniejednokrotnie zawiedli. Tym razem publiczność do~  pisała i jak najlepsze odniosła z teatru wrażenia (...)

  Z wielką przyjemnością stwierdziliśmy, że odegranieról wypadło ponad wszelkie oczekiwanie. Nie przy  puszczaliśmy, że w Tczewie znajdują się takie talenty  sceniczne. (...) Takiego teatru amatorskiego Tczew  jeszcze nie widział". Premiera wodewilu rokowałaświetny rozwój tego pięćdziesięcioosobowego zespołu.Stało się jednak inaczej. Sztuka Kr^młowskiego zno  wu była pierwszym ii ostatnim przykładem istnieniaTeatru Powszechnego. Powtórzyła się historia TeatruPolskiego sprzed trzech lat. W sumie zespół teatralny „Sokoła" zaniechał stosowania nazwy stałej sceny miejskiej, a w następnym roku zakończył w ogóleswoją działalność. Ostatnimi zanotowanymi przedsta  wieniami był dramat Władysława Ludwika Anczyca„Kościuszko pod Racławicami", przygotowamy na rocznicę Konstytucji 3 Maja przy współudziale tczewskichchórów — „Lutni" i „Echa", oraz powtórzenie „Chaty 

za wsią" Józefa I. Kraszewskiego. Dnia 5 września1925 roku w ramach „Dnia Sportowego", połączonegoz obchodami V rocznicy Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół" w Tczewie ponownie zagrano popularny utwór Kraszewskiego. Przedstawienie nie cieszyło się  jednak dużym [zainteresowaniem. „Dziennik Tczewski"  w 207 numerze odnotował „mały udział publiczności",a także kilka uwag o tym, że czterdzieści osób liczący zespół „odegrał złe sceny zbiorowe", w których nie  było ruchu i że całe przedstawienie było źle wyreżyserowane.

  W tej sytuacji przewodnictwo w miejscowym ruchu teatralnym przejęli konkurenci „Sokoła", którzy odmówili wcześniej połączenia z Teatrem Powszechnym. Dawne Koło Miłośników Sceny przy UrzędzieKontroli Skarbowej zmieniło nazwę na Towarzystwo

Miłośników Sztuki Polskiej szybko zyskując uznanie  widzów i miejscowej prasy. Na skutek konfliktuz dyrekcją Zjednoczonych Pomorskich TeatrówObjazdowych 24 marca 1926 roku „Dziennik Tczewski" podkreślił zasługi amatorskiego ruchu teatralnego. „Północne Pomorze od pewnego czasu z wiadomych powodów było pozbawione teatru i odwiedzin  zjednoczonych zespołów Toruń —• Bydgoszcz •— Grudziądz  — podawała gazeta. — Swoje potrzeby kulturalne miasta zaspokajają we własnym zakresie. Tczew  posiada Towarzystwo Miłośników Sztuki Polskiej, aStarogard Scenę Polską, która istnieje od czterechlat.

Pisano o tym w związku z wystawieniem w Tcze  wie przez teatr starogardzki „Spadkobierców" Adama Grzymały Siedleckiego. Scena Polska w Starogardzie powstała dokładnie 9 lutego 1923 roku celem„szerzenia kultury i oświaty przez wystawianie polskich sztuk scenicznych". Zespół faktycznie pełnił rolęstałego teatru miejskiego. Dysponował własną salą i przez wszystkie lata swego piętnastoletniego istnienia cieszył się -opinią teatru grającego na poziomie zespołu zawodowego. Przy okazji recenzji ze spektaklu„Spadkobierców", jaka się ukazała w 68 numerze„Dziennika Tczewskiego" z 24 marca 1926 roku, autor omówienia poinformował, że starogardzka Scena Polska gościnnie występowała w Teatrze Narodowym w  Warszawie. Musiał to być rzeczywiście dobry zespół.11 stycznia 1929 roku Scena Polska przedstawiła W Tczewie „Betlejem polskie" Lucjana Rydla.

  Występy Sceny Polskiej były rewizytą. Amatorzy z Urzędu Kontroli Skarbowej 2 lutego tego samegoroku wystawili w Starogardzie komedię Daszyńskiej

  w 3 aktach pt. „Zastąp mnie". Cztery dnii później,  własnej już publiczności, przedstawili kolejną premierę.

Tczewskie stowarzyszenie teatralne z każdym następnym rokiem traciło prymat w gronie zespołówamatorskich. 1 lutego 1927 roku [wystawiło dwie jednoaktowe komedie, a w następnym roku przygotowało

61

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 63/99

61 

utwór Michała Bałuckiego „Koliński", który zaprezentowany został tnJn. 29 listopada 1929 roku starogardzkiej publiczności.

  W końcu 1926 rokiu w tczewskim ruchu teatralnymznowu zmienił się lider. Na icizoło wysunął się zespółStowarzyszenia Młodzieży Katolickiej, przewyższający 

  wszystkich ilością realizowanych przedstawień, choćpod względem artystycznym prezentował raczej słaby poziom. Grał popularne wśród wykonawców sztukci  jednoaktowe, najczęściej anonimowe lub autorów mało znanych i przeważnie o treści religijnej. Jeszcze wgrudniu 1926 roku przedstawiono „Wenanejusza" i„Świętą Agnieszkę", w następnym roku „Dzwonek świętej Jadwigi", „Lokatorów", następnie inne, również mniej wartościowe sztuki. Nielicznym wyjątkiem  było przedstawienie „Karpackich górali" Józefa Korzeniowskiego.

  W 1929 troku, gdy Stowarzyszenie Młodzieży Katolickiej zostało rozdzielone oa dwie samodzielne organizacje — Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej i Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej,aktywność kulturalna tego środowiska znacznie zmalała.

Zainteresowania teatralne wykazywało także Towarzystwo Śpiewu „Lutnia". Ten najstarszy w Tczewiepolski chór mieszany, założony w 1919 roku, pozaswoją podstawową działalnością śpiewaczą, co pewien

czas 'realizował również przedstawienia teatralne.  W kronikach zachowały się informacje o wystawieniu w listopadzie 1925 roku sztuki Władysława Bełzy „Słowiczek". 'Regularnie co roku chór przygotowywałpopularne szopki i widowiska jasełkowe.

Ża najlepszy amatorski teatr lat międzywojennych  w Tczewie uznać należy zespół „Scena" przy Gimnazjum Żeńskim. Wyróżniał go wysoki poziom artystyczny i ambitny repertuar. Zupełnie dobrze radziłsobie 'min. z takimi utworami jak: „Pan Jowiałski",„Zemsta", „Śluby panieńskie" Aleksandra Fredry,„Sublokatoirka" Adama 'Grzymały-Siedleckiego, „Nazawsze" Lucjana Rydla, „Wesele" Stanisława Wyspiańskiego czy „Mazepa" Juliusza Słowackiego, wystawiane w latach 1931—1936.

Trzeba przyznać, że ruch teatralny lat dwudziestych

nie znalazł już w przyszłości tak aktywnych naśla

dowców. W żadnym następnym 'dziesięcioleciu Melpomena nie była tak hojna, jak w tym pierwszym poodzyskanej niepodległości. Muza z maską tragiczną nie patronowała już tak często wizytom scen profesjo- nalnych i nie mobilizowała tak silnie zespoły amator-skie. W ostatnich czterech dziesiątkach lat zdarzały się wprawdzie w Tczewie godne uwagi inicjatywy teatralne, jak istniejący przy Domu Kultury Kolejarza

  w latach pięćdziesiątych zespół dramatyczny, w następnym dziesięcioleciu działająca Scena Literacka„Propozycje", uznana dzisiaj przez niektórych za mały fenomen teatru poezji i publicystyki, trwający dochwili obecnej dziecięcy zespół teatralny „Baj" —także przy placówce kolejowej — albo organizowane

  w latach siedemdziesiątych Tczewskie Spotkania Teaferalne, ale nie dorównywały one tym dawnym zespo-łom ani przedstawieniom.

Na powodzenia teatralne tamtego dziesięcioleciamiały niewątpliwie wpływ inne, bardziej naturalnestosunki społeczne. Teatr był wówczas rzeczywistyminstrumentem oddziaływań patriotycznych i wycho  wawczych. Prawie 20 tysięczny Tczew, podobnie jai .inne pomorskie miasta, był wtedy szczególnie chłonny, jego mieszkańcy żywo reagowali na każdy prze  jaw życia kulturalnego. Każda forma teatralna byłrealizacją własnej potrzeby adaptacji i integracji społecznej. Teatr tamtych lat nie tylko uczył, baiwil

i uszlachetniał estetycznie, ale również — a może  właśnie przede wszystkim — uświadamiał o narodo  wej tożsamości, dostarczając z dawna oczekiwaną satysfakcję słuchania polskiego słowa.

Były to zasługi nie tylko Melpomeny. Tragicznamuza w swoich staraniach nie pozostawała osamotniona. Często wspierała ją Talia, kokieteryjna muiza,z imaską komiczną. Wraz iz pozostałymi sióstrzycamiz Parnasu — najchętniej z Polihymnią i Terpisycho-rą — zapraszały na tczewską scenę również śpiewaków i tancerzy. Ale o teatrze śpiewanym w następnym zeszycie, po przewertowaniu na nowo roczników„Dziennika Tczewskiego" i „Gońca Pomorskiego",stamtąd bowiem pochodzi podstawowa wiedza niżejpodpisanego o działalności 'muz z tczewskiego Parnasu lat dwudziestych.

Roman Landowski

JERZY STACHURSKI

P i e ś n i

MUZYKANTY, GRAJTA... OJ, TUP-TUP PO PODŁODZE

Oj, tup-tup po podłodzeNie zawadzi noga nodzeNi buciczek bucikowiNi dziewczyna chłopakowiOj, tup-tup od kominaNiech się Anka w tańcu trzymaBo nie dojdziesz pośród gościKto utonie z nią w ciemnościGrajże skrzypku, tak do uchaNiech nie chowa się dziewuchaGraj basisto, ruszaj w tany Każdy chłopak dziś sprzedany 

Komu zagracie dzisiaj grajkowieJakich do skrzypiec nut żeście znieśliNiech z beczek wino rytm wam podpowieNiech nie zabraknie zbója ni cieśliPatrz — święci na obrazach prostują kolanaJak warkocz dziewczyny plecie się zgodaI niech przez rok cały — jak tu ©d ranaNie spali jej ogień nie porwie woda

Utwory pochodzą z cyklu pieśni kociew-skich na sopran i fortepian z muzyką  Andrzeja Wawryków

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 64/99

 

J a n G i e ł d o n  W maleńkim domku, jak kiedyś ma

  wiali mieszkańcy Czarnej Wody — „napolach", wśród lasu mieszka, wraz z matką, znany w kraju kociewski rzeźbiarzludowy, JAN GIEŁDON.

Urodził się 27 lipca 1929 roku. Do  września 1939 roku ukończył trzy klasy szkoły podstawowej. 'Po wojnie dokształcał się na kursach wieczorowych. Dwalata był uczniem Technikum Sztuk Plastycznych w Gdyni-Orłowie. Po przerwaniu nauki kilka lat pracował w Zakłay-dach Płyt Pilśniowych w Czarnej Wo

dzie. Dotknięty chorobą przerwał pracę  w roku 1962. Od tego roku, gospodarzącz matką na niewielkim kawałku ziemi,nękany chorobą, rzeźbi i maluje. Jak sam mówi, to struganie najpierw fujarek, potem ptaszków i świętych rozpoczął w dzieciństwie, pasając krowy. Poprzerwaniu pracy zawodowej mógł swo  jej rzeźbiarskiej pasji poświęcić więcejczasu. Jego prace trafiały między sąsiadów i znajomych, a poprzez Wojewódzki Dom Twórczości Ludowej w Gdańskui „Cepelię" daleko poza Kociewie, nawet

za granicę. Wkrótce zyskał sławę „prymitywnego", bardzo autentycznego „ptasznika". „Ptasznika", bowiem kiedy sięzachodzi do Giełdona. to kuchnię i pokoik wypełniają szpaki, dudki, kraski —malowane i niemalowane, na gniazdkachi na gałązkach, pojedynczo i po dwa,

po trzy. Rzeźbił i rzeźbi pan Jan te ptakitak, jak je widzi przez kuchenne okienko, czy idąc przez las do sklepu. Chętniesięga po sosnowe gałęzie na porębie, tamśród odr ostów i sęków drzemią te jegoiptaki. Wystarczy kilka pociągnięć kozikiem, żeby takiego ptaszka „wypuścić".

Świętych — Teresę, Franciszka, Antoniego rzeźbi Giełdon z jednego kawałkasuszonego, lipowego i olchowego, czy   wierzbowego drewna. Jego święci, malo  wani i niemalowani, zastygają w pełnympowagi bezruchu. Twarze mają jakby podobne, wygładzone, z wyraźnie naciętymi oczyma, podkreślonymi czerniami.Szczególnym pięknem wyróżniają sięspośród rzeźb Giełdona jego uskrzydlone  Anioły Stróże.

Bywa, że na stoliku, czy wykonanymprzez artystę krześle, stoją obok siebieMatka Boska z Dzieciątkiem i Kopernik,  wiewiórka z szyszką i sikorka na gnieździe, lalka i ptaszek, którego wydłużony ogon jest piszczałką. A ponad tym, naścianie w rzeźbionych ramkach wisiChrystus jako dziecko i tuż obok MatkaBoska.

Jest Jan Giełdon laureatem wielu nagród, uczestnikiem licznych wystaw, jego prace znajdują się w zbiorach Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie

Gdańskim, Oddziale Etnograficznym Muzeum Narodowego w Gdańsku, w muzeach etnograficznych Krakowa, Poznania i Warszawy.

Tekst i zdjęcia ANDRZEJ GRZYB

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 65/99

 

RYSZARD SZWOCH

  W o j c i e c hz e S t a r o g a r d u

c z y l i J a c o b s o n ó wp o t o m e k n i e o d r o d n y

Kiedy i skąd Jacobsonowie przybyli do Polskitrudno dzisiaj precyzyjnie określić. Pewnym jest,że ich gniazdo w równej mierze mogło1 znajdować się w Skandynawii jak i w Niderlandach;

  w każdym razie różne gałęzie tego rodu stamtąd również czerpią soki. W dawnej Rzeczypospolitej spotykamy już Jacobsonów, którzy — choć nieopanowali jeszcze njaważniejszych krzeseł w Sena

cie — zajmowali wszakże intratne urzędy i do spd-rego doszli znaczenia. I tak, na przykład, JakubJacobson z holenderskiego miasta Emden, który wsłużbie polskiej w 1616 roku będąc, dzięki swoim  wysokim predyspozycjom błyskawicznie awansowze starszego mincerza na administratora królewskiejmennicy bydgoskiej, gdańskiej, toruńskiej i elbląskiej, a następnie rychło został generalnym dzierżawcą wszystkich mennic w Królestwie za panowania

  Wazów, którzy się zresztą u niego tęgo zadłużySwoje związki z Prusami Królewskimi przypieczętował dzierżawą dóbr gniewskich i malborskich. Tudokonał żywota i w 1639 roku spoczął w podziemiach kościoła Mariackiego w Gdańsku. Inny z Jacobsonów, Abraham, potomek poprzedniego, działał

  w 1661 roku w komisji sejmowej. W następnym wieku do bardziej znanych postaci tego rodu wypadazaliczyć warszawskiego jubilera i ziemianina, Wilhelma Krystiana, u którego na 1.432 talary zadłużyłsię nie kto inny, jak sam książę biskup warmińskii poeta stanisławowski, Ignacy Krasicki. Podobniei Joachim Jacobson, brat poprzednio wymienionego

który po ojcu objął warsztat jubilerski, dostarcza  jący wyroby złotnicze, miał niewypłacalnych wierzycieli w osobach... króla, hrabiego Briihla, księżneCzartoryskiej de Nassau i innych znakomitych osóbZnaczne zapewne musiały być zasługi Wilhelma Jacobsona, skoro zgromadzone stany Rzeczypospoliteobdarzyły go, wraz z potomstwem, zaszczytnym szlachectwem, zaś król Stanisław August uroczyście go

KONTERFEKTY ® KONTERFEKTY

BOGDAN BIELIŃSKI

J a k g b u r s k i s y nm i e s z c z u c h e m z o s t a ł

Gniew i dzisiaj może zauroczyćprzybysza, choćby z uwagi na jegoatrakcyjne położenie oraz zabytko

  wy charakter zabudowy.Gdy cofniemy się do ubiegłego

-stulecia, uroku dodawały miastunadto barwnie ubrane mieszczki,krzątające się na przedprożaoh rynkowych kamienic, dorożki z zaprzęgiem konnym, swobodnie porusza  jące się po wybrukowanych uliczkach, karczmy, gdzie przy kuflu pi

  wa beczkowego gwarzyli mężczyźn i .

Koloryt i atmosfera miasta niemogą przesłonić jednak sytuacjipolityczno-społecznej początkówXIX wieku. Pomorze Gdańskie jużod 1772 roku znajdowało się pod

zaborem pruskim, a polityka ger-manizacyjna aktywizowała miejsco  wą ludność do stawiania oporu.Przykładem może być chociażby strajk dzieci szkolnych w Piasecznie w latach 1906/07.

Na ten czas przypadają równieżnarodzi ny Banku Ludowego w Gnie

  wie, z którym ściśle związana jest

osoba Pawła Tollika. Szukają  wzorców lub poprzedników ban

sięgnąć należy do 1864 roku, kiedyzałożona została Spółka Pożyczko  wa w Gniewie, przeznaczona głównie dla chłopów. Jej bezpośredniego związku, a ściślej potwierdzeniaże bank utworzony został na bazitej spółki, nie udało się ustalićNie wiadomo także, kiedy uległlikwidacji. W każdym razie, dawała jakiś impuls dla założycieli banku. Intencją tych organizacji byłprzeciwstawianie się polityce kolonizacyjnej zaborcy przez umacnianie pozycji ekonomicznej polskicgospodarstw chłopskich.

  W tych okolicznościach 7 m1907 roku powstał w Gniewie BanLudowy, który pod nazwą BankSpółdzielczego przetrwał do dzisiaa w roku 1982 obchodził swe 75-lecie. Z tej to okazji zasłużony działacz bankowy, Jerzy Makowski Sopotu, opracował historię tego banku, opartą na źródłach szczęśliwizachowanych i przechowanych wBanku Spółdzielczym w GniewiePraca ta, zatytułowana „75 lat Banku Spółdzielczego w Gniewie" stanowi podstawowe źródło dla niniejszego artykułu.

Postacią najbardziej z bankiemzwiązaną był współzałożyciel tej instytucji, Paweł Tolłik, w jedneosobie członek zarządu, kierownikksięgowy i kasjer.

Pochodził z rodziny, która mocno zakorzeniła się na PomorzGdańskim. Przodków jej możn

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 66/99

, y ą j 

uhoronował przywilejem i herbem Jedlina. Szczerzeoddany polskiej ojczyźnie, Wilhelm Jacobson pozostał jej wierny aż do końca. Gdy rozbiory położyły kres Rzeczypospolitej, wśród szlachty hołdującej na

  wierność nowemu władcy Wilhelma nie było. Zdążył bowiem umrzeć, zanim jego szlachecki honor miał zostać wystawiony na próbę lojalności.

Od niego, Wilhelma, w przyszłości wywiedzie sięsilnie rozkrzewione drzewo genealogiczne rodu, w

którego pokolenia mocno zapadnie szczytne posłannictwo służby ojczyźnie i narodowi. Mniej przykładów patriotyzmu dostarczyli Jacobsonowie, którzy najstosowniejszą karierę upatrywali w służbie wojskowej. Choćby Kazimierz Jacobson, który swoją niedość radykalną postawą w rozruchach Wiosny Ludów 1848 roku, zawiódł oczekiwania Chłapowskiego

  w Poznańskiem. Za to w czasie powstania stycznio  wego zrehabilitował go Gabriel Jacobson, ekspediu  jąc aż z Danii przez Bałtyk transport broni dla po  wstańców 1863 roku.

. Część Jacobsonów poświęciła się medycynie, która to profesja ten ród szczególnie interesowała —

począwszy od medyka Teofila i królewskiego kon-syliarza Józefa, wnuka tegoż ostatniego, Szczepana,pigularza i obieżyświata, do Gorgoniusza — wielce

Szkicowy portret Wojciecha Jacobsona, wykonany w1934 roku przez J. Makowskiego z Torunia.

Bepr. autora.

K O N T E R F E K T Y   K O N T E R F E K T Y   K O N T E R F E K T Y

m

Paweł Tollik (1868—1936).Fot. B, Weidemann, ze zbiorów autora.

znaleźć w Rajkowch, gdzie nazwisko Tollików na grobach miejsco

  wego cmentarza jest coraz mniejczytelne. Z takiego też ziemiańskiego rodowodu wyrósł Paweł Tollik.

Urodził się 17 grudnia 1868 roku  w Janowie n/Wisłą. Ojciec jego,Melchior był gburem w Janowie.Matka Paulina z Behrendtów byładrugą żoną Melchiora. Paweł byłnajmłodszy z pięciorga dzieci. Jegostarszy brat, Augustyn, odziedziczyłgospodarstwo po ojcu. Siostra Kla

ra wyszła za Pawła Manię z Raj-ków i miała córkę Urszulę. Otóż

Urszula wyszła za mąż za bogatego kupca z Gniewa — J. A. Kleina, który też jest blisko z bankiemzwiązany, pełniąc w nim odpowiedzialne funkcje we władzach samorządowych.

Natomiast ojciec Pawła — Melchior Tollik zasługuje na odrębneopracowanie. W tym miejscu jednak nie sposób przemilczeć jegoznaczącej roli dla rozwoju Towarzystwa Rolniczego w Piasecznie, którego był wiceprezesem. Założycielem i prezesem tego pierwszego naPomorzu kółka rolniczego, zawiązanego w 1862 roku, był Juliusz Kra-

ziewicz z Tymawy. Z tymże właśnie kółkiem była organizacyjniezwiązana wspomniana wcześniejSpółka Pożyczkowa, która z niego

  wyrosła podobnie, jak szereg innych ogniw rozbudzających świadomość narodową i walczących z germanizacją.

Do szkoły powszechnej Pawełuczęszczał w Janowie, natomiastgimnazjalistą został w CollegiumMarianum w Pelplinie. Szkoła tazawiązana została jako zakład wychowawczy dla chłopców i określona mianem szkoły katedralneji śpiewaczej. Utworzona w 1836 ro

ku, dopiero w 1864 roku uzyskałastatus proginimazjum typu staro-klasycznego. W archiwach diecezjichełmińskiej w Pelplinie znaleźćmożna ślad obecności Pawła Tollik a w VII klasie tej szkoły, w roku (szkolnym 1877/78. Uczył się tam

  wówczas pod kierownictwem księży:

Kujota, Ograbiszewskiego, Jana Zielińskiego i dyrektora Michała Sie-

ge. Wychowankom wszczepiono surowe zasady tegoż Instytutu Biskupiego. Wychodziła stąd młodzieżdojrzała, dolbrze przygotowana i patriotycznie wychowana. Wśród absolwentów było wiele osób oddanych sprawie Pomorza. W końco  wym okresie zaborów była to jedyna szkoła na Pomorzu Gdańskim,która przetrwała z językiem polskim.

Jak to było w zwyczaju, rodziceziemianie dzieci swe starali się osadzić na gospodarstwie. Ponieważ ojcowiznę w Janowie objął — jak   wcześniej wspomniano — Augustyn,

dla Pawła znaleziono spadkobierczynię z gospodarstwa rolnego Karaimskich w Rakowcu.

Bronisława z Kamińskich (1872——1949), żona Pawła Tollika, pochodziła ze znaczącej rodziny kociew-skiej, które j korzenie sięgają tu połowy XVIII wieku i wywodzą sięze wsi włościańskiej Kulice. MatkaBronisławy, Marcjanna z Majewskich, miała wśród swoich przodków generała wojsk polskich,uczestnika insurekcji 1830 roku.

Paweł pozostawał na gospodarst  wie żony, liczącym około 300 mórgziemii, najwyżej dziesięć lat. Mimoswojego chłopskiego pochodzenia nie

  wykazywał większego zainteresowania pracą na roli. Zainteresowania,  jakbyśmy je dzisiaj określili, „ekonomiczne" Pawła przeważyły nadżmudną zapewnie dla niego gospodarką rolną. Wyniósł je zapewnez gospodarstwa ojcowskiego, w któ-

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 67/99

 

zasłużonego działacza społecżno-narodowego ńa Ko-ciewiu, którego grób cudem chyba tylko zachowałsię w idealnym wprost stanie na starogardzkimcmentarzu. Jako zdecydowany obrońca polskości,Gorgoniusz Jacobson licznymi inicjatywami kultywu

  jącymi polski śpiew, literaturę, ruch sportowy i wza  jemnej pomocy, występował przeciwko uciskowi ger-manizacyjnemu. W jego rodzinie ideały patriotycznejsłużby stawiane były ponad wszystko. W takim też

duchu wychowywał swoje dzieci, z których dojrzałego wieku doczekali się tylko dwaj synowie: Bogdani Wojciech, przyszli wybitni działacze niepodległościo

  wi, którzy — niczym testament ojcowski — realizo  wali jego nadzieję na odrodzenie niepodległej Polski.

  Wojciech Jacobson kontynuował rodzinną tradycjęi wybrał zawód lekarza. Jego zasługi jednak daleko

  wykroczyły poza sferę pracy wśród chorych. Byłniezwykłą osobowością swoich czasów, postacią tyleżkontrowersyjną, co i podziwianą i szanowaną. Nieporósł w legendę, chociaż z pewnością wybijał sięponad przeciętność. Jego wielkim umiłowaniem była wolna Polska. O nią przyszło mu walczyć w obu

światowych wojnach. W pierwszej za jego głowę  wyznaczono nagrodę 20 tysięcy marek w złocie, aHindenburg skazał go trzykrotnie na karę śmierci.

  W drugiej wojnie okupant powtórzył ten wyrok.I chociaż Wojciech trafił na karty wielu wspomnieńi pamiętników, jest bohaterem powieści i dramatuGerarda Górnickiego, chyba zbyt mało wie o nim

  współczesne pokolenie, tu na Kociewiu również.

Krótko po osiedleniu się w Starogardzie świeżodoktoryzowanego chirurga Gorgoniusza i jego żony Pauliny z Koenigów, 14 kwietnia 1885 roku urodzi!się im syn Wojciech.

  Wojciech Jacobson najpierw kształcił się w miejscowej szkole powszechnej, a- nas tępnie w pruskimgimnazjum sposobił się do matury. Jednak patriotyczna atmosfera domu rodzinnego, a także wcześnieuświadomiona potrzeba oporu przeciwko zaborczej

polityce wynarodowiania społeczeństwa pomorskiego,obudziły w nim potrzebę czynnego działania. Urzeczywistnił ją w konspiracyjnym kole filomackim, doktórego należał wraz z młodszym bratem Bogdanem.

  Warto wiedzieć, że kadencja „Wojtka", jako prezesatajnego koła starogardzkich filomatów, przypadła nanajtrudniejszy okres jej działalności, bo w atmosferze szczególnej czujności zaborcy i wyroków słynnego procesu toruńskiego. Bracia Jacobsonowie pomaturze w 1905 roku rozpoczęli studia we Wrocła  wiu, nadal prowadząc aktywną działalność w akademickim Związku Młodzieży Polskiej. Ich zasługą 

  było utworzenie cennej biblioteki Grupy Narodowej

Kult polskiej literatury i historii uznawał Wojciechza naczelny obowiązek każdego Polaka, na równiz uświadamianą coraz powszechniej walką o niepodległość. Po latach tak wspominał ten etap własnejedukacji patriotycznej: „Zaczynaliśmy rozumieć, że

  wystarczyłoby z części niemieckiego zaboru wysiedlić — bezwzględnie i na wzór praktyk niemieckich -- urzędników i kolonistów, wysyłanych maso-

KONTERFEKTY KONTERFEKTY KONTER F EKTY

rym w czasie swojej bytności zajmował się rachunkowością.

Był skrupulatny w rozliczeniachswoich wierzytelności wobec osóbprywatnych. Wprawdzie żyrował

  weksle, które sam musiał wykupywać, co miało go podobno zmusić do sprzedaży kamienic dla pokrycia cudzych długów i doprowadziło go do bankructwa. Był więc

„Odebrałem od pana TadeuszaTollika z Janowa na zaspokojeniemej pretensji pożyczkowej w kwocie 11.000 marek kwotę 1.353 zł i u-

  ważam się zupełnie za zaspokojonego co do tej pretensji wraz z odsetkami".

Pożyczka zaciągnięta została przed1910 rokiem, a spłacił ją już syndłużnika. Finansistom pozostawiam

ną na sprzedaż jej ojcowizny. Uzyskaną z podziału spadku gotówkę  wykorzystali na zakup kamienicna rynku w Gniewie pod nr 34.Stała się ona jednocześnie pierwszą siedzibą Banku Ludowego.

Po przeprowadzeniu się Tollikówz Rakowea w roku około 1907 Gniewliczył 3.900 mi eszkańców. Miasto już

Rodzina Pawia Tollika.Fot. B. Weidemann, ze zbiorów autora.

mało prizezorny  i obdarzał swoichznajomych o wygórowanych potrzebach finansowych zbyt wielkimzaufaniem.

Na dowód uczciwych rozliczeń wśrodowisku rodzinnym niech posłuży przykład wystawienia przez Pa

  wła w dniu 11 maja 1930 roku pok it ni t j t ś i:

Członkowie Związku Samodzielnych Kupców w Gnie  wie. Siedzą: pierwszy z prawej Paweł Tollik, w środku J.A. Klein.

Fot. B. Weidemann, ze zbiorów autora.

  wyliczenie kursu marki względemzłotego w tak rozległym okresie co-najmniej dwudziestu lat wraz zuwzględnieniem odsetek.

Szerokie zainteresowainie ojca działalnością społeczną nie pozostały bez

  wpływu na rozbudzenie inicjatywPawła na odcinku bankowości.Zd d li i i P ł ż

  wcześniej zostało uzbrojone w wodociąg miejski. Odtąd jedyna wswoim rodzaju bliźniacza pompa,stojąca na rynku przed budynkiemnr 34, stała się reliktem przeszłości, ozdabiając rynek do dziś. Byłotu także już zbudowane, choć zezwłoką ponad pół wieku, odgałęzienie linii kolejowej z głównej ma

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 68/99

kwitowania tej treści: Zdecydowali się więc Paweł z żo zienie linii kolejowej z głównej ma 

  wo w polskie dzielnice od czasów Bismarka, a będą one (te dzielnice — przyp. red.) tak czysto polskie,  jak może żadna inna część naszej Ojczyzny". Czascoraz bardziej przybliżał „powszechną wojnę naro-rów", w której świat 'miał zapłonąć także i po to,ażeby z popiołów tej pożogi zakwitła jutrzenka wolności. Sycili się tą nadzieją tacy jak on, „urodzeni  w niewoli, okuci w powiciu". I nie próżnowali.

Miał już wtedy Wojciech za sobą studia medyczne  w Monachium i Wrocławiu oraz specjalizację w po

znańskim Instytucie Higieny. Zdobył też doktoratmedycyny i chirurgii. Wraz z wybuchem I wojny światowej otrzymał przydział lekarza i wojskowego,kolejno na front francuski i rosyjski. Okres ten opisał później w swoim „pamiętniku lekarza-Polaka".Po załamaniu się frontu wrócił na teren Wielkopolski i nawiązał kontakty z Naczelną Radą Ludową.Dotarcie do jej kierownictwa ułatwił mu kolega uni  wersytecki, dr Wierusz z Poznania, który jako kurier przewoził z Warszawy wiadomości dla Rady. Spotkalisię przypadkowo' w pociągu, kiedy Wojciech wybrałsię ze Środy przez Poznań do' Starogardu na świętagwiazdkowe 1918 roku. Tak więc w Poznaniu Wie

rusz przedstawił Jacobsona księdzu Adamskiemu,który przekazał mu list polecający do Korfantegolub kogoś z misji Ententy w Gdańsku. Już na miejscu ustalił, że w garnizonach Starogardu, Malborka,Grudziądza i Piły •wprowadzono stan gotowości i odniósł wrażenie, „że Pomorze znacznie lepiej przygotowało się do nieuniknionej rozprawy z Niemca-

Gimnazjum Klasyczne w Starogardzie, gdzie uczył sięi konspirował przeciwko Prusakom młody Wojciech  wraz z bratem Bogdanem.

Repr. fot. Henryk Spychalski.

mi jak Poznańskie", mimo że nie towarzyszyło temu tak bardzo odczuwalne w Wielkopolsce rozgorączkowanie. Czekając na przyjazd misji zatrzymałsię w rodzinnym domu w Starogardzie. Dziwne to  były święta...

Ojciec chorował i wszystko wskazywało na to, żedni jego są policzone. I on także miał świadomość,że uczestniczył w przełomowym zakręcie dziejów.„Z ogromnie wycieńczonym ojcem niewiele już słów

zamieniliśmy — wspomina Wojciech. — Obydwaj

K O N T E R F E K T Y K O N T E R F E K T Y K O N T E R F E K T Y  gistrali do Gniewa. Plac pod budowę dworca kolejowego oddał J.

  A. Klein, o czym z satysfakcją 

  wspomina jego córka Maria, zamieszkała dotąd w Gniewie w domuswoich rodziców.

Centrum miasta, gdzie skupiałosię życie jego mieszkańców, to o-czywiście rynek. Tu, w Gniewie jeston nadzwyczaj uroczy. Obie kamienice Tollika, w których mieściły siękoleijne siedziby Banku Ludowego,usytuowane były we wschodniejpierzei rynku, pochodzącej z XVIII//XIX wieku. Pomiędzy tymi budynkami, pod nr 29, mieścił się Zakład Fotograficzny Bernarda Wei-deroanna. To w jego atelier wykonane były ad jęcia ilustrujące ni

niejszy artykuł. Po śmierci Bernarda Weidemanna zakład przejęła jego żona Paulina.

Natomiast strona zachodnia rynku(przeciwległa), to jedyny na Pomorzu zestaw domów podcieniowych.Tu, pod nr 14, mieściła się apteka„Pod Łabędziem". Czas jej założenia określa się na XVII stulecie.Ostatnim aptekarzem w okresiemiędzywojennym był Emil Ponczek,u którego w charakterze samodzielnej laboranłki pracowała także jedna z córek Pawła •— Halina. EmilPonczefc był w latach 1927—1929członkiem zarządu banku. Za swo  ją działalność został w 1939 rokuzamordowany przez Niemców wSzpęgawsku pod Starogardem.

J. A. Klein, w rynku, pod nr 1,miał sklep kolonialny, który nieopodal „Pod basztą" prowadził też

  wyszynk trunków. Był on zresztą 

  właścicielem wielkiej firmy handlowej. Ponad wymienione składy posiadał sklep metalowo-wielobran-

żowy, a także prowadził hurt soli.Klein miał dwa imiona — Jan i Antoni. Fonetycznie wymawiano, skrótpierwszego imienia przez „i", a nieprzez „jot". Jeszcze obecnie żyjący mieszkańcy z tamtych lat pamięta

  ją, jak rodzice wysyłając dzieci pozakupy do sklepów Kleina' mówili„idź aby do JA Kleina". Firma, oreklamę której musiał dbać właściciel, miała w tamtych czasach kolosalne znaczenie. Jednakże samfakt używania potocznie, na codzień, nazwiska razem z inicjałamidwojga imion wynikał z przyczynczysto praktycznych. Po prostu, jak do Gniewa przybył drugi kupiec otym samym nazwisku, trzeba byłoich odróżnić, by nie zgubić klientówna rzecz konkurencji.

Tenże J. A. Klein piast ował po  ważne funkcje w gniewskim banku, w jego organach samorządo wych.

Gniew oswobodzony został, z  blisko 150 letniej niewoli, 27 stycznia1920 roku. Równocześnie miastoawansowało do siedziby starostwa,które przetrwało jedynie do 1932roku. Pierwszym starostą był Franciszek Czarnowski. Wcześniej byłon prezydentem tzw. Republiki

Gniewskiej, która zawiązała się wroku 1919 i trwała dziewięć miesięcy do wkroczenia wojsk polskichpod dowództwem gen. Hallera.

I tenże Czarnowski był równieżczłonkiem zarządu banku, od chwili jego powstania, przez okres pier

  wszych trzech lat, tj. w latach1907—1910, a później zasiadał w radzie nadzorczej w okresie od 1927

do 1929 roku.

Bank został zarejestrowany  w Sądzie Grodzkim w Gniewie z datą 11 maja 1907 roku, otrzymując nazwę: Bank, spółka zapisana z nie-ograniczoną odpowiedzialnością.

J. Makowski zwraca uwagę, że w  nazwie brak określenia „ludo  wy" oraz miejscowości będącej siedzibą banku i domniemywa, że założyciele nie godzili się z nazwą „Yolksbank" i na niemieckie

  brzmienie miejscowości „Mewę".

Przypuszczenie to oparte jest na innych znanych udokumentowanychfaktach odmowy rejestracji podpolskimi nazwami, uzasadnionychpnzez sądy.

Stosując napis firmowy na budynku, a być może także w nadrukach i pieczęciach, użyto sprytnego obejścia, eksponując jedyniesłowo „Bank", a pozostałą treść

  wypisując pod nim mało widocznymi inicjałami E.G.m.u.H. Pełna nazwa w oryginale brzmiała: Bank Eingetragene Genossenschaft mitunbeischrankter Haftpflicht — bezokreślenia nazwy i jego siedziby.

Pierwszą lokalizacją banku byłakamienica Pawła Tollika w rynkupod nr 34. Bank usytuowano napierwszym piętrze, wydzielając dlaniego dwa pokoje. W mniejszymstała kasa pancerna i przechowy

  wano księgi i inne dokumenty ka-

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 69/99

 

przeczuwaliśmy, że to nasze ostatnie widzenie się  w tym życiu. Nie zatrzymywał mnie, przeciwnie,  błogosławił mi, lecz wskazując na polskiego białegoorła na moim mundurze rzekł: „Oni nie są jeszczepokonani, potęga ich ogromna, wyłgali się od zasłużonej kary. Takimi odznakami drażni się ich tylko". Widziałem, że mój ojciec, który całe życie stra

  wił na upartej, cichej walce z germanizacją, o zachowanie polskości na Kociewiu, nie podziela mej

  wiary w sukces zbrojnego powstania w obecnych warunkach".

Na wieść o przybyciu misji do Gdańska udał sięJacobson do jej kwatery w hotelu, opodal dworca,i tam spotkał się z Korfantyni i Paderewskim, atakże poznanym wcześniej adwokatem Maciaszkiem.

  Wtedy też zapadło postanowienie: misja pojedzie doPoznania.

Potem wszystko potoczyło się niczym lawina, oczym dziś mówi każdy podręcznik historii. Powstanie Wielkopolskie wybuchło! Wiadomości oficjalne,chociaż skąpe i sprzeczne, donosiły o rozruchachtowarzyszących pobytowi Ignacego Paderewskiego

z małżonką w Poznaniu oraz obecności misji alianckiej w tym mieście. Natychmiast, jak to było możliwe, Jacobson wyruszył do Poznania, jednak w fer

  worze wydarzeń i spraw dotarł do Gniezna i tam,rozpoznany przez powstańców rwących się do rozprawy z zaborcą, obwołany został dowódcą naprędce skoimpletowanych oddziałów. Nie było czasu nazabieganie o oficjalną nominacją, zresztą zbyt ugo

dowa postawa Naczelnej Rady Ludowej dawno go  już zniechęciła do zabiegania o jej przychylnośćMiał w sobie dość energii, ażeby podołać zadaniu.Swój talent dowódczy najpełniej udokumentował wzaplanowanych działaniach operacyjnych, których celem było wyzwolenie Inowrocławia.

Potem lols rzucił Jacobsona jeszcze raz do Ino  wrocławia, gdzie został odkomenderowany do służbysanitarnej tworzącego się Dowództwa Okręgu Gene

ralnego' Pomorze. Tam czekał na wymarsz dywizjina teren Pomorza, odzyskanego po wiekowej nie  woli. Rok 1920 nie przyniósł jednak zupełnego spokoju, ponieważ młode państwo polskie uwikłało się

  w niepotrzebną nikomu „wojnę bolszewicką". ToteJacobson otrzymał następny przydział, tym razemdo „flotylli sanitarnej" na Wiśle, przewożącej aż doTczewa rannych z tej wojny. Pewnego1 dnia na pokład „Łokietka", pełniącego rolę pływającej sanitarki, zawitał nuncjusz Watykanu w Warszawie, arcy

  biskup Achilles Ratti, Spotkanie to pozostało niezapomnianym epizodem dla załogi i pacjentów, tym

  bardziej, gdy monsignore niebawem zasiadł n

papieskim tronie, jako Pius XI. Jacobson natomiast,po' rozwiązaniu „flotylli", otrzymał propozycję wy  boru miejsca pracy jako1 lekarz wojskowy. WybrałToruń.

Kolejne lata, oprócz pracy zawodowej, wypełniałdziałaniem w towarzystwach i związkach kombatanckich, spisywał wspomnienia z przebytych kampanii

  wojennych i powstańczych, zamieszczał artykuły w

KONTERFEKTY KONTERFEKTY KONTERFEKTY

sowę. Natomiast w większym pokoju przyjmowano interesantów.

Nie omieszkano zaakcentować polskiego charakteru tej placówki: na  widocznym miejscu widniał portretksiędza Piotra Wawrzyniaka (1849——'1910), zasłużonego dla sprawy spółdzielczości. Na suficie, w rogach, namalowane były portrety Mickiewicza, Słowackiego oraz Krasińskiego (czwarty nie ustalony).

Z pierwszych dokumentów o pracy banku zachowała się jedynieczęść deklaracji członkowskich. Nie  jest chyba przypadkiem, że pierwszą deklarację złożył miejscowy kupiec JA Klein (nr ewidencyjny —1). Miało to znaczenie nie tylko

prestiżowe dla nowo organizującejsię jednostki, lecz jednocześnie zapewniało napływ licznej rzeszy udziałowców. Z zachowanych deklaracji udało się ustalić przekrój za

  wodowy członków spółki. W poło  wie byli to rolnicy, następną grupę stanowili rzemieślnicy, potemkupcy i drobni przemysłowcy.

Bieżącą pracę banku wykonywał  jednoosobowo Paweł Tollik i to od  jego założenia w 1907 roku nieprzerwanie przez dwadzieścia latkiedy to w 1927 roku zwiększonoobsługę etatową do trzech osób.

Kierując bankiem wykonywał również w tym czasie sam wszystkieczynności rachunkowo-kancelaryjne.Były one nader czasochłonne zważywszy, że w tamtym okresie nie

  było żadnych maszyn do liczenia,nawet liczydeł tak popularnych wKongresówce. Maszyny do pisaniazastępowała tu piraca ręczna. Syn

Pawła-Stanisłiaw widywał często,  jak ojciec radził sobie ręcznym dru

kiem i tak to wspomina w jednymliście:

„Była żelazna prasa o boku ca 30cm, dalej była książka z papierempodobnym do pergaminu czy pe-luru oraz karta preszpanowa o wielkości tej książki. Ojciec pisał korespondencję najczęściej do BankuSpółek Zarobkowych w Poznaniu,z którym był w ścisłym kontakcie

— ręcznie, kopiowym atramentem.Następnie zwilżał mokrą gąbką przekładkę preszpanowa i w ustalonym porządku układał napisany listi rnoiksry preszpan do książki, a tęz kolei do prasy. Po ca 20 minutach wyjmował oryginał listu do  wysyłki, a odbity odpis pozostawał

  w książce korespondencji".

Trzeba pamiętać, że praca w tamtym czasie, szczególnie w takich  jednostkach organizacyjnych jak   bank, wymagała szczególnego poś  więcenia. Udział społecznego zaangażowania członków w pracach

  banku, zdecydowanie przewyższał  wydolność etatowej obsługi. Jednakże o wykorzystaniu pracownikaniech świadczy w dalszym ciągucytowany list Stanisława Tollika:

„Nie pamiętam, żeby Ojciec wy

korzystywał kiedyś urlop. Wynikało to pewnie z tego, że do 1928 r.  był jedynym pracownikiem, a banku nie można było zamknąć. Nigdy nie słyszałem narzekań na tentemat, wczasów wówczas nie znano i każdy pilnował swego warsztatu pracy. Z pierwotnej siedziby 

  bank przeniósł się około roku 1920

  w nowe miejsce, nieopodal starlokalizacji, przy tej samej ścianie

rynku pod nr 26, gdzie przetrwałdo dnia dzisiejszego. Przeniesienienie stanowiło problemu, ponieważlokale w nowym budynku stanowiły również własność Pawła Tollika.

  Wykupił całą nieruchomość Niemca Richarda Ziehna ze wsiKuchnia koło Walichnów. Jest to  budynek piętrowy zwieńczony mansardą. W nowym budynku bankzajmował pierwszy pokój na parterze, w dalszych dwóch pomieszczeniach była Kasa Chorych orazUrząd Skarbowy razem z Komunalną Kasą Oszczędności. Wszystkie te instytucje zatrudniały łącznie 5 osób."

Dopiero po dziesięciu latach użytkowania, bo w 1930 roku bank wykupił zajmowany budynek od Pawła Tollika za 33.441,70 zł.

Od 1928 roku funkcję kierownika banku powierzono AleksandrowiKozłowskiemu, który rok wcześniejzatrudniony został w banku. Przezten rok zapoznawał się z etatową pracą. Paweł Tollik, opuszczającstanowisko kierownicze, miał już60 lat. Okresy narastających kryzysów, konieczność utrzymania ban

ku i ochrony jego przed upadłością zmusiły zarząd do przeprowadzenia zmian personalnych. Kozłowski objął również przewodnict

  wo w zarządzie. Tollik w dalszymciągu pracować miał jeszcze przezosiem lat. Swoje doświadczenia, na

  byte w czasie długotrwałej pracyprzekazywał następcy.

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 70/99

 

prasie, zaś relacje pamiętnikarskie ogłosił drukiem  w wydaniach książkowych, Uparcie też zabiegał ostworzenie Związku Powstańców Wielkopolskich. Pisał: „Jesteśmy bracią wspólnej doli, wspólnej radości — w naszym zamkniętym kole wszyscy sobierówni! Karierowiczami nie byliśmy, grzbietów zginać nie nauczył nas wróg — jedna starość chybanam je pochyli". W innym miejscu wyznał nie bezgoryczy, że każdy z powstańców „narażał swe życiedobrowolnie — bez przymusu, bez rozkazu. Nie py

tał się, czy go przyodzieją — czy dadzą mu żołdlub odznaczenia. Przeciwnie, obawiał się nawet —i nie bez powodu — że jego dążenie do zbrojnego  wyparcia zaborcy z ziemi ojczystej będzie mu poczytane za jakąś awanturniczą swawolę". Przecieżnie dla siebie — posiadał Krzyż  Niepodległości, dwukrotnie Krzyż Walecznych i ten najwyższy order:

  Virtuti Militari — ale dla swych podkomendnychpragnął zadośćuczynienia.

  Wrzesień 1939 roku znowu postawił Jacobsona napierwszą linię walki z odwiecznym wrogiem, tymrazem jako dowódcę batalionu piechoty. Z uznaniem wspomina go w swych pamiętnikach Emil Kumor: „W kampanii wrześniowej w 1939 roku naczele batalionów Obrony Narodowej walczy pod Sochaczewem i nad Bzurą. Nie pozwala Niemcom naprzełamanie frontu pod Sochaczewem, swoim bohaterstwem i odwagą przewyższa nawet niektórychoficerów liniowych. W czasie drugiej wojny światowej bezsprzecznie zasłużył na następny order Vir

tuti Militari. Dr Jacobson wie o tym, że Niemcy za  jegoi dawne grzechy — udział w powstaniu wielkopolskim — wyznaczyli dużą nagrodę za jego głowę.Pomimo to, pod przybranym nazwiskiem, pełni funkcję komendanta szpitala i wszyscy oficerowie z kolumny zgłaszają się do niego> o pomoc. Melinuje ich,  wciąga do rejestru chorych, a następnie ułatwia przedostanie się z powrotem do Warszawy".

  Wojciech Jacobson wpadł w ręce Niemców, jednak i tym razem nie dane im było wykonać na nimtrzykrotnie ferowanego wyroku śmierci. Tym razemnie mogło być wątpliwości, że nie poprzestaną tylkona mistyfikacji, jaką ongiś bezsilni Niemcy urządzili

  w głównej kwaterze Hindenburga w Kołobrzegu, paląc publicznie kukłę z nazwiskiem Jacobsona. W teatrze tej wojny nie zadowoliliby się takim gestem.

Pozostała jedynie ucieczka. Zbiegł więc z niewoliprzez Lwów, Węgry do Francji. Ostatecznie przedostał się do Szkocji i Anglii, gdzie podjął pracę  jako lekarz w Darnly.

Jego niepohamowany antygermanizm ani na chwilę nie uległ wyciszeniu. Ogrom zniszczeń moralnych,  wśród podbitych przez hitlerowców narodów, kazałJacobsonowi spojrzeć jeszcze bardziej krytycznie nazłowieszczą, nie mieszczącą się w kategoriach cywilizacyjnych i humanitarnych istotę germańskiej idei.

  W 1943 roku opublikował, pod pseudonimem Wojciecha ze Starogardu, pracę p.t. „The Germans theCanibals of Europę", wydaną w Londynie. Niemcy   jako ludożercy Europy! Trudno o bardziej dosadne

' K O N T E R F E K T Y   K O N T E R F E K T Y   K O N T E R F E K T Y  Zgodnie ze statutem władza w

tego typu jednostkach, jakim jestrównież bank, spoczywała w rękach

zarządu. W gniewskim banku liczebność zarządu nie przekraczałaliczby trzech osób. Paweł Tollik byłczłonkiem zarządu od założenia banku aż do swojej śmierci, tzn. wlatach 1907—1936, a więc przez dwadzieścia dziewięć lat. Być może, bo  brak na to dokumentów, JA Klein  był członkiem zarządu w latach1915—1926, wiadomo natomiast, żez pewnością był nim od 1911 do1914 roku. Trzecią osobą z 10-letnłmstażem w zarządzie był Aleksander Kozłowski (w latach 1927—1937).

Ponadto w zarządizie do wybuchu  wojny funkcje pełnili: Fr. Czar

nowski (1907—1910), Emil Policzek (1927—1928), Albin Rozme.rowski(1930), Michał Detreziński (1931——1935), Brunon Ludwig (1935—1937)i Antoni Nowacki (1935—1937).

Mimo luk w poszczególnych latach w składzie osobowymi zarządu•wiadomo, że żaden Niemiec, nawet  w czasach zaboru, we władzach  banku nie zasiadał, a językiem„urzędowym" był zawsze język polski. Zebrania zarządu odbywały siędwa lub trzy razy do roku. Po każdym zebraniu Paweł Tollik tradycyjnie zapraszał członków zarządudo swego mieszkania na kawę.

Skład rady nadzorczej też nie został w całości odtworzony. Za okreslat 1907—1926 i 1938—1939 brak wogóle danych. J. Makowski w swo  jej pracy wylicza dziewiętnaścieosób, które wchodziły w skład rady w okresie lat 1927—1937. Nie

  wątpliwie osobą pierwszoplanową   byłby tu JA Klein, co do którego  wiadomo, że w radzie zasiadał w la

tach 1927—1937, natomiast prawdopodobny jest jego udział (w radzie  względnie w zarządzie) w latach1915—1926. JA Klein funkcję Prezesa Rady Nadzorczej sprawował wlatach 1927—1929.

Z innych osób wymienić należy takich członków rady jak: Franciszek Czarnowski (1927—1929), Marcin Gogółkiewicz (1927—1937) —prezesem był od 1934 roku, AntoniNowacki (1932—1935), Brunon Lud

  wig (1934), Roman Wiese (1936——4937), ks. Kazimierz Wojtaszew-ski (1930—1933). Praca w organachsamorządowych była oczywiście spo

łeczna. Wynagrodzenie otrzymywali tylko pracownicy etatowi. PawełTollik po 1924 roku otrzymywałpłacę miesięczną w wysokości 300zł, a od 1929 roku 400 zł. i ostatniood 1934 roku już tylko 200 zł. Dlaporównania podaję, w dalszym ciągu za J. Makowskim, że dyrektor   banku w Pelplinie w 1926 rokuotrzymywał 375 zł. miesięcznie, a wGrudziądzu 1000 zł. W Lłpuszu dyrektor zarabiał 1000 zł, a pozostalipracownicy otrzymywali: kasjer 400 zł (rocznie) „książkowa" 100 złmiesięcznie plus 20 zł za utrzymanieczystości i opalanie, siła pomocnicza, zaangażowana na okres przejściowy, 30—49 zł miesięcznie, zaśpraktykant w 1934 roku otrzymywałmiesięcznie 15 zł.

Bank w Gniewie, utworzony w1907 roku, przeżywał różne okre

sy. Trudny był dla banku okrespierwszych czterech lat po wyzwoleniu. Wtedy to w 1924 roku dla ratowania gospodarki wprowadzonoreformę walutową. Szokujący na  wet dla współczesnego czytelnika,obytego ze skutkami inflacji, będzie zapewne wartość nowo wpro

  wadzonej złotówki, którą wymieniano za 1 milion 800 tysięcy marek polskich.

Rozwój banku odnotowano znówod 1928 roku. Najwcześniejszy zachowany bilans roku 1927 i porównanie osiąganych wyników z tym  bilansem daje obraz tej poprawy.Mimo objawów kryzysu gospodarczego w Polsce w późniejszym okresie, w bilansie za 1930 rok jesz

cze nie znalazł on znaczniejszegoodbicia. Kapitał nie był wycofywany, a nawet wzrastał. Narastający kryzys po raz pierwszy w 1932 r.zamknął bilans banku stratą. Takasytuacja była powszechna wśród o-gółu spółdzielni kredytowych. Wielu z nich groziła upadłość. Dopiero konsolidacja ruchu spółdzielczego, do której doszło w 1934 rokuprzez powołanie do życia żintegro-

  wianej organizacji, p.n. Związek Spółdzielni Rolniczych i Zarobko

  wych R.P. w Warszawie, uzdrowiłasytuację. Rząd wówczas uruchomiłkredyty konwersyjne. Polegały onena rozłożeniu na długoletnie okresy spłaty scalonych zadłużeń, na zastosowaniu 2-łetniej karencji i obniżeniu stopy procentowej.

Po okresie pewnego złagodzenia-skutków kryzysu sytuacja finanso-

69

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 71/99

69 

określenie bestialstwa „podpalaczy świata". Z doświadczeń obu wojen, w których zmierzył się z tymsamym wrogiem, wysnuł Jacobson przeświadczenie,że jedynie bezwzględna, całkowita likwidacja Rzeszy może stanowić gwarancję pokoju dla ludzkości. Korzenie odwiecznych zagrożeń w tym względzie za  warł też w opublikowanej pod koniec wojny w Edyn  burgu polskojęzycznej pracy p.t. „Na tropach Sło  wian i Żermanów".

Po wojnie zamieszkał w Londynie, wciąż czynny   w zawodzie chirurga. Jak odnotował londyński„Dziennik Polski", Wojciech Jacobson „do końcamyślał o innych; sam już chory, ratował nogę pacjenta, skazanego na amputację..."

Zmarł 9 października 1961 roku i spoczął na obcej ziemi, z dala od Polski, Pomorza, rodzinnego

Postać Wojciecha Jacobsona w historiografii polskiej otaczają surowe i dość jednoznaczne oceny,sprawiedliwie przyznające mu wybitne talenty do

  wódcze i pisarskie, jednocześnie ganiące jego dalekoposunięty subiektywizm, napastliwość i nieustępli

  wość wobec tych, którzy głosili przeciwne niż on

poglądy. Ponad wszystkim jednak akcentowany jest  w tych osądach szczery i wielkiej miary patriotyzmJacobsona, dzięki któremu traktował on rzeczywistośćswojej epoki w sposób sobie właściwy.

  Wielokrotnie portretowany przez malarzy i rysowników, a może utrwalony w popiersiu „toruńskim",którego los powojenny nie jest dziś znany, doczekałsię Jacobson również swej zwięzłej notki w polskiej

  biografii narodowej, pióra Stanisława Szpilczyńskie-go, w dziesiątym tomie „Słownika". Szkoda tylko, żeautor dotarł do tak niewielu wiadomości o życiui zasługach Jacobsona, co życiorys jednego z naj  wybitniejszych synów Pomorza niewątpliwie zubożyło, redukując oszczędny rys jego życia do podsta

  wowych zaledwie faktów. Pozostaje wierzyć, że Jacobson w przyszłości doczeka się należnego mu zainteresowania biografów.

Poza działalnością zawodową zainteresowania wiązały Jacobsona z żeglarstwem, które aktywnie upra  wiał wraz z synami. Ten fakt z jego życia wartouprzytomnić sobie w związku z pięknymi sukcesa,-mi w tej dziedzinie sportu jego syna, jachtowegokpt. żw. Wojciecha Jacobsona — juniora. Ten szczeciński żeglarz, związany z akademickim sportem po

  wojennego 40-lecia w JK AZS Szczecin, od Le Havredo Vancouver prowadził przez Atlantyk i Pacyfik 

  jacht „Vagabond II", mając u boku, jako członkazałogi, swoją córkę Magdalenę (najmłodsze pokolenie Jacobsonów). Ich śmiała wyprawa uznana została ze „Rejs Roku 1985", zaś kapitan Jacobson uho

norowany I Nagrodą Honorową oraz „Srebrnym Sek-stantem".

Kolejne pokolenie Jacobsonów wypełnia więc bogate tradycje rodu nowymi treściami, przysparzającsławy — nie tylko nazwisku — lecz przede wszystkim polskiej ojczyźnie, w której historię przez kilka wieków Jacobsonowie wrośli silnymi korzeniami.

RYSZARD SZWOCH

KONTERFEKTY KONTERFEKTY KONTERFEKTY  wa w końcówce lat 30-tych znowusię pogorszyła. Było to jednak w

^części skutkiem zmian personelu iskupieniu z konieczności wszystkichczynności na pracującym znów tylko jednym członku zarządu. Na początku 1936 roku zmarł bowiem Pa  weł Tollik. Odejście tego najbardziej doświadczonego pracownikamusiało się dodatkowo odtoić ujem-

Bank przy rynku 34 w Gniewie. Zdjęćroku.Fot. B. Weidemann, ze zbiorów autora.

nie na pracy banku. Po jego śmierci zarząd pracował w następującym

składzie: Aleksander Kozłowski,Brunon Ludwig i Antoni Nowacki.Pracownikami etatowymi byli Aleksander Kozłowski i Gertruda Rez-rneirówna. Prezesem Rady Nadzorczej w tym czasie, począwszy od1934 roku, był Marcin Gogółkie-

 wicz.  W trzy lata po śmierci Pawła

Tollika zamknął się w roku 1939nieprzerwany dotąd 32 letni okres

  wytężonej i owocnej pracy banku.  Wielu działaczy zginęło, niektórzy przetrwali, żeby po latach okupacjireaktywować Bank Ludowy w Gnie

  wie. Do nich należał Feliks Tra-mowisiki.

Czyż ofiarną, bez reszty zaangażowaną pracę możemy uznać tylkoza właściwe wypełnienie powierzonych obowiązków?

Otóż choćby tylko z zamieszczonych cytatów listu Stanisława Tollika bez wątpienia przebija społeczny charakter działalności. Można rozważać, czy w tym, co da

  wał z siebie Paiweł Tollik przeważał profesjonalizm, czy zaangażowanie społeczne i postawa patriotyczna. Niewątpliwie splotły się w jegodziałalność wszystkie te elementy,co w efekcie daje sylwetkę człowieka oddanego całym sercem służbiespołecznej.

Poiza zawodową i społeczną pracą w Banku Ludowym w Gniewie,Paweł Tollik był współzałożycielem„Rolnika" w Gniewie zanim tam sięprzeniósł na stałe.

Jaik wynika ze źródłowych zapisów Paweł Tollik był także członkiem komitetów wyborczych na po

  wiat kwidzyński. Po odzyskanniepodległości przez Polskę w roku1918, ale jeszcze przed oswobodzeniem Pomorza, zawiązała się wGniewie Rada Ludowa PowiatowaSekretarzem tej Rady był równieżPaweł Tollik. Niemcy oddali jej dodyspozycji na siedzibę dawny zamekkrzyżacki.

„Paweł Tołliik zmarł 20 lutego1936 roku o godzinie siódmej pięćdziesiąt po południu w Gniewie we

  własnym mieszkaniu przy plaBronisława Piaracikiego 34" —stwierdza suchy zapis w księdzestanu cywilnego. Zmarł w wieku lat68. Nie doczekał ponownej okupacji niemieckiej, dzięki czemu niepodzielił losu swych kolegów, którzy zaangażowanie się w odbudowępolskości musieli przypłacić śmiercią w obozach.

Za całokształt swej działalnoścprzed 1930 roikiem uhonorowany został srebrnym krzyżem zasługi.

  W roku bieżącym minęło piędziesiąt lat od chwili jego śmierciPochowany został na cmentarzu wGniewie. Razem z nim spoczęła jego żona Bronisława, która zmarła

  w 1949 roku w Tczewie.Uznaniem dla Jego osoby niech

  będzie fakt wprowadzenia do Słownika Biograficznego Warmii, Mazuri Powiśla hasła: PAWEŁ TOLLIKniemal w przededniu obchodzonejrocznicy zgonu.

BOGDAN BIELIŃSK

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 72/99

 

  W pierwszych dniach maja 1986 roku pożegnaliśmy Zygmunta Kułakowskiego. Każde pożegnanie człowieka, który odchodzi na zawsze, uświadamia żywym kruchość ludzkiego losu, ale z kruchości istnienia można uczynić wielkie życie.Takim uczynił Zygmunt Kułakowski swoje życie,które przebył godnie i rzetelnie.

Ogólnie znany ze swej uczciwości, upodobaniaprawdy i skromności, budził powszechny szacu

nek. Zawsze utożsamiano Go ze spokojem, roz  wagą i mądrością.Zygmunt Kułakowski urodził się 1 maja 1917

roku w Unieczy. W listopadzie 1945 roku zamieszkał w Tczewie, który odtąd stał Mu się bliski,  jak rodzinne nadbużańskie strony. Po ukończeniu  w 1949 roku studiów w  Wyższej Szkole HandluMorskiego w Sopociepracował w gdańskichinstytucjach handlowychna stanowiskach ekonomisty.

Pracę zawodową wTczewie rozpoczą w 1955roku, podejmując pracę  w Zakładach Mięsnych,  jako kierownik działuekonomicznego. W czer

  wcu 1969 roku został po  wołany na stanowiskozastępcy przewodniczącego Prezydium MiejskiejRady Narodowej w Tcze  wie. Swoją pracowitą obecność w miejskich

organach administracjipaństwowej kontynuowałpotem na stanowiskachkierowniczych w kilkukolejnych wydziałach.

Poza pracą zawodową pełnił szereg funkcji społecznych, był m.in. ławnikiem Sądu Powiatowego, prezesem MiejskiegoKomitetu StronnictwaDemokratycznego, członkiem Miejskiego Komitetu Ochrony Pomników iMiejsc Pamięci Narodo

  wej, wszędzie sumienny, odpowiedzialny i szano wany.

Najwybitniejsze zasługi zgromadził jako działacz Towarzystwa Miłośników Ziemi Tczewskiej.Był jednym ze współzałożycieli tej organizacji,a ostatnio — przez trzynaście lat — pełnił obo  wiązki jej prezesa. Tutaj ujawnił swoje największe talenty organizacyjne, umiejętność współżyciaz ludźmi i jednoczenia podobnych sobie zapaleńców wokół pożytecznego dzieła upowszechnianianajcenniejszych wartości regionu kociewskiego.Był inicjatorem wielu poczynań kulturalnychi społecznych, które na trwałe wzbogaciły obrazi życie miasta. W tym względzie był wybitną oso  bistością, mecenasem wszelkich działań podnoszących rangę miasta. Jego troską stały się zabytki,różne formy popularyzacji wiedzy o mieście, jego

ZYGMUNTKUŁAKOWSKI

1.05.1917-3.05.1986

m

estetyka, rozwój gospodarczy, a przede wszystkimludzie, podobnie jak On troskliwi i zaangażowani.

Zygmunt Kułakowski był wielkim orędownikiem powstania Muzeum Wisły w Tczewie. DziękiJego mozoinym staraniom ta nieliczna w świecieplacówka muzealna właśnie w tym mieście znalazła swoją siedzibę. Z wielką pasją gromadził  wszystko, co rozsławiało miasto, redagował kroniki, dokumentował przeszłość i współczesność

miasta, z troską spoglądał w jego przyszłość.Szczerze się cieszył z powodzeń innych ludzi,z uznaniem podkreślał ich zasługi i powodzenia,łącząc wszystko z faktem, iż z tego miasta bądźregionu pochodzą, w nim żyją, tworzą i opiewają   jego codzienność. Był zawsze tam, gdzie czyniono

coś społecznie wartościo  wego, sprawiedliwie rozdzielając uznania i często, może zbyt często,z właściwą sobie skromnością pomniejszając  własny udział.

Ostatnio martwił się, że  już nie mógł być wszędzie. Jednak chorobę, która go dotknęła, trakto  wał jak przerwę, potemzamierzał wrócić do swo

  jej pięknej działalności.

Jeszcze w marcu, nauroczystości otwarcia bi  blioteki głównej książnicy miejskiej cieszył się,że przybyła nowa placówka. Z zadowoleniemzwiedzał jej pomieszczenia, interesował się jejprzyszłością. Tam spotkałsię z wyrazami podzięko

  wania i uznania, w dniu40-lecia działalności Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tczewie i w rocznicę wyzwolenia miastaspod hitlerowskiej okupacji udekorowany zostałKrzyżem KawalerskimOrderu Odrodzenia Pol

ski, który ukoronowałpoprzednio zasłużenie

otrzymane odznaczenia i wyróżnienia. Skromny,nawet zażenowany, przyjmował gratulacje. Wówczas jeszcze wierzył, że niebawem wróci do swoich odłożonych spraw. W kwietniu jeszcze uczestniczył w posiedzeniu Społecznej Rady Kultury,mówił o bliskich i dalszych planach TowarzystwaMiłośników Ziemi Tczewskiej. Denerwowała Go  jednak już powolność niektórych prac, spieszyłsię, jakby się obawiał, że nie zdąży.

Zawsze przez wszystkich lubiany, pozostanie  w naszej pamięci jako Człowiek szlachetny i wielkiej życzliwości. A najżyczliwsza była mu kociew-ska ziemia, której odwzajemniał swoje umiłowanie. Z tego szacunku do ziemi powstawały Jegoszlachetne ideały.

Niech miejsce, w którym spoczął, wypełni spokój, a pamięć o Nim niech otoczy cześć!

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 73/99

 

  ADAM GRZEŚKOWIAK 

Z WALICHNOWSKIEJ NIZINYOpracował i do druku przygotował: ROMAN KLIM

  W roku 1925, gdy liczyłem sobietrzy latka, ojciec mój Franciszek Grześkowiak objął funkcję dozorcy wałowego w Związku WałowymNiziny Walichnowskiej. W tym czasie starostą wałowym był JanDirksen, Niemiec gospodarujący naokoło 250 ha., który miał dwóchprzysięgłych wałowych. Nizinę Wa-lichnowską podzielono bowiem nadwa jakby okręgi, w którym każdy z nich sprawował władzę wykonawczą w porozumieniu ze starostą wałowym. Biurem zaś zawiady

  wał sekretarz Związku. Do pracowników Związku zaliczano dozorcę  wałowego i dwóch pompiarzy.Głównym zadaniem dozorcy wało

  wego — w tym wypadku mojegoojca — było pilnowanie wału, aby tnie pasione na nim bydła, otwieranie i zamykanie szlabanów na  wale przed i po komisyjnym jegoprzeglądzie, pilnowanie śluz w Gronowie i Wielkich Walichnowachoraz ściąganie składek wałowych,uchwalanych corocznie przez walnezebranie. Jeśli chodzi o pompia

rzy, to w Rybakach jednym z nich  był Polak Paweł Lipiak, zaś w Międzyłężu Niemiec nazwiskiem Egler.Zadaniem tego w Międzyłężu było

  wypompowywanie wody z RowuGranicznego do Jeziora Pelpliń-skiego, natomiast tego w Rybakachodprowadzanie wody z JezioraPelplińskiego na zewnątrz do Wisły. Oboje zaś dodatkowo byli odpowiedzialni za zamykanie lub ot  wieranie śluz przy określonym stanie wody.

Związek posiadał własny statut z1854 roku i na nim się opierał. Decydującym czynnikiem działalności

Związku było walne zebranie. Składało się ono z przedstawicieli, wy  bieranych na zebraniach wiejskich,po dwóch z każdej wsi i, o ile pamiętam, na okres dwóch lat. Walne zebranie decydowało o wszystkich przedsięwzięciach Związku,sza-ś zarząd, w skład którego wchodzili starosta wałowy, dwóch przysięgłych wałowych i sekretarz, był

  wykonawcą podjętych uchwał.  Wszyscy posiadacze ziemi na Nizinie Walichnowskiej zobowiązani  byli do płacenia uchwalonej przez  walne zgromadzenie składki wało  wej, w dwóch ratach rocznie, wios

ną i jesienią. Jej wysokość uzależniona była od ilości ziemi. Ze składkowych pieniędzy opłacano robotników wykonujących roboty melioracyjne, koszty pompowania orazsekretarza związku. Starosta wało  wy i przysięgli wałowi w zasadziepracowali społecznie, otrzymywali

tylko symboliczne wynagrodzenia.Natomiast doizorca wałowy i pom-piarze (mieszkali iw budynkach służ

  bowych, do których należało troszkę ziemi i łąki, za które nie płacono ani dzierżawy, ani podatków.Traktowano to jako rekompensatęza -wykonywane czynności. W okresie międzywojennym i podczas okupacji składki wałowe zbierał od

  wszystkich gospodarzy mój ojciec,po wojnie -zaś, ze -względu na zwiększoną ilość płatników, biuro związku zaangażowało poborcę, który się  wyłącznie tym trudnił. Ojciec zaśpozostał przy funkcji doizorcy wałowego.

Do Związku Wałowego należeli  wszyscy gospodarze, posiadający   jakąkolwiek ziemię na Nizinie Walichnowskiej. Grupował on następujące wsie: Kotlo, Polskie Gronowo, Wielkie Gronowo, Małe Gronowo, Kuchnia, Rozgarty, Wielkie  Walichoowy, M-ałe Wali-chnowy,Folwark Międzyłęż, Stary Międzyłęż, Nowy Międzyłęż, Szprudowo,Lignowy, Rudno, Wielki Gar-c, Ma

ły Garc i Ryfoafci. Trzeba tutaj wy  jaśnić, że chociaż sześć ostatnichmiejscowości leży na wyżynie, to  jednak wchodziły w skład Związku  Wałowego, bo niektórzy gospodarzez tych miejscowości posiadali naNizinie Walichnowskiej swoje Biernie. Nadmienić też należy, że wokresie przedwojennym większośćmajątków ziemskich na tym obszarze znajdowało się w rękach Niemców. Majątki Polaków można było policzyć na palcach. Natomiastgospodarstwa średnie i małe wprzeważającej części miały charakter polski. Oczywiście sytuacja ra

dykalnie zmieniła się po drugiej  wojnie światowej, ponieważ poniemieckie majątki zostały -objęte reformą rolną i właścicielami ziemistali się wyłącznie Polacy. Zmieniło się także częściowo nazewnict

  wo wiosek. I tak Polskie Gronowoi Małe Gronowo otrzymały wspólne miano „Gronowo-". Pod wspólny mianownik „Międzyłęża" podciągnięto także Folwark Międzyłęż, Stary Międzyłęż i Nowy Międzyłęż.

Przed wojną i w czasie okupacjina całej długości wałów znajdowały się dwie strażnice wałowe: wPolskim Gronowie i Rybakach.

Zbudowane one zostały z myślą oochronie przeciwpowodziowej. Kiedy ogłoszono alarm przeciwpowodziowy wówczas z polecenia władzadministracyjnych zbierały się wtych strażnicach patrole, któredzień i noc dozorowały nakazany teren, zgodnie z planami akcji

przeciwpowodziowych, opracowany-mi z dużym wyprzedzeniem. Ponadto strażnice stanowiły -miejscezbiórek gońców na rowerach i koniach. P atr ole zazwyczaj zmienia-ły się co dwanaście godzin. Oczy

  wiście strażnice przed wojną nposiadały łączności telefonicznejJedynie pompa w Rybakach miała połączenie •— jak to się dziś mó

  wi „towarzyskie" —• za pomo  jednego aparatu telefonicznego, nktórym „wisiał" p-ompiarz w Ry

  bakach i starosta wałowy w Midzyłężu. W strażnicach znajdowałsię sprzęt, potrzebny na wypadekprzerwania wałów lub większychprzesiąków. Były to worki do piasku, łopaty, -kilofy, taczki, latarniepale, faszyna, widły itp. Po wojnie

  wybudowano dwie następne stranice: w Wielkich Walichnowachi Międzyłężu wraz z magazynamna sprzęt przeciwpowodziowy. Jakmi opowiadali miejscowi ludzienajwyższy poziom wody w Wiślemiał miejsce w czerwcu 1925 rokukiedy to podobno woda sięgała po

ziomu jednego metra od korony wału.

O tym, że w Rybakach i w Międzyłężu znajdują się pompy, którenad-miar wody z niziny wypompo

  wują do Wisły, miałem tylko mglste pojęcie, oparte na opowiadania-ch ojca. Jednak tak się zdarzyło, że w czasie okupacji, w maju1940 roku, Arbeitsa-mt przydzielimnie do starosty wałowego, któryteraz nazywał się „Der Deichhaup-tmaon der Falkenauer Niederung"Moim zadaniem u niego było pomó

  w gospodarstwie i w pracach biu

rowych „Deiehve-rfoandu" czyZwiązku Wałowego. Ponieważ prze  wojną uczęszczałem do gimnazjumgdzie uczyliśmy się kilku językówa w tym i niemieckiego, to znałemten język dość dobrze w piśmiegorzej było z mową, ale z biegiemczasu przestało mi to sprawiatrudność. Dotychczasowy sekretarzNiemiec, poszedł gdzieś na innniemiecki urząd, a ja po nim objąłem tę funkcję. Przy pomocy „Dei-chhauptmanna" nieźle sobie radziłemPrzebywając w Międzyłężu, tak opowiadań „Deichhauptmanna" jai z własnych doświadczeń, poznałem całą działalność Związku Wałowego, który w owym czasie nosił miano „Deichverband der Falkenauer Niederung". Biuro Związk

  było pirzy-budowane do budymieszkalnego. Pracując tam zapoznałem się szczegółowo z całym systemem odwadniania Niziny Walich

Z c y k l u o p o w i e ś c i l u d z i g i n ą c y c h z a w o d ó w

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 74/99

 

nowskiej, prowadzanym za pomocą rowów odpływowych i pomp.  W systemie tym główne rowy odpływowe łączyły się z pompami od

  wadniającymi, które na pewnejprzestrzeni były obwałowane, a to

  w tym celu, by nie powodować rozlewisk na polach w czasie wiosennych roztopów. Rowy boczne, czylipodstawowe, zbier.ały nadmiar wódz pól rolników i kierowały ją dogłównych rowów. Z nich najdłuższy rów, biorący swój początek wmiejscowości Ciepłe i wpadający doJeziora Pelplińskiego, nazywa sięRowem Wałowym. Drugim rowemgłównym jest Rów Graniczny. Rozpoczyna się on w Gronowie'i poprzez śluzę w Międzyłężu (Wpada do Jeziora Pelplińskiego. Nazwano go dlatego RowemGranicznym, lub „Graniczniakiem",ponieważ rozgraniczał ziemie wsiczysto nizinnych od leżących na wyżynie. Ponadto można wymienić, ztych ważniejszych, jeszcze dwa innerowy, które wpadają poprzez śluzy do Rowu Granicznego. Są to Sred-

niak i Jeziernilk. Na końcu JezioraPelplińskiego umiejscowiona jestpompa odwadniająca o wydajności12 m8 wody na minutę. Tłoczy ona

  wodę rurami przez wał do Wisły.  Wylot jej znajduje się w wale wmiejscowości Rybaki. Pompa ta,którą nazywano „Zgoda", posiadała silnik „Bergmanna" starego typu, który połączony był z pompą za pomocą sprzęgła pasowego. Rozruch silnika odbywał się przy użyciu rozrusznika sodowego. Obowiązywała żelazna zasada, że pompamusi być uruchomiona przy poziomie wody 2,20 metrów na wodo

mierzu Jeziora Pelplińskiego. W przeciwnym wypadku woda zalewała pompę. Pompiarzem w Ry

  bakach przez długie lata był PawełLipiak, który zmarł w 1955 roku.Jego miejsce zajął Franciszek Malinowski.

Następna pompa znajduje się wMiędzyłężu. Jest to właściwie zespół składający się z dwóch pomp,z których jedna może pompować

  wodę z Rowu Granicznego do pewnego poziomu, druga zaś usuwa wo

dę z tego samego rowu aż do dna.Pompy te tłoczą wodę do JezioraPelplińskiego. Wydajność każdej znich wynosi 12 m8 na minutę. RówGraniczny odgrodzono od JezioraPelplińskiego wałem, na którymumiejscowiona jest śluza. Przy normalnym stanie wody w JeziorzePelplińskim jest ona otwierana, natomiast kiedy poziom wody podnosi się, wówczas śluzę się zamyka.Szczególnie ma to miejsce po wiosennych roztopach i wówczas w zależności od potrzeby uruchamiasię jedną lub drugą pompę.Trzeba tutaj dodać, że pompy 

  w Międzyłężu połączone są z silnikami pasami transmisyjnymi oszerokości 40 centymetrów i długości 15 metrów. Już przed wojną ówczesny zarząd Związku Wałowego planował zamontowanie trzeciejpompy odwadniającej, którą mianoumiejscowić w Rybakach. Jej rola miała być nieco inna od pozo

stałych. Zakładano, że pomieszczenie na nową pompę wybuduje sięna początku obwałowania śluzy głównej. Miała ona pompować wodę iz Jeziora Pelplińskiego do Wisły do wysokości stanu 5 metrów

  w Wiśle. Kiedy obwałowany teren,a więc polder, napełniłby się wodą pompowaną przez pompę, wówczasma skutek wyższego ciśnienia wody   w polderze, a niższego w Wiśle, nastąpiłoby otwarcie głównej śluzy i woda mogłaby swobodnie płynąćdo rzeki. Z chwilą zaprzestaniapompowania, zwiększone ciśnienie

  wody w Wiśle z kolei powodowało  by zamknięcie głównej śluzy.  W związku z tym planem zamó  wiono przed wojną w „Danziger   Werft — Schichau" (obecnie Stoczni Gdańskiej) pompę z silnikiem o  wydajności 12 ms wody na minutę. Zamówienie zostało zrealizowane i na krótko przed wybuchem

  wojny pompę przywieziono namiejsce.

Z tą pompą kojarzy mi się pe  wien epizod okupacyjny. Kiedy przybyłem tutaj, aby podjąć pracę

  w maju 1940 raku „Deiehhaupt-mann" miał już wtedy siedemdziesiąt lat. Ze swoimi pracownikami,nawet z Niemcami, rozmawiał popolsku. Niedługo po moim przybyciu, pompiarz w Rybakach zadzwonił do niego i przekazał wiadomość,że przyjechali jacyś inżynierowiei przywieźli pla ny budowy tej trzeciej pompy. „Deichhauptmann", niespiesząc się, kazał stangretowi zaprzęgać do bryczki dwa wyjazdowe

konie, zabrał mnie ze sobą i po  jechaliśmy do Rybaków, odległycho około cztery kilometry. Kiedy przybyliśmy na miejsce, stanęłoprzed nami dwóch młodych cywilów, wypowiedzieli swoje sakramentalne „Heil Hitler", a on im nato „Guten Tag" i wyłuszczyli o cochodzi. Wyciągnęli plany lokalizacji pomieszczenia dla pompy i jeszcze innych elementów budowy. Pokazali mu dokładnie wszystkieszczegóły. Wtedy „Deichhauptmann"powiedział im, że mają mu te plany dać do ręki. Odebrał je i jednocześnie sięgnął ręką do kieszeni.

  Wyciągnął ołówek i przekreślił całą dokumentację na krzyż naślinio-nym ołówkiem kopiowym. Oddającmi te plany powiedział: „Wir fah-ren los" — i bez słowa odjechaliśmy. Kiedy pompiarz Lipiak powiedział tym inżynierom, że ten„Deichhauptmann" jest nie tylkogospodarzem, ale również z wykształcenia inżynierem architektem,  wsiedli w samochód, dogonili nasi pojechali za bryczką aż na pod

  wórze. Tam go przeprosili i wówczas „Deichhauptmann" nakreśliłim patykiem na ziemi swój plan,

  według którego mieli opracować no

  wą dokumentację. Gdzieś po miesiącu nowa dokumentacja była jużgotowa. W oparciu o nią przystąpiono do budowy pomieszczenia napompę oraz innych elementówi prace te zakończono po kilku latach. Samej pompy nie wbudowano, o czym dowiedziałem się dopiero po wojnie, ponieważ u „Deich-

hauptmanna" nie przebywałem dkońca.

  W 1945 roku wróciłem do rodzców do Gronowa. Tam czekał nannie ojciec, który pozostawionczęść dokumentów Związku Wało

  wego Niziny Walichnowskiej prz  wiózł z biura w Międzyłężu do Gronowa wozem, ratując je w ten sposób przed spaleniem. Tak powstał

  w Gronowie nowe biuro Związ

  Wałowego. Pracę w nim oficjalnrozpocząłem od 1 stycznia 1946 roku, jako sekretarz zarządu. Praktycznie zaczęliśmy .organizowaZwiązek Wałowy od początku  W pierwszej kolejności wzięliśsię do usu wania szkód w wale

  bowiem wycofujące się woniemieckie wykopały różne bunkrystrzelnice, rowy i tym podobnumocnienia, które trzeba było wypełnić ziemią. Trwało to dwa lataponieważ w miejscach tych powstawały wgłębienia, a ziemia musiała się uleżeć. Kiedy wszystko zostało wyrównane, wały obsiano tra

  wą. W przeciwieństwie do wałónie stwierdzono większych szkód wurządzeniach wodnych. Okazało sitylko, że ta trzecia pompa, któranie została wbudowana w pomieszczenie, miała skrzywioną oś i Niemcy po prostu nie zdążyli ją napra  wić i zamontować.

Już jesienią 1945 roku odbyły się  wybory delegatów na walne zebrnie Związku Wałowego Niziny Walichnowskiej. Delegaci ci wybralspośród siebie przewodniczącegozarządu Związku Wałowego Niziny  Walichnowskiej — bo taka nazwzostała zatwierdzona przez ówczesny Urząd Wojewódzki w Gdańsku

  w miejsce dawnego „starosty włowego". Przewodniczącym zostałnieżyjący już Albin Fitzek, gospodarz z Wielkich Walichnowów. Wy

  brano również przysięgłych wał  wych. Zostali nimi, również jnieżyjący dzisiaj, Paweł Wylińskłz Gronowa i Paweł Kasper z Mię-dizyłęża. Mnie powierzono funkcjęsekretarza zarządu. Od razu przystąpiłem do sporządzania ksiąggruntowych, bo one stanowiły podstawę działalności statutowej Związku Wałowego. Musiałem zbieraćdane w ówczesnym PowiatowymUrzędzie Ziemskim w Tczewie oprzydzielonych ludności działkachrolniczych na Nizinie Walichnowskiej, o ich wielkości i położeniuPrócz ściągniętych składek, Związek Wałowy posiadał dodatkowefundusze ze sprzedaży faszynydzierżawy traw na wale, dzierża

  wy łąk i ziemi. Całość wpływów  jak i wydatków, kontrolowała dwrazy do roku komisja rewizyjna,  wybrana z delegatów na walnyzebraniu. Ponadto nadzór finanso

  wy sprawował Urząd Wojewódzka nadzór techniczny był w gestii

Rejonowego Kierownictwa Robót  Wodno-Melioracyjnych w Starogadzie Gdańskim. Z dodatkowych funduszy opłacało się robotników, którzy do późnej jesieni do wczesnej

  wiosny cięli faszynę w kępapreywałowyeh, trzcinę na „Bora-

  wie" lub wykonywali inne robogospodarcze.

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 75/99

g p . 

Po opadnięciu wysokiej wody w  Wiśle odbywały się każdego rokukomisyjne przeglądy wałów. Przy  jeżdżali na nie przedstawicieleUrzędu Wojewódzkiego, PrezydiumPowiatowej Rady Narodowej wTczewie, Rejonowego Kierownict  wa Robót Wodno-Melioracyjnych wStarogardzie Gdańskim. W składkomisji wchodzili też przewodniczący Związku Wałowego, przysięgli  wałowi i sekretarz jako protoku-lant. Przedmiotem oględzin był wałna całej jego długości oraz obwało  wania śluz i pomp. Zauważonei wpisane do protokołu usterki były usuwane. Koordynatorem pracinwestycyjnych i remontowych była jednostka nadrzędna Związku  Wałowego, wspomniane już Rejono  we Kierownictwo Robót Wodno-Melioracyjnych, ma czele któregostał inż. Zdzisław Kurtkowiak, który po kilku latach nagle umarł.Po nim kierownictwo objął inż.Piechota. Tej instytucji Związek   Wałowy zawdzięcza dużo dobrego.Między innymi nastąpiło urucho

mienie trzeciej pompy w Rybakach.Po jej próbnym rozruchu zostałaena przekazana Związkowi Wało  wemu w użytkowanie. Wykonanotakże kapitalny remont głównejśluzy w Rybakach, wymienionorównież ośnieżniice, założono nowe  bramy. Wybudowano również dwienowe, wspomniane już, strażnice zmagazynami na sprzęt przeciwpo  wodziowy w Międzyłężu i w Wielkich Walichnowach. Do wszystkichstrażnic i pomp doprowadzono siećtelefoniczną. W starych magazynachprzeciwp o wod ziowych wymienionoI uzupełniono sprzęt, natomiast donowych magazynów zakupiono no

  wy sprzęt. W pomieszczeniach pomp  Wymieniono całą instalację elektryczną. Poza tym wyremontowanośluzę w wale w Wielkich Walichnowach. Ta bowiem w 1950 rokumiała poważny przeciek. RejonoweKierownictwo Robót Wodno-Melioracyjnych wybudowało również pomieszczenie i wstawiło w polu w  Wielkich Walichnowach pompę pomocniczą, kierującą nadmiar wody z Jezdooiika do Rowu Granicznego. Ponadto stale konserwowanorowy podstawowe, tzn. wszystkieinne rowy, poza Rowem Wałowymi Rowem Granicznym, które były   w gestii Związku Wałowego.

  W każdej ówczesnej gromadzieRejonowe Kierownictwo Robót  Wodno-Melioracyjnych zatrudniałoczterech do sześciu pracowników,którzy przez cały rok konserwowalirowy podstawowe z Jeziornikiem iSredniafciem włącznie. Pieczę nadnimi sprawowali mistrzowie melioracyjni, Kazimierz Samulewskii Henryk Smugicczewsfei. Istniały   wówczas najstępujące gromady:Gniew (z wsiami Kotlo, Gronowo,Kuchni a i Szprudowo), Małe Wa-Mchnowy (z wsiami Wielkie Walich-

nowy i Międzyłęż), Rudno (z wsiami Lignowy, Wielki Garc) orazSubkowy (z wsiami Miały Garci Ryfoaki). Należy tutaj dodać, żez wyżyn system odwadniający łączył się w jeden rów główny, który wody z roztopów wiosennych

sprowadzał w dół na nizinę do Ro  wu Wałowego. Te masy wody trze  ba było dodatkowo wypompowy  wać. Sprawa spływu wody z wyżyn nie była jednak prawnie załat

  wiona i Związek Wałowy musiałponosić dodatkowe koszty pompo  wania. Kosztów tych w żaden sposób nie można było wyegzekwowaći wobec tego, dla użytkownikówziem na wyżynach, dodatkowe pom

powanie było gratisowe. Takich ro  wów, prowadzących wodę z wyżyn do Rowu Wałowego, było sześć.Biegły przez następujące wsie: Ciepłe, Szpruchowo, Lignowy, Rudno,  Wielki Garc i Mały Garc.

  W mojej świadomości utrwaliły się także informacje, wyczytane zkroniki Związku Wałowego oraz za-isłyszane od „Deichhauptmanna",składające się w rezultacie na historię powstania Niziny Walichnow-iskiej. W oparciu o te źródła wiem,że w XVI wieku sprowadzono tutaj Holendrów, którym powierzono„wyrywanie" ziemi szeroko rozla

nej Wiśle i zmienianie jej w uprawne pola. Holendrzy zaczęli odgradzać rozległe rozlewiska, budując

  wały ochronne od wyżyn w Ciepłem aż do Rybaków. Do dnia dzisiejszego widnieją ślady tego budownictwa. Nie były to, co prawda, wały tej wysokości i szerokości co obecnie, bo przez dłuższy czasich położenia się zmieniały. Pierwszy wał, zbudowany przez Holendrów, ciągnął się od miejscowości Ciepłe, linią obecnego wału, ażdo strażnicy w Gronowie. Następnie od tej strażnicy odbijał w le

  wo i zatoczywszy półkole, na którym obecnie stoją gospodarstwaSmolińskich, Bałdowskich, Kwate-rowskieh, Kruczyńskich i Szulców,łączył się z obecną szosą Gniew —— Wielkie Walichnowy. Dalej biegłlinią istniejącej szosy, aż do dawniejszego Małego Gronowa i, wmiejscu gdzie obecnie stoi transformator, znowu skręcał w lewo i zataczając dość duży łuk przechodziłkoło krzyża przez obecną szosę w  Wielkich Walichnowach. W dalszymciągu prowadził z prawej strony tejszosy prizez tzw. „Duchy", czyli budynki stojące na starym wale w  Wielkich Walichnowach, do obecnego połączenia wałów, tam gdzie

stoi strażnica z magazynem nasprzęt przeciwpowodziowy. Następnie jego linia biegła obecnym starym wałem do jego końca w Międizyłężu, by za strażnicą wałową raptownie skręcić w lewo i po dojściu do pomp biegła dalej na południowy zachód do wyżyn w Małym Garcu. Był to pierwszy ka  wał osuszonej niziny ochronionej  wałem. Z czasem wał ten podwyższono1, a w końcu nawet doszło dozaniechania jego pierwotnej linii.  Wtedy właśnie zaczęto go prosto  wać, osuszając większe obszary niziny. Po wyprostowaniu jego linia

  biegła od strażnicy w Gronowie do

obecnego złączenia się wałów w  Wielkich Walichnowach oraz odraptownego jego skrętu w lewo wMiędzyłężu do Rybaków. W dalszej kolejności obwałowano obecną główną śluzę w Rybaka ch. Prz edt em

  jej nie było; możliwości jej budo  wy zrodziły się dopiero po obwałowaniu Jeziora Pelplińskiego, poprzez pociągnięcie pierwszego wału do wyżyn w Małym Garcu.Z uwagi na to, że wody wiosennespływały z wyżyn rowami w dół doRowu Wałowego zalewając pola,został on prawie na całej długościobwałowany. Ale te roboty zostały wykonane później.

Chciałbym jednak wrócić dogłównego wału, o którym wcześniej opowiadałem. Jego linię stalepodwyższano do wysokości starego

  wału, biegnącego przy szosie Wielkie Walichnowy i dalej do Mdę-dzyłęża. Wówczas to, w okresie

  wojny francusfco-niemieckiej (1871——72), przy pomocy niewolnikówfrancuskich zbudowano kolejny no

  wy wał, prostując łuk starego, poprzednio wspomnianego, z Wielkich  Walichnów do Międzyłęża. . Zyskano w ten sposób około tysiąca hektarów nowej ziemi. Oczywiście teraz wysokość wału podwyższono,zaś stary wał w Małych Walich

nowach pozostawiono jako już niepotrzebny i taki pozostał do dzisiaj. Muszę jednak jeszcze dodać,że kiedy budowano nowy wał, nai odcinku od strażnicy w Gronowieido Wielkich Walichnów, wówczasodcięto odnogę Wisły w dwóchmiejscach, tam gdzie graniczyły ziemie Gronowa i Kuchni orazKuchni i Wielkich Walichnów.Przed zbudowaniem tego wałumiejscowość Kuchnia stanowiła

  właściwie wyspę. Odciętą wałemodnogę nazwano „Boraiwą". Zarośnięta trzcinami i szuwarami istnieje ona do dziś, z tym że jej koryto od strony zewnętrznej (od Wisły) zostało zasypane i nie ma jużpo nim żadnych śladów.

Po podwyższeniu wałów wbudo  wano w nie nowe, bardzo praktyczne śluzy w Rybakach i w Międzyłężu. Znajdują się one przy obecnych pompach. Wiem jednak, że

  w Rybakach już wcześnie j zainstalowano śluzę w starym wale, ale  jak wynika z mapy, którą ofiaro  wałem Muzeum Wisły, ten wał został przez Wisłę przerwany, a śluza całkowicie zniszczona. Z opo

  wiadań „Deichhauptmanna" wiem,że w miejscu, gdzie Rów Wałowy 

  wpływa do Jeziora Pelplińskiego,na pierwszym wale w Małym Garcu również była umiejscowionaśluza, która nadmiar wody z Ro

  wu Wałowego wpuszczała do jeziora i1 chroniła w ten sposób ob  wałowane ziemie przed zalaniem.

Pompy w Rybakach i w Międzyłężu, zbudowane w latach 70--itych ubiegłego stulecia, posiadały napęd parowy. Pozostałości po „epoce pary" istnieją jeszcze do dzisiaj,

  w postaci wysokiego komina wMiędzyłężu i magazynu przeciwpo  wodziowego, w któr ym znajdują się  jeszcze niektóre urządzenia parowe.  W Rybakach wysoki komin, nie

stety, rozebrano w 1950 roku. Jako uzupełnienie tego tematu muszę  jeszcze dodać pewien ciekawszczegół. Otóż śluzę w Rybakachtak skonstruowano, aby przystoso

  wać ją do transportowania opałupotrzebnego do opalania kotłów

74

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 76/99

74 

pomp w Rybakach jak i w Między-lężu (oczywiście Wisłą i JezioremPelplińskim). Niewątpliwie już charakter zabytkowy mają ślady popompie czerpakowej napędzanejkieratem. Przy trzeciej pompie wRybakach stoją dwa mury, dośćszeroko oddalone od siebie. W cegle tych murów, od strony wewnętrznej, występują okrągłe szczeliny. Widoczne są one prawie do połowy „koła", reszta natomiast tkwi

zasypana w ziemi. Są to resztki poczerpakach, które wyrzucały wodęz Jeziora Pelpiińskiego przez śluzę do Wisły. Te urządzenia czerpakowe zostały wyparte przez pompy parowe, które z kolei, około1900 roku, zostały zastąpione przezpompy elektryczne, zasilane z elektrowni zbudowanej w Steckim Młynie koło Pelplina.

Do osuszenia Niziny Walichnow-sikiej i budowy wielu obiektów od  wadniających w dużym stopniuprzyczynił się ojciec mego „Deich-hauptmanna". Za jego czasów

  wszystkie rowy zostały wyprofilo

  wane, a wały podwyższone do obecnej wysokości. Powstały wówczascztery główne rowy: Wałowy, Graniczny, Średniak, Jeziernik. Uzyskały one jeden „spad", z wyjątkiem Jeziernika, posiadającego system śluz i dwa „spady". Jedenz nich odprowadzał wody z rowówpodstawowych ze wsi Małe Wa-liehnowy do rowu łącEącego się zRowem Granicznym, a drugi „spad"Jeziernika prowadził wody z ro

  wów podstawowych z końca wsiMałe Walichimowy i niedaleko pompy w Międzyłężu poprzez śluzę  wpadał do Rowu Granicznego. Po

nieważ nachylenie Jeziernika, czylipierwszego „spadu", nie bardzofunkcjonowało, w latach 1945—55zamontowano pompę małej wydajności, która nadmiar wody z tejczęści Jeziernika pompuje do RowuGranicznego z prawej strony, na

tomiast z lewej wpada do niegoSrediniak. Ale wracając do czasówojca „Deiohhauptimanna" trzeba po

  wiedzieć, że jeszcze do dziś na obszarze całej Niziny Walichnowskiejistnieje szereg śluz, wyko nany ch za  jego czasów. Niektóre z nich są jużnieprzydatne i nieczynne. Inne działają jeszcze, jak śluza zasuwana wGronowie na pierwotnym walemiędzy gospodarstwami Bałdow-skich. Odprowadza ona specjalnym

rowem do Rowu Granicznego nadmiar wody ze stawów, znajdujących się w łuku wału. Podobnieśluza umiejscowiona na łuku „Bo-rawy" koło gospodarstwa Bendyka

  w Gronowie. Prowadzi ona wodęrowem do drugiej śluzy w łukustarego wału w dawnym MałymGronowie. Tutaj sprowadza wodęrównież drugi rów, biegnący z Wielkich Walichnów po zewnętrznej stronie wału pierwotnego dotej samej śluzy zasuwowej, która  wypuszcza tę wodę do Rowu Granicznego. Istnieje także śluza zasu

  wowa na wale w Wielkich Walich-

nowach, która nadmiar wody z ro  wów podstawowych tej wsi odpro  wadza do Wisły. Ponadto działa  jeszcze kilka śluz „jednodrzwio-  wych" na Jeziernifcu i Sredniaku.

Za zasługi w zagospodarowanieNiziny Walichowskiej przed I wojną światową, ówczesny „Deicłwer-  band der Falkenauer Ńiederung"ojcu mojego „Deichhauptanianna"  wystawił pomnik z kamienia wrazz tablicą pamiątkową, usytuowany na skrzyżowaniu szos z WielkiegoGarca do Małych Walichnów i Mię-dzyłęża. Pomnik, bez tablicy, stoido dziś.

Będąc sekretarzem zarządu Związku Wałowego niejednokrotnie przeglądałem uratowane przez ojca dokumenty. Pamiętam, że natknąłemsię wówczas na pochodzące jeszcze z lat międzywojennych potwierdzenie odbioru przez Archiwum

  Wojewódzkie jakiegoś cennegprzywileju dla Związku Wałowego,nadanego przez króla polskiego,którego imienia już sobie nie przypominam. Jednak doskonale pamiętam, że było tam więcej cieka

  wych i wartościowych dokumentów oraz kilka egzemplarzy kroniki Związku Wałowego i Niziny Walichnowskiej.

Jeśli chodzi o dalsze dziejeZwiązku Wałowego, to muszęprzyznać, że wstrząsają mną uczucia mieszane. Bodajże w 1958 roku

  wyszła nowa ustawa, w myśl której rowy podstawowe zostały przypisane poszczególnym gospodarzom.Ich konserwacja została przekazana

  w gestię rolników, właścicieli ziemi. Rola Związku Wałowego ograniczyła się odtąd tylko do nadzoru,pilnowania właściwego przebiegukonserwacji. Jednak ówczesny zarząd Związku Wałowego nie chciałsię z ludźmi użerać i dlatego cały podał się do dymisji. Po naszymodejściu w 1959 roku odbyło się

  Walne Zebranie, które wybrało

przewodniczącym Konofała z Mię-dzyłęża, przysięgłych wałowych jużnie pamiętam, a moim następcą został Bolesław Bielicki. Jednak no

  wy zarząd długo nie istniał, bo  wiem po kilku latach Związek Wałowy uległ całkowitej likwidacji,a wszystkie akta przywieziono doTczewa, chyba do Referatu Wodnych Melioracji. Dokładnie nie pamiętam tej nazwy, bo i tam nastąpiły reorganizacje. O dalszychlosach akt Związku Wałowego' Niziny Walichnowskiej niewiele mogępowiedzieć, natomiast — wedługmnie — dokładniejszymi informa

cjami w tym zakresie powinni dysponować: inż. Władysław Paderewski, pani Orlikowska i pan Janusz Korłas.

  Adam Grześkowiak 

MICHAŁ ROMANOWSKI

...Cóż za rzecz .przedziwnaCzytanie!  — jako gałązka oliwnaLub migdałowy kwiat...

Tym fragmentem poezji Norwida zespół recytatorski Liceum Ogólnokształcącego, kierowany przez Bar

  barę Malczewską, niby klamrą spiął prezentowany przez siebie montaż literacki, którym uświetnił uroczystość 40-lecia działalności Miejskiej Biblioteki Pu  blicznej im. Aleksandra Skulteta w Tczewie. Norwidowski cytat widnieje odtąd w wejściu do książnicy,

a także stanowi motto na honorowym dyplomie, wręczanym najaktywniejszyim czytelnikom za szczególneosiągnięcia w tej mierze i okazaną społeczną troskę oksiążkę.

Jubileusz obchodzono 12 marca 1986 roku w dniu,który dokładnie wymierzył upływ czterech dziesiątków lat pracy z książką i dla umysłu czytelników.Tczewska książnica miejska tego dnia przekazałamieszkańcom do publicznego użytkowania swoją bi

  bliotekę główną. Adaptacja obiektu przez kilka lat

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 77/99

 

spędzała wielu osobom sen :z powiek, budziła równieżuzasadnione zainteresowanie władz (różnego stopniai specjalistów z dziedziny upowszechnienia kultury,a także przybliżała nadzieję poprawy warunków pracy i rozwinięcia nowych form udostępnienia na miarę

  biblioteki współczesnej nie tylko iz nazwy, podykto  wanej obecnością epoki, ale stanowiącej dyspozycjęrzeczywistej funkcji. Goście uczestniczący w otwarciuplacówki, jak i ci wszyscy, którzy zdążyli ją już od

  wiedzić wiedzą, że jest to biblioteka na miarę naszych czasów. Po wielu latach oczekiwania nie trzebasię wstydzić efektu.

W  1847 roku, gdy władze pruskie postawiły na ówczesnym Przedmieściu Gdańskim, kosztem 17 tysięcy talarów, budynek dla swojej nie zawsze sprawiedli

  wej Temidy, trzydzieści lat potem /rozbudowany dlapotrzeb sądu nowo utworzonego powiatu, nikt nieprzypuszczał, że w końcu XX stulecia obiekt ten stanie się siedzibą (biblioteki miejskiej. Nie wiedzianoo tym również wtedy, gdy w budynku 'mieścił siępowiatowy organ sądownictwa niepodległej Rzeczpospolitej, ani wówczas, kiedy zaraz po wyzwoleniu

spod okupacji hitlerowskiej, zapadały iw nim wyrokiśmierci sądu specjalnego, orzekane przeciw wrogomnarodu polskiego.

Stało się to dopiero w połowie lat siedeimdziesią-• tych, gdy Sąd Rejonowy (spadkobierca da wnych są

dów grodzkich i powiatowych) przeniósł się do nowo  wzniesionego obiektu przy ul. Kołłątaja, a dawny budynek przy ul. Jarosława Dąbrowskiego został przezresort sprawiedliwości przekazany do dyspozycji  władz miejskich, a te zadecydowały o przekazaniu tego obiektu na potrzeby biblioteki.

  Autorom programu użytkowego adaptowanego obiektu dopisała wyobraźnia; początł owo wydawało się

  bowiem, że stanęl i przed stworze dem „nowego cuduświata". Dysponowali całkowitą powierzchnią 900 rn 2.Dotychczas biblioteka, łącznie ze wszystkimi placówkami filialnymi nie posiadała nawet połowy tego metrażu. Po dokładnym zapoznaniu się ze stanem rzeczywistym okazało się, że 1/3 powierzchni to „nieużytki" w postaci klatek schodowych, korytarzy istrychów, 'nieprzydatnych dla przyszłej, podstawowejfunkcji bibliotecznej. Okazałość zewnętrzna budynku,  będąca często przedmiotem zazdrości i podziwu, skurczyła się zatem do wymiarów 'Skromniejszych niżprzypuszczano. Wyobraźnię ograniczyły również trudności adaptacji 'substancji wewnętrznej budynku. Nie

każdą ścianę imożma było wyburzyć lub przesunąć,a więc rozkład pomieszczeń nie uległ większym zmianom. Zaczęto kombinować, jak ze starego sądu zro  bić nową bibliotekę. Rzeczywiste możliwości ostudziły umysły fantastów. Wiadomo, iż z przerobionego nigdy nie tyle korzyści co z nowego, chociaż to pierwszeponoć jest najtrwalsze i najbardziej cieszy. Przero  bione po ojcu ubranie z konieczności nosiło się najdłużej, bo z dobrego 'materiału i nie było wyboru.Przed takim samym wyborem stanęła dyrekcja tczewskiej Miejskiej Biblioteki Publicznej, która nigdy niemiała książnicy głównej z prawdziwego zdarzenia.  Wybór był brutalny i bezalterinatywny — budynek po

sądzie albo nic! Budowa nowej biblioteki nie jesti nie była możliwa.

Biblioteka 'miejska w Tczewie nigdy nie miałaszczęścia do trafnych decyzji lokalizacyjnych.  W swoim czterdziestoleciu pięciokrotnie zmieniała adres, przenosząc się z ulicy na ulicę, wprawdzie zaw-

Budynek dawnego sądu, obecnie siedziba bibliotekigłównej książnicy miejskiej w Tczewie. _

Fot. Stanisław Zaczyński

sze do pomieszczeń o korzystniejszej powierzchni.  W dniu powstania, 12 marca 1946 roku, co nastąpiło  w pierwszą rocznicę wyzwolenia Tczewa spod oku

pacji hitlerowskiej, biblioteka rozpoczęła pracę w lokalu o trzech pomieszczeniach przy ul. Kościuszki 18(gdzie obecnie znajduje się przedszkole), łącznie na76 im2. Po dziewięciu latach przeniosła się na piętro

  budynku przy ul. Jarosława Dąbrowskiego 22 (dzisiajzajętym przez Spółdzielnię Pracy „Gryf"), by już w1959 roku zmienić siedzibę na dwa większe pomieszczenia w Domu Kultury Kolejarza przy ul. 1 Maja 4.Od stycznia 1970 roku biblioteka mieściła się już podnowym adresem: ul. Kościuszki 1. Zbudowany tampawilon został wprawdzie postawiony dla wyłącznychpotrzeb biblioteki, tym razam w zasięgu możliwościdawnych fundamentów, służących poprzednio jakimś

starym warsztatom, stajniom i zapleczom gospodarskim. Owe przestrzenne ograniczenie zezwoliło natakie, a nie inne rozwiązanie wnętrz, które już pokilku latach okazały się niefunkcjonalne i za ciasne.

  W pawilonie biblioteka spędziła największą częśswego życia, bo prawie szesnaście lat, z czego połowazeszła na oczekiwanie tego, czym aktualnie się szczyci przy ul. Jarosława Dąbrowskiego 6.

Również placówki filialne musiały się zadowolićlokalami „wygospodarowanyimi". Były to zawsze pomieszczenia po jakimś sklepie, warsztacie rzemieślniczym czy mieszkaniu. Żadna siedziba biblioteczna nie

została izbudowana zgodnie z obowiązującymi w budownictwie normatywami, nigdy funkcje bibliotecznenie trafiły na desiki projektantów. Wszystko, czymaktualnie dysponuje MBP jest przystosowane, zaadaptowane, przerobione. Nawet przewidywana filia naosiedlu mieszkaniowym Suchostrzygi, liczącym obecnie już 18 tysięcy .mieszkańców, znajdzie umowną lokalizację, dzięki słynnym potknięciom inwestycyjnym,

  w jednym z pomników radosnego' budownictwa zokresu „kraju 'rosnącego w siłę". Tczewska fabrykadomów nie doszła do skutku, więc w jej niedoszłymhotelu 'robotniozyim przy ul. Jagiellońskiej, po wieluuciążliwych zabiegach imetodą nękania, w części par

teru dużego gmaszyska książnica miejska urządziswoją osiedlową filię. Trzeba przyznać, że długo totrwa i w sumie nie świadczy dobrze o 'tzw. troscei wszelkich deklaracjach o rozwoju kultury. Czy tak musi zawsze być, czy kultura imusi czekać na potknięcia innych? Gdyby fabrykę domów na Such ostrzygą eh

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 78/99

 

udało się doprowadzić do szczęśliwego końca, osiedlenie miałoby biblioteki.

  W tym miejscu można przytoczyć inne przykłady przypadkowych zdobyczy bazy 'dla kultury. Tczewskiego Domu Kultury nigdy nie zamierzano budować,instytucja ta została umieszczona w umownie przystosowanym budynku po byłym domu socjalnym Pomorskiej Fabryki Gazomierzy. Osiedlowy  Klub Kultury „Conrad" na Czyżykowie zaistniał przy okazji

 budowy  garaży, placówka o podobnym' przeznaczeniuna Suchostrzygach na skutek postawienia osiedlowego pawilonu handlowo-usługowego. Natomiast Mię-dzyosiedlowy  Dorn Kultury Spółdzielni Mieszkaniowejzawdzięcza swoje istnienie wybudowaniu biurowca iprzylepionego doń pawilonu handlowego. Sytuacja taka nie jest specyfiką czy wyłącznością typowo tczewską i władze miasta nie są teimu winne. Ich zasługą 

  jest umiejętne manipulowanie tymi możliwościamipozyskiwania zastępczej bazy jakie były. Tak już poprostu jest, że kultura nigdy się nie imieści w planach, normatywach czy 'rozdzielnikach albo innych  wyznacznikach społecznej infrastruktury. Wystarczy się powołać na przykłady najbliższe — żenująca spra

  wa bazy dla Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej wGdańsku albo zaradność sąsiadów ze Starogardu, którzy też robią co mogą: remowują, adaptują, modernizują, by swojej miejskiej książnicy, umieszczonej w

  budynku dawnego kasyna oficerskiego, nadać możli  wie najlepszy kształt i usprawnić jej funkcję. Taka  jest rzeczywistość „umowności".

Uimowna nie jest jedynie praca, wykonywana rzetelnie i z poświęceniem, wynikłam której są efekty zadziwiające nawet. Biblioteka miejska w Tczewieprzed czterdziestu laty zaczęła skromnie od księgozbioru 1.237 woluminów i 319 pierwszych czytelników.

  W 1948 roku było już nieco ponad 5 tysięcy egzemplarzy książek, a więc tyle ile dzisiaj posiada niejeden mieszkaniec w prywatnej bibliotece.

Księgozbiór 'ilościowo zaczął wyraźnie wzrastać począwszy  od 1956 roku. Odtąd każde następne pięciolecie powiększało zasoby o kilkanaście tysięcy woluminów. Największy skok nastąpił w ostatnich pięciulatach, które wzbogaciły księgozbiór o 1/4 całego stanu. Dzisiaj jest tego ponad 150 tysięcy, a więc 120--krotnie więcej niż czterdzieści lat temu. Niemal30-krotnie zwiększyła się liczba czytelników, czytających osiem razy więcej niż ich poprzednicy z 1946

roku.Można by wymienić jeszcze długi rząd cyfr, wskaź

ników, współczynników, które zaświadczają rosnąceznaczenie bibloiteki w społecznym i kulturalnym obrazie miasta. Niektórzy twierdzą, że część tych zjawisk   jest naturalnym skutkiem ogólnej tendencji cywilizacyjnego awansu naszego społeczeństwa, jego intelektualnych zainteresowań. Można się z tymi zgodzić, ale

  w znacznej 'mierze owe efekty są zasługą ludzi pracujących w bibliotekarstwie. A najdłużej w tczewskiej książnicy pracowała Halina Czarnecka, bo aż35 lat, w tym 16 lat pełniąc obowiązki kierownika instytucji. W zespole aktualnie zatrudnionych bibliote

karzy najdłuższym stażem legitymuje się Teresa Le  wandowska, pracująca 33 lata na tym samym stano  wisku i w tej samej placówce, pełniącej rolę wypożyczalni głównej.

O zasługach ludzi, krzątających się w ciszy bibliotecznych pomieszczeń, bardzo serdecznie mówiono

podczas uroczystości 40-lecia. Kadra bibliotekarek wostatnich trzech latach znacznie się odmłodziła.

  W gronie, pracujących w tczewskiej książnicy niemaldwadzieścia lat, trwają jeszcze Brygida Kozak i Bar

  bara Soszyńska, które cierpliwie czekały na poprawę  warunków w kierowanych przez siebie placówkach.T doczekały się, bowiem w wyniku uruchomienia bi

  blioteki głównej w budynku po byłym sądzie, wypożyczalnia główna w pawilonie przy ul. Kościuszki '1otrzymała pomieszczenia po czytelni  popularnonauko  wej, a oddział dziecięcy przeniesiony został ze skromnego poimieszczenia przy ul. Kościuszki 21 do pawilonu.

  W efekcie nowej struktury Miejska Biblioteka Pu  bliczna przypomina kształt instytucji z wizerunkiemXX wieku. Najwięcej zainteresowania wzbudzają no

  we formy usług bibliotecznych, które poprzednio nigdy nie występowały. Gabinet lingwistyczny, pozaudostępnianiem zbiorów obcojęzycznych i materiałówdydaktycznych do nauki języków, w przyszłości pro

  wadzić będzie własne kursy języków obcych, na poziomie i o profilu zgodnym z zapotrzebowaniem śro

dowiska. Czytelnia muzyczna zadowoli tczewskich melomanów, świadcząc usługi z zakresu kopiowania nagrań fonograficznych z zasobów prawie 8 tysięcy płyti kilkuset nagrań magnetofonowych audycji słowno--muzycznycih. Własna sala ekspozycyjna — zaadapto

  wana ze zwyczajnego strychu — pozwoli na prowadzenie fonm wystawowych, co łącznie ze salą oświato

  wą (poszerzona dawna sala rozpraw) zapewni pro  wadzenie właściwej działalności upowszechnieniowej.Nowością będzie także udostępnianie zbiorów dotyczących historii imiasta, w ramach utworzonej w tymcelu specjalnej sekcji. Dodać należy jeszcze dwieistotne dla codziennej pracy biblioteki pracownie —

introligatorską, by usamodzielnić się w zakresie oprawi bieżącej konserwacji książek, oraz reprograficzną,która będzie na potrzeby czytelnicze kopiowała teksty,plany, ilustracje ze zbiorów biblioteki.

Nowo zorganizowana biblioteka główna wymaga  jeszcze doposażenia w urządzenia i zapewnienia pełnej obsady etatowej. Należy przypuszczać, że placówka całkowitą sprawność osiągnie w następnym roku.  W sumie można orzec, iż przy temacie „bibliotekarstwo" w Tczewie można postawić dużą „fajkę", niedlatego, że problem został odfajkowany, ale rozstrzygnięto go w sposób optymalnie najsłuszniejszy, gwarantujący prawidłowe warunki pracy do końca na

szego stulecia.  Wrażeinie 'robią wnętrza. Mimo różnych „akademiz-

mów" na temat funkcjonalności i noirmatywów budo  wlanych, albo dyskusji o tym, jak powinno być naprawdę, budynek jest przykładem na to, jak można  w atmosferze wzajemnego zrozumienia ową przysło  wiową „umowność" doprowadzić do wartości zadawalającej. Spory udział '-wnieśli doń — oprócz oczywiścieinwestora — wykonawcy. „Utykające" tczewskiePrzedsiębiorstwo Budownictwa Komunalnego zrobiłoco mogło, by projekt adaptacji urealnić. Niekiedy jeszcze ciśnie się pytanie, czy — mimo swoich ograniczonych możliwości — zrobiło wszystko. Końcowy efektestetyczny, podnoszący wrażenie całości, jest dziełemstarogardzkiej Fabryki Mebli Okrętowych „Famos",która zaprojektowała, wykonała i na miejscu zmontowała meble i drewniany wystrój pomieszczeń. Całość, stylizowana na II połowę XIX wieku, wprowadziła klimat dawnej intymności.

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 79/99

 

Fragment wnętrza czytelni muzycznej.Fot. Stanisław Zaczyński

  Wnętrza zaczęły się podobać dopiero w 'stanie końcowym, gdy były gotowe i można je było obejrzeć pomontażu. Nie wszyscy od razu byli przekonani osłuszności umieszczenia biblioteki w budynku po są

dzie. Przypuszczano, że pomieszczenia będą ciemne,zimne i... mogą straszyć ci wisielcy z 1945 roku, poktórych rozdawano „na szczęście" kawałki sznura zeszubienicy. Przy tej okazji należy wyjaśnić, że część  biblioteczna placówki mieści się w budynku fronto  wym byłego sądu, a administracja i pracownie wdawnym więizieniu, Lecz cokolwiek byśmy nie powiedzieli, obecnie książnica tczewska osiągnęła najwyższy w swojej historii stopień organizacyjny.

No bo jak dzisiaj porównywać to, co posiada tczewska książnica, ze skromnymi początkami łat czterdziestych lub zalążkami polskiego bibliotekarstwa okresumiędzywojennego?! Wtedy placówka Towarzystwa

Czytelni Ludowych również borykała się z uzasadnionymi trudnościami. Wypożyczalnia przenosiła siętrzykrotnie. Najpierw znajdowała się w pomieszczeniach poczty, potem przy ul. Kościuszki — gdzie tylelat w okresie powojennym „gnieździł się" oddział dzie-cęcy — by „dokonać żywota" w budynku miejskichłazienek.

Księgozbiór przedwojennej biblioteki .znacznie od  biegał od stanu posiadania czasów obecnych. W 1927roku wypożyczalnia TCL dysponowała 2.048 'woluminami, z których korzystało 550 czytelników, dokonując  w tymże roku 7.738 wypożyczeń. Po jedenastu latachksięgozbiór wzrósł tylko do 3.278 egzemplarzy, a stan

zarejestrowanych czytelników obniżył się do 465.Trudno te cyfry porównać do wyników np. 1984 roku,kiedy obecna książnica miejska w Tczewie zgromadziła 139.675 woluminów dla 8.829 czytelników, którzy dokonali ponad 244 tysięcy wypożyczeń. Uwzględniając znaczny przyrost ludności, najsłuszniej będzieposłużyć się wskaźnikiem zasobności księgozbioru,który określa ilość książek przypadających na jednegomieszkańca. Wiedząc, że w 1938 roku Tczew liczyłokoło 27 tysiący obywateli, wskaźnik ten wynosił zaledwie 0,12 książek na jednego 'mieszkańca, gdy w1984 roku wykazywał 2,6. Nastąpił więc prawie 22--krotny •wzrost.

Najwięcej powodów do zadowolenia miałby zapewne Aleksander Skultet, patron biblioteki. Ten, urodzony 'w Tczewie w końcu XV wieku, wybitny przedstawiciel polskiego renesansu potrafiłby docenić wysiłki czynione dla rozwoju czytelnictwa. Jako bliski

  współpracownik i przyjaciel Mikołaja Kopernika nie

  jedną godzinę przegadał z nim o „nowych myślach"i wartościach nauki. Jako historyk zaś i geograf potrafił Skultet wyciągać wnioski z przeszłości. Zwolennik reformacji, więzień Świętej Inkwizycji wielelal przesiedział w celi watykańskiego Zamku Aniołaza to, że czytał książki zakazane i miał dużo czasu,

  by przemyśleć swoje życie i utwierdzić własne przekonania. Burzliwy życiorys myśliciela i naukowca zTczewa zasługuje na odrębne opisanie — nie mieścisię ono w niniejszym szkicu — ale dzisiaj już wiado

mo, że imię jego trafnie nadano tczewskiej książnicy.Duch Aleksandra Skulteta, niezauważalnie przemierzający w ciszy biblioteczne pomieszczenia, sprzyjaumacnianiu przyjaźni z książką. Jego wielkie umiło

  wanie nauki i literatury jest wystarczającą gwarancją, że należycie zaopiekuje się zbiorami i czytelnikami przychodzącymi po wiedzę.

Okazało się — już po oddaniu placówki — że ma  jątku pilnować winni jednak ludzie żywi, szczególniekiedy niektórzy — również żywi — nie podzielają przypisanego Sfcultetowi zadowolenia. W ferworze dyskusji, toczonej wokół kłopotliwych spraw braku lokali dla innych — równie ważnych, nawet bardzo  ważnych, a dla części najważniejszych — instytucji,7. ust poważnych ludzi wymykają się niekiedy niepoważne propozycje. Np. że w Tczewie jest już dużo

  bibliotek (?) i dlaczego jeszcze tyle pomieszczeń w  budynku po sądzie, albo że jeżeli biblioteka nie magdzie podziać się ze swoimi książkami, to można jespakować i gdzieś przechować lub rozdać do szkół,i jeszcze temu podobne „rozwiązania", a to tylko dlatego, że komuś innemu są potrzebne poimieszczenia.Przy okazji daje znać o sobie czyjś brak wiedzy i wyobraźni. Każda biblioteka potrzebuje przestrzeni.Zwiększające się stany posiadanych księgozbiorów niesą skutkiem fanaberii pracowników biblioteki, którzy 

chcą 'mieć tego jak najwięcej, lecz wynikiem bieżącejprodukcji wydawniczej. Mimo całego gadania o kryzysie książki, jej ubytki są i były zawsze mniejszeod nowości. Książki po to się wydaje, by je czytać, aczytać można za pośrednictwem biblioteki, która przecież nie może być li. tylko magazynem. Takie jużżycie! To tak, jakby zaprzestać produkcji samochodówz powodu źle utrzymanych dróg, albo lepiej —• zrezygnować z jedzenia na skutek trudności w rolnictwie i zaopatrzenia rynku. Można także zabronić zakładania rodzin, jeżeli mamy kłopoty w budownictwiemieszkaniowym. Nie należy się więc zbytnio przejmować, bo bibliotece krzywda się nie stanie i nikt nie

  będzie jej eksmitował. Ale nie dziwię się, że dyrektorksiążnicy tczewskiej, Grażyna Żeśko niekiedy ima „tego wszystkiego czasem dosyć". Dobrze, że tylko czasem.. Prawdopodobnie 'wówczas, gdy słyszy o takichprzerażających propozycjach. Ale trzeba umieć wy  baczać, szczególnie tym, którzy nie zaznali delikatne  woni migdałowego kwiatu i nie widzieli jego przedziwnego biało-iróżowego koloru. Dlatego kwiat ten

  wymaga szczególnej troski. Trzeba go pielęgnować, bystarczyło woni i barwy dla wszystkich. I wbrew pozorom, mimo że jego kwitnienie przypadło w budynku po byłym sądzie, pozostanie poza wyrokiem. Bo  w tym obiekcie nie zapadają już decyzje o zakłada

niu pętli na szyję, albo ścinaniu głów. A wyroki śmierci na książkach w cywilizowanych społeczeństwach,a 'więc i w naszym kraju, dawno zastały uchylone.

Michał Romanowski

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 80/99

 

dii  ii II Wl—WlUllMI * W M M W M > « M M W « ••(•Ml WI

1 U !••„!!•

LEGENDY • PODANIA • BAŚNIE • LEGENDY • PODANIA • BAŚNIE • LEGENDY 

JANINA SOSZYŃSKA 

L e g e n d a o K r ó l o w e j P o m o r z aNa Kociewiu leży wieś znana nie tylko wśród

ludności miejscowej, ale i w całej Polsce. ToPiaseczno. Najstarsze sanktuarium maryjne naPomorzu. Tu corocznie jesienią, w dniu 8 września, w katolickie święto Narodzenia Najświętszej Panny Marii, odbywa się wielki odpust.

  W małym zabytkowym kościółku, zbudowa

nym w stylu gotyckim, znajduje się także gotycka figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem naprawym ręku, wyrzeźbiona w topolowym drewnie przez nieznanego artystę prawdopodobnie  w drugiej połowie XIV wieku.

Z kultem tej świętej figurki wiąże się bardzo stara, bo przeszło sześćset lat licząca legenda, która uległa może pewnym zmianom,

  jednak zachowała się w pamięci ludzkiej dodnia dzisiejszego.

Choć już Polska od czasów Mieszka I byłapaństwem chrześcijańskim, wiara w jednegoBoga i Świętą Panienkę mieszała się na Pomo

rzu przez długi jeszcze czas z wiarą w złe moce i czarownice. Wierzono również, że jedniludzie mogą rzucać na drugich uroki i czary.Ziemie pokrywały wówczas tysiącletnie puszcze, rozświetlane błękitnymi taflami jezior i obszernymi polami, na których zakładano osady. Było ich podówczas mało. Wszystkie należały do księcia Sambora, Kościoła lub klasztoru. Chłop musiał ciężko pracować od świtu donocy, aby oddać nakazaną daninę i wyżywićswoją rodzinę. Jedni uprawiali ziemię, innitrudnili się połowem ryb w jeziorach, którychtu nie brakowało, a jeszcze inni wybierali pa

chnący miód z barci leśnych lub warzyli smo-ł ę .

Najgorzej ze wszystkich wiodło się ubogiemusmolarzowi Bernatkowi, który miał tylko jednego syna Jefka, i na dodatek „tkniętego złą mocą". Chłopiec w wieku lat dziesięciu dostałparaliżu nóg i nie mógł pomagać ojcu ani wlesie, ani w domowym gospodarstwie. A trzebago było wyżywić. Nie pomagały pacierze, szeptane codziennie przez nieszczęsną matkę, aniodczynianie uroków, sypanie ziół na ogień, okadzanie pachnącym jałowcem, spalanie szaro-srebrzystych kul toczonych z delikatnych włókien lnu. Choroba nie ustępowała. Wtedy cała

  wioska zgodnie orzekła, że jest to kara bożai Bernatek musi cierpieć w pokorze, bo prawdopodobnie ciężko zawinił. ,Nikt jednak nie wiedział, co by też on mógł uczynić złego, jako że  był to człek spokojny, nikomu nie wadzący i nigdy nie sięgający po cudze dobro.

Pewnego1 razu Bernatk wiózł smołę aż doGniewa. Wziął ze sobą syna, aby ten się choćtrochę uweselił i spojrzał na konia i wóz, kiedy on będzie sam zajęty przy rozładunku smoły.

  Wprawdzie syn był mu wielkim ciężarem, kochał go przecie i bolał nad jego niedolą. Czasem rozmyślał: Co też się stanie z Jefkiem,

kiedy oboje z żoną się zestarzeją i sami będą potrzebowali pomocy?Dzień był gorący. Słońce prażyło niemiło

siernie, zalewając oczy potem. Wyjechali wczesnym rankiem.

— Słuc haj , synu — powiedział do' chłopca > —zatrzymajmy się tu na skraju lasu, posilmy sięi odpocznijmy, nim dojedziem ,na miejsce.

— Dobrze, ojcze — odpowiedział kaleka.Tedy się zatrzymali. Bernatk przywiązał

swoją nędzną szkapinę do drzewa, rzucił jej  wiązkę trawy, wyjął z kobiałki kawałek placka, suszoną rybę i z pobliskiego źródełka przy

niósł dzbanek chłodnej orzeźwiającej wody. To  był cały ich posiłek.

Lekki wietrzyk przynosił zapach rozgrzanegosłońcem igliwia sosen i świerków i błogim lenistwem rozlewał po utrudzonym ciele.

— Spocznijcie krzynę, ojcze — odezwał sięJefka. — Strudzeni jesteście. Ja zostaną na

  woizie, ino md przynieście parę tych pięknychszyszek, które leżą pod tą wielgaśną sosną.Może coisi z nich zmajstruję na podarek dlamatki, bo przecie nic nie kupimy.

Smolarz spełnił jego prośbę, potem rzucił natrawę ciemną zgrzebną płachtę, ułożył się naniej i wkrótce zmorzył go sen.

Chłopak zabrał się do majstrowania, bo miałod urodzenia wielce sposobną ku temu rękę,a i nożyk zawsze nosił przy sobie.

Po pewnym czasie odłożył robotę — byłaskończona — i spojrzał w niebo, by się upewnić, czy nie czas obudzić ojca. W tej chwilizobaczył wysoką piękną panią z maluśkim dzieciątkiem na ręku. Ubrana była w kolorowe szanty, jakich chłopiec nigdy w życiu nie widział.Pani uśmiechnęła się i rzekła:

•— Podejdź do mnie, chcę ci coś podarować.Kaleka z wrażenia nie mógł nawet ust otwo

rzyć.— No, chodź — zachęcała pani . — Nie lękaj

się. Jak ci na imię?—- O, jasna pani! — wyjąkał wreszcie. — Na

imię mi Jefka, ale ja nie mogę przyjść do cie  bie. Ty nie wiesz, że „złe" odjęło mi moc wnogach? Już dwa lata leżę i nie mogę się ani

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 81/99

g y ęg ją y p g ę gę ę 

L E G E N D Y   P O D A N I A   BAŚNIE L E G E N D Y   P O D A N I A   BAŚNIE L E G E N D Y  

  bawić, ani pracować, jako inne dzieci. Jeśli ty,pani, przyjdziesz do mnie, podaruję twemu syneczkowi tę oto uczynioną przeze mnie zabawkę, bo> nic więcej nie mam.

  Wyciągnął na dłoni zrobionego z szyszek 

śmiesznego imałego .ptaszka.— Dzięku ję ci, Jefku — powiedziała pani. —i— Dziękuję ci, Jefk u — powiedziała pani. —

przyjdź do mnie, przynieś sam tę zabawkęi przyjmij ode mnie podarek, bo jak ci już mó  wiłam, mam i ja coś dla ciebie, z czego się bardzo ucieszysz.

Oczy chłopca zaszły gorzkimi łzami bólu...— Pani, przecież mówiłem, że nie mogę...

nie mogę... — i ukrył twarz w dłoniach.— Możesz — powiedziała pand. — Uwierz

mi i wstań. Wstań i chodź.Chłopiec uwierzył. Bez żadnych trudności

zeskoczył z fury i pobiegł do pięknej pani. Nagle zrozumiał, że już jest zdrowy, że będziemógł biegać, jak inne dzieci i pomagać w pracy rodzicom. Ukląkł u stóp pięknej pani i zapłakał. Były to łzy radości ii wdzięczności za

odzyskane zdrowie. Sam nie wiedział, dlaczegozaczął odmawiać pacierz, a kiedy skończył goi wstał, piękna pani zniknęła.

Jak wielkie było wzruszenie ojca, gdy poprzebudzeniu sdę ujrzał syna szykującego fur

mankę do dalszej drogi!  Wieść o tym wydarzeniu rozeszła się szybk

po całej okolicy, bo wszyscy znali rodzinę ubogiego smolarza i wiedzieli o nieszczęściu, jakiego spotkało, kiedy „złe moce" uczyniły kaleką  jego syna. Teraz wracał zdrowy i cała wioskmogła sdę o tym przekonać. Chłopiec opowiedział jak wyglądała Piękna Pani, a miejscowyproboszcz orzekł, że była to sauna NajświętszaPanienka, a uleczenie Jefki uznał za prawdzi  wy cud.

Nieznany rzeźbiarz w 1380 roku wyrzeźbiłfigurę uśmiechniętej Madonny, którą umiesz

czono w miejcowym kościele. Wnet Piaseczyń-ska Madonna zasłynęła łaskami d cudami, gromadząc niezliczone rzesze pielgrzymów, a ludogłosił ją swoją opiekunką — Królową Pomorza.

STEFAN A. FLEMING

Jak dobry diabeł Jankowi fujarkę podarowałKrzysztofowi Kuczkowskiemu

Było to dawno, dawno temu. Wcale nie za

siedmioma górami, nie za siedmioma rzekami.O wiele bliżej. Bardzo blisko. I może nawet nie  było wtedy diabłów, tak jak ich dzisiaj nie ma.Byli i są ludzie. Dobrzy i źli. I tacy trochę do  brzy i trochę źli. Może... jest głębokie i szerokie, jak mówi ociupinkę niegrzecznie Magda.Może... o przepraszam, nie znosi tego „dawno,dawno" i tych na wstępie gór, rzek i lasów.Rozumiem. Do rzeczy!

Diabeł, przynajmniej raz w roku musi wykonać swą diabelską powinność. Dlaczego przynajmniej raz w roku? Dlatego,, że diabły, szczególnie te polne, leśne, wiejskie, ponoć nawet

i miejskie, te rozliczne diabliki rozstajne i wieczorne, są bardzo leniwe. Badając statystyki,diabelscy urzędnicy wywiedzieli się o tym zaraźliwym, najgroźniejszym z możliwych niedociągnięciu w diabelskiej robocie i usłużnieprzedstawili zwierzchności, czyli Lucyferowi,odpowiedni, zwalczający diabelskie lenistwo,memoriał. Po piekielnej awanturze, czyli burzliwej dyskusji, zatwierdził Lucyfer sporą liczbęodpowiednich paragrafów, z których najważniejszy brzmiał: „Jeśli diabeł przynajmniej raz  w roku nie przysłuży się piekielnej sprawie,to..." Lepiej nie wspominać, co z takim dia

  błem mogłoby się stać. W każdym razie na  wet najodważniejszym diabłom po tym, memoriałowym „to"... cierpła skóra.

Smentk był raczej kiepskim diabłem. W każdym razie nawet w piekle nie bardzo go szanowano. Ot, jeszcze jeden z mrowia diabełków,którzy na ziemi nic na chwałę piekła nie robią.

Nicpoń — mówiono — co to w lesie pohuczy, z

dzupli sta rej wie rzby na rozstaj ach błyśni e nocązłym okiem, popsoci w oborze, na dachu, czy  w kominie. Taka czarcia, wiecznie rozczochrana kruszynka. Diabeł, nie, to znaczy tak, ot,pocieszna, kusa figura, do tego leniwa tak ohydnie, że w piekle już od dawna nie zarejestro

  wano żadnej jego zasługi. I pewno tak by jupozostało, gdyby nie ów piekielny rwetes wokół nowych paragrafów, a szczególnie tego jednego, na wspomnienie którego wszystkim piekielnikom cierpła skóra.

Smentk właśnie otrzymał urzędowe obwieszczenie, przywołujące wszystkich diabłów do

porządku, jego, jak się domyślał, też. Była jesień. Późna jesień. I chociaż mówiło się złośli  wie, że urzędowe pisma błądzą, zanim trafią dadresata, diabli wiedzą, jakimi dróżkami toobwieszczenie do Smentka trafiło wyjątkowoszybko. Drapał się Smentk po kudłatym łbiedzień cały, noc i jeszcze jeden dzień, bo zarządzenie poważne, że skóra cierpnie, do czynienia złego zobowiązuje, do wytężonej diabelskiej pracy, a on właśnie rozglądał się za ciepłym kąteim na zimę. Trzeciego dnia nie mógłsobie Smentk miejsca znaleźć. Po gościńcu siękręcił, piaskiem w oczy gospodarzom sypał, po

piskiwał przeraźliwie w łozach. Zły był, jak stonajprawdziwszych czartów.Nie było rady. Chcąc, nie chcąc, przystroił

się Smentk jak wędrowny kowal, wór z narzędziami ma plecy zarzucił, kostuchom się podparł i ruszył ku wsi ze szczerym zamiaremzbałamucenia jakiejś niewinnej duszyczki.

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 82/99

 

L E G E N D Y   P O D A N I A   BAŚNIE L E G E N D Y   P O D A N I A   BAŚNIE L E G E N D Y  

Z łąki nad rzeką wolno podnosiła sdę ciężkazasłona październikowej mgły. Jasio, jak co-dzień, pasł trzy krowy. Skulony przy maleńkim ognisku próbował rozgrzać zgrabiałe ręce,obracając je nad przygasającym płomieniem.Chłód jednego z ostatnich październikowych

dni przenikał tysiącami igiełek pod Jasiową kapotą. Pognałby Jasio krowy do zagrody, ale gospodyni surowo nakazała solidnie napaść, do  brze pilnować i na wieczorny udój do zagrody przypędzić; nie wcześniej i nie później, ale "wieczorem. Nie było rady. Pilnował Jasio, jak muprzykazano, żeby krowy na cudzy zagon nieposzły, żeby nie rozbiegły się i nie zgubiły, bogospodyni i gospodarz srodzy, złoiliby skórę,a i jak amen w pacierzu, przepędziliby ze służ  by. I nikt by się za Jasiem nie ujął. Ojciecdaleko, na obczyznę za chlebem powędrował.Matka rozchorowała się i pomarła. I choć przy

garnęli go dalecy krewni, to lekkiego życia nasłużbie Jasio nie miał. Popłakiwał na swój srogi los imały pastuch, ale rady nie było, co ranomusiał się zrywać o świcie, za marną kromkęchleba pędził krowy na pastwisko. Nie, nienarzekał Jasio na swój los, cóżby to zresztą dało. Nic. Pasł Jasio krowy i czekał na powrótojca, tylko że teraz ten jesienny chłód siekł doszpiku kości. Tak siekł, że mimo coraz krótszych dni, coraz trudniej było na pastwisku dozmierzchu wytrzymać.

Grzał Jasio ręce nad ogniskiem, bił rękomao kaptoę, pod niewielką skarpę podbiegał w

górę i w dół ku ognisku, ale niewiele to wszystko pomagało.

Nagle, ni stąd ni zowąd, -jakby wyr ast ającspod ziemi, stanęła przed chłopcem jakaś postać.

— Kto tu?— Ejże, dzieciaku, nie bój się, to ja, nie wi

dzisz, Kuba, wędrowny kowal. Wędrowałem tą ścieżką od brodu. Ognisko widzę, to i podszedłem, bo wieś tu gdzieś niedaleko musi być,a w tej mgle nic nie widać.

—• Od brodu idziecie? Patrzyłem na ścieżkę

i nikogo nie widziałem. Może to ta mgła. Możeprzysnąłem.—• Może. Kiedym podszedł, to jakbyś pochli

pywał. Może to przez sen.

  Wędrowny kowal zrzucił z ramienia spory skórzany wór. Zastukało, zachrzęściło w worzeżelastwo. „Pewno narzędzia, hufnale i podko

  wy" — domyślał się Janek. Kowal rozchyliłobszerną opończę i wyjął z przepaściste] kieszeni tabakierkę. Za kciukiem usypał sporą szczyptę tabaki i pociągając wąchałem, zażył.  A kichnął tak siarczyście, że wydawało się Jasiowa, iż iskry dookoła się posypały.

— Na zdrowie, kowalu, na zdrowie.— Przestraszyłeś się? Co? Tak, tak. Sam tu,

  widzę, jak palec, krów na pastwisku doglądasz,to i obcego się przestraszyłeś.

— Nie prz est ras zył em się. Tylko... tak nagle ,

kowalu, zjawiliście się, jakbyście spod ziemi wyrośli.

— A to dobre, spod ziemi wyrosłem! Tośsprytnie wydumał, łobuzie, cha, cha...

Kowal Kuba przykucnął przy ognisku. Kładąc sobie na kolanach wyciągnięte zza pazuchy 

zawiniątko, ręce nad ogień wyciągnął.— Nie zimno ci? Chłód taki już, że i psaz domu żal wypędzić.

—• Zimno — potwierdził Janek.— Tak, tak chudzin o, zimno ci i pewno głod

no .— Głodno — powtór zył jak echo Jan ek. —•

Nie. O, jeszcze mam kromkę chleba. Podzielęsię z wami.

—• Serce masz dobre, chłocze. Mówisz, podzielisz się, to pięknie. Nie odmówię.

Janek przełamał kromkę na pół i podał tę  większą część kowalowi. Milczeli przez chwilę.

Spoglądając na siebie przyjaźnie, ze smakiem  jedli chleb.— Toś mnie, synku, ugościł. Nie można by 

lepiej.— Et, nie mam więcej, a dla was ta okru

szyna pewno ledwo na ząb.— Nie, nie, nie chodzi o okruszynę, ale o

serce. Boś z serca dał, choć tobie bardziej niżmnie, synku, kiszki marsza grają. A  podzieliłeś się bez wahania.

— Ta k  trzeba przecież.Kowal nic nie odrzekł. Rozsupłał rzemyk,

który  oplatał zawiniątko, spoczywające na jego

kolanach.•—• Trzeba, mówisz? Trzeba. To teraz ja sięz tobą podzielę.

 Wędrowiec wyjął spory  kawałek sera i kieł basy  wianuszek  i półbochen złocistego chleba.

—- Ot, zapraszam, smyku. Bierz i jedz nazdrowie. — To mówiąc wyjął z kieszeni kapoty 

  błyszczący stalą i białą  kością okładziony kozik i podzielił ser, kiełbasę i chleb równo napołowę.

— Trzeba by też coś do picia — sięgnął dokieszeni i wyciągnął zgrabny kubek.

— No, urwisi e, choć taikiś male ńki , jak Tom

cio Paluch, trzy  krowy pasiesz, to i tę ociupinkę mleka w kubek udoisz w mig.— Ale gospodyni — zawahał się Janek  —

 jak  pozna, będzie się gniewała.— Widzę, żeś dop ra wdy zacny chłopak, a go

spodynię masz surową. Idź. Pół kubka udój.Po łyku tylko będzie, ale trudno.

Pobiegł Janek ku krowom, i już po chwilisiedział przy  ognisku jedząc to, co mu kowaldo garści wtykał, że aż uszy mu się trzęsły.

—- A widzę, żeś ani kropli więcej nie udoił.Pó ł kubka i ani kropli więcej. To ci z ciebiedopiero aptekarz! Cha, cha, ani kropli więcej...

Patrzył Janek na kowala i też zaczął sięśmiać. I cieplej jakby się zrobiło. Wiatr  już tak ni e zacinał, wilgoć od rzeki i łąki nie pchałasię za kołnierz.

  Wciąż jedząc, chłopiec, od słowa do słowa,nim się spostrzegł, opowiedział o sobie wszyst-

81

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 83/99

81 

LEGENDY • PODANIA • BAŚNIE • LEGENDY • PODANIA • BAŚNIE • LEGENDY 

ko. O matuli, która pomarła i ojcu, który gdzieś  w świecie, nie wiedząc o śmierci mamy nic,pracuje, a może już wraca, i o gospodarzachsrogich, choć przecież z Jankiem spokrewnionych. Kowal Kuba postękiwał, pokasływał ,alechłopcu opowiadania nie przerywał, tedy tylko,

kiedy Janek się zacinał, dorzucał jedno, dwasłowa po to tylko, by chłopiec nie przerywałopowieści. Kiedy Janek skończył, kowal sporą chwilę milczał.

— Srogo się los, chłopcze, z tobą obszedł,okrutnie..., a wiesz ty, może rzuć to wszystkoi ze mną chodź, ot, zobacz, dukatów mam pełny trzos i fach mam niezły. Biedy nie zaznasz.  A krowy, chłopcze, za krzywdę twoją do rzekizagnamy i potopimy. Niech tym twoim gospodarzona, psiajuchom, za zgryzoty i z chciwościte ich kamienne serca pękną.

—• Co mówicie, kowalu? Strach słuchać! Nie

pójdę z wami, bo tu na ojca muszę czekać.  A gospodarze surowi, to prawda, ale przecieżmam u nich kąt i chleba kawałek, a wy mi radzicie krowy topić. Nie.

Cofnął się chłopiec od ogniska. Przestraszyłsię tej niespodziewanej mowy wędrownego ko

 wala.— Nie bój się, chłopcze, ja tylko tak...— Nie rnożna nawet talk myśleć. Nie czyń

drugiemu, co tobie niemiłe, mawiała matuś.Nigdzie z wami nie pójdę.

—• Nie pójdziesz? Szkoda. Będziesz tu s iedział na pastwisku, marzł, pochlipywał, a może

i zamarzniesz, bo coś mi się wj^daje, że ci twoigospodarze to i na śniegu gotowi krowy paść.— Muszę czekać na ojca.— Pomogę ci odnaleźć ojca. Talary mam.—• Nic mi po waszych talarach. Tu muszę na

ojca czekać. A za ser, kiełbasę i chleb bardzodziękuję.

— Widzę, że nic ode mnie nie chcesz. I nie  boisz się srogiego losu.

Przykucnął wędrowny kowal przy ognisku,tobołek z jedzeniem zawiązał i ukrył pod kapotą. Podumał jeszcze chwilę, ręce nad ogniskiem pogrzał i powstał.

— Nic nie chcesz •— powtórzył raz jeszczekowal i sięgnął po skórzany wór z kowalskimdobytkiem. — Nic nie chcesz, ale jak odejdę,to znowu będzie ci smutno — położył wór z powrotem na trawie. — Zuch z ciebie, chłopcze, a ze mnie okrutny osioł, żem cię do złegonamawiał. Widzisz tę wierzbę, chłopcze. Widzisz?

— Widzę.— Masz tu kozik i migiem przynieś ot, taką 

  jak palec wierzbową witkę. Biegnij, ja cikrów popilnuję.

Zawahał się Janek, ale widząc, że kowal rozsiada się przy ognisku, spytał:

— A poco wam gałązka?— Przynieś, to zobaczysz.— Popatrzył Janek na kozik, który mu w

ręku błyszczał, spojrzał raz jeszcze na kowalai pognał jak wiatr ku wierzbie.

Jak wiatr też wrócił, trzymając w garści  wierzbową witkę.

— No, siad aj zuchu . Daj kozik. W te j witce,,chłopcze, drzemie wiele wesołej muzyki. Pokażę ci, jak z witki zrobić fujarkę. Patrz uważnie.

  Wziął kowal witkę w garść, kozikiem ją ponacinał, opukał, zestrugai, gdzie trzeba,dziurkę wyciął i po chwili to, co mu w ręcepozostało, podniósł do ust i zagrał.

Siedział Janek przy kowalu i jak urzeczony słuchał śpiewu fujarki.

— Teraz ty spróbuj —• powiedział kowal  wtyfkając Jankowi w garść fujarkę.

Przyłożył Janek fujarkę do ust i dmuchnął.Popiskiwanie jakieś, poświstywanie poturłałosię w trawę.

— Trzeba się nauczyć. Patrz na mnie.I uczył go kowal dobrą chwilę. Uczył dmu

chać równo i palcami przebierać. W każdymrazie, nim się Janek obejrzał, już najprostszemelodie grać potrafił.

— A teraz, chłopcze, weź kozik i przynieśtrochę grubszą witkę. Pora zrobić drugą fu  jarkę. Ja będę grał i ty, łatwiej się nauczysz.

Pobiegł Janek ku wierzbie po witkę. Szybkosię uwinął, ale kiedy wrócił, przy ognisku nie  było już wędrownego kowala. Podniósł Janek fujarkę i rozglądał się uważnie, bo jeśli kowalposzedłby ku ścieżce, to musieliby się minąć,a nie minęli się. „Jakby pod ziemię się zapadł" — pomyślał Janek. — ,.I kozik zosta

 wił".— Kowalu, gdzieście się podzieli. Was? kozik został.

Nawoływał kowala sporą chwilę, ale już.zmierzchać zaczęło. Nie było rady, włożył Janek kozi do kieszeni, fujarkę za pazuchę i witką, którą wciąż w ręku trzymał, popędził kro  wy ku wsi.

Tak niedobrze się złożyło, że raport o 'miękkim serduszku Smentka, który przebrany za  wędrownego kowala, zamiast duszę do piekłazaciągnąć, no, przynajmniej do złego namówić,nauczył chłopca strugać fujarki z wierzbowych.

  witek, a i nakarmił chudzinę i pochwalił. Jak skrupulatnie zanotował czarci kontroler, takiego diabelskiego wstydu piekło przez Smentkasię najadło, że nie można było sprawy płazempuścić. To nie diabeł, napisał kontroler, to pra  wie anioł!

  W każdym razie od tego czasu Smentk w piekle za karę siedzi. I choć upłynęło już niejednodziesięcio, a może nawet nie dziesięcio, a stulecie ,to nadal czarci nauczyciele próbują nauczyć go, jak duszyczki niewinne przekabacać...,  jak biednemu jeszcze choćby kruszynkukraść, jak bogatemu dołożyć, ale tak, żeby mu w pięty poszło. Jest tych przedmiotów,których próbują nauczyć w piekle Smentka,  jeszcze dużo więcej, ale cała ta nauka psu na  budę. Niejeden czarci magister z kretesem załamał się, ucząc Smętka. I mówią o nim, żezdolny to diabeł, tylko jakby zbyt ludzki.

82

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 84/99

82 

JOZEF MILEWSKI

-leci  W okresie międzywojennym kilka

osiedli pomorskich otrzymało pra  wa miejskie, a wśród nich Pelplin,

fetory w ty m rok u obchodzi swój55 jubileusz. W związku z tą rocznicą nie od rzeczy będzie przypomnieć chociażby niektóre z najważniejszych wydarzeń z przeszłości tego osiedla, o którym już Jan Długosz w XV wieku napisał, że położony w nim klasztor „wszystkichśmiertelnych podziwem napełnia"(Historia Polski, t. XI. s. 504).

Miejscowość o nazwie Pelplin nigdzie więcej w Polsce nie występuje, ale emigranci z tych okolicsprzed I wojny światowej założyliosiedle o identycznej nazwie w stanie Wisoonsin w USA. Nazwa ta,

a właściwie jej dawniejsze brzmienia Poiplin (1274), Polpelin (1290),Polplym (1298) oraz Paplin i Pep-lin (1583), zdaniem niektórych etymologów wywodzą się od starosło

  wiańskiego nazwania topoli (papla),  względnie od słowa plin (płin), tj.trzęsawisko, bagno. Przez długie

  wieki Pelplin był tylko mało znaną miejscowością, choć w niej  właśnie powstały, i znajdują się dodnia dzisiejszego, bardzo znaczącedla naszego narodu dobra kulturalne. Jak świadczą znaleziska archeologiczne najstarsze ślady pobytuczłowieka pierwotnego w tych oko

licach sięgają czasów młodszej epoki kamienia (4500—1700 p.n.e.). Zachowały się też w ziemi monety z okresów panowania niektórychcesarzy rzymskich, mówiące że tędy lub w pobliżu biegł niegdyśsłynny szlak bursztynowy.

  W dniu 2 stycznia 1274 roku książę gdańskopomorski , Mszczuj II , na dał to osiedle (liczące zapewne około 100 mieszkańców), oraz inn e pobliskie, cystersom z Pogódek. Przy  byli oni tu dwa lata później, a dzięki różnego rodzaju podobnym nadaniom, w tym np. obszaru leśnego Bielsk przez Władysława Łokietka z 27 listopada 1307 roku,z czasem urośli do wielkości najpotężniejszego •— obok biskupa ku  jawskiego —• feudała średniowiecz-nokościelnego na terenie objętymgranicami dzisiejszego Kociewia.

Cystersi, obok obiektów ściśleklasztornych, już około 1280 rokuprzystąpili do budowy monumentalnego kościoła o powierzchni 2200m* dla około 8000 wiernych, dziśco do wielkości ustępującego tylko  bazylice morskiej w Gdańsku i katedrze w Oliwie. Po prawie dwustu latach budowy, przypadającej

też na okres rządów opata Henryka ze Starogardu (1317—1323).kościół ten został konsek rowany 8 marca 1472 roku, choć zapewnenie wykończony. Dziś, zwiedzających ten obiekt sakralny, w podziw  wprowadzają między innymi portal północny i cztery zewnętrzne baszty ośmiokątne, gdzie indziej naPomorzu nie spotykane w tak skoń

czonej formie, a we wnętrzu, odgóry, sklepienia trojakiego rodza

  ju: kryształowe, siatkowe, gwieź-

dzisto-siatkowe. K atedra , w 1965 roku podniesiona do godności bazylikimniejszej, jest w ogóle jedną z naj  bogatszych w kraju w dzieła sztuki świątyń. W jej wnętrzu znajdu  ją się niepowtarzalne w Polsce stalle dębowe, gotyckie i renesansowe  wykonane przez zakonnych i świeckich mistrzów snycerki. Bardzocenna i niepowtarzalna jest też galeria malars twa pomorskiego (XVI——XVIII wiecznego) Hermana Ha-na, Andrzeja Stecha i BartłomiejaStrobla, tym wartościowsza, że obrazy tkwią w kompozycjach ołtarzowych. Znane są też w kraju,

mieszczące się w katedrze, organy   barokowe z lat 1677—1680 i np.ambona wykonana w 1682 rokuprzez Mateusza Schollera z Gnie wa.

Cystersi oddawali się przeróżnejdziałalności kulturalnej i oświato

  wej. W XIV wieku urządzili przy klasztorze tzw. scriptorium, tj. pracownię przepisywania książek, dokumentów itp., a także introligator -mię. W 1415 ro ku prz edstawiciel cystersów udał się na sobór w Konstancji, a np. w 1424 roku brat Fryderyk (skarbnik zakonu) na półroczne studia uniwersyteckie do Pa

ryża. W 1623 roku brat Chrystian  bronił na uniwersytecie pracę doktorską. Już w I połowie XV wiekupowstała w Pelplinie szkoła (średnia), uprawniająca do otrzymaniatytułu bakałarza, niezbędnego dlauzyskania święceń kapłańskich. Była też szkoła klasztorna dla młodzieży szlacheckiej, w której nauki pobierał np. Jackowski z Jab-łowa. Była kapela dęta złożona z zakonników, a zasłynęły w Europietzw. tabulatury pelplińskie z XVII

  wieku zgromadzone przez braciszków Feliksa Trzcińskiego i Maurycego. Już pod koniec XIII wieku

przystąpiono do kompletowania bi  blioteki klasztornej, która po wiekach zbiorów liczy obecnie ponad50 tysięcy druków zwartych i innych. W Pelplinie przetrwał do dziś  jedyny w Polsce egzemplarz BibliiGutenberga z XV wieku, pomnik piśmiennictwa o wartości ogólnoludzkiej. Wśród zakonników nie  brakowało np. w XVII wieku konstruktorów zegarów (cieniowych,słonecznościennych i mechanicznych), biegłych mierników czy geometrów.

Począwszy od XVI stulecia przy

  bywali do klasztoru zakonnicy z Warmii. W 1656 roku Szwedzi  więzili przez pewien czas przeorazakonu w Starogardzie, skąd udałomu się zbiec konno do Gdańska.Tam też w roku następnym byłzmuszony przebywać konwent pel-pliński. Po wojnach szwedzkich zaczął się wzmacniać żywioł polski wkl t W 1769 k

słał 80 piechurów do antypruskiejkonfederacji pomorskiej. Klasztor 

  w Pelplin ie odwiedzili m. in. królo  wie Kazimierz Jagiellończyk (1479),Zygmunt III Waza (1623), królszwedzki Karol Gustaw (1626), królpolski Władysław IV (1635), królowaEleonora (1675) i Jan III Sobieski(1677). Po tym ostatnim pobycieprzetrwała do dziś nazwa ulicy —„Przystań Jana Sobieskiego" nadkanałem młyńskim, dla upamiętnienia miejsca wyjścia z gondoli weneckiej na teren Pelplina tegoż króla i jego orszaku.

  W marcu 1823 roku klasztor wPelplinie uległ likwidacji, a w rok później tu powstała siedziba diecezji chełmińskiej , dziś jednej z na j

  większych w naszym kraju. W śladza tym przeniesiono do Pelplina zChełmna seminarium duchowne(1829). Powstała też Szkoła TumskaŚpiewacza (1836), przekształcona w1864 raku w Collegium Marianum,

  jedyne, w którym do 1920 roku

uczono języka i historii polskiej (w1923 roku upaństwowione, w 1927roku o prawach pełnej szkoły średniej). W 1891 wieś otrzymała nowy gmach szkoły ludowej.

  W 1852 roku Pelplin, liczący około 1300 mieszkańców, otrzymał połączenie kolejowe z Gdańskiemi Bydgoszczą. W 1878 roku ruszyłacukrownia, która w połowie XX 

  wieku, powiększona o 19 nowychobiektów produkcyjnych (w 1970 r.o oddział kwasu cytrynowego), zajmuje obecnie w zakresie wydajności jedno z czołowych miejsc w grupie 77 zakładów tego przemysłu wPolsce. W 1892 roku powstała mleczarnia parowa, a pięć lat późniejolbrzymi spichlerz zbożowy kołodworca kolejowego.

1866 roku Walenty Stefański założył Towarzystwo (kółko) Rolnicze  w tej wsi, a potem przy niej spółkę pożyczkową i konsumpcyjną oraz bibliotekę. W 1895 roku zawiązał się bank ludowy, a w 1901 rokupowstała spółka wspólnego zakupui zbytu „Rolnik", której dyrektoremzostał ks. Feliks Bolt. W 1906 roku obradował tu przez dwa dni sejmik Związku Spółek Zarobkowych

i Gospodarczych z udziałem ich patrona ks. Piotra Wawrzyniaka. W latach 1920—1934 działała w Pelplinie spółdzielnia spożywców „Zgoda", która prowadziła pięć sklepów i palarnię kawy ziarnistej.

Do powstania styczniowego poszło ośmiu wychowanków seminariumduchownego i Collegium Marianum.

  W 1874 roku powstało w tej wsitowarzystwo śpiewacze, najstarszena Pomorzu, które pielęgnowałotradycje patriotyczne. Na przełomielat 1868 i 1869 zaczął się tu ukazywać „Pielgrzym", gazeta, która

odegrała ważną rolę w zakresie budzenia świadomości narodowej.Z jej drukarni w 1890 roku wyszły też pierwsze egzemplarze „Wiarusa Polskiego" dla Polonii Westfalskiej. W 1899 roku Kociewiak--kleryk seminarium duchownego,Paweł Czapiewski założył w tejuczelni Kółko Historyczne, podczasgdy dziewięć lat później powstał

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 85/99

Pomorzu nie spotykane w tak skoń klasztorze W 1769 roku przeor wy gdy dziewięć lat później powstał 

równie patriotyczny Klub Kaszu-  bologów (kleryków). Pelplin przekształcał się w ośrodek pracy umysłowej i piśmienniczej Kociewia, wpolską stolicę kulturalną tego regionu, w jedyny na tym terenieośrodek polskich badań naukowych,o czym świadczyła skupiona wokół ks. Stanisława Kuj ot a (1845—•—1914) pelplińska szkoła historyczna, podobnie jak krakowska czy 

lwowska swymi badaniami obejmu  jąca cały kraj. Wszystko to służyło sprawie polskości na Pomorzu.

Funkcje kulturalno-naukowe zostały rozbudowane w okresie międzywojennym, zwłaszcza kiedy w1926 roku, po 120 latach przerwy 

  biskupem chełmińskim został Polak ks. dr Stanisław Okoniewski, od1930 roku tytułujący się również

  biskupem morskim. Ten wybitny działacz społeczny, mecenas sztukii nauki, zreformował nie tylkoszkoły "wyznaniowe w tym osiedluoraz przygotował przesłanki pod

  budowę przyszłego muzeum diece

zjalnego, ale także zbudował ogólnodostępny Dom Społeczny (1937)oraz stworzył warunki pod budo

  wę dzielnicy ogródków działkowychi domków jednorodzinnych, któraprzetrwało do dziś pod nazwą „Oko-niewo". Imię Polski, zwłaszcza

  wśród studentów zachodniej Europy, rozsławił ks. Franciszek Sawicki (1877—1952), twórca tzw. pelpliń-skiej szkoły filozoficznej. W zakresie malarstwa wyróżniali się trzej

  bracia Drapiewscy, podczas, gdy np.  w rzeźbie M. Cichosz. Nie zanied  bywano spraw obronności kraju, oczym m. im. świadczy pow sta nie w

1927 roku Kurkowego BractwaStrzeleckiego (ostatni król kurko  wy Franciszek Malewski), które w1936 roku wzięło udział w Kongresie Zjednoczenia KurkowychBractw Strzeleckich w Gdyni, podczas którego odbyły się zawody strzeleckie i uroczystości zbratania„stanu średniego" z morzem.

Dnia 6 grudnia 1930 roku ukazałosię rozporządzenie Rady Ministrówo zaliczeniu z dniem 1 stycznia1931 roku gminy wiejskiej w poczet miast, co nastąpiło nie bez

  wkładu osobistego bp Okoniewskie

go. Pelplin liczył wtedy 4200 mieszkańców, a zaliczenie go w rejestr miast ożywczo wpłynęła na życiegospodarcze tej niewielkiej miejsco

  wości, choć do nierozwiązanego  wciąż problemu należało bezrobocie, podsycane przez wprawdzienieliczną, ale politycznie i gospodarczo silną mniejszość niemiecką.

Dnia 3 września 1939 roku, wpołudnie, wojska hitlerowskie

  wkroczyły do Pelplina, co jedna zNiemek, Ditta Lutz, skwitowałapublicznym na rynku podarciemi podeptaniem polskiej flagi narodowej. Tegoż dn ia przybyły do miasta gauleiter NSDAP w Gdańsku,  Albert Forster, oświadczył do ze  branych przed katedrą Niemców:„Polacy spolszczyli Pomorze w ciągu 20 lat, my Niemcy zgermanizu-  jemy je w ciągu 24 godzin". W śladza tym poszły czyny. Zakaz ano uży

  wania publicznie mowy polskiej,  wprowadzono godzinę policyjną, jak iobowiązek meldow ania się mężczyzn. W budy nku semina rium duchownego urządzono siedzibę gestapo wraz z areszt em, w któ rym zaczęto zamykać działaczy polskich. Przezmury tego „obozu odosobnienia"przeszło do grudnia 1939 roku około 100 Polaków, w tym do 11 listopada 50 z Gniewa. Jako jednegoz pierwszych, 13 września areszto

  wano ks. Jerzego Chudzińskiego,redaktora „Pielgrzyma", prezesaStronnictwa Narodowego. Dokonałtego sam szef miejscowego gestapo,ledwo 20 lat liczący Helmut Richter, były kleryk bawarskiego seminarium duchownego, który chełpiłsię, że jest dobrym katolikiem.

  W drukarni „Pielgrzyma" zaczęto

składać gazetę hitlerowską „Der Danziger Vorposten", a Chudzińskiego w tydzień potem zamordo

  wano w koszarach w Tczewie. Pałac biskupi zamieniono na kasynooficerskie z restauracją i salą taneczną, a z katedry urządzono salę koncertową, a potem szkolenio

  wą dla szkoły policyjnej. Dnia 20października 1939 roku aresztowano 20 innych księży, z których 16——17 też rozstrzelano w. Tczewie.Przestała całkowicie istnieć kuria

  biskupia, co było przypadkiem bez

precedensu w Europie. Zniszczono-pomniki polskiej kultury politycznej. Rozkradiziono co wartościowsze książki bibliotek naukowych wPelplinie, a inne dzieła spalono.

Dnia 5 grudnia 1939 roku, wbrewIX artykułowi konkordatu z 1925roku, bez uprzedniej konsultacji z.  bp Okoniewskim i bez wiedzy prymasa polskiego kard. Hlonda orazambasadora RP przy Watykanie,,administratorem diecezji chełmińskiej został Niemiec, bp ks. KarlMaria Splett, znany później z wieluantypolskich zarządzeń. Niemcy zaczęli trąbić na cały świat, że tymsamym Stolica Apostolska wyraziła zgodę na przyłączenie Pomorzado Rzeszy.

Odpowiedzią na represje byłudział Polaków w ruchu oporu,którego formy były różne. Tak np.

  wykradano z rąk najeźdźcy księgozbiory polskie. W zamurowanejczęści starych zabudowań klasztornych ukrywano ponad 20 tysięcy 

tomów Biblioteki Gdańskiej PAN.Tajne nauczanie prowadziły nauczycielki Aleksandra Balcer i Agnieszka Fabian. Powstały grupy TOW „Gryf Pomorski" i AK. W wyniku dokonanej 7 października1942 roku dywersji na stacji wy-koleiło się 15 wagonów towarowych,  jedna osoba poniosła śmierć, a dwiezostały ranne. Latem 1944 rokuprzez Puszczę Kampinowską wysyłano z cukrowni cukier dla powstańców warszawskich. Ukrywanozbiegów z miejsc odosobnienia, podrzucano żywność i papierosy więźniom obozu koncentracyjnego Stutt-

hof, okresowo zatrudnionym na terenie Pelplina. Spieszono z pomocą ofiarom bombardowania miasta,

  w tym cukrowni i urządzeń stacyjnych w dniu 20 lutego 1945 roku.

Pelplin wyzwoliły wojska radzieckie 2 Armii Uderzeniowej gen.I. Fiediunińskiego 7 marca 1945 roku. Poległo m. in. 16 żołnierzy Armii Czerwonej. Zniszczenia w budynkach i urządzeniach komunalnych były znaczne. Z cukrowni okupant zdążył wywieźć silniki elektryczne. Spalony został magazyn zcukrem. Dwa wiadukty kolejowezostały wysadzone w powietrze.

Tuż po wyzwoleniu przystąpionodo odbudowy miasta ze zniszczeń  wojennych. Rozbudowie poddanstały zakłady stolarskie i cukrownia. Powstała fabryka mebli. Prze  budowano mosty i jezdnie, unowocześniono oświetlenie uliczne, powstały wodociągi. Miasto otrzymałonowy dworzec kolejowy (1965),nowy gmach posterunku MO, no  wy ośrodek zdrowia i muzeum diecezjalne. Po 1960 roku rozwinęło się

  budownictwo mieszkaniowe, powstały nowe dzielnice mieszkaniowe,

  bloki wielorodzinne i domki indy  widualne. Upamiętniono wimiejsc zbrodni, dzień wyzwolenia(pomnik), nazwiska działaczy społecznych, jak np. Walentego Stefańskiego (tablice pamiątkowe1985). Wzrastała liczba mieszkańców: 1945 — 3900, 1960 — 5500,1970 — 6300, 1980 — 7500. Od 1969Centrum współczesnego Pelplina

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 86/99

Centrum współczesnego Pelplina 

iroku ukazują się roczniki nauko  we pt. „Studia Pelplińskie".

Po wojnie miasto Pelplin rozsła  wili m. in.: ks. dr B. Sychta, a utor unikatowych słowników gwar kaszubskich i koeiewskieh, ks. dr J.Pasierb, współautor równie unikatowej monografii pt. „Pelplin"(1978), Aleksander Karczyński, wy

  bitny działacz Polonii w USA, J.Iwicki, autor książki-dokumentu pt.,,Z myślą o niepodległej", wyróżnionej nagrodą „Polityki" (1980),czy np. ks. dr Antoni Liedtke, specjalista w zakresie sztuki sakralnej, autor książki pt. „Saga pel-plińskiej Biblii Gutenberga" (1983).  W boksie brązowe medale olimpijskie zdobyli pelplinianie Leszek 

(Montreal, 1976) i Krzysztof Kose-dowscy (Moskwa, 1980).

Pelplin ma warunki do osiągnięcia nowych sukcesów społeczno--gospodarczych jak i kultur alno--naukowych w nadchodzących latach.

Józef Milewski

JAN A. KAMIŃSKI

Świecie, stara pomorska osada, nad Wisłą położona,która w 1988 roku obchodzić będzie 650 rocznicę nadania praw miejskich, niejedną w swoich murach gościła osobistość. Był tu Jan Długosz, twórca legionówpolskich — gen. Henryk Dąbrowski, autor hymnunarodowego — Józef Wybicki... Odwiedziło to miastopięciu królów polskich, a nawet car Piotr I. Jednak o tym, że w Świeciu przebywał, komponował i grałFryderyk Chopin niewiele w kraju wiedziało osób.  W saimym Świeciu wiedzą o tym fakcie od niedawna.

Odkrywanie śladów chopinowskiej obecności, zadawnionych czasem i niepamięcią, było zajęciem tyleatrakcynym, co i żmudnym, tym bardziej, że wielu —

także w gronie znawców przedmiotu — mocno powątpiewało w realność tego faktu. Początkowy trop po  bytu genialnego Polaka na kociewskiej ziemi pro  wadzili do Kozłowa, imiejscowości leżącej w pobliżuPrzechowa, gdzie w ubiegłym stuleciu zamieszkiwałamoja rodzina. Jej potomkowie, którzy mieszkają tamdo dziś, Julianna Pająkowska i Kazimierz Młocickiprzekazali bardzo ważne, dla dalszych poszukiwań,informacje na ten teimat. Przed II wojną światową duży rozgłos całej sprawie nadali reporterzy pomorscy i warszawscy, którzy już wówczas szukali w Kozłowie śladów po Chopinie. Wszystkie te ślady, podtrzymywane w minionych latach porzez miejscową tradycję, wzbudzały ogromne zainteresowanie. Wojna  jednak ponownie je zatarła.

Pierwszą osobą, która pokazała miejsce, gdzie stał

dworek odwiedzany przez kompozytora, była HannaFokczyńska. Niestety, sam dworek spłonął w 1910roku. Współcześnie, gdy w swoich poszukiwaniachprzybyłem w 1983 roku do Kozłowa, wieś już nieprzypominała tamtej osady z czasów Chopina. Widoczne piętno wywarły na niej pobliskie Zakłady Celulozy. Zmieniły się zabudowania, inny tu już na

  wet lokalny klimat, powietrze straciło ożywczy zapach, chociaż pozostała owa specyficzna atmosfera  wyobraźni, odtwarzająca obraz sprzed 160 lat.

Osada leży w uroczej kotlince nad Wdą, wśród zieleni. A więc to tutaj młody Chopin wypoczywał i leczył nadwątlone zdrowie. To było to miejsce, któretowarzyszyło pierwszym młodzieńczym mazurkomFrycka, „kiedy duszę miał najwrażliwszą, fantazjęnajbujniejszą i serce najczulsze", jak pisze o nich(mazurkach), powstałych w tamtym okresie, TadeuszMayzner w swojej małej książeczce.

  Ale mieszkańcy Kozłowa nie zdołali przechować tejtradycji do czasów wspóczesnych, a niektórzy nawet

  wątpili, czy rzeczywiście tutaj kiedykolwiek Chopinprzebywał. Jedynym więc realnym tropem była relacja Hanny Fokozyńsfciej. „Przyjechałam z rodzicamido Kozłowa z Warszawy w 1920 roku — wspominała. — Doskonale pamiętam opowiadania mieszkańców

o Chopinie ,wspominających dworek i koncerty. Samdomek gospodyni, stojący w nim fortepian nasuwałskojarzenia, że czas się tutaj zatrzymał. Dookoła,a było to w maju, sady pokryte wiosennym kwieciem.Nad pobliską Wdą wierzby pochylone. Cisza i spokój.

  Wydawało się przez chwilę, że młody Fryderyk siądzie do fortepianu i popłyną nad rzeką i łąkami mazurki".

Jakże stosowne w tym miejscu będzie uzupełnienie tych wspomnień skojarzeniami Tadeusza Mayzne-ra: „Wchodzi się w szumiące łany zbóż i wonne łąkiszmaragdowe, borami okolone, i w wioski z chałupa-mu krytymi słomianą strzechą, z drogami topolą i wie

rzbą sadzonymi. I widzi się ludzi wiejskich, przemienionych kołodziejów, siewców, żeńców i oracza, przodownice i prządki. Przemienieni, bo dziwnie piękni  w swojej radości : smętku".

Tyle wyobrażenia, konkrety były mniej przekony  wujące. Bliższe oględziny fortepianu, o któryan wspominała Hanna Fokczyńska, ujawniły dwa medale zrosyjskim napisem. Instrument pochodził z Petersburga, wyprodukowany przez firmę Muhlbaeh w 1870 roku. Też staruszek, lecz dużo młodszy od tamtychz epoki Chopina. Pewne, że w Kozłowie Fryderyk na nim nie mógł grać, co jednak nie przekreślało faktu, że tutaj przebywał.

  Wiele źródeł, opracowań, a 'zwłaszcza ocalała ipoChopinie korespondencja są w tym względzie jednoznaczne. Powszechnie wiadomo, że młody Fryderyk 

  był i grywał w Szafami, Gulbinaoh, Sokołowie, Kikole, a Paweł Dzianisz W swojej pracy „Okolice Chopina" podaje, że ponadto był i gtrywał w Ugoszazu,Płonnie, Turznie, Izbicy, Nieszawie, Świeciu i Kozło  wie. Chodzi tu oczywiście o to Świecie, położone między Wisłą a Widą, zwane Starym Miastem, dzisiaj jużnieistniejącym. Tamto miasto było wielokrotnie nękane powodziami, a w 1855 roku żywioł obu rzek spo

  wodował dosłownie zalanie całego miasta, kiedy Ulicami i rynkiem płynęły łodzie. Była to ostatnia z serii wielkich powodzi XIXJwiecznych. Po tej tragediimiasto przeniesiono na 'drugi brzeg Wisły, rozbudo  wując je w sąsiedztwie klasztoru bernardynów.

  W czyim domu i u kogo w 1825 roku w ŚwieciuChopin się zatrzymał lub gdzie koncertował, trudno

  już dziś ustalić. Czy było to w kamienicy któregośze świeckich mieszczan, ozy w zajeździe czy gospodzie?

Okoliczne Kozłowo jest bogatsze dla zrekonstruowania bytności Chopina. Na załączonej do wspomnianejpracy Pawła Dzianisza mapce, ilustrującej pobyt kompozytora na Kujawach i Pomorzu, została ta miejsco

  wość podana. Towarzyszy jej opis, stwierdzający iż  jest to „osada w powiecie świeckim, administracyjniezwiązana z Przeohowem, przedmieściem Świecia". Tak 

  więc zagadka została wyjaśniona.Źródła historyczne potwierdzają, że w 1756 roku

  właścicielem Kozłowa był Antoni Zboiński, kasztelanelbląski, który tę wieś otrzymał od ojca, równieżkasztelana — dobrzyńskiego — Ignacego Zboińskiego.

  W rękach tej rodziny Kozłowo pozostało przez wielelat.

Kociewski epizod wakacyjnych podróży Chopinanierozłącznie dotyczy Szafarni. Wiadomo, że zaniepokojeni imizernym •wyglądem Fryderyka, nieustępującą   wątłością i bladością jego — mimo nieustannej opiekilekarzy — rodzice postanowili wysłać go na wakacjena wieś. Z licznych zaproszeń wybrano wieś Szafar-nię, należącą do Juliana Dziewanowskiego, ojca Dominika, licealnego przyjaciela Fryderyka. Bywał tamdwa lata z rzędu, każdorazowo korzystając z wycie-

  W KOZŁOWIECHOPIN GRAŁMAZURKI

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 87/99

 

czek do okolicznych 'krawnych i znajomych państwaDziewanowskich. W 1825 raku, (podczas drugich wakacji w Szafairaii, bywał taim 'także zaprzyjaźniony znimi Józef  Zboiński, właściciel majątku Kowalewo w powiecie płockim, który zabrał Chopina na kilkadni ido siebie. Stamtąd ipochodai iist Fryderyka, informując;.' o wycieczce do 'Gdańska. Z Kowalewa pisałdo rodziców i sióstr: „...gdy wyjeżdżamy do Płocka,szaleństwem by było, gdybym z imej strony nie miało tym donieść. Dziś wiec w Płocku, jutro w Rościszewie, popołjfljtfze w .Kikole, pairę dini w Turznie,parę dni w Kozłowie i w moment w Gdańsku, i na

powrót". Chopin jechał na tę wycieczkę w towarzystwie Józefa Zboińskiego, więc nie trudno się do myśleć, dlaczego iząpianowano „parę dni" pobytu wKozłowie. W tym samym liście informował, jak można do niego adresować korespondencje: „...trudno

  wiedzieć, gdzie 'mię szukać trzeba, ale co ja, regularnie, co ikirok nieledwie pisać będę i dam znać, dokąd adresować, żeby rai się dostało. Ale ile panZboiński twierdzi, motana pisać przez Toruń, Świecie(w oryginale listu: Sćhwetz — przyp. cred.) do Kozło  wa, żebyśmy przyjechawszy już liścik zastali". Z tego  wynika, iż iw Kozłowie planowano dłuższy pobyt,prawdopodobnie również w drodze powrotnej z Gdańska, skoro Fryderyk tam oczekiwał korespondencjiz domu.

Trasa do Gdańska mogła prowadził Wisłą lub trak

tem dyliżainsowym. Czy była to obecna szosa E-16?Należy sądzić, że ze względu na nadwą.tlone .zdrowiepiętnastoletniego Frycka, jego opiekunowie wybralipodróż powozem. Czegoś na ten temat dowiedzieć .się

:&";":' 

można z chopinowskiej biografii Kazimierza Mierzyńskiego: „Chętnie wyjeżdżano (z Szafami — przyp.red.) do krewnych i sąsiadów w okolicy, przy czymFryderyk na znak uhonorowania sadzany był w po

  wozie na głównym siedzeniu".Odnalezienie siadów po Chopinie stało się dosko

nałą okazją do wyznaczenia w 1985 roku turystycznego „Szlaku Chopina". Szlak wytyczył oddział PTTK 

  w Świeciu. W 160 rocznicę pobytu kompozytora w Kozłowie odsłonięto w tej miejscowości obelisk. Na obelisk posłużył, odnaleziony podczas prac ziemnych przy   budowie szkoły na osiedlu Mairkaiiki w Świeciu, głaz

narzutowy. Przewieziony do Kozłowa, stanął w pobliżu miejsca, gdzie mieścił się dworek Zboińsikicń, naobecnym polu Hanny Fokczyńskiej, która aktem darowizny przekazała grunt. Płytę z napisem w czyniespołecznym wykonał kamieniarz z Nowego, HubertGizeński. O 'małą architekturę tereniu wraz ;z zielenią zadbali pracownicy świeckiego PGKiM pod kierownictwem Jadwigi Iwanowskiej.

Uroczystość odsłonięcia tablicy, połączona z wmurowaniem aktu erekcyjnego obelisku, odbyła się 27października 1985 roku. Do Kozłowa tego 'dnia licznieprzybyła imłodzież szkolna, przedstawiciele władz, wyznawcy chopinowskiego talentu. Akt erekcyjny odczytał prezes oddziału PTTK w Świeciu, Czesław Kurzyna, a jego wmurowania dokonali — naczelnik Świecia, Zbigniew Sobolewski w asyście 'działaczy 

PTTK — Hieronima Bortza i Jana Kamińskiego. Obelisk odsłonili •—• I sekretarz Komitetu Miejsko-Gminnego PZPR, Roman Czechowski, rektor Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, Roman Suchecki i prezesPTTK, Czesław Kurzyna. Po południu, w sali wido

  wiskowej Świeckiego Domu Kultury, odbył się dllicznie zgromadzonych 'melomanów recital chopino  wski obecnej na uroczystości Joanny Domańskieuczestniczki XI Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.

Odtąd na „szlaku Chopina", 'Wiodącym ze Świeciaprzez Kozłowo do Terespola Pomorskiego, wita turystów obelisk Wielkiego Polaka, „talentem świataobywatela". W ten sposób został na trwałe zapisany 

  w historię ziemi świeckiej.Odwiedzających to miejsce witają także odległe

dźwięki mazurków, to brawurowych, to smętnych, ibo;-dące odzwierciedleniem zasłyszanych w okolicy śpie  wek, dumek i tańców ludowych.

Jan A. Kamiński

ecie z XIX wieku, w którym gościi Chopin. Zdjęcie pochodzi z lat:o późniejszych i przedstawia jedną z powodzi. Tzw. „Stare Miasto"

Swinie

  już nie istnieje.(Ze zbiorów autora).

<Obecni na uroczystości odsłonięcia tablicy goście i przedstawiciele władz.

Fot. autor.Przed odsłonięciem obelisku.

Fot. H. Sarnecki.

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 88/99

 

JERZY KIEDROWSKI

Henryk Lanka.Fot. Adam Lemka.

Placówki upowszechniania kultury   w swej codziennej działalności, obok innych rozlicznych zadań, powinny kształtować wrażliwość, a także

  współuczestniczyć w rozwijaniu zainteresowań estetycznych. Nie są to

zadania łatwe. Ambitna załoga,tworząca zgodny kolektyw, może jez powodzeniem podjąć. Tak byłoi jest w Domu Kultury Kolejarza

  w Tczewie, gdzie pracuje, rozwijasię i dz iała Teat ral ny Zespół Dziecięcy „Baj".

Zespół ten powstał w maju 1965roku z inicjatywy ówczesnego dyrektora domu kultury, StanisławaCześnika, który zwrócił się do Henryka Lemki z propozycją założeniai prowadzenia dziecięcego zespołuteatralnego. Pomysł okazał się wartościowy, a wybór personalny kierownika zespołu szczęśliwy — teatr 

istnieje już dwadzieścia jeden lat!  W takich okolicznościach doszło doserdecznej, godnej naśladowania

  współpracy „kultury" i „oświaty",innymi słowy: Domu Kultury Kolejarza i Szkoły Podstawowej Nr 5,gdzie wtedy dyrektorował PiotrKlein. Za powołaniem zespołu wy

powiedzieli się również nauczyciele.Szczególnego poparcia udzielili Urszula Fortuna i Jan Szymała, znaniz wieloletniej działalności kulturalnej wśród dzieci i młodzieży.

Młodzi zapaleńcy, pod kierunkiemHenryka Lemki, przystąpili do pracy  w  listopadzie 1965 roku. Rozpoczęły się próby bajki Ewy Szel-  burg-Zarembiny „Za siedmioma górami, za siedmioma lasami". Zapałmłodych „aktorów", zdolności i kompetencje Henryka Lemki i upór i stanowczość dyrektora Cześnikaprzezwyciężyły wszelkie biurokratyczne przeszkody, których, niestety,po drodze nagromadziło się sporo.Powstały dekoracje i stroje, zapro  jektowane i wykonane przez Urszulę i Henryka Lidzińskieh. Jednocześnie Tadeusz Abt przystąpił domuzycznego opracowania pierwszejscenicznej baśni. Rozpoczęła się systematyczna praca, tyle żmudna, cozarazem radosna. Próba za próbą.Trwa ona nieprzerwanie po dzieńdziesiejszy. Zapłatą jest uśmiech

dziecka. W owym codziennym tworzeniu tego teatralnego, baśniowego świata przewodzi zawołanie Henryka Lemi „WSZYSTKO ZA UŚMIECH DZIECKA!" Pomaga onozwłaszcza w przezwyciężaniu różnorakich trudności, a tych, jak 

  wszędzie, nie skąpi skomplikowana,często absurdalna codzienność.

Do premiery doszło 12 stycznia1967 roku. Pierwszego przedstawienia oczekiwano długo i niecierpli

  wie. Taki moment zawsze jest rodzajem egzaminu, zarówno dla organizatorów i wykonawców. Widok szczelnie wypełnionej dziećmi salinapawał nadzieją, a jednocześniepodsycał tremę. Podniecenie ogarniało wszystkich, także wcześniejzwerbowanych do grona najbliższych współpracowników: TadeuszaOszmanę — elektryka, HugonaSturma — akustyka i Klarę Lemka, która jako charakteryzatorkadziecięcym twarzyczkom dodawałaurody na miarę potrzeb baśniowychpostaci. Ludzie ci cale swoje umie

  jętności oddali teatrzykowi. Ważneumiejętności — bo dobre oświetlenie, odpowiednia słyszalność czy sceniczny makijaż, to znaczna częśćogólnego powodzenia.

Pierwsza premdera, ta „premierapremier", zakończyła się pełnymsukcesem opiekunów i wychowawców. Nagrodą za trud i wysiłek były długotrwałe oklaski. Dzieci odtąd domagały się dalszych realizacji. Oczywiście te dzieci z widowni. I one zadecydowały, że teatr   winien istnieć nadal. Było to ważne wyróżnienie dla instruktorówi młodych aktorów. Wśród tychostatnich, niemal dwadzieścia latternu na scenie zaprezentowali siq>m. in. D anut a Duna jska, Ewa Marszalek, Janusz Lidziński, RomanMilczewski, Krzysztof  Slomkowski..Dzisiaj już dorośli, prowadzą własne dzieci na teatralne przedstawienia.

Po premierowym przedstawieniu „Śpiącej królewny" Peraulfaroku.  w 1977

1Fot. Adam Lemka.

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 89/99

 

Scena ze „Śpiącej królewny". Od lewej — stoją:  Adam Lipka, piotr Włosowski, Alina Landowska, Janusz Żarach; poniżej — Małgorzata Eajewska, Krystyna Sarnecka.

Fot. Adam Lemka.

Scena z premierowego przedstawienia w 1986 roku.Fot. Stanisław Zaczyński

Później na scenę weszła „Królewna i sześciu krasnali" według Heleny Ciesielczuk. Tym razem premiera odbyła się 5 czerwca 1968 roku.

Dzieci na widowni „wyklaskały"szesnaście przedstawień. I znowupełny sukces! Zaobserwowano przy okazji wyższy poziom wykonawczy i zwyżkę zainteresowania teatrem

  w środowisku. Na scenie wówczas  wystąpili: Barbara Dąbrowska, Bar  bara Kufta, Ewa Marszalek, Grażyna Sochacka, Janusz Lidziński,Jerzy Skwierawski...

Do współpracy w zespole realizatorów, teatrzyku dziecięcego w tymokresie doszła Zofia Szymańska. Jejzasługą były odtąd pomysłowe stro

  je, które w pierwszej kolejności należało przygotować do następnejpremiery. Po serii prób ze sceny dziecięcej ukłonił się „Dzielny Szewczyk Dratewka". Po raz pierwszy pokazał się w mroźny ranek 14stycznia 1969 roku. W tej bajce wyróżniła się Danuta Dryja, Krystyna  Ackerman, Grażyna Sochacka i Stefan Szeja.

Spotkania dzieci ze swoimi baśniowymi bohaterami przestały 'byćli tylko zwykłą zabawą czy obo

  wiązkiem, wśród członków zespołu,tych małych i większych zawiązy

  wały się przyjaźnie, wzajemnie pomagano sobie w nauce, tej najważ

niejszej, po którą się chodziło doszkoły. W pamięci utrwalały się  wrażenia pozostające do końca życia.

  W 1971 roku ponownie na sceniepojawiają się postacie zza siedmiugór i lasów, ulubiona KrólewnaŚnieżka razem z szóstką krasnali.Znowu w starych murach DomuKultury Kolejarza rozlegał sięśmiech, było gwarno, panowała radość i „grzmiały" oklaski.

Dwa lata później współpracującaz Domem Kultury Kolejarza SzkołaPodstawowa Nr 5 otrzymała imię

  Adama Mickiewicza. Urozmaiconoformy współpracy, nasilono wspólne działania. Do grona ludzi, którym zależy na dobrym działaniu zespołu, dołączył Józef Balcerowicz,dyrektor szkoły. Gwarancje wza

  jemnych korzyści wychowawczychumocniły podstawy teatrzyku.

  W roku tym do wiernych widzów,  w znacznej części już stałych sympatyków „Baja", na pięć przedsta  wień zawitał „Kopciuszek" Jana

Brzechwy. Dla młodych aktorów byłto rok łaskawy, bowiem umożli  wił występy na „szerokiej" estradzie podczas obchodzonych DniGdańska. W następnym roku twórcy sympatycznego teatru dziecięcego sięgnęli znowu po ulubionegoprzez wykonawców i widzów„Szewczyka Dratewkę". Jednocześnie zastanawiano się nad „rzeczą  większą".

Była nią adaptacja andersenow-skiej „Królowej Śniegu". W sumie

  wielki trud i duże ryzyko, bo toprzecież klasyka dziecięcej literatu

ry, znany autor, popularna baśń, ainscenizacja też niełatwa. Po premierze, w październiku 1975 rokuobawy okazały się płonne. Długorozlegały się głośne brawa. ,,Kró'Iowa Śniegu" podbiła dziecięcą widownię. Serdecznościom i podziękowaniom nie było końca. Baśń cieszyła się ogromnym powodzeniem.Przy pełnych widowniach wysta

  wiono ją piętnaście razy.

Drugie dziesięciolecie rozpoczęłosię od „Basi i Azorka" Romy Sane-ckiej. Historię małej i beztroskiejdziewczynki ciekawie przedstawił

zespół ambitnych wykonawców. No  wy etap działalności teatru rozpoczęli nowi „aktorzy" — Anna Ko

  walewska, Marzena Kuchta, AlicjaDomian, Teresa Piątek, MałgorzataEajewska, Mirosława Kurek i przyszły instruktor teatralny DKK —Grażyna Murawska, a także Piotr KJossowski Jace k Stor ma, Janu sz

  barach, Adam Litka. Był to, zdaniem Henryka Lemki, najbardziejpracowity i najzdolniejszy kolektyw. Poza aimi byli inni, trudnodzisiaj wymienić wszystkich. Razemzapisali na j dojrzalszy okres na kar tach kronik swojego zespołu.

  W 1980 roku Teatralny ZespółDziecięcy „Baj" obchodził 15 leciepracy. Zajętą do ostatniego miejscasalę Domu Kultury Kolejarza wypełnili rówieśnicy młodych wykonawców, w tym w przeważającejmierze uczniowie Szkoły Podstawo

  wej Nr 5 w Tczewie, rodzice, grono pedagogiczne, a także wiele młodych kobiet. Te ostatnie, byłe członkinie zespołu przyszły obejrzeć ju

  bileuszową uroczystość wraz z mężami i własnymi już dziećmi. Przyszły przeżyć po latach jeszcze razchwilę emocji, tak dobrze im znaną z czasów, kiedy same znajdowały się po tamtej stronie scenicznejrampy.

Po kilku ciepłych zdaniach przy  witania, przyjętych serdeczną wrza  wą i oklaskami, kierownik zespołuHenryk Lemka powiedział między innymi:

„Radość dziecka i jego uśmiech,to największy skarb, a zespołów

  zajmujących się rozdzielaniem ty  skarbów jest niewiele. Dzieci w ze  spole teatralnym uczą się nie tylko  swojej roli ale przede wszystkiodwagi publicznego występowania,

  poprawnej dykcji, piękna ojczyste  go języka, harmonii gestów i ruchów. Oprócz tego, co może najważniejsze, uczą się solidarności działania w kolektywie, uczciwości i punktualności. Podobnie jak wkażdym mechanizmie potrzebne jest najmniejsze kółko, tak również tu,na scenie najmniejsza nawet rola  jest równie ważna, jak ta główna..." 

Nikt nie wątpił w prawdziwośćtych słów, przyjęto je owacją. Trzy lata potem, w czasie kolejnego galowego przedstawienia, gorące oklaski i wyrazy uznania były podziękowaniem dla Henryka Lemki. Reżyser i kierownik artystyczny dziecięcego „Baja" obchodził wówczas  jubileusz 45-lecia działalności wamatorskim ruchu teatralnym.

  W tym szlachetnym „bagażu" naj-  wdzięczniejsze miejsce zajęły ostatnie lata, ozdobione radością i u-śmiechem dziecka. To formalne uznanie, równie szczere, wypełniło ho

norowe Wyróżnienie PrezydentaMiasta „Panorama Tczewa". Kierownik muzyczny zespołu, Tadeusz  Abt w następnym roku, z uwzględnieniem pozostałych zasług dla roz

  woju życia kulturalnego, udekoro  wany został Złotym Krzyżem Zasługi.

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 90/99

 

K O C I E W S K A K R O N I K A K U L T U R A L N A 1984

S T Y C Z E Y Starogard Gd.

Podczas spotkania weteranów ruchurobotniczego grupie działaczy wręczono Medale 100-lecia polskiego ruchurobotniczego. Wśród odznaczonych znaleźli się działacze społeczni i twórcy kultury — Zygmunt Oller, Antoni Ge-rigk i Teofil Muzolf.

Tczew  W Tczewskim Domu Kultury odbył

się koncert pastorałek i kolęd w wykonaniu zespołu „Spes" z Tczewa. W programie, obok ludowych i tradycyjnych utworów, zaprezentowano autorskie pastorałki tczewskich twórców:Romana Landowskiego i Wojciecha Galińskiego.

Czynna była wystawa fotograficzna  Witolda Michalika z Krakowa pt. „Paradoksy wielkiego finału". Obrazowałaona refleksje autora na temat śmiercii przemijania.

Z końcem stycznia minął terminskładania prac konkursowych z dziedziny fotografii w tematach: „Moje miasto, zdarzenia i ludzie" oraz „Moje-widzenie świata". Organizatorem konkursu był Tczewski Dom Kultury.Gdynia

Rozstrzygnięty został konkurs plastyczny dla dzieci i młodzieży, ogłoszony przez Pałac Młodzieży w Gdyni, a zatytułowany: „Jan III Sobieski i wiktoria wiedeńska". Wpłynęło nań kilkaset prac od 430 uczestników z 31 szkółcałego województwa. Wśród piętnastuprac z Kościelnej Jani nagrodzono rysunki Olgierda Kalinowskiego, Danuty Soboń i Karoliny Szczepańskiej.

L U T Y  Starogard Gd.18 lutego obchodził swoje 70 urodzi

ny zasłużony działacz i popularyzator historii Kociewia, dr Józef Milewskize Starogardu Gd. Wśród życzeń odmiejscowych władz politycznych i administracyjnych oraz organizacji społecznych i instytucji kulturalnych były też gratulacje od redakcji pism, zktórymi jubilat współpracuje.

Z inicjatywy TMZK odsłonięta została tablica pamiątkowa ku czci He-

Mijały kolejne lata, wystawiononastępne spektakle, rozdzielając zesceny owe „skarby największe".Zmieniali się wykonawcy, czasemtakże osoby w zespole realizatorów. Ale fenomen dziecięcego teatru trwa. W 1985 roku minęło dwadzieścia lat pracy „Baja". Aktualnie nadal zespołem kieruje, jak dawniej, Henryk Lemka, przy 

  współpracy Grażyny Murawskiej,Tadeusza Abta, Tadeusza Oszmany,Stanisława Siemińskiego, LidiiSchneider, Ireny Jurczyńskiej...

Teatr trwa, choć różne przeżywadni, najczęściej radosne i słoneczne. W chwilach przejściowych zach-

leny Lange, nauczycielki i działaczkiruchu oporu oraz konspiracyjnego harcerstwa i PCK w latach okupacji.Opublikowano jednocześnie biografięLanżanki, zaś pamiątki i dokumenty osobiste tej nauczycielki przekazano doIzby Pamięci w Szkole Podstawowejnr 4.

Przez cały miesiąc czynna była w bu

dynku Cechu Rzemiosł Różnych wStarogardzie Gd. wystawa rzemiosłakociewskiego. Zgromadzono na niejckoło 200 eksponatów z dziedziny me

  blarstwa, dziewiarstwa, krawiectwa,haftu, także wyroby ze szkła, rzeźbę

  w drewnie i wyroby jubilerskie. Wszystkie prace były dziełem uczniów iadeptów rzemiosła.

TczewPostanowiono zorganizować „Dyskote

kę z sercem", dochód z tej imprezy przekazano na fundusz pomocy dla

  wychowanków Państwowego DomuDziecka w Tczewie.

GniewUrząd Miasta, Miejsko-Gminny Ośro

dek Kultury oraz TMZG ogłosiły konkurs na wspomnienia o najnowszejhistorii regionu i miasta. Plon konkursu zostanie przekazany do Izby Pamięci w Gniewie.

Gdańsk Ogłoszono wyniki konkursu plastycz

nego „Głosu Wybrzeża" i OkręgowegoPrzedsiębiorstwa RozpowszechnianiaFilmów w Gdańsku, na który -wpłynęły 464 prace. Ogromny sukces odniosła

  w tym konkursie młodzież ze .Szkoły Podstawowej nr 1 w Starogardzie Gd.pod kierunkiem Wiesława Cyrzana iBrygidy Fałkowskiej, trzecią nagrodęotrzymali Jarosław Brodnicki i IwonaGwizdała. Wyróżnienia przypadły Piotrowi Myszewskiemu z Gniewa i Piotrowi Durayowi ze Starogardu Gd.

M A R Z E CStarogard Gd.

6 marca w 39 rocznicę wyzwoleniamiasta do pamiątkowej „Księgi Zasłużonych dla Starogardu Gd." wpisanoJana Schulza — kierownika artystycz-

murzeń Henryk Lemka ciągle przypomina:

„Pomyślcie, ile radosnych prze   żyć i wzruszeń na scenie doznająi ilu tysiącom swoich rówieśników  sprawiają radość i niezapomnianewrażenia..." 

No właśnie! Ilu tysiącom? Wartościowanie w tysiącach może się  wydawać przesadą... Zespół prowadzi własną statystykę. Okazuje się,że w ciągu dwudziestu lat przygotował osiem premier, nie wliczając  wznowień. Występował trzysta razy dla prawie 100.000 młodych widzów(słownie: dla stu tysięcy)! Obok dzieci z Tczewa sceniczne baśnieobejrzeli młodzi widzowie z Pszczó-

nego Kapeli Kociewskiej, znanego wmieście popularyzatora muzyki ludo  wej, twórcy i działacza kultury.

  W eliminacjach do 29 Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego wyłoniono 13 finalistów. Wystąpili oni w koncercie laureatów w Starogardzkim Centrum Kultury.

TczewPrzyjęto do realizacji projekt pomnika ofiar wojny 1939—1945, autorstwainż. arch. Zdzisława Majera, który zlokalizowany będzie w parku im. Kopernika w Tczewie.

12 marca wręczono tradycyjne „Panoramy Tczewa" dla zasłużonych instytucji. Uhonorowano Zespół Szkół Za

  wodowych „Polmo", Zasadniczą Szkołę Budowlaną, oddział tczewski Polskiego Związku Filatelistycznego, Spółdzielnię Inwalidów „Wisła", NBP oddz.Tczew i Zakłady Mięsne.

  W eliminacjach rejonowych 23 Ogólnopolskiego Konkursu Piosenki Ra

dzieckiej w Tczewie wyróżniono nagrodami J. Malczewską, R. Kwaśniaka i grupę wokalną z tczewskiego LO.

Na wojewódzki konkurs filmów amatorskich zgłoszono do przeglądu 21 filmów. Wśród nagrodzonych znalazł sięm.in. film „Nieprzemijanie" z AKF wTczewie.

Gniew3 marca odbyło się spotkanie komisji

historycznej ZW PTTK z Gdańska z  władzami i aktywem społeczno-kultu-ralnym miasta i regionu. Omówionostan organizacyjny Izby Pamięci Jana III Sobieskiego, przekazano dla niej

kolejną partię darów od ofiarodawcówindywidualnych i zbiorowych. Zwiedzano też okolicznościową wystawę „So-

  biescianów". W ramach posiadanychzbiorów postanowiono zorganizować zalążek przyszłego muzeum w Gniewie.  W ramach akcji „Gniew" TMZG wystąpił z zamiarem uruchomienia kursuprzewodników turystycznych.

Pelplin24 marca wyznaczyli sobie spotkanie

  wychowankowie pelplińskiej uczeln

łek, Lisewa, Radostowa, Subków,Koncewic, Swarożyna...

Ostatnia premiera odbyła się podczas Dni Kultury, Oświaty, Książki i Prasy 1986. Na sali uczniowieSzkoły Podstawowej im. AdamaMickiewicza. Tradycyjnie już pożegnano absolwentów tej szkoły —członków zespołu, którzy przezcztery lata pracowali w teatrze.Znowu zabrzmiały oklaski. Przekazano podziękowania i gratulacje,  wiele życzeń opiekunom i młodymaktorom. Życzono, by na próbachkrólowało zawołanie „Wszystko zauśmiech dziecka!", a na scenie wiele

  baśni w bajecznych spektaklach.Jerzy Kiedrowski

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 91/99

 

K O C I E W S K A K E O N I K A K U L T U R A L N A 1 9 8 4

„Collegium Marianum", najstarszejszkoły średniej na Kociewiu. Z jejmurów "wyszło wielu znakomitych reprezentantów nauki, sztuki, medycyny,•prawa... znanych w kraju i poza granicami.K W I E C I E NStarogard Gd.

18 kwietnia odbyło się spotkaniedziałaczy TMZK z wojewódzkim konserwatorem zabytków i delegacją parku etnograficznego we Wdzydzach. Tematem debaty była ochrona budownictwa drewnianego i powołanie skansenu kociewskiego. Podjęto w tej spra

  wie obustronne zobowiązania.  W Muzeum Ziemi Kociewskiej w Sta

rogardzie Gd. czynna była wystawamalarstwa nieprofesjonalnego ze zbiorów Muzeum Etnograficznego w Toruniu. .

Do rejonowych eliminacji szkolnychzespołów artystycznych z terenu Ko-ciewia stanęło około 7G0 uczestników.

Nagrodzono chóry i zespoły wokalneSzkoły Podstawowej or J i nr 7 zeStarogardu Gd., harcerski zespół z Wdy i Rywałdu, zespoły taneczne: „MałeKociewie" przy SCK i ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Starogardzie Gd., atakże zespół fletów z Kalisk.

TczewPod patronatem LOK sesję popular

no-naukowa pt. „Żołnierskie drogi doPolski" zorganizowała młodzież ZespołuSzkół Zawodowych nr 1, Prócz referatów przedstawiono film dokumentalny oraz program poecyko-muzyczny.

13 kwietnia otwarto w tczewskimMuzeum Wisły stałą ekspozycję „Dzie  je żeglugi wiślanej". Składa się nanią część historyczna i kolekcja malarstwa o tematyce związanej z Wisłą. Otwarcia wystawy dokonał prezydent m. Tczewa, Cz. Glinkowski. Kustoszem Muzeum Wisły został inż. Roman Klim. Za szcególne zasługi przy organizowaniu muzeum wręczono „Panoramę Tczewa" doc. dr Przemysławo-  wl Smolarkowi z Centralnego MuzeumMorskiego.M A JStarogard Gd.

Muzeum Ziemi Kociewskiej zorganizo  wało wystawę ludowej tkaniny dekoracyjnej. Eksponaty z lat 1880—1940 pochodziły ze zbiorów Oddziału Etnograficznego Muzeum Narodowego w Gdańsku.

18 maja obchodził 80-lecie urodzin  Alojzy Stawowy, znany rzeźbiarz ko-ciewski, zamieszkały w Bietowie k. Lu-

II I— MI I Ml I IM lI I I l« WI I H ii

  bichowa. Inny działacz kulturalny, JanSchulz ze Starogardu Gd. otrzymał nagrodę wojewody gdańskiego za wy

  bitne zasługi w rozwoju kultury muzycznej .

26 maja zainaugurowano w Starogardzie coroczne „Dni Kociewia" z bogatym programem: recytacje w gwarzekociewskiej, jarmark twórczości ludo  wej, przegląd filmów krótkometrażo  wych o Kociewiu, występ Zespołu Pieśni i Tańca „Kociewie", III SzrankiTeatralne, międzywojewódzki przeglądorkiestr dętych. Impreza trwała do3 czerwca.

31 maja wręczono nagrody naczelnikam. Starogardu dla pracowników kultury. Laureatami zostali: Irena Podgórska,Edwin Hening i Andrzej Błażyński. Honorowe członkostwo ZMZK otrzymałJan Schulz.Tczew

11 maja odbyły się uroczystości rocznicowe 60-lecia Polskiego Związku Że

glarskiego, połączone z odsłonięciemtablicy pamiątkowej i sesją naukową   w TDK. Urządzono też wystawę fotograficzną i kiermasz akcesoriów żeglarskich.

23 maja otwarto wystawę poświęconą Janowi III Sobieskiemu. Zorgani-

140 ROCZNICA POWSTANIA STAROGARDZKIEGO 1846

Po przegranym powstaniu listopadowym, w Paryżuma emigracji, w 1832 roku powstało Towarzystwo Demokratyczne Polskie, które od 1340 roku poprzezswoich emisariuszy zaczęło przygotowywać ponownepowstanie w trzech zaborach. W kraju podobnie żywą działalność przejawia Walenty Stefański (1813—1877)

  w Poznaniu, założyciel tajnego Związku Plebejuszy (1842—1843). Zgodnie ,z instrukcją powstańczą Pomorze zastało podzielone na 10 obwodów, w tym starogardzki, którego komisarzem został student z  Króle

  wca, Juliusz Trojanowski, a po jego aresztowaniu naprzyjęcie dowództwa wyraził zgodę dwudziestodzie-  więcioletni student medycyny w tymże Królewcu, Florian Ceynowa, rodem z Kaszub, który w latach1943—1844 odbył roczną służbę wojskową w artyleriipruskiej. Ceynowa tym 'Chętniej wyraził zgodę naobjęcie zaproponowanej snu funkcji, że znał Starogard i okolice. Miasto to liczyło w 1846 roku około

3,5 tysiąca mieszkańców, przeważnie Polaków. Stacjonował w nim garnizon skia'dający się z 3 szwadronu1 puł ku huzarów przybocznych i 3 batalionu 5 wschod-niojpruskiego pułku Landwehiry, łącznie 500—600 żołnierzy pruskich.

  W planach Floriana Ceynowy uderzenie na Starogard miało nastąpić siłami 900—1100 rebeliantów,składających się głównie z okolicznych chłopów, rzemieślników wiejskich i innych wieśniaków, uzbrojonych w strzelby, kosy, widły, siekiery.

Ceynowa przybył w piątek, 20 lutego 1846 roku, doksiędza Stanisława Łobodzikiego (1796—1863), administratora parafii w Klonówce (około 10 km od Starogardu), sąsiadującej bezpośrednio z parafią w Kokosz-kowach, w której od 1840 roku proboszczem był bratFloriana, ksiądz Marcin Ceynowa. Został tani życzli

  wie przyjęty jako zapowiedziany i oczekiwany do  wódca powstania. Oznajmił on gospodarzom Klonów-ki, że termin insurekcji ogólnopolskiej, której częścią   jest rebelia starogardzka, został ustalony na noc z 21na 22 lutego 1846 roku, w której oficerowie garnizonustarogardzkiego bawić się będą na balu karnawało

  wym, ostatnim przed wielkim postem.Ceynowa przebywał w Klonówce przez piątek i so

  botę do wieczora i w tym czasie plebania przekształciła się w prawdziwą siedzibę sztabu powstańczego.Tu wspólnie z ks. Łobodzkim i innymi patriotamiustalono szczegółowy plan napadu ma Starogard, po

  wykonaniu którego i po zwołaniu pospolitego' ruszenia miano „'miejscowe powstanie ustalić" i 'rozszerzyć,zająć miasta Tczew i Gniew, zwerbować duchowieństwo „starej ziemi kaszubskiej". Powstańców zagrze  wano do walki słowami: „Ludzie! Macie przed sobą chwalebne dzieło! Idźcie walczyć za religię i za ojczy-nę! Będziecie za to wynagrodzeni gruntem. A jak wy,tak w tej samej minucie zbroją się wszędzie wasi

  bracia Polacy! Polska znowu powstaje..."  W sobotę wieczorem, 21 lutego 1846 roku, Ceynowa

przeniósł swą kwaterę dowódczą pod twierdzę Starogard i stąd po północy w towarzystwie pomocnikówudał się na 'most chojnicki, aby z niego bezpośredniodowodzić 'Zamierzonym atakiem na miasto (głównie na

koszary). Kiedy zbliżyła się godzina trzecia nad ranem, godzina rozpoczęcia zaplanowanego ataku, stwierdził, że stawiło się jedynie około stu powstańców,,podczas, gdy inni, zwłaszcza iz terenu Kaszub, zawiedli. Doszły też odgłosy o zdradzie i postawieniu garnizonu pruskiego w stan gotowości bojowej. Załamały się postawy i nastroje powstańców obawiających się,że Polska, o którą mają walczyć, znowu będzie szlachecka i krzywdząca lud. W tej sytuacji Ceynowa

  był .zmuszony, po odebraniu przysięgi milczenia, po  wstanie odwołać...

  W stan oskarżenia rząd pruski postawił dwudziestuczterech rebeliantów starogardzkich, z których Ceynowa, 'ks. Łobodzki i Puttkammer-Kleszczyński otrzymali karę śmierci. Wszyscy wyszli na wolność jedynie dzięki wybuchowi w Berlinie w 1848 roku rewo

lucji ^marcowej.Rebelia starogardzka nie powiodła się, ale wymowatego faktu, jak również udział jej wielu uczestników

  w następnym zrywie patriotycznym, w powstaniustyczniowym, miały ogromne znaczenie polityczne wlatach niewoli pruskiej. Świadczyły o dążeniach wolnościowych mieszkańców Pomorza.

J.rVL 

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 92/99

 

1 9 8 4 K O C I E W S K A K R O N I K A K U L T U R A L N A  

zowano ją w związku z przyjęciemprzez Zespół Szkól Budowlanych imienia Sobieskiego. Wykorzystano na niejobiekty z muzeów Gdańska, Malborkai Tczewa, Biblioteki PAN w Gdańskui Towarzystwa Miłośników Ziemi Gniewskiej.Gniew

28 maja zaczęły się „Gniewinki", poprzedzone przemarszem orszaku ,,królewskiego". W programie uwzględnionosesję popularno-naukowa o historiimiasta, wystawę nabytków do Izby Pamięci, występy Państwowej Orkiestry Kameralnej z Torunia i zespołu estradowego z Grudziądza.Skarszewy 

25 maja problemy miasta i gminy Skarszewy prezentowano na antenieRozgłośni Gdańskiej Polskiego Radia  w trzech audycjach publicystycznych.

C Z E R W I E CStarogard Gd.

Laureatami w III Starogardzkich

Szrankach Teatralnych zostały: Teatrzyk Dziecięcy M-GOK w Skarszewach,Teatr Poetycki ,,Puls" z SCK i Teatr Poezji ze Starogardu.

3 czerwca na jarmarku twórczości ludowej w Starogardzie wystąpiło 20

twórców z terenu Kociewia. Zainteresowaniem cieszył się pokaz tkactwa Reginy Matuszewskiej z Czarnego Lasui wystawa rzeźb Alojzego Stawowego.  W restauracji ,,Kosmos" serwowanotego dnia potrawy kociewskiej kuchni.Tczew

9—10 czerwca w VII ogólnopolskimPrzeglądzie Dziecięcych Zespołów Tanecznych PKP zaprezentowało się 15zespołów.

22 czerwca w Tczewie rozpoczęły sięII Spotkania Nadwiślańskie. W ramachimprezy odbyły się „Tczewskie Sobótki", w czasie których oprócz występów artystycznych uruchomiono rejsy statkiem po Wiśle. Odbyła się też sesja naukowa na temat delty Wisły.Oficjalnie powołano do życia Towarzystwo Miłośników Wisły.Skórcz

8—9 czerwca, z okazji 50-lecia nadania Skórczowi praw miejskich, zorganizowano sesję naukową z referatamiprof. Bogusława Krei, prof. Władysła

  wa Wędzińskiego, dr Józefa Milewskiego i dr Alfonsa Sikory. Wręczono teżpamiątkowe medale m.in. działaczom•regionalnym Małgorzacie Garnyszowejz Pąezewa i Józefowi Milewskiemu zeStarogardu Gd.

L I P I E CStarogard Gd.

11 lipca, w pierwszą rocznicę śmierci ostatniego dowódcy 2 Pułku Szwoleżerów Rckitniańskieh ppłk. TadeuszaŁękawskiego na jego grobie stanąłpomnik, wzorowany na mauzoleum ro-kitniańczyków. Rzeźby wykonał znany pomorski artysta, Antoni Łangowski zCzerska.

S I E R P I E ŃStarogard Gd.

Zasłużony chirurg starogardzki, dr med. Bernard Gajdus, odznaczony został papieskim orderem „Pro Ecclesiaet Pontiiice".

Tczew23 sierpnia w Tczewskim Domu Kul

tury odbył się interesujący spektakl pt.„Mieć nadzieję", z udziałem Krystyny Prońko i Andrzeja Fedorowicza.

26 sierpnia, również w Tczewie, w  wojewódzkim przeglądzie zespołów ro-

kowych wojewńdztwa gdańskiego, podnazwą „Rock na murawie", udział  wzięło 12 zespołów młodzieżowych.

PelplinGrono wychowanków Collegium Ma-

rlanum, pod kierunkiem Henryka Łu-

UROCZYSTOŚĆ  W KLONÓWCE

  W 140 rocznicę zrywu chłopów kociewskich (przeciwko pruskiemu 'zaborcy, w miejscu zawiązania sięspisku pod wodzą Floriana Ceynowy, w Klonówcekoło Starogardu Gdańskiego odsłonięto pamiątkowy obelisk według projektu inż. Mieczysława Brejskiegoi Bogdana Soleckiego.

Z inicjatywą upamiętnienia tych historycznych wydarzeń wystąpiło Towarzystwo Miłośników Ziemi Kociewskiej, zaś Rada Sołecka Klonówki podjęła się wczynie społecznym wykonania obelisku i urządzeniazieleńca wokół niego. Finał tych działań przypadł w„Dniach Kociewia 1986".

Uroczystość, ,z udziałem miejsko-gminnych władzpolitycznych i administracyjnych oraz mieszkańców

  wsi, poprzedziło wystąpienie dr Józefa Milewskiego,

który przedstawił dzieje powstania 1846 roku i losy   jego przywódców. Odsłonięcia tablicy pamiątkowejdokonała najstarsza mieszkanka Klonówki, 84-letniaFranciszka Maza w towarzystwie sekretarza KM-G  w Starogardzie Gdańskim, Gerarda Kuchty i zastępcy przewodniczącego MK PRON, Marka Łukaszewskiego. Delegacja młodzieży, mieszkańców i organizacji społeczno-regionalnych złożyły kwiaty na płycieobelisku. Po części poetycko-muzycznej odśpiewano„Rotę".

Następnie wręczone Zostały odznaczenia i wyróżnienia za pracę społeczną w upowszechnianiu kultury.Złotym Krzyżem Zasługi odznaczono 'mgr Ewę Beyar,

  współtwórczynię Zespołu Pieśni i Tańca „Kociewie".Nagrodą Prezydenta Starogardu Gdańskiego uhonoro

  wano mgr Gizelę Dembińską, Halinę Krzemień i Teo

dora Omarnika. Wręczono też dyplomy i listy gratulacyjne, m.in. autorom obelisku — B. Soleckiemui M. Brejsfciemu, sołtysowi A. Grothowi, który wrazz Radą Sołecką Klonówki doprowadził do zrealizowania inicjatywy 'działaczy TMZK.

R.Sz.

Moment odsłonięcia obelisku w Klonówce.Fot. H. Spychalski

  Występ artystyczny dziatwy szkolnej z Klonówki.Fot. L. Lewandowski

91

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 93/99

91 

K O C I E W S K A K R O N I K A K U L T U R A L N A 1 9 8 4

kowicza, ufundowało epitafium, ku czcipierwszego wojewody pomorskiego wniepodległej Polsce, dr Stefana Łaszew-skiego. Umieszczono je na pomnikucmentarnym w Pelplinie, na miejscu  wydartych przez hitlerowców inskrypcji. Przy okazji grobowiec Łaszewskie-go poddano konserwacji.Zelgoszcz

20 sierpnia, w 40 rocznice śmierciZygmunta Bączkowskiego na barykadach Powstania Warszawskiego, odbyłsię apel pamięci przy pomniku „Jasz-czurkowców" w Zelgoszczy. TMZK zorganizowało też wystawę, ilustrującą udział Kociewiaków w walkach po  wstańczych 1944 roku.Nowa Wieś Rzeczna

Przed zabytkowym zespołem pałaco  wym, siedzibą dyrekcji Kombinatu Rolnego PGR, umieszczono obelisk kuczci Edwarda PTzanowskiego, powstańca styczniowego 1863 roku, tkóry tumieszkał aż do śmierci. W jednym zpomieszczeń pałacu TMZK urządziłostałą ekspozycję biograficzną, poświęconą zasłużonej rodzinie Przanowskich,

  W R Z E S I E ŃStarogard Gd.

Jubileusz 80-lecia urodzin obchodzilizasłużeni Kociewiacy: Ludwina Gulowaze Starogardu Gd. — emerytowana nauczycielka i działaczka związkowa,Franciszek Kroi — były dyrygent or

kiestr w Tczewie i Starogardzie Gd.oraz Władysław Smuda ze wsi Subko  wy — weteran 60-letniej wzorowej służ  by pożarniczej. Do gratulacji dołączyły się TMZK i wład-ze lokalne.

Blisko ćwierć wieku po śmierci Bogdana Jacobsona, wybitnego działaczaniepodległościowego i prawnika, grób

  jego został upamiętniony i oznakowany. Renowacji podano również gróbrodziców Bogdana, stanowiący cenny obiekt dawnego rzemiosła kamieniarskiego.Tczew

Miejska Biblioteka Publiczna i Towarzystwo Miiośników Ziemi Tczewskiejoraz Oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Po-morskiego ogłosiły konkurs na wspomnienia o Tczewie pod hasłem ,,Ocalićod zapomnienia pamięć przodków".Termin składania prac wyznaczono nakoniec 1985 roku.Gniew

Podczas badań archeologicznych, pro  wadzonych przez ekipę Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, odkryto ślady nadbrzeża przystani zanikowej nad

  Wisłą z XIII—XIV wieku, pozostałości  bramy miejskiej, części murów miejskich, baszt i zabudowy XIV-wiecznejmiasta.

Społeczeństwo Gniewa podjęło budo  wę pomrAka Zwycięstwa 1 Wolności,którego odsłonięcie przewidziano narocznicę wyzwolenia miasta, 8 marca1985 roku.

Trzcińsk   W rocznicę wybuchu II wojny świa

towej odsłonięto obelisk, upamiętnia  jący ofiary hitlerowskiego ludobójstwaz Trzcińska i okolic, w tym nauczycieli Eryka Luckinera i Jana Giełdona.Podobna uroczystość, połączona z odsłonięciem pomnika ofiar terroru hitle

rowskiego, odbyła się w Osieku.Rudno

22—23 września odbyło się tradycyjneŚwięto Plonów gminy Pelplin. Atrakcją programu dożynkowego były występy artystyczne i ludowa zabawa taneczna.

Gdańsk Podczas koncertu zspołów folklory

stycznych w Teatrze ,,Wybrzeże", wśródnajlepszych zespołów pieśni i tańcaKaszub i Kociewia, zaprezentowała sięKapela „Kociewle". Program reżysero  wał Jan Właśniewski.

OttawaCzłonek honorowy TMZK, prof. dr 

Paweł Wyczyński, został przyjęty naaudiencji w Nuncjaturze Apostolskiejprzez papieża Jana Pawła II. Spotkanie odbyło się 21 września w godzinach porannych. Wybitny Kociewiak 

  jest tłumaczem poezji Karola Wojtyły na język francuski i angielski, zaś ich,  Autora poznał osobiście podczas podróży kardynała po skupiskach polonijnych w Kanadzie.

Ludowy poeta kccicwski. Antoni Górski, podpisujetomik „Modraków".

Od kilku dni plakaty zwoływały 

zewsząd Kociewiaków na doroczneświęto folkloru. Wreszcie nadszedłten dzień! W piątkowe południe,6 czerwca 1986 roku, z Ratusza starogardzkiego popłynęły dźwięki hejnału. Mieszkańcom grodu nad Wierzycą znane to dźwięki, które przeżyły swego autora, niezapomnianegoZygmunta Karbowskiego.

Rozpogodziło się niebo, kiedy łoskot doboszowego bębna uciszył

  współczesną „gawiedź", zgromadzoną przed Ratuszem, bo oto herold  w stroju z dawnych, staropolskichczasów, ogłosił „wszem i wobeci każdemu z osobna", że rozpocząłsię czas uciech, zabaw i tańców noi jarmarcznych zakupów. Tak właśnie się zaczęły „Dni Kociewia AnnoDomini 1986".

Obrosły „Dni Kociewia" już legendą i mocno zapadły w tradycjęmiasta, ale z czasem jakby przy-  blakły, spowszedniały. Czyżby miały ustąpić przed naporem kapryśnej współczesności?

Oto wkraczają — jeden za drugim — zespoły. Tęcza barw... kalejdoskop rusza. Rozbrzmiewa dawna muzyka polska — to wspaniałagrupa z Kalisk. Po niej w swoj

skim korowodzie scenę opanowujekociewski zespół z Lubichowa, poktórym „Piaseckie Kociewiaki" inscenizują „Wesele Kociewskie" niedoścignionego Bernarda Sychty. Pochwili „Koleczkowianie" porwą   wszystkich prezentacją pieśni kaszubskich, a ukraiński zespół „We-

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 94/99

 

1 9 8 4 K O C I E W S K A K R O N I K A K U L T U R A L N A  

P A Ź D Z I E R N I K  St a r oga r d G d.

Podczas inaugurac j i roku kultura lno-oświatowego wręczono medale „Zazasługi dla Starogardu Gdańskiego" .Otrzymali je Roman Miszewski, EdwinHening i Michał Sadownik.

TMZK ogłosiło konkurs jubileuszowy 

z okazji 40-lecia wyzwolenia Starogardu Gd. i Kociewia. Obejmuje on wszy-stike gatunki li terackie i publicystyczne oraz plastyczne.Tczew

Muzeum Wisły wzbogaciło się o następną ekspozycję. Stanowią ją „Łodzie ludowe dorzecza Wisły".P e lp l i n

12 października zainaugurował swoją dz iała lność Ins tytut Pas tora lny przy  

  Wyższym Seminarium Duchownym.Umożliwi on zdobywanie specjalizacjiz określonych dyscyplin teologiczno-pa-s t or a ln y c h .Z b le w o

Gminny Obywatelsk i Komitet Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa przystąpił do zbiórki funduszy na budowępomnika ku czci pomordowanych i poległych mieszkańców gminy w latach1939—1945.

L I S T O P A DSt a r oga r d G d.

10—11 listopada odbyła się II sesjanaukowa z cyklu „Kociewie w muzy

ce". Oprócz specjalistycznych referatównaukowych odbyły s ię koncerty i prezentacje muzyczne utworów inspirowanych folk lorem koeiewsklm. Imprezazyskała rangę najpoważniejszego dokonania artystycznego ostatnich lat.Kościerzyna

23 listopada, w ramach wyjazdowego

Kolegium Kultury i Sztuki, z działaczami kultury spotkał się Wiceminister Kultury i Sztuki Edward Gołębiewski.

  W toku dyskusji o lokalnych problemach rozwoju kultury mówili m.in.przedstawiciele TMZK, TMZ.T. Podczasspotkania wręczono też nagrody dladziałaczy kociewskich: Bernarda Jano-

  wicza, Alicji Kłos i Alojzego Stawo wego.

Podobne spotkanie odbyło się w FPS„Folmo" w Tczewie z WiceministremKultury i Sztuki, Wacławem Janasem,który odwiedził kilka tczewskich placówek kultura lnych.

G R U D Z I E ŃStarogard Gd.

9 grudnia w sali koncertowej Państwowej Szkoły Muzycznej odbyło sięprawykonanie kompozyc j i KazimierzaGuzowskiego „Pamięci nieskończoność"do słów Jerzego Stachurskiego. Utwór na sopran i kwartet smyczkowy po  wstał jeszcze w 1982 roku w związkuz imprezą „Kociewie w muzyce".

Starogardz ianka Anna Piekutowskaotrzymała II nagrodę na XIII Turnie

  ju Recyta torsk im Litera tury Romantycznej im. C. K. Norwida w Zakopanem.Uta lentowana recyta torska uzyskałaliczne nagrody i wyróżnienia także winnych konkursach i prezentac jach.

27 grudnia uhonorowano TMZK „odznaką Opiekuna Miejsc Pamięci Naro

do wej ' ' za stałą tro skę o ws zyst kiemiejsca wsławione w dziejach miastai regionu. Wśród odznaczonych był także Kombinat Rolny w Nowej WsiRzecznej, tkórego zasługą jest upamiętnienie grobu powstańca 1863 roku orazszczególna troska o zespół pałacowy,stanowiący jeden z najlepiej zachowanych i właściwie użytkowanych obiektów zabytkowych na Kociewłu.

Tczew  W Tczewie otwarto nową placówkę

czytelniczą — filię nr 4 MBP, mieszczącą się przy ul. Pionierów na Osiedlu Staszica.

PiasecznoZ inicjatywy miejscowego działacza

Jana Ejańkowskiego -powstał zespółpieśni i tańca „Piaseckie Kociewiaki".  W chwili powstania liczył 33 członków  w wieku od 12 do 66 lat. Repertuar zespołu zawiera przede wszystkim tradycyjne pieśni i melodie dawnego Kociewia.

Zebrał i opracował: R. SZWOCH

ireteno" zdobędzie serca widzów.Czego tu nie ma!? Pełen werwy chór Koła Gospodyń Wiejskich zPieców, dostojny i szacowny chór „Echo" z Tczewa, doskonały zespółrozrywkowy z Kalisk, „siarczyste"chłopaki z Karolewa i z Tczewaoraz zdobywające doświadczenie zespoły estr adowe z Kleszczewa,Szlachty, Osiecznej... Skrzy się, humor, bo oto bawią widzów kabarety z Kokoszkowych i Lubania. Radują się oczy, kiedy piękne dziewczyny w ramionach swych partnerów ruszają do tańca. A jest na copopatrzeć: uroda, gracja, kreacje...

i ta muzyka. Kiedy występuje KlubTańca Towarzyskiego przy Starogardzkim Centrum Kultury przedestradą szpilki nie można wcisnąć,taki tłok.

Trzydniowy maraton rytmów,stylów i barw, mimo kapryśnej pogody, zwabił sporo widzów. Gwarowe popisy recytatorów, wystawy,kiermasz, polowanie na autografy kociewskich ludzi pióra oraz szeroki wybór publikacji regionalnych...I tak przez wszystkie te dni. Dotego jeszcze imprezy rekreacyjno--sportowe w Borzechowie, Nowej

  Wsi i w starogardzkiej Strzelnicy,spotkania i prelekcje —• aż do 11czerwca. Było w czym wybierać.Kto przegapił okazję, niech nietraci nadziei. Następne „Dni Kociewia" już za rok!

Paw-ela

  występ choru Koła Gospodyń Wiejskich z Piecó-

„Piaseckie Kociewiaki" w inscenizacji „Wesela Ko-ciewskiego" Bernarda Sychty.

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 95/99

Paw-ela 

K O R Z E C O S O B L I W O Ś C I

L A T T E M U . . .

760 — istniał pod Tczewem gród Zamejte, będący w1226 raku prawdopodobnie siedzibą rycerza--feudała Pakosława,

— w t ym sa mym iroiku rozpoczęto w Tczewie,na „górnym mieście" budowę kościoła parafialnego, obecnej fary p.w. św. Krzyża.

720 •— U stycznia 1266 roku w zamku nowskim zmarłksiążę gdańsko-pomorski, Świętopełk II Wiel-iki,

— również w 1266 roku, książę gdański, Mszczuj(Męstwie, Mściwoj) II, syn wyżej wymienionego Świętopełka, walcząc wspólnie z Prusamiodniósł koło Nowego zwycięstwo nad Krzyżakami.

710 — Ten sam Mszczuj II w 1276 roku zatwierdziłnadania ziemskie w Pelplinie na rzecz zakonucystersów, gdy tymczasem jego brat, Sam

  bor II, książę dzielnicy tczewsko-lubiszewskiej,darował Zakonowi Krzyżackiemu ziemię gnie

  wską wraz z Gniewem,— była już znana wieś owalnicowa Wielki Garc.680 —• rozegrała się w 1306 roku nad jeziorem Lubi-

szewskim zwycięska bitwa między wojskami  Władysława Łokietka a Brandenburczykami,  w której zginął rycerz Jan Zwadujewicz zeSwarożyna,

— 27 pańdziernika tego samego roku WładysławŁokietek przebywał w Świeciu, by w drodzedo Gdańska przyjąć hołd od podległych mumieszczan.

620 — w 1366 roku istniała już wieś Szczerbięcin.520 —• zakończenie wojny trzynastoletniej z Zakonem

dla mieszkańców Starogardu zapisało się zdo  byciem miasta przez oddziały polskie- kpt. Pa  wła Jasieńskiego, które po 10 miesięcznym

oblężeniu, w nocy z 22 na 23 lipca 1466 roku  wypędziły z niego Krzyżaków,— w 1436 roku w Tczewie umiała miejsce wielka

powódź na skutek przetrwania wałów wiślanych, zbudowanych w latach 1283—1300.

470 — w 1516 roku zmarł, ścięty toporem, SzymonMaterna, zbuntowany mieszczanin gdański, pro

  wadzący przez 25 lat, wspólnie z bratemGrzegorzem, zbrojną wojnę rozbójniczą przeciw gdańskiej Radzie Miejskiej, napadając zeswoim oddziałem na konwoje wozów kupieckich, im.in. na szlaku kociewskim Subko

  wy — Brzeźno — Rajkowy — Klonówka ——'Starogard, gdzie do dzisiaj znany jest tzw.„Wąwóz Maternów".

460 — iw 1526 r oku koło wsi Gzatkowy Wisła po nownie przerwała wały przeciwpowodziowe.

410 — w Gniewie, w 1576 troku obradował Sejmik Generalny Ziem Pruskich.

360 — w czasie wojny szwedzkiej w 1626 ro ku nadworze biskupów kujawskich w Subkowachprzebywał król Zygmunt III Waza,

— tegoż samego roku otwarto w Tczewie pontonowy imost przez Wisłę, zbudowany przez Szwedów.

290 — w 1696 roku zmarł król Jan III Sobieski, od1667 roku starosta gniewski.

240 :—• przypa dkowy pożar fary tczewskiej w 1746roku zniszczył jej -wnętrze.

230 — w roku 1756 uruchomiono w Gniewie stacjędyliżansową na — od dwudziestu lat czynnej — linii pocztowej, której pierwszym pocz-mistrzem był Karol LatecM.

220 — w 1766 roku odnotowano pierwszą wzmi ankęo nowo założonej wsi Kaliska.

210 — tczewianin Tomasz Koss, syn ł awnika mie jskiego, rozpoczął w 1778 roku na korwecie„Discovery" podróż w ramach III wyprawy dookoła świata kapitana Jamesa Cooka.

170 — władze prus kie w 1816 przep rowadziły ka sat ęklasztoru bernardynów w Świeciu.

  A W N Y C H I D Z I S I E J S Z Y C H

160 — w 1826 roku, w Klonówce urodził się EdwardKalstein, uczestnik spisku Floriana Ceynowy 

  w 1846 roku, członek kierownictwa starogardz

kiej Ligi Polskiej (1848—50), jeden z przywódców pomorskiej organizacji powstańczej podczas Powstania Styczniowego 1863 iroku, autor rozprawy „Echo narodu czyli rzecz o sumieniunarodowym" (Pelplin 1872), zmarł w Pelplinie

  w 1898 roku,— w Kozłowie pod Świeciem w tym samym roku

urodził się Józef Puttkamer-Kleszczyński, jeden z przywódców powstania Ceynowy.

150 — w 1836 roku powstała w Pelplinie Szkoła Tumska i Śpiewacza na poziomie niepełnym średnim, w 1864 roku przekształcona w progimna-zjuim o nazwie Collegium Marianum, jedyne  w zaborze pruskim z polskim językiem nauczania.

140 — w Gniewie odbyła się manifestacja mieszkań

ców miasta i okolic, domagających się niepodległości Polski,—• w lutym tego samego troku miało miejsce tzw.

powstanie starogardzkie, kierowane przez Floriana Ceynowę, o czym piszemy w niniejszymnumerze „KMR".

130 —• w 1856 rok u uruchomiony został w Tczewiemłyn parowy.

120 — w Pelpl inie powstało założone w 1866 rokuprzez Walentego Stefańskiego (1813—1877) To

  warzystwo Rolnicze,— natomiast w Gniewie w tymże roku ukazał się

pierwszy numer pisma rolniczego „Piast" orazzałożono Towarzystwo Gospodyń.

110 — w Iwicznie na Kociewiu urodził się w 1876roku Izydor Gulgowski, późniejszy etnograf,

twórca skansenu kaszubskiego we Wdzydzach.100 — urodził się Antoni Garnuszewski, mgr inżynier mechanik, komandor, dyrektor PaństwowejSzkoły Morskiej w Tczewie.

90 — urodził się Kazimierz Eckstein, w latach międzywojennych profesor gimnazjum w Świeciu,

  w 1939 roku rozstrzelany przez hitlerowców,— w tym samym roku (1896), w Jeżewie w po

  wiecie świeckim, urodził się Bernard Łosiński,późniejszy działacz społeczny i oświatowy naKaszubach, który w 1940 roku zginął w obozie koncentracyjnym w Stutthofiie.

70 — na Kociewiu powstała anty pruska partyza ntkapolska,

— w 1916 rok u pożar str awi ł ra tusz tczewski,który już nigdy nie został odbudowany.

60 —• 26 marca 1926 roku z tczewskiego portu rzecz-mo-morskiego wypłynęły do Danii dwie pierwsze barki motorowe z 1300 tonami węgla z Zagłębia Sląsko-Dąbrowskiego,

— ks. dr Stanisław Okoniewski w 1926 roku, jako pierwszy Polak, przyjął urząd biskupa-or-dynariusza Diecezji Chełmińskiej w Pelplinie.

40 — w Borach Tucholskich i na Kociewiu w 194Sroku grasowała banda „Łupaszki", która wśród  wielu napadów najokrutniejszegO' mordu dokonała 19 'maja w Starej Kiszewie,

— 30 sierpnia 1946 roku przywrócono połączenie,przez wojnę zniszczonej, linii kolejowej naodcinku Skarszewy—Kościerzyna.

30 — w 1956 roku zmarła w Saint-Etianne we Francji Agnieszka Mazela, urodzona w 1889 roku

  w Tczewie, zakonnica sióstr miłosierdzia, znana ze swej społecznej 'działalności charytatywnej wśród polonijnej biedoty emigracyjnej,

— pows tała Starog ardzka Fabry ka Mebli Okrętowych „Famos", przekształcona z dawnychZakładów Meblarskich,

— 23 września w Starogardzie odsłonięto pierwszy na Pomorzu pomnik Adama Mickiewicza.

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 96/99

 

KORZEC OSOBLIWOŚCI POWAŻNYCH I ZABAWNYCH

CZY  WIECIE, ŻE...

... rzeka Wierzyca, na swej 135 kilometrowej długości, po opuszczeniu w okolicach Bartos zego LasuPojezierza Kaszubskiego, prawieprzez 110 kilometrów płynie przezobszar Kociewia.

... już po 1514 roku założono w Starogardzie wodociągi, zaprojektowane prawdopodobnie przez MikołajaKopernika, który bywał częstymgościem mieszkającej w tym mieście siostrzenicy Reginy, córki siostry wielkiego astronoma, Katarzyny — żony miejscowego kupca, Klemensa Moliera.

... 30'% procent powierzchni BorówTucholskich, tj. około 350 km 2 tegokompleksu leśnego leży na obszarze Kociewia, iw tym w 3/4 stanowi drzewostan kultur sosnowych.

... urodzony w Tczewie RyszardKarczykowski należy dzisiaj dościsłej czołówki tenorów operowychświata, śpiewa w najwybitniejszychteatrach operowych obu półkul, nie

  wyłączając mediolańskiej Scali, londyńskiej Covent Gardan, czy równie słynnej Metropolitan Opera wNowym Jorku, teatrów operowych  Wiednia, Moskwy, Tokio, Berlina,gdzie łącznie prezentował ponadtrzydzieści partii operowych.

... w 1950 roku do nazwy stolicy Kociewia, Starogardu, dodano przymiotnik „Gdański", celem odróżnie

nia tego miasta od StarogarduSzczecińskiego, z którym je częstomylono.

... za najstarszą świątynię na ziemikociewskiej uznaje się kościół far-ny św. Mateusza w Starogardzie,którego najdawniejsza część pochodzi z końca XII wieku, a jego około 150 lat trwająca budowa została ukończona w 1339 roku.

ROZMOWY Z GŁUCH

— Jak się masz, Bartoszu?•— Mam gąsiora w koszu.— Jak się czują twoje dzieci?— On związany, nie wyleci?— A czy zdrowa twoja żona?— Nie widziałem lisa bez

ogona.— Dziś się z tobą nie dogadam.— Po co? Przecież deszcz nie

pada!(Z okolic Sierosławia)

... w la tach 1613—1772 Skarszewy   były siedzibą pomorskiego sądugrodzkiego, który w roku 1700 skazał cztery kobiety, oskarżone o czary; torturowane przez siedem miesięcy zostały spalone na stosie.

... w Warszawie na Marymoncie jestulica Pelplińska, a obok, niemalnad Wisłą tuż przy Lasku Bielańskim —• ulica Tczewska, natomiastna Pradze Południe, na osiedlu Go-cławek znajduje się również nie  wielka ulica Świecka.

... dawna wieś królewska Skórczotrzymała w 1934 roku prawa miejskie, kiedy miejscowość ta przekroczyła 3 tysiące mieszkańców, aherb miasta — przedstawiający wdwóch polach gryfa i szpaka czylipo kociewsku skorca — zatwierdzony został trzy lata później.

... Gorzędziej w latach 1287—1312,na mocy aktu lokacyjnego nadanego przez biskupa płockiego Tomasza, był miastem, które Krzyżacy zamienili na wieś.

... dnia 15 października 1672 rokuurodziła się w Gniewie córka Janai Marii Sobieskich, de la Berbilune,zwana przez gniewian SobieskaBerbiluna, ochrzczona trzema imionami — Adelajda — Teofila —Ludwika, która przeżyła niecałepięć lat i — według miejscowej legendy — ukazywała się na zamkugniewskim, po swojej śmierci, wkażdą najdłuższą noc roku w towarzystwie Czarnej Damy, którą była  jej matka, Marysieńka Sobieska.

... dojazdowa linia kolejowa, wybudowana w 1902 roku, z Nowego doTwardej Góry, była koleją prywatną, która dopiero w 1937 roku została upaństwowiona.

M

— Jak się masz, Janie?— Mam mleko w dzbanie.— Tyś się pewnie dziś się

 wyspał.— Uważam, bym go nie wylał.— Co ty pleciesz? Zostań

z Bogiem!— Idź i przewróć się przed

progiem!

(Z Drzycimia)

... w czasach kontrreformacji w No  wym nad Wisłą na stosie spalono  w 1624 roku dwie rzekome czarownice — Małgorzatę Tyburkow i Annę Jagodkaw, posądzone o kontakty cielesne z diabłem Rokitą, a siedem lat później podobny los spotkał trzecią mieszkankę Nowego,  Annę Bernhadt.

... jeszcze w XVIII stuleciu biegła  w Tczewie wokół starego miasta,  wzdłuż wewnętrznej linii murówobronnych, ulica, zwana Okólna lubOkrężna.

... w latach międzywojennych wTczewie ukazywała się regularniegazeta pod nazwą „Dziennik Tczewski", która w 1927 roku zmieniłatytuł na „Goniec Pomorski".

... na terenach obecnego starogardzkiego Stadionu Tysiąclecia, w średniowieczu znajdowało się „KruczePole", o którym podania mówią, żesłużyło za plac straceń skazanychprzez Krzyżaków obywateli miasta.

... w końcu 1918 roku, zaraz po wy  buchu rewolucji w Niemczech, od  był się w Skarszewach wielki wiec,  w którym uczestniczyła Róża Luksemburg, prezentująca na nim postawy wybitnie internacjonalistycz-ne lecz manifestujący mieszkańcy 

domagali się niezwłocznego przekazania władzy w mieście polskiej radzie ludowej.

... obecna ulica ks. Ściegiennego wTczewie w ubiegłym wieku zwała,się Długie Ogrody, bowiem zawszeprowadziła ku ogrodom nad Wisłą,zielonej dzielnicy peryferyjnej onazwie Podlice.

— Boże pomagaj, chłopie!— Ja tu glinę kopię.— Czy daleko do Pelplina?— To jest dobra glina!— Czyś ty głuch?— Było nas dwóch!— Czyś ty bez rozumu?— Drugi poszedł do domu!— A, gadaj głupi z panem...— Na wieki wieków amen!

(Z Osia)

95

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 97/99

95 

K O R Z E C O S O B LI W O Ś C I T Y LK O Z A B A W N Y C H

F I G L I K I L U D O W E

POZDROWIENIE KIESZEŃ 

Pozdrawiam cię przez koniecfartucha

  byś nie dostała dużego brzucha

  Wisi paskudakoło udaa w tej paskudziegrzebią ludzie

PLOTKARZEi

Gęsiarze za miedzą co gęś usra to zjedzą 

NA  ZADUFANYCH

Kto zadziera nos do góry pokazuje w nosie dziury 

  W OSTATECZNOŚCI

Choć chłop jak żabaale to nie baba

ŚWIĘTE SŁOWA 

Nie ma pola  bez konkola

  WIECZNY ZAPIS

Co się napisze w kominiena glinieto nigdy nie zginie

TEŻ MI PIĘKNA!Nogi

  jak batogiRęce

  jak obręcze

 Antonikoty goni  w czarnej chuściepo kapuścieKapusta go obaliłai wszystkie koty zabiła  Antoś padłkot go zjadł

K O C I E W S K IE N T L I C Z E K  

P E N T L I C Z E K  C Z Y L I

D Z I A T W Y  D A W N E

O D L I C Z A N K I

Józek zrób mi wózek dam ci plackana powrózek Józek szykuj wózek cztery kółkai dyszołka

Za stodołą za kapustą kulał się tam chudy z tłustą Tak się długo tam kulaliaż kapustę połamali

Kuba Kubie

  w nosie dłubieco wywiercito da śmiercico wydrapieto da gapie

Ktoś tu bywał między namico się obżarł słodzinamisucha rzepa — mokry chrzonnikt to nie był — tylko on

96

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 98/99

96 

Powołany w końcu 1985 rokuKOCIEWSKI KANTOR EDYTORSKITczew—Starogard Gdański(Sekcja Wydawnicza Tczewskiego Domu Kultury)  wydal dotychczas następujące pozycje:

dwa tczewskie almanachy poetyckie  WIDOK OGÓLNY s. 32, cena 100,—NAJBLIŻSZA OKOLICA s. 40, cena 100,—oraz publikacje zlecone:Roman Landowski: Książnica tczewska 1946—1986Tczewska Wiosna Plastyczna — katalogRyszard Szwoch: Starogardzka książnica 1946—1986

  W opracowaniu redakcyjnym lub w druku znajdują się i niebawemsię ukaże:

GARSC ŚMIECHU I PIEPRZU SZCZYPTA czyli facecji kopaJózef Milewski: ZABYTKI I INNE OSOBLIWOŚCISTAROGARDUSZKICE REGIONALNE arkusz poetycki wierszy AndrzejaGrzyba, Romana Landowskiego i Romana SenskiegoSZPĘGAWSK Z martyrologii mieszkańców Kociewia, w opr. red.J. Milewskiego

  W planach najbliższych latSKARBCZYK czyli o Kociewiu i Kociewiakach prawie wszystko

(leksykon regionalny) W KUCHNI I PRZY STOLEHERBY Z KOCIEWIA SZTUKA LUDOWA KOCIEWIA SPOTKANIA NADWIŚLAŃSKIE

5/9/2018 Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/kociewski-magazyn-regionalny-nr-1-559ca33ad261a 99/99

 

Cena 140,— zł

Kociewski Kantor EdytorskiTczew—Starogard Gd.1986

ISBN 83-85026-06-1 PL ISSN 0860-1917

SKÓRCZ STAROGARD GD ŚWIECIE TCZEW GNIEW NOWE PELPLIN SKARSZEWY 

  W n a j b l i ż s z y c h z e s z y t a c h m . i n . :

Józef Milewski: SZLAK WYZWOLENIA Michał Misiorny OKOLICA MOJEJ MATKI

  Andrzej Pawlina: POCHODY GWIŻDŻ ÓW I HERODÓW Dalszy ciąg cyklu Romana Landowskiego „Tczewski parnasik lat dwudziestych:BELL CANTO Z MUZĄ W PODWIĄZKACHMIŁOŚCI ŚWIETLNYCH IGRZYSK 

  Andrzej Grzyb: WZDŁUŻ CZARNEJ WODY Ciąg dalszy cyklu w oprać. Romana Klima: OPOWIEŚCI LUDZI GINĄCYCHZAWODÓW 

  W „KONTERFEKTACH" sylwetki Antoniego C ewskiego i FranciszkaNierzwickiego — pióra Ryszarda chaJózef Golicki: KOCIEWIE — KULTURA MATERIALNA Romana Skeczowskiego i Jadwigi Staniszewskiej dalsze opracowania O HERBACH MIEJSCOWOŚCI KOCIEWSKICHReportaż Józefa Ziółkowskia t a k ż elektury naszych przodków — kociewską kronika kulturalna — aneks do Sychty (pod red. dr Marii Pająkowskiej) — nasze promocje — poezja — próby literac

kie — regionalny regał (omówienia, recenzje, zapowiedzi...) — legendy — podania — baśnie (również Józefa Ceynowy) - korzee osobliwości - Gadki ponaszamu — Z życia regionu